Rozdział 15: Kolacja pełna niespodzianek
Adrien nic nie mógł poradzić na to, że od czasu spotkania na balkonie z Marinette pod postacią Czarnego Kota nie potrafił przestać o niej myśleć. Nawet gdy tej samej nocy kładł się spać, jeszcze przez dobrych kilkanaście minut odtwarzał w głowie całe zajście. Doszedł do wniosku, że trochę się martwił o dziewczynę.
I nie chodziło mu tylko o jej niemal obłąkane zachowanie po zderzeniu głowy z parkietem, choć musiał przyznać, że wydawało się to niepokojące. Było w tym coś jeszcze. Jej śmiech brzmiał tak, jakby ten dźwięk stał się dla niej obcy. On sam nie pamiętał, kiedy ostatnio był jego świadkiem, gdyż dziewczyna przestała... cieszyć się wszystkim tak jak wcześniej. Nurtowało go to i przygnębiało do tego stopnia, że nie potrafił wyrzucić jej obrazu z głowy...
Jej smutek. Pogrążone w melancholii oczy. Spuszczona głowa i pełen rezygnacji ton...
Coś było nie tak i to już od dłuższego czasu. Od tamtej nocy tuż po... tuż po jego urodzinach. Wciąż nękało go poczucie winy, że mimo upływu połowy miesiąca dalej nie potrafił się zdobyć na przywołanie tego tematu. Miał wrażenie, że stało się to punktem zwrotnym, od którego wszystko się zaczęło. Jakby od tamtej chwili najważniejsze filary jej życia zaczęły się sypać...
Prawdopodobnie brał to wszystko zbyt poważnie, lecz nie uważał, aby można to było nazwać przesadnym dramatyzowaniem. Marinette stanowiła ważny element jego życia, więc wydawało mu się oczywiste to, że pragnął, aby poczuła się lepiej. Nie chciał widzieć jej przygnębionej i zmartwionej, choć wiedział, że wypadek rodziców i tymczasowa rozłąka z nimi musiała być dla niej trudna.
Jednak Adriena nie opuszczało dziwne wrażenie, że to wszystko... składało się na coś więcej. Marinette nie zwykła kłamać. Zwłaszcza przyjaciołom. Nie była jak Lila. Odznaczała się szczerością i prawdomównością. Jeśli nie chciała im czegoś powiedzieć... oznaczało to, że miała jakiś ważny powód. Nie było innej możliwości.
Tylko co mogło być tym ważnym powodem? Bała się prosić o pomoc? Sama rozsiewała ją wokoło siebie, więc nie byłoby nic złego w tym, żeby samej jej potrzebować. Pomógłby jej i wiedział, że inni też z ochotą by to zrobili. Wystarczyłoby tyle, żeby poprosiła lub dała wyraźny znak...
Lecz Marinette potrafiła być uparta. Wyciągnięcie z niej prawdy na jakikolwiek temat niekiedy potrafiło graniczyć z cudem. Zwłaszcza jeśli chciała oszczędzić bliskim niepotrzebnego zamartwiania się o nią.
Adrien będzie musiał poczekać, by się przed kimś otworzyła. Zamierzał czekać na tę chwilę, a jeśli to nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, zmieni taktykę. Jeszcze nie był pewien, jak najlepiej to rozegrać, ale wierzył w siebie w tej kwestii.
Musiał jedynie uzbroić się w cierpliwość.
***
- Adrien, przerwa już się skończyła. Musimy wracać.
Blondyn potrząsnął głową, aby wyrwać się z otępienia. Odstawił butelkę z wodą, którą wciąż trzymał w dłoni i odwrócił się w kierunku Kagami. Dziewczyna stała tuż obok niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Śledziła jego ruchy z taką uwagą, że zaczął czuć się nieswojo.
- Czy coś cię gryzie? – zapytała niepewnie. Wciąż miała trudności z okazywaniem zainteresowania uczuciami innych, ponieważ nikt jej tego w domu nie nauczył. Dopiero gdy zaczęła chodzić z Adrienem, a także przy okazji mieć styczność z jego paczką znajomych, zauważyła, na czym to mniej więcej powinno polegać. Niestety nadal przychodziło jej to z trudem, pomimo wszelkich starań i gorliwych chęci. – Adrien, skup się!
- Przepraszam – westchnął chłopak z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. – Po prostu się zamyśliłem.
- Zauważyłam.
Widząc determinację w oczach Kagami, blondyn zrozumiał, że był na przegranej pozycji.
- Jeśli powiem ci, że to nic takiego... zapewne mi nie uwierzysz, prawda?
- Już tymi słowami sam mi sugerujesz, że nie powinnam – prychnęła, jednak po chwili przybrała nieco łagodniejszą minę. – Przecież wiesz, że mnie możesz o wszystkim powiedzieć.
- Zgadza się, lecz... ja... no dobrze. Skoro tak bardzo chcesz. Wygrałaś – westchnął zrezygnowany.
Ignorując fakt, że ich przerwa w treningu skończyła się już kilka minut temu, dwoje nastolatków zajęło miejsca obok siebie na jednej z ławek znajdujących się w szatni. Jednak podczas kiedy Kagami wpatrywała się z konsternacją w swojego chłopaka, ten wolał obrać za swój cel ciemną plamkę brudzącą podłogę pod jego stopami.
- No więc? – pogoniła go dziewczyna. Mimo wszystko wiedziała, że nie mieli zbyt wiele czasu na rozmowę, zanim ktoś po nich przyjdzie. Trening to świętość i opuszczanie go nie należało do jej priorytetów.
- Chodzi o Marinette – wykrztusił cicho blondyn, drapiąc się nerwowo po karku.
Nie wiedział czemu, ale od razu po tych słowach ogarnęło go dziwne poczucie winy. Zupełnie tak, jakby przeczuwał, że popełnił błąd, w ogóle wspominając o tym temacie.
- Marinette? – Kagami zmarszczyła brwi i lekko pochyliła głowę w jego stronę, jakby chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszała, lecz po chwili wróciła do poprzedniej pozycji. – Co z nią? Stało się coś?
Początkowo Adrien nie był do końca pewny, czy powinien tak otwarcie mówić o swoich obawach, jednak zachęcony spojrzeniem Kagami w końcu wyznał jej wszystko... no, prawie wszystko. Wspomniał o jej niecodziennym zachowaniu, długotrwałym przygnębieniu i nerwowości, a także podejrzeniach dotyczących powodu jej choroby tuż po jego urodzinach. Zajęło mu to dobrych kilka minut, a kiedy w końcu skończył, zapadła głucha cisza.
- Nigdy nie byłam za dobra w te klocki – przyznała ponuro dziewczyna. – Ale chyba rzeczywiście wypadałoby coś z tym zrobić. W końcu to nasza przyjaciółka.
Adrien nieświadomie wypuścił powietrze z płuc, zupełnie tak, jakby przez chwilę obawiał się reakcji swojej dziewczyny na jego słowa. Jednak widząc autentyczne zmartwienie na jej twarzy , zrozumiał, że postąpił właściwie, dzieląc się z nią swoimi problemami. Tak powinno to wyglądać w związku, prawda?
Szczerość i mówienie prawdy powinno być podstawą.
- Też tak uważam, lecz... nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać. Ja również nigdy nie potrafiłem zbyt dobrze pocieszać ludzi.
I to była jedna z cech, która wytworzyła nić porozumienia między nim i Kagami, a także zbliżyła ich do siebie. Oboje niezrozumiani w swoich domach, sami nierozumiejący pewnych mechanizmów działających w świecie, ale przede wszystkim w relacjach międzyludzkich. Pozostawieni częściowo sami sobie, aby sobie z tym radzić, bez wsparcia najbliższych.
- Może najwyższa pora, aby się nauczyć – odparła Kagami, podnosząc się z ławki i stając naprzeciwko chłopaka. Jej twarz ponownie przybrała kamienny wyraz, świadczący o tym, że wróciła już do swojej postury pełnej profesjonalizmu i wyrachowania. Adrien potrafił przebić się przez tę maskę, więc się tym zbytnio nie przejął. – Zastanowimy się nad tym póżniej, zgoda? Teraz musimy wracać na trening. Czy nam się to podoba, czy nie. Matka byłaby wściekła, jakby się dowiedziała. Twój ojciec raczej też do zachwyconych by nie należał.
- Masz rację. – Blondyn również wstał z ławki i gestem wskazał dziewczynie, żeby poszła przodem.
Po chwili jednak potem przypomniał sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie, którą chciał poruszyć z Kagami. Zatrzymał się i sięgnął do jej ramienia, by ta również przystanęła. Obróciła głowę w jego stronę z pytaniem w oczach.
– Korzystając z chwili, chciałbym cię o coś spytać – zaczął blondyn. – Czy myślisz, że twoja matka zgodziłaby się, abyś dzisiaj przyszła do mnie na kolację?
Początkowo dziewczyna jedynie stała i wpatrywała się w niego zdezorientowana, jakby szukała potwierdzenia prawdziwości jego słów. Lecz kiedy dostrzegła po jego minie, że mówił całkowicie poważnie, delikatnie uśmiechnęła się pod nosem i widać było w jej oczach wesołe ogniki, które rzadko tam gościły.
- Naprawdę? Mówisz poważnie? Nigdy wcześniej mi tego nie proponowałeś. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś... bardzo pozytywnie, oczywiście. A z jakiej to okazji?
- Moja mama czuje się już całkiem dobrze. Mówiła mi, że chce wreszcie poznać moją dziewczynę. Oficjalnie.
Kagami nieznacznie zarumieniła się na jego słowa i rysy jej twarzy złagodniały.
- Skoro tak przedstawiasz sprawę, to myślę, że nawet moja matka nie będzie miała nic przeciwko temu.
- Niech i ona czuje się zaproszona – dodał Adrien. – Rodzicom na pewno by nie przeszkadzała jej obecność.
Kagami zaśmiała się w odpowiedzi.
- Obawiam się, że byłoby to dość trudne, biorąc pod uwagę fakt, że kilka dni temu wyjechała do Japonii i nie wróci stamtąd przez co najmniej dwa tygodnie.
- Naprawdę? – zdziwił się Adrien. – Nic mi o tym nie mówiłaś.
Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami, choć jej chłopak potrafił dostrzec emanujący z niej smutek.
- Nie uważałam tego za istotne. Ale wracając do tematu kolacji, chętnie się wybiorę.
- Zatem jesteśmy umówieni? – upewniał się blondyn ze szczerym uśmiechem.
- Umówieni.
***
- Czy na pewno wyglądam odpowiednio?
- Wyglądasz znakomicie, Kagami. Nie stresuj się, naprawdę nie ma czego. Odkąd mama wróciła, nawet mój ojciec przestał być tak surowy, a przynajmniej widać, że się stara.
Adrien prowadził swoją dziewczynę w kierunku jadalni z szerokim uśmiechem na ustach. Niedawno myślał, że taka scena nigdy nie miałaby miejsca w tej ponurej i zimnej rezydencji, lecz jak widać obecność pani domu znacząco wpłynęła na życie w jego murach. Kolacja sama w sobie była inicjatywą wciąż zdrowiejącej Emilie Agreste, jednak nawet Gabriel wydawał się przychylny temu zajściu.
- Adrien, Kagami, jak miło, że wreszcie jesteście!
Para uśmiechnęła się łagodnie w kierunku zmierzającej ku nim blondynki, która była ubrana w przepiękną kwiecistą sukienkę do kostek, a włosy miała upięte w kłosa po lewej stronie głowy. Wyglądała tak młodo i promiennie, że nawet nie zwracało się uwagi na jej wciąż nie do końca zdrową cerę, zwłaszcza że blask kryjący się w spojrzeniu jej zielonych oczu byłby w stanie topić lód.
Emilie Agreste podeszła do dwójki nastolatków z niemal dziecięcym entuzjazmem.
- Mamo, poznaj moją dziewczynę Kagami Tsurugi. Kagami, to moja mama Emilie Agreste – Adrien przedstawił sobie je obie, jednak one już zdawały się jego nie słyszeć, pogrążone głęboko w rozmowie między sobą.
- Naprawdę bardzo miło mi ciebie poznać. Mój syn wiele o tobie opowiadał – mówiła Emilie, prowadząc nowo przybyłych do suto zastawionego stołu.
- Nie wiem, czy w takim razie powinnam się cieszyć, czy raczej martwić...
Podczas jedzenia w ogromnej jadalni słychać było jedynie żeńską część stołu, z czego najbardziej udzielała się oczywiście mama Adriena. Kagami uprzejmie prowadziła z nią konwersację na różne tematy, z każdą chwilą czując się coraz swobodniej, choć część napięcia pozostała.
Głowa rodziny, pan Gabriel Agreste siedział u szczytu stołu, poświęcając stuprocentową uwagę kawałkowi mięsa, który akurat zalegał na jego talerzu. Myśli Adriena z kolei znowu powędrowały gdzieś daleko, przez co miał mętne spojrzenie.
- Kochanie, dlaczego nie jesz?
Chłopak drgnął zaskoczony, przez co trzymany w jego dłoni widelec niebezpiecznie przechylił się, po czym upadł z głośnym hukiem na wypolerowaną do perfekcji marmurową posadzkę. Blondyn poczuł, jak się czerwieni i szybko schylił się, by podnieść niesforny przedmiot.
- Przepraszam, zamyśliłem się – odparł zdawkowo, nerwowo chrząkając pod nosem. Jego wzrok powędrował do ozdobnego świecznika stojącego przed jego talerzem.
- Już drugi raz w ciągu dnia – zauważyła z zamyśleniem Kagami. – Czyżby nadal chodziło o Marinette?
Gabriel Agreste nie dał tego po sobie poznać, lecz nagle skupił całą swoją uwagę na wypowiadanych przez współbiesiadników słowach. Tę przydatną umiejętność miał opanowaną do perfekcji.
- Marinette? – zapytała z ciekawością Emilie. – Mowa o tej koleżance, o której mi opowiadałeś? Tej uroczej córce jednych z najlepszych piekarzy w Paryżu?
Adrien niespodziewanie zaczął czuć się tak, jakby atmosfera zgęstniała. Czy tylko jemu zrobiło się nagle dziwnie nieprzyjemnie w żołądku ze zdenerwowania?
- Tak – odpowiedziała za niego Kagami rzeczowym tonem. – Może pani mogłaby nam coś doradzić w tej sprawie.
Wspomniana blondynka uśmiechnęła się zachęcająco do obojga nastolatków, wyglądając na jeszcze bardziej ożywioną niż kilka minut wcześniej.
Po przełamaniu pewnych wewnętrznych oporów Adrien wraz z pomocą swojej dziewczyny opowiedział o sytuacji ich wspólnej przyjaciółki, pomijając oczywiście incydent z jego udziałem jako super bohater w czarnym lateksie. Wspomniał przede wszystkim o wypadku jej rodziców i ich wyjeździe poza stolicę oraz jej tymczasowej przeprowadzce do matki chrzestnej.
- To straszne – przyznała z wyraźnym przejęciem pani Agreste, kręcąc głową z niedowierzania. – Nie dziwię się, że może być przygnębiona... kto by nie był na jej miejscu? Hmm... myślę, że przydałoby się jej trochę rozrywki. Co lubi robić w wolnym czasie?
- Projektować – odrzekł od razu Adrien. – Kocha modę i uwielbia wszystko to, co z nią związane. Właściwie to... – Podrapał się nerwowo po karku. – Kiedyś obiecałem jej, że zabiorę ją na jedną z moich sesji zdjęciowych, lecz... dotychczas jakoś nie było okazji...
- W takim razie zrobisz to w najbliższym czasie – powiedziała Emilie ze spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu, choć nadal życzliwym. – Pokażesz jej, jak to wygląda od podszewki, oprowadzisz ją po studiu, przedstawisz fotografom i modelom...
- Nie.
Na dźwięk tego zimnego, tnącego powietrze jak miecz głosu wszystkie trzy pary oczu gwałtownie zwróciły się w kierunku jego źródła, jakim był pan tego domu. Mężczyzna przez chwilę tkwił w bezruchu, wpatrzony w jeden punkt, a coś w jego spojrzeniu sprawiło, że Adriena przeszył zimny dreszcz.
- To nie jest najlepszy pomysł – ciągnął dalej pan Agreste oschle. – Panna Dupain-Cheng jedynie przeszkadzałaby Adrienowi w skupieniu się na jego pracy, a to mogłoby skutkować pogorszeniem stosunków z moim nowym partnerem biznesowym, z którym niedawno podpisałem kontrakt. Wolałbym tego uniknąć.
- Gabrielu – odparła pani Emilie w sposób wyrażający dezaprobatę i niedowierzanie jego słowami. – Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Przecież...
- Swojego zdania nie zmienię – przerwał jej zimno mąż, lecz po chwili trochę zszedł z tonu. – Jednak mam inny pomysł.
Wszyscy obserwowali pana Agreste z uwagą, czekając na jego propozycję. Zarówno Kagami, jak i mama Adriena wydawały się być głownie zaintrygowane, lecz sam chłopak miał jakieś dziwne, niezbyt przyjemne przeczucie, które mówiło mu, że coś tu śmierdziało.
I nie, nie był to ser camembert, który miał przygotowany dla Plagga na czarną godzinę.
- O ile mnie pamięć nie myli, kiedyś wspominałeś, że twoja koleżanka widzi we mnie swojego idola i ulubionego projektanta, zgadza się?
Blondyn zaniemówił. To jego ojciec pamiętał cokolwiek spośród tego, co ten do niego mówił?
- Po twoim spojrzeniu wnioskuję, że tak. Obiecałeś, że zabierzesz ją kiedyś na jedną ze swoich sesji... ale co by powiedziała twoja koleżanka, gdybyś jej zaproponował, że będzie miała okazję spotkać się twarzą w twarz ze swoim idolem na prywatnych zajęciach z projektowania? Czyż nie uważasz, że byłaby wniebowzięta?
Reakcje na jego słowa były przeróżne. Pani Agreste klasnęła głośno w dłonie, co wyrażało jej entuzjazm i poparcie dla tego pomysłu, Kagami również zdawała się być pod wrażeniem tego, co zaproponował projektant. W końcu wszyscy zgromadzeni w jadalni wiedzieli, że pan Gabriel rzadko kiedy miał wolny czas, który mógłby poświęcać komuś tylko dlatego, że chciałby tej osobie poprawić nastrój. Wydawało się to nierealne, a jednocześnie na swój sposób tak wspaniałomyślne, że nawet Adrien zaczął być przychylny wobec takiemu rozwiązaniu. Już wyobrażał sobie zachwyt na twarzy Marinette, gdy jej o tym powie.
Bo nawet jeśli on sam nigdy nie widziałby nic fascynującego w osobistym spotkaniu z osobą tak chłodną i zdystansowaną jak jego ojciec, wiedział, że nie każdy byłby tego samego zdania. Może to powrót mamy spowodował taką zmianę nastawienia u tego jeszcze niedawno nieczułego mężczyzny? Liczył na to, że tak, ponieważ zdecydowanie wolał tę wersję swojego ojca, która potrafiła okazywać ludzkie serce.
- Dziękuję, ojcze – powiedział cicho Adrien, kierując w jego stronę całą wdzięczność, jaką czuł.
- Nie ma za co, synu.
Blondyn mógłby przysiąc, że w uśmiechu, jaki posłał mu mężczyzna, kryło się coś zagadkowego. Mrocznego. Niedobrego.
Jednak nie zamierzał zwracać na to uwagi. Czując, że powoli wraca mu humor, chłopak sięgnął do stojącego nieopodal niego półmiska, nakładając sobie na talerz sałatkę.
Witajcie, croissanciki!
Co u was słychać? Ja powinnam już dawno spać, ale jakoś tak mnie naszło, by wreszcie skończyć poprawiać ten rozdział i zgodnie z obietnicą go wstawić. Niestety wyszedł ciut krótszy niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, że i tak się wam spodobał.
Chcieliście Adriena, macie Adriena.
Nie chcieliście Gabrysia, ale macie Gabrysia. I będzie go coraz więcej buahaha.
Czy uważacie, że coś śmierdzi w propozycji pana Agreste? A może rzeczywiście chce się po prosu zmienić? Może nawet oddać miraculum...
Phi, zobaczycie zresztą w kolejnych rozdziałach. Kiedyś, jak je już napiszę oczywiście.
No i pozostało mi pytanie dnia: czy szykujecie się już do świąt?
Ja w sumie jeszcze nie. Dziwnie czekać na wolne w okresie, kiedy i tak siedzi się cały czas w domu... żenada. Ale przynajmniej mogę dla was pisać przy moim biurku, nad którym wiszą moje kochane obrazki z miraculum, więc nie powinnam narzekać :D
Cóż, w takim razie do następnego razu!
Bywajcie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top