| 4 - Nuta dawnej rywalizacji, oraz niezbyt mądre działanie |
Odgłos kroków rozniósł się echem od ścian budynków. Światła latarni padały pod nogi dwóch idących mężczyzn. Jeden z nich intensywnie patrzył coś na telefonie, a drugi zerkał na jego poczynania.
– I?
– I nic. Nie odpisuje.
Lawless parsknął, a Licht schował komórkę do kieszeni długiego płaszcza. Oboje zwolnili kroku.
– Nie wyglądasz na specjalnie przejętego. – zauważył Servamp.
Pianista wzruszył ramionami.
Wampir pokręcił niechętnie głową. On, oraz jego Eve nie mieli już siły do tej dziewczyny. Była uparta i cały czas parła do przodu, byleby do celu, którym było dowiedzenie się jak najwięcej o wampirzych sługach.
– Nie wiem co robić, Hyde. – wyznał po chwili ciszy Todoroki. – Prędzej czy później moja córka wszystko z nas wyciągnie. Po za tym, zostaje jeszcze młoda Alicein. Jej matka wie o wiele więcej niż wszyscy myślą, a jeśli [T/I] tego wszystkiego się dowie, to na pewno przekaże to również Akiko.
Chciwość nie odezwał się. Nawet nie musiał. Licht wiedział, że Servamp się z nim zgadza. Kiedyś by tak nie było - prawdopodobnie nawet nie szli by teraz razem. Czasami zastanawiali się, gdzie się podziała ta cała nienawiść. Być może wyparowywała z czasem, gdy Licht coraz bardziej dorastał, aż w końcu stał się dorosły. Dojrzał. Ożenił się z kobietą swojego życia i w końcu doczekał się dziecka. A Hyde cały czas deptał mu po piętach i był jak cichy cień, w końcu jakby dołączając do rodziny. Pani Todoroki traktowała go wręcz jak syna (właściwie, każdego w tym domu traktowała jak dzieci), a malutka, słodka Akiko jak starszego braciszka. Cóż, owszem, gdy rosła jej spojrzenie na niego się zmieniało. W sumie, teraz sam nie wiedział, jak ona go widzi. Nadal jako brata? A może wujka? Przyjaciela?
Dobrze się dogadywali - wręcz wspaniale. Jednak zaczęło między nimi zgrzytać, gdy nadszedł czas pytań na temat Servampów. I tu już cała magia prysła.
– Myślisz, że jej przejdzie? – spytał blondyn, chyba sam nie wierząc we własne słowa.
Licht bez wahania pokręcił na to głową.
– To Akiko. Ona nie odpuści i właśnie to mnie przeraża, bo wiem, że dostanie to, czego chce.
[...]
Następnego dnia, [T/I] truchtem kierowała się w miejsce ostatniego jej spotkania z czarnym wężem. Dlaczego tam szła? Ponieważ wiedziała, że to, co się stało poprzedniego dnia nie było normalne. Zdawała sobie również sprawę, że to niebezpieczne. Cholera, to był wąż! Mógł być nawet jadowity. Chociaż, jak się okazało, wolał raczej dusić...
Alicein zatrzymała się przy uliczce. Policzyła w myślach do pięciu, dla uspokojenia i poszła pomiędzy budynki.
– Hej, jesteś tu? – zawołała, choć zabrzmiało to trochę głupio. Zaczęła chodzić wzdłuż uliczki i zaglądać gdzieniegdzie. Nie znalazła jednak nic.
Zrezygnowana westchnęła. Miała już wychodzić, lecz w połowie drogi powrotnej usłyszała za sobą szelest. Natychmiast odwróciła się. Zza jakiejś starej skrzyni, jakby niepewnie, wychylała się mała czarna główka.
– Och, tu jesteś... – szepnęła dziewczyna, bardziej do siebie niż do gada. Zaczęła do niego powoli podchodzić, by go nie spłoszyć i za razem znowu się nie narazić. Zwierzę jednak nie wyglądało, jakby miało uciekać. Wręcz przeciwnie. Wąż wysunął się całkowicie na skrzynię. Dzielił ich tylko niecały metr. Dalej nogi Alicein odmówiły posłuszeństwa i chyba oboje stwierdzili, że taka odległość im wystarczy.
– Słuchaj... – zaczęła niepewnie Aliecin, czując się dziwacznie, rozmawiając z wężem. – Nie wyglądasz na dzikie zwierzę. Uciekłeś z zoo? Albo ze sklepu zoologicznego?
Gad trzepnął mocno ogonem, jakby dając jej wyraźny znak, że się myli. [T/I] poczuła jak po jej skroni spływa kropla potu. Miała jednak dość tej całej zabawy w zgadywanki. Zmniejszyła odległość pomiędzy nią, a skrzynią do minimum i kucnęła, będąc z wężem na równi. Przyłożyła dłonie do szyi, ale zwierzę nie poruszyło się. Dziewczyna uspokoiła się nieco i powoli zdjęła dłonie.
– Pójdź ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top