| 12 - Partnerzy |

Było już długo po północy, gdy [T/I] opuszczała bramy posiadłości. Dalej wszystko wydawało się takie nierealne, i dziewczyna wątpiła, by w najbliższym czasie zniknęło to wrażenie. W dodatku, że obok niej stał najprawdziwszy Servamp Zazdrości. Będąc przy Misono, wampiry nie wydawały się tak niebezpieczne (pomijając tą krótką ''potyczkę''). Jednak sam na sam z jednym z nich, to zupełnie inna sprawa. Z drugiej strony - zawdzięczała mu teoretycznie życie, mimo, że to wszystko było tylko ustawione. Zazdrość przecież nic o tym nie wiedział, a był gotów walczyć ze swoim bratem (jak wywnioskowała), by ją obronić. Poza tym, prawdopodobnie zostali partnerami w tej całej plątaninie tajemnic i kłamstw.

Zaczęła rozmyślać nad wszystkim, co powiedział jej Misono.

Powiedzieć o tym wszystkim Akiko? Zastanawiała się. Albo mamie?

Po tej drugiej myśli natychmiast pokręciła głową. Nie ma mowy. To była ostatnia osoba, której powinna o tym mówić. I tak się w końcu dowie, szepnął głosik gdzieś z głębi jej głowy.

– Umm, jak mam właściwie do ciebie mówić?

Krwiopijca drgnął, ledwo zauważalnie i spojrzał na dziewczynę. Zastanawiał się przez chwilę, ale niemal od razu wiedział, co odpowiedzieć.

– Jeje.

. . .

Z chwilą, gdy przekroczyli próg jej mieszkania, poczuła się o wiele spokojniej - to był jej teren, tutaj była bezpieczna.

Czy to paranoja?  Pomyślała z goryczą [T/I]. A przed chwilą byłam jeszcze taka podekscytowana.

– Chciałabym ci zadać kilka pytań – zaczęła dziewczyna, kierując się do salonu. Wampir posłusznie podążył za nią. – na spotkaniu nie odzywałeś się zbyt wiele, a myślę, że jeśli odpowiesz mi na pewne nurtujące mnie pytania, to będzie to dobry początek naszego ''śledztwa''.

Nakreśliła w powietrzu cudzysłów. Głupie, śmiała się w duchu. Czuję się, jakbym znowu miała pięć lat.

– To jak?

Zazdrość niemal od razu kiwnął głową, przez co torby na jego głowie lekko się przesunęły. Może i ten gest był pełen pewności siebie, ale w rzeczywistości obawiał się jak cholera. To nie był dobry czas na pytania, za szybko. Prawdopodobnie na większość z nich będzie mógł odpowiedzieć po jakimś czasie, albo nawet wcale.

Alicein usiadła na kanapie i skrzyżowała nogi, po czym uniosła głowę. W jej [Kolor] oczach lśniła czysta i niewinna ciekawość - jakby zaraz miała pytać o coś, o co pyta każdy dzieciak swoich rodziców, a nie o jakieś wampirze sprawy. 

– Dlaczego nosisz te torby?

No, tego się nie spodziewał. 

Był przygotowany (a może nie?) na pytania dotyczące jej ojca, albo jego rodzeństwa. To było bardziej prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, jak wiele się wydarzyło w tak krótkim czasie.

– Tak... po prostu – wymamrotał, oczywiście kłamiąc. Widząc wzrok dziewczyny, zrozumiał, że idealnie to wyczuła.

– Ech, okej... właściwie, to mam jeszcze jedno pytanie.

Wiedziałem, pomyślał wampir. To miał być tylko wstęp.

– Jakie? – zapytał, w głowie szykując już odpowiedzi.

– Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy... wiesz, w tej uliczce, gdy byłeś w formie węża... zaatakowałeś mnie, zacząłeś dusić. Ale przestałeś, gdy, no... – Pewność siebie [T/I] jakby w sekundzie gdzieś uleciała. Podrapała się zakłopotana po policzku. – ... gdy usłyszałam głos. Brzmiał dla mnie bardzo znajomo, ale dotychczas nie mogłam go rozgryźć, ale teraz... czy też go słyszałeś, Jeje?

Servamp wrócił myślami do tego dnia, chociaż i tak nie musiał tego robić. Oczywiście, że pamiętał. Jak mógł zapomnieć głos swojego zmarłego pana?

– Słyszałem. – potwierdził, domyślając się, że Alicein już wie.

[Kolor]włosa uśmiechnęła się i spojrzała na swoje palce.

– Wiesz czyj był, prawda?

Jeje przełknął cicho ślinę. Nie było mowy, by przeszło mu to przez gardło.

– A ty wiesz?

Mina [T/I] zrzedła. Uśmiech zszedł jej z twarzy, a w jej [Kolor] oczach pojawił się nikły ślad żalu.

– Mikuni – wyszeptała tak cicho, że wampir ledwo ją usłyszał. – Mikuni Alicein. Mój ojciec, który uratował mnie przed tobą.

To były dobitne słowa, mimo, że ton dziewczyny nie wskazywał na to, że chciała urazić Zazdrość. Właściwie, stwierdzała tylko fakt.

Doubt Doubt nie odezwał się na to, milczeniem przyznając jej rację. Po prostu nie wiedział co miałby na to odpowiedzieć. Przeprosić? Wytłumaczyć? Nie wiedział. 

– To było dziwne, nie? – kontynuowała Alicein. – Usłyszeć głos kogoś, kto nie żyje. Kogo nie ma przecież na tym świecie... – westchnęła, ale w końcu uniosła wzrok na wampira. – Moja przyjaciółka, Akiko, również zna wampira. Servamp Chciwości jest związany kontraktem z jej ojcem, Lichtem Todorokim.

– Ach, Lawless – wyrwało mu się. Dziewczyna uśmiechnęła się ponownie i kiwnęła głową.

– Dlatego fakt, że wampiry chodzą po tym świecie jakoś specjalnie mnie nie zdziwił - wiedziałam o tym. Ale nie miałam pojęcia, że byłeś wampirem mojego ojca. Kiedy zaczęłam rozmawiać z Misono, nagle zapragnęłam... zapragnęłam dowiedzieć się, kto zabił mojego tatę. – Ostatnie zdanie ledwo udało jej się wydusić. 

A ja jeszcze bardziej zapragnąłem ci w tym pomóc.

– Wydarzyło się to dawno... to... niemożliwe by tego kogoś znaleźć. – odpowiedział

Servamp po raz pierwszy zobaczył w jej oczach złość. 

– Ten ktoś, to wampir. Mama mi o tym mówiła. Wampiry są nieśmiertelne, prawda? Czyli żyje do tej pory, z pełną satysfakcją sobie gdzieś łażąc, mając ręce splamione krwią mojego ojca! Nie obchodzi mnie to, ile lat temu się to wydarzyło! Teraz, gdy mam okazję coś zdziałać, mam kogoś, kto może mi pomóc, to dlaczego miałabym siedzieć i nic nie robić?! Czy właśnie nie tych, którzy mają szansę coś zrobić, a nie robią, nazywa się potworami?! Tu... tu chodzi o mojego ojca! Owszem, nie znałam go długo, nawet wcale... ale moja matka kochała go i kocha jak szalona. I mimo zgryźliwych rzeczy, jakie czasami o nim mówi, to wiem i widzę, że to była najważniejsza osoba w jej życiu... która nagle zniknęła. A ja chcę wiedzieć przez kogo i dlaczego, więc...

[T/I] wzięła głęboki oddech, wstała z kanapy i podeszła do wampira. Stanęła kilka centymetrów od niego i spojrzała w górę, patrząc z determinacją w otwór w jego torbie.

– Mówiłam ci, że chcę, byś mi pomógł, ze nie chcę już więcej żyć w niewiedzy. Zwiążmy się kontraktem i bądźmy partnerami, Jeje. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top