~◇IX◇~
— Długo to trwa — mówi Izanami do nowo przybyłej Hwayeon, obserwując służące, które wynoszą z komnat Yeonah kosze z materiałami poplamionym krwią. — Ponoć Cesarzowa Wdowa zaczyna się martwić, że za bardzo krwawi — szepcze konspiracyjnie, nie spuszczając wzroku ze służącej, która zamyka za sobą drzwi. Jednak i solidne drewniane drzwi nie zagłuszają rozdzierającego krzyku Yeonah.
— Nie ma co się dziwić, że się martwi — stwierdza Hwa. — Módlmy się, aby ani dziecku, ani drogiej konkubinie Yeonah nic się nie stało. — Na chwilę składa ręce i chyli głowę.
Izanami podążą jej przykładem.
Kobiety Cesarza tworzą dziwną zbieraninę; na co dzień się nienawidzą, ale w takich momentach wszelkie intrygi znikają, zostawiając miejsce dla bardziej ludzkich uczuć — współczucia i troski. Teraz czekają na korytarzu przed komnatą Yeonah, wyczekując dobrych wieści (za te uznają też wieść o płci). I choć każda życzy zdrowia dziecku, i matce, to wszystkie jednak modlą się o dziewczynkę. Hwayeon wstyd za swoje myśli, dlatego gorliwie powtarza w głowie formułki o bezpieczne przejście maleństwa na świat.
Obok niej stoi Hyejin, jak zwykle dumna i wyprostowana, a konkubinie Jihyun towarzyszy Choi, której Cesarzowa posyła pokrzepiający uśmiech, widząc jej zlękniony wzrok. Nigdy nie interesowała się imionami służących Izanami, ale to dwie podobnie wyglądające dziewczyny o delikatnych rysach twarzy.
Wszystkie kobiety spoglądają po sobie z nadzieją, gdy słyszą płacz dziecka. Potem następuje pełne napięcia wyczekiwanie, służące krzątają się w te i we wte, sprzątając, aż w końcu Cesarzowa Wdowa zaprasza je do środka.
Yeonah jeszcze odpoczywa, ale w ramionach Jangmi spoczywa cesarski potomek, którego pomarszczona maleńka główka wystaje zza białych kocy i materiałów okrywających dziecko.
— Przedstawiam wam księżniczkę Lee Woori. Moją wnuczkę — dodaje, spoglądając na dziewczynkę z ckliwym uśmiechem.
Kobiety oddychają z ulgą, każda dostaje drugą szansę, by zostać matką Księcia Koronnego. Hwayeon pozwala sobie na uśmiech, a gratulacje same wypływają z jej ust. Będzie musiała niedługo odwiedzić Yeonah z odpowiednim prezentem.
Konkubiny mają szansę potrzymać maleńką księżniczkę. Jihyun mówi coś o drogiej siostrze Mujin, a Hwayeon jest całkiem zawiedziona dzieckiem, spodziewała się czegoś... piękniejszego, skoro to potomek smoczych bogów. Przełyka rozczarowanie i uśmiecha się słodko, dotykając palcem pulchnego policzka.
— Jest cudowna. — Oddaje śpiące dziecko Cesarzowej Wdowie.
— Gratulacje, musisz być dumna jako matka i teraz babcia — dodaje Izanami, uśmiechając się delikatnie w stronę Hwayeon.
Jihyun szybko wychodzi, wymigując się poranną gorączką Mujin, ale Izanami i Hwayeon zostają na herbacie z Jangmi, która przebiega w spokojny, bezkrwawy sposób. Cesarzowa odchodzi w dobrym humorze, z nadzieją spoglądając na przyszłość. Ma szansę, by wrócić do łask Cesarza, odzyskać miejsce ulubienicy i zostać matką przyszłego Księcia Koronnego. A wtedy jej pozycja będzie nienaruszalna, będzie mogła w spokoju żyć w luksusowym pałacu u boku mężczyzny, który darzy ją szacunkiem oraz, jeśli bogowie pozwolą, odwiedzając braci i ojca.
Przyszłość maluje się w jaskrawych kolorach.
— Przynieś mi do komnat słodkie ciasteczka — prosi Hyejin, a sama udaje się w stronę komnat konkubiny Jihyun, mając w planach porozmawiać z Choi i przekazać dokument z jej cesarską pieczęcią, pozwalający na wzięcie wolnego.
Idąc, buja w obłokach, myślami będąc w zupełnie innym miejscu, dlatego dopiero gdy wychodzi zza zakrętu, słyszy podniesione głosy w bocznym korytarzu, którego głównie używa służba.
Kierowana zwykłą ludzką ciekawością podchodzi ostrożnie, chcąc słyszeć lepiej. Od razu rozpoznaje głos konkubiny Jihyun, więc robi kilka kolejnych kroków.
— ... -yn! No naprawdę!
— Nie zrobiłaś nic głupiego?
Jihyun stęka cicho, a Hwayeon wygląda ostrożnie zza ściany, starając się sama pozostać niezauważoną. Kobieta przyciskana jest do ściany przez ramię wysokiego mężczyzny z czarnym płaszczem, a Cesarzowa przez sekundę zastanawia się, czy nie wezwać strażników.
— A co? Tak bardzo chcesz znaleźć na mnie haka? — Następuje obcasem na nogę mężczyzny i wyswobadza się z uścisku, gdy mężczyzna cofa się z bólu. Jihyun poprawia włosy i mruga załzawionymi oczami, a jej usta wykrzywiają się w uśmiechu. — Nie będzie powtórki, nie martw się, w końcu to córka. — Uśmiech zmienia się w krwiożerczy.
— Pamiętaj, że cię obserwuję — warczy mężczyzna, a Hwayeon orientuje się, że to przecież Han Soo, syn generała Han.
Robi krok do przodu, mając nadzieję usłyszeć coś przydatnego.
— Jesteś głupcem, drogi bracie — mówi, spoglądając w kocie oczy mężczyzny, po czym mija go, zmierzając w stronę Hwayeon.
Cesarzowa podnosi fałdy spódnicy i stara się jak najszybciej i najciszej oddalić z kompromitującej pozycji. Zdyszana ze śmiechem zatrzymuje się w bezpiecznej odległości, opierając o ścianę i przykładając rękę do piersi. Przypominają się jej lata młodości w domu ojca, kiedy podkradała się, by posłuchać opowieści.
Ale o co mogło chodzić? Dlaczego Han Soo tak kłócił się z Jihyun? Nigdy nie widziała go tak brutalnego, w dodatku w stosunku do kobiety Cesarza! Przecież za takie zachowanie mógłby zostać stracony!
— Cesarzowo.
Hwayeon mimowolnie podskakuje, słysząc niski głos Han Soo tak blisko i wyraźnie.
— Czyli słyszałaś — kwituje jej zachowanie cichym pomrukiem drapieżnego kota.
Wyzywająco spogląda na jego opaloną twarz przysłoniętą lekkim zarostem i grzywką.
— Widziałam, że rozmawiałeś z siostrą, więc nie chciałam wam przeszkadzać.
— Przyrodnią — poprawia ją od razu.
Hwayeon wzdycha, wpatrując się w wysokiego mężczyznę, jakby był dzieckiem.
— Naprawdę? — pyta, unosząc brew. Poprawia suknię i uśmiecha się delikatnie. — Dawno cię u nas nie było, Luka zdążył zatęsknić. A teraz wybacz. — Próbuje z gracją wyminąć syna generała, ale przeszkadza jej w tym ręka mężczyzny, która zagradza drogę.
Hwayeon rzuca mu oburzone spojrzenie.
— Nikomu ani słowa. — Gdyby spojrzenia mogły zabijać, to te powybijałoby w pień całe wioski. Natura obdarzyła Han Soo w wąskie, czarne oczy wygięte w taki sposób, że przypominają te drapieżnika gotowego do ataku. Ich intensywność wzbudza w Hwayeon delikatny strach.
— Nie jestem głupia — odpowiada ulubionym powiedzeniem Luki, co sprawia, że mężczyzna uśmiecha się, kręcąc głową.
Opuszcza rękę i wzdycha.
— Powiedz mu, że przyniosę plany maszyn bitewnych.
— Nie zapomnij o katapultach. — Hwayeon klepie go po ramieniu i jak najszybciej odchodzi, czując jak serce głośno uderza w piersi.
Po powrocie do swoich komnat, daje dokument Hyejin, korzystając z tego, że ma wierną damę dworu. Nie ma sił ani ochoty szukać Choi po całym pałacu.
— Przekaż, że mam nadzieję, że jej rodzice są zdrowi.
Hyejin kłania się sztywno i wychodzi, a Hwayeon ściąga wszystkie ozdoby i wierzchnią szatę, zostając tylko w białej sukni pełniącej rolę bielizny, po czym bierze talerz z łakociami na łóżko z zamiarem czytania przez resztę dnia.
Spokój nie jest jej dany na długo, po paru minutach czuje jak łóżko obok się ugina. Podnosi talerz ze słodyczami.
— Chcesz? — Podsuwa pod nos Elfa, który bierze dwa ciastka i zjada od razu. — Kto cię tak wygłodził? — pyta Cesarzowa, przypatrując się, jak rebeliant sięga po kolejne słodycze.
— Głupota kobiet w tej błazenadzie. Obserwowanie was to katorga.
Hwayeon zabiera talerz.
— Więc nie obserwuj — mówi lekko urażona, po czym wstaje, by odłożyć naczynie na stolik. Przez głowę przebiega jej myśl, że może powinna się czymś zasłonić, narzucić szatę zakrywającą jej kształty, ale tylko wzrusza ramionami, to nie tak, że jakikolwiek niepożądany fragment skóry jest odsłonięty.
Gdy wraca na łóżko, Elf przypatruje się jej uważnie.
— Co? — warczy, kiedy siada, trzymając w rękach książkę.
— A więc księżniczka.
— A więc księżniczka — powtarza z cichym westchnieniem.
— Co o tym myślisz? — dopytuje srebrnowłosy rebeliant.
— Że życie kobiety to jedno wielkie nieporozumienie. Mogę? — Sięga ręką do twarzy mężczyzny i dotyka spiczastego ucha, za które po chwili delikatnie ciągnie.
— Ała? — Spojrzenie niebieskich oczu wydaje się rozbawione, ale Elf posłusznie pochyla się, by Cesarzowa mogła dokładniej zbadać jego niespotykaną anatomię.
— Skąd jesteś? — pyta, gdy odsuwa rękę, chociaż coś wewnątrz niej każe ponownie pogładzić delikatną skórę.
— Z kraju, który dawno zniknął z map. Ale jego lud przetrwał, więc walczy — mówi to nonszalanckim tonem, jakby za chwilę miał wzruszyć ramionami i dodać, że to tak dla zasady, że nie obchodzi go ojczyzna. — Nasi starsi pamiętają smoki, a my pamiętamy każdą zadaną nam krzywdę.
— Opowiesz mi? — Uwielbia jego ciepły głos i sposób opowiadania historii.
Elf prostuje się, przerzuca włosy przez ramię i posyła jej uśmiech, który potrafi roztopić najtwardsze serce.
— Historia naszego plemienia sięga czasów Białego Smoka Rozkazu, kiedy to smocze bóstwa żyły wśród nas i były uważane za mędrców ratujących dobrą radą... albo niebezpiecznych samotników, którzy zaszywali się w swoich legowiskach. Znasz wszystkie smoki?
— Oczywiście. — Hwayeon od razu zaczyna je wymieniać. — Biały Smok Rozkazu, z którego serca powstało pięć smoczych bóstw: Jadeitowy Smok Zazdrości, Szafirowy Wiru, Ametystowy Lśnienia, Złoty Błyskawic i Rubinowy Rozpaczy.
— Legendy mówią też o szóstym, Onyksowym Smoku Rozkładu, który oddechem wskrzeszał zmarłych.
— Tabu. Książki boją się o nim nawet wspomnieć.
— Nie przerywaj. — Daje jej pstryczka w nos. — Gdzie ja skończyłem? Ach tak: smoki żyły wśród nas. I dlatego mówi się, że mój lud to potomkowie samego Białego Smoka Rozkazu...
— Cesarz nim jest — od razu wtrąca Hwayeon. — Jedynym potomkiem smoczych bóstw, dlatego nami rządzi i nigdy się nie myli.
Elf w odpowiedzi uśmiecha się tajemniczo.
— Uzurpator. W żyłach wielu ludzi płynie smocza krew, to nic niezwykłego, ale wracając do historii: smoki żyły wśród nas, były okrutne i przerażające, ale dzieliły się swoją mądrością, opiekowały się bezbronnymi ludźmi. Mając smoka po swojej stronie, z łatwością wygrywałeś wojnę...
Nie słyszy reszty, zasypia utulona jego głosem.
~◇~
Droga siostro!
Wojna jest okropna.
W sumie na tym mógłbym zakończyć ten list, ale znasz mnie, nie potrafię być tak konkretny jak ty, moje słowa płyną niczym rzeka, gdy tylko biorę do ręki pędzel.
Tana to kraj pełen słodko-pikantnych smaków i rozkoszuję się tutejszymi owocami (poleciłem przysłać ci kufer daktyli w prezencie), jednak pogoda nie sprzyja walce w pełnym uzbrojeniu i zaczynam zazdrościć rebeliantom w ich zwiewnych strojach. Wszyscy tutaj przypominają Lukę i nie potrafię nie widzieć go w każdym dzieciaku ganiającym po ulicy. Próbuję dawać im łakocie, ale szybko się mi skończyły, więc uzyskałem jedynie ich zawiedzione spojrzenia, gdy następnego dnia wróciły i musiałem je pożegnać z pustymi rękoma.
Cesarz rwie się do walki, przeraża mnie jego żądza krwi. Widząc go w trakcie jednej z potyczek, które niedawno odbyły się pomiędzy wojskami Yunaem i rebeliantami, zacząłem wątpić coraz bardziej w niego jako człowieka. Wątpić, czy jest wystarczająco dobry dla ciebie, droga siostro.
Yuntae pisał, że niedługo odbędzie się ślub jego z Lee Daemi; niestety nie będę mógł w nim uczestniczyć, ale ty, droga siostro, postaraj się wesprzeć naszego brata i zdobądź zgodę Cesarzowej Wdowy na wzięcie udziału w uroczystości. Znając starą Jangmi, to karkołomne zadanie, ale ostatni list Yuntae mnie zaniepokoił, wydawał się przygnębiony. Myślę, że wsparcie i obecność ukochanej siostry dobrze mu zrobi.
Jeśli o moje zdrowie chodzi, to nie masz się, o co martwić. Cesarz pilnuje mnie i nie pozwala walczyć na froncie. Przeczuwam, że to twoja sprawka. Pisałaś do niego w tej sprawie? Nie lubię walczyć, siostro, ale mam swój honor, nie potrzebuję litości. Więc proszę, nie rób tego nigdy więcej.
Dawno byłbym już w domu, gdyby nie to, że rebelianci tak dobrze znają te tereny i potrafią nas zaskakiwać nocnymi atakami. W otwartej walce nie mają z nami (i katapultami, po powrocie opowiem wszystko Luce) najmniejszych szans i miasto, które opanowali, niedługo padnie. To tylko kwestia czasu.
Cesarz jednak ma wycofać się z walk, robi to niechętnie, ale Cesarzowa Wdowa nalega na jego wizytę. Gdy piszę ten list, właśnie prowadzi dość krzykliwą rozmowę z Generałem Hanem. Myślę, że chce przywitać swoją córkę, ale jednocześnie nie ma serca, by zostawić walkę. Księżniczkę Woori, tak? Cieszę się twoim szczęściem siostro, córka to naprawdę wspaniałe wieści.
Tęsknię za tobą i naszymi rozmowami przy herbacie. Przekaż Luce, że odczuwa się brak takiego smarkacza, kiedy żyje się w otoczeniu żołnierzy, w których głowie jedynie wojaczka.
Twój ukochany brat,
Ra Seonghwa
Hwayeon odkłada list z uśmiechem i szuka wzrokiem Luki, który bawi się przy sadzawce.
— Seonghwa tęskni!
Luka burczy coś pod nosem zajęty układaniem patyczków, więc Hwa wzdycha i wraca do listu, na który tak czekała. Jest krótszy niż poprzednie, ale przynajmniej wie, że jej brat żyje. Przepełnia ją uczucie ulgi i zadowolenia, z nową energią spogląda na przyszłość, dodatkowo wiedząc, że Cesarz niedługo wróci. I może nie wróci do niej, dla niej, ale będzie w pałacu, a to musi oznaczać spotkanie. Tęskni za ich rozmowami i nie może się doczekać, by usłyszeć opowieść o rebelii, bo Seonghwa skąpi szczegółów walk.
Spogląda w stronę Chae, nowej służącej, która lubi wiązać włosy w dwa kucyki i obwiązywać je kolorowymi wstążkami.
— Chyba wybiorę się z wizytą do Yeonah... ale może najpierw kąpiel?
Okazuje się, że nie ma perfum z pelargonii, do których bardzo się przyzwyczaiła, żyjąc w pałacu, więc musi spryskać się nowymi, o odświeżającym, lekkim zapachu fiołków.
Chyba spodoba się jej ta zmiana, myśli, idąc w stronę komnaty Yeonah. Zostawia Suyu, Chae i Hyejin na zewnątrz i z uśmiechem wchodzi do środka.
— Cesarzowo. — Yeonah już na nią czeka z dzieckiem w ramionach.
— Konkubino Yeonah. — Hwayeon nie może się nie uśmiechnąć szerzej, gdy widzi pulchne policzki księżniczki. — Mam nadzieję, że zdrowie ci dopisuje.
— Dopisuje, dziękuję.
Hwa siada na przeciwko, układając fałdy sukni tak, by jak najmniej się pogięła.
— Przyniosłam podarunek. Heyjin! — Dama dworu wchodzi pospiesznie i kładzie na stoliku ozdobioną skrzyneczkę, po czym równie szybko wychodzi. — Proszę. — Otwiera wieko, ukazując rzeżbioną z drewna zabawkę dla dzieci wypełnioną kuleczkami, które wydają charakterystyczny dźwięk, gdy się nią potrząsa. — Księżniczka jest jeszcze mała, ale w przyszłości powinno się przydać.
Yeonah przygląda się zabawce z miną, jakby prędzej zjadła robaka, niż pozwoliła córce się nią bawić.
— Dziękuję — mówi z uśmiechem.
Hwayeon odpowiada tak samo fałszywym.
Po nieudanej wizycie, czeka ją jeszcze rozmowa z Cesarzową Wdową. Na samą myśl chce położyć się do łóżka i przykryć głowę kocem. Już i tak czuje się dostatecznie upokorzona. Powoli wypuszcza powietrze z ust, trzymając rękę na sercu. Musi zapanować nad emocjami i stawić czoło Jangmi. Przygryza wargę. Czy zniży się do tego, aby ponownie przyjść z podarunkiem? Odrzucenie Yeonah zraniło jej dumę wystarczająco, dlatego do Cesarzowej Wdowy przychodzi z szerokim uśmiechem, ale pustymi rękoma.
— Cesarzowo! Cóż za miła niespodzianka! — Jangmi ubrana jest w krwistoczerwoną szatę ze złotym smokiem.
Hwayeon wypowiada uprzejme formułki i siada, a służąca nalewa jej herbaty. Yeonah nawet nie zaproponowała jej poczęstunku, myśli i zaciska ręce na ciemnoniebieskiej sukni, gdy zalewa ją fala białej złości.
— Co cię do mnie sprowadza? — Pewny wzrok i mały uśmiech tańczący w kąciku ust sugerują, że Jangmi doskonale zdaje sobie sprawę z powodu wizyty Cesarzowej.
— Byłam złożyć gratulacje konkubinie Yeonah i księżniczce Woori, więc postanowiłam złożyć pozdrowienie i tobie, Cesarzowo Wdowo.
— Muszę przyznać, że to dość niecodzienny widok.
Hwayeon uśmiecha się i unosi czarkę z herbatą do ust.
— Jak sprawuje się nowa służba?
— Znakomicie. Jestem naprawdę zadowolona.
— Miejmy nadzieję, że to był ostatni przypadek kradzieży w Cesarskim Pałacu — rzuca gorzko Jangmi.
— Myślę, że to, co przytrafiło się Sangmi, będzie dostateczną ostrogą.
Obserwuje zachowanie kobiety, ale ta nie daje po sobie nic poznać. Uśmiecha się i pije herbatę.
— Jak idą przygotowania do ślubu twojej wnuczki, Lee Daemi? To już niedługo.
— Znakomicie, znakomicie. Niestety nie będę mogła wziąć w nim udziału.
Jangmi uśmiecha się zwycięsko, a Hwayeon panikuje. Czy powinna była być bardziej subtelna? Postawiła wszystko na dobry humor Cesarzowej Wdowy, nie doceniając jej urazy i złośliwego usposobienia.
— D-dlaczego? — Jest w stanie jedynie wydusić. Czuje jak jej wszystkie nadzieje walą się niczym mur, w który oblegająca miast armia strzela z katapult.
— Daemi ma wsparcie rodziców i rodziny, niepotrzebne jej cesarskie zamieszanie w jeden z najważniejszych dni w jej życiu. — Jangmi celowo pomija, że panem młodym ma być brat Hwayeon.
Kobieta czuje ucisk w sercu. Daemi będzie miała przy sobie rodzinę, ale Yuntae może liczyć jedynie na obecność ojca. Seonghwa prosił ją, by udobruchała Jangmi... ale jak ma to zrobić, jednocześnie zachowując godność?
Wychodzi z komnat Cesarzowej Wdowy, kipiąc od gniewu. Jangmi chce sobie z nią pogrywać, karać za posiadanie własnego zdania, więc Hwa zagra, proszę bardzo. Tylko najpierw musi znaleźć Han Soo.
Syn generała bez słowa sprzeciwu pomaga jej dostać się do rodzinnego domu, gdy Hwa napomyka coś o Jihyun i podsłyszanej rozmowie.
— Wyświadczam tą jedną przysługę i nic więcej nie jestem ci winien — warczy mężczyzna.
— Oczywiście. — Uśmiecha się słodko.
Pod osłoną nocy, Hwayeon ściska go mocno w pasie, gdy ten popędza konia, by galopował szybciej.
Docierają tuż przed świtem. Hwa czuje się zmęczona, obolała, ale jednocześnie pełna wigoru do działania. Tak dawno nie widziała się ze swoim najstarszym bratem. Han Soo zostaje z koniem, czekając w gotowości. Hwa posyła mu szybki uśmiech pełen wdzięczności i wchodzi tylnymi drzwiami do domu, w którym się wychowała.
Z szatą na głowie, zasłaniającą twarz i włosy wkrada się do pokoju swojego brata, który siedzi i powtarza przysięgi małżeńskie. Unosi wzrok i wstaje szybko, gdy rozpoznaje Hwayeon, która z uśmiechem odsłania twarz.
— Siostrzyczko!
Podchodzi i bierze jej ręce w swoje, ściskając ciepło.
— Myślałem, że nie przyjdziesz! W końcu Cesarza nie ma, a zamężnej kobiecie nie wypada...
— ...bawić się, kiedy jej mąż naraża życie? — Hwayeon sceptycznie unosi brew. — Wybacz mi, nie będę na samej ceremonii, ale nie mogłam nie życzyć ci szczęścia na nowej drodze. Ty wspierałeś mnie, gdy wychodziłam za Cesarza. — Wyplątuje rękę z uścisku i kładzie ją na policzku brata.
— Powinienem cię zganić, ale na bogów, tak się cieszę. Dostałaś list od Seonghwy?
Spędzają trochę czasu wymieniając się informacjami o środkowym dziecku Ministra Skarbów, a słońce unosi się wyżej i wyżej na nieboskłonie.
— Co sądzisz o Lee Daemi? Jak bardzo przypomina swoją babkę?
— Mam nadzieję, że jak najmniej. Jest śliczna i wydaje się uważać, że jestem dzielny...
— Bo jesteś — ucina Hwa. — Jesteś moim najdzielniejszym bratem o niezłomnym sercu, który zasługuje na szczęście.
— I ty na nie zasługujesz — odzywa się Yuntae, patrząc na nią z bólem w oczach. — Nie mogę przestać myśleć o tym, że wysłaliśmy cię do złotej klatki...
— Zaakceptowałam swój los, wypełniłam rolę, której się ode mnie oczekuje, ale to nie oznacza, że jestem nieszczęśliwa. Mam swoich dwóch ukochanych braci. — Hwayeon mruga, próbując odgonić niechciane łzy.
— Jeden z nich, zamiast cię wspierać, bał się ciebie odwiedzić — mamrocze cicho Yuntae, spuszczając wzrok.
— Wierzę, że zrozumiał swój błąd — odpowiada Hwayeon i gładzi kciukiem policzek brata. — Bądź szczęśliwy, dobrze? — mówi jeszcze, próbując zignorować bolesny uścisk w sercu, że ona chyba źle wybrała. Ale to nie znaczy, że nie zrobi wszystkiego, by odmienić los i żyć wymarzoną baśnią.
— Będę, jeśli ty przyrzekniesz to samo.
— Dokładnie to planuję, drogi bracie. Być najszczęśliwszą kobietą w cesarstwie — przyrzeka to również samej sobie.
Gdy potem wraca do pałacu, od razu się przebiera w strój odpowiedni dla żony Cesarza i siada na łóżku. Nie musi długo czekać.
— Lubię twoją buntowniczą stronę — mruczy głos tuż przy jej uchu, wywołując przyjemne dreszcze.
— To dobrze — odpowiada z uśmiechem tańczącym na ustach. — Bo zamierzam buntować się jeszcze bardziej.
— Och?
— Tak. Czerpać z życia garściami — stwierdza, po czym całuje jej Elfa: ucieleśnienie młodzieńczych marzeń o romansie z baśni.
To miał być krótki pocałunek, tak zamierzała, ale gdy czuje nacisk warg, które z daleka wydawały się twarde, ale okazują się miękkie i delikatne, roztapia się w objęciach. Elf przyciąga ją bliżej, kładąc jedną dłoń na talii, a drugą wplątując w kruczoczarne włosy.
— Komu powinienem podziękować? Cesarzowej Wdowie czy konkubinie Yeonah? — szepcze mężczyzna, gdy odsuwa na odległość tak niewielką, że ich wargi delikatnie ocierają się o siebie, mrowiąc i zachęcając do dalszych pocałunków.
— O-obu. — Hwa jest zdziwiona, jak bardzo brakuje jej oddechu. Wpatruje się w lodowo błękitne oczy, doszukując się w nich błyszczących iskierek i uczuć. Znajduje pożądanie, które podsyca gorąco i powoduje urywany oddech. Chce go pocałować jeszcze raz.
— Więc moje podziękowania będą bardzo... wylewne — odpowiada, a tuż po tym ponownie wpija się w jej wargi, co Hwayeon kwituje zduszonym jękiem zadowolenia.
Właśnie zrobiła coś, za co mogą ją ściąć. Wywlec na plac, powiesić, a ciało zostawić krukom. Czy żałuje? Jest zbyt zajęta pieszczotami, by zastanawiać się teraz nad tym pytaniem.
~◇~
Tegoroczne Święto Zbiorów pod wieloma względami jest identyczne z tym ubiegłorocznym, ale i tak różne. Nie ma Cesarza, więc Hwayeon wykonuje najważniejsze obrządki pod czujnym, pełnym zazdrości spojrzeniem Jangmi. Jednak tym razem Cesarzowa się nie przejmuje, przywołuje miłe wspomnienia o Elfie, bracie i o tym jak utarła nosa Cesarzowej Wdowie, choć ta nie ma o tym pojęcia. I nigdy się nie dowie, już Hwa tego dopilnuje. Romans i mała, nocna wyprawa to jej sekret, który zabierze do grobu.
Yuntae jest szczęśliwym mężem, dzięki temu, jako nowa głowa rodziny Ra, jest na rynku, gdzie rozdaje się ziarno si-mi poddanym. Rodzeństwo wymienia spojrzenia. Hwayeon jednak martwi się jedną kwestią, otrzymała list od Seonghwy i jego treść mocno ją niepokoi, dlatego chciałaby znaleźć chwilę, by porozmawiać z najstarszym bratem i podzielić się obawami.
Daemi, niska piękność o twarzy w kształcie serca i rysach, które przypominają Hwayeon o Elfie, towarzyszy Yuntae z szerokim uśmiechem ubrana w ciemnoróżową suknię, której rękawy obszyto srebrną nicią. Nie może nie spoglądać w ich kierunku; serce raduje się za każdym razem, gdy przyłapuje ich na sekretnym uścisku dłoni czy przelotnym dotyku. Yuntae zasługuje na szczęście.
I Hwayeon też na nie zasługuje. Nie wie jeszcze, jak dokładnie osiągnie ten cel, ale zrobi wszystko, na co ją stać.
Miska, którą nasypuje ziarno, zahacza o dół worka. Schyla się więc i wygrzebuje resztki, a potem wreszcie może odpocząć. Siada za wozami, odchyla głowę i spogląda na świat wokoło. W takich okolicznościach spotkała Lukę. Uśmiecha się na to wspomnienie. Podchodzi do niej Yuntae i wciąga w rozmowę.
— Dostałeś jakiś list od Seonghwy? Mój mnie niepokoi. — Hwayeon przypomina sobie wszystkie te krwawe opisy, które czytała rano i nie może oprzeć się wrażeniu, że z jej bratem dzieje się coś niedobrego.
— Mój był w porządku. — Yuntae nie wydaje się być tym przejęty. — Niedługo może i ja wyruszę na wojnę. — Zadziera głowę i spogląda na niebo, a wiatr kołysze jego długim, ciemnym kucykiem zawiązanym wysoko i ciasno.
— Ani mi się waż. Masz teraz rodzinę, powinieneś zająć się swoją żoną — dodaje z lekkim ukłuciem w sercu, bo Cesarz nigdy w życiu nie zostawiłby wojny dla kobiety.
— Spokojnie, nie zamierzam ginąć.
Hwayeon ma ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
Przez nieobecność Cesarza bankiet się nie odbywa, Cesarzowa może wykąpać się i ubrać w wygodniejsze szaty, po czym położyć się na łóżku i czytać. Jednak przeszkadza jej pukanie we framugę okna. Podchodzi, opatulając się wierzchnią szatę w żółtym kolorze i zauważa Elfa czekającego na zewnątrz. Macha do niej dłonią, zachęcając, by wyszła za zewnątrz.
Hwayeon za wiele nie myśli, przekrzywia głowę i rusza za Elfem, który prowadzi ją za mur, przez lasy i gąszcze, aż nie docierają do miasta. Czuje się spocona i zziajana, ale uchwyt mężczyzny jest pokrzepiający.
Słońce powoli już zachodzi, rzucając na spadziste dachy resztki światła. Na dziś już koniec jego pracy. Hwayeon stąpa wśród przystrojonych uliczek. Każde domostwo ozdobione jest kolorowymi lampionami z papieru, a na kolumnach wiszą kwiaty i paski fruwające na wietrze. Każdy kąt zdobią kwiaty, które kwitną późnym latem — pomarańczowe rudbekie, różnokolorowe astry, fioletowe tojady, krwistoczerwone dalie. Powietrze przepełnia ich słodki zapach zmieszany z kurzem i słońcem.
Bruk jest nagrzany, gdy stąpa po nim w białych bucikach, czuje jego ciepło. Ludzie powoli zapalają latarnie, a Hwayeon mocniej naciąga na głowę żółtą szatę.
Elf prowadzi ją do jeziora. Kłania się i wyciąga rękę, pomagając wejść na chyboczącą się łódkę ustrojoną różowymi i białymi daliami.
— Co tu robimy?
— Spełniamy sny — odpowiada z szelmowskim uśmiechem, staje i chwyta wiosło, prowadząc łódź na środek akwenu.
Ma na sobie srebrną tunikę z obu stron sięgającą kolan z rozcięciem po obu stronach, czarne spodnie oraz wysokie buty. Białe włosy zaplecione ma w jednego, grubego warkocza.
— Chciałem pokazać ci inny aspekt tego święta, zwyczaj pospólstwa. Ale to wiele świadcze o elicie, skoro to prości ludzie mają piękniejsze tradycje, nie sądzisz?
— I na czym ona polega? — Hwayeon jest sceptyczna, chociaż podoba jej się to, że może spędzić czas z Elfem.
— Cierpliwości. — Posyła jej uśmiech szczwanego lisa. — Musimy trochę poczekać. W międzyczasie... Nie chciałabyś może wiedzieć jak mam na imię?
Chce. Bardzo chce. Ale myśl o posiadaniu takiej wiedzy trochę ją przeraża. Wtedy popełnione błędy staną się o wiele bardziej rzeczywiste.
Elf chyba widzi jej przerażoną minę, bo śmieje się nerwowo, a potem przysuwa bliżej.
— Mam na imię San. Jak słońce, która okala nieboskłon wiecznym światłem.
— Które gaśnie w nocy — zauważa Hwa.
San. Dziwnie brzmi, chyba zbyt przyzwyczaiła się już do nazywania rebelianta Elfem. Zastanawia się, jakie to uczucie, gdy nazywa się Elfa Sanem.
— Po prostu wędruje gdzie indziej. Obróć się.
Hwayeon marszczy brwi, ale posłusznie obraca się plecami, a po chwili czuje delikatne palce rozczesujące jej włosy. Siedzą w ciszy, wśród bicia serc i kumkania żab, a San zaplata jej warkocz, w który potem przyozdabia dzwonkami, stokrotkami i różowymi goździkami.
Inne łódki wypływają na otwarte jezioro, a ludzie z lampionami stoją przy brzegu. Jest już ciemno, tylko na zachodzie widać ostatni błękit nieba. Nad nimi powoli pojawiają się gwiazdy.
— Nie zauważą nas? — szepcze, spoglądając w stronę łódek.
— Ufasz mi?
— Nie — odpowiada tak szybko, że wywołuje śmiech u Sana.
— Uwielbiam twoją szczerość — mówi tylko, a po chwili pierwszy lampion w kształcie lotosu zostaje zapalony i puszczony na wodę. — Spokojnie, umiem sprawić, by nikt niepożądany mnie nie zauważył.
Ten jest czerwony, płynie powoli, chybocząc się na falach, przez co światełko migocze, ale za raz po nim ruszają następne i następne, tworząc morze kwiatów na tafli jeziora.
— To jest... — Lotosy zawsze kojarzą się jej z domem, więc mruga, próbując odgonić łzy.
— Wiem — cicho odpowiada San.
Po prostu obserwują lampiony, trzymając się na ręce, a Hwayeon nigdy w życiu nie czuła się taka szczęśliwa.
— Mogę nazywać cię Hwa? — pyta San, nachylając się w jej stronę. Jeszcze trochę i ich usta się zetkną.
Pocałunek jest słodki, więc Hwayeon mu pozwala.
To wszystko wydaje się snem. Hwa wraca do komnat odprowadzona przez Sana i pożegnana ciepłymi pocałunkami i miłymi pieszczotami. Ściska jej rękę, mruga i rozpływa się w ciemności.
Czuje jak jej policzki płoną, więc wachluje się, siadając przed lustrem. Rzeczywiście, jest cała zaczerwieniona. Przekłada warkocz przez ramię, pozwalając, by opadł na jej pierś i podziwia polne kwiaty misternie zaplecione w czarne włosy. Dlaczego ma ochotę płakać? Dostawała klejnoty, najdroższe szaty i biżuterię, ale to stokrotki i dzwonki sprawiają, że jej serce wypełnia się ciepłem.
I dokładnie w tej chwili zdaje sobie sprawę, w jak bardzo niebezpiecznej sytuacji się znalazła. Jak przeżyje jego odejście? Przecież San nie zostanie z nią na zawsze, by obcałowywać twarz i wplatać kwiaty we włosy.
Gwałtowne pukanie sprawia, że podskakuje.
— Cesarzowo!
Hwa wypuszcza powietrze z ulgą, to tylko Hyejin.
— Wejdź! — woła i zaczyna wyciągać kwiatki z warkocza.
Dama dworu jest podekscytowana.
— Cesarz wrócił! I odwiedzi Cesarzową jeszcze tej nocy.
Nieśmiałe marzenia Hwayeon zostają pogrzebane; polne kwiatki przygniata ciężka korona ze złota.
— Powinnam się wykąpać — mówi, nie rozpoznając swojego głosu, jakby to ktoś inny wypowiadał te słowa.
— Dalej nie ma perfum z pelargonii...
— Nie szkodzi. — Hwayeon spogląda na powoli więdnące kwiaty leżące na stoliku. Powinna je zasuszyć. — Wytłumaczę Cesarzowi, jestem pewna, że zrozumie — dodaje ściśniętym głosem.
A potem zamyka wszystkie emocje, odsuwa je od siebie. Musi być gotowa dla Cesarza.
~◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇~
A więc córka! Urocza Woori <3
trochę boję się reakcji na ten rozdział, sama nie wiem, jakich powinnam oczekiwać, ale Hwayeon podjęła bardzo ważną decyzję, która nada bieg przyszłym wydarzeniom.
dopiero robiąc korektę tego rozdziału zorientowałam się, że całkiem sporo się tu wydarzyło, trochę ważniejszych, trochę mniej, dałam radę powiedzieć wam coś o Han Soo, ale i co nieco o smoczych bóstwach.
Yeonah dalej pozostaje niewdzięczną smarkulą (są z Hwayeon z tego samego roku, ale ciii), Jangmi suką, a Hwayeon pozwala sobie na myślenie, że zasługuje na szczęście.
Co ukrywają Han Jihyun i Han Soo, przyrodnie rodzeństwo, które się nienawidzi?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top