~◇VII◇~
Czas w pałacu płynie szybciej niż woda przez palce, gdy nabierze się jej ze strumienia. Hwayeon spędza czas głównie z Luką i Seonghwą, w międzyczasie lawirując między konkubinami i próbując znaleźć chwilę czasu dla siebie, by poczytać w spokoju książki o zakazanych romansach. Luka wykazuje nieodpartą chęć zdobywania wiedzy, a odkąd teraz oficjalnie jest jej służącym, całe dnie spędza na klęczkach w jej komnacie, przeglądając księgi przyniesione przez Han Soo czy Seonghwę.
Elf odwiedził ją jeszcze dwa razy i każda z wizyt przebiegała podobnie do poprzedniej — prowadzili dziwną rozmowę pełną niedopowiedzeń i ukrytych znaczeń. Jednak Hwa zaczyna cenić to osobliwe urozmaicenie; to jedyna rzecz poza książkami, która pomaga przetrwać jej ciężkie czasy.
Dzisiaj przypada czwarty miesiąc, odkąd została Cesarzową, a Cesarz ostatnio odwiedził ją wiele tygodni temu. Szczerze mówiąc, widziała go tylko raz, odkąd została mianowana nowa konkubina.
Hwayeon odkłada czarkę z herbatą trochę mocniej niż to wypada, ściągając na siebie spojrzenie Jihyun, która jedynie uśmiecha się pod nosem, po czym zwraca się do małej Mujin:
— Chcesz ciasteczko? Musisz coś zjeść — dodaje z naciskiem.
Dziewczynka kręci głową, przytulając do piersi puchatego króliczka. Jihyun tylko wzdycha ze zrezygnowaniem.
— Doszły mnie słuchy, że konkubinie Lee należą się gratulacje. — Cesarzowa Matka, Lee Jangmi, spogląda wprost na nową konkubinę: Lee Yeonah, która to nawet nie próbuje ukryć uśmiechu pełnego zadowolenia.
— Tak — mówi cicho, a potem dodaje głośniej: — Medyk stwierdził, że to już pewne. Jestem przy nadziei.
Jangmi z radości klaszcze w dłonie. Wygląda to zgrabnie i elegancko.
— Cudownie, cudownie! Wszystkie liczymy na syna. — Schyla się przez stół, by poklepać Yeonah po ręce.
Jednak pozostałe konkubiny nie wyglądają, jakby podzielały zdanie Cesarzowej Wdowy. Izanami tylko wzdycha, wpatrując się w swoją czarkę z białą herbatą, a Jihyun zgrzyta zębami tak mocno, że Hwa wręcz to słyszy i jest w stanie założyć się o ulubioną książkę, że kobieta z całych sił modli się o to, by Yeonah urodziła córeczkę.
Sama Cesarzowa czuje tylko odrętwienie. A więc to tak. Nie była odpowiednia. Rozmowa dalej się toczy, ale Hwayeon nie jest w stanie brać w niej czynnego udziału, uśmiecha się parę razy, ale i tak widać po niej, jak zdołowana jest tą wiadomością. Frustracji dodaje ten uśmiech Jangmi, która żyje w przeświadczeniu, że wygrała. A ona, Hwayeon, przegrała.
A nie mówiłam? Po co było tak wojować? Ja zawsze wygrywam — zdaje mówić się spojrzenie czarnych oczu.
Gdy Cesarzowa wraca do swoich komnat, odprawia służbę wraz z Luką i kładzie się na łóżku. W głowie huczą rozmowy o księciu koronnym, wyczekanym synu i darze od smoczych bogów, więc dziewczyna z determinacją sięga w stronę stolika, wyciągając rękę do granic możliwości, zbyt leniwa by wstać, i chwyta książkę, którą aktualnie czyta. Kładzie się na plecach i otwiera tomik z opowiadaniami o tragicznych losach kochanków.
Wie, że to dziecinne, ale opowieści w książkach są takie wspaniałe, że Hwayeon o niczym innym teraz tak nie marzy jak o tym, by przeżyć własną historię miłosną. Nie ma wysokich wymagań, niech Cesarz zachowa swoją miłość do wina i wojny, Hwę i tak urzekła jego łagodność, która przewyższa wszystkie wady. Więc ma swojego księcia, teraz tylko wystarczyłoby uczucie pomiędzy nimi. Kwiaty, serenady i niezwykłe przygody. Czekałaby na niego z utęsknieniem i witała, gdy wracałby ze swoich wojen. W jej idealnym świecie nie byłoby żadnej konkubiny, tylko Hwayeon.
Litery zaczynają się rozmazywać, więc odkłada książkę i przykrywa oczy przedramieniem, gdy jej ciałem wstrząsa szloch. Wychodząc za Cesarza uważała, że szacunek jej wystarczy, jednak gdy poznała mężczyznę, zachłannie zapragnęła więcej.
Co ją teraz czeka? Samotne życie w wielkim pałacu? Jak uschnięty kwiat, którego nikt nie podziwia? Nigdy w życiu tak nie pragnęła dziecka tak bardzo jak teraz. Dziecko, syn wydaje się rozwiązaniem wszystkich jej problemów. Jest pewna, że matka Księcia Koronnego byłaby perłą w oczach Cesarza... Z rozgoryczeniem zauważa, że tą perłą zostanie Yeonah.
Oczy pieką, więc mruga, czując jak gorące łzy spływają po policzkach. Przekręca się z pleców na bok; ozdoby włosów sprawiają, że ta pozycja jest niewygodna, więc podnosi się z westchnieniem. Wtedy zauważa Elfa, który opiera się o ścianę. I obserwuje uważnie.
— Długo tu jesteś? — pyta ze znużeniem. Zsuwa się z łóżka i na boso podchodzi do stolika. Nalewa wody z dzbanka do misy i przemywa twarz, czując przyjemne ochłodzenie.
— Dostatecznie długo, by mieć pytania.
Hwayeon śmieje się cicho i zaczyna wyjmować z włosów ozdoby. Odkłada je do złotej misy.
— Śmiało. Bardziej mnie dzisiaj nie upokorzysz.
— Czemu... Czemu tak ci smutno? Myślałem, że jesteś mądrzejsza i wiesz, że to nieuniknione. — Elf odchodzi od ściany i robi parę kroków w jej stronę.
— Sama próbuję to odgadnąć — wzdycha cicho Hwayeon. — Myślałam, że mogę pokochać Cesarza... Teraz widzę, że nie chodziło o to, czy ja mogę tego dokonać, ale czy on będzie skłonny obdarzyć mnie miłością. Może po prostu zauważyłam to zbyt późno?
— Nie lepiej cieszyć się życiem, korzystać z tego, co się ma? Na bogów! — wykrzykuje tak głośno, że Hwa aż odwraca się w jego stronę. — Jesteś cholerną Cesarzową! Po co ci miłość jakiegoś starca?
Hwayeon potrafi tylko wzruszyć ramionami i nienawidzić tej słabości, że po policzkach zaczynają spływać świeże łzy frustracji i upokorzenia. Spogląda w dół, na swoje bose stopy, a jej ramiona drżą.
— B-bo... Czy to takie złe? Chcieć być kochaną? Być tym kimś wyjątkowym dla kogoś innego? Żyć jego szczęściem? Byłam głupia, zachłanna, chcąc władać pałacem... ostatecznie... nie mam nic.
— Pozwól, że się wtrącę i przerwę tę godną pożałowania tyradę użalania się nad sobą.
Mężczyzna łapie ją za ramiona, a Hwayeon unosi głowę, zaskoczona ciepłym dotykiem.
— Nie wierzę, że to mówię, ale walcz, kobieto. Może miłość Cesarza to stracona sprawa, ale czy jedyna, o którą warto walczyć?
— Co masz na myśli? — Spogląda w niebieskie oczy iskrzące determinacją i czuje, jak wypełnia ją ciepło.
— Zemstę oczywiście. — Uśmiecha się drapieżnie.
— Zemstę? — parska Hwayeon i wyplątuje się z jego objęć.
— Aye. Słodką zemstę.
— Rozumiem, że jesteś znawcą? — Cesarzowa zaczyna ściągać ciężkie bransolety i spogląda przelotnie na Elfa, który wygląda jak postać z legend — biały wojownik, w którym zakochuje się uwięziona księżniczka.
— A jak myślisz... — robi krok do przodu przez co jest tak blisko, że gorący oddech owiewa jej szyję — ...po co tu jestem?
Gdy Hwayeon odwraca się, chcąc skonfrontować te słowa z wyrazem twarzy mężczyzny, jego już nie ma. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Zniknął, pozostawiając ją z mętlikiem w głowie.
Ma ochotę krzyczeć z frustracji. Dlaczego w ogóle słucha rebelianta? Pozwala jego słowom mącić w głowie?
— Sangmi! — woła na tyle głośno, by dama dworu ją usłyszała.
— Cesarzowo.
Kobieta uniżenie chyli głowę, ale rozgląda się po komnacie z ciekawością. Czyżby coś słyszała?
Cóż — myśli Hwayeon z ponurą satysfakcją — kolejny powód, by się jej pozbyć.
— Przygotuj kąpiel.
~◇~
— Cesarzowo.
Hwayeon podnosi wzrok zza książki. Luka stoi przy posłaniu i wpatruje się w kobietę wielkimi, złotymi oczami. Na okrągłej twarzy nie sposób nie zauważyć czerwonej wstążki, która przysłania wypalone znamię.
Próbowali różnych sposobów, by jakoś zakryć bliznę, ale Luka za każdym razem dosadnie wyrażał swoje niezadowolenie — opaska uciska, ten materiał łaskocze, makijaż się zmywa, dlatego pozostało na czerwonych wstążkach. Chłopak uparł się na ten kolor, a w szczególności uparł się na tę konkretną wstążkę, którą podarowała mu Hwa w trakcie Święta Zbiorów.
— Co tam masz? — Hwa zamyka książkę i prostuje się, by móc przyjrzeć się drewnianemu przedmiotowi w rękach Luki.
— Statek. Sam zrobiłem. — Z dumą prezentuje figurkę, wyciągając przed siebie ręce.
— Piękny — odpowiada kobieta, bo rzeczywiście taki jest: białe żagle i misterne żłobienia tworzą obraz prawdziwego, choć miniaturowego statku.
— Nie ma być piękny. — Przewraca oczami i wzdycha, jakby po raz setny musiał tłumaczyć to samo. — Ale użyteczny.
— Och? — Hwa unosi brew, ledwo powstrzymując śmiech, zdradza ją jednak uniesiony kącik ust. — Wybacz. Więc w jaki sposób jest użyteczny?
— Może przenosić różne rzeczy przez sadzawkę w ogrodzie! Wkładasz tu i...
Hwayeon wyłącza się z rozmowy, a jej myśli wędrują w stronę ogrodu. Zbliża się wiosna, a ona już skończyła osiemnaście lat, ogród też powoli budzi się do życia. Pierwsze kwiaty kiełkują, zwiastując nadchodzące piękno.
— Pójdziemy do ogrodu? — pyta Luki. — Sangmi, przygotuj niebieską suknię.
Szata o kolorze nieba, kiedy nie ma na nim żadnej chmury jest ciężka i obszyta złotą nicią; jedna z ulubionych Cesarzowej. Luka idzie tuż przy niej, a usta mu się nie zamykają, gdy opowiada o wszystkich rzeczach, które będzie mógł zrobić ze swoim wynalazkiem.
Słońce świeci mocno, choć gdy chowa się za chmurami, robi się chłodno. Mimo tego Hwa siada przy swojej sadzawce, a służące przynoszą przekąski i herbatę. Luka puszcza statek na wodę, a potem buduje z trzciny różne platformy, które przenoszą wodę. Żaby rechoczą cicho, a para kaczek pływa po spokojnej tafli. Idealne popołudnie dla Hwayeon.
Wzdycha, uświadamiając sobie, że tęskni z Jeziorami Lazurów. Za domem. Ojcem i braćmi.
— Cesarzowo!
Natarczywy szept Sangmi wyrywa ją z lektury, mruży ciemne oczy, by lepiej widzieć konkubinę Yeonah, która w towarzystwie służek przechadza się po ogrodzie Cesarzowej. Jedna z służek szepcze cś kobiecie do ucha, ta w reakcji odwraca się dokładnie w stronę Hwayeon i posyła jej uśmiech. Hwa odwzajemnia go z całą nienawiścią, którą pielęgnuje w sercu.
Yeonah wydaje się zachęcona tą reakcję, podnosi suknię i podchodzi do altany, idąc przez trawę, jakby specjalnie omijała kamienną ścieżkę.
— Głupia jakaś? — zastanawia się na głos, a Luka parska pod nosem.
— Cesarzowo. Witaj. — Konkubina kłania się delikatnie z uwagi na brzuch, który jest jak kolejna szpilka, którą ktoś boleśnie wbija w bladą skórę Hwayeon.
Raczy ją uśmiechem i z dziwną satysfakcją zauważa, że cera Yeonah nie jest tak idealna jak jej — trochę zniszczona przez słońce, z paroma niedoskonałościami wokół ust. Jednak jej włosy mienią się miedzią w słońcu, a oczy wydają się bystre i jaśniejsze niż te, które zwykło się widzieć u Yunaemczyków.
— Konkubino Lee Yeonah — mówi niskim tonem Hwa. — Czym zawdzięczam tę wizytę?
— Wybrałam się na spacer. To zdrowe dla dziecka.
Hwayeon krzywi się mimowolnie, ale szybko przywołuje zimny uśmiech.
— W moim ogrodzie?
— Jest przepiękny — odpowiada, jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy z nastroju Cesarzowej.
— Wiem o tym — mówi Hwa, a w tym samym czasie Luka mruczy pod nosem:
— Idiotka.
— Wybacz mu, jeszcze wiele musi się nauczyć — od razu wtrąca Cesarzowa.
Yeonah przełyka ślinę i wydaje się być wytrącona z równowagi.
— W końcu to tylko dziecko.
— W takim razie dziecko jest mądrzejsze od ciebie. — Luka wstaje i wojowniczo unosi podbródek.
— Sang... — Hwa zwraca się do damy dworu, ale Luka nie daje jej dokończyć.
— Wiem, wiem, nie musisz kazać jej mnie niańczyć. Idę do kuchni, wiem gdzie moje miejsce, w przeciwieństwie do niektórych — mówi, po czym zabiera swój statek i, przytulając go do piersi, odchodzi.
Hwayeon wzdycha i spogląda na konkubinę która stoi ze zmieszaną miną, ściskając fałdy materiału różowej sukni.
— Odważny chłopak — mówi ostatecznie.
— W połączeniu z tą jego inteligencją stanowi to dla mnie nie lada wyzwanie. — Hwayeon śmieje się sztucznie.
— Słyszałam o nim wiele.
Hwa unosi brwi. Czy Yeonah właśnie przyznaje się, że plotkuje o Cesarzowej i jej dworze?
— Że przygarnęłaś go i odtąd zawsze pałęta się przy spódnicy Waszej Cesarskiej Wysokości — kontynuuje Lee Yeonah. — Zastanawiam się, dlaczego.
— Nazwij to macierzyńskim instynktem... albo instynktem przetrwania. — Hwayeon wstaje i kiwa głową na służbę. — A teraz wybacz, spodziewam się wizyty mojego brata, Ra Seonghwy.
Cesarzowa odchodzi powoli, nie mogąc porzucić tego specyficznego wrażenia, że ta rozmowa ją nawet bawiła. A przecież nie powinna. Odwraca się lekko, by ujrzeć, jak Yeonah kuca powoli i przygląda się fortyfikacjom, które zostawił za sobą Luka.
Dziwna kobieta.
Seonghwa czeka przy drzwiach do komnat Cesarzowej. Hwa marszczy brwi, widząc tę przystojną twarz naznaczoną zmęczeniem; z reguły ciasnego i wyczesanego koka wychodzą pojedyncze kosmyki włosów, jakby mężczyzna często przeczesywał je ręką. Łagodne, ciemne oczy, które Hwa tak kocha, są przekrwione.
— Zgaduję, że spotkanie z ministrami nie poszło dobrze? — pyta, zapraszając brata do środka. — Sangmi, idź do kuchni i przekaż im, że Luka zasłużył na słodkie ciasteczka. — Zamyka drzwi przed nosem damy dworu i z westchnieniem odwraca się w stronę Seonghwy. — Więc?
— Więc wojna. — Zapada krótka cisza. — Masz alkohol?
— Naprawdę będziesz teraz pił? Wiem, że nie lubisz przelewu krwi, ale...
— To ja będę musiał przelewać tą krew, więc daj mi alkohol, Hwa.
Hwayeon zamyka usta i podchodzi do stolika, by nalać wina. W normalnych okolicznościach wezwałaby służbę, ale nie chce, aby ktoś słyszał ich rozmowę. Sobie nie bierze nic, tylko siada naprzeciw brata, spoglądając na niego wyczekująco.
Seonghwa wypija dwie czarki, po czym mocno odstawia porcelanę na stolik. Odchyla głowę i krzywi się, gdy alkohol pali przełyk. Odchrząkuje i mówi:
— Cesarz jest zdecydowany, żaden minister nie był w stanie go przekonać, a rodzina Lee twardo przy nim obstaje. Wiadomo dlaczego. — Sam nalewa sobie wina i wypija jednym haustem. — A generał Han całkowicie go popiera, nawet syna w to wciągnął. Choć Han Soo nie wydawał się uradowany perspektywą uspokojenia rebelii w Tanie.
— Ojciec nie pozwolił Yuntae jechać? — pyta Hwa, mając na uwagę, że najstarszy z braci traktuje walkę mieczem jak oddychanie i z pewnością chciałby wziąć udział w wyprawie u boku Cesarza.
— Oficjalny powód to ślub, ale ojciec raczej boi się utraty następcy, niż martwi o przedwczesne owdowienie panny młodej — rzuca z przekąsem i ponownie nalewa wina.
— Może już wystarczy, co? — Hwayeon spogląda na brata ze zmartwieniem.
— Nie powinienem w ogóle był zaczynać pić — wzdycha Seonghwa i nalewa kolejną czarkę. — Trudno potem człowiekowi przestać.
— Kiedy więc wyruszacie?
— Jak najszybciej. Cesarz nie chce czekać ani chwili dłużej, skoro ma już pełne poparcie. Wojsko już się szykuje, by wyruszyć z początkiem następnego miesiąca.
— To przecież za niecały tydzień — uświadamia sobie Hwa. Ma pożegnać się z bratem tak szybko?
— Otóż to. Seondeok jest szaleńcem. Ale nie mów mu tego, co? Lubię swoją głowę. — Puka się w czoło i uśmiecha.
Hwa czuje ucisk w piersi, gdy przygląda się swojemu niewinnemu bratu. Jak ten człowiek z gołębim wręcz sercem ma ruszyć na prowincje, by zabijać rebeliantów, choć najchętniej napisałby poemat wychwalający ich ducha?
Myśli o bracie długo po tym, jak Seonghwa wychodzi. Siedzi nieruchomo na krześle, wpatrując się przed siebie, choć nie widząc nic. Czy powinna wstawić się u Cesarza, by pozwolił Seonghwie zostać? Dawno nie rozmawiała z mężczyzną, ale to nie tak, że jej nienawidzi... prawda? Może warto spróbować.
Zastanawia się nad tym również wieczorem, gdy przygotowuje się do łóżka. Już wykąpana; jej skóra pachnie różanymi olejkami. Parzy sobie herbatę z nagietka i opatula się wierzchnią szatą, bo nocna jest trochę zbyt przewiewna jak na tę porę roku.
Wdycha znajomy zapach i upija łyk, parząc lekko język. Ale to nic. Za parę minut o tym zapomni. Targają nią wątpliwości. Każda rodzina musi wydać jednego syna, by towarzyszył Cesarzowi w walkach. Yuntae może i jest chętny do wojowania, ale ze zbliżającym się ślubem z siostrzenicą Cesarza i byciem następcą ojca, który przejmie po nim stanowisko Ministra Skarbów...
Odstawia czarkę z herbatą i spogląda na mroczny świat za oknem. Chyba nie zaszkodzi spróbować? Szanse są nikłe, ale nie wybaczy sobie, jeśli nie zrobi nic. Czując przypływ odwagi, wyciąga z szuflady papier, rozcieńcza tusz i kreśli pędzlem list do Cesarza.
— Sangmi — woła, gdy litery już wyschły. Zwija papier i zawiązuje niebieską wstążką. — Przekaż to Cesarzowi.
Kobieta kłania się i bierze list w popękane dłonie. Hwayeon wraca do herbaty, czując głuche uderzenia serca. Czy dobrze postąpiła?
— Myślisz, że ten list nie trafi najpierw do Jangmi?
Hwayeon nawet nie odwraca się, słysząc głos Elfa. Wzrusza ramionami i upija łyk herbaty.
— Nie było w nim nic niestosownego.
— Czyżby? — Pytanie brzmi jak pomruk dzikiego kota.
Hwayeon przechodzą ciarki, włoski z tyłu szyi stają, wyczekując ruchu drapieżnika. Wręcz czuje, że rebeliant przybliża się do niej, choć kroki są bezdźwięczne, jakby naprawdę był kotem.
— Zawsze mnie zastanawiało, jak to robisz — mówi. Wstaje i odwraca się w stronę Elfa, zakładając ręce na piersi.
Trochę zapiera jej dech, gdy go widzi. Ale tylko trochę. Białe, jak chmury w letni dzień, włosy układają się w fryzurę z misternych warkoczyków, które opadają na plecy; ich długość dorównuje kruczoczarnym włosom Hwayeon. Bladą twarz zdobią lodowo-niebieskie oczy, które przeszywają serce na wskroś, a w przypadku Cesarzowej — sprawiają, że bije mocniej.
— Co konkretnie? — Przekrzywia głowę z tajemniczym uśmiechem na wąskich, bladoróżowych ustach.
— Nie ma cię w moich komnatach, a potem nagle się pojawiasz.
— Och. — Śmieje się ochryple. — Biały Smok Rozkazu dmucha w moją stronę, dzięki czemu dostaję skrzydła z wiatru. — Mruga do niej.
— Moja wiara jest silna, ale nawet ja nie jestem skłonna w to uwierzyć.
— Wiesz, że każdy z ludów, które są nam znane, te podbite przez Cesarza i te cieszące się wolnością, każdy z nich ma swoją własną historię o Smoczych Bogach? I swojego ulubieńca. — Elf siada na jej posłanku, podciągając nogę tak, że opiera na niej łokieć.
— W Yunaem czcimy Białego Smoka Rozkazu, który jak diament przecina powietrze i obdarza nas łaskami — mamrocze pod nosem Hwa.
— W Tanie na przykład istnieje historia o niezwykłej burzy piaskowej. Wezbrała się pewnego popołudnia, zaskakując kupców udających się do dalekich krain, by sprzedać cenne tkaniny. Wiatr rwał i szarpał, piasek ciął i chłostał, powietrze aż piekło od gorąca, a chmury nad nimi były granatowe jak atrament. Burza była tak silna, że uniosła wozy, konie, wielbłądy i obracała nimi, jakby były to jesienne liście. Żółte błyskawice uderzały, rozświetlając ciemne niebo. Dziwne rzeczy działy się tej nocy, ale nikomu nic się nie stało. Kupcy potem opowiadali historię o Smoku, Królu Błyskawic, który rozpościerał złote skrzydła, a gromy uderzały bez przerwy. Jeden z nich trafił w wyjątkowo piękną tkaninę, czyniąc z niej szatę królów zdolną leczyć rany, inny uderzył w drewno wozu, czyniąc je odporne na siłę gniewu nieba.
— Masz dar — mówi Hwa, gdy głos Elf milknie.
Mężczyzna odchrząkuje i nalewa sobie wina, które zostało pod Seonghwie. Opiera się o stolik i spogląda na nią z uśmiechem.
— Mój lud ceni sobie opowieści, szczególnie te o Smoczych Bóstwach.
— O Onyksowym Smoku Rozkładu też? — Ciekawi się Hwayeon, świadoma, że w Yuneam nie mówi się o tym bóstwie za wiele.
— Uderzyłaś w sedno — nikt nie lubi mówić o wyklętym smoku, o przeklętym sercu i armii nieumarłych.
— Ale znasz tę historię. — Hwayeon wpatruje się w twarz Elfa, ale mężczyzna nic nie zdradza, żadnej emocji. — A Rubinowy Smok Rozpaczy?
— Ludy, które go czczą potrafią mieć obsesję na punkcie krwi. Jeśli tak bardzo interesują cię Smocze Bóstwa... Mogę kiedyś podarować ci książkę, ale tak na chwilę. Jest cenna i nie mogę jej nikomu oddać.
— Naprawdę? — Hwayeon puszcza resztę uwag mimo uszy, zaślepiona perspektywą książki. — Nawet w cesarskiej bibliotece trudno znaleźć coś poza Białym Smokiem Rozkazu i Jadeitowym Zazdrości.
— Wierz mi, zdaję sobie z tego sprawę. A teraz wybacz — kłania się jej nisko — rebelia sama się nie zorganizuje — mówi, po czym wyskakuje przez okno.
Hwayeon od razu do niego podchodzi, opierając ręce o drewniane obramowanie okiennic, ale w mroku nocy dostrzega jedynie dziwne kształty, które zdają się fascynujące, ale nie są Elfem. Wzdycha i odgarnia długi warkocz z ramienia, by swobodnie opadł na plecy.
Łóżko tej nocy wydaje się wyjątkowo zimne i obce, przez co Cesarzowa długo nie może zasnąć. Myśli o smokach, karawanach kupców i pewnym niebieskookim Elfie.
~◇~
Czas wyjazdu Cesarza do prowincji Tany w celu zdławienia buntu, który rozgorzał na tamtych ziemiach po podniesieniu podatków, nadchodzi zbyt szybko. Nim Hwayeon zdąży się obejrzeć, stoi na schodach prowadzących z dziedzińca do pałacu, na którym to zebrała się ważniejsza część wojska — Cesarz, Generał Han z synem, Seonghwa i inni synowie ministrów, a wszyscy w towarzystwie Gwardii Cesarskiej ubranej w mundury o wiele bardziej zdobione niż te zwykłego wojska.
Jangmi stoi dumnie wyprostowana, cała w złocie przypomina rzeźbę pawia z szafirami, która stoi w pałacowym ogrodzie. Hwayeon zerka na swoją ciemnoniebieską szatę, która praktycznie nie ma żadnych ozdób, tylko złota korona świadczy o jej statusie.
— Cesarzowo. — Seonghwa klęka na jedno kolano i chyli głowę przez siostrą.
— Niech Smocze Bóstwa mają cię w opiece. — Kładzie rękę z pierścieniami na jego ramię, a mężczyzna wstaje.
Hwayeon spogląda w jego młodą twarz, która odzwierciedla serce, które wzgardza z przemocą, i przygryza wargi. Zaciska palce, a potem szybko go przytula, nie zważając na Jangmi czy spojrzenia innych.
— Uważaj, braciszku.
— Będę. — Odwzajemnia jej uścisk i choć to przelotny dotyk dłoni na plecach, Hwayeon czuje kojące ciepło.
Będzie dobrze. Musi.
Generał Han to starszy mężczyzna, ale kłania się jak zwyczaj nakazuje, a Hwayeon powtarza słowa błogosławieństwa. Han Soo z kolei kiwa jej głową na pożegnanie, a kobieta uświadamia sobie, że mężczyzna chce jej przekazać, aby się nie martwiła, że wszyscy są gotowi, by stoczyć walkę.
Rozstanie z Cesarzem przebiega całkowicie odmiennie od wizji, którą wyobrażała sobie nocami. Cesarz przyjmuje błogosławieństwo, a potem całuje jej dłoń. Dotyk, którego nie czuła tak dawno, wzbudza uśpione uczucia. Hwayeon spogląda na Cesarza i niczego innego tak nie pragnie jak tego, by został. Z nią.
Ale potem Lee Seondeok podchodzi do konkubiny Yeonah, gładzi jej brzuch z uśmiechem, który pali wszelkie nadzieje, które hoduje w sercu Hwa; jak ogień trawiący zboża na polu w zastraszającym tempie.
— Mam nadzieję, że dasz mi syna — mówi Cesarz, po czym uśmiecha się dumnie.
— Chyba wszyscy mamy taką nadzieję — odzywa się Jangmi, krwistoczerwone wargi rozciągają się w fałszywym uśmiechu. — Potrzebujesz następcy.
Cesarzowa Wdowa spogląda na Hwayeon, unosząc brew, a ten uśmieszek odblokowuje w kobiecie nienawiść, o której nie była świadoma, że istnieje, że w ogóle jest w stanie czuć ją tak silnie.
W końcu wojsko wyrusza. Konie uderzają kopytami o brukowany dziedziniec, a kobiety na schodach obserwują oddalających się mężczyzn; ich zbroje błyszczą w południowym słońcu.
Hwayeon od razu idzie do łaźni, by obmyć ciało. Z ulgą ściąga ciężką szatę i wszystkie ozdoby, by zanurzyć się w gorącej wodzie. Służąca myje włosy, a ruchy palców są tak delikatnie, że Hwa ma ochotę mruczeć z przyjemności.
Półleżąc, spogląda na sufit, który przedstawia niebo kwiatów. Dlaczego tęskni za Cesarzem? Ignorował ją, odkąd tylko pojawiła się nowa konkubina, potraktował ją jak byle jaką dziewkę, którą można odrzucić, gdy się znudzi. A Hwayeon nie zalicza się do takich — jest Cesarzową tego narodu, na bogów!
Zaciska pod wodą rękę, a potem unosi ją pozwalając, by pachnąca woda przepływała przez palce. Na dłoni ostaje się pojedynczy płatek róży, na czerwonej powierzchni perlą się przezroczyste kropelki.
Hwa wzdycha cicho. Nie rozumie swoich uczuć, nie rozumie siebie. I chyba musi po prostu nauczyć się z tym żyć.
Po kąpieli udaje się na krótki spacer po ogrodzie. Podziwia wschodzące kwiaty, a ptaki wyśpiewują wesołe melodie, które nijak pasują do jej nastroju. Zirytowana wraca do swoich komnat i każe Sangmi przynieść wino.
— Zostaw mnie samą — mówi, gdy dama dworu stawia przed nią tacę z dzbankiem, czarką i miską suszonej żurawiny.
Gdy tylko służące wychodzą, nalewa sobie pełną czarkę. Nie lubi alkoholu, ale dzisiaj czuje, że bez niego nie da rady przetrwać — zostanie zjedzona przez te dziwne, sprzeczne emocje. Kocha Cesarza czy może nienawidzi? Szanuje czy gardzi?
Żurawina jest słodko-kwaśna, idealna, ale Hwayeon jakoś nie ma apetytu. Podpiera się ręką, na chwilę zapominając, że jest Cesarzową.
— Zostałam sama. Sama w wielkim pałacu — mówi do ciebie. — Huh. — Wzrusza ramionami i nalewa kolejną czarkę.
— Czyli mnie traktujesz jak ducha?
Nawet nie dziwi ją to, że na krześle przed nią siedzi Elf, opierając głowę na splecionych dłoniach. Przygląda się jej przenikliwie.
— Jak mebel, którego nie możesz się pozbyć — odpowiada, po czym wypija alkohol. Mruga oczami, gdy pali jej przełyk, a potem oddycha z ulgą, czując przyjemną falę ciepła, rozlewającą się po całym organizmie.
— Powinienem czuć się urażony? — pyta mężczyzna z przekornym uśmiechem i sięga po żurawinę, którą od razu zjada, a przy tym nie przestaje wpatrywać się w Hwayeon, co powoli robi się niekomfortowe. — Uznam, że nie możesz pozbyć się tego mebla z sentymentu.
— Ale potrzebuję to zrobić, bo jest bezużyteczny. Śmieć bez wartości — zauważa.
— Chyba masz dość alkoholu.
Elf sięga przez stół, żeby zabrać dzbanek z winem, ale Hwayeon paca go w rękę.
— Zostaw — mówi tonem, jakim zwraca się do psa. — To moje.
— Chciałem sobie nalać. Chyba że ty nalejesz mi, hm?
— Jeszcze czego. — Hwayeon bierze dzban i nalewa sobie.
Gdy tylko odstawia naczynie, Elf napełnia swoją czarkę. Przez chwilę siedzą w ciszy, sącząc trunek.
— Więc skąd taki nastrój? Bo Cesarz pojechał tłumić bunty?
— Poniekąd — przyznaje Hwa. — Ale raczej zwyczajnie użalam się nad sobą. Nad własną głupotą i naiwnością.
— Mówiłem ci, że zemsta byłaby właściwym wyborem.
— Mam się mścić na Cesarzu? — Spogląda na niego, unosząc wysoko brwi.
— Nie patrz na mnie jak na idiotę. — Elf mruży oczy, przyglądając się jej uważnie. — I nie miałem na myśli Cesarza, choć i na niego przyjdzie pora. Zacznij od małych kroczków.
— Sangmi. — To pierwsza osoba, która przychodzi jej do głowy.
— Kto? — Rebeliant marszczy brwi.
— Moja dama dworu, która szpieguje dla Jangmi. — Krzywi się, wypowiadając imię Cesarzowej Wdowy.
— Dobry wybór. Zdrowie. — Unosi czarkę, a Hwayeon nawet nie myśli, zderza swoją i upija spory łyk.
— Potem... Jihyun? — Zamyśla się na chwilę. — Chociaż, gdy jesteśmy przy konkubinach...
— Zabić je wszystkie? — Sugeruje Elf z lisim uśmiechem.
— O nie, nie, nie, nie. — Kręci palcem tak mocno, że uderza łokciem o stół. — Ał! Przeklęte drewno... Nie będziemy nikogo zabijać.
— Cesarz by się z tobą nie zgodził — mówi mężczyzna, sunąc opuszką palca po krawędzi porcelanowego naczynia. — On z lubością zabija swoich wrogów.
— I wbija głowy na pal — zgadza się Hwa — ale ja nim nie jestem.
— Ale jesteś jego kobietą.
— Jestem? Ostatnio w ogóle tego nie czuję. Myślisz, że coś jest ze mną nie tak? Dlaczego nie mogę dać mu dziecka? Yeonah zajęło to tak krótko...
— Mam ci tłumaczyć podstawy rozmnażania? — Elf odchyla się na krześle i spogląda na nią z przekornym uśmiechem. — Nie wiedziałem, że jesteśmy tak blisko — dodaje sugestywnie.
— Bo nie jesteśmy. — Hwayeon wstaje. — Powinieneś już pójść.
Elf wstaje za przykładem Cesarzowej, ale nie wygląda, jakby było mu spieszno do wyjścia. Tylko przygląda się kobiecie, jakby toczył wewnętrzną bitwę.
— Nie znasz żadnych szczegółów planów ataku wojsk, prawda?
Hwayeon parska szczerym śmiechem.
— Tak myślałem — wzdycha mężczyzna. Przeczesuje ręką włosy, po czym spogląda na Cesarzową z determinacją. — Wierzę, że na szczycie piramidy twojej zemsty znajduje się stara Jangmi. — W dwóch krokach jest przy niej i szepcze do ucha:
— Urządź im piekło, Hwa.
~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~
z ogłoszeń: chcę napisać tę historię do 15 rozdziału (to kończy pewien etap historii), zanim zacznę ją ponownie publikować, piszę już dziewiąty i idzie mi to całkiem dobrze.
jestem w stanie pisać o wiele lepszej jakości tekst, gdy nie mam nad sobą toporka z wielkim świecącym napisem: publikacja! rozdziały będą dłuższe i bardziej dopracowane (a przynajmniej mam taką nadzieję).
zrobiłam też poprawki rozdziału pierwszego, okazuje się, że źle zapisywałam tam imię Seonghwy, upsik xD
radzę polubić naszego Elfa, będzie go coraz więcej. nie wiem, jako autorka darzę ich rozmowy jakąś niewytłumaczalną sympatią.
mam nadzieję, że ten rozdział przypadł wam do gustu (dajcie znać o wszystkich błędach, które znajdziecie, chcę aby w miarę możliwości Cesarzowa była dopracowanym dziełem).
który bohater zdobył wasze serce w tym rozdziale? Luka, Elf czy Seonghwa? (Han Soo będzie więcej potem, ma ważne zadania, które mu przydzieliłam w swej okrutności).
next: Sangmi dosięga sprawiedliwość (w rozumieniu sprawiedliwości naszej Cesarzowej)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top