~◇V◇~

Święto Zbiorów zaczyna się jeszcze przed świtem, gdy mnisi w całym pałacu zapalają kadzidła. Ich mdły zapach przyprawia Hwayeon o ból głowy, gdy musi wcześnie wstać. Przy porannej kąpieli też towarzyszą jej pachnące olejki; nos Cesarzowej zaczyna boleć, gdy Gye Sangmi wciera w jej plecy rozgrzewającą maść o ostrym zapachu ziół.

W ciele piekącym smoczym ogniem, Hwayeon czuje się, jakby nie była sobą. Próbuje zachować kamienną minę, gdy ubierają ją w zielono-złotą szatę na cześć Jadeitowego Smoka Zazdrości, który w swej zawiści dał ludziom najdroższy skarb. Wszystko ją boli, a peruka z koroną wydaje się jeszcze cięższa niż w czasie koronacji.

Jedynym pocieszeniem jest widok jej damy dworu, która wygląda, jakby miała zaraz się rozpłakać. Czyli dotarła do niej informacja, że Hwa życzy sobie trzech nowych służek spoza pałacu. Nana od paru dni pracuje w pałacowej kuchni. Wszystko układa się po myśli Cesarzowej, dlatego pomimo wysokiego dyskomfortu unosi wysoko podbródek i wyprostowana wychodzi na korytarz. Prowadzą ją w stronę Jadeitowej Świątyni, a jak tylko opuszczają mury Pałacu Cesarzowej, dziesięciu strażników dołącza do korowodu służek na czele z Matką Narodu.

Cesarz na nią czeka. Wyciąga rękę pełną złotych pierścieni; jest ciepła i szorstka, wielka w porównaniu z tą Hwayeon. Uśmiecha się do niej, a w pogodnych oczach Hwa dostrzega prawdziwe promienie słońca, jakby odbijały się w głębi brązowych tęczówek.

Stoją przed świątynią, trzymając się za ręce, a potem wreszcie wchodzą do środka. Cesarz pomaga Hwayeon wspiąć się po wysokich schodach z jadeitu.

Pałacowy kompleks otoczony jest pięcioma świątyniami smoczych bogów, a po środku, w samym sercu Cesarskiego Pałacu, znajduje się świątynia Białego Smoka Rozkazu, tuż obok sali tronowej Cesarza.

Świątynia zbudowana jest wysoko; z tego miejsca Hwa może dostrzec miasto spoczywające u stóp góry, na której rozpościerają się cesarskie pałace wraz ze świątyniami. Słońce powoli zaczyna zmieniać pomarańczowy kolor na złoty, więc umięśnieni bębniarze zaczynają uderzać w ogromne instrumenty. Głuchy odgłos jest tak potężny, że Hwayeon czuje, jakby każda część jej ciała drżała wraz z uderzeniami.

Bam. Bam. Bam.

Tak głośno, że ludzie z miasta też słyszą zebrani na ulicach przystrojonych na chwałę boga, który obdarował ich ziarnem.

Mnichowie zaczynają nucić pieśni, kadzidła roztaczają ostrą woń ziół, kiedy para cesarska wchodzi do Jadeitowej Świątyni. To część ceremonii, by matka i ojciec narodu w uroczystej procesji złożyli zachłannemu smokowi szkatułkę pełną klejnotów w podarku.

Jangmi, konkubiny i reszta cesarskiego dworu dołączą dopiero w kolejnym etapie uroczystości, kiedy lektyki poniosą ich do miasta. Teraz Hwayeon ma Cesarza w całości dla siebie.

— Jadeitowy Smok Zazdrości posiadł wszystkie kryształy świata. W jego szmaragdowym pałacu można było znaleźć róże z rubinów, onyksowe skarabeusze, szafirowe pióra, topazowe tygrysy i ametystowe drzewa — zaczyna recytować mnich w zielonej szacie.

Hwayeon i Cesarz stają przed wielkim złotym posągiem smoka; jego oczy wykonane z jadeitu zdają się rozumne, jakby bóg naprawdę tu był, czekał na ich podarek. Hwayeon czuje dreszcz podniecenia. To ona jest najważniejszą kobietą w kraju, ona dostąpiła zaszczytu, by złożyć podarek Jadeitowemu Smokowi Zazdrości.

— Powiadano, że serce kochanki Białego Smoka Rozkazu to najczystszy kryształ i najszlachetniejszy jaki istnieje. Jadeitowy Smok Zazdrości pragnął go bardziej niż czegokolwiek innego. Tydzień później udał się do wioski pod postacią kupca z ziarnem. Ziarno to pochodziło z boskiego pałacu i dawało najlepszej jakości zboże mogące rosnąć w każdych warunkach, o każdej pogodzie, nawet w najgorszej ziemi.

Przehandlował serce na ziarno. Dał ludziom jedzenie i dobrobyt, a zabrał zimny diament. Do końca świata ludzie czcili Jadeitowego Smoka Zazdrości, że w swoim egoizmie dał ludziom coś bezcennego.

Hwayeon zna tę historię, ale i tak słucha jak oczarowana. Głęboki głos mnicha odbija się echem wśród kolumn i zdobionych ścian.

Wreszcie mnich milknie, ale bębny dalej wybijają rytm. Tylko teraz jest on trochę wolniejszy, bardziej głęboki, przeszywający aż do serca.

Bębny milkną. Cesarska para klęka u stóp smoczego boga. Jedno uderzenie bębna i jeden ukłon. Powolny i prosty. Składają ich sześć — po jednym dla każdego smoka. Z każdym ukłonem, odzywa się bęben. Wreszcie Hwayeon może się wyprostować. Służący wnoszą wielką skrzynię wypełnioną klejnotami z całego świata. Cesarz recytuje podziękowania, a Hwayeon wpatruje się w cudowne kryształy, które mienią się, jakby były magiczne.

Po podziękowaniu mnisi rozpalają kolejne kadzidła, szary dym wręcz wylewa się ze złotych naczyń, by sprawić, że blask złote trochę blednie. Cały świat szarzeje, dym drapie w gardle.

Hwayeon wie, że czekają ją kolejne ukłony, więc mruga piekącymi oczami i klęka powoli. Cesarz obejmuje ją ramieniem, za co Hwa jest wdzięczna. Czuje się trochę zamroczona; dopiero gdy wychodzą na świeże powietrze, by odbyć rytualną procesję pod bramę, skąd ruszą do miasta, może odetchnąć pełną piersią. Mnisi dalej dymią kadzidłami, ale wiatr rozwiewa woń, więc zapach jest znośny.

Cesarz i Cesarzowa ruszają na przedzie procesji otoczeni strażnikami. Dwór już na nich czeka. Wozy pełne nasion i darów stoją ustawione jeden z drugi. Przy nich czekają konkubiny i Cesarzowa Wdowa wraz ze swoimi damami dworu.

Hwayeon na chwilę traci rytm, ale szybko się reflektuje, przybierając obojętną minę. Żadna z konkubin nie ubrała podarowanych przez Cesarzową szat. Jej brew drga, gdy widzi zadowolony uśmiech Jangmi.

Nie ma jednak czasu na jakąkolwiek rozmowę, Hwayeon zajmuje należne jej miejsce w pozłacanej lektyce z białymi zasłonami, które delikatnie spływają po zdobionym szkielecie powozu. Cesarz pomaga jej usiąść, Sangmi podaje jej figurkę smoka, replikę tej w świątyni, by poddani mogli zostać obdarzeni błogosławieństwem i podziękować Jadeitowemu Smokowi Zazdrości za dobroć.

Samopoczucie Hwayeon trochę się poprawia, gdy patrzy na wychudzoną Sangmi. Należy się jej o wiele więcej za szpiegowanie. Kątem oka spogląda na lektykę Cesarzowej Wdowy, ale nie jest w stanie za wiele zaobserwować.

— Wszystko w porządku? — Ciepła ręka Cesarza spoczywa na jej kolanie.

— Tak. Po prostu trochę się przejmuję. Nigdy nie byłam w mieście. — Hwayeon spogląda na wielką bramę przed nią. Dwa kamienne smoki wiją się na otaczających ją kolumnach, a żelazne wrota zdobione są płaskorzeźbą przedstawiającą legendę o sercu Białego Smoka Rozkazu.

Centralne miejsce zajmuje moment, w którym serce smoka rozpada się na pięć części, gdy widzi martwą ukochaną. Podobizna Sarang wykonana została z największą starannością i Hwayeon nie może przestać wpatrywać się w spokojny wyraz twarzy dziewczyny. Jakby zasnęła, ale jednak po policzku płynie łza; daje to efekt, jakby wiedziała, jak bardzo jej śmierć złamie serce smokowi.

— Mam nadzieję, że spodoba ci się moja stolica.

Głos Cesarza wyrywa ją z zamyślenia. Odwraca delikatnie ciężką przez te całe złoto głowę i uśmiecha się delikatnie.

— Jestem pewna — odpowiada.

— Twój dom znajduje się tuż za miastem? Na Równinach Łąk?

— Tak, nad Jeziorem Lazuru — potwierdza dziewczyna. — Nie było okazji ani potrzeby, by wychodzić do miasta.

Dorastała, znając tylko posiadłość ojca. Bogate domy z pokojami pełnymi przepychu i ciągnące się aż po horyzont ogrody.

— Piękne miejsce. — Cesarz wydaje się zamyślony, gładzi brodę, a ich lektyka zostaje uniesiona, by powoli ruszyć.

Spodziewać by się można, że gdy Hwayeon przekroczy bramę, wydarzy się coś niezwykłego, świat zapłonie czy po prostu poleci parę iskier jak fajerwerków. Sama Hwa czegoś się spodziewała. Jednak za bramą jest po prostu droga. Długa i kręta, prowadząca na dół góry, na której znajduje się kompleks pałacowy. Wokół są tylko kamienie i zielone krzewy. Sama droga wyłożona jest kamieniami.

Podczas podróży Hwayeon zastanawia się nad sukniami konkubin. Wiedziała, że Jihyun prawdopodobnie nic nie założy, ale Iznanami... Hwa była taka pewna! Co musiała zrobić Cesarzowa Wdowa, by zepsuć jej plany? I to tak sromotnie?

U stóp góry czeka kolejna brama. Masywniejsza, ale mniej zdobiona. Porośnięta przez bluszcz powoli zmieniający zieloną barwę na czerwoną sprawia wrażenie znacznie starszej niż jej poprzedniczka.

Strażnicy na znak generała Hana, który jedzie na koniu tuż przy lektyce cesarskiej, otwierają potężne wrota, a Hwayeon przestaje myśleć o sukniach i konkubinach, oczarowana kolorami, okrzykami i tym całym tłumem, który się zebrał.

Błyszczącymi z ekscytacji oczami przygląda się wstążkom zdobiącym maszty, ludziom, którzy składają pokłony, krzyczą, rzucają kwiaty na drogę. Oprócz tego miasto zachwyca architekturą — w rzędzie stoją wysokie domy, przed którymi widać stragany z materiałami, owocami, biżuterią... Wszystkim, czego dusza zapragnie.

Hwayeon chciałaby się wychylić, by chłonąć te wszystkie kolory, ale jako Cesarzowa powinna dawać przykład. Dlatego z szerokim uśmiechem, który jednak nie ukazuje zębów, unosi rękę w geście pozdrowienia i słucha, jak tłum skanduje jej imię.

To pierwszy raz, kiedy poddani mają okazję zobaczyć na własne oczy żonę Cesarza, matkę Yunaem.

Oprócz ilości ludzi, zdumiewa też ich różnorodność. Hwayeon nigdy nie widziała ludzi o takich odcieniach skóry, każdy wydaje się piękny na inny sposób, choć im dalej, tym ludzie widocznie są biedniejsi i ich uroda już tak nie zachwyca Cesarzowej. W pałacu nigdy nie widuje się prostych oczu czy cynamonowej skóry, takich pełnych warg i dużych nosów, surowych rys twarzy. To wszystko fascynuje Cesarzową.

— Cesarzowo! Cesarzowo!

Hwayeon spogląda po tłumie z uśmiechem. Widzi małą dziewczynkę o cynamonowej skórze i włosach jak nocne niebo, który macha szaleńczo na ramionach ojca. Widzi młode dziewczęta, nie starsze od niej samej, które wpatrują się w nią z podziwem. Jedna staruszka wręcz płacze. Wszystko to napawa Cesarzową dumą — to ona jest powodem tej euforii.

Nigdy by nie pomyślała, że coś takiego sprawi jej radość, ale teraz, siedząc obok Cesarza, nie żałuje tego, że została jego żoną.

Ostatecznie procesja dociera do kwadratowego placu otoczonego kolumnami ozdobionymi złoto-zielonymi materiałami i z fontanną Białego Smoka Rozkazu po środku. Z rozwartego pyska, spomiędzy ostrych kłów, płynie krystalicznie czysta woda. Naprzeciwko sadzawki wznosi się Smocza Świątynia przeznaczona dla zwykłych ludzi. Cesarska lektyka zatrzymuje się tuż przed nią.

Rytuały z cesarskiej świątyni zostają powtórzone; jednak różnicę stanowi to, że teraz mają o wiele więcej świadków. Cały dwór zebrał się w świątyni wraz z szlachcicami, Hwayeon kątem oka dostrzega swojego ojca. Dzięki niej jego pozycja wzrosła, patrzy na nią z dumą. Cesarzowa czuje jeszcze większy niepokój, bojąc się, że pomyli ukłony, potknie się, a ciężka korona spadnie na błyszczącą podłogę.

Jednak udaje się jej utrzymać prostą głowę, wychodzą na zewnątrz, tłum wiwatuje i nadchodzi kolejna część ceremonii Święta Zbiorów. Służący wynoszą ciężkie worki pełne ziarna, by ustawić je przed świątynią na przygotowanych drewnianych platformach. Ludzie ustawiają się z miskami, wiadrami i wszystkim tym, co mieli pod ręką, a pomieści najwięcej ziarna.

Hwayeon ignoruje stroje konkubin, które przypominają jej o sromotnej porażce. Przywdziewa na usta uśmiech i staje obok Cesarzowej Wdowy. Stara się przypatrywać ludziom, którzy przychodzą po jedzenie, jednak po pewnym czasie ich twarze mieszają się, tworząc mdły obraz biednych, śmierdzących wieśniaków.

Cesarz siedzi na lektyca jak na tronie, słucha wyśpiewywanych przez mnichów pieśni i rozmawia z ministrami, cesarskie kobiety ze sztucznymi uśmiechami rozdają ziarno. Nawet mała Mujin, choć częściowo kryje się za spódnicą matki, zerka na brudnych ludzi, marszcząc nos i czasami uśmiecha się, gdy jakaś staruszka powie uwagę na temat słodkiej księżniczki.

Hwayeon ze swojej strony dostaje mnóstwo błogosławieństw — wszyscy zdają się lepiej wiedzieć, co ma zrobić, jak zajść w ciążę. Królewski potomek jest konieczny dla zachowania spokoju w kraju. Hwayeon jest tego doskonale świadoma i to może dziecinne z jej strony, ale ludziom robiącym uwagi o jej przyszłej ciąży, daje mniej ziarna.

Unieś głowę, chłopcze,

uśmiechnij się, dziewczę.

Nieśmiała pelargonia chyli białą głowę, gdy

róża wystawia ostre kolce.

Cesarzowa uśmiecha się, słysząc pieśń o kwiatach Smoczego Boga Błyskawic. Matka z dzieckiem na ramionach zaczyna płakać, gdy Hwayeon wydaje jej dawkę ziarna.

— Dziękuję, dziękuję...! — powtarza.

— Jadeitowy Smok był w tym roku niezwykle szczodry — odpowiada z uśmiechem. Złote pierścienie błyszczą w świetle południowego słońca, gdy Hwa uśmiecha się do małej dziewczynki i dosypuje jeszcze trochę więcej ziarna.

Kobieta zaczyna rzewnie płakać i odchodzi, kłaniając się. Hwayeon z kolei nie może przestać patrzeć na fioletowego siniaka pod okiem kobiety. Obserwuje jak ta odchodzi, pełna życia. Jak długo to szczęście potrwa?

Wkrótce ziarno w workach Cesarzowej się kończy, chociaż pozostałe kobiety nadal je wydają. Dlatego Hwa odchodzi na bok, bierze od Sangmi czarkę z wodą i siada na schodach, na chwilę zapominając, że jest matką tego narodu. Wysokie wozy i konie zasłaniają ją przed wścibskimi oczami, więc dziewczyna pozwala sobie na odpoczynek. Po całym dniu czuje się, jakby uleciała z niej cała siła życiowa.

Słońce przygrzewa, chociaż ciepła pora już się kończy, a niebo zachwyca nieskazitelnym błękitem. Hwayeon jest głodna i zmęczona, ale czeka na nią jeszcze długa podróż do pałacu, a potem uczta. Najchętniej usiadłaby na jakimś słonecznym miejscu, wzięła książkę i zaczytała się w lekturze o romansie pełnym epickich pojedynków.

— Jesteś złota.

Hwayeon zostaje wyrwana z rozmyślań przez cichy głos wychudzonego chłopca, który przykuca na przeciwko niej.

— A gdzie są twoi rodzice? — Chłopiec nie wygląda na rodowitego Yunaemczyka z ciemną karnacją i złotymi oczami.

— Nie żyją. — Dziecko wzrusza ramionami. — Masz coś do jedzenia?

Hwayeon kiwa głową w stronę Sangmi, która przynosi dwie bułeczki wypieczone z ziarna, które dzisiaj rozdają. Chłopiec nawet nie pyta czy to dla niego, po prostu bierze dwie i zaczyna szybko jeść.

— Idź już.

Sangmi wygląda, jakby bardzo chciała zostać, ale ostry wzrok Cesarzowej nie pozostawia pola na sprzeciw. Dama dworu odchodzi zgarbiona, zostawiając Hwayeon samą z chłopcem ukrytych za wozami.

Cesarzowa przygląda się chłopcu, myśląc o jego słowach, że jest sierotą, a potem zauważa znamię wypalone pod prawym okiem dziecka.

— Jak zginęli?

Chłopiec spogląda na nią poważnie, przełyka ostatni kęs i mówi:

— Byli kupcami i oszukiwali na podatkach. Prawo przewiduje za to karę śmierci, więc dwa miesiące zawiśli na stryczku.

— Nie jest ci smutno? — Hwa spogląda na umorusaną twarz, ale nawet w złotych oczach nie potrafi się doszukać jakichkolwiek uczuć.

— Złamali prawo, więc umarli. Gdyby byli mądrzejsi, nie daliby się złapać.

— Chyba cię lubię, wiesz?

— To daj mi jeszcze jedną bułkę, wtedy też cię polubię. — Chłopak wzrusza ramionami.

— Jak masz na imię?

— Luka.

Hwayeon patrzy na dziwnego chłopca, na złote oczy i dziwne włosy, które wyglądają jakby w niektórych miejscach przedwcześnie osiwiał, a w jej głowie formułuje się pomysł, który pewnie przyniesie więcej szkody niż pożytku.

— Seonghwa!

Jej brat stoi przy strażnikach, pewnie dyskutując o tym, jak bezsensownym tworem jest wojna i że każdy człowiek zasługuje na godne życie. Hwa wnioskuje to po śmiechu strażników i drgającej brwi Seonghwy.

Mężczyzna odwraca się, słysząc swoje imię, kłania się strażnikom i szybko podchodzi do Cesarzowej.

— Co ty robisz? Nie powinnaś być przy boku Cesarza? — Wydaje się przerażony faktem, że jego najukochańsza siostra nie wykonuje swoich obowiązków.

— To tylko na chwilkę, ważniejsze jest, abyś zabrał tego chłopca do Nany. Tylko Nany i Nany wyłącznie, poproś o nią kuchnię.

— Tego? — Seonghwa spogląda na brudną sierotę, który siedzi na ziemi ze zmrużonymi oczami.

— Nie pamiętam, abym na coś się zgadzał — mówi Luka.

— Chcesz głodować?

— Nie jestem idiotą. — Chłopiec wygląda, jakby ta uwaga naprawdę go uraziła.

— Więc pójdziesz z Seonghwą. — Ton głosu Cesarzowej nie pozostawia miejsca na sprzeciw.

— Wiesz, co robisz? — Jej brat wpatruje się w chłopca ze zmarszczonymi brwiami, a wszystko w jego postawie krzyczy, że uważa, że to zły pomysł.

— Potrzebuję wiernych mi ludzi w pałacu. Jeśli mam ich zbierać z ulicy, niech tak będzie. — Rzuca bratu wyzywające spojrzenie, po czym wstaje i otrzepuje złoto-zieloną szatę. — Wierzę, że Cesarz mnie potrzebuje. Powiedz Nanie, żeby dała mu ciepłą zupę.

Na słowa o zupie Luka wydaje się bardziej chętny, by iść z Seonghwą.

— Chodź, dzieciaku. Nana musi cię wyszorować i nakarmić. — Seonghwa wyciąga rękę w stronę chłopca.

— Ona nie idzie? — Złote oczy spoczywają na Hwayeon.

— Nie zaprzątaj tym sobie głowy. — Mężczyzna pstryka Lukę w ucho i zaczyna iść.

Luka jeszcze przez chwilę stoi, jakby rozdarty, bardziej chętny by iść z kobietą, która dała mu jedzenie niż dziwnym mężczyzną.

— Idź — szepcze do niego Hwa z uśmiechem. — Jeszcze się zobaczymy.

— Dobra... — Nie wydaje się przekonany, ale rusza za Seonghwą.

Hwayeon w tym czasie przywołuje Sangmi, która pojawia się w towarzystwie dwóch innych służek i w ich towarzystwie udaje się do Cesarza.

— Skończone tu? — pyta, patrząc na nią przelotnie.

Hwayeon chyli głowę w delikatnym ukłonie.

— Tak, z tego co widzę Cesarzowa Wdowa i cesarskie konkubiny też już odpoczywają.

— Doskonale. Możemy wracać do pałacu na bankiet.

Cesarzowa siada na swoim miejscu, słuchając opowieści Cesarza o zeszłorocznym święcie, a lektyka powoli rusza na przedzie całej procesji, by powrócić na wzgórze. Poddani żegnają ich płaczem i radosnymi okrzykami. Tu po zachodzie słońca rozpocznie się festiwal pełen lampionów, tańców i radości.

— Cieszę się, że w tym roku miałem ciebie u swojego boku.

Hwayeon spogląda na Cesarza z lekkim zaskoczeniem — nie spodziewała się takich słów po człowieku, który z reguły szczędzi słów na uczucia. Przez chwilę zastanawia się, co odpowiedzieć, nie przywykła do takich wyznań.

— A ja cieszę się, że mogłam być u boku Jego Cesarskiej Mości.

Mężczyzna kładzie swoją rękę na ręce Hwayeon i ściska delikatnie.

— Wybacz, że ty nie dostałaś prezentu.

Hwa marszczy ciemne brwi.

— Prezentu?

— Cesarzowa Wdowa poprosiła o nowe szaty dla konkubin jako prezent z okazji Święta Zbiorów.

— Ach... — Czyli tak Jangmi popsuła plany Hwayeon.

Cesarzowa zaciska usta w prostą linię.

— Nie martw się, wynagrodzę ci to. — Klepie ją jeszcze po dłoniach, a potem odwraca się, by obserwować mijający krajobraz.

Czyli o to mu chodziło z tą całą wylewnością uczuć — czuł się winny. Hwayeon wzdycha cicho i spogląda na paznokcie. Co do Cesarzowej Wdowy... Hwa jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.

Przed bankietem musi się przebrać; tym razem jej strój to czyste złoto. Siedzi po prawicy Cesarza, sącząc cierpkie wino. Cesarzowa Wdowa siedzi po jego lewej stronie, a konkubiny nie są na tyle ważne, by wziąć udział w takim wydarzeniu.

Bankiet to tak naprawdę kolacja z ministrami i ich synami. Obecne są tylko dwie kobiety, nie licząc tancerek i śpiewaczek. Hwayeon spędza czas jedząc, pijąc i obserwując ministrów. Jej ojciec wraz z braćmi siedzą najbliżej Cesarza, ale nie blisko niej, więc nie ma jak zapytać o Lukę.

Generał Han wraz z synem siedzą blisko niej, tak naprawdę to czuje się trochę skrępowana, kiedy Han Soo znajduje się tuż obok. Wydaje się wpatrywać w Cesarzową, jakby była kimś podjerzanym.

Zagadka Han Soo wyjaśnia się pod koniec oficjalnej części bankietu, gdy mężczyźni zaczynają być już zbyt pijani, by poprawnie orientować się w otaczającym ich świecie.

— Co zamierzasz zrobić z chłopcem? — Jego głos jest niski, bardzo niski.

— Dlaczego cię to interesuje? — Hwa spogląda po nim przeciągle. Oczy mężczyzny przypominają te kocie, w dodatku są tak ciemne, że źrenice zlewają się tęczówką.

— Nie wydajesz się okrutną osobą.

— Więc?

— Nie zamierzasz go skrzywdzić?

Wargi Hwayeon rozciągają się w uśmiechu.

— Czuję, że muszę powtórzyć swoje pytanie — mówi. — Dlaczego cię to interesuje?

Han Soo drapie się po brodzie, a potem odgarnia ciemną grzywkę.

— Wydaje się dobrym dzieciakiem.

— Mam taką nadzieję. Jak tak się martwisz, synu generała Han, chłopca znajdziesz w kuchniach. A teraz wybacz, jestem zmęczona. Myślę, że udam się do swoich komnat.

Hwayeon wstaje, kłania się Cesarzowi i kieruje się do wyjścia. Za nią podąża Sangmi wraz z innymi służkami.

Idzie szybciej niż to wypada, ale wewnątrz niej wszystko buzuje od emocji. Co Han Soo sobie myśli? Nie była zbyt dyskretna, to jej wina, że nie ukryła Luki bardziej, że rozmawiali w miejscu pełnym strażników.

Luka i tak zostanie w pałacu i będzie na widoku.

Zatrzymuje się, gdy uświadamia sobie, że przecież tak, wzięła Lukę, by ten jej służył, był jej uszami. Wydaje się niesamowicie inteligentnym dzieckiem.

— Cesarzowo? — Sangmi nachyla się w jej stronę. — Wszystko w porządku?

— W jak najlepszym. — Hwayeon wznawia marsz, teraz już w normalnym tempie.

Gdy docierają do Pałacu Cesarzowej, Hwayeon odwraca się i mówi:

— Poleć przynieść melisę z miłorzębem, boli mnie głowa.

Sangmi odchodzi zgięta w ukłonie, a Cesarzowa udaje się do swojej komnaty, marząc o tym, żeby zasnąć. Głowa faktycznie trochę pulsuje od hałasu, ale bardziej chciała pozbyć się natrętnej damy dworu. Naprawdę musi coś zrobić z przeklętą Gye Sangmi.

Otwiera drzwi, służące zapalają świece i odchodzą, zostawiając ją samą. Hwayeon ma dość ludzi jak na jeden dzień. Siada przy stoliku i zaczyna ściągać pierścienie. Gdy spogląda w zwierciadło, zauważa, że za nią stoi mężczyzna. Wysoki, w czarnym stroju i włosach białych jak śnieg.

Rebeliant.~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~

odkryłam, że chyba największą frajdę sprawia mi wymyślanie smoczych legend, a z Jadeitowego Smoka Zazdrości to jestem najdumniejsza. zastanawiam się, czy coś podobnego istnieje w jakiejś mitologii, że bóg dał ludziom ziarno w zamian za błyskotki, hm... kojarzy mi się jedynie Prometeusz.

poznajemy tutaj dwóch nowych bohaterów, jak mam być szczera to trio Luka-Hwayeon-Han Soo będzie odgrywało całkiem ważną rolę w tej historii.  więcej o Luce będzie w kolejnym rozdziale, buba się naje, będzie umyty, więc i trochę bardziej gadatliwy.

czuję się zadowolona z tego rozdziału, naprawdę, wreszcie coś się dzieje. i będzie się działo w przyszłych rozdziałach, bo wreszcie wstęp i początki Hwayeon w pałacu się skończyły, teraz będzie walczyć o swoje. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top