Rozdział 10 Zawalczę


Poznałam młodzieńca imieniem Isaac, który pogubił się w swoim życiu. Jego dusza okryta jest mrokiem, którego on sam nie rozumie. Nie pamięta swej przeszłości, a przyszłość jaka się dla niego maluje nie wróży nic dobrego. Dlatego pragnę pomóc temu chłopcu. Lecz on musi być moją tajemnicą. W przeciwnym razie dowiedzą się o nim pozostali, a wtedy choć bym bardzo tego chciała nie uda mi się go uratować. 

Isaac odkryj w sobie światło nim będzie za późno. 

Jak mogę mu pomóc i jak mam się zachować względem mieszkańców, aby nikogo nie skrzywdzić. Nie mam pojęcia jak mój tata radził sobie z tymi wszystkimi decyzja i dlaczego akurat mnie mianował na swojego zastępcę. Mam tak mnóstwo pytań do niego, ale niestety nigdy ich nie zadam choć bardzo bym o tym marzyła. Pogodziłam się z rzeczywistością, zaakceptowałam fakt, iż mój tata odszedł, ale zawsze pewien żal w sercu pozostaje. Cóż gdybym nie czuła żalu, rozpaczy czy tęsknoty nie byłabym człowiekiem. Ludzkie życie nie jest łatwym życiem, ale tak naprawdę tylko ono może ukazać jak silni bądź słabi jesteśmy. Nikt nie chce godzić się z porażką, dlatego walczy ile sił by pokazać i udowodnić wszystkim w około, że nie jest bezwartościowym, a jego życie nie zostało zmarnowane. Wola walki, która w nas bije udowadnia nam, iż możemy dokonać najbardziej wyniosłych czynów jeśli tylko tego pragniemy. Niemożliwe staje się możliwym, lecz tylko wtedy, gdy bardzo tego pragniemy. Dlatego ja nie mam zamiaru się poddawać. Zawalczę o tego chłopca. Pokaże wszystkim, że każdy przy drobnej pomocy może dostać drugą szansę i nie ważne jak bardzo pochłonął Cię mrok. Dla każdego jest ratunek i ja wszystkim to udowodnię, a ten kto spróbuje go skrzywdzić spotka się ze mną.

-Proszę - ktoś zapukał do drzwi mojego gabinetu

-Musimy poważnie porozmawiać - do środka wszedł Lerrodiel, dlaczego mam wrażeniem, że doskonale wiem w jakiej sprawie się tu zjawił. Coś mi się wydaje, że moim doradcy nie są mi wierni

-Usiądź, porozmawiamy - wskazał na fotel przy biurku

-Posłuchaj rozumiem, że jesteś Królową i chcesz być w porządku ze sobą, ale nie możesz narażać osób, które w ciebie wierzą

-Wiem, dlaczego się tutaj zjawiłeś, a więc mów wprost - wysiliłam się na sztuczny uśmiech

-Nie pomożesz mu, a narażanie Królestwa z powodu jednego chłopaka nie jest mądrym posunięciem, dlatego porzuć swój pomysł i pozwól mi się tym zająć

-Ponoć elfy są obrońcami życia - rzuciłam oschle

-Owszem, ale czasem trzeba poświęcić jedno życie dla dobra innych żyć 

-Nie wierzę, że mówisz takie rzeczy - wstałam i odwróciłam się w stronę okna. Wpatrywałam się w moje Królestwo

-Leilo pomyśl o innych, nie bądź egoistką - podszedł do mnie

-Nie jestem egoistką i właśnie dlatego, że myślę o innych pragnę mu pomóc. Proszę cię nie krzyżuj mych planów - mężczyzna nic się nie odezwał

-Proszę cię. Nie każ mi zmienić o tobie zdania. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam byłam pewna, że moje przeczucie co do ciebie nie myli mnie. Widziałam dzielnego, mężnego, sprawiedliwego, a przede wszystkim dobrego władcę, który dla o wszystkim. Nie pozwól bym zmieniła o tobie swe zdanie, gdyż bardzo bym tego nie chciała. Nie pozwolisz?

Lerrodiel nie odzywał się nic przez dłuższą chwilę. Stanął tylko na przeciwko mnie i wpatrywał się w moje oczy. Nasze spojrzenia krzyżowały się, a ja czułam się dość niepewnie choć w tych intensywnie błękitnych tęczówka można się zatracić. Białowłosy położył swoją dłoń na moim policzku, a ja starałam się nie czerwienić.

-Jesteś wyjątkową osobą. Król Matthias miał rację, że będziesz godną zastępczynią. Szkoda, że w to zwątpiłem. Nie pozwolę - uśmiechnął się i skinął głową

Nie wiecie nawet jaka szczęśliwa byłam w tym momencie. Te kilka zdań wypowiedzianych przez Lerrodiela sprawiło, że poczułam się naprawdę silna. I pierwszy raz odkąd tu jestem czuję, iż poradzę sobie. Już się nie boję skoro wiem, że on jest po mojej stronie.

-Lecz pamiętaj będę miał cię na oku i gdy zobaczę, że grozi ci niebezpieczeństwo nie wiń mnie za moją interwencję. Rozumiemy się? - dodał po chwili

-Obiecuję - uśmiechnęłam się

Elf opuścił mój gabinet zostawiając mnie samą. Teraz czuję, że mam wystarczająco siły by zawalczyć z przeciwnościami losu. Udowodnię, że przeznaczenie można zmienić przy odrobinie chęci. Tylko dana osoba musi z nami współpracować. Dlatego liczę, iż Isaac nie odrzuci pomocnej dłoni tylko ją przyjmie. Nie na darmo walczyłam o niego by on się poddał i pozwolił odejść w zapomnienie.

Przy okazji rozwiązała się sprawa donoszenia. Na początku myślałam, że to któraś z moich służących, lecz byłam w błędzie. Następnie moi doradcy wskazali mi jako sprawcę Issaca. Młodzieńca, o którym nikt nic nie wie. Łatwo jest oskarżyć osobę, o której nic nie wiemy, gdyż to najprostsze rozwiązanie. Postąpiłam bardzo pochopnie wyciągać wnioski i oskarżając Isaaca. Znów była w błędzie, lecz teraz przejrzałam na oczy. A  przecież rozwiązanie miałam cały czas pod nosem. Wystarczyło tylko na to wpaść. Osobą, którą donosi jest nie jeden człowiek, a aż dwóch. Dokładniej moi Królewscy doradcy Wilfred i Cornelius. Osoby, które miały być mi wierne zdradził mnie. Ciekawe czy mieli chociaż potem wyrzuty sumienia.

Kazałam zawołać do siebie doradców oraz Lazarusa wraz z synem . Mężczyźni zjawili się po około 10 minutach.

-Wzywałaś nas pani? - ukłonili się wszyscy obecni

-Zgadza się musimy porozmawiać - zaczęłam oschłym tonem

-Jesteście zwolni - wskazałam na doradców

-A wy macie pilnować tego nowego chłopaka Isaaca -rozkazałam Lazarusowi i jego synowi Marcellusowi

-Rozkaz Królowo - mężczyzna wraz z synem opuścili gabinet

-Dlaczego nas Królowo zwolniłaś?

-Byście przestali informować wszystkich o moim życiu prywatnym oraz decyzjach

-Nie poradzi sobie pani bez doradców

-Poradzę Wilfredzie, a teraz możecie już odejść - doradcy opuścili gabinet

Czas zacząć moje rządy i wprowadzić porządek jaki ja uważam za odpowiedni.

Udowodnię wszystkim, że Król Matthias nie pomylił się mianując mnie na Królową Mistyvale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top