~◇XVI◇~

— To jedyne słuszne rozwiązanie!

— Bzdura! To jeszcze dziecko! Jak ma niby rządzić?

— Dziecko? Byłeś innego zdania, gdy wydawaliśmy ją za Cesarza!

Hwayeon wzdycha, przysłuchując się kłótni ministrów; siedzi na tronie i podpiera ręką głowę. Długie włosy rozsypują się po plecach, zlewając kolorem z suknią, a wykrzywione usta pociągnięte są bordowym barwnikiem.

W Yunaem istnieje sześć ministerstw, które zarządzają państwem, współpracując z Cesarzem. Każdym z nich zarządza minister, a jego funkcja najczęściej jest dziedziczna i przechodzi na najstarszego syna. Takim sposobem Ministrami Skarbu od wielu pokoleń jest rodzina Ra, a jej brat, Yuntae, zastąpi ojca, gdy ten umrze lub wcześniej przekaże swoją pozycję. Dlatego też zamiast Generała Hana stoi tutaj jego syn — Han Soo. Wrócił pięć dni temu z całym wojskiem, z urną i żałobną wieścią, której Hwayeon wyczekiwała.

— Ministrze Song, kogo w takim razie widzisz jako regenta, jeśli nie Cesarzową Matkę? — odzywa się jej ojciec.

Starcy zaczynają szeptać między sobą, Soo stoi znudzony w kącie z założonymi rękoma na piersi, a Hwa uderza palcami o kamienne oparcie, raz po raz stukając paznokciami.

— Dosyć.

Wszyscy milkną, a Cesarzowa podnosi się powoli i schodzi z podwyższenia, na którym znajduje się złoty tron. Czarny tren wyszywany we wzór przypominający kryształy ciągnie się daleko za nią. Ręce składa przed sobą, spoglądając po zebranych z poważną miną.

— Wiem, że nie darzycie mnie zaufaniem, ale sądzę, że wszyscy tutaj zebrani jesteśmy zgodni, co do jednej kwestii: tron powinien pozostać w rodzinie cesarskiej. Przecież nikt z was nie chce stracić pozycji, którą jego przodkowie dzierżyli przez wieki? Naszym priorytetem powinno być zachowanie spokoju w państwie. Zjednoczony tron to siła, rozłam może doprowadzić do ataku obcych wojsk. Ministrze Sprawiedliwości — zwraca się bezpośrednio do Song Bao, którego siwizna ominęła w jednym miejscu: brwi ma czarne jak niegdyś włosy. — Chciałabym poznać twoją propozycję zachowania tronu.

— Oddać tron w ręce rodziny Lee oczywiście! — odpowiada bez chwili zawahania.

Stojący obok Lee Gwangji, mężczyzna dochodzący lat pięćdziesięciu, poprawia długi rękaw, naciągając go na żylastą dłoń.

— Mój syn jest z rodziny Lee. — Hwayeon rzuca Song Bao wyzywające spojrzenie, delikatnie unosząc ciemne brwi.

— Sprzeciwiasz się primogeniturze, która od wieków w naszym kraju zaprowadza spokój i harmonię? — Ra Hwang uderza ręką o stół wokół którego zebrali się ministrowie.

— To jedno z najświętszych praw Yunaem — wtrąca Kim Joonho. Jest dopiero drugim ministrem w rodzinie Kim, która zyskała ten przywilej dzięki skandalowi rodu Ahn, więc wiernie trzyma się strony Cesarzowej, bojąc się zaprzepaścić wysiłek włożony w zdobycie pozycji na dworze.

— Nie śmiem łamać praw naszych bogów...

— Świetnie — wtrąca Cesarzowa. — W takim razie głosujmy: kto jest za uhonorowaniem praw bogów i uznaniem, że tron powinien odziedziczyć syn zmarłego Cesarza?

Nikt nie śmie się sprzeciwić.

— Cieszę się, że ta kwestia już za nami.

— Ustalenie regenta to jednak osobna kwestia! — Minister Song nie ustępuje. — Jego wuj ma większe prawo do sprawowania władzy do osiągnięcie wieku męskiego przez księcia niż kobieta! Która to w dodatku nie ma żadnych powiązań z Cesarską Rodziną!

Lee Gwangji otrzymał stanowisko Ministra Administracji po ożenku z siostrą Cesarza. Jak widać — niezbyt wystarcza mu taka pozycja, kiedy na horyzoncie majaczy cesarski tron.

— Ale przecież rodzina Ra jest bardzo blisko z rodziną Lee. Jeśli dobrze pamiętam, to mój brat poślubił twoją córkę, prawda Lee Gwagji? Jak się miewają moi bratankowie?

— Z tego, co mi wiadomo, obaj są zdrowi — przyznaje niechętnie.

Hwa uśmiecha się z wyższością, unosząc krwistoczerwony kącik ust.

— Wielce mnie to cieszy. Przekaż, proszę, drogiej Daemi, że odwiedzę ją jak tylko obowiązki mi pozwolą. A teraz zajmijmy się ważniejszymi kwestiami: Hiegcze. Ministrze Wojny. — Wskazuje dłonią obróconą wnętrzem ku górze na Han Soo.

— Wojna jest wygrana. — Wzrusza ramionami. — Nie mają już wojsk do obrony.

— Proponuję więc udać się do ich króla z szczodrą ofertą pokoju: podporządkują się Yunaem jako nasza prowincja albo nasze wojska ponownie wzniecą pożary, paląc ich lasy. Oczywiście ustalimy odpowiedni podatek i liczbę niewolników. Liczę, że rząd zajmie się szczegółami aktu. W ten sposób uhonorujemy ostatnią wojnę Cesarza.

— Zgadzam się. Nie możemy porzucić wygranej wojny, nie biorąc niczego dla siebie — stwierdza minister Kim.

— W końcu włożyliśmy w tę wojnę tyle środków — wzdycha jej ojciec.

— Generale Han, nakazuję mobilizację wojsk. Wyruszamy jak najszybciej.

— Wyruszamy? Nie ma chyba na myśli Cesarzowa... — Minister Song rozszerza oczy ze zdumienia.

— Mam — ucina krótko.

— To się nie godzi! — wykrzykuje, marszcząc ciemne brwi.

— Kogo mamy więc wysłać na czele wojsk, by pertraktował z królem Domagojem? Generała Han? Czy może proponujesz siebie, zwykłego ministra?

— Nie śmiałbym, ale...

— Cesarzowo Matko — podkreśla jej tytuł minister Lee — jestem zmuszony zgodzić się z ministrem Songiem. Naród dopiero stracił Cesarza, nie możemy wysłać tam i naszej Cesarzowej!

Jeszcze przed chwilą umniejszał mojej roli jako Cesarzowej, a teraz powołuje się na znaczenie tej pozycji — myśli Hwa, zgrzytając zębami.

— Kogo więc proponujesz, ministrze? Siebie? — Nie potrafi ukryć frustracji, więc atakuje przeciwnika, wytrącając mu karty z ręki. Gwangji nie ma na tyle pewności i posłuchu wśród reszty ministrów, by zachować się tak arogancko.

— Oczywiście, że nie — wycofuje się, tym samym przekreślając swoje szanse na objęcie regencji. — Jestem jednak pewien, że znajdziemy odpowiedniejszego kandydata. Cesarzowa urodziła księcia półtora miesiąca temu, priorytetem powinien być odpoczynek i zapewnienie opieki Księciu Koronnemu.

— Skończmy tę bezsensowną dyskusję. Niebawem odbędzie się uroczysta nominacja na moją regencję. Ministrze Lee, mam nadzieję, że mogą na pana liczyć. Potem zadecydujemy co do wojny w Hiegcze. — Potem, czyli gdy już będzie miała pewniejszą pozycję i więcej władzy.

Ministrowie kłaniają się i wychodzą, zostaje jedynie Han Soo. Sala tronowa wydaje się taka pusta. Pełna złota, z wysokim sklepieniem, ale w środku znajduje się tylko dwójka samotnych ludzi.

Cesarzowa siada na schodach i podpiera głowę rękę, przymykając oczy. Z jej ust wydobywa się westchnienie.

— Minister Handlu i Rolnictwa są raczej pewni, tak samo ty i mój ojciec, muszę coś znaleźć na Ministra Sprawiedliwości i tego przeklętego Lee.

Han Soo staje blisko niej, a obecność mężczyzny jest pokrzepiająca.

— Dlaczego chcesz udać się do Hiegcze?

— Nie chodzi o to, czego chcę — odpowiada — ale o to, co umocni moją pozycję. Muszę pokazać, że to ja tutaj rządzę. Nie mogę pozwolić, aby Yu stracił tron, a tylko ja jestem w stanie zapewnić mu spokojne i szczęśliwe dzieciństwo, by wyrósł na odpowiedniego władcę.

— Hwa — mówi cicho. Stoi tuż przy niej, tak blisko, że słyszy jak oddycha. — Dlaczego to zrobiłaś?

— Dlaczego cię oszukałam? — Jej głos brzmi słabo, jakby żałowała swoich czynów, ale sama najlepiej wie, że to nieprawda. — Mój Yongsan jest synem swojego ojca, nie ukryłabym tego.

Czuje, że musi spojrzeć w jego oczy, więc unosi głowę. Sama nie wie, czego szuka w spojrzeniu Soo. Może wściekłości, odrazy? Nie spodziewa się współczucia. Ta emocja jest tak niespodziewana, że chwyta ją za serce, o którym zapomniała, że je posiada. Hwa bierze głęboki wdech, nie może się rozpłakać.

Han Soo kuca przed nią i spogląda z taką troską...

— Wiedziałam, że ty mi pomożesz, chciałam być szczera, ale dla pewności wolałam... — Słowa nie chcą płynąć dalej.

— Mnie zmanipulować? — Wyręcza ją.

Hwa kiwa słabo głową i ociera kciukiem łzę. Pociąga nosem.

— Podejmując tę decyzję byłam gotowa na utratę twojej przyjaźni. Nie powinnam była, ale nie żałuję. Uczyniłam z ciebie zdrajcę, za co przepraszam, ale nie żałuję. Chociaż na nic ci te przeprosiny, to jednak jedyne, co jestem w stanie ci dać.

— Jestem twoim człowiekiem, odkąd ujrzałem cię nad jeziorem — mówi, wpatrując się poważnie w jej twarzy, jakby czegoś szukał.

Hwa nie jest jednak w stanie tego mu dać.

— Możesz mi obiecać, że ze mną zostaniesz? — Ożywia się i desperacko chwyta jego dłonie w swoje. — Choćby wszyscy się odwrócili i przejrzeli na oczy, jaką okropną osobą jestem, ty jeden zostań. — Przełyka ślinę. — Zostań moim człowiekiem do śmierci.

Soo uśmiecha się smutno i ściska jej dłonie.

— Podążę w jej objęcia wraz z tobą — obiecuje.

~◇~

Yongsan to spokojne i urokliwe dziecko, myśli Hwayeon, wpatrując się w jego zamkniętą buzię, którą chłopczyk wydyma delikatnie w dzióbek podczas snu. Luka stwierdził bez cienia emocji w głosie, że takie dziecko do niczego się nie przydaje i nie rozumie, dlaczego Hwa chciała tyle wycierpieć, by wydać go na świat.

— To wysiłek nieproporcjonalny do efektu — stwierdził, marszcząc nos, gdy pierwszy raz zobaczył Yu.

Czasami zastanawia się, czy powinna martwić ją droga, jaką podąża Luka. Są chwile, gdy zdaje się, jakby ludzki los obchodził go tyle co mrówki, którą depcze się, idąc drogą. Jednak gdzieś w sercu czuje, że taki jest urok jej chłopca, takiego go pokochała, wręcz wychowała.

Nie zamieniłaby go na nikogo innego, myśli, spoglądając na brązowowłosego chłopaka, który klęczy na podłodze obok, wokół mając okrąg pergaminów z runami. Zaangażował się w tłumaczenie z niespodziewanym entuzjazmem, stworzył już prawie całą kopię księgi w języku yunaemskim. Hwayeon nigdy nie czuła większej dumy.

— To dość prymitywny język — odzywa się, siwe kosmyki migoczą w łunie światła słońca, która wpada przez uchylone okno.

Na zewnątrz panuje duchota, więc każdy podmuch wiatru jest zbawieniem. Wieczorem szykuje się potężna burza, co nie jest żadną nowością w tym roku. Ciepło i nawałnice zdają się teraz nierozłącznymi kompanami.

— Co masz na myśli?

— Każda runa odpowiada słowu, gramatyka tu nie istnieje. To dosłownie: ja iść wielki dąb, kopać ukryty kryształ.

— Istnieje też możliwość, że to ty czegoś nie rozumiesz.

— Niemożliwe — od razu zaprzecza stanowczo. — Smoczy to po prostu idioci. A potwierdza to to, że jeden z nich zostawił tu ich najważniejszą księgę, to wręcz świętość. Wraz z Kryształem Białego Smoka Rozkazu można dokonać cudów.

— Ale gdzie znaleźć pozostałe?

— Są ukryte gdzieś na całym kontynencie. Jeden na pewno jest w Hiegcze, prawdopodobnie ten Smoczego Boga Lśnienia, wydaje mi się, że w Tanie może być kolejny. Ale to wszystko zagadki... W dodatku pisane w języku pięciolatków! Już Yu by to lepiej napisał.

Hwayeon uśmiecha się na te słowa.

— A ty jeszcze lepiej, prawda?

— W końcu ja mam jakąś inteligencję. — Posyła jej spojrzenie pełne irytacji, że nie docenia się jego umiejętności, po czym wraca do przerwanego zajęcia.

— Skoro jesteś taki mądry... Co zrobiłbyś z konkubinami? — Ta kwestia krąży jej po głowie, odkąd postanowiła zabić Cesarza. Co z jego kobietami? Nie może przecież trzymać ich przy sobie, stwarzałyby tylko niepotrzebne problemy, a zresztą to nie tak, że darzy je przesadnie ciepłymi uczuciami...

— Zabił. — Nawet nie podnosi głowy, kreśląc pędzlem runy.

— Kuszące — przyznaje Hwa, która bez większego zastanowienia sunie palcem po drewnianym blacie, przy którym siedzi. — Łatwe, nieskomplikowane... — Wzdycha. — Jednak ministrowie będą jęczeć. Nie mam na tyle silnej pozycji — dodaje ze słyszalną irytacją w głosie.

— Więc jakie masz możliwości?

— Jihyun straciła córkę, dalej przeżywa żałobę po niej... Śmierć Cesarza to był dodatkowy cios, kolejna tragedia, z którą nie potrafi sobie poradzić. Nie ma dziecka, więc najsensowniej byłoby wysłać ją do świątyni, by oddała się służbie bogom. Jednak Izanami... nigdy nie miała dziecka. Gdybym wysłała ją do świątyni, ministrowie mieliby argumenty przeciw. A nie chcę jej tutaj. Obawiam się jednak, że z Yeonah nic nie zrobię, jej córka żyje, w dodatku to dziecko Cesarza... Pochodzi z rodu Lee, jest córką czyjejś kuzynki, Lee Gwangji na pewno nie będzie siedział cicho.

— Jihyun zabij, Izanami odeślij do świątyni, a Yeonah do jej rodzinnego domu — proponuje Luka.

Hwa tylko mruczy w odpowiedzi nieprzekonana. Otwiera szufladę i wyciąga zawiniątko. Rozwija czarny materiał i wpatruje się w kryształ. Czy naprawdę dałby jej tak wielką moc, jak mówi księga? Muska zimny diament opuszką i przeszywa ją energia. Jakby coś czystego i zimnego spłynęło po niej; to jak stać pod strumieniem i pozwalać, by lodowata woda obmyła całe ciało. Gdy strużki padają na głowę i powoli spływają z nagich ramion, oczyszczając całą duszę, jednocześnie przepełniają niezrównaną siłą.

Odkłada kryształ na jego miejsce. Ciekawe, czy w Hiegcze znalazłaby jakieś ślady po kamieniu Smoczego Boga Lśnienia... Z westchnieniem otwiera książkę pochodzącą z Humeru, państwa znanego z tego, że jego rdzenna ludność została praktycznie w całości wybita podczas wojny.

Przerywa jej dopiero głos Hyejin, jej damy dworu, która kłania się i mówi:

— Cesarzowo, konkubina Ryumei Izanami prosi o spotkanie. Czeka pod drzwiami.

Hwayeon prostuje się i odkłada książkę.

— Pozwól jej więc.

Izanami wita ją serdecznie; z uśmiechem i migoczącymi oczami, wokół których widnieje czerwony pigment, nadając jej okrągłej twarzy jeszcze doskonalszy wygląd lalki. Klęka na poduszce przed Cesarzową.

— Jak się miewasz, Cesarzowo? Czy księciu dopisuje zdrowie? — Zerka w stronę kołyski, która ustawiona jest tuż przy boku Hwayeon.

— Dziękuję za troskę, oboje nie narzekamy na zdrowie. Książe rośnie z dnia na dzień.

— Przyniosłam prezent. — Gdy Hwa kiwa głową, kobieta kładzie na stoliku szkatułkę. — To skromny podarunek dla księcia, sama to wyszyłam.

— Cudowne. Bardzo ci dziękuję. — W środku Hwa znajduje białą szatę ze złotym smokiem wyhaftowanym na piersi. — Idealny podarunek dla błogosławionego przez Białego Smoka Rozkazu.

Izanami uśmiecha się w odpowiedzi.

— Doszły mnie słuchy o twojej regencji, więc przyszłam złożyć moje gratulacje... i poprosić o przysługę. Wierzę, że byłam ci przyjaciółką przez te prawie dwa lata, odkąd jesteś w pałacu, Cesarzowo. I wiem, że w twoich rękach spoczywa teraz mój los. Dlatego chcę powołać się na naszą zażyłość i poprosić o odesłanie w moje rodzinne strony. Nie mam dziecka, Cesarz był ze mną tylko raz w pierwszą noc, dlatego nic mnie nie trzyma w Yunaem. Pragnę wrócić do Monii, do mojego ludu i ojca.

Hwayeon gładzi palcem złote hafty, które Izanami wyszyła z troską i przyjaźnią, ale zapewne jednocześnie z motywem, by przypodobać się Cesarzowej.

— Stawiasz mnie w trudnej sytuacji — mówi.

Izanami spuszcza wzrok na swoje złączone dłonie i zaczyna przesuwać obrączkę srebrnego pierścienia.

— Zdaję sobie z tego sprawę — stwierdza cicho, po czym wzdycha i unosi wzrok. — Jednak to moja jedyna szansa, by wrócić. Nie chcę umrzeć w kraju, który nic dla mnie nie znaczy.

Hwa myśli o tym jak umarł Seonghwa — też na obcej ziemi, wróciły jedynie prochy. Dawno nie wspominała brata, więc może dlatego kiwa powoli głową.

— Postaram się, ale nic nie mogę obiecać.

Twarz jej rozmówczyni rozjaśnia się, a oczy migoczą nadzieją.

— Dziękuję. W podzięce oferuję ostatnią radę, droga Cesarzowo: uważaj na rodzinę Lee, nie chcesz mieć wśród nich wrogów. Czasami gałąź musi się ugiąć, by się nie złamać.

Wychodzi, uprzednio składając ukłon, a Hwayeon spogląda na Lukę, oczekując jakiejś reakcji, jednak chłopak wzrusza jedynie ramionami i kobieta pozostawiona jest sama sobie. Myśli zaczynają wirować, szukając rozwiązania zagadki. Co planuje rodzina Lee? Dlaczego znowu stają jej na drodze?

To zawsze członkowie tego rodu psują jej krew, jak nie Jangmi czy Yeonah, to teraz cała familia z Gwangjim na czele, który przecież jest Lee nie z krwi, ale dzięki małżeństwu.

Żądny władzy hipokryta.

Z głową zaprzątniętą wiadomą rodziną, nazajutrz udaje się w odwiedziny do swojej szwagierki, jako pretekst wybierając chęć odwiedzenia bratanków. Seongji i Hwan mają dopiero tydzień i przypominają Yu, kiedy był w ich wieku: tak samo pomarszczeni i maleńcy.

W końcu to dzieci — myśli Hwa, marszcząc nos. Siada na przygotowanym krześle, a Daemi sięga ręką do kojca, jakby musiała sprawdzić, czy Cesarzowa nie zabiła jej dzieci. Na usta Hwa ciśnie się złośliwa uwaga, ale przyszła tu z jasnym celem, więc powinna zachować przyjazne stosunki.

— Mam nadzieję, że zdrowie ci dopisuje — zwraca się do Daemi.

— Urodzenie tej dwójki kosztowało mnie wiele bólu, ale to mój ból i moi synowie; nie zamieniłabym ich na nic innego. — Uśmiecha się z rozczuleniem spoglądając na śpiących chłopców w kołysce.

— Nie wyobrażam sobie, jakie musiałaś przeżyć męki, rodząc dwójkę. Ja przy Yongsanie byłam wyczerpana, a to tylko jedno dziecko — podtrzymuje rozmowę.

— Mam nadzieję, że Książę Koronny cieszy się dobrym zdrowiem?

— Znakomitym — odpowiada. — Dzięki błogosławieństwu Białego Smoka Rozkazu wręcz promienieje.

— I naprawdę ma białe włosy? — dopytuje Daemi. — Niebieskie oczy i... spiczaste uszy?

— Są tylko delikatnie zaostrzone, znak, że na rodzinę cesarską spłynęło prawdziwe błogosławieństwo. Żałuję jedynie, że Cesarz nie mógł go zobaczyć, potrzymać własnego następcy... — Zawiesza głos i spuszcza wzrok na ręce złożone na kolanach.

— Dlatego nie lubię wojny. Zabiera tylko dobrych mężczyzn.

— Sami ją wywołują — komentuje Hwa, a jej rozmówczyni wzdycha ciężko i upija łyk herbaty.

Siedzą w ciszy, wymieniając nic nie znaczące uwagi i uprzejmości, dopóki Daemi nie pyta:

— Jak się mają sprawy z konkubinami?

Hwayeon siłą woli powstrzymuje pełen zadowolenia uśmieszek i odchrząkuje, chcąc ukryć emocje. Wreszcie przechodzą do sedna. Potrząsa dłońmi, wygładzając długie i szerokie rękawy czarnej sukni i spogląda na kobietę, która poślubiła jej brata.

— Przyprawiają o ból głowy — wzdycha. — Naprawdę nie wiem, co z nimi zrobić! Mam wrażenie, że każde rozwiązanie wywoła sprzeciw wśród ministrów. Nieważne, co zrobię, są przeciwko mnie.

— Jeśli mogę ci doradzić, droga Cesarzowo, w końcu jesteśmy rodziną, wiem, co zrobić, by uspokoić rodzinę Lee. W końcu sama do niej należę — dodaje z uśmiechem, który Hwayeon wydaje się wyjątkowo głupi.

— W końcu jesteśmy tak blisko, każda rada się przyda.

— Yeonah jest z dalszej części rodu, ale to nieliczna z kobiet na wydaniu.

Hwayeon unosi brew. Na wydaniu? Przecież Lee Yeonah została wdową, w dodatku z dzieckiem, jak może myśleć o ponownym zamążpójściu, skoro była kobietą samego Cesarza? Jednocześnie widzi w tym nadzieję — będzie mogła wykorzystać tę sytuację, by pomóc Izanami i nie będąc oskarżoną o stronniczość.

— Rodzina Lee liczy, że pozwolisz jej opuścić pałac jako wolnej kobiecie. Wtedy poprą cię jako Cesarzową Regentkę.

— Dla mnie to bez różnicy — odpowiada Hwa. — Ale czy znajdzie się śmiałek gotowy poślubić byłą konkubinę?

— Generał Han umarł, a jego syn potrzebuje rodziny, następcy i stabilizacji. Omówiliśmy to wstępnie z jego macochą i nie widzi żadnych przeciwwskazań.

— Skąd pewność, że Han Soo się zgodzi? — drąży.

— Już się zgodził.

Na to Cesarzowa nie ma odpowiedzi, więc zamiast tego zadaje pytanie:

— A czy ona jest świadoma, czego to będzie wymagało? Nie ma praw, boskich czy ludzkich, by pozbawić księżniczkę tytułu.

— Yeonah nigdy nie była dobrą matką. — Wzrusza ramionami Daemi.

~◇~

Jako Cesarzowa Regentka dostaje nową koronę — wkłada ją sama na głowę, a mnisi uderzają w świątynne gongi, ich głośne echo niesie się aż do pałacu i wpada do sali tronowej, wprawiając mury w drżenie. Tak samo drży serce Hwayeon, która w złoto-czarnej sukni zajmuje miejsce na smoczym tronie i wysłuchuje przysiąg ministrów.

Lee Yongsan zostaje oficjalnie Księciem Koronny Yunaem, a ona będzie sprawować władzę w jego imieniu, dopóki dziedzic nie osiągnie odpowiedniego wieku.

— Pierwszy edykt dotyczy konkubin. — Bierze pierwszą rolkę pergaminu i wstaje, by podejść do klęczącej trójki kobiet. — Konkubina Han Jihyun zostaje wyróżniona za swoje usługi dla Cesarstwa. W podzięce Biały Smok Rozkazu daruje jej życie i pozwala oddać je religii w świątyni Jadeitowego Smoka Zazdrości.

Jihyun przyjmuje edykt drżącymi dłońmi, a gdy spogląda na Hwayeon, jej oczy są zaczerwienione i pełne nienawiści. Cesarzowa uśmiecha się z wyższością. To ona wygrała ich małą wojnę.

— Konkubina Lee Yeonah zostaje wyróżniona za swoje usługi dla Cesarstwa. W podzięce Biały Smok Rozkazu daruje jej życie i wyzwala ją z cesarskich pęt, dając wybór. — W każdej dłoni trzyma po edykcie. Yeonah lekceważyła ją jako Cesarzową, więc teraz zapłaci za przeszłe czyny. — Jeden unieważnia małżeństwo z Cesarzem i czyni wolną, drugi daje pozwolenie na spokojne życie w domu rodzinnym z córką. Biały Smok Rozkazu podarował ci wybór, więc wybieraj.

— C-chcę unieważnienia.

Hwayeon podaje jej właściwy edykt, czując uścisk w sercu. Czy ona też wybrałaby wolność, gdyby miała wybór? Czy porzuciłaby syna na pastwę losu i goniła własne szczęście? Lubi myśleć, że jest lepszą matką, ale nigdy nie została skonfrontowana z rzeczywistością.

Spogląda na Han Soo, który stoi w rzędzie wraz z resztą ministrów. Twarz jak z marmuru nie zdradza żadnych emocji, reakcji na wybór swojej przyszłej żony. Czy gardzi tym, że porzuciła dziecko tak bardzo jak chciałaby tego Hwa?

— Konkubina Ryumei Izanami zostaje wyróżniona za swoje usługi dla Cesarstwa. — Odczytuje ostatni edykt. — W podzięce Biały Smok Rozkazu daruje jej życie i wyzwala ją z cesarskich pęt, dając wolność, jako że nigdy nie powiła cesarskiego potomka. Możesz wrócić do ojczyzny — dodaje łagodniejszym i mniej oficjalnym tonem.

Izanami uśmiecha się z ulgą, a ciemne oczy napełniają się łzami, gdy pociąga nosem, próbując opanować emocje. Hwayeon nie może powstrzymać uśmiechu. Może i żegna jedyną przyjaciółkę, ale jednocześnie ją uszczęśliwia. Powinna czuć się z tym dobrze, ale jest coś niepokojącego w spojrzeniu księżniczki Monii; Hwa szybko odpycha od siebie nieprzyjemne myśli.

W sali tronowej pobrzmiewają szepty, gdy zebrani ministrowie i urzędnicy komentują podjęte decyzje. Hwa spogląda po twarzach swoich ministrów: Lee Gwangji wydaje się zadowolony, chowa ręce w rękawach i stoi wyprostowany z dumnie uniesioną głową; stary Song Bao marszczy ciemne brwi, a jej ojciec... Spogląda chmurnie na konkubiny. Pewnie liczył na surowsze rozwiązanie, pokazanie siły Cesarzowej z rodziny Ra. Tylko że musiała sprzedać władzę absolutną, by zachować choć trochę i móc ochronić Yu na drodze do stania się najwspanialszym Cesarzem jakiego znało Yunaem. By móc ocalić siebie i pozostać Cesarzową.

Tradycyjnie odbywa się niewielki bankiet: ministrowie z rodzinami i Cesarzowa. Pojawia się nawet Daemi przy boku Yuntae, znajduje chwilę, by porozmawiać z Hwą na osobności.

— Dziękuję — mówi, chwytając jej dłonie i zamykając w ciepłym uścisku. — Yeonah też jest wdzięczna, niestety teraz przeżywa rozstanie z córką, jednak jestem pewna, że gdyby mogła, okazałaby należyty szacunek.

— Jesteś żoną mego brata, matką ukochanych siostrzeńców, wiedz, że ci pomogę, jeśli tylko będę w stanie. — Ściska jej dłonie, myśląc o tym, jak została wykorzystana przez tę rodzinę i jak serdecznie jej nienawidzi.

W oddali gra delikatna melodia guqin, trącane zgrabnymi palcami struny opowiadają muzyką historię smoków w sposób pełen gracji i smutku. Hwayeon zamienia uprzejme słowa z kobietami, a potem otaczają ją ministrowie i wreszcie może mówić o tym, o czym chce: o wojnie.

— Powinniśmy uhonorować ostatnią wojnę Cesarza — przekonuje. — Dlatego naciskajmy na Hiegcze na jak największe ustępstwa. Mamy potrzebne do tego środki.

Song Bao gładzi siwą brodę.

— Jako Minister Sprawiedliwości wyrażam pewne obawy...

— Jako Minister Wojny całkowicie popieram. Żołnierze oddali życie, walcząc za Hiegcze, nie możemy tego zaprzepaścić, wycofując wojska — przerywa mu Soo.

— Posiadamy środki, by zakończyć tę wojnę z jak największym zyskiem — odzywa się Ra Hwang, a w jego głosie pobrzmiewa zdecydowanie. — Jednak pragnę zauważyć, że aby ta inwestycja się zwróciła, podatki powinny być odpowiedniej wysokości.

— To zrozumiałe. — Kiwa głową Minister Handlu. — A o myśli Cesarzowa o monopolu na niektóre dobra?

— Proponuję ziarno si-mi — odzywa się Minister Rolnictwa. — Uprawiamy go tyle, że nowy rynek zbytu potrzebny jest na gwałt...

Rozmowy trwają aż do późnego wieczora, ale na szczęście mają swój koniec. Gdy Hwayeon wychodzi z sali tronowej, ściąga złote trzewiki i w samych białych skarpetach beoseon* przechadza się ciemnymi korytarzami pałacu, nie chcąc jeszcze wracać. Nana pewnie ułożyła już Yu do snu, więc nie musi się spieszyć.

Noc jest cicha i spokojna, tylko służący suną po korytarzach jak cienie, szybko i w miarę bezszelestnie, ustępując Cesarzowej drogi. Hwa trzyma trzewiki za dwa palce, machając nimi w rytm kroków, czując dziwny uścisk w sercu.

Wreszcie osiągnęła to, czego pragnęła, a jednak... wraca myślami do miesięcy spędzonych z Sanem. Chwile spędzone razem zabarwione są beztroską i szczęściem, choć wie, że tak nie było, że umysł płata jej figle, zmieniając rzeczywistość, to i tak tęskni.

Co jej elf teraz robi? Czy znalazł nową miłość? Czy czasem wraca myślami do niej... do swojego dziecka? Otwiera usta, jej wargi drżą, więc chrapliwie wciąga powietrze, próbując się nie rozpłakać. Nienawidzi swojego serca, tej naiwności. Wie, że gdyby tylko zobaczyła Sana, pobiegłaby prosto w jego ramiona. Bez wahania.

— Tu jesteś.

Unosi głowę, z zaskoczeniem zauważając, że na końcu korytarza stoi Han Soo.

— Płakałaś? — pyta, gdy podchodzi bliżej. Wyciąga rękę, jakby chciał ująć jej twarz, ale szybko ją chowa za plecy.

— Nie — odpowiada. Ociera oczy i ze wstydem zauważa, że są mokre. I zapewne też zaczerwienione. — Może. — Wzrusza ramionami. — Nie wiem...

— Coś się stało?

Hwayeon postanawia szybko zmienić temat, nie chcąc wdać się w dyskusję na temat własnych uczuć. Jeszcze powiedziałaby coś zbyt osobistego i za każdym razem, gdy patrzyłaby na Sana, przypominałaby sobie o tej sytuacji.

— Nie świętujesz zaręczyn?

Soo robi krok do tyłu.

— Naprawdę? Masz mi za złe to małżeństwo, kiedy zrobiłem to dla ciebie? Jestem twoim człowiekiem. — Chwyta ją za dłonie; trzewiki spadają na posadzkę. — I zawsze będę — dodaje z mocą. — Dlatego poślubię Lee Yeonah. Dla ciebie.

— Chcesz mi powiedzieć, że na ciebie nie zasługuję?

— Co?

— Że ty tak się poświęcasz, a ja jestem niewdzięczna, prawda? — Wyrywa ręce z jego uścisku i schyla się, by podnieść buty. — Twoje poświęcenie umożliwiło połączenie sił z rodziną Lee, dziękuję. A teraz mnie zostaw. chcę być sama.

Mija go, z zamiarem szybkiego odejścia, ale gdy tylko to robi, czuje wyrzuty sumienia. Wzdycha.

— Soo — mówi cicho, nie odwracając się — naprawdę to doceniam, ale nie oczekiwałam od ciebie aż takich poświęceń.

— Tylko pozbywania się niewygodnych ludzi? — W jego głosie pobrzmiewa gorycz, która sprawia, że mała igła boleśnie wbija się w serce Hwayeon; przypomina o tym jak żałosnym człowiekiem się stała.

— Wiesz, że to nie tak...! — Odwraca się, by odkryć, że stoi tuż przy niej. — Jesteś... Kimś ważnym dla mnie. Ufam ci.

— Wiem. — Uśmiecha się smutno. — A ja resztę życia spędzę, dowodząc ci, że obdarzenie mnie zaufaniem to był właściwy wybór. — Gdy całuje ją w czoło, palce delikatnie obejmują głowę. Kciukiem gładzi policzek, ledwo dotykając skóry, a jednak sprawia, że Hwa drży.

Potem Cesarzowa wchodzi do swoich komnat zamyślona, jednak przystaje, zdziwiona. Odstawia buty pod ścianą i zastanawia się, co jest nie tak. Czegoś brakuje. Rozgląda się po pomieszczeniu, ale wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Jednak to niepokojące uczucie pozostaje w sercu, sprawiając, że te uderza głośno w piersi.

Panuje cisza, co jest dziwne, przecież... Hyejin, Suyu i Chae powinny tu być, czekać na nią. Możliwe, że udały się do kuchni czy pomagają przy sprzątaniu po uczcie, ale w takim razie, kto zajmuje się Yongsanem?

Jak burza wpada do sypialni i zamiera, widząc trzy zakapturzone postaci nachylające się nad kołyską jej syna. Najpierw jest przerażenie, potem desperacka potrzeba zawołania straży, ale wtedy nieznajomy odwraca się do niej i ich spojrzenia się spotykają.

Spogląda na nią lodowato niebieskimi oczami, zwężonymi w szparki, a Hwa głos więźnie w gardle.

Smoczy.

Przez chwilę czuje się szczęśliwa, ale to ulotne uczucie znika równie szybko jak się pojawiło, gdy orientuje się, że to nie San. Nie może pozwolić sobie na zawołanie straży. Co jeśli zobaczą podobieństwo i rozejdą się plotki, że Yu nie jest synem zmarłego Cesarza?

— Odejdź od niego — mówi stanowczym tonem, rozglądając się po pomieszczeniu, desperacko szukając jakiejś broni, czegoś ostrego, czym mogłaby...

Nie zdąży nawet krzyknąć, a mężczyzna w kapturze jest przy niej.

— Czekaliśmy na ciebie — mówi.

— Gdzie kryształ? — odzywa się kobieta stojąca z boku. W jej dłoni błyszczy ostrze sztyletu.

Hwa obmyśla, jak bardzo musiałoby jej sprzyjać szczęście, gdyby udałoby się sięgnąć po broń, ale ręka Smoczego zaciska się na jej gardle.

— Zadano ci pytanie.

— J-jaki... n-nie wiem, o czym m-...

Warczy z frustracją i puszcza ją, ale tylko po to by wyciągnąć miecz. Hwayeon odkaszluje, ale po chwili znów musi wstrzymywać oddech ze strachu, gdy klinga znajduje się tuż przy jej szyi.

— Wiemy, że go tu zostawił. Gdzie jest kryształ?

W Hwayeon budzi się wściekłość na wspomnienie o Sanie.

— Więc niech sam po niego przyjdzie — odpowiada, w każde słowo wkładając całą nienawiść, jaką żywi do Sana. Jeszcze niedawno tęskniła, teraz czuje urazę jątrzącą się jak stara, rozdrapana rana.

— Cesa... Ach! — Hyejin opuszcza dzban z wodą. — Straż! — woła, podnosząc spódnicę, po czym wybiega, wydzierając się na całe gardło. — STRAŻE!

Trójka Smoczych spogląda po sobie, co wykorzystuje Hwa, by się odsunąć. Do komnaty wbiega Suyu z mieczem w ręce i natychmiast staje przed Cesarzową.

— Czego chcecie? — warczy. — Zrób krok, a zabiję. — Wskazuje dłonią na mężczyznę, który przed chwilą przykładał ostrze do gardła Hwayeon.

Na zewnątrz słychać zamierzanie, pobrzękują zbroje, Yu zaczyna płakać, a trójka Smoczych wycofuje się przez okno. Hwa natychmiast podbiega do kołyski i przytula dziecko do piersi.

— Już dobrze... mama jest przy tobie. — Cała drży, więc siada na podłodze, całując srebrne włoski na czubku głowy Yu. — Nie widziałam, że umiesz walczyć — zwraca się do Suyu, gdy emocje częściowo z niej uchodzą.

Dziewczyna wzrusza ramionami.

— Przydaje się, gdy żyjesz w obcym państwie.

— Zostań dzisiaj tu na noc, dobrze? I poleć komuś, aby zawołał Generała Hana. — Przyciska dziecko do piersi.

Co powinna zrobić? Przecież teraz wiedzą, że Yu to syn Sana... Na pewno wrócą, by go jej zabrać. Potrzebuje porozmawiać z Soo, potrzebuje... czegoś, by móc się obronić. Tuląc syna, spogląda na półkę z książkami. Po Sanie został jej syn i kryształ, najwyższy czas, by sprawdzić jak działa i wykorzystać go do obrony.

Nie pozwoli sobie odebrać Yu, nie pozwoli go skrzywdzić. 

____
*beoseon — tradycyjne koreańskie skarpety ubierane do historycznych ubrań jak hanboki

~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~

długo mnie tu nie było, ale wreszcie Cesarzowa z Kryształu oficjalnie ma betę - @GluedSky i mam nadzieję, że czytanie będzie teraz o wiele przyjemniejsze i ograniczyłyśmy ilość błędów do minimum. 

w tym rozdziale dzieje się całkiem sporo, a ja złapałam się na tym, że załapałam jakąś dziwną miłością do Yeonah i mam ochotę popełnić kiedyś one-shota z jej perspektywy jak już się hajtnie z Soo. 

powoli zbliżamy się też do końca tego długaśnego prequelu, więc pracuję też nad prequelami postaci oraz nad właściwą historią i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się to wszystko napisać.

życzę wam miłego wieczoru i do przeczytania, bo czeka nas podróż do Hiegcze, pewne potencjalne żmijo-lise i kryształ pierwszy do kolekcji Kryształowej Cesarzowej. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top