Rozdział 9: Uważaj, czego sobie życzysz
Po rozmowie z Tikki dobry humor Marinette częściowo wyparował, lecz nie mogła za to winić swojej małej przyjaciółki. W końcu mówiła prawdę, więc dziewczyna musiała wymyślić dobrą wymówkę, by się wymknąć spod czujnego oka Luki i jako Biedronka pójść na pierwszy patrol od feralnych wydarzeń sobotniej nocy.
Kiedy wyszła z łazienki, w swojej głowie już miała ułożony plan. Może nie należał on do szczególnie pomysłowych, lecz najważniejsze było to, by był skuteczny, prawda?
Tak jak się spodziewała, Luka czekał na nią w salonie ze wszystkim, o co prosiła. Uśmiechnęła się na jego widok, całkowicie skupionego na ekranie laptopa. Na małym stoliku obok kanapy znajdowała się jej herbata w dużym, czerwonym kubku, który uwielbiała ze względu na swoją imponującą pojemność. Obok nastolatka przebranego w wygodniejsze ubrania leżał ciepły koc, który aż prosił się o wtulenie.
Marinette nie traciła czasu, tylko od razu rzuciła się na wolne miejsce, chwyciła puszysty materiał i owinęła nim najszczelniej jak się da, jednocześnie opierając się o ramię swojego chłopaka. Zauważyła, że odkąd z nim chodziła, stała się typem nastolatki, która lubiła się przytulać zawsze, gdy miała ku temu okazję.
- Gotowa? – spytał Luka, zerkając kątem oka na wciśniętą w jego bok kulkę, która jeszcze niedawno była jego dziewczyną. Zaśmiał się w duchu na swoje porównanie. – Czy pani kapitan życzy sobie czegoś jeszcze?
- Włączaj – odparła nastolatka, której twarz ledwo wystawała z jej mięciutkiego kokonu. – Oby to był dobry film, bo jeśli to okaże się jakimś gniotem, to nici z niespodzianki.
- Niespodzianki? – nagle ożywił się Luka. – Uwielbiam niespodzianki.
- Nie wątpię – prychnęła niecierpliwie Marinette. – Ale najpierw film, potem przyjemności.
- Czyli twierdzisz, że film nie jest przyjemnością?
- Na pewno nie dla ciebie. Przecież wiem, że nie znosisz chodzić do kina.
- Lubię, ale tylko na dobre filmy.
- Ciekawi mnie, co mi takiego świetnego włączyłeś...
- Zaraz się przekonasz.
Początkowo Marinette nie miała pojęcia, co to za film, ale kiedy zobaczyła napis z tytułem, parsknęła tak głośno, że Luka musiał włączyć pauzę, żeby dziewczyna miała czas na to, by się uspokoić. Zajęło jej to dobrych kilka minut, a kiedy wreszcie jej śmiech zamilkł, poczuła, że miała gorące policzki.
Luka pomyślał, jak cudownie było na nią patrzeć, gdy była roześmiana aż do łez, lecz mimo wszystko czuł się nieco urażony tym, że powodem jej nadmiernej wesołości był jego wybór filmu.
- Już ci przeszło? – zapytał nadąsanym tonem. – Możemy wreszcie kontynuować?
- T-tak – wykrztusiła z siebie Marinette, ledwo powstrzymując się przed kolejnym napadem wesołości, który uporczywie pragnął wydostać się na zewnątrz, dlatego zasłoniła usta dłońmi. Po chwili jednak nie wytrzymała, a nowe łzy rozbawienia pojawiły się w jej oczach.
- Co cię tak bawi, że nie możesz się opanować?
- B-bo... bo to jest... p-przecież... KOPCIUSZEK – odparła dziewczyna, ponownie dając się ponieść fali radości, która opanowała jej ciało.
- I co w związku z tym? – drążył uporczywie chłopak. – Masz z tym jakiś problem?
- Nie – przyznała już trochę spokojniej. – Po prostu nie spodziewałam się tego po tobie. Na pewno chcesz to oglądać?
- Kiedyś mówiłaś, że to jeden z twoich ulubionych filmów, więc pomyślałem sobie, że w sumie to... dlaczego nie.
Marinette niemal zaniemówiła z wrażenia. Zapamiętał? I chciał obejrzeć akurat ten film, bo ona kiedyś mu o tym wspominała? Jeśli wcześniej miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy Luka był chłopakiem marzeń, teraz już wiedziała na pewno.
Tak, był.
Przez cały film oboje milczeli, całkowicie skupieni na fabule. Gdy skończyli, Marinette wreszcie postanowiła wprowadzić swój plan w życie.
Punkt pierwszy, wyeliminować Lukę. Najlepszy znany sposób: zgon tymczasowy po zjedzeniu dwóch blach jego ulubionych ciasteczek.
Punkt drugi, przygotowanie pułapki.
- Luka? – zapytała niewinnie dziewczyna, gdy ten wstał i zaczął się przeciągać. – Jesteś zmęczony, czy masz jeszcze trochę siły?
- A co? – spytał podejrzliwe, lustrując wciąż leżącą na kanapie dziewczynę. – Masz na coś ochotę?
- Obiecałam ci niespodziankę, pamiętasz?
- Ale tylko jak wybiorę dobry film.
- Myślisz, że mi się nie podobał?
- Ty mi to powiedz.
- Luka – powiedziała Marinette, wreszcie wstając i odrzucając na bok mięciutki kocyk, który towarzyszył jej przez ostatnie dwie godziny. – Jak wybór mojego ulubionego filmu mógłby mi się nie spodobać?
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że zasłużyłem na niespodziankę?
- Yhm – potwierdziła. – A teraz powiedz mi tylko... jak dużo mąki masz w zapasie?
Na to pytanie oczy Luki rozbłysły z nagłej ekscytacji. Już wiedział, o jaką niespodziankę chodziło. Lecz nawet jeśli Marinette wiedziała od samego początku, że chłopak się ucieszy, nie przypuszczała, że zareaguje aż tak wielkim entuzjazmem.
Jej plan był doskonały.
Robiąc swoje popisowe ciasteczka, Marinette niby przypadkowo starała się jak najbardziej ubrudzić. Tu trochę mąki, potem czekolady, gdzieniegdzie proszku do pieczenia. Ostatecznie wyszły jej aż trzy blachy chrupiących słodkości, które – zgodnie z jej planem – znikały w zastraszającym tempie prawie od razu po wyciągnięciu z piekarnika.
- Luka, te są jeszcze gorące! – zaprotestowała, uderzając go w wyciągniętą w kierunku ciasteczek rękę, tuż po wyciągnięciu ostatniej blachy. – Poza tym zjadłeś ich już naprawdę wiele., brzuch ci będzie boleć!
Chłopak zdawał sobie niewiele robić z jej słów, co po części ją irytowało, a po części cieszyło. Wiedziała, że Luka napełniony słodkościami robi się bardzo szybko senny, więc nie musiała długo czekać, aż ten zacznie ziewać.
- Marinette, chodźmy już spać.
I o to właśnie dziewczynie chodziło.
Powiedziała mu, żeby on się już kładł, a ona w tym czasie posprząta ich bałagan w kuchni. Początkowo chciał jej pomóc, ale szybko go wygoniła, narzekając, że tylko będzie jej przeszkadzał. W rzeczywistości musiała sprawdzić, jak długo chłopak wytrzyma, zanim sen zabierze go w swoje objęcia.
Nie musiała wiele czekać, by usłyszeć ciche pochrapywanie z pokoju obok. Zaśmiała się, przypominając sobie, ile ciastek pochłonął ten żarłok. To niesamowite, że pokonała go mąka, jajka i trochę masła z dodatkiem paru innych składników. Dobrze, że Władca Ciem nie stosował takiej taktyki, bo bohaterowie Paryża już dawno byliby zgubieni.
Chociaż jak teraz o tym pomyślała, to i tak zostali już pokonani. Ona została pokonana...
Posprzątała szybko kuchnię, a kiedy skończyła, poszła po swoje piżamy. Starała się nie obudzić Luki, lecz w razie czego zawsze mogła mu powiedzieć, że idzie się wykąpać, żeby pozbyć się ciasta z włosów. Przez chwilę patrzyła na spokojną sylwetkę swojego chłopaka, uśmiechając się smutno. Mimo tego, że chodzili ze sobą już ponad dwa miesiące, dalej żałowała, że musiała go oszukiwać, by nie dowiedział się, że była Biedronką. Dzisiejsza sytuacja należała właśnie do takich, w której zmuszona była użyć dość niecodziennych środków, aby zmniejszyć jego czujność. Miała tylko nadzieję, że te ciastka mu za bardzo nie zaszkodzą.
Chociaż z drugiej strony wcale nie musiała go zachęcać do tego, by je jadł.
Kiedy zamknęła się w łazience, odłożyła przyniesione ze sobą rzeczy na półkę. Popatrzyła na wannę i pomyślała, że naprawdę warto byłoby się najpierw wykąpać, lecz wiedziała, że teraz nie miała na to czasu. Pozwoliła sobie jedynie na rozpuszczenie włosów i wytrzepanie części mąki. Gdy wyglądała w miarę znośnie, związała je ponownie w ulubione kitki, a następnie puściła jakąś muzykę w telefonie, żeby w razie czego mogła udawać, że nie słyszała, jak ktoś ją wołał. Kolejna dziecięca zagrywka, lecz skuteczna i konieczna w obecnej sytuacji.
Naprawdę nienawidziła kłamstw, co w pewnej mierze zakrawało na ironię, ponieważ jej obecne życie prawie całkowicie się z nich składało.
- Tikki, kropkuj!
Magia ogarnęła jej ciało i po chwili czuła, jak kostium oraz maska przylegają do jej skóry. Popatrzyła na siebie w lustrze ostatni raz, po czym otworzyła niewielkie okrągłe okno, by wymknąć się na zewnątrz. Było to trudniejsze niż przypuszczała, zwłaszcza biorąc pod uwagę krzywiznę statku oraz fakt, że znajdowała się po stronie rzeki, a nie brzegu. Mimo to udało jej się bezpiecznie zarzucić jo-jo na maszt statku, a sekundy później już znalazła się na stałym lądzie.
Gdy stanęła na murku niedaleko, odwróciła się, by sprawdzić, czy światło w pokoju Luki było na pewno wyłączone. Wyglądało na to, że jej chłopak rzeczywiście zasnął, więc mogła spokojnie udać się na patrol.
Biedronka skakała po dachach Paryża, czując znajomą lekkość i wolność. Nieważne ile razy to robiła, zawsze miała wrażenie, że należało to do jednych z najwspanialszych odczuć pod słońcem. Tę część bycia super bohaterem kochała najbardziej – możliwość wznoszenia się w niebo jak ptak, pędzenia razem z wiatrem, z krwią buzującą w żyłach. Dzięki temu mogła zapomnieć o wszystkim.
No, prawie wszystkim.
Lecz mimo czającego się wewnątrz niej niepokoju pozwoliła sobie po raz pierwszy od bardzo dawna w pełni zostawić swoje troski za sobą.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim zdecydowała się skierować z powrotem w kierunku „Wolności". Bała się, że Luka mógł już się obudzić i zauważyć jej nieobecność, a ona tak naprawdę nie miała przygotowanej żadnej wymówki na to, by mu wszystko logicznie wyjaśnić. Chociaż z drugiej strony w głębi serca dobrze wiedziała, że najprawdopodobniej ocknie się dopiero wraz z nadejściem świtu, jeśli nie później. W tym względzie Marinette pasowała do Luki idealnie – dwoje wiecznie niewyspanych artystów, których trzeba podnosić z łóżka siłą.
Poza tym Biedronka wiedziała, że im dłużej przebywała na zewnątrz w kostiumie super bohaterki, tym istniało większe prawdopodobieństwo na to, iż natknie się na pewnego czarnego kocura... a to było zdecydowanie coś, czego wolała za wszelką cenę uniknąć. Po prostu czuła się nieprzygotowana na spotkanie z nim. Potrzebowała trochę więcej czasu...
Nie miała pojęcia, czego tak naprawdę się obawiała.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy super bohaterowie stali się prawdziwą parą przyjaciół, którzy potrafili rozmawiać ze sobą na przeróżne tematy. Mimo że wcześniej dziewczyna wzbraniała się przed zbliżaniem się do Kota, po poświęceniu uczuć do Adriena zmieniła do niego swój stosunek. Coś w niej wtedy pękło. Zaczęła go szczerze żałować po tym, gdy już wiedziała jak to było czuć się odrzuconym przez rzekomą miłość swojego życia.
Mimo tego, że początkowo planowała zdystansować się od bohatera, by dać mu przestrzeń na pogodzenie się z jej wcześniejszą decyzją, on sam zauważył, że coś się zmieniło. Jako dobry obserwator widział, iż przeżywała trudny okres i nie zachowywała się jak dawniej. Nie odwrócił się wtedy od niej, chociaż mógłby to zrobić i nikt by go za to nie winił. Mimo tego, że złamała jego serce, zaprzyjaźnił się z nią i dał jej wsparcie, którego potrzebowała.
Jakiś czas później oboje wyznali sobie nawzajem, że znaleźli swoje drugie połówki. Na początku Biedronka czuła się dziwnie smutna z tego powodu, ale potem zrozumiała, że to dobrze, iż jej przyjaciel tak szybko ruszył do przodu i znalazł w swoim życiu kogoś, kto go kochał i wspierał. Ona sama bez Luki by nie dała sobie rady i dobrze o tym wiedziała.
Nigdy nie zdołałaby się wystarczająco odwdzięczyć swojemu partnerowi. Może to właśnie było jednym z kolejnych powodów, dla których zdecydowała się postawić własne szczęście na szali w tę noc, gdy Władca Ciem zmusił ją do wypowiedzenia życzenia. Dla niego. Fakt, że jej dwóch przyjaciół okazało się być jedną i tą samą osobą jedynie ułatwił jej decyzję.
Chociaż jednocześnie skomplikował jej i tak pogmatwane już życie.
Gdyby wcześniej wiedziała, że Czarny Kot to Adrien, wszystko wyglądałoby inaczej. Skąd mogła wiedzieć, że odrzucała miłość chłopaka, którego sama kochała? Przez to, że wiedli podwójne życie, sami siebie okłamywali. Mieli klapki na oczach i nie dostrzegali swoich prawdziwych osobowości w sobie nawzajem, co doprowadziło do tego, że cierpieli katusze, nie mogąc do siebie dotrzeć. W końcu nie wytrzymali i to coś w nich pękło, a nadzieje na wspólną przyszłość prysnęły jak mydlana bańka. Nie chcieli więcej bólu, dlatego zwrócili swe serca ku komuś innemu. Adrien wybrał Kagami, a Marinette Lukę.
I prawdopodobnie wszystko by już się ułożyło tak, jak miało być, lecz jakiś błąd doprowadził Władcę Ciem do poznania ich tożsamości i rozpoczęcia kolejnej gry, w której motyl zatriumfował nad biedronką. A ona okazała się słabsza i tak podatna na zranienia, że nie przewidziała tego wcześniej...
Do tej pory nie potrafiła sobie tego wybaczyć. Może gdyby myślała bardziej racjonalnie, domyśliłaby się całej intrygi i mogła wszystkiemu zapobiec. Nie dać się złapać w dziecinną pułapkę, by następnie zostać przypartą do ściany i ingerować w rzeczywistość.
Wciąż płaciła za to cenę. Jej mama pozostawała w śpiączce i nie wiadome było to, czy kiedykolwiek się obudzi. A nawet jeśli jakimś cudem to się wydarzy, nie miała pewności, że to koniec. Że może bezpiecznie położyć się do łóżka, zapaść w sen z myślą, że nie wisiało nad nią coś złego.
Dlaczego to właśnie ją musiało to spotkać? Miała dopiero piętnaście lat, a już musiała zmagać się z obowiązkami osób o wiele starszych i dojrzalszych od niej. Nie była na to gotowa. To za duża odpowiedzialność, którą teraz w dodatku nie mogła się z nikim dzielić. Bo o ile wcześniej część ciężaru spoczywała też na Czarnym Kocie, teraz została z tym sama. Jedynie kwami jej pozostały, ale i one nie wiedziały, jak jej pomóc.
Jak wiele dałaby teraz, by porozmawiać z Mistrzem Fu...
Z kimkolwiek, kto pomógłby jej uporządkować ten bałagan...
- Biedronka?
Uważaj, czego sobie życzysz – pomyślała, zamierając w miejscu.
Dziewczyna stała nieruchomo, bojąc się odwrócić. Usłyszała, jak ktoś ląduje na tym samym dachu i nie miała najmniejszych wątpliwości, kto to mógł być. Czując, jak serce bije jej z większą niż normalnie częstotliwością, pozwoliła sobie zerknąć przez ramię, by ujrzeć, jak Czarny Kot powoli podchodzi w jej kierunku z szerokim uśmiechem na twarzy.
Dopiero teraz uderzyło w nią to, kogo miała przed sobą. Jeszcze tego samego dnia rozmawiała z nim w szkole jako z przyjacielem, którego kiedyś kochała, a teraz oto stał przed nią jeden z niezwykłych bohaterów Paryża, jedyny i niepowtarzalny posiadacz miraculum czarnego kota, pierścienia, który dumnie nosił na serdecznym palcu swojej prawej ręki, jej dwuletniego towarzysza przy zwalczaniu akum podłego Władcy Ciem. Miał na sobie swój przylegający do ciała lateksowy kostium w odcieniu nocy, a wśród burzy złocistych włosów wystawało dwoje kocich uszu. Pod jego szyją znajdował się uroczy złoty dzwoneczek, a z tyłu zwisał mu pasek imitujący ogon. W dłoni trzymał swój koci kij, który przełożył sobie nonszalancko przez ramię, a jego hipnotyzujące zielone oczy świeciły w ciemności, sprawiając, że Biedronka nie potrafiła odwrócić od nich wzroku.
Ponieważ dobrze wiedziała, że pod tym kostiumem, który widziała setki razy, znajdował się chłopak, którego dobrze znała i w cywilnym życiu. Lecz teraz musiała udawać, że nic się nie zmieniło. Że było tak jak wcześniej, nawet jeśli nic już takie nie pozostawało...
- Czy coś jest ze mną nie tak, że tak na mnie patrzysz? – zapytał żartobliwie, lecz gdy nie odpowiedziała, popatrzył w dół, by sprawdzić, czy przypadkiem nie miał czegoś na kostiumie. Kiedy już się dokładnie obejrzał i stwierdził, że wszystko wyglądało w porządku, powrócił wzrokiem do swojej partnerki i zauważył, że ta zaczęła się cicho śmiać. – Co cię tak rozbawiło?
Czarny Kot nie ukrywał, że cieszył się niezmiernie na widok Biedronki. Już od kilku dni nie miał z nią żadnego kontaktu, nie tylko ze względu na to, że nie było żadnych ataków akumy, ale też dlatego, iż z jakiejś jeszcze nieznanej mu przyczyny opuszczała ich rutynowe patrole. On sam miał niemały dylemat moralny związany z tym, czy mógł sobie opuścić jeden czy dwa ze względu na swoją mamę i chęć spędzania z nią czasu, lecz ostatecznie stwierdził, że byłoby to nieodpowiedzialne i całkowicie nielojalne w stosunku do Biedronki. Lecz kiedy przez dwa rutynowe patrole jego partnerka się nie zjawiła, zaczął się trochę o nią martwić.
Stąd też poczuł ogromną ulgę, gdy teraz widział ją przed sobą, całą i zdrową, w dodatku śmiejącą się z jego głupkowatego zachowania. Kiedyś jego serce zabiłoby mocniej na ten widok, lecz teraz... poczuł jedynie ciepło w sercu, takie, gdy człowiek cieszy się z powodu szczęścia innych.
Biedronka wciąż się uśmiechała, gdy wesołym tonem odparła:
- Ty.
- Słucham? A co niby jest we mnie takiego śmiesznego? – zapytał z ciekawością.
Dziewczyna tak naprawdę nie wiedziała, jak ma na to odpowiedzieć. Radosny uśmiech zniknął z jej twarzy, a blask w jej oczach przygasł, choć ona sobie nawet z tego nie zdawała sprawy. Dopiero gdy zdezorientowany i nieco zmartwiony jej zmieszaniem Czarny Kot podszedł bliżej, a ona poczuła jego dłoń na swoim ramieniu, zorientowała się, że znowu się na niego gapiła bez powodu.
- Biedronko? Wszystko w porządku? – spytał niepewnie.
- Eee... tak, po prostu się zamyśliłam – odrzekła, przełykając głośno ślinę i wreszcie odwracając wzrok. – Nieważne już, chodźmy lepiej na ten patrol.
Czarny Kot patrzył za przyjaciółką, jak ta wzięła rozbieg i skoczyła na kolejny dach. Popatrzyła przez ramię, by sprawdzić, czy podążał za nią. Jej zachowanie wydawało mu się co najmniej dziwne, a nawet podejrzane. Po chwili wahania postanowił jednak odpuścić, a przynajmniej odłożyć tę sprawę na później, kiedy swoim starym zwyczajem zakończą patrol na ich ulubionym dachu z pięknym widokiem na Wieżę Eiffla.
Bo jedno wiedział na pewno: coś było nie tak i to nie z jego kostiumem.
Dobra, croissanciki, wreszcie rozdział, który udało mi się napisać bez jakichś większych problemów! Świętujmy, póki mamy co!
Postanowiłam, że wrzucę go wcześniej, bo w sumie i tak teraz już nie mam nic w zapasie i piszę na bieżąco, więc równie dobrze mogę wrzucać to, co mam, od razu gdy sprawdzę i zdecyduję, że wygląda on tak, jak sobie mniej więcej zaplanowałam. Chyba że naprawdę nie będę miała weny, to wtedy będzie standardowo jeden na tydzień...
Poza tym nie chciało mi się czekać do poniedziałku, potrzebuję jakichś gwiazdek i komentarzy na pocieszenie, bo mam doła :(
Siostra już pojechała, matura za tydzień, żyć nie umierać po prostu!
Poza tym wydarzyło się święto w tym tygodniu. Wreszcie się zebrałam w sobie i poszłam do Biedronki kupić moje ukochane croissanty po niemal dwumiesięcznej abstynencji. Wcześniej ogólnie nie chodziłam do sklepu, rodzice robili zakupy i to w innej, lokalnej sieci, więc nie chciałam im zawracać głowy, zatem moja radość z kupna tych wspaniałych słodkości była ogromna!
Chociaż zepsułam sobie ich smak, bo wcześniej jadłam coś innego. Zabijcie mnie.
Mam nadzieję, że tym rozdziałem chociaż trochę poprawiłam komuś humor, bo wreszcie zbliżają się coraz ciekawsze rzeczy w fabule (moim zdaniem :/). W sumie denerwuje mnie to, że nie mogę pisać szybciej, no ale chwilowo matura ważniejsza. Gdy się skończy to całe zamieszanie, może wreszcie uda mi się pisać więcej, żebyście nie musieli tak długo czekać na kontynuację. Oby tak było, bo pomysłów sto, zapał jest, a nie ma kiedy pisać :C
Mimo to i tak pracuję teraz jednocześnie nad tym, by zacząć publikować moje kolejne prace, nawet jeśli mam tylko po kilka rozdziałów. Nauczyłam się już, że czuję większą motywację to do tego, by pisać, kiedy wiem, że jest ktoś, kto to przeczyta. Może w przyszłym tygodniu opublikuję jakąś niespodziankę, więc polecam śledzić mój profil ;)
Dobra, kończę na dziś, pamiętajcie, że was uwielbiam i trzymajcie się :D
Do następnego, bywajcie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top