Rozdział 3: Dziwne uczucie

Następnego dnia Marinette czuła się już znacznie lepiej. Nie licząc delikatnych śladów po kajdanach na nadgarstkach, nie odczuwała już żadnych innych skutków po przebywaniu w lochu Władcy Ciem. Wręcz przeciwnie; jej ciało wydawało się być wypoczęte jak nigdy wcześniej, a umysł oczyszczony i pozbawiony wszelkich negatywnych myśli. Dziewczyna nie wiedziała, skąd ten optymizm o poranku, jednak nie zamierzała narzekać.

Ze zdziwieniem odkryła, że obudziła się dobre pół godziny przed pierwszym budzikiem. Odsunęła kołdrę na bok i zeszła po drabinie. Kiedy jej stopy dotknęły podłogi, zdała sobie sprawę, że nie wzięła ze sobą telefonu. Z jękiem wróciła na górę, wyklinając w duchu własne gapiostwo.

Ubrała się z swój codzienny strój, jednak postanowiła zamienić ciemny żakiet na ciepły puchowy sweter, ponieważ o wiele lepiej osłaniał jej otartą skórę przy dłoniach. Ze względu na to, że przez sen się roztrzepała i jej włosy wyglądały jak po przejściu wichury, związała je w nowe kitki. Przewiesiła przez ramię torebkę dla Tikki, dziś wyjątkowo ze srebrnym zatrzaskiem w subtelnym odcieniu błękitu. Zrobiła ją jakieś dwa tygodnie wcześniej, razem z wersją czerwoną i szarą. Tak na przyszłość.

Tikki wciąż smacznie spała, więc Marinette postanowiła jej nie budzić. Poprzedniego wieczora po wyjściu Plagga długo rozmawiała ze swoją kwami o wszystkich wątpliwościach i lękach, które zalegały na dnie jej duszy. Po wypowiedzeniu tego na głos poczuła się lżej i później zdecydowała się skontaktować z przyjaciółmi, by dać im znać, że jej stan zdrowia się poprawił.

Tak jak się spodziewała, niedługo potem musiała odbyć z Alyą długą rozmowę na temat jej nieodpowiedzialnego zachowania, kiedy uciekła bez słowa pożegnania i wszyscy musieli się o nią martwić. Nastolatkę wciąż dręczyły z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia, lecz nie żałowała swojej decyzji o jak najszybszym opuszczeniu terenu wroga. Gdyby została na śniadaniu, mogłaby dać się ponieść emocjom albo przypadkiem poruszyć zakazany temat miraculów, a do tego nie mogła przenigdy dopuścić. Kto wie, co by wtedy zrobił Gabriel Agreste. Marinette zdążyła się już przekonać na własnej skórze, że ten człowiek potrafił być nieobliczalny i najlepiej po prostu trzymać się od niego z daleka.

Kiedy Alya wreszcie skończyła swój wywód, nastolatka postanowiła jeszcze skontaktować się z Luką, żeby mu podziękować za bezpieczne odstawienie do domu i troskę. 

Naprawdę spotkało ją ogromne szczęście, że miała takiego wspaniałego chłopaka.

Gdyby nie Luka, Marinette zapewne dalej nie potrafiłaby się pogodzić ze stratą Adriena. On już wybrał swoją drogę i osobę, z którą chciał dzielić wspólne chwile i spełniać marzenia. Dziewczyna nie była jednak w stanie i wcale nie chciała znikać z życia tak wspaniałego chłopaka, który tyle przeszedł i który potrzebował przyjaciół bardziej niż inni. 

I to właśnie pragnęła mu dać. Swoje bezwarunkowe wsparcie i dozgonną przyjaźń. Nawet jeśli czasami to raniło jej serce...

Ale wtedy zawsze miała przy sobie Lukę, który pomógł jej przejść przez ten ciężki okres. To on zebrał jej roztrzaskane serce i złożył je ponownie w całość, nawet jeśli wciąż znaczyły je bolesne blizny. To na niego mogła zawsze liczyć; on ją wspierał, zawsze jej wysłuchiwał, użyczał jej ramienia, gdy ogarniało ją zwątpienie i musiała się komuś wypłakać. Gdyby nie on, prawdopodobnie zamknęłaby się w sobie i zaprzestałaby wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym. Zawdzięczała mu tak wiele, a niejednokrotnie zastanawiała się, czy w ogóle na niego zasługiwała. Czy nie byłby szczęśliwszy bez niej. Czy nie traktowała go jako swojej drugiej szansy...

Luka nieustannie ją zaskakiwał w wymyślaniu sposobów na okazywanie jej uczuć. Nie tylko potrafił zagrać melodie, które grały w jej sercu, ale również zabierał ją w różne romantyczne, jak i ciekawe miejsca, uczył ją nowych rzeczy i pokazywał cuda tego świata. Chodzenie z nim przychodziło jej tak naturalnie, jakby robiła to od zawsze. 

A jednak... czasami tkwiła w niej nuta zwątpienia, czy to było właśnie to, czego chciała. Wiedziała, że Luka kochał ją, a ona kochała jego, lecz niekiedy miała wrażenie, że po prostu... wmawiała sobie to wszystko. Że były to jedynie podszepty jej umysłu, który w celu uniknięcia rozczarowań i bólu uporczywie starał się ukryć i zdusić jej prawdziwe pragnienia.

Te myśli w ciągu ostatnich tygodni przychodziły coraz rzadziej. Tak w zasadzie to... myślała, że zdołała je już całkowicie wyrzucić ze swojej głowy. Jednak kiedy Marinette leżała nocą w łóżku, czekając ze zniecierpliwieniem na sen, te znowu ją nawiedziły, choć na szczęście niedługo potem odpłynęła i nie musiała ponownie wszystkiego roztrząsać.

Dlatego teraz Marinette nie była zadowolona z faktu, że gdy myślała o swoim związku z Luką, poczuła coś... dziwnego. Owszem, ogarniała ją cała feeria pozytywnych emocji, takich jak wdzięczność, szczęście, czułość oraz miłość. Lecz oprócz tego było też coś zdradzieckiego i gorzkiego do przełknięcia niczym trucizna, a jednocześnie coś, czego nie potrafiła całkowicie się pozbyć...

Poczucia winy.

Miałaś o tym nie myśleć – skarciła siebie w duchu, wzdrygając się.

Niestety ciężko wyrzucić z głowy podszepty swojej podświadomości. Nieważne jak bardzo by się tego chciało. 

Z tego powodu Marinette wiedziała, że jeśli zamierzała spędzić przyjemnie ten dzień, musiała znaleźć sobie coś do roboty. Podeszła do okna i wyjrzała przez nie, by podziwiać Paryż o poranku. Była połowa września i letnie słońce wciąż ogrzewało zatłoczone ulice miasta. Część promieni wpadało do jej pokoju, ujawniając wirujące w powietrzu drobinki kurzu.

Marinette westchnęła i odwróciła spojrzenie od widoku za szybą, lustrując swój pokój w poszukiwaniu potencjalnego zabójcy czasu. Jej oczy zatrzymały się dłużej na wielkiej drewnianej skrzyni stojącej w rogu pomieszczenia. Zalegała na niej cała sterta różnych materiałów, które zamierzała wykorzystać do uszycia swoich kilku najnowszych projektów. Przeniosła je ostrożnie na szezlong, aby ich nie zniszczyć. Musiała je uporządkować, ale przez natłok obowiązków ciągle o tym zapominała. 

Może zrobi to dziś po szkole? Tak dla oczyszczenia myśli.

Dziewczyna uklękła przez skrzynią i delikatnie uniosła jej wieko. Rozgarnęła znajdujące się w środku przedmioty, żeby sięgnąć po leżące na dnie dziwne czerwone pudełko o owalnym kształcie w duże czarne kropki.

Było to szkatułka z miraculami.

Trzymała ją tu od pamiętnego dnia, kiedy Mistrz Fu stracił swoją pamięć i przekazał jej funkcję strażnika. Raz na jakiś czas musiała korzystać z mocy innych kwami, jednak zachowywała znacznie większą ostrożność i nie dawała nikomu dwa razy tego samego miraculum. Nie chciała ryzykować, że Władca Ciem odkryje czyjąkolwiek tożsamość. Starała się zadośćuczynić swoje błędy z przeszłości. 

Funkcja strażnika początkowo ją przerażała, ponieważ ciążyła na niej ogromna odpowiedzialność, jednak przez te dwa miesiące wypełniała swoje obowiązki najlepiej jak potrafiła. Dotychczas uważała, że sobie dobrze radziła.

Aż do sobotniej nocy, kiedy Władca Ciem uświadomił jej, jak bardzo się myliła.

Marinette zacisnęła zęby i szybko schowała szkatułkę, ukrywając ją z powrotem na dnie skrzyni, którą następnie przykryła wszystkimi dostępnymi materiałami. Miała zająć myśli czymś innym, lecz dotychczas nie bardzo jej to wychodziło. Zaczęła więc chodzić w kółko po pokoju.

Myśl pozytywnie. Nie jesteś z tym sama – przypomniała sobie słowa Tikki z wczorajszej rozmowy.

Wzięła kilka głębszych wdechów, po czym uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Patrzyła na nie dłuższą chwilę, kiedy ciszę w pomieszczeniu przerwał hałaśliwy dźwięk budzika, którego oczywiście musiała zapomnieć wyłączyć. Krzywiąc się, podbiegła szybko do wyjącego urządzenia,. Gdy je uciszyła, usłyszała zaspany głosik swojej kwami:

- Marinette?

- Jestem na dole, Tikki!

- Zaskakujesz mnie – przyznała z podziwem czerwona istotka,  prędko podlatując do dziewczyny. – Obudziłaś się sama i to przed budzikiem!

- Cóż, czasami cuda się zdarzają, nieprawdaż? – zaśmiała się rozbawiona nastolatka na widok wciąż wyraźnego zdziwienia na twarzy Tikki. – Chodź, idziemy na dół!

Kwami bez zbędnych pytań wleciało do otwartej torebki swojej właścicielki. Marinette wciąż z delikatnym uśmiechem na ustach wzięła do ręki spakowany tornister i udała się do kuchni.

Na blacie czekało na nią już lekko wystygnięte śniadanie, jednak i tak zjadła je ze smakiem. Tata Marinette potrafił czynić cuda w kuchni. Na ozdobnym talerzyku leżały wypieki, które zostały po poprzednim dniu, dlatego nastolatka chwyciła dwa croissanty na drugie śniadanie i kilka ciasteczek z czekoladą dla Tikki. Zerknęła przelotnie na zegarek i upewniwszy się, że zostało jej jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji, na spokojnie umyła zęby, a następnie wyszła z mieszkania, zamykając drzwi na klucz.

Kiedy znalazła się w piekarni, poczuła unoszący się zewsząd zapach świeżych wypieków.

- Dzień dobry, mamo! Dzień dobry, tato!

- Witaj, córciu!

Dała rodzicom po buziaku na pożegnanie i opuściła piekarnię, słysząc dźwięk dzwoneczka przy zamykaniu drzwi. Na zewnątrz niespodziewanie stanęła twarzą w twarz z wysokim, przystojnym nastolatkiem, który trzymał na plecach gitarę. Stał oparty o swój rower i patrzył ciepło na stojącą przed nim dziewczynę.

- Luka! – Marinette z uśmiechem przytuliła się do swojego chłopaka i pocałowała go szybko w usta. – Co ty tutaj robisz?

Bardzo się ucieszyła, że mogła go zobaczyć przed szkołą. On na pewno sprawi, że zapomni o przykrych sprawach na jakiś czas.

- Dostarczałem zamówienia w okolicy i postanowiłem, że wpadnę zobaczyć, co u mojej muzy – odparł, wzruszając ramionami. – Myślałem, że zobaczę tylko kurz, ale jak widać dzisiaj nie musisz gnać do szkoły na złamanie karku. Jestem z ciebie dumny.

Marinette zarumieniła się na te słowa. Luka delikatnie wziął ją za rękę i zaczął ją prowadzić w stronę przejścia dla pieszych.

- C-co ty robisz? – zapytała zdumiona nastolatka.

- Odprowadzam cię, nie widać?

- A twój rower? I praca?

- Mogę sobie zrobić chwilę przerwy. Rowerem się nie przejmuj, przyczepiłem go do słupa. Poza tym... twoje samopoczucie i bezpieczeństwo są dla mnie teraz najważniejsze.

Marinette rozluźniła się. Chodzenie z Luką przynosiło niezwykłe ukojenie jej duszy. Przy nim nigdy nie musiała udawać kogoś, kim nie była; niezależnie od jej nastroju trwał przy niej.

A jednak kiedy tak trzymała go za rękę, znowu poczuła to dziwne uczucie...

Próbując wyrzucić je z głowy, nastolatka wtuliła się w ramię chłopaka, kierowana silną potrzebą jego bliskości. Ten odwzajemnił jej uścisk, kładąc brodę na jej głowie, gdy czekali na zielone światło.

Przeszli przez jezdnię, a potem stanęli przed szerokimi schodami prowadzącymi do szkoły Marinette. Dziewczyna dała Luce kolejnego buziaka i już miała go puścić, lecz on chwycił ją za obie ręce i popatrzył na nią zatroskanym wzrokiem.

- Mówiłaś, że czujesz się już lepiej i zresztą nie wyglądasz na chorą, ale chciałbym, żebyś zachowywała się dzisiaj ostrożnie. Staraj się unikać przeciągów, najlepiej nie zdejmuj tego ślicznego swetra i nie przemęczaj się zbytnio. Gorączka może powrócić i nie chciałbym, żebyś...

- Luka, spokojnie, umiem o siebie zadbać.

- Wiem, ale i tak... się martwię. Od niedzieli mam wrażenie, że... że coś się stało. Coś, o czym mi nie powiedziałaś. – Marinette zamarła w duchu na te słowa. –To tylko takie przeczucie i może się mylę, ale jeśli chciałabyś o tym pogadać, to...

- Jesteś tu, by mnie wysłuchać – dokończyła za niego.

Dziewczyna nie chciała oszukiwać Luki. Wiedziała, że miał szczere intencje i po prostu chciał jej pomóc... jak zwykle. Niemal krzyczała na siebie w duchu za to, że musiała skłamać. Bagatelizowanie sprawy nic by nie dało, bo jej chłopak był zbyt dobrym obserwatorem, by tak to zostawić. Dlatego musiała... wymyślić wiarygodne kłamstwo. A właściwie powtórzyć to, co poprzedniego wieczora wcisnęła dociekliwej Alyi.

Wzięła głęboki wdech, po czym zaczęła:

- Prawdę powiedziawszy, to masz rację. W sobotę przyśnił mi się... okropny sen. Taki z gatunku najgorszych koszmarów w twoim życiu, które potem rozpamiętujesz latami. – Marinette wcale nie musiała udawać, że głos jej się trząsł na wspomnienie sobotniej nocy. W końcu wydarzenia, które miały wtedy miejsce, można porównać do koszmaru. – Obudziłam się wtedy cała zlana potem i... podeszłam do okna, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Niestety nie przewidziałam, że wrześniowe noce są już dość chłodne i że... że mnie przewieje. – Zażenowana swoją wymówką, dziewczyna spuściła wzrok na ziemię, czując rumieńce na twarzy. – I od tamtego czasu nie mogę przestać myśleć o tym śnie... i nie ukrywam, było mi głupio przyznać się, dlaczego... dlaczego zachorowałam – zakończyła kulawo.

Luka nic nie powiedział i zamiast tego jedynie przyciągnął do siebie Marinette, która nieświadomie zaczęła drżeć. Czuła się winna, okłamując swojego chłopaka, nadal bała się konsekwencji swoich decyzji... i to wszystko skumulowało się w niej. Modliła się w duchu, by się nie rozpłakać.

Bała się, że mogłaby nigdy nie przestać.

Wiedziała, że Luka trwałby przy niej tak długo, jakby tego potrzebowała, jednak nie chciała go martwić jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Przez konieczność pocieszania jej na każdym kroku niedługo dorobiłby się siwych włosów. 

Ale mimo tego, że nienawidziła mieć przed nim sekretów, było zbyt wiele rzeczy, których nie mogła mu powiedzieć...

Ta jedna myśl sprawiła, że jakimś cudem udało jej się powstrzymać łzy, nim te zdążyły zmaterializować się w kącikach jej oczu. Nie chcąc robić sceny tuż przed budynkiem szkoły, gdzie każdy mógł ich zobaczyć (zwłaszcza zawsze wścibska i bezlitośnie dążąca do poznania prawdy Alya), zdusiła w sobie resztki negatywnych emocji i odsunęła się od Luki, uśmiechając się delikatnie, by mu pokazać, że już czuła się lepiej.

- Och, Marinette... przecież wiesz, że bym cię nigdy nie wyśmiał z takiego powodu. Mogłaś mi od razu powiedzieć, zaoszczędzając mi sporo czasu na wszelkie domysły i zamartwianie się o ciebie.

- Wiem, ale było mi głupio i wstyd...

- Jeśli coś tak mocno zajmuje twój umysł, to wcale nie jest głupie. Przy mnie nie musisz się wstydzić, kochana. – Serce Marinette stopniało z miłości na te słowa. – Mógłbym cię odebrać po szkole, żebyśmy porozmawiali o tym... jeśli chcesz, oczywiście.

Skinęła głową, nagle podekscytowana wizją przyjemnie spędzonego popołudnia u boku swojego chłopaka.

- Jesteś kochany, Luka – wyznała szczerze. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

Patrzyli sobie w oczy, dopóki nie usłyszeli dzwonka oznajmiającego początek zajęć.

- Wygląda na to, że nawet wcześniejsze wyjście z domu nie uchroni cię przed spóźnieniem – zaśmiał się Luka.

- Cóż, gdyby ktoś mnie nie rozproszył, już pewnie dawno siedziałabym teraz w ławce!

- Zawsze do usług.

Nastolatka przewróciła oczami z udawaną irytacją, lecz na jej twarzy błądził nieudolnie powstrzymywany uśmieszek.

- Niestety, ale muszę lecieć. Może jeszcze zdążę przed wejściem pani Bustier...

- W takim razie powodzenia, Marinette. I proszę cię, uważaj na siebie.

Chłopak złożył szybki pocałunek na czole dziewczyny, przez co ta ponownie się zarumieniła aż po czubek nosa. Luka zachichotał i puścił do niej oczko, kiedy ta zażenowana odwróciła się i pędem pobiegła do swojej klasy.

Tego dnia naprawdę miała dużo szczęścia, ponieważ kiedy weszła do sali, nauczycielki jeszcze nie było. Zajęła swoje miejsce obok Alyi przy dźwięku głośnych rozmów. Odetchnęła z ulgą i wyciągnęła książki, wciąż rozmyślając o swoim chłopaku i jego pocałunku.


Witajcie, croissanciki wy moje kochane <3

Kilka dni temu to ff dotarło już do dwustu wyświetleń! Dwustu! Jestem wam baaardzo wdzięczna. Chciałabym się wam jakoś odwdzięczyć, ale niestety moja wena sobie poszła na spacer w tym tygodniu i ze względu na obecną sytuację na świecie nie mogłam za nią pójść, także na razie nici z niespodzianki :(

Menda jedna.

Nie martwcie się, następny rozdzialik pojawi się w przyszłym tygodniu, można powiedzieć, że już na was czeka! Oczywiście po tym, jak przejdzie przez kontrolę jeszcze jakieś... bo ja wiem... pewnie ze sto razy. Mam nadzieję, że poczekacie i nie uciekniecie :D

Nie przeciągając, życzę wam wszystkiego dobrego bez okazji, ponieważ każdy dzień jest dobry, by to zrobić!

A no i jeszcze poproszę o jakieś gwiazdeczki - oczywiście jeśli się wam spodobało - bo to mnie raduje i komentarze, bo naprawdę lubię je czytać :P

Bywajcie i do następnego :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top