❖ Rozdział pierwszy

Stojąca przed nią kobieta pachniała kwiatami. Kim Rian wciągnęła w nozdrza słodki zapach, zastanawiając się czy to fiołki, a może lilie... Nigdy nie znała się na kwiatach, przez co nie potrafiła tego odgadnąć, jednak musiała przyznać, że zapach był bardzo ładny i bez wątpienia równie drogi. Eleganckie ubrania, perfekcyjnie dobrany makijaż i buty z najwyższej półki, które widziała w reklamach jednej ze znanych marek promujących Włochy. To zdecydowanie nie była kobieta, która użyłaby tanich perfum. W przeciwieństwie do niej samej. Zawsze patrzyła na cenę, przez co zapach nie utrzymywał się na niej nawet przez godzinę. Chociaż zazwyczaj jej to nie przeszkadzało, poczuła się nieswojo w obecności tak eleganckiej i pewnej siebie kobiety. To samo tyczyło się poczekalni SM Entertainment - jednej z najpopularniejszych wytwórni w Korei Południowej. To tutaj spełniały się marzenia o zostaniu gwiazdą. To to miejsce odebrało jej najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.

Kiedyś obiecała sobie, że nigdy nie postawi nogi w tym budynku ani nie będzie szukała kontaktu z Chanyeol'em, który najzwyczajniej w świecie o niej zapomniał, jednak w obecnej sytuacji nie miała innego wyjścia. Dawny przyjaciel był jej ostatnią deską ratunku. Tylko dzięki niemu studio tańca „Diamond people" mogło przetrwać. Musiał tylko zgodzić się na to, by wykorzystała jego wizerunek w zbiórce pieniędzy. Niby nic wielkiego, ale jaka gwiazda zgodziłaby się na coś takiego? Prawdopodobnie żadna, jednak Rian miała nadzieję, że tym razem los się do niej uśmiechnie i Chan będzie chciał jej wysłuchać chociażby ze względu na dawne relacje.

Nerwowo nalała do plastikowego kubeczka wody z dystrybutora i jednym haustem wypiła całą jego zawartość, by ponownie go napełnić. Denerwowała się jak przed pierwszą randką, a to nie był dobry znak. Zazwyczaj niczym się nie przejmowała i potrafiła wszystko dumnie przyjąć na klatę, jednak tym razem było inaczej. Przeczuwała, że tak wielka gwiazda jak Park Chanyeol nawet na nią nie spojrzy. Kto wie, czy w ogóle pamiętał o takim szarym człowieku, jakim była. Co z tego, że przyjaźnili się jako dzieci skoro o niej świat nie wiedział, podczas gdy on nie mógł swobodnie przejść ulicą i nie zostać przy tym nierozpoznanym. Sława zmieniała ludzi. Chan był tego idealnym przykładem.

Rian ponownie przyłożyła kubek do ust, gdy ujrzała parę czekoladowych tęczówek, spoglądających na nią ze zniecierpliwieniem spod wachlarza sztucznych aczkolwiek pięknych rzęs. Szatynka zmarszczyła brwi, biorąc łyk wody i posłała recepcjonistce pytające spojrzenie. Na jej oko miała z dwadzieścia pięć lat. Przyklejony, sztuczny uśmiech na jej alabastrowej twarzy nie wyglądał ani trochę szczerze. Bardziej przypominał grymas niezadowolenia. Wysoko upięty kok z farbowanych na blond włosów wyglądał bardzo skromnie i idealnie pasował do eleganckiego stroju.

Kim mimowolnie zerknęła na swoje ubrania, które nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądały tak dobrze, jak te od sekretarki. Wymięta, wyblakła czerwona koszulka z białym napisem „You're my heaven", szerokie szare dresy z błękitnym smokiem na całej lewej nogawce i czarne adidasy za kostkę z pewnością nie były uważane za szyk mody. W dodatku jasnobrązowe włosy upięła w niedbały kucyk, z którego wychodziły niesforne pasma, a na okrągłej twarzy nie znajdował się ani gram makijażu, przez co wyglądała jak opuchnięta panda ze swoimi malutkimi, skośnymi oczami.

Skarciła się w duchu za to, że wybiegła z mieszkania od razu po kłótni z siostrą. Mogła chociaż raz pomyśleć i założyć odpowiedni strój, wiedząc, że znajdzie się w tak poważanym miejscu. Tymczasem została skazana na stanie w kącie niczym sierotka Marysia i czekała na cud. W jej przypadku było to spotkanie z dawnym przyjacielem.

– Mówiłam już, że nie ma pani prawa spotkać się z żadnym z członków EXO – zaczęła spokojnie sekretarka, choć w jej głosie dało się usłyszeć wyraźne zniecierpliwienie. – To poważna firma. Proszę wyjść i nie sprawiać problemów.

– A ja mówiłam już, że nie wyjdę dopóki nie porozmawiam z Park Chanyeol'em. – Rian oparła się o biurko i spojrzała na kobietę nieugiętym wzrokiem. – Jestem jego przyjaciółką i muszę z nim pilnie porozmawiać. Jak mi pani nie wierzy to proszę do niego pójść i oznajmić, że przyszła Kim Rian. Dziewczyna, która na piętnaste urodziny kupiła mu majtki ze Sponge Bobem.

Kobieta wytrzeszczyła na nią oczy, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Wyglądała, jakby została skazana na rozmowę z kosmitą, przez co nie wiedziała czy powinna się śmiać, czy też płakać. Rian jedynie rozejrzała się po raz setny po pomieszczeniu, nie zamierzając odpuścić.

– Wzywam ochronę.

– Ale po co te nerwy? – spytała, Rian z niepewnym uśmiechem i zatrzymała dłoń na białej słuchawce. – Naprawdę pójdę sobie, gdy tylko zobaczę się z Chanem. I kupiłam mu te majtki. Proszę tylko go o to spytać.
Pomimo próśb, sekretarka zadzwoniła po ochronę. Rian stała w tym samym miejscu i patrzyła ze znudzeniem na ruchomą windę. Nie zamierzała opuścić tego budynku choć zapowiadało się na to, iż za moment zostanie z niego wyrzucona siłą. Dlaczego traktowano ją jak jakiegoś przestępce skoro przyszła się zobaczyć z dawnym przyjacielem? Wyglądała na psycho-fankę, czy wytwórnia traktowała swoich pracowników jak maszyny do zarabiania pieniędzy, przez co nie mogli kontaktować się z nic nieznaczącymi ludźmi?
Już miała spytać o to nadąsaną sekretarkę, gdy ujrzała potężnego, mierzącego ze dwa metry czarnego mężczyznę w mundurze. Przypominał jej Godzillę na sterydach, a guziki garnituru wyglądały, jakby miały zaraz wystrzelić jej w twarz.
Rian przełknęła głośno ślinę, rozglądając się za drogą ucieczki, jednak jakikolwiek ruch wydawał jej się być przewidywalny.
– Wyjdzie pani po dobroci czy mam pomóc?
– Powiedziałam już, że wyjdę, gdy zobaczę się z Chanem. Wie pan... członek EXO, wysoki, ma odstające uszy przez co przypomina elfa – zaczęła niepewnie, a ochroniarz przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął nieść w stronę wyjścia jak szmacianą lalkę. – Hej, gorylu! Postaw mnie! Ale już! – krzyczała, nieudolnie wyrywając się z uścisku mężczyzny, gdy dostrzegła piątkę wesoło śmiejących się chłopaków. 
Wytężyła wzrok, by przypadkiem nie wyjść na idiotkę, jednak rozpoznając znajomą twarz, krzyknęła: 
– Chanyeol! – Chłopcy spojrzeli w jej stronę wyraźnie zaskoczeni. Widząc minę dawnego przyjaciela, zrozumiała, że jej nie poznał. Nic dziwnego skoro zwisała głową do ziemi. Bez wątpienia wszyscy wzięli ją za psycho-fankę, dlatego szli dalej, nie zwracając na nią uwagi. –Chanyeol, pajacu! To ja, Rian! W dzieciństwie przyniosłam ci babkę z robakami, którą zjadłeś, a potem płakałeś przez cały dzień. Byłeś na mnie śmiertelnie obrażony, ale w końcu mi wybaczyłeś. Na szesnaste urodziny napisałeś dla mnie piosenkę i zaśpiewałeś ją pod balkonem, pamiętasz?! – krzyczała, wierzgając nogami. Była coraz bardziej wkurzona przez co mówiła, co jej ślina na język przyniosła. – Cholera! Kupiłam ci majtki ze Sponge Bobem! Każ temu gorylowi mnie postawić albo inaczej się z tobą rozprawię!
– Jest niegroźna. Znam ją – przyznał niechętnie Chan, dzięki czemu dziewczyna poczuła grunt pod nogami. Zignorował chichoty przyjaciół z zespołu, choć miał ochotę przyłożyć każdemu z nich z osobna. To samo tyczyło się Rian, która pojawiła się nie wiadomo skąd i jak zwykle narobiła wokół siebie szumu. Jaki czuł wstyd, przyznając się do tego, że ją znał!
Rian westchnęła, rzucając szorstkie „dziękuję" i poprawiła całkowicie zniszczony kucyk. Wyprasowała dłonią koszulkę i spojrzała na znajomą twarz, udając, że nie dostrzega pozostałych chłopaków. Nie obchodzili jej. Nie potrzebowała ani ich autografów, ani zdjęć, by pochwalić się wszystkim dookoła, że poznała członków EXO.
Chociaż z początku zamierzała krzyczeć teraz nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Po prostu patrzyła na Chana, a w jej sercu zrodził się ogromny ból, nad którym nie potrafiła zapanować. Tęsknota, z którą musiała nauczyć się żyć była niczym w porównaniu z tym, co teraz czuła. W ciemnych tęczówkach przyjaciela dostrzegła coś podobnego choć nie wyglądał na zadowolonego z jej wizyty. Czy istniał jakiś cień szansy na to, że czasami o niej myślał?
Zamrugała kilkakrotnie, nie pozwalając, by łzy spłynęły po jej policzkach. Nie chciała pokazać, że wciąż był dla niej ważny. W końcu to on wszystko przekreślił.
– Minęło... sporo czasu – zaczął Chanyeol, niepewnie spuszczając głowę.
– Cztery lata. – Jej głos był pełen wyrzutów. – Minęły cztery lata odkąd przestałam dla ciebie istnieć.
Nastąpiła cisza, która najwyraźniej tylko jej nie ciążyła. Chan stał ze skruszoną miną, najwyraźniej nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć. Jego przyjaciele stali obok ze zmieszaniem wymalowanym na twarzach. Najwyraźniej nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. Chanyeol nawet nie pofatygował się, by opowiedzieć im o przyjaciółce z dzieciństwa, która z dnia na dzień przestała dla niego istnieć. Nie chodziło jednak o chłopaków, których nie znała, a o nią i Chana.
– Poświęć mi piętnaście minut. Tylko tyle, a obiecuję, że więcej mnie nie zobaczysz. Zniknę z twojego życia tak, jak chciałeś. Nie będę wspominać o tym, jak bardzo mnie zraniłeś ani o tym, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Po prostu jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc i dlatego tu jestem.
– Właśnie mu o tym wszystkim wspomniałaś... – zauważył Baekhyun, jednak zamilkł, gdy Kai zamknął mu dłonią usta.
Chanyeol stał przez chwilę bez słowa, jednak ostatecznie zgodził się pójść z Rian. Poinformował przyjaciół, że sam wróci do domu i wyszedł z wytwórni przy boku dziewczyny, której tak dawno nie widział. Jej widok sprawił, że poczuł się jak skończony palant. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo musiał ją zranić. Zerwał ich przyjaźń przez wzgląd na brak czasu i koncerty, choć dzięki niej to wszystko osiągnął. Gdyby nie ona, zapewne pracowałby w sklepie, zarabiając marne grosze i nigdy nie odważyłby się dosięgnąć swoich marzeń o zostaniu piosenkarzem. Zawszy był nieśmiały i nie wierzył we własne możliwości, dopóki nie poznał Rian. To ona go zmieniła, a on zniszczył wszystko co udało im się zbudować przez te kilka wspólnie spędzonych lat.

Czy to naprawdę musiało się tak skończyć?

– A ja myślę, że łączył ich płomienny romans, a gdy Chanyeol się znudził, po prostu zostawił ją bez słowa. Teraz ta dziewczyna wróciła, by namącić mu w głowie i ostatecznie dostać swoją zemstę! – wypalił Baekhyun, a pozostała trójka wybuchnęła głośnym śmiechem.

Kai powrócił myślami do szalonej koleżanki Chana. Zastanawiało go o jaką pomoc mogło chodzić. Jej determinacja wskazywała na to, że była to poważna sprawa. Czy Chan zdecyduje się jej pomóc? W końcu to on zerwał ich przyjaźń. Nie wyglądało jednak na to, by z biegiem czasu stali się sobie obojętni.

– Chanyeol namiętnym kochankiem? Nie wiem czy umiem i, czy chcę to sobie wyobrażać – D.O złapał się za głowę, udając, że ma mdłości.

Sehun przyznał mu rację, wybuchając jeszcze głośniejszym śmiechem. Blond grzywa podskakiwała na jego czole, a duże dłonie zakrywały usta, próbując stłumić wydobywający się z nich dźwięk.

– Jeszcze istnieje opcja, że nasz niby spokojny Chanyeol był rycerzem nim go poznaliśmy. Uratował młodą dziewczynę, rozkochał w sobie, a potem kazał spadać, ponieważ to kariera była mu przeznaczona, a nie miłość – odezwał się ponownie Baekhyun, za co oberwał w głowę od Jongina.

– Powtarzasz się, a twój nos staje się jeszcze większy, gdy wygadujesz głupoty – oznajmił, a Bae zrobił urażoną minę i zakrył dłońmi swój nos.

Kai machnął na niego ręką i ruszył w stronę kuchni, by nalać sobie soku pomarańczowego. Gdy wrócił do pokoju trójka przyjaciół wciąż rozmawiała o pojawieniu się dawnej przyjaciółki Chana. Sam rzucił się na czarną kanapę i zakrył twarz białą dżokejką. Nim zdążył przymknąć powieki, ktoś odebrał mu nakrycie głowy, szczerząc szeroko swe śnieżnobiałe zęby. Tym kimś był nie kto inny, jak Sehun. Kai zmarszczył brwi, gdy zauważył Bae i D.O tańczących wokół kanapy niczym rozszalałe małpy.

– Nasz Sehun coś nie w humorze – odparł Baekhyun, chwytając Sehuna, by zatańczyć marną imitację tango.

– Myślę, że potrzeba mu dziewczyny – westchnął Kyung Soo, rezygnując z samotnego tańca i usiadł obok Sehuna.

Girl. I need girl, oh yeah. Girl i like you...  Sehun jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zaczął śpiewać piosenkę Taeyanga, zachęcając przyjaciół, by do niego dołączyli.

– Wydaje mi się, że nie tylko mi potrzeba dziewczyny – skwitował Kai, obdarzając przyjaciół zrezygnowanym spojrzeniem.



~~*~~

Witam, kochani na mojej nowej historii poświęconej EXO. Jest to zaledwie początek, a "Cena marzeń" na dobre wyruszy 1. marca, jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba. Zapewniam, iż nie będzie to banalna i przesłodzona historyjka. Myślę, że nie raz uda mi się Was zaskoczyć :).

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia <3.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top