Rozdział dziewiętnasty

Miłego czytania:) 


"Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał aż do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu Paszczaka. Schował się więc pod kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka, gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku, wyciągając ręce i nogi i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie nadchodził. Wreszcie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, ale i to nie pomogło. Starał się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem, którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był tylko Paszczakiem, który wszystko robi, jak może najlepiej, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodzi." *

Dni mijały nie niosąc ze sobą żadnych rozwiązań i podpowiedzi. Słońce powoli budziło się i pojawiało na niebie, by po kilku godzinach pożegnać się i zniknąć, a niebo witało kolejnego gościa, jakim był księżyc. I tak każdego dnia, bez końca, dzień po dniu czas upływał i mijał. Życie toczyło się swoim rytmem w każdym z domów, które na zewnątrz wyglądały podobnie, jednak wewnątrz różniły się od siebie wszystkim, wystrojem, mieszkańcami, a najbardziej problemami życia codziennego.

Louis czuł, że coś jest nie tak, ale nie wiedział jak zapytać o co chodzi. Harry wydawał się być w lepszym stanie. Jadł coraz więcej, spędzał z nimi każdy posiłek, wychodził do szkoły o normalnej porze i czasami Louisowi wydawało się, że Hazz patrzy na niego, ale kiedy podnosił wzrok nigdy nie przyłapał go na gorącym uczynku, więc może miał jakąś swoją paranoję, to byłoby do niego całkiem podobne.

Kilka razy wydawało mu się, że Anne chce z nim o czymś porozmawiać, ale ostatecznie nigdy się na to nie zdecydowała i tkwili w takiej dziwnej bańce, chodząc wokół siebie na palcach, bojąc się nieznanego. Ta atmosfera ciążyła każdemu w tym domu i Lou był wdzięczny za obecność Robina, który był wstanie rozładować napiętą atmosferę jakimś swoim żartem lub zwykłą i przyziemną rozmową o meczu. Coraz częściej myślał o swojej wyprowadzce, wiedział że to już czas. Przyszła wiosna i nie było już wymówki, by przeczekać tutaj zimę. Był kwiecień, słońce świeciło już coraz dłużej i mocniej, a to oznaczało jedno, zima dobiegła końca, czas spakować swoje ubrania i wynieść się. Zacząć samodzielne życie i zostawić tą rodzinę w spokoju, który się im należał.

Czuł, że coś nadchodzi, może dostrzegał to w tych przenikliwych i długich spojrzeniach, które posyłała mu Anne, a może w tym jak niby przypadkiem zaciskała mu dłoń na ramieniu, niemniej jednak coś było na rzeczy i wiedział, że to tylko kwestia czasu, kiedy prawda wyjdzie na jaw.

Wrócił właśnie z pracy i miał tylko ochotę rzucić się na łóżko, wcisnąć twarz w poduszkę i wrzeszczeć. Dzieci czasami były cholernie trudne, a zapanowanie nad nimi graniczyło z cudem. Nawet osoba tak wyluzowana i cierpliwa, jak on, mogła mieć dość i najwidoczniej dziś nadszedł ten dzień, kiedy dopadł go kryzys. Zsunął buty ze stóp i chciał wejść po schodach na piętro, ale zatrzymał go głos Anne.

- Louis mogę cię prosić na chwilę?

- Jasne – odetchnął głośno i zmusił się do wejścia do kuchni, gdzie zastał kobietę – coś się stało?

- Nie, nic się nie stało, chciałam tylko o czymś z tobą porozmawiać, usiądź – wskazała mu miejsce naprzeciwko siebie – nie rób takiej poważnej miny, to nie jest nic strasznego.

- Brzmi na bardzo poważną rozmowę – starał uśmiechnąć się i wykrzesać z siebie trochę optymizmu.

- Widziałam, że szukasz mieszkania i chcesz się wyprowadzić.

- Tak, miałem zrobić to już dawno temu, a teraz wyszła jeszcze ta cała sytuacja z Harrym. Nie chcę być problemem, już i tak nadużyłem waszej gościnności – wiedział, że to nie jest żadna wymówka, tylko szczera prawda, tak to właśnie wyglądało. Był dorosłym facetem, a nie jakimś dzieciakiem, musiał się ogarnąć i wziąć za siebie.

- Przestań wygadywać takie głupstwa, chciałam cię o coś poprosić, a ty musisz obiecać mi, że się zgodzisz.

- Mówiłaś, że to nie jest poważna rozmowa – zażartował, ale widząc skupione spojrzenie Anne, zrezygnował i skinął głową – powiedz najpierw o co chodzi.

- Nie wyprowadzaj się Louis.

- Słucham? – to, że był zaskoczony to było zdecydowanie niedopowiedzenie.

- Słyszałeś, proszę żebyś się nie wyprowadzał, żebyś nadal mieszkał z nami. Obiecaj mi, że się stąd nie wyprowadzisz – mówiła nagląco, ewidentnie chciała na nim wymusić tą obietnicę, ale on nie miał pojęcia dlaczego.

- Anne, wybacz, że zapytam, ale co się dzieje? Dlaczego nie mam się wyprowadzać? Przecież beze mnie będzie wam wygodniej. Harry będzie zadowolony, jest cała masa powodów dla których powinienem w końcu znaleźć coś swojego.

- Nieprawa, nie będzie nam wygodniej i proszę o to właśnie ze względu na Harry'ego. Nie pytaj o szczegóły, bo nie mogę powiedzieć ci nic więcej, ale uwierz mi, jeśli zostaniesz wyświadczysz nam wszystkim wielką przysługę i będę ci dozgonnie wdzięczna, a Harry ucieszy się.

Patrzył na kobietę, która stała się dla niego kimś bardzo bliskim, czasami zastępowała mu mamę, której nie widział od świąt. Wydawała się szczera, kiedy mówiła te wszystkie słowa i prosiła go by został. Trudno było uwierzyć, że jego obecność jest tutaj potrzebna, ale najwyraźniej coś przeoczył. A jeśli to miało pomóc Harry'emu w jakikolwiek sposób to był wstanie zrobić dużo więcej niż tylko tu zostać. Widział błagalny wzrok Anne i kiedy tylko poprosiła go o złożenie obietnicy, wiedział, że zgodzi się na wszystko o co go poprosi.

- Dobrze, nie wiem dlaczego o to prosisz, ale zgadzam się. Czuję się u was jak w domu i będę szczęśliwy, jeżeli będę mógł pomieszkać z wami jeszcze przez jakiś czas – zobaczył jak kobieta wstaje ze swojego miejsca, a po chwili był mocno przez nią obejmowany – mam nadzieję, że masz rację i Harry nie będzie zły.

- Dziękuję Louis i zapewniam cię, że Harry będzie tak samo szczęśliwy jak ja teraz.

- Śmiem w to wątpić, ale jeżeli tak mówisz – oddał uścisk i pozwolił sobie na spokojne odetchnięcie. Nawet nie wiedział, jak bardzo ciążyła mu myśl o wyprowadzce – naprawdę się cieszę, że mogę z wami zostać.

- A my cieszymy się, że chcesz z nami zostać.

Kiedy wspinał się po schodach na piętro, pomyślał, że teraz naprawdę zacznie nazywać to miejsce domem. Był u siebie, był w domu, miał tutaj bliskich ludzi i jeśli tylko z Harrym będzie lepiej to on będzie czuł się tutaj całkowicie szczęśliwie.

***

Zastanawiał się czy nagle wszyscy nauczyciele wf w mieście postanowili się rozchorować i przejść na emeryturę. Po raz kolejny zastępował nauczyciela w miejscowej szkole średniej i wiedział, że zdecydowanie nie chce pracować w takim miejscu. Dzieciaki były o wiele fajniejsze i zabawniejsze od nastolatków, które zgrywały przed sobą dorosłych i udawały kogoś kim nie są w rzeczywistości.

Oczywiście była jedna osoba, która nie udawała kogoś innego. Stał właśnie na dyżurze podczas długiej przerwy, kiedy zauważył Harry'ego siedzącego na ławce pod ścianą z książką na kolanach i słuchawkami w uszach. To był bardzo znajomy widok, który wywołał uśmiech na jego twarzy. Bez zastanowienia ruszył w stronę chłopaka, zapominając, że przecież jest nauczycielem i nie powinien tak po prostu przysiadać się do jakiegoś ucznia i zaczynać z nim pogawędki. Zresztą zapomniał też o tym, że od pewnego czasu nie zamienił z młodym Stylesem nawet jednego zdania. I nie wiedział jak ten zareaguje na jego obecność. Odchrząknął głośno, ale przecież Harry miał na uszach słuchawki, więc nie zarejestrował tego, że ktoś nad nim stoi. Zastanawiał się przez chwilę, co zrobić, ale nie chciał przestraszyć loczka, więc odsunął się na pewną odległość i oparł się o szafki udając, że jest zainteresowany tym co dzieje się na korytarzu.

Obserwowanie Harry'ego od początku ich znajomości wydawało mu się niezwykle interesującym zajęciem. Chłopak miał w sobie coś takiego co przyciągało uwagę, Lou nie mógł uwierzyć, że dookoła loczka nie ma tłumu osób, które byłyby porażone i zachwycone jego osobowością. Uśmiechnął się pod nosem widząc, jak chłopak marszczy nos i krzywi się, mógł tylko domyślać się, że w książce, którą czytał pojawiło się coś co mu się zdecydowanie nie spodobało. To był uroczy widok nie mógł powstrzymać cichego śmiechu, który wyrwał mu się z ust.

- Z czego się pan śmieje? – zapytał jeden z młodszych uczniów, który akurat przechodził obok.

- Z niczego takiego – odparł nawet nie zwracając uwagi na tego dzieciaka.

- Och już wiem, z tego przygłupa Stylesa. Wszyscy się z niego śmieją, nie musi się pan krępować – odparł z nonszalancją, która rozwścieczyła Louisa.

- Zostajesz po lekcjach, zgłoś się do mnie – warknął, patrząc na drobnego blondyna, który obraził Harry'ego.

- Niby za co? Co takiego zrobiłem?! – wykrzyknął oburzony uczeń, zwracając na siebie uwagę wszystkich, nawet Stylesa, który powolnym ruchem wyjął słuchawki z uszu i popatrzył na nich.

- Obrażanie innego ucznia, zachęcanie do poniżania, agresja słowna, mam wymieniać dalej? – zapytał ze złością, a jego wyraz twarzy musiał być naprawdę przerażający, ponieważ nastolatek zaprzeczył szybko ruchem głowy i uciekł do swojej klasy.

Westchnął głośno i popatrzył na uczniów, którzy przyglądali mu się z niepewnością. Uchodził tutaj za zabawnego i wyluzowanego nauczyciela, nigdy nie zachował się w ten sposób, ale teraz ktoś obraził Harry'ego i okazało się, że potrafi być bardzo złośliwy i mściwy, jeżeli wymaga tego sytuacja. Zauważył, że wszyscy zerkają na loczka, który nic nie rozumiejąc siedział na swoich miejscu i beznamiętnym wzrokiem obserwował tłum. Podszedł do niego, uśmiechając się delikatnie, nie chciał spłoszyć chłopaka swoją agresywną postawą.

- Chodź skarb... - urwał gwałtownie nim słowo wymsknęło mu się z ust. Nie wiedział co najlepszego wyprawiał i jak mógł chcieć nazwać Harry'ego skarbem. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego, nawet o tym nie pomyślał, a teraz nagle zrobiłby coś tak idiotycznego przy świadkach – chodź Harry – poprawił się nim ktokolwiek zdążyłby zauważyć, ale czuł jak jego serce galopuje, a rumieńce przyozdabiają mu policzki – zaraz będzie dzwonek, idziemy w tym samym kierunku – dodał, widząc pytający wzrok bruneta, który po chwili ociągania wstał i ruszył za nim bez żadnego słowa – przepraszam, że cię tak wyciągnąłem. Wiem, że mnie nie lubisz, ale wolałem mieć towarzystwo.

- Nie powiedziałem, że cię nie lubię Louis – Harry odezwał się, kiedy dotarli pod klasę w której miał lekcję – i czasami miło mieć towarzystwo, nawet takie jak ja – po tych słowach chłopak wszedł do klasy zostawiając oniemiałego szatyna, który potrafił myśleć tylko o tym, że Harry odezwał się do niego po tygodniach milczenia.

Nie wiedział co się z nim dzieje, nie wiedział jak nazwać to co czuje, ale jedno zdanie wypowiedziane przez Stylesa potrafiło sprawić, że widział świat w pięknych barwach i nie przeszkadzała mu nawet wietrzna i deszczowa pogoda za oknem. Czuł, że wszystko wraca do normy, że wszystko zaczyna być po staremu i może teraz, kiedy przełamali pierwsze lody nareszcie będą spędzać ze sobą czas tak jak dawniej. To było przykre, że Harry nie wiedział, jak dobrym towarzystwem jest, jak bardzo Louis tęsknił za nim i za ich rozmowami, za oglądaniem filmów, wspólnymi spacerami, przyglądaniem się jak bawią się ich zwierzaki. To wszystko było takie ich i Louis przyzwyczaił się do tego jak głupiec, a później nagle to zostało mu odebrane i plątał się po domu, jak bezpański pies, który został porzucony bez wyjaśnienia.

Powinien porozmawiać ze swoją mamą, ona znała go najlepiej i może wyjaśniałby mu co czuje. Na razie bał się tego wszystkiego, ponieważ w jednej chwili dotarło do niego, że pomyślał o Harrym, jak o swoim skarbie i miał to dosłownie na myśli. Nie nazywał takimi czułymi słówkami nawet swojego poprzedniego faceta, a to o czymś świadczyło.

Stał wpatrując się w zamknięte drzwi od sali matematycznej nim ocknął się i dotarło do niego co wyprawia. Ruszył szybkim krokiem w stronę sali gimnastycznej, starając się wyrzucić ze swoich myśli, głowę pełną loków, nieprzeniknione zielone spojrzenie oraz mały uśmiech, który pojawiał się tak rzadko, ale dzięki temu był jeszcze cenniejszy i ważniejszy.

***

Dawno nie rozmawiał ze swoją przyjaciółką. Uświadomił to sobie, gdy ta opadła na kanapę, zajmując miejsce obok niego. Ostatnio chyba zbyt mocno skupił się na innych sprawach i zaniedbał najbliższą osobę, chociaż jeśli miał być szczery sam przed sobą, nie był już tak pewny, czy Gemma jest najbliższym mu Stylesem. Wiedział, że czeka go jakaś rozmowa, gdy usłyszał głośne i teatralne westchnięcie dziewczyny.

- Co jest? – obrócił głowę w jej stronę, czując na sobie jej wzrok. Czasami ona i jej matka były do siebie tak podobne.

- Nic takiego, ale tak sobie ostatnio myślałam o tym i o tamtym.

- Dlaczego czuję, że ta rozmowa mi się nie spodoba? – zapytał głośno samego siebie – nieważne, kontynuuj i co wymyśliłaś?

- Obserwowałam cię ostatnio i zauważyłam, że mam naprawdę przystojnego przyjaciela. W dodatku jesteś zabawny, opiekuńczy, inteligentny i czasami nawet zdarza ci się być słodkim – blondynka wyliczała wszystko na palcach, uśmiechając się do niego w ten przerażający sposób, jak ten okropny kot z Alicji w krainie czarów, którego imienia nie potrafił sobie teraz przypomnieć.

- Schlebiasz mi Gemms, ale wiesz, że jestem gejem prawda? – nie miał pojęcia do czego dąży przyjaciółka, ale nie podobało mu się to.

- Idioto, przecież nie chcę się z tobą umawiać – wykrzyknęła, uderzając go pięścią w ramię – po prostu nie mogę uwierzyć, że nie masz faceta. Postanowiłam, że czas najwyższy to zmienić, taki materiał genetyczny nie może się zmarnować.

- Przypominam ci, że jestem gejem i nie mam zamiaru sypiać z kobietami i rozdawać na prawo i lewo, jak to ujęłaś mojego materiału genetycznego – zerknął na zegarek zastanawiając się, czy może nie wyjść pobiegać z Damą, która na pewno bawiła się gdzieś z tym małym despotycznym kotem, albo siedziała pod drzwiami Harry'ego. Ostatnio to było jej ulubione miejsce.

- Jezu Lou, nie zachowuj się jak nastolatek, co ty bierzesz przykład z kumpli Harry'ego ze szkoły?

- To o tym chciałaś porozmawiać? O moim nieistniejącym chłopaku, bo jeśli tak to kończymy temat.

- Nie bądź taki Louuu – zajęczała, przyczepiając się do jego ręki – chcę tylko żeby mój najlepszy przyjaciel był zakochany i w przyszłości chciałabym też bawić się na wielkim gejowskim weselu.

- Jesteś okropna, paskudna i okropna – zawyrokował, odsuwając się od niej – jesteś najgorszym Stylesem, mówiłem ci to już?

- Jestem najlepszym Stylesem, to po pierwsze, a po drugie no weź Lou, powiedz mi szczerze, z ręką na sercu, że nie chciałbyś być zakochany i umawiać się z kimś – wpatrywała się w niego niecierpliwie swoimi dużymi, ciemnymi oczami, które tak różniły się od jasnych i błyszczących oczu Harry'ego.

- Jesteś najgorszym Stylesem – odsunął się od niej i wstał z miejsca. Po raz kolejny złapał się na myśleniu o Harrym i niepokoił go kierunek w jakim zmierzały te myśli – i nie mam zamiaru umawiać się z byle kim, w dodatku mam teraz wystarczająco dużo na głowie, żeby przejmować się miłostkami i nie chcę być swatany. To dla twojej wiadomości i lepiej żebyś to zaakceptowała jasne?

- Jasne, przecież nie będę niczego robiła za twoimi plecami, ale zastanów się, bo jestem prawie pewna, że Zayn ma miłego znajomego chirurga, który czasami wpada do niego w odwiedziny. Przemyśl to.

- Już przemyślałem i mówię nie. Dzięki za troskę Gemms, ale jest w porządku, naprawdę jestem teraz zadowolony ze swojego życia.

- Gdybyś zmienił zdanie wiesz gdzie mnie szukać.

Przypatrzył się swojej przyjaciółce i rozłożył ramiona czekając na uścisk, którym po chwili go obdarowała. Przymknął powieki, opierając policzek na jej głowie. Czuł jej znajomy zapach, który przypominał mu o wakacjach spędzonych w Londynie. Pamiętał nocne spacery, letni deszcz i głośny śmiech. To wszystko tworzyło ich przyjaźń, ich przeszłość i to kim byli teraz.

- Przepraszam, jeżeli byłam zbyt napastliwa – wymruczała dziewczyna.

- Nigdy nie jesteś zbyt napastliwa, wiem, że się troszczysz, ale akurat w tym wypadku musisz odpuścić.

- Brzmisz jakbyś był w kimś zakochany, ale to tylko moja głupia wyobraźnia, przecież powiedziałbyś mi, gdybyś coś do kogoś czuł prawda?

- Oczywiście – powiedział powoli, nie wypuszczając jej z objęć, nie chciał, by zobaczyła jego twarz, bał się co mogłaby dostrzec – powiedziałbym ci od razu.

***

Cisza w ich domu była przełamywana tylko jednym dźwiękiem – cichym płaczem Liama, który rozbrzmiewał w ich sypialni. Zayn wiedział, że w tej chwili nic nie będzie w stanie pocieszyć jego męża. Mia bawiła się w swoim pokoju, ale brunet zastanawiał się, czy nie zadzwonić po Gemmę i nie zapytać, czy nie mogłaby zabrać małej do siebie na jedną noc. Nie chciał, by córka widziała swojego ojca w takim stanie.

To nie tak, że mu nie było przykro, ponieważ było i to bardzo, ale to Liam w jakiś dziwny sposób zaczął żyć myśląc tylko o ich drugim dziecku, odsuwając się w pewien sposób od ich córki. To bolało, obserwowanie ich małej dziewczynki, która przestawała być w centrum świata Liama. To nie powinno dziać się w ten sposób i teraz Zayn wściekał się sam na siebie, ponieważ nie raz zastanawiał się, czy w ogóle chciałby drugie dziecko. Mia wystarczała mu w zupełności, kochał ją i zrobiłby wszystko byleby tylko była szczęśliwa i radosna, a wizja drugiego dziecka i Liama, który byłby pochłonięty tylko ich drugą córką wywoływała w nim nieprzyjemny skurcz żołądka. Mia byłaby nieszczęśliwa, a teraz miał w domu nieszczęśliwego męża i czuł się bezsilny. To był trudny dzień i noc zapowiadała się podobnie, więc nie zastanawiając się dłużej, wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer Gemmy.

***

- Kochanie – ukucnął przed córką, która w pełnym skupieniu układała jakąś skomplikowaną budowlę z klocków – przyszła ciocia Gemma i mówi, że okropnie się jej nudzi, więc zaproponowałem, że spędzisz z nią trochę czasu, oczywiście tylko jeśli masz na to ochotę.

- A będzie tam Harry? – Mia zmrużyła oczy, obserwując go czujnie.

- Jestem pewny, że będzie. W końcu pójdziecie do domu cioci, a tam mieszka też Harry prawda? – widział, jak dziewczynka myśli nad jego słowami, analizując je powoli, a nagle jej twarz rozświetliła się.

- I będzie tam trener Louis! – wykrzyknęła podekscytowana i poderwała się z miejsca – czy to będzie wyjście z nocowaniem? Proszę, proszę, proszę tato, pozwól mi.

- Myślę, że byłaś na tyle grzeczna w tym tygodniu, że zasłużyłaś na miły weekend, więc zgoda, ale musisz obiecać mi, że będziesz słuchać cioci Gemmy i Anne, będziesz cicha i spokojna przy Harrym i nie będziesz męczyć trenera Louisa jasne?

- Tak, tak obiecuję tatku, będę najgrzeczniejsza – przyrzekła entuzjastycznie, przytulając Zayna, który objął ją mocno, zaciskając ramiona wokół jej drobnego ciała – czy pomożesz mi się spakować?

- Pewnie, wybierz swoje ulubione rzeczy, a ja zapakuję twoją pidżamę – zarządził i niechętnie wypuścił ją z ramion. Miał wyrzuty sumienia, pozbywał się córki z domu, ale wiedział, że w pewnym sensie robi to dla jej dobra. Uśmiechnął się widząc, jak pospiesznie wrzuca swoje ubrania i wciska ulubioną maskotkę do torby.

- Jestem gotowa tato, możemy już iść.

Nie czekając na to co powie, Mia wybiegła po schodach i Zayn słyszał tylko tupot jej stóp na schodach oraz okrzyk powitalny na widok Gemms. Potarł zmęczoną twarz dłonią i poszedł w ślady córki, wychodząc z jej sypialni. Schodząc po schodach widział, jak Mia ubiera szybko swoją kurtkę, cały czas paplając radośnie do Gemmy, która słuchała jej uważnie i odzywała się co chwilkę.

- Tylko bądźcie grzeczne obie, dobrze? Nie chcę telefonów ze skargami od Anne – zażartował słabo, chcąc rozbawić blondynkę, która chyba czekała aż on się załamie tak samo jak Liam.

- Tatku nic się nie martw, będziemy grzeczne. Czy możemy zamówić pizze ciociu?

- Pewnie.

- Tylko nie jedzcie żadnych innych niezdrowych dań dobra? Nie sprowadź mi córki na złą drogę w jeden dzień – poprosił nim ukucnął i rozłożył swoje ramiona chcąc uściskać Mię na pożegnanie – bądź grzeczna i baw się dobrze – pocałował ją w czoło i odsunął zanim zdążyłby pomyśleć, że to całe wyjście to fatalny pomysł.

- Daj ode mnie buziaka tatusiowi dobrze? I powiedz, że mówię mu dobranoc – poprosiła Mia, a Zayn poczuł, jak łzy kłują go w oczy, czuł jak gardło zaczyna go boleć, a to oznaczało tylko płacz.

- Obiecuję, że powiem dobranoc.

- I pamiętaj o buziaku – przypomniała Mia i pomaszerowała do Gemms chwytając ją za dłoń.

- Udanej zabawy – pomachał im na pożegnanie – i dziękuję Gemma, jestem bardzo wdzięczny.

- Trzymajcie się i nie ma żadnego problemu, przecież wiesz jak wszyscy ją uwielbiamy.

Zamknął za nimi drzwi i zaczął wspinać się po schodach na piętro. Bał się spotkania z Liamem, nie wiedział co ma powiedzieć, że jest mu przykro, że to przecież nie ich wina, że nie mogli wiedzieć o tym, że ona się rozmyśli w ostatniej chwili, kiedy mieli już wszystko przygotowane i zaplanowane? Każde z tych słów byłoby szczere, ale niewystarczające w obecnej sytuacji.

Wszedł do sypialni i zauważył męża skulonego na ich łóżku, ściskającego w swoich ramionach poduszkę. Chyba nigdy nie widział Liama tak zrozpaczonego, a znał go już wiele lat. Zrobił jedyną sensowną rzecz, którą wydawało mu się, że powinien zrobić, położył się za szatynem i objął go swoim ramieniem, wtulając się w jego plecy. Obejmował go mocno, czując jego drżące od płaczu ciało i nie mówił nic, ponieważ teraz nie było nic do powiedzenia. Wiedział co czuje Liam, w pewien sposób stracili dziecko, kogoś na kogo przyjście czekali od miesięcy i teraz Li odczuwał żałobę po czymś co nagle zostało im brutalnie odebrane, płakał i tęsknił za kimś kogo nigdy nie poznał, a do kogo przywiązał się z taką siłą, która teraz łamała mu serce na drobne kawałki.

Wszystko było nie tak, jak być powinno, ale Zayn przyzwyczaił się już do tego, że serca są łamane w najmniej oczekiwanych momentach, a marzenia i nadzieje są zazwyczaj złudne i sprowadzają nas na manowce. Mieli w życiu zbyt wiele szczęścia, kiedy wszystkich dookoła spotykało coś złego. Nawet teraz tak było, oczekiwali dziecka i byli tacy szczęśliwi, a Liam nawet nie starał się zainteresować życiem ich przyjaciół. Przechodził obok nich obojętnie, zamknięty w swojej bańce szczęścia, a teraz kiedy ona nieoczekiwanie pękła czuł się najbardziej pokrzywdzony na świecie. Liam nie wiedział, że Gemma umawia się z jakimś facetem, a Niall cierpi w tajemnicy, umiera z zazdrości i straconej szansy. Nie wiedział jak zniszczona była rodzina Gemms, kiedy Harry załamał się i popadł w swój najgorszy stan. Nie wiedział o tym co pewnego wieczora wyznał mu Niall, o pewnych spostrzeżeniach na temat Harry'ego i Louisa. W jakiś dziwny sposób on wiedział o wszystkim i nosił te ich wszystkie małe i wielkie tajemnice w milczeniu, wiedząc, że nie może zdradzić nikomu ani słowa, ale jakiekolwiek zainteresowanie ze strony Liama byłoby miłe.

W pewnym sensie Zayn czuł złość, ale nie potrafił odsunąć się od męża.

W jakiś sposób Liam czuł się samotny i opuszczony mimo, że silne ramiona męża obejmowały go czule.

W którymś momencie tego wieczora Mia, oglądając bajkę, Lilo i Stich zaczęła głośno płakać i wszyscy dorośli w pokoju wiedzieli w czym rzecz, słysząc te dobrze znane słowa o rodzinie.

***

Harry krążył po swoim pokoju nie potrafiąc położyć się spać. Mia płakała podczas oglądania bajki. Nie miał pojęcia dlaczego, ale wydawało mu się, że wszyscy poza nimi wiedzieli, ponieważ patrzyli po sobie w ten dziwny sposób i przytulali dziewczynkę, głaszcząc ją po włosach.

Louis też tam był, szeptał coś do Mii uspokajającym głosem i wyglądał na bardzo przejętego. Harry dawno go takiego nie widział. Jednak wtedy wydarzyło się coś bardzo dziwnego, Mia wyrwała się z ich objęć i usiadła na kolanach najmłodszego Stylesa, który oniemiały nie wiedział co zrobić z małą płaczącą dziewczynką.

To było stresujące, Harry nie potrafił uspokajać innych, nie było dobry w pocieszaniu, ale w swój nieporadny sposób objął Mię i najwyraźniej to podziałało, ponieważ przestała płakać i zasnęła w jego objęciach. Nie pamiętał kiedy ostatnio kogoś przytulał, unikał takiego dotyku jak ognia, a teraz nieoczekiwanie Mia wymusiła na nim taki kontakt przypominając mu o czymś co chciał wyrzucić ze swojej głowy. Przed oczami miał obraz Louisa obejmowanego przez tego obcego mężczyznę, który szeptał mu coś do ucha i uśmiechał się w ten okropny sposób, który nie podobał się Harry'emu. Nie chciał tego pamiętać. Dlatego teraz nie mógł zasnąć i kręcił się po pokoju, przestawiając rzeczy z miejsca na miejsce. Pamiętał o czym rozmawiał na terapii, wiedział co powinien zrobić, ale bał się, nie lubił mówić o uczuciach i emocjach, nie nadawał się do tego. Nie był taki jak inni.

Usłyszał ciche pukanie i zamarł w miejscu bojąc się poruszyć, zauważył jak klamka drga, a po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął Louis. Harry był w pidżamie, nie wiedzieć czemu nie chciał, by szatyn widział go w tym stroju, dlatego wszedł szybko pod kołdrę, siadając wygodnie na łóżku.

- Nie śpisz jeszcze?

Harry przewrócił oczami, bo przecież widać było, że nie śpi, więc po co zadawać tak głupie pytanie. Patrzył na szatyna i czując strach i denerwując się bardziej niż przed pierwszym dniem w szkole powiedział to co przyszło mu na myśl jako pierwsze.

- Byłem zazdrosny – powiedział szybko, spuszczając wzrok na swoje dłonie, nie chcąc widzieć twarzy Louisa, która dekoncentrowałaby go.

- Przepraszam?

- Za co? – wiedział, że Lou powie coś takiego, czego w ogóle nie zrozumie.

- Nie, to znaczy, chciałem powiedzieć słucham? – szatyn mówił szybko i chaotycznie, tak jak zawsze. Harry usłyszał jak zamyka drzwi i wchodzi głębiej do jego pokoju – byłeś zazdrosny? Nie rozumiem.

- Tak, byłem zazdrosny.

- Mógłbyś wyjaśnić Harry? Naprawdę nie rozumiem – Louis usiadł na łóżku, tuż obok wciągniętych pod kołdrą nóg chłopaka.

- Byłem zazdrosny, kiedy cały wieczór spędzałeś z przyjaciółmi Gemmy, kiedy tamten mężczyzna cię przytulał i rozmawiał z tobą a ty śmiałeś się i byłeś zadowolony. Byłem zazdrosny, kiedy nie odzywałeś się do mnie i ignorowałeś mnie – wyrecytował tak jak to przećwiczył na terapii. Teraz mógł już oddychać spokojniej, powiedział to co musiał, ale Louis nic nie mówił, był cicho i Harry nie wiedział dlaczego tak się dzieje.

- Harry, możesz na mnie spojrzeć? – cichy głos Louisa, wystraszył go, tak że drgnął i szybko podniósł wzrok na twarz szatyna – od razu lepiej – mężczyzna uśmiechał się do niego i nie wyglądał na złego, a tego Harry bał się najbardziej. Nie chciał żeby Lou nagle stał się taki jak Matt, nie chciał żeby krzyczał na niego i zostawiał na jego ciele te nieprzyjemne siniaki, które bolały przy każdym dotknięciu – nie denerwuj się tak, położę teraz palce na twojej dłoni dobrze? – skinął lekko głową, bojąc się tego dotyku, ale ledwie poczuł lekki uścisk na swojej ręce, to było miłe – nie wiedziałem, że byłeś zazdrosny. Gdybyś mi tego nie powiedział, nigdy w życiu nie domyśliłbym się tego. Cieszę się, że postanowiłeś ze mną rozmawiać, ponieważ uwielbiam nasze rozmowy.

- Nie kłamiesz? Bo ludzie zazwyczaj kłamią, żeby inni czuli się wtedy dobrze, ale nie musisz tego robić.

- Nie kłamię Harry, jestem szczery i mówię prawdę. Uwielbiam kiedy dyskutujemy, chodzimy razem na spacery i oglądamy filmy, naprawdę bardzo lubię spędzać z tobą czas. Nie mów tego Gemmie, ale jesteś tym lepszym Stylesem i bardziej niż z nią, lubię przebywać z tobą.

- Nie żartuj sobie ze mnie Louis, wiem że nie jestem fajny ani do końca normalny, więc nie musisz mówić takich rzeczy. To jest niepotrzebne – zaprotestował szybko Harry, chcąc wyrwać dłoń z uścisku. Nie lubił kiedy inni stroili sobie z niego żarty, których on nie rozumiał.

- Czy mogę mówić? Harry proszę żebyś nie wmawiał mi czegoś czego nie powiedziałem i nie zrobiłem. Nie żartuję sobie z ciebie i zaakceptuj to, że dla mnie jesteś fajny i że bardzo cię lubię. I teraz do rzeczy, bo zaraz powiesz mi, że za dużo gadam. Przeprasza, że poczułeś się przeze mnie tak źle, przepraszam, że w tamtą noc nie rozmawiałem z tobą i nie spędziłem z tobą czasu, że pozwoliłem ci pomyśleć, że jesteś gorszy od tych ludzi, którzy odwiedzili Gemmę. Nie chciałem tego. I mogę ci się przyznać, że naprawdę nie lubiłem tego faceta, który mnie przytulał, a jego żarty były beznadziejne i słabe.

- To dlaczego się śmiałeś i spędzałeś z nim czas? Myślałem, że go lubisz – był zdezorientowany tym co mówił Louis, chyba nigdy nie usłyszał tylu miłych słów na swój temat, ale bał się, że Lou mówi to specjalnie, by nie robić mu przykrości.

- Szczerze Hazz, jestem idiotą, po prostu chciałem być kulturalny i nie robić przykrości twojej siostrze, która myślała, że ten chłopak będzie świetnym towarzystwem dla mnie. Dlatego spędzałem z nim czas, a on za każdym razem gdy chciałem do ciebie podejść powstrzymywał mnie.

- Dlaczego to robił? – był naprawdę zdumiony tym wszystkim co słyszał. Ludzie byli tacy skomplikowani.

- Bo wiedział, że o wiele bardziej od niego lubię właśnie ciebie – Louis głaskał delikatnie jego dłoń i Harry pierwszy raz od tygodni poczuł się spokojnie i śpiąco. Nie wziął jeszcze swoich leków, ale czuł, że mógłby zasnąć bez nich i przespać całą noc bez problemu – a teraz czas na sen, kładź się Hazz, bo widzę, że już mi tutaj przysypiasz – nie wiedzieć dlaczego posłuchał Louisa i położył się, pozwalając przykryć się kołdrą pod samą brodę – dobranoc.

- Dobranoc Louis – powiedział to co zwykł mówić do swojej rodziny przed pójściem spać.

Myślał, że szatyn wyszedł już z pokoju, gdy usłyszał jeszcze jego głos i słowa, które powiedział.

- Ale muszę ci powiedzieć Harry, że to naprawdę mi schlebia wiesz? To że byłeś o mnie zazdrosny.

- Niby dlaczego? – mruknął śpiąco, nawet nie obracając się w stronę drzwi i Louisa.

- Teraz wiem, że naprawdę bardzo mnie lubisz i za każdym razem, kiedy na mnie narzekasz to tylko sobie żartujesz.

Po tych słowach drzwi zamknęły się, a Harry został w pokoju zupełnie sam, pogrążając się w spokojnym śnie, który pierwszy raz od dawna przyniósł mu ukojenie i odpoczynek.

***

Czasami rozmowy naprawdę są najlepszym rozwiązaniem. Nie mogę uwierzyć, że Nora miała rację. Powiedziałem wszystko Louisowi i on nawet na mnie nie nakrzyczał, przeciwnie był miły i chyba wszystko zrozumiał.

Czuję się lepiej, wiem że mama cały czas mnie obserwuje, ale chyba nawet ona to widzi, ponieważ uśmiecha się częściej. I to jest ten prawdziwy i szczęśliwy uśmiech, a nie ten udawany i sztuczny, który ma mnie podobno uspokajać.

Rozmawiam z Louisem i jest jak dawniej, nie chcę żeby się wyprowadził, ale chyba na razie nie ma tego w planach, ponieważ ostatnio poprosił mnie bym pomógł mu sprzątać w pokoju. Sprzątać, a nie pakować się!

Było tak źle, a teraz jest dobrze. Jak to możliwe, że wszystko aż tak się zmieniło? Jest kwiecień, jeszcze tylko dwa miesiące szkoły i uwolnię się od tego koszmaru i tych okropnych ludzi. Nie wiem co miałoby się teraz stać, żebym poczuł się źle.

Boję się to napisać, ale czuję się dobrze, może nawet jestem trochę szczęśliwy. I na razie nie obchodzi mnie nawet to co dzieje się w szkole czy na terapii.

Byłem zazdrosny o Louisa, wyznanie tych prostych słów pozwoliło mi poczuć się lepiej i teraz wszystko jest już w porządku.

Ja jestem w porządku.

Tak przynajmniej mówi Louis...




* Tove Jansson

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top