Rozdział 10: Pod osłoną nocy
Dwoje super bohaterów Paryża siedziało na swoim ulubionym miejscu na dachu starej kamienicy, z której rozpościerał się przepiękny widok na rozświetloną mnóstwem świateł Wieżę Eiffla. Siedzieli w ciszy, wsłuchując się w odgłosy miasta, próbując złapać oddech po szaleńczej gonitwie, którą postanowili sobie urządzić w ramach rozrywki kilkanaście minut wcześniej. Wyścig skończył się remisem, co nie zadowalało w pełni żadnej ze stron, lecz nikt nie miał siły ani ochoty na rewanż.
Czarny Kot początkowo zamierzał zostawić sprawę dziwnego zachowania Biedronki na początku ich spotkania, lecz podczas wspólnej gonitwy cały czas uważnie ją obserwował. Miał wrażenie, że jej propozycja wyścigu miała na celu jedynie zmylić jego czujność, co odniosło wręcz odwrotny skutek – bohater już wiedział, iż coś było na rzeczy, tylko nadal nie domyślał się, co się mogło stać, że zachowywała się tak dziwnie.
Czuł, że miał teraz ostatnią szansę na to, by się dowiedzieć.
Długo się zastanawiał nad tym, co może powiedzieć, lecz żadne słowa nie wydawały mu się właściwe, co dla niego samego było dosyć dziwnym zjawiskiem, ponieważ zazwyczaj nie miał problemów ze swobodnym wyrażaniem własnych myśli. W końcu przełknął głośno ślinę i spojrzał w stronę Biedronki, by zauważyć, jak ta gwałtownie odwraca głowę w drugą stronę, co go niezwykle zaintrygowało. Dlaczego miałaby unikać jego wzroku?
- Coś się stało? – zapytał w końcu.
- Nie – odpowiedziała prędko. Jak na jego gust zbyt szybko, by brzmiało to normalnie, jakby zbywała go, byle nie zadawał żadnych pytań.
Tylko że tym sposobem osiągnęła coś całkowicie innego. Zaintrygowała go jeszcze bardziej.
- Biedronko, czy możemy porozmawiać?
Bohaterka popatrzyła na niego niepewnie, jakby bała się tego, że w końcu ją o to zapyta. Poważny ton jego głosu jedynie utwierdzał ją w przekonaniu, iż jej ostrożne zachowanie podczas dzisiejszego patrolu nie umknęło jego uwadze i teraz będzie naciskać, by powiedziała mu prawdę.
Tylko co niby miała mu powiedzieć? Ponownie znalazła się w sytuacji, kiedy chciała móc wyznać mu wszystko... wyrzucić z siebie ciężar prawd ciążących w jej sercu, sprawiających, że gubiła się w swoich własnych uczuciach... ale wiedziała, że nie powinna. Władca Ciem wyraził się jasno. Nikomu ani słowa. I nie chodziło tu tylko o to, że była przez niego szantażowana. Po prostu zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby powiedziałaby Kotu o wszystkim, ten mógłby poczuć się równie rozdarty i oszukany jak ona. Nie chciała tego. W końcu zdecydowała się wypowiedzieć to życzenie dla niego, po to, by był wreszcie szczęśliwy. I nie zamierzała teraz tego burzyć tylko dlatego, że sama przeżywała burzę w swoim sercu.
- A jest o czym? – odparła, głośno wzdychając.
- Ty mi to powiedz.
Czarny Kot zmienił pozycję w taki sposób, żeby siedzieć z twarzą zwróconą w kierunku swojej towarzyszki. Jedną nogę zgiął w kolanie, a druga zwisała mu z krawędzi dachu. Bohater przygotowywał się mentalnie na to, że będzie musiał użyć całych pokładów swojego uroku osobistego i mnóstwa cierpliwości, by cokolwiek wyciągnąć z siedzącej przed nim dziewczyny. Wiedział, jak bardzo potrafiła być uparta, lecz chciał jej pomóc.
- Szczerze powiedziawszy – zaczęła niepewnie. – To sama nie wiem, czy jest o czym mówić. To trochę za bardzo skomplikowane i... zbyt mocno związane bezpośrednio z moim prywatnym życiem.
- No dobrze – odrzekł powoli Czarny Kot, zastanawiając się, jak zachęcić ją do tego, by jednak wyrzuciła z siebie to, co ją dręczyło. – Ale może jest coś, o czym możesz mi wspomnieć... choćby ogólnikowo.
Biedronka zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Nie poganiał jej, wiedząc, że starała się znaleźć odpowiednie słowa. Dobrze, że przynajmniej nie zamykała się w sobie ani nie odmawiała przyjęcia jego pomocy.
Bardzo się cieszył, że darzyła go takim zaufaniem.
- Widzisz... ostatnio sporo się w moim życiu zmieniło. Nie dość, że dowiedziałam się czegoś o pewnej bardzo ważnej dla mnie osobie, to jeszcze moim bliskim stała się krzywda. Nie mogę ci powiedzieć szczegółów, bo mogłoby cię to naprowadzić na to, kim jestem pod maską...
Po wypowiedzeniu tych słów Biedronka zacięła się. Kiedyś wydawało jej się to naturalne i w pełni uzasadnione, że nie powinni znać swoich tożsamości, nie tylko ze względu na to, że Mistrz Fu wyraźnie im tego zabraniał pod groźbą odebrania im ich miraculów, ale też dlatego, iż tak nakazywał zdrowy rozsądek. Teraz, gdy sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej – odkąd Biedronka została nową strażniczką, a także od czasu poznania przez nią tożsamości jej partnera, stało się jasne, że może nie do końca było to słuszne. Gdyby wcześniej znali swoje tożsamości, ich serca nie zostałyby tak paskudnie zranione...
Chociaż z drugiej strony skąd mogła mieć pewność, że wtedy by zostali parą? Może jakieś inne wydarzenia doprowadziłyby ich do tego, iż nie byliby ze sobą. W końcu jaką miała gwarancję, że Adrien pokochałby zwykłą, niezdarną Marinette, nawet z wiedzą, że potrafiła czasem zrobić coś prawidłowo jako Biedronka? W końcu pewnie i tak doszedłby do wniosku, że do siebie nie pasowali i że nie powinni być razem...
Albo mogło być jeszcze inaczej – Adrien po poznaniu jej prawdziwej tożsamości mógłby stwierdzić, że Biedronka wcale nie była tak niezwykła i jego miłość do niej by wyparowała. Zapewne prędzej czy później złączyłby się z Kagami...
A Marinette tak czy inaczej skończyłaby z Luką, najcudowniejszym i najwspanialszym chłopakiem, jakiego można sobie wyobrazić...
Tylko skoro tak bardzo kochała niebieskowłosego gitarzystę, dlaczego ciągle wracała myślami do tego, co było kiedyś? Po co rozdrapywać stare rany, skoro już w dużej mierze się zagoiły? Może była po prostu masochistką... a może zwyczajnie za dużo myślała.
Powinna przestać.
Czarny Kot zauważył, że jego przyjaciółka ponownie została wciągnięta w wir własnych przemyśleń, co nie do końca go cieszyło. Powiedziała mu naprawdę niewiele i wyglądało na to, że prawdopodobnie nie zamierzała się już odezwać. To on powinien teraz przejąć inicjatywę, podpytać o coś, rzucić jakimś żarcikiem na poprawienie humoru...
- A co u ciebie słychać? – zapytała go niespodziewanie dziewczyna, patrząc na niego z uśmiechem, zupełnie tak, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło, a ona nie przyznała się głośno do tego, że coś złego się działo w jej życiu.
Postanowiła zmienić temat. Cwaniara z niej, myślała, że Czarny Kot tak łatwo zapomni.
Chociaż z drugiej strony... i tak planował się z nią podzielić tą wesołą nowiną prędzej czy później... czemu więc nie teraz?
- Nie myśl sobie, że nie wrócimy potem do ciebie – ostrzegł ją chłopak. – Ale dobrze, niech ci będzie, najpierw ja. U mnie też wydarzyło się coś, co całkowicie odmieniło moje dotychczasowe życie... tylko że w pozytywnym tego słowa znaczeniu. – Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na samą myśl o tym. Wciąż nie potrafił otrząsnąć się z szoku i zrozumieć, jak to możliwe, że zasłużył na takie szczęście. – W tym tygodniu... osoba, która znaczyła dla mnie bardzo wiele... powróciła. Też nie powinienem ci wyjawiać jakichś większych szczegółów, lecz powiem ci, że nigdy nie przypuszczałem, iż jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę... to naprawdę niezwykły dar od losu.
Biedronka kątem oka cały czas przypatrywała się swojemu partnerowi, gdy opowiadał jej o powrocie swojej mamy. Ona oczywiście znała więcej szczegółów niż przypuszczał, lecz milczała w tej kwestii z oczywistych względów. Tak jak on nie potrafiła powstrzymać szczerego uśmiechu, który zawitał na jej twarzy na myśl o tym, jak bardzo wydawał się być teraz szczęśliwy. Jeszcze chyba nigdy nie widziała go tak w pełni rozpromienionego i przepełnionego najczystszą formą radości, jaką może odczuwać człowiek. Już samo to sprawiało, że mimo wielu nieszczęść, które ją teraz spotykały, cieszyła się z wypowiedzenia życzenia.
I dlatego tym bardziej nie chciała mu tego psuć. Jakie miała do tego prawo? Nie powinna mu mówić o swoich problemach, nie potrzebował tego... nie teraz, gdy był taki szczęśliwy.
- Eee... Biedronko, co ty robisz?
Dopiero na te słowa swojego zdezorientowanego partnera zdała sobie sprawę z tego, co robiła. A w zasadzie z tego, co robiło jej ciało, bo ona nie pamiętała, żeby planowała coś takiego...
Siedziała teraz o wiele bliżej Czarnego Kota niż pamiętała. Przyjęła taką samą pozycję jak on, w taki sposób, że ich zgięte kolana się stykały. Jedną ręką rysowała kółka na jego nodze, a drugą położyła na stopie chłopaka. Bawiła się tak przez kilka sekund, zanim zrozumiała, że powinna przestać, bo atmosfera między nimi się zmieniła na nieco niezręczną.
Nawet bardzo niezręczną, zdała sobie sprawę, kiedy podniosła wzrok i zobaczyła, że ich twarze dzieliło ledwie kilka centymetrów. Gdy ich źrenice się spotkały, oboje zamarli. Siedzieli nieruchomo przez jakiś czas, jakby bojąc się cokolwiek zrobić. Ich oddechy mieszały się ze sobą, serca biły przyśpieszonym rytmem z powodu niewielkiej odległości pomiędzy nimi.
Biedronka jako pierwsza się otrząsnęła. Szybko zabrała swoje ręce i odsunęła się, czując, jak rumieni się ze wstydu. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami, marząc, aby zapaść się pod ziemię.
Nie miała pojęcia, jak to się stało... znaczy tak naprawdę to przecież do niczego nie doszło, ale sam fakt, iż byli tak blisko... a jej serce tak bardzo przyspieszyło... wprawiał ją w dyskomfort. Co to miało znaczyć? Nie rozumiała, jak mogła tak całkowicie stracić kontrolę nad swoim ciałem, że nie miała pojęcia, co ono robiło. Pierwszy raz w życiu doświadczyła czegoś takiego i nie wiedziała, co ma o tym myśleć.
Czarny Kot wciąż siedział w takiej samej pozycji, jakby bał się poruszyć. Nie dziwiła mu się, zachowała się jak ostatnia idiotka. Pewnie zaraz wstanie i pójdzie, byle jak najdalej od niej... kto by chciał znać taką histeryczkę jak ona...
Kiedy zamazał jej się wzrok, a po policzkach spłynęły świeże łzy, Biedronka odwróciła spojrzenie od swojego partnera. Nie chciała, by widział ją w takim stanie, a zwłaszcza po tym, co przed chwilą odstawiła. Już miała zacząć się podnosić, byle jak najszybciej opuścić to miejsce, kiedy Czarny Kot położył rękę na jej ramieniu, powstrzymując ją przed wstaniem.
- Biedronko, możesz mi wreszcie powiedzieć, co dokładnie cię dręczy?
Biedronko. Nie Kropeczko. Nie moja pani. Po prostu Biedronko.
Dziewczyna nie wiedziała, czemu tak bardzo ją to zabolało. Przecież już dawno Czarny Kot przestał tak do niej mówić, nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że oboje mieli swoje drugie połówki i o tym wiedzieli. A jednak teraz... gdy Biedronka analizowała wszystko po raz tysięczny w swojej głowie, zrobiło jej się przykro. To jedno słowo, jeden zwrot, sprawiło, że poczuła bolesne ukłucie w sercu, a jej ramiona opadły z nagłego przygnębienia.
Czarny Kot już jej nie kochał. Naprawdę ruszył dalej. Byli najlepszymi przyjaciółmi, prawda? Nikim więcej. To Kagami teraz zajmowała to szczególne miejsce w jego sercu. Nie Biedronka. Nie Marinette. Kagami.
Dziewczyna nie miała pojęcia, co się z nią w tamtej chwili działo. Po prostu nagle ta jedna informacja rozbrzmiała echem w jej głowie i poruszyła jakąś wrażliwą strunę w jej duszy. Dlaczego tak się czuła? Dlaczego tak bardzo wszystko przeżywała, analizowała i brała do siebie? Dlaczego? Dlaczego?!
Czarny Kot nie bardzo wiedział, jak się zachować. Skąd miał wiedzieć, jak pomóc siedzącej obok niego partnerce, która wyglądała tak, jakby właśnie rozpadała się przed nim na kawałki? Mimo tego, że próbowała to ukryć, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż płakała. Na początku jedynie wilgoć na policzkach na to wskazywała, lecz potem ciche łzy przemieniły się w drżenie całego ciała i Biedronka nie wytrzymała, dając się porwać fali porażających szlochów. Bohater sam czuł się tak, jakby serce miało mu pęknąć na ten widok. Co mogło doprowadzić tę silną dziewczynę do tak okropnego stanu?
- Hej – powiedział łagodnie. – Nie musisz mi nic mówić, okej? Ale może gdybyś choć trochę się przede mną otworzyła, to poczułabyś się lepiej... Halo, Biedrona, słyszysz ty mnie? – Dziewczyna jednak zdawała się w ogóle nie reagować na jego pocieszające słowa. – Kropeczko, będzie dobrze, nie martw się...
I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Czarny Kot zaobserwował, jak bohaterka stopniowo zaczęła się uspokajać. Jej oddech się wyrównał, a ciało przestało się trząść. Żaden dźwięk nie opuścił jej gardła, gdy wreszcie odważyła się unieść delikatnie głowę, by popatrzeć przed siebie i napotkać skonsternowany wzrok swojego partnera.
Czy on właśnie nazwał ją... Kropeczką?
Kiedyś nie znosiła tego przezwiska. Zawsze strofowała Czarnego Kota za nazywanie jej tak. Jednak po całych dwóch miesiącach bez flirciarskiej strony swojego partnera... zdała sobie sprawę, że... brakowało jej tego. Tęskniła za tym tak mocno, że gdy teraz wypowiedział to jedno słowo, poczuła się tak, jakby ktoś odegnał wszystkie jej troski daleko...
Poczuła się szczęśliwa.
Jedno słowo, a zmieniło tak wiele, wszczynając kolejną bitwę w sercu dziewczyny... Bała się to roztrząsać, nie wiedziała, co myśleć ani czuć. Musiała stąd uciec. Teraz, zaraz. Jak najszybciej.
Przełknęła głośno ślinę, po czym powoli wstała, unikając spojrzenia wciąż zdezorientowanego jej wahaniem nastrojów bohatera. Wstydziła się swojego zachowania, lecz nie potrafiła się zdobyć na to, by wyjaśnić mu coś więcej niż to, co już mu powiedziała. I mimo tego, że marzyła o tym, aby móc mu powiedzieć całą prawdę, nie ufała sobie wystarczająco mocno, by wierzyć, że nie wyjawiłaby przy tym, czegoś, czego nie powinna.
- Wybacz, Czarny Kocie, to po prostu wynik zmęczenia – westchnęła, czując się zażenowana tym wszystkim. – Obiecuję, że pojawię się na następnym patrolu, ale teraz powinnam się już zbierać. Sfruwam!
I nim bohater zdążył zebrał swoje myśli, kropkowana bohaterka już była poza jego zasięgiem.
Czarny Kot patrzył przed siebie, wciąż zbyt zszokowany, by cokolwiek zrobić, choćby się poruszyć. Gdyby ktoś spytał go, jak wyobrażał sobie ten wieczór, odpowiedziałby, że na pewno nie tak.
Coś musiało się stać... tylko że nie miał pojęcia co. Już dawno temu przestał postrzegać Biedronkę jako kogoś więcej niż partnerkę i dobrą przyjaciółkę, ale teraz... poczuł znajomą falę uczuć, gdy pomyślał o niej i jej niecodziennym zachowaniu. Wyglądało na to, że... że w jej życiu wydarzyło się coś, co ją przerastało. Nie żeby nie widział jej wcześniej smutnej czy załamanej, ale nigdy, przenigdy nie wyglądała na tak niepewną i zagubioną. Zupełnie jakby coś ją złamało. A Biedronka nikomu nie pozwalało na to, by ktoś przejmował kontrolę nad jej życiem. Kiedyś mu o tym sama powiedziała, że to był jeden z jej największym lęków. Stracić kontrolę.
I wyglądało na to, że to właśnie się teraz działo. Kontrola wymykała się z jej rąk i nie radziła z tym sobie najlepiej. Chociaż on wierzył, że prędzej czy później uda jej się ją odzyskać. W końcu to Biedronka. Zawsze znajdowała wyjście z sytuacji i wątpił, by w jej codziennym życiu było inaczej. Nawet jeśli teraz wydawało jej się, że sobie nie poradzi, on wiedział, że było inaczej.
Szkoda, że nie powiedział jej tego wtedy, gdy miał ku temu okazję.
Trudno, będzie musiał poczekać do następnego patrolu. Przynajmniej teraz był pewny, że się na nim pojawi. Chciał, by wiedziała, że może na niego liczyć.
Zawsze chodziło o to, by mogła na niego liczyć.
***
Biedronka pędziła do łodzi Luki, byle jak najszybciej uciec od swojego partnera. Nie miała pojęcia, dlaczego konfrontacja z nim tak bardzo nią wstrząsnęła, ale po prostu czuła, że nie potrafi przebywać w jego obecności dłużej niż to konieczne. Bała się, że mogłaby powiedzieć o jedno słowo za dużo. Nie chciała go ranić swoim zachowaniem, ale zostając z nim, upokorzyłaby się jeszcze bardziej. Czuła się zażenowana tym, co zrobiła. Miała wrażenie, jakby bawiła się jego uczuciami... w końcu z jakiego innego powodu nazwałby ją Kropeczką? Przecież już jej nie kochał, ale nawet to nie zmieniało faktu, że to jedno słowo mogło przywołać u niego przykre wspomnienia o odtrącaniu go z jej strony. A ona go na to bezmyślnie naraziła...
Poza tym dręczyły ją przeogromne wyrzuty sumienia. Jak mogła robić takie rzeczy, będąc w związku z Luką? Brzydziła się sobą. Może i umysł podpowiadał jej, że tak naprawdę nie zrobiła nic złego, ale w głębi serca czuła, że zachowała się nie w porządku względem Luki. Po co myślała o chłopaku, do którego uczucia już dawno porzuciła za sobą, będąc w związku z innym? To nie było normalne i Biedronka dobrze o tym wiedziała.
Gdy udało jej się zręcznie przejść przez okrągłe okno łazienki, przemieniła się z powrotem w Marinette. Nie wyrzekła ani jednego słowa do swojej kwami, czując, że nie zniesie reprymendy z jej strony. Chociaż z drugiej strony Tikki była zbyt miła i pobłażliwa dla swojej właścicielki, by ją upomnieć w jej obecnym stanie ducha...
- Marinette, cokolwiek ci teraz chodzi po głowie, nie jest prawdą. Przestań – skarciła dziewczynę mała istotka, widząc głębokie wyrzuty sumienia malujące się na jej twarzy.
- Potrafisz czytać mi w myślach? – spytała nastolatka rozbawionym tonem, jednak jej ton nie wskazywał na to, by było jej do śmiechu.
- Nie, ale zbyt dobrze ciebie znam, żeby nie wiedzieć, że już wszystko analizujesz, zapewne zwalając winę za wszystkie nieszczęścia tego świata na siebie.
- Nie potrafię inaczej, Tikki – westchnęła Marinette, rozpuszczając włosy i kładąc czerwone gumki na półce pod lustrem. – Czy mogłabyś na razie wyjść, żebym mogła się wykąpać?
Dziewczyna wiedziała, że skoro dotychczas nikt nie dobijał się do drzwi, musiało to oznaczać, iż nikt nie odkrył jej nieobecności ani małej nocnej wędrówki. Czuła z tego powodu niesamowitą ulgę.
Kiedy tylko Tikki zniknęła, rozebrała się i odkręciła kurek, pozwalając ciepłej cieczy wypełnić część wanny. Nie lubiła brać długich kąpieli w trosce o rachunki i ochronę środowiska, ale tym razem napuściła trochę więcej wody niż zazwyczaj. Momentalnie zrobiło jej się duszno, gdy poczuła powiew gorącej pary na twarzy, ale nie przejęła się tym. Gdy tylko weszła do wanny i usadowiła się w niej wygodnie, stres i troski wreszcie opuściły jej spięte ciało, co przyjęła z wdzięcznością.
Uśmiechnęła się pod nosem, pozwalając ponieść się fali odprężenia.
Witajcie, moje cierpliwe croissanciki!
Przepraszam was, że tak długo nie było rozdziału (wow, ponad tydzień, ty zbrodniarko), ale miałam maturę i cóż, kosztowało mnie to tyle nerwów (jak się potem okazało, niepotrzebnych, ale ja muszę podramatyzować), że nie potrafiłam się zdobyć na napisanie czegokolwiek. Mam nadzieję, że rozumiecie. Tak właściwie to mam jeszcze dwie matury do napisania, ale dopiero za tydzień, więc teraz udało mi się znaleźć chwilę na dokończenie tego rozdziału, lecz niestety nie wiem, jak będzie z kolejnym. Postaram się jak najszybciej, ale nic nie obiecuję :/
Rozdział dawno wyczekiwany przeze mnie, bo wreszcie mamy scenę mojego ukochanego shipu, czyli Ladynoir <3. Co prawda wyszło to inaczej niż miałam w rozpisce i nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale cóż, widocznie taka była wola nieba, a z nią się zawsze zgadzać trzeba, jak to mówił Rejent w Zemście Fredry... tak, to skutek matury, nie pytajcie i wybaczcie :D
Małe info: w trakcie tutejszej nieobecności zdecydowałam się rozpocząć publikację mojej drugiej pracy, oczywiście kolejnego ff z miraculum, na który was serdecznie zapraszam :D. Nosi tytuł Why don't you love me? i będzie mi miło jak wpadniecie ;)
Koniec na dzisiaj, panie i panowie, piszcie, co tam u was, komentujcie ile wlezie, możecie też dać gwiazdkę, by rozjaśnić moje nocne niebo ;P
Bywajcie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top