Magnus

Magnus nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wciąż do niego nie docierało, co się działo w nocy. Alec, jakieś jego obietnice, gadki o miłości... To bez sensu, to nie pasuje do Alexandra Gideona Lightwooda. Bane to doskonale wiedział.

Gdyby uczucia Aleca się wypaliły do niego, nie przychodziłby tu i nie płakał niczym małe dziecko. Nie całowałby go, to wbrew jemu. Coś było na rzeczy, Wielki Czarownik Brooklynu wiedział to, ale jeszcze nie wiedział co.

Do tego wszystkiego dochodziła sprawa z jego magią i ojcem. Trudno mu uwierzyć w to, że Asmodeusz przyszedł tu bezinteresownie oddać mu magię, nie zrobiłby tego nawet dla swojego syna, z którym się poniekąd nienawidzi. Mimo to jest mu wdzięczny za to, że odzyskał magię. Dzięki niej jest pełnym Magnusem Bane'm.

Fizycznie oczywiście. Psychicznie zdecydowanie jest z nim gorzej. Catarina próbuje mu wmówić, że powinienem się udać do psychiatry albo psychologa i to ma mu niby pomóc. Jego jedynym lekarstwem jest Alexander, i nic tego nie zmieni.

A na pewno nie jakiś przyziemny, któremu przecież nie powiem o tym, że jest podziemnym, jego ojcem jest władca Edomu, żyje więcej, niż można sobie wyobrazić, i zakochał się w chłopcu, który jest Nocnym Łowcą. W dodatku to on po kilkunastu tysięcy związkach złamał go na tyle, że nie umie się pozbierać i pomyśleć o, chociażby wyjściu do klubu, co robił przed jego poznaniem. Ten anioł zmienił wszystko, nic już nie będzie takie samo.

Mag sunął się po swoim mieszkaniu, gdzie myślał, że nie może ono aż tak przypominać o młodszym, patrząc na wzgląd, że kiedy wyszedł na spacer, wszystko mu o nim przypominało. Westchnął ciężko i usiadł w sypialni, patrząc na miejsce, na którym w nocy klęczał Alec.

Zmarszczył brwi, gdy obok komody zauważył małe pudełeczko, na którym wyryty był znak Lightwoodów. Alexandrowi musiało wypaść z kieszeni, kiedy leżał skulony bądź kiedy podskoczył pod wpływem głosu Magnusa.

Czarownik wziął ostrożnie pudełeczko w rękę i zaczął nim obracać. Nie zajrzał do środka, ale postanowił oddać je. Nie był w stanie zmierzyć się teraz twarzą w twarz z Alexandrem, tym bardziej pojawić się w instytucie. Tak więc, jedyne co mu zostało to wizyta u Maryse.

Wiedział, że ta wysłucha go i na pewno będzie mu wdzięczna za zwrot tego pudełka. Był niemal pewny, że Łowca ma je właśnie od niej. Może dowiedziałby się też, co jest w środku. Kojarzy je skądś, ale nie ma pojęcia skąd, tak jakby sam chciał wymazać sobie z pamięci to pudełeczko.

- Catarino, wychodzę. - oznajmił czarownicy, która siedziała u niego w kuchni.

- Jeśli na kolejny spacer, który ma ci o nim przypominać, to zapomnij o tym już teraz. - powiedziała ostro, patrząc jednak na Magnusa troskliwym spojrzeniem.

- Wychodzę do Maryse, mam coś, co do niej należy, a nie jest byle czym. - mruknął, czując się trochę nieswojo w obliczu tego, jak kobieta zachowywała się. Niczym jego matka.

- Dobrze. - westchnęła - Niech Ci będzie. Ale unikaj miejsc, które będą ci się z nim kojarzyć Magnusie.

- Po prostu użyje portalu, będzie najłatwiej. - westchnął cierpienniczo, bo cóż, chciał się przejść i powbijać sobie sztylety w serce wspomnieniami.

Catarina pokiwała głową, a Bane wyczarował kilkoma ruchami portal, przez który zaraz przeszedł, nie chcąc mieć chwili zawahania, którą ujrzałaby czarownica. To nie w jego stylu.

Kiedy dotarł na miejsce - do miejsca pobytu Maryse - jego oczy się lekko zaszkliły, ale nie przejął się tym. Miał do tego prawo, to tu w końcu rozstał się ze swoim ukochanym. Obrócił się za siebie, gdzie ujrzał kobietę, która wyglądała, jakby przed chwilą przeszła zawał serca.

- Na Anioła, to ty Magnusie. Wiesz, mógłbyś ostrzegać, że wpadniesz z wizytą. Można dostać zawału, jak nagle na środku pomieszczenia pojawia się portal, a ty jesteś pozbawiona run. - wzdycha, po chwili śmiejąc się.

- Tak, tak, wybacz Maryse. Po prostu gdybym wybrał spacer, Catarina męczyłaby mnie do końca życia, a ono, no cóż. Jeszcze trochę potrwa. - uśmiechnął się delikatnie do niej.

- Więc co cię tu sprowadza? Ostatni raz jak się widzieliśmy w Halloween, zarazem ty, jak i Alec mnie wystawiliście. - pokręciła głową.

- Co do tego... Alec przyszedł tu i ugh, głupio o tym mówić, ale zerwał ze mną. Przyszedł, zerwał i sobie poszedł, rozumiesz? A ja... Nie mogłem tu zostać, musisz mnie zrozumieć. - Bane z całych sił starał się, żeby jego głos nie zdradzał tego, jak bardzo jest zraniony i ma ochotę płakać.

- Ależ poczekaj, to nie ma żadnego sensu. Alec był u mnie dosłownie kilka dni wcześniej po pierścień Lightwoodów, to niemożliwe, żeby chciał ci się oświadczyć i zerwał z tobą. To nie Alec. - kobieta kręciła głową, dłoń trzymając na skroni.

- Może stwierdził, że kochał tę wersję mnie, gdzie jestem Wielkim Czarownikiem Brooklynu, mam magię i jestem kimś? A kiedy to straciłem, zrozumiał to. - zaśmiał się smutno, spuszczając wzrok na swoje buty.

- Nie, nie. To nie ta opcja. To było już po tym, jak odebrali ci tytuł i moc. Coś innego musi być na rzeczy...

- Ironicznie zrobił to przed tym, jak odzyskałem moc, rozumiesz Marysee? Okazuje się, że nie mogę mieć ich obu, kiedy mam moc - nie mam Alexandra. Kiedy znów mam Alexandra - nie mam mocy. - kręcił zrezygnowany głową, czując się bezsilnym. Stojąc tu tak i powstrzymując się od płaczu.

- Poczekaj... Jakim cudem odzyskałeś moc? Przecież to wręcz niemożliwe Magnusie. - była Nocna Łowczyni spojrzała na niego z przymrużonymi oczami.

- Asmodeusz - mój ojciec, pojawił się nagle i po gadce, że jestem jego synem i tak dalej oddał mi mo... Maryse, jesteś genialna! Cholera, wiedziałem, że nie oddał mi mocy bezinteresownie po tylu latach kłótni i nienawiści! - oznajmiał podniesionym głosem, a jego oczy na moment zapaliły się na intensywniejszy niż zawsze żółty odcień, jeszcze mocniej podkreślając jego kocie oczy.

- Chcesz mi powiedzieć, że Alec zawarł pakt o twoją moc z Asmodeuszem? Na Anioła, co ta miłość z wami zrobiła. Do cholery, nie wiem co zrobisz, ale musisz się pozbyć Asmodeusza, Magnusie. Natychmiast! - krzyknęła na koniec, popychając czarownika ku wyjściowi.

Mag wyrwał się jej, i jak najszybciej potrafił, wyczarował portal, przez który następnie przeszedł do swojego lokum.

Mógł się spodziewać, że znajdzie tam swojego ojca, on zawsze się pojawiał magicznie, kiedy wyczuwał, że czas na kłótnie ze swoim synem.

- Myślałeś, że się nie dowiem?! Zawarłeś z nim pakt o moją moc! A ja głupi uwierzyłem w twoje kłamstwa, dałem Ci się otumanić! - krzyczał na ojca, patrząc na niego swoimi, kocimi oczami.

- Cóż, sądziłem, że Ci to dłużej zajmie, i zdążysz mnie pokochać, czy coś takiego Magnusie. Nie ominiesz więzów krwi, choćbyś chciał. - mówił spokojnie, ze swoim wrednym uśmiechem.

- Zamknij się! - czarownik szybko sprawił, że za pomocą magii jego ojciec zaczął być duszony.

Drugą ręką, którą miał wolną, wyczarował portal. Uśmiechnął się zwycięsko i oznajmił pełnym jadu głosem:

- Wiesz, co się stanie, kiedy niedotleniony, w zasadzie ledwo żywy, dostaniesz się do portalu? Znikniesz w czerni, w pustce. Na zawsze. - po tych słowach wepchnął go przy użyciu czarów do portalu.

Zaraz potem krzycząc do Catariny (której nawet mogło już tam nie być), coś o pilnowaniu domu, wybiegł z mieszkania, tym razem na nogach kierując się w stronę instytutu.

Zapukał do ogromnych drzwi od budynku i przestępując z nogi na nogę, czekał niecierpliwie, aż ktoś mu otworzy. Modlił się, aby to była Izzy, albo jeszcze lepiej - Alexander. Wszyscy, byleby nie Jace, bo wtedy źle by się to skończyło.

Na całe jego szczęście, prośby zostały wysłuchane, i w drzwiach stanęła sama w sobie Izabella Lightwood. Zlustrowała Magnusa wzrokiem i spojrzała na niego pytająco.

- Proszę, powiedz mi, że Alexander jest. Mam kurewsko pilną sprawę z nim do załatwienia. - Bane praktycznie ją błagał, mówiąc to.

- Oh, tak, jest. Wczoraj wrócił, zaszył się u siebie w pokoju i nie wychodzi z niego. Macie ciche dni kolejny raz? - zapytała, unosząc jedną brew do góry.

- Nie, to coś gorszego. Alexander zrobił głupstwo, a ja je naprawiam. Wszystko wytłumaczę ci później. Na prawdę, kocham cię Izzy, ale musisz zaczekać! - wykrzyknął na koniec, biegnąc w stronę pokoju Aleca.

Magnus przystanął dopiero pod drzwiami Aleca, aby choć trochę unormować swój oddech i kołatanie serca.

Używając swojej magii, uniósł dłoń i przejechał nią przed jednym z drewnianych kwadratów w drzwiach. Spojrzał w to miejsce i spostrzegł, że faktycznie, młodszy jest u siebie w pokoju, tak jak mówiła Izabell.

Leżał na łóżku, najprawdopodobniej śpiąc. Czarownik westchnął ciężko i z powrotem przywołując wygląd kawałka drewna, odsunął się trochę od drzwi.

Zamknął oczy, wziął głęboki wdech i delikatnie zapukał, prawdopodobnie z przyzwyczajenia, kiedy zawsze tu tak wchodził, a następnie powoli wszedł do środka. Niepewnym krokiem podszedł do łóżka chłopaka, następnie obchodząc je i siadając na jego drugim brzegu.

Spojrzał na śpiącego chłopca i uśmiechnął się. Gdyby nie ślady łez na jego policzkach, powiedziałby, że to najładniejszy widok w jego życiu. Alec wyglądał tak spokojnie kiedy spał, tak, jakby nic go w życiu nie męczyło, nie miał żadnych trosk, co oczywiście było kłamstwem, bo miał ich nawet aż za dużo.

Ostrożnie, tak żeby nie obudzić młodszego, położył się na prawym boku. Uniósł lewą dłoń i przyłożył ją do jego policzka. Łowca wtulił się w nią, uśmiechając delikatnie, co spowodowało puchnięcie serca Magnusa.

Po chwili zamruczał cicho, niczym kot i zamrugał kilka razy powiekami, żeby wyostrzyć obraz. Spojrzał, robiąc małego zeza, na dłoń na swoim policzku i uśmiechnął się delikatnie.

- Weź tę łapę, chcę się przytulić. - wymruczał zachrypniętym głosem.

Magnus zaśmiał się cicho, jednak zabrał rękę, umożliwiając Alecowi wtulenie się w niego. Wbrew swojemu wzrostu, to on się wolał wtulać niczym małe dziecko. Poniekąd wciąż był młody i nim był.

- Po raz pierwszy od dawna spałem z dala od ciebie i już miałem koszmar. Uzależniasz Magnusie, wiesz? - oznajmił, z powrotem zamykając oczy i wdychając zapach czarownika.

Bane uśmiechnął się lekko i objął młodszego chłopaka, jedną z dłoni wplątując w jego włosy. Zaczął zawijać sobie na palec pojedyncze kosmyki, sprawiając przyjemne wibracje u drugiego.

- Doskonale o tym wiem Alexandrze. Taki mój urok. - stwierdził.

- To było dziwne śnić o tym, jak straciłeś magię, a ja spotkałem się z twoim ojcem. Zrobiłem z nim coś na styl paktu, dzięki czemu ty odzyskałeś magię. Ale musiałem cię zostawić, zerwać z tobą. To było okropne. Płakałeś, żebym cię nie zostawiał. Ja płakałem, w końcu... nasze chwilowe rozstania to było coś innego. Nigdy więcej nie chcę mieć takich snów. - podsumował, ciężko wzdychając - Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że zrobiłbym to tutaj, w rzeczywistości, gdybym tylko musiał. Nie, nie musiał. Ja chciałbym to zrobić. Dla ciebie. Kocham cię, wiesz? - zakończy swój krótki monolog, odchylając się lekko i spoglądając w oczy swojej miłości, które lekko się zaszkliły. Alec zmarszczył brwi i ujął twarz Magnusa w dłonie.

- Hej... Co się stało? - zapytał zmartwiony. W końcu czarownik wolał się upijać niż płakać, taki był jego styl.

- Jesteś uroczy, ale i głupiutki, Alexandrze. To wszystko... to nie był sen. To się zdarzyło. Zrobiłeś to wszystko, ja to wszystko zrobiłem. Zawarłeś pakt z Asmodeuszem, zerwałeś ze mną. Gdyby nie Maryse... Oh, gdyby nie ona, możliwe, że nie przyszedłbym tutaj, tylko wciąż zastanawiał się "dlaczego?". Teraz, już wszystko wiem. Wysłałem Asmodeusza do nicości, i przyszedłem tutaj, żeby cię odzyskać. Nie zostawiaj mnie nigdy więcej, pod żadną ceną Alexandrze. Nie mogę przez to przechodzić kolejny raz. Po prostu nie mogę. - wyszeptał, mocniej przytulając do siebie swoją miłość, która zaczęła płakać.

Alec nie mógł wytrzymać i popłakał się, wczepiając się w maga, niczym mała koala. Zaczął mruczeć cicho jak mantrę coś, co brzmiało jak "przepraszam".

Magnus zaczął głaskać go po włosach, szepcząc ciche "shhhh". Szeptał jakieś uspokajające słowa, czekając, aż Nocny Łowca się uspokoi. Po kilkunastu minutach, kiedy jego oddech się unormował, a łzy wypływały już powoli, odsunął go odrobinę od siebie i uśmiechnął się delikatnie.

- Już jest dobrze groszku. Już wszystko jest dobrze. Aku cinta kamu. - wyszeptał, następnie całując z powrotem swojego chłopca.


~ Nika

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top