Rozdział jedenasty



Wszystko, co wydarzy się jutro przeżyliśmy już dziś.*

Louis oficjalnie mógł przyznać, że kocha grudzień, ale nigdy nie myślał, że miasteczko pokryte śniegiem zachwyci go tak bardzo. Nie potrafił przestać przyglądać się całemu otoczeniu, dróżka prowadząca do domu była zasypana śniegiem, który spadł kilka dni wcześniej. Każdego poranka budził się i rozglądał z coraz większą ekscytacją, rośliny zostały przykryte miękkim białym puchem, na którym miał ochotę się położyć. Dama była chyba tak samo szczęśliwa jak on, spacery stały się jej ulubioną rozrywką, a tarzanie w śniegu zabawą numer jeden w rankingu. Mroźne powietrze szczypało w policzki, gdy spacerem każdego dnia wraz z Harrym zmierzali w stronę szkoły. Ludzie mogli sobie narzekać na zimę i mróz, ale Lou wierzył, że to magiczna pora roku taka, podczas której wszystko jest wstanie się wydarzyć, a niemożliwe nie istnieje. Z całych sił starał się zarażać swoim entuzjazmem wszystkich dookoła, Harry nie wyglądał na zainteresowanego zabawami na śniegu, przeciwnie wzdrygał się za każdym razem, gdy mały płatek spadał z nieba prosto na jego twarz, Gemma była jak kot, najchętniej leniuchowałaby przy kominku i nie ruszała się z miejsca i wszyscy w domu dziękowali w duchu za Nialla, który był jedynym powodem dla którego podnosiła swój tyłek i wyściubiała nos za drzwi.

Nieoczekiwanie praca w szkole przeciągnęła się i zastępstwo trwało coraz dłużej. Lou sam nie wiedział, czy ma się z tego powodu cieszyć, czy też nie. Nie zastanawiał się, czy chce zostać w tym miasteczku na dłużej, był pewny, że nie wróci do Londynu, ale jego mama byłaby bardziej niż szczęśliwa, gdyby ogłosił powrót do domu rodzinnego. Wydawało mu się, że stary nauczyciel dość dobrze czuje się na zwolnieniu lekarskim i nie byłby zaskoczony, gdyby okazało się, że zdecyduje się przejść na zasłużoną emeryturę. Na razie starał się o tym nie myśleć, niczego nie planować. Nadchodziła zima, to nie był dobry czas na planowanie i zmiany, poczeka na nadejście wiosny i wtedy zadecyduje co dalej zrobić ze swoim życiem. Tak, to był dobry plan, poczekać na wiosnę i pozwolić wydarzeniom dziać się.

***

Harry stał niepewnie przed drzwiami do pokoju Louisa i nie wiedział co teraz zrobić. Był w tym pokoju tylko jeden raz odkąd szatyn zamieszkał razem z nimi i wydawało mu się, że nie powinien odwiedzać Louisa w jego sypialni, nawet tego nie chciał, bo co jeżeli tam będzie leżała Dama i nagle zostanie zmuszony do... na przykład pogłaskania jej? Co wtedy? Taka sytuacja byłaby absolutnie okropna i nawet nie chciał jej sobie wyobrażać, co innego głaskanie Harry'ego, jego futerko jest miłe, ciepłe i zawsze wtedy kot wydaje z siebie takie przyjemne mruczenie. Lubił ten dźwięk i lubił Harry'ego, ale Dama była wielkim, groźnym psem i nie miał ochoty zbliżać się do niej na krok.

Przygryzł wargę, nerwowo przystępując z nogi na nogę, ostatnio na terapii rozmawiał trochę o Louisie i nawet przyznał się do tego, że może lubi go trochę, ale nie tak mocno jak na przykład Harry'ego. Kiedy to wyznał, terapeutka wydawała się dziwnie zadowolona, tak przynajmniej mu się wydawało, ponieważ uśmiechnęła się i zaczęła nucić coś pod nosem zapisując jakieś słowa w swoim notatniku. Czasami chciałby rozumieć ludzi trochę bardziej, wiedzieć co myślą w danej chwili, dlaczego robią taką, a nie inną minę, uśmiechają się albo krzywią, płaczą lub śmieją głośno. Nie ogarniał tego wszystkiego i to czasami denerwował go tak bardzo, tak jak teraz kiedy stał przed drzwiami i nie wiedział, czy wolno mu zapukać i wejść do środka, czy może powinien uciec stąd szybko i nigdy nie przyznawać się do tego, że kiedykolwiek stał tutaj. Zacisnął nerwowo dłoń i rozprostował ją szybko, powtarzając ten ruch raz po raz. Nie wiedział nawet, dlaczego chce odwiedzić Louisa, po prostu nie chciał siedzieć sam w swoim pokoju, a Louis zawsze opowiadał dużo ciekawych historii i czasami wspominał o Theo i Mii, a to byli jego jedyni przyjaciele, tak przynajmniej mu się wydawało, ponieważ nie znał dobrze nikogo w swoim wieku, więc spajał każde słowo, które wypowiadał Louis, ciesząc się z towarzystwa drugiej osoby. Chciał to zrobić, chciał zapukać i wejść, ale nie mógł, ponieważ Louis mógłby pomyśleć, że jest głupi, Louis mógł nie chcieć z nim rozmawiać, mógł mieć jakieś swoje ważne sprawy do załatwienia, mógł spać, albo pracować, albo robić coś innego i Harry chodził na terapię już wystarczającą ilość lat, by wiedzieć, że trzeba myśleć o tym czego chcą inni ludzie, a nie skupiać się wyłącznie na własnych pragnieniach, więc zrobił krok do tyłu i już chciał uciec do swojego pokoju, by zająć się tym co zawsze, gdy drzwi zaskrzypiały i w progu stanął Louis.

- O cześć Harry – przywitał się jak zwykle z uśmiechem, który oznaczał, że mężczyzna ma dobry dzień i z chęcią z nim porozmawia, tak przynajmniej rozszyfrował to Harry.

- Cześć Louis – powiedział cicho, spuszczając wzrok na swoje stopy.

- Stało się coś? – zapytał szatyn i Hazz wiedział, że teraz mógł powiedzieć prawdę, że chciał tylko spędzić trochę czasu z nim, by nie siedzieć samemu w pokoju, ale bał się zapukać i przeszkadzać mu, ale nie był wstanie tego wyznać, więc sterczał tam w tym samym miejscu, wpatrując się w dywan, wyginając nerwowo swoje palce i milcząc, ponieważ był Harrym – wiesz co, mam pewien problem i myślę, że tylko ty możesz mi pomóc – wyrzucił niespodziewanie starszy mężczyzna i głowa Harry'ego poderwała się do góry, a jego wzrok na kilka sekund spoczął wprost na błękitnych tęczówkach.

- Ja? – zapytał z niedowierzaniem Harry – czy to jakiś problem z książką? Albo może z filmem lub z jakimś trudnym słowem, bo kiedy gramy w scrabble zawsze masz problem ze słowami i mimo, że jesteś taki stary nie radzisz sobie z taką prostą grą, co jest niedorzeczne, bo można by powiedzieć, że jesteś głupi, a przecież...

- Harry stop – Louis przerwał mu paplaninę, nie zwracając nawet uwagi na to, że został nazwany głupkiem, przyzwyczaił się już do tego.

- Co? – burknął loczek, niezadowolonym głosem – z czym masz problem Louis?

- Zapraszam w moje skromne progi – szatyn odsunął się otwierając szerzej drzwi i Harry naprawdę był ciekaw, co też takiego wymyślił tym razem Louis, ponieważ jego pomysły były czasami tak samo głupie jak i dziwne, dlatego też zrobił dwa duże kroki i wszedł do pokoju mężczyzny.

Od samego progu zobaczył Damę leżącą na dużym łóżku i wzdrygnął się na ten widok, ponieważ Harry był mały, więc miał prawo wylegiwać się na pościeli, ale ten pies był ogromny. Poczuł za sobą obecność Louisa, gdy ten zamknął za nimi drzwi i rozsiadł się wygodnie na dywanie.

- Co to za problem? – Harry od razu przeszedł do rzeczy, ponieważ problem był ważny, problemem trzeba było się zająć jak najszybciej prawda?

- Cóż problemem jest mój pokój, a raczej chaos jaki tutaj zapanował odkąd zacząłem pracę w szkole i nie mam na nic czasu.

- Na nic poza leżeniem – wtrącił obojętnym głosem loczek, co Lou skwitował krótkim prychnięciem, ponieważ to było tak oczywiste, że Harry w końcu wypomni mu ten dzień, kiedy postanowił leżeć i nic nie robić.

- Tak, na nic poza leżeniem – zgodził się szybko, chcąc przejść do sedna sprawy – chodzi o to, że mój pokój mnie przeraża i pomyślałem sobie, że znam jedną osobę, która świetnie sobie radzi w porządkowaniu wszystkiego i może ten ktoś miałby czas i chęci, by mi troszkę pomóc? – popatrzył pytająco na Harry'ego, który chyba nie zrozumiał aluzji i zastanawiał się o kim mowa – mówię o tobie – wyjaśnił krótko Lou, patrząc się znacząco na młodszego, którego spojrzenie nagle rozjaśniło się.

- Chcesz żebym ci pomógł? – upewnił się ostrożnie Harry, nie chcąc mieć nawet nadziei na to, że ktoś mógłby dobrowolnie chcieć spędzić z nim trochę czasu.

- To właśnie powiedziałem – przytaknął Louis.

- Och nie powiedziałeś dosłownie tego w zasadzie mówiłeś coś zupełnie innego, ale rozumiem, że tak jak zwykle ludzie to wyjaśniają, to miałeś na myśli prawda?

- Tak, to miałem na myśli, więc jak, pomożesz mi tu trochę posprzątać?

- Tak – zgodził się i nieświadomie uśmiechnął, ponieważ wiedział, że robi coś co jest uznawane za coś normalnego, pomaganie innym jest w porządku, jest dobre i miłe, ludzie to właśnie robią, pomagają sobie, ale nikt nigdy niczego od niego nie chciał. Pewnie, Gemma nie raz mówiła mu żeby pomógł jej w czymś, mama i tata również, ale nikt poza nimi nie pomyślał nigdy, że on – Harry – mógłby się do czegoś przydać, że mógłby komuś pomóc, to zazwyczaj wszyscy chcieli pomagać jemu.

- Świetnie, wiem że jesteś zawsze bardzo zorganizowany podczas pracy, więc dostosuję się do ciebie, a ty mów co mam robić dobrze? – szatyn podniósł się i pogłaskał Damę, która nadal drzemała na łóżku.

- Mam mówić ci, co masz robić? – zaskoczenie wdarło się do głosu Harry'ego, ponieważ czasami mówiono mu, że jest niegrzeczny, że rozkazuje innym i starał się walczyć z tą częścią siebie, ponieważ zdawał sobie sprawę, że to nie jest miłe, kiedy ktoś rzuca w ciebie rozkazami i żądaniami, a teraz Louis mówił mu coś takiego i to było niewłaściwe, ale nie potrafił mu tego wyjaśnić w sposób jaki to rozumiał, brakowało mu odpowiednich słów, które powiedziałyby co czuje, ponieważ czuł, chociaż reszta świata często usiłowała mu wmówić, że ktoś z Aspergerem nie czuje zupełnie nic.

- Tak będzie chyba najlepiej, ponieważ moje sprzątanie może skończyć się na upchnięciu wszystkiego do szafy – szatyn uśmiechał się, nie rozumiejąc absolutnie niczego i to stresowało Harry'ego, ponieważ chciał, by Louis zrozumiał.

Rozejrzał się po sypialni i skrzywił momentalnie, w pokoju panował bałagan, chaos i było tam strasznie nieprzyjemnie, a przecież pamiętał to miejsce, jako ciepłe i przytulne, lubił czasami spędzać tu czas, kiedy w jego pokoju wszystko zaczynało go przytłaczać. Musieli tutaj posprzątać, w innym wypadku zalęgną się tu jakieś paskudne robaki, których tak bardzo nie lubił. Nie rozumiał, jak Louis mógł doprowadzić pokój do takiego stano?

- Och to proste, właściwie spędzałem tutaj mało czasu, wiesz zazwyczaj jestem w salonie z twoją rodziną, a tutaj wracałem tylko wieczorem, więc rozbierałem się, rzucałem ubrania na dywan i kładłem się spać – usłyszał odpowiedź, więc z przerażeniem zrozumiał, że zadał to pytanie na głos.

- Dobrze, może zaczniemy sprzątać – zaproponował cicho, wpatrując się w porozrzucane po podłodze ubrania, których naprawdę nie chciał dotykać – czy to będzie w porządku, jeżeli ty pozbierasz te ubrania i wrzucisz je do pralki, a ja poukładam twoje książki i powycieram kurze? Zrobiłbym to za ciebie, ale nie chcę dotykać brudnych ubrań – miał nadzieję, że Louis nie będzie zły, nie wiedział dlaczego, ale zależało mu na tym, by mężczyzna chciał z nim rozmawiać i odprowadzać go do szkoły, to było miłe, mieć kogoś jeszcze, kogoś kto nie jest mamą, tatą, Gemmą czy Niallem, kogoś zupełnie nowego – nie chodzi o to, że to są twoje ubrania, po prostu nie lubię dotykać rzeczy noszonych przez inne osoby, wiem że to dziwne, ale nie chcę tego robić – czuł, że powinien to wyjaśnić.

- Też nie chciałbym dotykać brudów innej osoby, no chyba że byłby to taki czyścioszek jak ty – zaśmiał się Louis i zaczął zbierać ubrania z krzywym uśmiechem na twarzy.

To oznaczało, że nie był zły, osoby które były złe nie uśmiechały się, nauczył się tego przez te lata spędzone w szkole. Wkurzeni ludzie byli zazwyczaj poważni, ich oczy miały taki nieprzyjemny chłód, o którym czytał czasami w książkach, a twarze były dziwne, często pozbawione wyrazu, pewnie właśnie tak wyglądał on sam przez cały czas. Psycholog często mówił mu, że osoby z Aspergerem odstraszają od siebie innych, ponieważ ich twarze przypominają maski. Czasami podczas tych krótkich chwil, kiedy zatrzymywał się przed lustrem przyglądał się swojemu odbiciu i zastanawiał się, czy to co ma przed oczami naprawdę mogło przerażać innych, czy w jego oczach nie było tego co ludzie uważali za normalne, czy nie potrafił wyrażać tego co czuje za pomocą uśmiechu? Nigdy nie potrafił znaleźć odpowiedzi na te pytanie, więc powoli przestawało go to obchodzić, nie miał zamiaru wciskać na twarz sztucznego uśmiechu, by poprawić humor innym ludziom. Nie chciał rozważać swojej inności w tym momencie z Louisem u boku, dlatego zabrał się od razu do pracy, z zaciekawieniem zerkając na każdą książkę na półce. Nigdy nie powiedział tego głośno, bo i po co, i tak nikogo to nie obchodziło, ale uważał za coś bardzo pozytywnego to, że Louis czyta tak dużo i ma w swoim pokoju książki. Czasami widział, jak mężczyzna wraca z biblioteki z całym naręczem nowych powieści i kusiło go, by zapytać o tytuły, ale nigdy nie mógł się przemóc, by odezwać tak po prostu.

- Och czytałeś to? – zapytał nagle Louis i Harry zrozumiał, że zatrzymał się nagle trzymając jedną książkę w dłoni.

- Co? Nie – pokręcił szybko głową, rzucając okiem na tytuł.

- Polecam, chociaż wyjątkowo film podobał mi się zdecydowanie bardziej.

- To... to jakiś romans prawda? Jeden dzień – tytuł brzmi jak coś co pasuje do romansu – zauważył czytając krótki opis.

- Niekoniecznie, powiedziałbym raczej, że to powieść o ludziach, o ich zwyczajnym życiu, marzeniach często niespełnionych, utraconych miłościach i wspomnieniach wiecznie żywych w pamięci, dobra powieść na kilka spokojnych wieczorów – szatyn posłał mu delikatny uśmiech, którego Harry nie odwzajemnił, zastanawiając się nad czymś dość mocno – Możesz przeżyć całe życie, nie dostrzegając, że to, czego szukasz jest tuż przed Tobą – zacytował na koniec Lou i powrócił do sprzątania.

- Nie przepadam za czytaniem romansów i książek o miłości – wyznał po chwili, odkładając książkę na regał – nie za bardzo rozumiem te wszystkie sprawy związane z miłością, wolę inne tematy, które są prostsze, ale moja terapeutka mówi, że powinienem czytać o tym co sprawia mi trudność i wywołuje dyskomfort. Mówi, że właśnie wtedy uczę się czegoś nowego, co przyda mi się w życiu, nie zgadzam się z nią, ale to raczej mało ważne prawda? Przeczytałem Romea i Julię i co, to jest totalnie przereklamowane. O co ta cała afera, o dwie osoby, które się zabiły, ponieważ były zwyczajnie głupie? Bezsensu, zresztą miłość to w ogóle jakieś dziwne pojęcie, nikt nie wie tak naprawdę co to jest, ale wszyscy udają, że są w tym temacie znawcami. Ja uważam, że miłość to raczej przywiązanie, nic poza tym – nie zorientował się, że wykonał już wszystkie zadania, jakie wyznaczył sobie w głowie, więc zerknął na Louisa zastanawiając się, dlaczego ten się nie odzywa. Odkrył, że ten przygląda mu się uważnie z czymś dziwnym wypisanym na twarzy – co? – zapytał krótko, chcąc dowiedzieć się o co chodzi.

- Nic takiego, po prostu słuchałem tego o czym mówiłeś – szatyn odchrząknął i wypuścił powoli powietrze – jeżeli masz ochotę możesz przeczytać Jeden dzień, a w weekend obejrzymy film, co ty na to?

- Dobrze – zgodził się i wziął książkę odkładając ją na bok – coś jeszcze? – zapytał, gdy dostrzegł, że Louis nadal na niego patrzy.

- Tak sobie pomyślałem, że może poszedłbyś ze mną na spacer po okolicy, i tak muszę wyjść, a z tobą byłoby mi zdecydowanie przyjemniej?

- Chcesz pójść ze mną na spacer? Dlaczego? – usiadł na łóżku w odpowiedniej odległości od psa, który napawał go niepokojem. Jak długo może spać taki pies, przecież rozmawiali tak głośno, a on się nie obudził.

- Nie lubię spacerować w pojedynkę, miło jest wyjść z kimś, ale jeżeli nie masz ochoty, to nie ma sprawy, pójdę sam.

- Nie lubię spacerów, ale mogę z tobą wyjść – zgodził się po chwili – to idziemy? – wstał i popatrzył na szatyna wyczekująco.

- Teraz?

- Tak, mówiłeś przecież, że chcesz iść na spacer, więc chodźmy – odparł Harry kierując się w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na Louisa, który ruszył za nim z niedowierzaniem na twarzy.

- Chodź Dama, idziemy na spacer – zawołał i poczuł jak odbija się od pleców Stylesa – co jest?

- Nie mówiłeś, że to idzie z nami – wytknął loczek wskazując na Damę, która już zeskoczyła z łóżka i stała dumnie u boku Louisa.

- No weź Harry, myślisz, że wychodziłbym na ten mróz tak z własnej woli? Przynajmniej poznasz się lepiej z Damą, na pewno się polubicie.

- Nie sądzę – mruknął młodszy i niezadowolony wyszedł z sypialni Tomlinsona – następnym razem nie okłamuj mnie, tylko powiedz prawdę i weź smycz, nie chcę żeby to zbliżyło się do mnie.

- Ma na imię Dama – stwierdził rozbawiony Louis, schodzą po schodach za Harrym, który mruczał coś do siebie przez cały czas.

- Pozostanę przy określeniu to.

- Jak sobie życzysz, a mogę zacząć nazywać cię Hazz? – zapytał uszczypliwie i oczywiście Harry zatrzymał się natychmiastowo w miejscu i obrzucił go krótkim spojrzeniem.

- To nie jest moje imię Louis – stwierdził oczywiste i zaczął ubierać się w ciepłe ubrania – jesteś taki głupi i męczący, ty i ten twój pies.

- Jasne Harry, powiedz kiedy będziesz gotowy do wyjścia – minął go i zniknął w kuchni, cały czas uśmiechając się, ponieważ drażnienie Harry'ego czasami było taką dobrą zabawą i nie potrafił sobie tego odmówić.

***

Spacery stały się ich kolejną wspólną rzeczą, zaraz po śniadaniach i filmach oglądanych w weekendy. Spędzanie czasu z Harrym było czymś fascynującym i ekscytującym zarazem, Louis nigdy nie mógł być pewny tego, jak zachowa się loczek, co powie, jak zareaguje. Chłopak był zagadką i mimo, że nadal czytał książki dotyczące Aspergera wydawało mu się, że jego wiedza nadal jest zbyt mała i naprawdę nie wie, kim jest Harry Styles.

To był kolejny mroźny dzień, gdy Louisowi udało się namówić Harry'ego na krótki spacer. Szli w milczeniu do momentu, kiedy Lou postanowił zacząć opowiadać o treningach i lekcjach w szkole. Cały czas nie był pewny o czym może mówić przy Harrym, nie chciał zdenerwować nastolatka, a szkoła na pewno nie była dla niego miłym tematem, więc starał się unikać jej w swoich wypowiedziach jak ognia. Z drugiej strony poruszał tylko te zabawne aspekty, opowiadał jakieś anegdotki, wspominał śmieszne sytuacje, które go spotkały w minionym tygodniu, chciał po prostu przerwać ciszę, która między nimi zapanowała. Przez jakiś czas był świadom tego, że Harry słucha go uważnie, jednak po kilkunastu minutach gdy przerwał opowieść, nie doczekał się zupełnie żadnej reakcji ze strony loczka. Młodszy nie patrzył na niego, ale do tego Lou zdążył się już przyzwyczaić, mimo to jakakolwiek reakcja z jego strony byłaby miła i pożądana. Nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji, czy szturchnąć lekko chłopaka, czy może stanąć przed nim i sprowadzić go na ziemię. Zdecydował się na coś zupełnie innego.

- Hej Harry – powiedział dość cicho, nie chcąc wystraszyć Stylesa, który szedł przed siebie, nie zwracając na nic uwagi – Harry – poklepał go lekko po ramieniu i chyba to odniosło skutek, ponieważ chłopak nagle wzdrygnął się i przez kilka sekund popatrzył na niego.

- Tak?

- Nie słuchałeś tego o czym opowiadałem – zauważył pewnym głosem, ponieważ Harry wyraźnie dał mu do zrozumienia, że miał go gdzieś.

- Słuchałem przez jakiś czas, ale mówiłeś zbyt długo i wyłączyłem się – wyjaśnił chłopak, unikając spojrzenia szatyna, który powinien złościć się, ponieważ gadanie do siebie nie jest niczym miłym, ale w sumie Harry wytłumaczył to dość sensownie i Lou nie raz dostrzegł, że chłopak zawiesza się, wpatrując się w jedno miejsce. Najwyraźniej to kolejna Aspergerowa rzecz.

- Przynudzałem tak? – zaśmiał się, ponieważ domyślał się co może zaraz usłyszeć. Już jakiś czas temu zrozumiał, że jeżeli chce usłyszeć prawdę, wystarczy, że zapyta Harry'ego.

- Nie, chociaż po jakimś czasie nie miałem już pojęcia o czym mówisz i dlatego wyłączyłem się i nie słuchałem. Domyślam się, że po porostu chciałeś mi tym wszystkim przekazać, że lubisz pracę w szkole i że czasami jest tam zabawnie prawda?

- Dokładnie to miałem na myśli.

- Więc, dlaczego tego nie powiedziałeś, wtedy nie musiałbym się męczyć i skupiać na tych wszystkich słowach? – zapytał szczerze Harry i Louis nie znał odpowiedzi na to pytanie, myślał, że zabawia chłopaka swoimi opowiastkami, a okazało się, że zamęczył go do tego stopnia, że ten wyłączył się byleby tylko go nie słuchać.

- Cóż na swoją obronę mogę powiedzieć tylko tyle, że nie miałem o tym pojęcia i teraz będę już wiedział żeby tyle nie paplać.

- Paplać czyli?

- Och... mówić tak dużo – wyjaśnił i przewrócił oczami, na widok Damy zakopanej w zaspie śnieżnej – wiesz, że śmiało możesz pogłaskać Damę, jeżeli tylko będziesz chciał – zapewnił Harry'ego, który nadal unikał psa jak ognia.

- Dlaczego miałbym ją głaskać? I skąd w ogóle pomysł, że chciałbym to robić?

- Nie wiem, tak tylko zaproponowałem, gdybyś obawiał się, że ona tego nie polubi albo zacznie szczekać. Dama jest okropnym pieszczochem – posłał Harry'emu mały uśmiech, ale wzrok zielonookiego był wlepiony w zaśnieżoną ścieżkę, którą kierowali się w stronę domu.

- Nie lubię psów, są głośne, brudne i niebezpieczne – powiedział beznamiętnie młodszy – Dama nie jest wyjątkiem, kiedyś zmądrzejesz i kupisz sobie kota.

- Niee, zdecydowanie nie. Jestem psiarzem, kocham pieski, a Dama to miłość mojego życia i nie zamieniłbym jej na nikogo innego – roześmiał się głośno na widok miny na twarzy Harry'ego – taka prawda, możesz sobie być kociarzem, ale ja pozostaję po tej dobrej stronie mocy – otworzył drzwi i przepuścił chłopaka przodem – masz ochotę na kakao?

- Nie, idę odpocząć do swojego pokoju – Harry potarł głowę, a bolesny grymas przemknął przez jego twarz.

- Dobrze się czujesz?

- Nie – z tą krótką odpowiedzią chłopak pozostawił Louisa samego, a Dama kręciła się u jego nóg mocząc wszystko dookoła topniejącym śniegiem.

***

- Nie mogę uwierzyć, że będziecie mieć takiego maluszka w domu już za cztery miesiące – westchnęła Gemma, uśmiechając się promiennie na samą myśl o dziecku.

- Kolejny raz pieluchy, wstawanie w nocy, płacz – wymieniał Niall, wzdrygając się z udawanym przerażeniem.

- Głupek – Gemma uderzyła go tył głowy – nie udawaj, że nie cieszysz się z powiększającej się rodziny.

- Hej, to nie moja rodzina się powiększa, przepraszam bardzo – zauważył trzeźwo, bo przecież taka właśnie była prawda.

- Ejjj Zayn i Liam to nasza rodzina, więc nie marudź tylko ciesz się tak jak ja, ponieważ będziesz wujkiem – stwierdziła rozpromieniona dziewczyna, ignorując cierpiętnicze westchnięcie chłopaka.

- Mogę być wujkiem, zajmę się rozpieszczaniem, a ojcowie będą zmieniać pieluchy – uśmiechnął się psotnie w stronę blondynki, która zignorowała go, skupiając się na reszcie przyjaciół.

- Nie słuchajcie go, cieszymy się razem z wami i nie możemy się doczekać tego maluszka – zapewniła ciepło dwóch mężczyzn, którzy na samą wzmiankę o dziecku stawali się automatycznie szczęśliwsi – a teraz pochwalcie się nam, syn czy córka?

- Nie trzymajcie jej dłużej w niepewności – poprosił rozbawiony Niall – ona przez całą drogę trajkotała tylko o waszym dziecku, więc dla własnego i mojego dobra, zdradźcie jej ten sekret.

- Jesteś dziś wyjątkowo złośliwy Niall – Gemma obróciła się w jego stronę, wpatrując się w niego z jedną brwią uniesioną w niezadowoleniu.

- Nieprawda, po prostu uwielbiam, kiedy jesteś taka podekscytowana samą myślą o obcym dziecku, to od razu zmusza mnie do myślenia o tym, jak będziesz zachowywała się, kiedy sama będziesz spodziewać się bobasa – powiedział z nieśmiałym uśmiechem blondyn, odgarniając jej włosy z twarzy.

- Teraz się podlizujesz Horan – skwitowała dziewczyna, odwracając się od niego, ponownie skupiając się na przerwanej rozmowie, jednak jej ciało automatycznie przysunęło się bliżej Nialla tak, że oparła się o niego i pozwoliła objąć ramieniem.

- Będziemy mieć córeczkę – wyznał dumny Liam, splatając swoją dłoń z dłonią Zayna, który uśmiechał się czule do męża.

- Taką malutką dziewczynkę – westchnęła zachwycona Gemma, a czuły uśmiech wkradł się jej na usta – musicie być szczęśliwi – jej wzrok powędrował w stronę Theo i Mii, którzy bawili się w coś w salonie.

- Jesteśmy – przyznał Zayn, obdarzając Liama czułym uśmiechem.

- Wybraliście już imię dla tej kruszynki? – dopytywała dziewczyna, z rosnącą ciekawością, której chyba nic nie mogło powstrzymać.

- Nie.

- Tak.

Odpowiedzieli w tym samym momencie mężczyźni, wywołując głośny śmiech Nialla i konsternację na twarzy Gemmy.

- Nie ma to jak zgodność – skwitował blondyn, podśmiechując się z przyjaciół, którzy patrzyli na siebie starając się rozwiązać to małe nieporozumienie tylko za pomocą rzucanych sobie spojrzeń.

- Postanowiliśmy nie spieszyć się z wyborem i poczekać do momentu, kiedy mała będzie już z nami – wyjaśnił spokojnie Zayn, patrząc wymownie na Liama, który przewrócił tylko oczami.

- Spieszeniem się byłoby może odkładanie pieniędzy na jej przyszłe studia albo zapisanie jej na balet z wyprzedzeniem, co chciałem zrobić, ale powiedziałeś, że to głupi pomysł i mam zachowywać się dojrzale, a nie kretyńsko – odparł z wyrzutem Liam – imię jest czymś oczywistym i to, że je wybraliśmy nie oznacza wcale, że się spieszymy.

- Więc jednak wybraliście – zauważył Niall, bawiący się coraz lepiej podczas tej małej małżeńskiej sprzeczki.

- Wybraliśmy? – Zayn rzucił tylko krótkie spojrzenie Liamowi, który przytaknął z szelmowskim uśmiechem, nawet nie ukrywając, że jest z siebie cholernie dumny.

- To mów Liam, dalej – ponagliła go Gemma, niemal podskakując na swoim miejscu.

- Annabelle – odparł zadowolony, oczekując reakcji przyjaciół i swojego męża.

- Po moim trupie – powiedział od razu Zayn, odsuwając się od swojego męża – nie zgadzam się.

- Jak ta lalka z horroru? – wydusił Niall, a jego twarz wyrażała tylko jedno – przerażenie.

- Uuu to mi przypomina, jak bardzo Ni bał się podczas seansu tego filmu – Gemma zachichotała na samo wspomnienie strachu Horana, który w połowie oglądania wyszedł z pokoju, by zaparzyć herbatę i nie wróciłby z kuchni, gdyby nie poszła po niego i nie przyciągnęła go siłą pod pretekstem strachu, którego tak naprawdę wcale nie odczuwała.

- To ty się bałaś, więc nie zmyślaj – odpowiedział od razu, z małym uśmiechem na twarzy, ciągnąc ją za warkocz.

- Kochanie, udawałam tylko dlatego żebyś w końcu wyszedł z tej kuchni w której się ukrywałeś ze strachu. Wiedziałam, że nic nie ściągnie cię do pokoju tak dobrze, jak mój strach i możliwość tulenia się na łóżku – Gemma przewróciła oczami i cmoknęła go w usta, gdy starał się przetworzyć to co właśnie usłyszał – no już, nie myśl tyle Ni, oboje wiemy, że to nie ja boje się horrorów.

- Skończyliście już? – zniecierpliwiony głos Zayna przerwał im rozmowę – czy teraz możemy zająć się ważniejszą kwestią, jaką jest to, że moja córka nie będzie miała na imię jak jakaś psychiczna lalka z horroru?

- Stary wyluzuj, udobruchasz swojego mężulka później za zamkniętymi drzwiami i wasze dziecko może nazywać się jak tylko chcecie, ale błagam Anabelle to fatalny pomysł. Sorry Liam obejrzyj sobie ten film jeszcze raz i zastanów się, czy chcesz dać swojej córce imię na cześć okultystycznej lalki w sukni ślubnej – wypowiedz Nialla została nagrodzona oklaskami ze strony Zayna, uderzeniem w głowę przez Gemmę i prychnięciem Liama – możemy zmienić temat i nie używać imienia Anabelle? Mam z tym zbyt wiele złych wspomnień – poprosił Niall.

- Hej, myślałam, że nasze wieczory filmowe są dla ciebie czymś przyjemnym.

- Nie odwracaj kota ogonem – Niall chciał dodać coś jeszcze, ale Gemma wtrąciła się i powiedziała coś pełnym zachwytu głosem.

- Och to mi przypomniało o Harrym – zaczęła blondynka z czułym uśmiechem, który pojawiał się zawsze na jej twarzy, gdy zaczynała mówić o bracie.

- Co z nim? – Zayn z wdzięcznością przyjął zmianę tematu tak samo, jak Niall który zawsze chciał się dowiedzieć, co słychać u loczka.

- Nawet nie wiecie z jaką ulgą i radością mama przyjęła relację Harry'ego i Louisa – entuzjazm w głosie dziewczyny zaniepokoił Nialla, szczególnie kiedy usłyszał imię Louis.

- Jaką relację? – nawet Liam zaczął być zainteresowany nowym tematem i porzucił na jakiś czas dąsanie się z powodu imienia dla córki.

- Przecież wy nic nie wiecie, zupełnie zapomniałam, że dawno się nie widzieliśmy – powiedziała ze zrozumieniem Gemma – otóż Harry już nie nienawidzi Louisa, przeciwnie zawiązali jakąś nic porozumienia i teraz rozmawiają ze sobą i nawet wychodzą na spacery. Aż trudno w to uwierzyć, bo Harry tak bardzo chciał się go pozbyć, a teraz grają razem w scrabble i oglądają filmy.

- O jakim Harrym ty mówisz? Stylesie? – zapytał z uśmiechem Zayn.

- Nie, Potterze wiesz – prychnęła dziewczyna – oczywiście, że o Stylesie idioto. – Louis ma do niego takie podejście, nie wiem jak on to robi, ale wydaje mi się, że Harry może go polubić szybciej niż kogokolwiek z was. Zresztą nie powinnam być aż tak zaskoczona, w końcu to Lou.

- Co masz na myśli? – zapytał z grobową miną Niall, który na samą wzmiankę o Louisie miał ochotę wyjść z pokoju.

- Nie znacie Louisa, ale on po prostu ma dar do zjednywania sobie ludzi, chyba nie ma osoby, która by go nie polubiła – mówiła ciepłym głosem.

- Oj wydaje mi się, że jest ktoś taki – mruknął rozbawiony Liam, zerkając znacząco w stronę Horana.

- Nieważne – Gemma machnęła ręką na naburmuszonego Nialla – najważniejsze jest to, że Harry go zaakceptował i lubi spędzać z nim czas. Mam wrażenie, że mama niedługo oszaleje z radości i zacznie kochać Louisa bardziej niż całą naszą rodzinę razem wziętą.

- Wujku możesz przyjść się z nami pobawić? – Theo wpadł do pokoju i chwycił Nialla za rękę ciągnąc go w stronę salonu.

- Pewnie, przynajmniej wasza dwójka zawsze będzie mnie kochała bardziej niż Louisa – burknął pod nosem idąc za chłopcem.

- Mówisz o trenerze Lou? – dopytywał jego bratanek, kiedy usiadł z nimi na dywanie i zaczął grać w jakąś grę planszową, którą wcześniej wybrali.

- Tak, a co, też go tak uwielbiacie?

- Jest fajny, wszyscy go lubią – stwierdził obojętnie Theo, a Mia przytaknęła mu szybko – a kto jeszcze lubi go tak bardzo?

- Oczywiście, że ciocia Gemma, a o kogo innego mogłoby chodzić? – powiedziała dziewczynka powoli przesuwając swój pionek.

Niall popatrzył na nią zdziwiony, nie rozumiał skąd w głosie Mii taka oczywistość, tak jakby była pewna, że to właśnie o Gemmę chodzi. Skąd ona mogła to wiedzieć, przecież nie słyszała jego myśli, nie mogła tego wiedzieć. Patrzył na nią z konsternacją, zapominając o rzucie kostką i grze.

- Wujku, teraz twoja kolej – upomniał go Theo, sprowadzając go na ziemię.

- Skąd wiedziałaś, że mam na myśli Gemmę? – zapytał, ponieważ to męczyłoby go przez wiele dni, dopóki nie dowiedziałby się prawdy.

- Ale o co chodzi? – zapytała Mia, patrząc na niego pytająco.

- Wujowi chodzi pewnie o to, skąd wiemy, że podkochuje się w cioci Gemmie – wyjaśnił wszechwiedząco Theo i rzucił kostką za Nialla.

- Że co?! – wykrztusił przerażony blondyn, patrząc to na jednego to na drugiego dzieciaka.

- Ale co znowu? – westchnęła zmęczona Mia, i przerwała grę czekając na wyjaśnienia.

- To ja się pytam, skąd przyszły wam do głowy takie głupie pomysły, że ja i Gemma, możemy być w sobie zakochani?

- Po pierwsze powiedzieliśmy, że to ty podkochujesz się w Gemmie, ale wnioskujemy, że to działa w obie strony, a po drugie jak to mówi tata, nie trzeba być Einsteinem żeby to odkryć – stwierdziła rozbawiona Mia, mrugając do niego okiem.

- Jesteście w błędzie dzieciaki – upomniał ich poważnym głosem, i może zostałby wzięty na serio, gdyby nie to, że sam czuł się przed nimi jak dziecko.

- Doprawdy, a to niby dlaczego? – prychnęła złośliwie Mia i zaplotła ramiona na piersi, oczekując wyjaśnień.

- Ja i Gemma przyjaźnimy się i jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, jak brat i siostra, kochamy się, ale nie w taki sposób, jaki sugerujecie – wytłumaczył powoli, chcąc by wszystko zostało dobrze zrozumiane.

- A to ciekawe – wymruczała powoli mała Malikówna – to dlatego całujecie się prosto w usta, przytulacie przez cały czas i chcecie spędzać ze sobą cały czas. W takim razie tak zachowują się przyjaciele, widzisz Theo mówiłam ci, że ciocia Gemma i trener Lou są tylko przyjaciółmi i nic więcej ich nie łączy, co z tego, że czasami się pocałują, albo zrobią inne takie – mówiła mała, uważnie obserwując reakcje Nialla, który stał się cały czerwony.

- Słucham? Gemma i Louis się całowali? Kiedy? Jak? Zabiję go, jakim prawem w ogóle położył swoje łapy...

- Spokojnie, spokojnie, a kto powiedział, że się całowali? Ja? Coś mi się chyba pomyliło – zachichotała dziewczynka zakrywając usta dłonią w wyraźnie wyćwiczonym sposobie – ale przecież powiedziałeś, że przyjaciele mogą cię całować, a Lou i ciocia Gemma są przyjaciółmi, więc w czym problem?

- W niczym – odburknął zezłoszczony na dzieciaki i samego siebie.

- Serio wujku, wszyscy wiedzą, że kochasz się w cioci – zapewnił go Theo, klepiąc pocieszająco jego ramię.

- Nie kocham się w Gemmie – zaprzeczył szybko, ale w jego głosie brakowało tej siły i pewności, która przekonałaby kogokolwiek.

- Wujku Ni – zaczęła delikatnie Mia i usiadła mu na kolanach – posłuchaj, kiedy jesteś z ciocią uśmiechasz się tak jasno jak tatuś gdy jest z tatą, spędzacie cały swój czas razem, tata mówił ostatnio tatusiowi o tym, jak smutny byłeś, kiedy ciocia była w Londynie, a teraz jesteś szczęśliwy. Przytulacie się jak zakochane pary w filmach i bajkach, całujecie i trzymacie za ręce. Jesteś zazdrosny o ciocię tak mocno, jak tatuś o tatę, kiedy na wizytę lekarską przychodzi pani Bishop. Musisz w końcu to zrozumieć wujku, jesteś zakochany w cioci Gemmie i tak już będzie zawsze! – wykrzyknęła dziewczynka, dając mu krótki uścisk – a teraz, kiedy zostałeś przez nas uświadomiony, musisz coś z tym zrobić.

- Niby co? – zdezorientowany popatrzył na maluchy, które teatralnie westchnęły – przestańcie się zachowywać, jak specjaliści w sprawach miłosnych.

- Skąd mamy wiedzieć, jak wyznaje się miłość? – parsknęła Mia, przybijając sobie piątkę z Theo – pooglądaj trochę bajek, które tak lubi Theo, tam często ludzie mówią sobie słodkie rzeczy, często przy tym śpiewając – zaśmiała się widząc oburzoną minę chłopca.

- To ty lubisz te dziewczyńskie bajki – wykrzyknął zdenerwowany Theo.

- Nieprawda, sam zawsze chcesz je oglądać – odpyskowała dzielnie i zeskoczyła z kolan Nialla – jesteś taki dziewczęcy – zaśpiewała złośliwie, uciekając szybko przed chłopcem, który zaczął ją gonić z krzykiem.

- Nie biegajcie w domu! – usłyszał krzyk Liama, ale w tym momencie nie było to tak głośne, jak myśli szalejące w jego głowie.

- A ty gdzie ty się wybierasz? – Gemma patrzyła na niego pytająco, ale nie mógł znieść jej widoku ani chwili dłużej.

- Co? Coś mi się przypomniało, do zobaczenia później – powiedział szybko i wybiegł z domu przyjaciół, nie oglądając się za siebie. Miał problem, cholernie wielki problem.

***

Anne siedziała w salonie przeglądając rachunki i ulotki, które wyjęła ze skrzynki na listy, gdy Harry usiadł naprzeciwko niej i w milczeniu przyglądał się swoim kolanom. Zerknęła na syna, którego niewątpliwie coś trapiło i odłożyła papiery na stolik, skupiając się na swoim dziecku.

- Chcesz o czymś ze mną porozmawiać Harry? – zapytała delikatnie, chcąc zachęcić nastolatka do rozmowy, ponieważ jej syn nigdy nie pojawiał się w pokoju od tak dla zachcianki.

- Tak, mamo czy ja jestem gejem? – usłyszała pytanie i wciągnęła głośno powietrze, nie dowierzając w to co usłyszała kilka sekund temu.

- Słucham?

- Czy jestem gejem? – powtórzył poważnie.

- Harry, kochanie skąd przyszło ci to do głowy? – nigdy nie myślała, że przyjdzie jej zmierzyć się z takimi pytaniami. Harry nigdy nie wykazywał żadnego zainteresowania ludźmi niezależnie od płci, więc miała prawo być skonfundowana.

- W szkole Matt i reszta ludzi nazywają mnie pedałem albo ciotą, sprawdziłem co to znaczy, ale nadal nie wiem o co im chodzi, mówiłaś, że jeżeli czegoś nie rozumiem zawsze mogę przyjść z tym do ciebie, więc jestem – wyjaśnił powoli, starannie dobierając każde słowo, oczekując od niej konkretnej odpowiedzi.

- Harry po pierwsze słowa, jakimi nazywają cię te osoby w szkole są obraźliwe, nikogo nie powinno się tak nazywać, wiesz o tym prawda?

- Teraz tak – przytaknął – poczytałem o tym trochę.

- Dobrze, a teraz hmm – zastanowiła się przez chwilę, nie wiedząc jak dobrać słowa, jak wyrazić to wszystko co powinna powiedzieć swojemu synowi – jesteś mądrym chłopcem i wiesz na pewno czym jest orientacja seksualna.

- Oczywiście, że tak. Orientacja seksualna odnosi się do stałej tendencji doświadczania erotycznych i uczuciowych reakcji w stosunku do mężczyzn, kobiet lub mężczyzn i kobiet oraz wynikające z tego poczucie własnej tożsamości – wyrecytował z encyklopedyczną dokładnością słowo po słowie.

- Dokładnie tak, rozumiesz to co powiedziałeś? – widziała, jak zmarszczyło się jego czoło, gdy zaczął dokładnie analizować każde wypowiedziane wcześniej słowo. Mogła tylko domyślać się, jak obrazy przelatują przez jego głowę, nie potrafiła sobie wyobrazić tego, jak myśli Harry. Nie raz starał się jej to wytłumaczyć, terapeutka również mówiła jej czym jest myślenie obrazami, ale w jej głowie były tylko słowa, a u jej syna przeciwnie obrazy.

- Tak, wydaje mi się, że rozumiem, ale nadal nie wiem, czy jestem gejem. Jestem nim mamo?

- Harry nikt nie może ci powiedzieć, że jesteś lub nie jesteś gejem, tylko ty możesz to wiedzieć – powiedziała zgodnie z prawdą, i z tym co czuła.

- Ale jeżeli ja nie wiem, nie rozumiem tego wszystkiego – powiedział z niezadowoleniem, nerwowo bawiąc się swoimi palcami.

- Harry, jeżeli ktoś jest gejem podobają mu się mężczyźni, a nie kobiety – wyjaśniła to najprościej jak potrafiła, wiedziała, że nie ma co wchodzić w tematykę uczuć, miłości i pożądania, nie z Harrym.

- Podobają, czyli uważa się wtedy, że na przykład są ładni tak? – dopytał ostrożnie, wpatrując się w ścianę za jej plecami.

- Tak – przytaknęła z uśmiechem, czekając na kolejne pytanie.

- Ale mi nigdy nie podobał się, żaden mężczyzna, kobieta też nie – było jej żal swojego syna, Harry widocznie nie radził sobie z tym wszystkim, a ona nie potrafiła mu pomóc, nie wiedziała, jak może mu to wyjaśnić, jak powiedzieć, że to może przyjdzie z czasem lub nie pojawi się nigdy. – Reasumując, jesteś gejem jeżeli podobają ci się mężczyźni – powiedział poważnie, zerkając na nią krótko doszukując się potwierdzenia w jej twarzy.

- Tak Harry.

- Podobają, czyli są ładni tak?

- Nie tylko, mogą na przykład podobać ci się kogoś oczy, albo włosy, ale też jego zainteresowania, to co mówi, jak się zachowuje, na kochanie kogoś składa się wiele rzeczy.

- Nie mówiłaś wcześniej o kochaniu, tylko o lubieniu – przerwał jej ostro – bycie gejem to kochanie czy lubienie, zdecyduj się mamo.

- Harry, jeżeli ktoś jest gejem to kocha drugiego mężczyznę, rozumiesz teraz?

- Kocha, czyli czuje to co ty do taty tak?

- Właśnie tak skarbie.

- Teraz rozumiem – powiedział zadowolony – ale nadal nie wiem, dlaczego w szkole nazywają mnie gejem – podniósł się z miejsca, nie czekając na dalsze wyjaśnienia – poczytam o tym jeszcze trochę i może znajdę odpowiedź.

Odprowadziła go wzrokiem zastanawiając się, do czego może dotrzeć Harry w swoich poszukiwaniach odpowiedzi. Nurtowała ją ta sprawa, nie wiedziała, dlaczego jej syn jest przezywany w szkole, co do tego doprowadziło. Obawiała się, że Harry nie zrozumiał wszystkiego lub wyciągnął błędne wnioski z ich rozmowy. Nigdy nie zastanawiała się nad uczuciami swojego syna, Harry był samotnikiem, nie lubił ludzi, nie interesowały go kontakty z rówieśnikami, których po prostu się obawiał. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że kiedyś jej chłopiec może się zakochać, zresztą czasami wątpiła czy Harry w ogóle wie, czym jest miłość. To brzmiało okropnie i nie powinna myśleć tak o swoim dziecku, ale zdawała sobie sprawę z jego braków w pewnych kwestiach. Mimo to, jeżeli znalazłaby się jakaś osoba, która pokochałaby go i zaakceptowała z całym bagażem, byłaby bardziej niż szczęśliwa. Jednak na razie na horyzoncie nie pojawił się nikt taki, więc nie musiała przejmować się tą kwestią. Wróciła do przeglądania poczty, gdy drzwi do domu otworzyły się i zamknęły z cichym trzaskiem.

- Cześć Anne – usłyszała głos Louisa, który wrócił dziś później z pracy.

- Cześć Lou – odkrzyknęła w jego stronę – możesz odgrzać sobie obiad jest w piekarniku.

- Zjem później, Harry jest u siebie? – zapytał, wsuwając głowę do salonu.

- Tak – zerknęła na niego z zainteresowaniem.

- Totalnie muszę mu opowiedzieć o tym co znalazłem dziś w bibliotece, padnie z wrażenia – powiedział podekscytowany i nim zdążyła odpowiedzieć, wbiegł po schodach na piętro, znikając jej z oczu.

Wzruszyła ramionami i wróciła do przerwanego zajęcia, nie zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedział Louis, ale chciałaby zobaczyć jak jej syn pada z wrażenia. To mogłoby być zabawne.

***

Mama wyjaśniła mi wszystko, ale nadal nie rozumiem do końca, jaki to ma ze mną związek. Jeżeli miałbym odpowiedzieć na pytanie, czy jestem gejem, powiedziałbym, że nie. Cały czas zastanawiam się czy nie porozmawiać o tym podczas terapii, może dowiedziałbym się czegoś ciekawego na ten temat. Myślę, że Louis mógł czytać jakąś książkę na ten temat, albo oglądać film, może on mógłby polecić mi coś ciekawego. Na razie muszę zająć się ważniejszymi sprawami. Na angielskim dostaliśmy pracę domową, mamy napisać wiersz. Zastanawiam się, jak mam stworzyć coś co powinno być przepełnione metaforami, uczuciami i całą masą rzeczy których nie rozumiem. Louis wziął sobie chyba za cel pomaganie mi, ponieważ dziś przyniósł ze szkoły cały stos tomików poezji, ale najwięcej radości sprawił mu chyba moment, gdy wsunął mi w dłonie sonety Szekspira. Może to naprawdę jest coś bardzo dobrego, ale najpierw musiałbym zrozumieć z tego cokolwiek, żeby zacząć zachwycać się nad tym, tak jak Louis.

Gdybym opisał twoich oczu krasy,

I świeżą liczbą twoje wdzięki zliczył

„Poeta kłamie", rzekną przyszłe czasy,

„W twarz ludzką niebo nie tchnie tej słodyczy".**

Co to w ogóle znaczy? Nie mam pojęcia, przeczytałem wszystko i miałem wrażenie, że nie zrozumiałem ani słowa. Powiedziałem to Louisowi, a wtedy on zaczął się śmiać. To mnie nie zdziwiło, ale mam już sposób na takie zachowanie, podałem mu książkę napisaną w języku hiszpańskim, ale oddał mi ją, mówiąc, że nic z tego nie zrozumie, ponieważ nie zna tego języka.

Właśnie on nie zna hiszpańskiego, a ja nie znam języka ludzkich uczuć i emocji. Zabawne jest to, że jego brak wiedzy jest uznawany za coś normalnego, za to ja jestem kwalifikowany jako zaburzony.



*Jeden dzień

** Sonet XVII

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top