| 14 - Broń |
Licht zmarszczył brwi, przypatrując się swojej córce.
- Jesteś bardzo cicha, odkąd wróciłem.
Dziewczyna nie spojrzała na ojca, dalej pisząc w swoim dzienniku. Todoroki westchnął, opierając się o framugę. Rozważał przez chwilę, czy nie dać jej spokoju, ale jego anielska duma mu na to nie pozwoliła. W końcu anioła się nie ignoruje.
Eve Chciwości podszedł do dziewczyny i wyjął jej z ręki długopis.
- Hej! - zawołała Akiko, po czym zerwała się z krzesła, wyciągając ręce po swoją własność. - Tato, oddaj!
Licht zrobił krok do tyłu, wychylił się z pokoju i wyrzucił długopis na korytarz. Potoczył się i zaczął spadać ze schodów na parter.
Akiko spojrzała na rodzica ze złością, podeszła do biurka i zatrzasnęła dziennik. Rzuciła ojcu wyczekujące spojrzenie, ale widząc wzrok Lichta trochę zmarkotniała.
Spuściła wzrok.
- Przepraszam.
Wzrok Lichta złagodniał, a on sam westchnął i usiadł na łóżku dziewczyny.
- Mów do mnie, Akiko. Nigdy się tak nie zachowywałaś.
Córka spojrzała na niego żałośnie, wzdychając i opadając na krzesło.
- Mam ostatnio sporo na głowie. Trochę za dużo rzeczy się teraz dzieje. - odpowiedziała ze szczerą skruchą. - Ale faktycznie nie powinnam wyżywać się na tobie. Wybacz.
Licht pokiwał głową, po czym uśmiechnął się, niemal niedostrzegalnie.
- Czy chodzi o jakąś sprawę z [T/I]? - zapytał, a Akiko, jakby w transie, pokiwała głową. Todoroki zmarszczył brwi. - To coś poważnego?
Dziewczyna przełknęła ślinę i zaczęła energicznie machać rękami.
- Nie, to tylko drobnostka! - zawołała, co już samo w sobie nie było zbyt wiarygodne. Widząc jednak wymowny wzrok ojca, uspokoiła się. - W każdym razie to nie jest coś, z czym nie mogłabym sobie poradzić, tato.
. . .
[T/I] wpatrywała się dziwnym wzrokiem w fioletowe krzesło.
- To naprawdę jest twoja broń? - zapytała, pocierając z zakłopotaniem kark, na co Misono prychnął.
- Może wygląda niepozornie, ale potrafi zdziałać cuda. - odpowiedział pewnie wampir.
Młoda Alicein rzuciła niepewne spojrzenie swojemu nowemu Servampowi, na co ten wzruszył delikatnie ramionami. Kroki [T/I] odbiły się echem w jadalni posiadłości, gdy obeszła tą całą ''broń''.
- Jeśli kiedyś będę miał okazję - zaczął Eve Pożądania, przyciągając uwagę swojej bratanicy. - to pokażę ci, jak to działa.
- A czy będzie taka okazja? - Prawie wyszeptała w odpowiedzi Alicein, zaskakując samą siebie. Słowa wychodziły z niej same. - Z kim wy, Eve, tak naprawdę walczycie? - Przerwała ma chwilę. - I dlaczego?
W pomieszczeniu zapadła cisza.
Snow Lily odwrócił wzrok, a jego uśmiech nieco zmalał. Misono za to utkwił wzrok w czarno-białych kafelkach na podłodze. Zrobił się poważniejszy i jakby lekko przygaszony.
- Gdybyśmy nie walczyli... - odezwał się w końcu Misono, choć z lekkim trudem. - To ani ciebie, ani nas by tu nie było. Walczymy żeby przetrwać. Powinnaś to wiedzieć, wchodząc świadomie w wampirzy świat, [T/I].
Wiem, pomyślała dziewczyna, odwracając wzrok. Ale to dalej wydaje się absurdalne. A myślałam, że mam to za sobą.
- Co do tego z kim walczymy - kontynuuował wampir. - To naszym wrogiem może być każdy.
- Dosłownie?
- A myślisz, że gdyby Mikuni wiedział, że ma do czynienia z wrogiem, to dałby się tak łatwo-?
Servamp Pożąadnia natychmiast zakrył usta swojemu panu. Miosno uświadomił sobie, jak bolesną rzecz mógł właśnie wypowiedzieć na głos. Jednak nie musiał kończyć zdania, ponieważ w [Kolor] oczach [T/I] zabłysło zrozumienie, oraz żal. Wielki żal.
- Czy dałby się tak łatwo zabić? - dokończyła za niego, uśmiechając się jednocześnie jakoś smutno. - A skąd mam to wiedzieć, skoro nigdy nie zdążyłam go prawdziwie poznać?
- Nie dałby się.
Wszyscy skupili swoje zaskoczone spojrzenia na Servampie Zazdrości, który wtrącił się cicho do rozmowy. Przez te spojrzenia czuł się niezręcznie, ale postanowił dokończyć to, co miał na myśli.
- Mikuni... był za silny na to. Musiał temu komuś... ufać.
Oczy jego Eve rozszerzyły się, a w jej umyśle jakaś część układanki się ułożyła.
Jednak Misono pokręcił głową.
- Minęło już wiele lat. To było całkiem logiczne, ale i tak nic nam to nie dało. Możliwe, że tego wampira już nawet nie ma w Japonii, albo któryś z Servampów go zabił.
- A jeśli nie? - [T/I] zacisnęła pięści.
Eve pożądania odzyskał swoją wewnętrzną równowagę i spojrzał na dziewczynę z błyskiem w oku.
- A jeśli nie, to będziemy na to gotowi.
[Kolor]włosa znowu poczuła znajome uczucie determinacji i ekscytacji. Taka chwila uniesienia.
- Będziemy gotowi. - powtórzyła Eve Zazdrości.
Misono przytaknął z aprobatą
- Kontynuujemy więc twój trening. Bez broni nic nie zdziałasz, dlatego jest to teraz nasz priorytet. Możesz ją zdobyć poprzez wtargnięcie do umysłu swojego Servampa. - Misono mówiąc to przyłożył palec wskazujący do skroni. - Może brzmi skomplikowanie, ale wcale takie nie jest. Zamknij oczy.
- Po prostu zamknąć oczy, tak? - wymamrotała, jednak wykonała polecenie. Stała tak chwilę, widząc przed sobą tylko ciemność. Nic się nie działo. - Hej, to chyba nie-
Natychmiast urwała, gdy ponownie otworzyła oczy, a ciemność nie zniknęła. Aczkolwiek przed nią rozprzestrzeniała się ścieżka z wielkich, idealnie białych kamieni. Wokół nic nie było poza nimi.
[T/I] zrobiła niepewnie krok do przodu i stanęła na jeden z kamieni. Zniżyła trochę nogę na czarne podłoże, jednak nic tam nie poczuła, więc prędko cofnęła nogę z powrotem na kamień. Zaczęła skakać po tej ścieżce.
W końcu gdzieś musi prowadzić, pomyślała, wypatrując czegokolwiek na horyzoncie. Mijały sekundy, minuty, a może nawet godziny? Sama nie wiedziała. Patrzyła tylko w dół i obserwowała migające przed jej oczami oślepiająco białe kamienie.
Nagle poczuła, jak uderza w coś z wielką siłą i stęknęła z bólu, jednak nie zdążyła złapać równowagi. Zaczęła spadać, a wrzask utknął jej w gardle, gdy rozpaczliwie próbowała się czegoś złapać. Kamienie jak na złość rozpłynęły się w powietrzu i gdyby nie uczucie spadania, to [T/I] byłaby pewna, że znowu ma zamknięte oczy.
Jednak bolesne, a może nawet śmiertelne, zderzenie z dnem nie nastąpiło. Zamiast tego wylądowała w dziwnym, żółtym puchu, który całkowicie złagodził upadek. Dziewczyna opadła delikatnie na czarno-białe kafelki, które łudząco przypominały te w posiadłości Misono, a żółty puch zniknął. Do uszu [Kolor]okiej co rusz docierały mieszające się ze sobą szepty, których za nic nie mogła rozszyfrować.
[T/I] przyglądała się z niedowierzaniem dużą górą pudełek. Były one w najróżniejszy kolorach, wielkościach, a nawet kształtach.
Podniosła się z podłogi i już chciała zrobić krok w przód, gdy nagle poczuła stanowczy ucisk na szyi. Nie siła ucisku, a panika sprawiła, że Alicein zaczynało brakować powietrza. Kątem oka zdołała dostrzec jak jej szyję oplatają czarne, długie szpony, które wnet zamieniły się w czarne węże.
Poczuła na swoim uchu gorący oddech, a po tym nastąpiły słowa:
- Sugeruj się tylko intuicją. Pięknie opakowany prezent może być twoją śmiercią.
I węże zniknęły.
Dziewczyna miała nogi jak z waty, ale postanowiła zachować zimną krew na tyle, na ile była w stanie. Podeszła do piętrzących się prezentów i wypatrywała w nich tego odpowiedniego. Tak jak powiedział jej tamten ''stwór'', postanowiła zaufać swojej intuicji.
Sięgnęła po drobne, w całości czerwone pudełko, a gdy tylko go dotknęła, oślepiło ją białe światło.
____
Przepraszam za długą nieobecność. Generalnie mam w planach ruszyć z kopyta i w końcu dodawać regularnie rozdziały do wszystkich książek. Przynajmniej mam tak w planach. ^^''
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top