~◇IV◇~
— Cesarzowo!
Hwayeon unosi wzrok znad książki o rytuałach związanych ze Świętem Zbiorów, by napotkać spanikowaną Sangmi, która zamyka za sobą drzwi i kłania się nisko.
— Co się stało? — Zamyka książkę, odkłada ją na stolik i marszczy ciemne brwi.
— Jakiś mężczyzna...
W tej chwili do komnaty wchodzi Ra Seonghwa ubrany w prostą fioletową szatę. Uśmiecha się szeroko, jednak uśmiech ten znika, gdy ruchem głowy każe Sangmi opuścić pomieszczenie. Dama dworu pospiesznie wychodzi, choć Hwa jest pewna, że gdyby mogła, podsłuchałaby każde słowo, by potem wszystko powtórzyć Cesarzowej Wdowie.
— Bracie.
— Siostro.
Wymieniają uśmiechy. Seaoghwa już chce siadać, ale Hwayeon wstaje i zakazuje mu ruchem głowy.
— Jesteśmy zbyt blisko drzwi — tłumaczy ściszonym głosem, idąc w stronę sypialni. — A my będziemy rozmawiać o kwestiach, które aż się proszą o podsłuchanie.
— Och, naprawdę? — Mężczyzna marszczy brwi, ale podąża za siostrą.
W sypialni znajduje się mały stolik z dwoma krzesłami. To tutaj Cesarzowa spędza z reguły wieczory z Cesarzem, rozmawiając o taktyce wojennej czy o dawnych bitwach. Hwayeon odrzuca myśli o Cesarzu i skupia się na młodszym z braci.
— Potrzebuję twojej pomocy. — Hwayeon od razu przechodzi do rzeczy, gdy tylko Seonghwa siada na jednym z krzeseł. Cesarzowa podnosi rękawy błękitnej szaty i nalewa im alkoholu. — Nie zawołam po herbatę, bo wszyscy mają tu sprawne uszy. Aż zbyt sprawne.
— To w czym ten problem? — pyta mężczyzna i upija maleńki łyczek wina.
— Żeby wkraść się w łaski Cesarzowej Wdowy, musiałabym zostać jej marionetką. — Hwa krzywi się na samą myśl. — Wykluczone — prycha. — Dlatego muszę przekonać do siebie resztę pałacu, zaczynając od konkubin i ich służek.
— I jak ja mam ci pomóc? Zabić ich? Do tego lepszy będzie Yuntae. — Seonghwa krzywi się na samą myśl o zabijaniu.
— Najlepszym sposobem jest przekupstwo: muszę pokazać, że warto być po mojej stronie. Konkubiny chcą nowych szat, a więc je dostaną. Yuntae nie mogę zapytać, gdyż nasz starszy brat jest zbyt zajęty zbliżającym się ślubem.
— Z pieniędzy ojca?
— A z czyich? — Hwa unosi brwi i uśmiecha się krzywo. — Niech mi pomoże, w końcu to też w jego interesie, bym miała władzę na dworze.
— Poproś Cesarza, by pozwolił pracować tu Nanie — podsuwa pomysł jej brat. — Masz jakieś ciasteczka?
— Nie, nie mam i nie wezwę służby, już mówiłam. Pij wino — dodaje Hwayeon, a mężczyzna usłużnie wypija kolejny mały łyk. — Co do Nany... Przecież nie nadaje się na damę dworu...
— Ale do kuchni jak najbardziej.
Seonghwa uśmiecha się zwycięsko, gdy widzi minę siostry. Hwa otwiera usta i wpatruje się w bliżej nieokreślony punkt, a na gładkim czole pomiędzy brwiami pojawia się pionowa zmarszczka.
— O tym nie pomyślałam... Przyda mi się zaufany człowiek w pałacu. Dziękuję. — Z wdzięcznością spogląda na brata.
Seonghwa odchyla się na krześle i spogląda na Hwayeon spod przymrużonych oczu. Pojedyncze kosmyki ciemnych włosów wypadają z koka zrobionego wysoko na głowie i przewiązanego fioletową wstążką.
— Dasz sobie radę?
— A mam jakiś inny wybór? — odpowiada pytaniem na pytanie, po czym wstaje, prostując fałdy błękitnej szaty. — A teraz wracajmy do salonu, poślę po te twoje ciasteczka.
Kolejne dni mijają Hwayeon na nauce rytuałów, czytaniu książek i przygotowywaniu swojego planu. Udaje się na śniadania, próbując zdobyć sympatię kobiet. Najbardziej przychylna wydaje się Izanami, ale to wszystko jest tak kruche, że Hwayeon nie śmie uznawać tego za sukces. Jeszcze. Bo nie powiedziała przecież ostatniego słowa, ba, ona nawet nie zaczęła.
Teraz właśnie uciekła Sangmi i siedzi ukryta za rogiem korytarza, którym za chwilę będzie przechodziła Choi, niosąc dla służby kosz z bielizną. Hwayeon nie powinna tutaj być jako Cesarzowa, to nie przystoi zapuszczać się w części pałacu należące do służby, ale dzisiaj jest idealna szansa, by zacząć wcielać w życie jeden z planów. Jihyun zajmuje się chorą córką, a Cesarzowa Wdowa ma na głowie ślub wnuczki, więc dużo umyka jej oczom (i uszom).
Słyszy kroki i ciężki oddech, gdy są głośniejsze, wychodzi zza zakrętu, by wpaść prosto na Cho niosącą wiklinowy kosz pełen prześcieradeł i bielizny.
Służąca od razu chyli głowę i odsuwa się.
— Cesarzowo — mówi z zaskoczeniem. Jej dolna warga drży, a oczy napełniają się łzami. — Ja... błagam o wybaczenie, ja...
— Spokojnie. — Hwayeon uśmiecha się ciepło. — To po części moja wina. Myślę, że należy ci się rekompensata za te niefortunne zdarzenie.
Choi pąsowieje na okrągłej twarzy.
— Powiedz kucharkom, że pozwoliłam zjeść ci dzisiaj jedno z cukrowych ciastek.
Wielkie oczy otwierają się jeszcze szerzej, gdy dziewczyna otwiera usta jak ryba.
— Nie mogłabym... — Spuszcza wzrok na kosz z ubraniami, a potem podnosi głowę. — Pomyślą, że kłamię.
— W takim razie muszę się upewnić, że będą miały dowód twej prawdomówności, chodź. — Hwayeon odwraca się i idzie w stronę kuchni. Nie odwraca się, by sprawdzić, czy Choi za nią podąża; jest pewna, że dziewczyna nie przegapi okazji do zjedzenia czegoś słodkiego.
Kuchnie to ciekawe miejsce Pałacu Cesarskiego, bo nie należą do nikogo. Ich zadaniem jest przygotować jedzenie według poleceń służby poszczególnych osób, jednak ani Cesarzowa Wdowa, ani Cesarz nigdy tu nie przychodzą. Formalnie należą do Cesarzowej, która poprzez damę dworu powinna nadzorować biesiady, jednak teraz wygląda to tak, że polecenie wydaje dama dworu Cesarzowej Wdowy, a resztę pozostawia się w rękach samych kucharek. Dlatego to w miarę bezpieczne miejsce, by Hwayeon usiadła przy stoliku w kącie, z dala od pary gotujących się zup na dzisiejszy obiad.
— Cesarzowo. — Kucharki kłaniają się jej, ale nie zadają pytań. Na to właśnie liczyła Hwa.
— Talerz cukrowych ciastek. — Wyciąga rękę i wskazuje krzesło naprzeciwko siebie. — Proszę, usiądź.
Choi rozgląda się i ostrożnie zajmuje miejsce. Hwayeon czeka, aż ktoś przyniesie ciastka i dopiero jak Choi zjada trzecie, pyta:
— Jak zdrowie biednej Mujin?
— To chorowite dziecko bez względu na to, co mówi konkubina Jihyun. — Choi zjada resztę ciasteczka i chyba dopiero teraz dochodzi do niej, co powiedziała, bo z przerażeniem spogląda na Hwayeon. — To było niestosowne. — Chyli głowę i kładzie ręce na kolana. Jako służka na dworze ma jasnozieloną, bawełnianą szatę z brązowymi zakończeniami rękawów.
— Rzeczywiście. — Hwayeon kiwa delikatnie głową, ale potem nachyla się w stronę Choi z uśmiechem. — Dobrze więc, że jesteśmy tu tylko dwie, prawda?
Choi rumieni się i ucieka wzrokiem. Hwa prostuje plecy i obserwuje służkę z zadowoleniem.
— Śmiało, poczęstuj się jeszcze, w końcu rzadko masz okazję.
— Ostatni raz jadłam cukrowe ciastka, gdy na świat przyszła Mujin. Byłam młodą i głupią dziewczyną — wzdycha z nostalgią i sięga po kolejną porcję łakoci.
— Nie podoba ci się praca w pałacu?
— Skądże — zaprzecza szybko. — Po prostu jest ciężka. Wymaga skupienia.
— Słyszałam, że konkubina Jihyun jest bardzo wymagająca.
— Czasami. — Służka ucieka wzrokiem.
Hwayeon wyciąga rękę przez stół i ściska delikatnie dłoń Choi.
— Jeśli pojawią się jakieś problemy, śmiało mów. Jako Cesarzowa chcę, aby wszyscy w pałacu byli zadowoleni.
Choi uśmiecha się, całkiem urokliwie rozciągając pucułowate policzki i gorliwie kiwa głową. Hwayeon nie może się nie powstrzymać, by nie odwzajemnić uśmiechu — w końcu wszystko poszło po jej myśli.
~◇~
Tydzień później przychodzi na poranny posiłek z dwoma służkami niosącymi pakunki. Uśmiecha się z wyższością, widząc uniesione brwi Jangmi. Każdy kufer świeci się wysadzany klejnotami i sam w sobie jest wspaniałym prezentem, nie wspominając o zawartości.
Dobrze ci tak, stara wiedźmo — myśli z zadowoleniem.
— Cesarzowo. — Wszyscy wstają i składają lekkie ukłony, które mogłyby być głębsze w ocenie Hwayeon.
— Jak się miewacie, drogie panie? — Jako żona Cesarza ma tu najwyższą pozycję i choć powinna traktować Cesarzową Wdowę z szacunkiem, to nie pozwoli, by ktoś podważał jej autorytet. Dlatego ma zamiar odnosić się do konkubin jako ich pani, którą przecież jest. Bez znaczenia czy Hwayeon ma dziecko czy nie. Kto w ogóle wymyślił tak idiotyczną miarę wartości kobiety?
— Rozmawiałyśmy o tym, że kochana Mujin przeszła przeziębienie — mówi Izanami, a na ustach pociągniętych różowym barwnikiem rozciąga się złośliwy uśmieszek. Zostaje ukryty za rękawem szaty haftowanym w niezapominajki, ale Hwayeon i tak go zauważa.
Czyli Izanami nie będzie tak trudno przeciągnąć na stronę Cesarzowej.
— Zawsze je ma pod koniec lata — wtrąca szybko Jihyun. — Naprawdę, ta pogoda... — Kręci głową z westchnieniem.
— Dlatego powtarzam, moja droga, że zabawy przy sadzawce są niebezpieczne. Od wody ciągną niebezpieczne wiatry, wodne duchy potrafią rzucić naprawdę okropne uroki. Dziecko powinno spędzać czas wewnątrz. Szczególnie cesarska córka. — Jangmi upija łyk herbaty.
— Oczywiście. — Jihyun nie ma odwagi, by sprzeciwić się Cesarzowej Wdowie. — Staram się nie wypuszczać jej z komnat w te upały, by się nie przewiała, ale te przeciągi... — Kręci głową z zatroskaniem.
— Może spróbuj ziołowe herbatki? Niektóre zioła potrafią zdziałać cuda, jeśli chodzi o zdrowie dzieci. — Hwayeon czuje, że sposobem na zbliżenie do Jihyun jest mała księżniczka, oczko w głowie swojej matki.
Pierwsza Konkubina spogląda na Hwayeon z zainteresowaniem, ale Jangmi wtrąca się do dyskusji:
— Lepiej nie szkodzić dziecku — mówi, po czym zaciska usta w wąską linię. — To...
— W każdym razie! — przerywa jej Hwayeon. — Ostatnio rozmawiałyśmy o sukniach. Stwierdziłam, że jako dwór i chluba Cesarza musimy się dobrze prezentować na jednym z ważniejszych świąt w kraju. Dlatego w podarunku przywiozłam każdej konkubinie nową suknię od najlepszej krawcowej w Yunaem. Proszę, otwórzcie. — Wskazuje ręką, a służące podchodzą bliżej. Każda staje przy jednej konkubinie i wyciąga ręce z kuferkiem, chyląc głowę.
— Jesteśmy wdzięczne za tak wspaniały podarunek — odzywa się Izanami. Najszybciej unosi wieko i jak zaczarowana wpatruje się w żółtą suknię z jesiennym haftem.
Jihyun jest bardziej powściągliwa. Najpierw marszczy nos, a potem delikatnie dotyka zielonego materiału ze srebrnymi nićmi.
— Będę zaszczycona, jeśli ubierzecie je na ceremonię.
Hwayeon spogląda na Cesarzową Wdowę, która przypatruje się podarunkom podejrzliwie. Zapewne doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co próbuje osiągnąć Hwayeon, ale nie może nic powiedzieć. Nie odbierze przecież prezentów, nie uszczuplając sympatii konkubin. Hwayeon na ochotę uśmiechnąć się z zadowoleniem, zamiast tego unosi czarkę z herbatą i upija łyk.
— Wierzę, że ochrona została wzmocniona? — Jihyun spogląda na Cesarzową Wdowę.
— Ależ oczywiście! Żaden szczur z rynsztoka się nie przedrze przez gwardię. Księżniczka Mujin będzie całkowicie bezpieczna — zapewnia Jangmi, a coś mrocznego kryje się w jej spojrzeniu, gdy mówi o rebeliantach, jakaś dziwna żądza krwi.
— Jednak nadal martwi mnie rozdawanie jedzenia... Będą tłumy pospólstwa i nie wiadomo, kto się zjawi.
— Nie wejdzie nikt noszący broń, zapewniam. Rozmawiałam o tym z samym Cesarzem — przekonuje Jangmi.
— Nie rozumiem, po co oni się kłopoczą... Wszystko, co uda im się osiągnąć, to chaos i rozlew krwi. — Izanami sięga po miskę z zimną już zupą z kurczaka i zaczyna powoli jeść.
— To głównie imigranci z podbitych krajów, prawda? — pyta Hwayeon. — Więc pewnie liczą na równe prawa czy coś równie idealistycznego. — Wzrusza ramionami i poprawia rękaw błękitnej sukni.
— Słyszałam, że niektórzy głoszą hasła, że Cesarz nie jest potomkiem smoków... — Izanami spogląda na Hwayeon wielkimi oczami lalki.
— Herezje! — ucina zimno Cesarzowa Wdowa, uderzając otwartą dłonią o blat drewnianego stołu. — Wymyślą wszystko, by nastawić lud przeciwko władcy i urzeczywistnić szaloną, wręcz niemoralną wizję świata. To naturalne, że Yunaem podbija kolejne kraje. W końcu jesteśmy silnym i stale rozwijającym się państwem, potrzebujemy niewolników i robotników.
Izanami spogląda na swoje dłonie położone na kolanach, gdy Cesarzowa Wdowa mówi. Hwayeon zastanawia się, co czuje jako księżniczka podbitego kraju. Wojna w Monii była szybka, wręcz bezkrwawa, ale jednak król Ryuusei musiał złożyć pokłon Cesarzowi Seondeok, oddać władzę absolutną i podporządkować się wręcz całkowicie — Cesarz nie toleruje samowoli.
— Dokładnie — potakuje Jihyun, a Izanami jakby kuli się w sobie. — Ci barbarzyńcy opowiedzą każde kłamstwo, byleby tylko wywołać chaos, którego tak pragną.
Dyskusja na tym się ucina. Wkrótce Cesarzowa Wdowa wstaje, oznajmiając, że ma pilne sprawy, kobiety żegnają ją, ale i konkubiny po pewnym czasie opuszczają pomieszczenie. Ich służące zostają na chwilę, więc Hwa korzysta z okazji i podsuwa Choi smakołyka.
— Ani słowa. — Przykłada palec do krwistoczerwonych ust i wychodzi z sali.
Idzie spokojnym krokiem, podziwiając pałac. Jest tu już prawie miesiąc, a nadal nie zna większej części tej wspaniałej budowli położonej na wzgórzu. Przed jej komnatami czeka Sangmi, podchodzi pospiesznie do Cesarzowej, gdy tylko ją zauważa.
— Dlaczego mnie Cesarzowa nie poinformowała o wizycie na śniadaniu z Cesarzową Wdową? — Jej pytanie brzmi wręcz jak oskarżenie, gdy marszczy brwi.
— Uznałam, że to nie będzie konieczne — odpowiada chłodno Hwayeon.
— Cesarz zapowiedział dzisiaj wizytę. — Dama dworu szybko zmienia temat.
— Ach tak — mówi tylko i wchodzi do swoich komnat lekko zirytowana, bo chciała spędzić resztę dnia w bibliotece.
Ma czas, by przez chwilę postudiować książki o Święcie Zbiorów, póki nie nadchodzi odpowiedni moment. Przygotowania trwają długo, ale Hwayeon wykorzystuje krótki spokój, by zrelaksować się w ciepłej, pachnącej olejkami wodzie. Przymyka z przyjemnością oczy, gdy służące myją jej długie włosy.
Wybiera błękitną szatę, ma słabość do tego koloru. Ta konkretna posiada złotawe wykończenia i czerwone kwiaty piwonii wyhaftowane na ramionach. Siada na krześle w salonie i czeka. Serce uderza głośno, a Hwayeon zastanawia się, co ją tak stresuje. Przecież to nie pierwszy raz, ani nie drugi czy trzeci, kiedy Cesarz ją odwiedza. Stuka paznokciami o drewno, myśląc o tym, jak pozbyć się Sangmi. Oskarżyć o kradzież? Upozorować samobójstwo? Ta kobieta zaczyna irytować ją tak bardzo, że Hwayeon jest gotowa przedsięwziąć tak radykalne środki, by wreszcie mieć spokój.
— Jego Wysokość, Cesarz.
Hwayeon wstaje, słysząc zapowiedź i chyli głowę na powitanie. Mężczyzna znowu zaskakuje ją swoją otwartością, gdy podchodzi i przytula ją do siebie. Na krótko, ale jednak. Serce podchodzi do gardła, a oddech staje się szybszy. Jak ma zareagować?
Jednak Cesarz zdaje się nie przejmować jej zmieszaniem, siada, sam nalewa sobie herbaty i wzdycha z przyjemnością. Dzisiaj wygląda na wypoczętego i pełnego wigoru. Orli nos uwydatnia świecącą się, zdrową cerę, a oczy błyszczą, gdy spogląda na Hwayeon.
— Usiądź, moja droga Cesarzowo. Jak ci minął dzień?
— Spokojnie — odpowiada, zajmując miejsce. — Myślę, że powoli zaczynam przystosowywać się do życia w pałacu...
Cesarz mruczy z zadowoleniem.
— Właśnie — Hwayeon przypomina sobie o ważnej kwestii — jeśli o pałac chodzi, to nie czuję się komfortowo, nie mając tu nikogo bliskiego. Czy mogłabym prosić o pozwolenie Cesarza, by w kuchni zaczęła pracować jedna ze służących z mojego domu rodzinnego? Wiem, że to śmiała propozycja z mojej strony...
— Skądże, skądże. — Cesarz macha ręką, a potem nachyla się do niej z uśmiechem. — Jakoś musisz sobie radzić z moją nieznośną matką, prawda?
— Dziękuję. — Zarumieniona Hwa ucieka wzrokiem. Nie zaprzecza też słowom mężczyzny.
— Daję ci wolną rękę, jeśli chodzi o twoją osobistą służbę.
— Naprawdę? — Unosi głowę, rozszerzając lekko oczy.
— Jesteś moją kobietą, powinnaś czuć się tutaj komfortowo, prawda?
— Tak sądzę... — Krew głośno szumi, gdy Hwayeon próbuje zebrać myśli. Mając takie poparcie Cesarza, może zdziałać naprawdę wiele. Cesarski Pałac padnie do jej stóp.
— Więc co myślisz o pałacu?
— Całkiem skomplikowane miejsce, skomplikowani ludzie, ale myślę, że się tu odnajdę. — Uśmiecha się szczerze, bo teraz przyszłość zaczyna się malować w jaskrawych barwach.
— Cieszy mnie to. Naprawdę. Niedługo prawdopodobnie wyruszę na wojnę i chcę, abyś umocniła swoją pozycję do czasu mojego wyjazdu. Nie chcę wrócić do chaosu. — Cesarz śmieje się głośno ze swojego żartu.
— Wojnę? — dopytuje Hwayeon. — Z kim teraz? Czy prowincje już się uspokoiły? — Pójście na kolejną wojnę, gdy kraj zmaga się z rebeliami wydaje się marnym pomysłem.
— Oczywiście, że nie — wzdycha Cesarz. — Dalej się pieklą i próbują obalić moje wojsko, ale to nic, z czym nie poradziłby sobie jeden oddział armii, która stacjonuje tam na stałe. Z resztą chcę wyruszyć na Hiemcze.
— Hiemcze? — Hwa marszczy brwi, smakując dźwięk dziwnych sylab na języku. — To ten lesisty teren zamieszkany przez dzikie plemiona?
— Słabe wojska i duża powierzchnia, idealne na kolejny podbój.
— Chyba trudno będzie ich przekonać do poddania się władzy smoków. — Hwayeon wyobraża sobie niezorganizowanych barbarzyńców wierzących, że składanie ofiar z ludzi ocali ich przed gniewem bogów.
— Nigdy nie jest łatwo, każdy chce zachować swoje wierzenia, ale z czasem zapomną, wybiorą życie zamiast śmierci. Zawsze wybierają.
— Och — mówi jedynie Hwayeon. Nie wie, co ma ze sobą zrobić, więc pije herbatę.
Cesarz przygląda się jej z zaciekawieniem, po czym mówi:
— Chaos łatwo pokonać chaosem. Wojna to pokaz siły, wygrywa ten z dobrą taktyką, zdyscyplinowanym wojskiem i dobrym sprzętem. Myślę, że tu problemem mogą być gęste lasy, jeśli nie uda się przeprowadzić walki na otwartym polu... Ale od czegoś mamy ogień, prawda?
Hwayeon potakuje, jednak słowa Cesarza zapadają w pamięć. Chaos, dobra taktyka i ludzie — chyba już wie, co jeszcze musi zrobić, by przejąć władzę w pałacu.
~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~
stęskniłam się za tą historią... dobrze wrócić do Hwayeon. plus szykuje się całkiem fajna akcja w następnym rozdziale, bo nadejdzie długo wyczekiwane Święto Zbiorów, pojawi się parę nowych postaci, wreszcie będę miała okazję przedstawić Han Soo i dać mu parę zdań do powiedzenia.
miałam robić dłuższe rozdziały, ale jakoś zabrakło mi wydarzeń...? ups? chciałabym publikować nowe rozdziały, ale na razie chyba nie dam rady, pomyślę nad tym, gdy skończę już Nibylandię.
miłego i spokojnego wieczoru wam życzę, a ja idę coś pobazgrać do następnego rozdziału, bo nie mogę się doczekać pewnych scen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top