~◇XI◇~

Przywożą prochy w urnie.

Pogrzeb odbywa się w ich rodzinnym domu. Ojciec całuje ją w oba policzki i nie chce wypuścić z objęć. Cesarz na chwilę zaszczyca ich obecnością, składając ukłony. Hwayeon wpatruje się w niego twardo. Czy to dziecinne, że wini jego? Nie powinna, to nie on przebił jej brata mieczem, ale nie potrafi wyrzucić z głowy myśli, że gdyby Cesarz nie wrócił do pałacu, gdyby został... Seonghwa by przeżył.

Nie był stworzony do walki, ale jednak Cesarz go pilnował, nie wypuszczał na front. Gdy wycofał się z walk, jakby natychmiast Seonghwa zginął w nocnym ataku.

Odkąd dowiedziała się o śmierci, często ją sobie wyobrażała. Zazwyczaj był to wysoki osiłek z ciężkim mieczem i jej brat próbujący ratować niewinne dziecko, chroniący obywatela Tany przed rebeliantem, jego rodakiem. Do końca wierzył w swoje ideały i zginął w zgodzie z nimi. Chciałaby go za to podziwiać... ale chyba jednak trochę wini. Nie byłoby lepiej okazać się odrobinę bardziej samolubnym, trochę okrutnym i przeżyć?

Cesarz został, chociaż cały czas powtarza, że za chwilę wyjedzie. Hwayeon nie potrafi spojrzeć mu w oczy, więc go unika. Wie, że gdy zobaczy te pogodne oczy, które tylko udają smutek... Powie. Wykrzyczy wszystko, co obciąża jej serce. I nie będą to miłe słowa. Nie może sobie jednak na to pozwolić — Cesarz to jej kotwica. Bez niego jest nikim w pałacu.

Ucztują w ciszy, oddając cześć zmarłemu, dopóki mężczyźni się nie upijają. Potem zostają wprowadzeni artyści, a Hwayeon nie może znieść tej radości. Wycofuje się, porzucając służbę, pozwalając dziewczynom odpocząć.

Przechadza się znajomymi korytarzami, powłócząc białą suknią. Czuje się dziwnie w takim jasnym kolorze, bez jakiejkolwiek biżuterii.

Zmierzcha. Niebo powoli przechodzi w kolory fioletu i różu, ale powietrze nadal jest ciepłe. Dzisiejszy dzień wyjątkowo rozpieszcza pogodą. Gdyby to było lato, oczekiwałaby burzy. Zatrzymuje się przy wyjściu na ogród. Drzwi są otwarte, więc wychodzi, by stanąć przy schodach. Opiera się o czerwoną kolumnę i spogląda na jezioro pogrążone w ostatnich tego dnia promieniach słońca.

Pamięta, jak pływali na nim łódkami. Ona, Seonghwa i Yuntae. Oczywiście w towarzystwie służby, ale jako dzieci na zwracali na to uwagi. Rwali lotosy, wyjadali ich ziarna, używali przekwitłych już kwiatów jako mieczy.

Teraz zostały tylko wspomnienia.

Podchodzi do wody i ściąga trzewiki. Układa je równo na brzegu i wchodzi do wody. Tylko tyle, by zamoczyć nogi.

Unosi głowę i pozwala łzom płynąć.

— Mam nadzieję, że nie próbujesz się zabić — odzywa się Han Soo.

— A nawet jeśli? — Rzuca mu wyzywające spojrzenie.

Mężczyzna siedzi obok łodzi, w ręce trzymając flaszkę z alkoholem. W rozpuszczonych, długich włosach i podwiniętymi nogawkami wygląda ludzko i bezradnie.

— Ponownie będę posłańcem śmierci. — Bierze trzy duże łyki.

Hwayeon zwilża usta. Też ma ochotę.

— Ponownie? — Podchodzi bliżej. Ostrożnie, jakby był dzikim kotem.

— Musiałem powiedzieć Yuntae. — Wyciera usta grzbietem dłoni. — Dał się przekonać, że ty powinnaś to usłyszeć od rodziny. Przynajmniej tyle.

Gdy ponownie unosi naczynie, Hwa wyrywa je i bierze jeden wielki łyk. Krzywi się i siada obok Soo, który spogląda na nią z pytaniem wymalowanym na twarzy, ale potem tylko wzrusza ramionami.

— Miałem interesującą rozmowę z Cesarzem.

— Tak?

Han Soo śmieje się ochryple.

— Wypytywał mnie o ciebie. Na początku myślałem, że to z troski, w końcu straciłaś brata... Ale wręcz sugerował, że mam z tobą romans. Nie robisz niczego głupiego?

— Skądże — odpowiada szybko.

Na myśl przychodzi San, ale nie, Cesarz nie może o nim wiedzieć. To niemożliwe, powtarza w głowie jak mantrę. To nie tak, że Cesarz się nią interesuje aż tak, by obserwować jej komnaty. Zresztą San ma tą swoją magię.

— Bo masz Lukę pod opieką, a dzieciak nie zasługuje, aby ponownie stracić dom.

— Wiem — mówi twardo, lekko wyrwana z rozmyślań. Jednocześnie dziwi się, że Han Soo aż tak przejmuje się Luką. Mimowolnie spogląda na niego przychylniej. — Przecież mówię, że nie robię nic głupiego.

— Ja zrobiłem w swoim życiu wiele głupot — pociąga łyk — ale mam to szczęście, że nie muszę ich żałować.

Hwayeon dotyka ręką zimnej trawy; źdźbła delikatnie kłują jej wnętrze, kojąc uczucia, które szaleją w niej ostatnio jak sztorm. Nigdy nie widziała morza, ale z opowieści wie, że to nieokiełznany żywioł łamiący maszty statków jak suche patyki.

— Opowiesz?

— Mam ci opowiedzieć o swoich życiowych porażkach?

— Abym ja zapomniała o swoich.

Han Soo wzdycha naprawdę głośno, oddechem poruszając grzywkę, potem wypija jeszcze parę łyków.

— Miałem siostrę — zaczyna cicho. — Tak jak ty miałaś brata i go straciłaś, tak ja straciłem siostrę. Była do ciebie bardzo podobna, wiesz? Piękna i zawsze wiedziała, czego chce. Oczko w głowie ojca... i moim, chociaż Sohee była starsza. Była już przyrzeczona, ale zakochała się w kimś innym. Kimś zbyt potężnym, by mu odmówić, ale zbyt słabym, by złamać zaręczyny z synem Ministra Sprawiedliwości.

— Cesarzem — mówi Hwayeon, przypominając sobie słowa o jego wielkiej miłości, która była tak podobna do niej.

— Tak. — Odchyla głowę. — Cesarzem. Wtedy nie miał jeszcze tak silnej pozycji, zajmował się głównie wojnami, a to do Jangmi należało ostatnie słowo.

Nadal należy, ma ochotę powiedzieć Hwayeon, ale powstrzymuje ją coś w wyrazie twarzy mężczyzny i postanawia, że nie będzie mu przerywać.

— Dwa miesiące przed ślubem urodziła dziecko, syna. Największa tajemnica i hańba naszego domu, tylko ja wiedziałem, kim jest ojciec. A przez moją głupotę dowiedziała się też o tym Jihyun. Sohee i dziecko spłonęli w tajemniczym pożarze, a Jihyun cudownie została cesarską konkubiną — dodaje gorzko i ponownie sięga po alkohol. — Dzięki Jangmi oczywiście.

— Jihyun... Naprawdę jest do tego zdolna? — Hwayeon uważała ją za nieszkodliwą. Okropną, złośliwą i wyniosłą, ale nie morderczą.

— Od dziecka była pełna zawiści, jedyna ma inną matkę, zawsze chciała zabłysnąć w oczach innych, udowodnić coś... Sama tylko wie co.

— To stąd wasza rozmowa...

Han Soo spogląda na nią spod grzywki; oczy ma czerwone.

— Nazwij mnie idiotą, ale...

— Nie miałam zamiaru — przerywa mu Hwa. — Nie uważam cię za takiego.

Kręci głową z cieniem uśmiechu na ustach.

— Kochałem Sohee i swojego siostrzeńca... Wiesz? Lubił łapać mnie za grzywkę, nie daliśmy mu imienia, Sohee liczyła, że Cesarz to zrobi... — Kręci głową i ponownie pije alkohol. Hwayeon zastanawia się, czy to naczynie bez dna.

— Cesarz wie?

— O tym, że miał syna czy o tym, że jego matka go zamordowała? Myślę, że nie wie o żadnej z tych rzeczy. Poprosiła mnie, abym przekazał mu list, nie chciała wychodzić za mąż, liczyła na to, że Cesarz coś wymyśli... ale list przechwyciła Jihyun. Chcesz? — Podsuwa jej pod nos butelkę.

Nos świerzbi od mocnego zapachu, który wywołuje mdłości.

— Mam dość.

— Tak szybko? — Spogląda na nią, unosząc brwi.

— Nie mam do tego talentu. — Wzrusza ramionami.

Obejmuje kolana, podciągając je do siebie. Porusza palcami u stóp, by poczuć trawę.

— Cesarz naprawdę ją kochał? — Ciekawość wypala ją od środka.

— Kto go tam wie. Żałoby nie nosił. — Wypija resztki alkoholu, odchylając głowę, gdy chce wydostać ostatnie krople; te powoli spadają na wystawiony język.

— Może nie mógł, musiał zachować pozory.

— Taka chętnaś, by go bronić?

To zamyka Hwayeon usta. To przyszło tak samo z siebie, nie zamierzała bronić Cesarza, naprawdę, po prostu nie może uwierzyć, że mógłby tak chłodno potraktować ukochaną kobietę. Kiedy kiedyś o niej opowiadał, wydawał się... zakochany. Kochanek, który utracił miłość. Urzekł tym Hwayeon, która zawsze ceni baśniowe uczucie.

— Wino się skończyło — mówiąc to, Han Soo podnosi się chwiejnie, ale utrzymuje równowagę, gdy już stoi. Odgarnia włosy, ukazując zarumienione policzki; wygląda jak dziecko.

— Ile masz lat? — Hwayeon czasami ma ochotę przekląć swoją bezpośredniość. Niektóre rzeczy powinny pozostać niewypowiedziane.

Jednak mężczyzna nie wydaje się urażony tak osobistym pytaniem.

— Więcej od ciebie.

Hwa przewraca oczami, ale na ustach tańczy delikatny uśmiech.

— Mniej od Cesarza.

Na chwilę zapada między nimi cisza. Niebo ciemnieje, ukazując co śmielsze gwiazdy, które pojawiają się wcześnie, ciekawe nocnego świata.

— O tym rozmawiałeś z Jihyun? O waszej siostrze? — Wpatruje się w mężczyznę, czekając na reakcję.

Han Soo wzdycha. Ciężko. Powoli wypuszcza ustami powietrze. A potem siada obok Hwayeon.

— Ostrzegałem, by nie robiła żadnych głupot.

— Myślisz... — Zaciska usta, nie będąc pewna, czy może się aż tak spoufalać. W końcu nie zna go aż tak dobrze. — Myślisz, że byłaby zdolna zrobić to ponownie?

Odpowiada jej prychnięcie. Han Soo spogląda na nią, unosząc ciemne brwi. Oczy wygięte jak u kota, ciemne i lśniące, przyprawiają o dreszcze. Hwa przełyka ślinę.

— Moja siostra nie jest dobrą osobą.

— Przyrodnia. — Hwayeon przypomina sobie, jak ją poprawił ostatnio.

— Może właśnie dlatego ja mam jakąś iskierkę dobroci.

— Jesteś pewny? — Trąca go ramieniem z uśmiechem, a potem zamiera. Unosi rękę i palcami gładzi usta. Naprawdę się uśmiechnęła?

— Jak nie zabiję Jihyun, możesz mi uhonorować pomnik. Za zasługi dobroci dla Yunaem — odpowiada jej z uśmiechem.

— Będzie cały ze złota — obiecuje.

Rozmawiają jeszcze do późna, o rzeczach mniej istotnych, wręcz głupotach, którymi nie powinna sobie zaprzątać głowy jako Cesarzowa. Tego dnia znajdują wspólny język, połączeni śmiercią, a Hwayeon zyskuje przyjaciela.

~◇~

Sprawa Jangmi zaprząta myśli Cesarzowej, gdy wraca z herbaty z Izanami. Podciąga granatową spódnicę, wchodząc po schodach, potem idzie długim korytarzem i staje przed drzwiami do swoich komnat.

Jak mogłaby się odpłacić za podtruwanie perfumami? Zna się co nieco na ziołach, więc wie, że niepłodność nigdy nie jest jedynym efektem, który zostaje wywołany. Kto wie, jak bardzo ma zszargane zdrowie?

Wchodzi do środka z energią podsycaną wściekłością, służki zostają pod drzwiami. Na stoliku stoi flakonik perfum, które kiedyś poleciła przynieść damie dworu — Min Hyejin. Ostrożnie otwiera i wącha. Odsuwa się szybko, kaszląc. Przyciska pięść do ust, licząc do pięciu, aby nie zwymiotować.

Oddycha z ulgą, gdy fala mdłości przechodzi. Jak perfumy mogą wywoływać niepłodność? Rozumie herbatę, zioła i inne sztuczki, ale zapach? Może coś jeszcze jest w specyfiku, że nakładany na skórę, wywołuje taką reakcję? Powinna zapytać Han Soo? Ostatnio stali się sobie trochę bliżsi i mężczyzna częściej przychodzi w odwiedziny, teraz nie tylko dla Luki, ale również dla rozmowy z nią.

Zakręca buteleczkę i chowa ją do szkatułki. Sama nic nie wymyśli, skoro nie ma przed sobą żadnych fragmentów ziół, a jedynie czysty wywar. Gdy zamyka szufladę, słyszy głos, który wywołuje uśmiech na twarzy.

— Jak samopoczucie?

— Bez zmian. — Wstaje, by pocałować Sana, uprzednio zerkając na drzwi, by upewnić się, że są zamknięte.

— Siadaj, mam prezent. Ale najpierw... Poprosisz o wrzątek? — Uśmiecha się tak, że jakikolwiek sprzeciw staje się niemożliwy.

Hwayeon posłusznie siada na skraju łóżka, kiedy San zaczyna wsypywać zioła do imbryka, który przyniosła Suyu.

— Proszę. — Podaje jej parującą czarkę.

Wącha ją, zanim upija łyk, łagodny smak rozlewa się na języku.

— Róże? Trudno je dostać. — Upija kolejny łyk, przymykając oczy.

— Na poprawę humoru.

— Trudno mówić o poprawie humoru, kiedy twój brat zmarł ledwie miesiąc temu.

San spogląda na nią z bezsilnością. Hwayeon unosi brew.

— No co?

— Stałaś się zgorzkniała.

— To oskarżenie?

— Nie. — Przybliża się, by złożyć pocałunek na jej ustach. — I tak cię uwielbiam.

— To dobrze — odpowiada — bo nie mam zamiaru cię wypuścić.

Jednak San szybko wyplątuje się z objęć.

— Słyszałem, że Cesarz wreszcie wyrusza.

— Już mu się znudziły kobiety, wraca do swojej drugiej miłości: wojny.

San mruczy w odpowiedzi.

— Kiedy?

— Dzisiaj.

Niedługo będzie musiała zacząć przygotowania, ubrać się, uczesać bardziej wytwornie, a potem pożegnać Cesarza i życzyć mu owocnego stłumienia buntu.

— Tak późno? Będą jechać nocą?

Hwayeon wzrusza ramionami. Nie interesowała się powodami Cesarza. Wieść o jego wyjeździe zdjęła pewien ciężar z jej ramion — nie będzie już musiała szukać przeróżnych wymówek, by nie sypiać z mężem. Zostaną tylko ona i San.

— Tak zadecydował. — Trochę zastanawia ją ciekawość Elfa, ale podejrzliwość znika, gdy jej uwaga zostaje zwrócona na opowieści.

— Poczytamy? — San kończy temat Cesarza, za co Hwayeon jest mu wdzięczna.

— Myślę, że doskonale znasz moją odpowiedź na to pytanie. — Śmieje się cicho.

Siadają na ziemi, gdzie wcześniej Hwayeon poukładała różne poduszki z łóżka. Opiera się o zdobioną ścianę i podciąga nogi, zza szaty wystają bose stopy. San kartkuje księgę.

— Ametystowy...

— Nie chcę.

— Hmm... — Przegląda kartki, by zatrzymać się na rysunku przedstawiającym smoka walczącego z demonami. — Szafirowy Smok Wiru był wielkim wojownikiem, który potrafił pokonać całą armię...

— Nie chcę — przerywa mu Hwa. Szafirowy Smok będzie jej tylko przypominał o Cesarzu, który przecież dzisiaj poprosi bóstwo o błogosławieństwo w nadchodzących bitwach.

— Jesteś dzisiaj wybredna.

— Chcę Onyksowego Smoka Rozkładu.

— To zakazana historia.

Przewraca oczami, wpatrując się w bladą twarz Sana, który wygląda, jakby to go bawiło.

— W takim razie... Obiecałeś mi kiedyś prawdziwą historię o Białym Smoku Rozkazu.

— Niech będzie — żacha się San, więc Hwa trąca go bosą stopą. — Życzenie mojej Hwa jest dla mnie rozkazem. — Posyła jej szybki uśmiech. — Pamiętasz legendę o Jadeitowym Smoku Zazdrości?

— W swoim egoizmie dał ludziom bezcenne ziarno si-mi, w zamian odbierając skrystalizowane serce Sarang.

— A wiesz dlaczego?

Hwa kręci przecząco głową.

— Bo miłość to kontrola, to wpływ, przeogromny, a Sarang miała serce Białego Smoka Rozkazu w garści.

— Czyli co? Jej serce potrafi kontrolować serce Białego Smoka Rozkazu? Ale ono już nie istnieje — dodaje. W końcu według legendy rozpadło się z rozpaczy.

— Jak mówi legenda, rozpadło się na części, tworząc resztę smoczych bóstw: Szafirowego Smoka Wiru, Jadeitowego Smoka Zazdrości, Rubinowego Smoka Rozpaczy, Topazowego Smoka Błyskawic, Ametystowego Smoka Lśnienia i, wycofanego z oficjalnego panteonu, Onyksowego Smoka Rozkładu.

— Czyli serce daje kontrolę nad pozostałymi smokami? Jadeit chciał kontrolować rodzeństwo?

— Albo nie pozwolić, aby kontrolował ich ktokolwiek inny. — San spogląda na nią z uniesioną brwią.

— To Jadeitowy Smok Zazdrości — przypomina Hwayeon. — Najbardziej znany jest ze swojego egoizmu i wielkiej chciwości. Uwielbia gromadzić wszelkie skarby, chlubi się nimi i zawzięcie broni w jamie.

— Może rodzina to ważniejsza wartość — sugeruje San.

Posyła mu spojrzenie pełne wątpliwości.

— Jesteś naiwny. — Podnosi się z poduszek i prostuje spódnicę. — To teraz Onyksowy Smok Rozkładu?

Spogląda na nią spod byka, więc Hwa śmieje się głośno w odpowiedzi.

— Wiesz co? Potrzebowałam tego. Miło spędzonego czasu — uściśla. — Ostatnio wszystko się jakby burzyło, popadało w ruinę w zastraszającym tempie i... — Bierze głęboki oddech. — Naprawdę doceniam te małe chwile, tęsknię za tymi spędzonymi z Seonghwą oczywiście i żałuję, że więcej ich nie będzie.

— Zawsze możesz na mnie liczyć. — Obejmuje ją od tyłu, opierając brodę na prawym ramieniu.

Jej uwaga skupia się na znaczeniu słowa zawsze. To znaczy jak długo? Tak długo, jak będzie to wygodne? Tak długo jak pozwolą okoliczności? Czy jak kochankowie w romansach, których rozłączyć potrafi jedynie śmierć?

— Jesteś spięta — zauważa. — Masaż?

— Podziękuję — odpowiada z delikatnym uśmiechem.

— Niech zgadnę powód... Jangmi?

Hwayeon prycha.

— Oczywiście.

— Jest stara, długo nie będziesz musiała się z nią męczyć. — Trąca jej policzek swoim, delikatnie i kojąco.

Hwayeon wzdycha.

— Muszę coś wymyślić, by dać jej do zrozumienia, że ze mną nie może sobie pogrywać.

— Na pewno dasz radę. — Sięga po jej rękę i ściska. — Zrobisz coś dla mnie? — pyta po chwili milczenia. — Potrzebuję, abyś na wszelki wypadek przechowała książkę.

~◇~

Granatową suknię zdobią złote smoki na piersi, pas wyłożony jest kryształami, a kołnierz nieznośnie drapie; kropelki potu spływają po szyi i plecach.

Hwayeon wachluje się dłonią, od tej duchoty jest jej słabo, chociaż nikt inny nie wydaje się mieć takiego samego problemu — Izanami wręcz opatula się szalem. Ostatecznie Cesarzowa stwierdza, że to musi być wina wieczorowej już pory, zadzierając głowę (złote ozdoby przyjemnie brzęczą), widzi kłębiące się czarne chmury; może zanosi się na późną burzę.

Cesarz żegna się z księżniczką Woori, a Hwa czuje ucisk w sercu, gdy widzi czułość w oczach i łagodny uśmiech.

— Niech bogowie ci sprzyjają — składa pozdrowienia, gdy nadchodzi jej kolej. Cesarz przytula ją delikatnie, jakby była niezwykle cennym płatkiem lotosu.

Odsuwają się, Cesarz jeszcze gładzi ją po policzku, po czym wsiada na konia, odwraca się ostatni raz i odjeżdża.

Jihyun rozmawia z Jangmi, a Yeonah się im przysługuje, Hwayeon jedynie przelotnie spogląda w ich stronę, chwyta fałdy spódnicy i wspina się po stopniach do środka pałacu. Ma ochotę zrzucić z siebie całe to złoto i umyć włosy, wyczyścić je z olejków nadających sztucznego lśnienia.

Tak też robi.

Hyejin wmasowuje pachnące różami perfumy, a Hwayeon delikatnie obmywa nogi zmęczone od chodzenia w oficjalnych butach.

Ubiera się w zwiewną, białą szatę do spania, nie ma zamiaru już nigdzie dzisiaj wychodzić. Jedyną ozdobą są srebrne zakończenia szerokich rękawów. Włosy pozostawia rozpuszczone, żeby jeszcze wyschły, w dodatku uwielbia ich aktualny zapach, więc przyjemnie jest go wdychać.

Na zewnątrz jest ciemno, Cesarz i tak wyruszył późno, więc teraz niebo barwi się już niczym atrament do pisania listów. Noc zdaje się cicha i spokojna, jakby naprawdę zaraz miała rozszaleć się burza.

Hwayeon sięga po książkę, którą zostawił San i otwiera ją na rozdziale o Onyksowym Smoku Rozkładu. Nie jest w stanie zrozumieć obcego alfabetu, ale uważnie studiuje zamieszczoną rycinę. Czarny jak smoła smok wije się wokół ludzkiej czaszki, której oczy wydają się najgłębszą otchłanią; kryje się w nich przerażająca pustka, żadnego życia, nawet najmniejszej iskry.

Ciekawość nie pozwala jej odłożyć księgi, przewraca kartkę, podkłada pod światło świecy, próbując odkryć tajemnice, jednak nie pojawiają się żadne magiczne ryciny, ani nie potrafi przeczytać znaków, które przypominają ptactwo w locie — eleganckie linie i fale, z okolicznymi kropkami w niczym nie przypominają zgrabnych, ale solidnych znaków Yunaem.

— Cesarzowo!

Serce podskakuje jej do gardła, szybko chowa książkę pod pościelą, a potem dla pewności na niej siada. Odchrząkuje i zaprasza Suyu do środka.

Dziewczyna wpada do komnat jak wicher, z zaróżowionymi policzkami i rozszerzonymi oczami. Kosmyk włosów tkwi w ustach, więc go szybko wyjmuje.

— Coś się stało? — pyta Hwa, wstając i wygładzając fałdy białego materiału.

— Rebelianci!

Tylko jest w stanie wykrztusić służka, zresztą Hwayeon jej nie słucha, wybiega z komnat, czując jak dzwoni jej w uszach. Czy to San? Czy kto inny? Czy są ranni? Dziesiątki pytań krąży po jej głowie, ale przede wszystkim czuje przerażenie. Co jeśli to naprawdę San? Jej Elf złapany przez pałacowych strażników... Zgroza przejmuje ją na tę myśl.

Suyu wraz z Chae i Hyejin biegną za nią.

— Do komnat Cesarzowej Wdowy! — woła Monijka.

— Może... Może powinnyśmy zaczekać na strażników? To może być niebezpieczne! — Chae brak tchu.

Hwayeon im nie odpowiada, zbiega po schodach, czując jak wiatr rozwiewa rozpuszczone włosy i muska gorące policzki. Kręci jej się w głowie, więc na chwilę przystaje, podpierając się ściany.

— Wody? — Chae rozgląda się na boki.

— Może nie powinnyśmy... — odzywa się Hyejin.

Hwayeon jedynie macha ręką i rusza dalej. Coś w środku mówi jej, że powinna spodziewać się najgorszego. Straciła brata, nie może stracić też ukochanego...!

Ostatnie stopnie, dwa zakręty i staje przed komnatami Cesarzowej Wdowy. Wejście zdobią dwa złote smoki, a drzwi leżą między nimi, połamane wręcz na drzazgi. Strażnicy ustępują Cesarzowej drogi, choć odprowadzają ją spojrzeniami spod zmarszczonych brwi.

Hwayeon spogląda na Izanami, która blada zakrywa usta dłonią. Przekracza to, co pozostało z drzwi i wchodzi do środka. Jej wzrok pada na Yeonah. Skuloną w kącie obejmuje Jihyun. Twarz konkubiny Lee jest zastygła w czystym przerażeniu, a na brodzie widnieją zaschnięte krople krwi, jednak nic nie wskazuje na to, aby była ranna.

Jangmi widzi jako kolejną. Z przerażenia robi kroku do tyłu, by napotkać na opór. Odwraca głowę, ale to tylko Izanami, która pocieszająco gładzi jej plecy.

— Mówią, że to zemsta. — Wskazuje głową na ciało Cesarzowej Wdowy.

Leży na wznak, z rozłożonymi ramionami, na palcach połyskują pierścienie, a wokół karku widnieje kałuża ciemnej krwi.

— Zemsta? — Głos Hwayeon to zachrypnięty szept. Odchrząkuje delikatnie. — Za co?

Izanami posyła jej dziwne spojrzenie.

— Za to, co zrobiła z rebelią, gdy jeszcze żył ostatni Cesarz. Wszyscy plotkowali, że brutalne egzekucje, rzezie wiosek... Wszystko, co najgorsze, to jej sprawka. Biedna Yeonah. — Cmoka, spoglądając na kulącą się kobietę. — Widziała to wszystko.

— Co dokładnie? — Od razu dopytuje Hwa.

— Rebelianta w białych włosach i długich uszach, który obciął Cesarzowej Wdowie głowę z uśmiechem. Cesarz już został poinformowany...

Może Hwayeon to wypierała, ale dopiero po tych słowach kieruje wzrok w stronę głowy, która leży na posadzkę zwrócona w jej stronę. Puste oczy przypominają te z ryciny z Onyksowym Smokiem Rozkładu, jakby bezdenna otchłań zaglądała do jej duszy. Porozrzucane włosy lepią się od krwi, a z szyi wystaje fragment kości kręgosłupa.

Zaczyna brzęczeć w uszach, robi się ciemno przed oczami i Cesarzowa traci przytomność, upadając na posadzkę tak, jak zapewne upadało ciało Cesarzowej Wdowy, gdy było pozbawiane głowy.

~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~

chciałam poczekać do ósmego, ale ten rozdział ma tylko 3 tysiące słów, więc stwierdziłam, że może być szybciej ^^

i przyznaję bez bicia - jestem w uj dumna z rozmowy z Han Soo i z tego całego fragmentu z nim, chyba najlepsza część tej historii jak dotychczas: pod względem technicznym i paru fajnych tekstów, które tam padają. plus Hwa i Soo to psiapsióły, kocham ich mocno.

zostawiam was z tym cliffhangerem i lecę pisać moje tomarry, bo jestem mocno podekscytowana.

z dobrych wiadomości - rozdział nr 12 ma już ponad 2 tys słów, więc może niedługo i go opublikuję :D jeszcze tak z 3 tysiaki, bo sporo się w nim ma dziać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top