~◇XIII◇~


Cesarz wydaje się promieniować energią. Jakby to on spodziewał się dziecka — przebiega przez myśl Hwayeon. Siedzą w jego komnatach, niecodzienne miejsce jak na ich spotkania, więc dziewczyna nie potrafi się powstrzymać od ciekawskiego rozglądania, choć cesarskie komnaty nie zachwycają szczególnym bogactwem. W zasadzie są dość skromne.

— Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia — mówi po raz kolejny i od razu zaczyna się martwić, czy nie przesadza. Czy takie pytania nie wzbudzą wątpliwości? Nie domyśli się, że troska o zdrowie to przykrywka, by dowiedzieć się, co stało się z Sanem? I czy to był San? Przecież nie jest jedynym Smoczym; z tego co wie, to wszyscy z tego plemienia są rebeliantami i poddają wątpliwości prawo do władzy Cesarza Lee Seondeoka.

Mężczyzna wydaje się jednak zadowolony z uwagi; cieszy się jej towarzystwem, ale nie mówi żadnych konkretów, więc Hwayeon robi kolejny śmiały kroczek do przodu.

— To prawda, co mówią?

Cesarz unosi brew, więc postanawia kontynuować:

— Że to był... Smoczy? — Sili się na konspiracyjny szept.

— Widzę, że pałacowe kobiety zawsze są najlepiej poinformowane! — Śmieje się tubalnie, opiera ręce na kolanach i nachyla się w jej stronę. — Plotki będą kiedyś zgubą ludzkości.

— Ale tkwi w nich ziarno prawdy, wystarczy dobrze oddzielić pledy.

— Racja, racja.

Zapada cisza, a Hwayeon czuje perełki potu i frustrację, że nie uzyskała żadnego potwierdzenia. Cesarz jakby świadomie krąży wokół tematu, nie chcąc zdradzić żadnych szczegółów.

— Cóż — mówi więc — kimkolwiek nie byłby ten człowiek, mam nadzieję, że jest odpowiednio strzeżony.

— Nie ufasz moim ludziom?

— Skądże! — zaprzecza szybko speszona, ale Cesarz tylko się śmieje.

Nachyla się, by pogładzić jej policzek; delikatny dotyk przywodzi na myśl muśnięcie płatkiem kwiatu. W piersi Hwayeon rośnie dławiące poczucie winy, mruga, próbując przegonić niechciane emocje. Nie potrafi zmierzyć się z ciepłym spojrzeniem.

Cesarz cofa rękę, a w brązowych oczach pojawia się lekka uraza spowodowania odrzuceniem. Hwayeon uśmiecha się więc i mówi:

— Cieszę się, że nic poważnego ci się nie stało. Te wieści naprawdę mnie przeraziły.

— Umiem władać mieczem, ale tak szczerze to rebeliant też nie był słaby, powiedziałbym, że na coś czekał... coś mu się nie udawało, w jednym momencie był naprawdę przerażony.

— Co z nim będzie?

— Hm... — Cesarz gładzi się po krótkiej bródce. — Najpierw przesłuchanie, a potem publiczna egzekucja. Nie możemy stracić pozycji i wyrobić sobie miana słabej rodziny, lud musi mieć oparcie we władzy.

— Nie ucieknie?

— Moja droga Cesarzowo, możesz spać spokojnie. Ten szczur znajduje się w najbardziej oddalonej celi, tuż przy murze i strzeże go czterech ludzi, którzy zmieniają się trzy razy w ciągu doby, by byli wypoczęci i czujni.

Hwayeon ma ochotę uśmiechnąć się zwycięsko, zamiast tego zmusza wargi do delikatnego wycięcia i chwyta dłoń Cesarza, ściskając z wdzięcznością — bo przecież jest wdzięczna za informacje.

Z komnat Cesarza wychodzi z gotowym planem w głowie. Najpierw powinna spotkać się z Sanem i porozmawiać, potem pomyśli, czy jest coś jeszcze, co mogłaby zrobić dla ukochanego.

— Potrzebuję twojej pomocy — mówi do Luki, którego znajduje w kuchni zajadającego się ciasteczkami si-mi. — Nano, zostawisz nas samych? — zwraca się do kobiety, która wzdycha, kręcąc głową, mamrocze coś pod nosem, ale spełnia polecenie.

— Tani nie jestem. — Luka rozsiada się wygodnie na krześle i spogląda na nią wyzywająco.

— Jak odwróciłbyś uwagę strażników?

— Wybuchem — odpowiada natychmiast.

Hwa przewraca oczami.

— Myślałam o czymś mniej zwracającym uwagę... Na przykład o ładnej dziewczynie.

— Nie lubię dziewczyn. — Krzywi się chłopak.

— Chociaż wybuch...

— A nie mówiłem? — Złote oczy błyskają spod brązowej grzywki.

— W ostateczności — stwierdza po chwili. — Jak zamierzasz to zrobić?

— Gliniany dzban z alkoholem oczywiście.

— Oczywiście — sarka Hwayeon. — Chodź, musimy zwerbować jeszcze jedną osobę.

Choi nadaje się idealnie; ma śliczne oczy i uroczą, okrągłą twarz, a co najważniejsze nikt nie skojarzy ją z Cesarzową, w końcu to nie jej służka.

— Mam powiedzieć, że jakiś czas temu zgubiłam tam bransoletkę i poprosić, aby pomógł mi szukać?

— Tak, reszta będzie zajęta tajemniczym wybuchem, ale pewnie zostawią kogoś na posterunku, więc musisz go odciagnąć.

— Ale dlaczego Cesarzowa chce się dostać do aresztu?

— Muszę przesłuchać rebelianta, czy nie zabił mojego ukochanego brata. — Kłamstwo przychodzi jej łatwo.

Choi kiwa głową w zrozumieniu. Luka ciągnie za spódnicę Hwayeon.

— Odkryłem pokaźną wadę twojego planu — szepcze, gdy są już sami. — Co jeśli ona się wygada?

— Oj, wygada.

— Jesteś głupia, tak? I masz zapędy samobójcze?

— Pomyślą, że kłamie na polecenie Jihyun. W końcu wszyscy wiedzą jaka jest konkubina Han.

— Ale nie masz pewności, że tak pomyślą.

— Racja, nie mam, ale to moja jedyna szansa.

Przeraża ją ta myśl — tak ryzykuje, by zamienić parę słów z Sanem, ale wie, że musi się upewnić, czy z nim wszystko w porządku, inaczej nie uspokoi tej szalejącej wewnątrz serca burzy.

Kolejnym etapem jest przebranie się, w końcu nie może wkraść się do aresztu jako Cesarzowa. Dlatego Suyu przynosi jej strój służącej zawinięty w tobołek. Jasnozielona tunika, brązowe spodnie i biały pas. Hwayeon przebiera się w pokoju Hyejin, stoi pośrodku w samej bieliźnie i przez chwilę zastanawia się, jak dokładnie ma założyć takie ubranie.

Wewnętrzny monolog o przeznaczeniu białej wstążki przerywa głośne stuknięcie. Han Soo głośno wzdycha, a Hwa rzuca w niego poduszką.

— Co ty tu robisz? Wyjdź! — Dla zasady zakrywa się trzymaną tuniką.

— Uważałem cię za rozsądną osobę.

Spogląda na nią z takim zawodem, że Hwa zaciska pięści gotowa się bronić, ale Soo jej nie pozwala.

— Ale na szczęście nie będziesz w stanie zrobić żadnego głupstwa. Szybko, ubieraj się. Cesarz pewnie będzie chciał cię poinformować.

— O czym?

— Że rebeliant nie żyje.

~◇~

Rzeczywiście, Cesarz odwiedza ją późnym wieczorem ze zdobioną szkatułką. Jednak nie tego Hwa się spodziewała. Myślała bardziej o dumie, radości... Nie była gotowa na ponurą minę, którą zastaje.

— Nie wydajesz się zaskoczona — stwierdza Cesarz, gdy dzieli się z nią nowinami.

— To było oczywiste, że spotka go odpowiednia kara. — Słowa ledwo przechodzą przez ściśnięte gardło, więc pociąga łyk herbaty.

Cesarz przypatruje się jej uważnie, Hwa czuje się oceniana, więc stara się stłamsić wszelkie emocje i przybrać pogodną minę. Ale jak ma udawać, kiedy jej jedyna miłość odeszła? Ciało wywieszą na murze, by zjadły je kruki, a ona pewnie będzie musiała na to patrzeć.

— Jak ci minął dzisiejszy dzień? — Cesarz szybko zmienia temat.

Hwayeon nie wie, co odpowiedzieć. Nagle jej umysł czuje się ociężały. W końcu spędziła poranek obmyślając plan, który okazał się spóźniony.

— Miałam miłe spotkanie z konkubinami.

— Miłe? — Unosi brew, a ciemne oczy wpatrują się w nią z niedowierzaniem.

— No dobrze. — Spuszcza głowę, pozwalając, aby włosy na chwilę przykryły jej minę. Są wyjątkowo rozpuszczone, zdobią je tylko cienkie warkoczyki, w które wpleciona są czerwone wstążki. Gdy się podnosi, twarz zdobi szeroki uśmiech. — To mógł być lekki eufemizm. Cesarz tak dobrze mnie zna.

— Cenię cię jako moją towarzyszkę, dlatego przynosiłem ci prezent. — Wskazuje na szkatułkę, którą ze sobą przyniósł. Jest czarno-niebieska i mieni się ślicznie, gdy Hwayeon ją podnosi. — Dalej, otwórz. — Zachęca, wręcz ponagla, co trochę zaskakuje kobietę, ale z drugiej strony Cesarz lubi obdarowywać ją prezentami.

W środku zdobione pudełeczko wyłożone jest czarnym materiałem, ale nie to zwraca uwagę, a rzecz leżąca na środku. A może raczej rzeczy?

— Co to jest? — pyta przerażona.

Unosi wzrok na Cesarza, nie potrafiąc powstrzymać drżenia rąk, gdy odkłada szkatułkę. Nie ma ochoty patrzeć ani chwili dłużej.

— Oczy.

Hwayeon przełyka ślinę, czując wzbierające się mdłości.

— To wiem — odpowiada chłodno. — Dlaczego są one moim prezentem?

Domyśla się odpowiedzi, a to przez to, jaką barwę mają. Gdy spogląda na zamkniętą szkatułkę, widzi dwie przekrwione białe kule z fragmentami mięśni, które zwisają jak ochłapy mięsa spomiędzy zębów wilka. Ale nie to nią tak wstrząsnęło — tęczówki są błękitne, tak cudownie błękitne jak w jej najlepszych wspomnieniach. Tylko San miał takie oczy. Tylko on.

Prawda dociera do niej stopniowo. San nie żyje. Nie żyje.

— Dowód moich uczuć. — Uśmiech Cesarza wydaje się wyrachowany, ale Hwayeon nie ma pewności, czy to nie jej uczucia dochodzą do głosu i zniekształcają rzeczywistość. Powinna je wyciszyć, zapomnieć, skupić się na rozmowie.

San nie żyje. Wszystko na to wskazuje. Prawdopodobnie zabił go sam Cesarz.

— Doprawdy uroczy — rzuca gorzko. — Spodziewałam się pierścionka czy nowej spinki...

— Nie wydajesz się zadowolona.

— A jaka kobieta by była? — prycha, próbując obrócić swoją reakcję w oburzenie. — To... obrzydliwe. Dlaczego Cesarz tak mnie znieważa?

Mężczyzna marszczy brwi. Czyżby nie takiej reakcji się spodziewał? Nie może oprzeć się wrażeniu, że jest sprawdzana, że Cesarz dowiedział się o niej i Sanie i dlatego zabił go własnoręcznie, jej w podarku przynosząc wydłubane oczy.

— Zemsta nie jest śliczna jak złote pierścionki, które tak lubisz.

San nie żyje. Zabił go Cesarz. Umierał w męczarniach. Powtarza to jak modlitwę do bogów w świątyni — raz po raz.

— Nie chcę wiedzieć o szczegółach twojej zemsty, drogi Cesarzu. Chcę twojej miłości.

— Będziesz musiała o niej pamiętać bardzo dobrze.

— Nie rozumiem.

— Wyjeżdżam — odpowiada z westchnieniem. — Jeszcze nie teraz, ale niedługo. Skoro zabiłem mordercę swojej matki, mogę w spokoju kontynuować wojnę.

— Ach. — Oczywiście. Wojna. Cóż by innego?

— Pamiętaj o moich uczuciach bardzo dokładnie. — Cesarz wstaje i podchodzi do niej, by pocałować.

Hwayeon chciałaby się wyrwać i wbić sztylet w jego serce, by krwawiło tak mocno, jak krwawi teraz to należące do niej. Zamiast tego wplątuje palce we włosy Cesarza i przyciąga go do siebie. Musi chronić pozycję swojego nienarodzonego dziecka, zapewnić Cesarza o swoich uczuciach.

Szata opada, a Hwayeon drży z zimna i samotności.

~◇~

Rano żąda kąpieli, moczy się w gorącej wodzie, aż nie czuje jak jej skóra piecze. Ubiera się w szatę czarną jak śmierć, upstrzoną złotymi gwiazdami, poleca Chae i Suyu upiąć część włosów wysoko w kok, z którego po obu stronach głowy wystają grube pasma włosów, spięte u dołu złotymi klamrami z rubinami. Reszta kosmyków opada falami na plecy, a głowę zdobią cienkie łańcuszki o kolorze słońca.

Luka przychodzi z koszem pełnym bułeczek si-mi.

— Chcesz? — pyta siadając na krześle i wsadzając jedną w całości.

— Nie mam ochoty. — Najchętniej skuliłaby się w kłębek i przepłakała całą noc, ale musi udać się na poranne spotkanie z konkubinami.

— Han Soo potem przyjdzie — informują ją Luka.

— Dobrze — odpowiada chłodno. — Mam z nim o czym porozmawiać.

Oczywiście tematem numer jeden wśród kobiet Cesarza jest śmierć rebelianta. Hwayeon znowu więc przywdziewa maskę obojętności.

— Ale że aż tak? — dopytuje Yeonah.

Jihyun kiwa głową, więc matka Woori zakrywa usta dłonią.

— Doprawdy... — mówi ledwie słyszalnym szeptem. — I Cesarz naprawdę zrobił to... własnoręcznie? — dopytuje, jakby nie mogła uwierzyć, że mężczyzna, któremy oddała całe swoje życie jest zdolny do takiej okrutności.

— Słyszałam, że służki cały ranek ścierały krew.

Hwayeon przełyka ślinę i odwraca wzrok od pełnej zadowolenia Han Jihyun i napotyka zatroskane spojrzenie Iznami. Monijka irytuje współczuciem, ale jednocześnie sprawia, że Hwa czuje zimne orzeźwienie — czy ona też wie? Też podejrzewa tak jak Cesarz?

— Ponoć Cesarz wyrusza na kolejną wojnę — zmienia temat Iznami, nie spuszczając wzroku z Cesarzowej.

— Tak — potwierdza Hwa. — Powinniśmy go godnie pożegnać i modlić się za zwycięstwo. Myślałam nad wspólną wyprawą do świątyni Szafirowego Smoka Wiru, by uprosić smoka o jak największą wspaniałomyślność.

Kobiety się z nią zgadzają, ale Hwayeon już pogrąża się w myślach, wielce rada, że tylko ona ma do nich dostęp, choć pełen zrozumienia wzrok Izanami zdaje się sugerować co innego. Czy to właśnie wtedy pierwszy raz pomyślała o swoim planie? Wtedy gdy spoglądała na roześmianą Jihyun cieszącą się uroczą córeczką, kiedy siostra Hana Soo straciła swoje dziecko wraz z własnym życiem?

Gdy stamtąd wychodzi, wreszcie może oddychać, choć tylko przez chwilę, bo jej wszystkie mury burzą się, a ona zostaje sama postawiona przeciwko uczuciom, z którymi nie chce się mierzyć.

Klatka piersiowa zaciska się, jakby złapana w myśliwskie sidła, a ona ma ochotę upaść na ziemię i zapłakać. Tak bardzo chciałaby móc opłakiwać Sana. Tak bardzo. Każda część ciała tęskni za białowłosym Elfem, po którym zostały jej jedynie błękitne gałki oczne.

Jednak nie jest zwykłą kobietą, a Cesarzową, więc prostuje się i mruga suchymi i bolącymi oczami. Czuje zmęczenie, więc kieruje się w stronę swoich komnat z zamiarem położenia się do łóżka. Przed drzwiami spotyka jednak Soo. Stoi, jakby zastanawiał się czy powinien zapukać.

— Wejdź — mówi tylko i nie czeka na odpowiedź. W środku stoi odwrócona, czekając aż wejdzie, słuchając jego oddechu. — Powinnam ci podziękować? Jak myślisz?

— Myślałem, że jesteś mądrzejsza. — Podchodzi żwawym krokiem do niej, więc Hwa z westchnieniem się odwraca. Nie ma ochoty na jego kolejne upomnienia, jest zbyt zmęczona i rozgoryczona.

— Uratowałeś moje życie — mówi bez krzty ciepła. — Jestem ci winna moje najszczersze podziękowania. Przyjmij je więc i zniknij mi z oczu — warczy.

— Wybacz, że cenię twoje życie wyżej od jakiegoś rebelianta. — Składa jej sztywny ukłon i wychodzi, a peleryna łopocze za nim przez to jak szybko idzie. Jakby uciekał przed nią, ale jednocześnie każdy krok przepełnia złość.

Hwayeon ma ochotę krzyczeć z frustracji. Ściąga całą biżuterię, ze złością rzucając pierścienie do szkatuł, po czym rozbiera się i kładzie na łóżku.

Jak on może się tak zachowywać, kiedy zniszczył jej życie? Obaj zniszczyli jej życie.

Jednocześnie dochodzi do niej pewien niezaprzeczalny fakt. Gdyby się pospieszyła... Możliwe, że San by przeżył. Gdyby z nim wtedy uciekła...

Nie, nie powinna tak myśleć. To oczywiste, że San tamtej nocy poszedł zabić Cesarza, by mogli razem uciec. Nie udało mu się. Czy w takim razie wina spoczywa po jego stronie? Wyciąga spod łóżka książkę, biały kryształ pełni rolę oka wijącego się smoka. Hwayeon gładzi klejnot opuszką; jest ciepły, jakby promieniował jakąś energią. Choć jedna krawędź zdaje się wyszczerbiona. Przybliża więc książkę i sunie palcem po uszkodzeniu trochę mocniej, jednak krawędzie są gładkie, ale nie to budzi jej zainteresowanie. Nie, raczej to, że klejnot się rusza i już po chwili, z użyciem trochę większej ilości siły, wypada na jej otwartą dłoń.

Hwa wpatruje się w diament jak oczarowana i nie ma żadnych wątpliwości — właśnie znalazła kryształ Białego Smoka Rozkazu, serce jego ukochanej Sarang. 

~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~

ten rozdział wyszedł krótszy, niż się spodziewałam, o wiele, ale chyba nie mam już nic do dodania, w kolejnym czeka nas trochę time skipów i te wydarzenia nie pasują już, aby umieścić je w trzynastce. 

możliwe, że dostaniecie mały special ode mnie z perspektywy innej postaci. tylko chyba dopiero po 14 albo 15 rozdziale, żeby wszystko zadziałało tak jak ma zadziałać. 

mam nadzieję, że się podobało i postaram się kolejny napisać szybciej! teraz mam trochę spokoju,  a więc i czasu, by przysiąść do pisania!

no i wreszcie zaczynamy robić coś z kryształami! :D zajęło mi to 40 tysięcy słów xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top