❖ Rozdział dziesiąty
Jin Pyo wyglądał co chwilę zza drzewa na Kim Rian, która siedziała na ławeczce w parku z dwiema ogromnymi torbami. Śledził ją przez cały ten czas i był pewien że, wchodząc do rodzinnego domu, nie miała na ciele żadnych obrażeń i zmieniło się to wraz z opuszczeniem posesji. Gdy tylko zobaczył, jak dziewczyna skuliła się z bólu pod bramą, chciał do niej podbiec i wziąć od niej ciężki bagaż, jednak nie mógł tego zrobić. W końcu, co by powiedział skoro w ogóle się nie znali? Jeszcze mogłaby go wziąć za jakiegoś prześladowcę albo złodzieja, który chciał ją okraść. Musiał trzymać się na dystans, by móc w końcu zrozumieć, co działo się z tą młodą dziewczyną.
Nie mógł uwierzyć, że przechodzący obok niej przechodnie w ogóle nie zwracali uwagi na jej stan. Większość udawała, że w ogóle jej nie dostrzega, podczas gdy cała reszta patrzyła na nią z ogromnym zainteresowaniem. Żadnej osoby, która spytałaby, czy nie potrzebowała pomocy! Jak ludzie mogli być tak obojętni na czyjąś krzywdę?! Nienawidził tego najbardziej na świecie, ponieważ sam nachylał się nawet nad bezdomnym kotem, którego od razu zabierał do swojego domu, by znaleźć mu odpowiedzialny, kochający dom.
Przeklinał pod nosem na każdego przechodnia, ściskając w dłoni swojego Smartfona. Kilkanaście razy wybierał numer Chanyeol'a, chcąc o wszystkim mu powiedzieć, jednak ani razu nie nacisnął zielonej słuchawki. Bał się, że Rian nie zaakceptowałaby jego pomocy. W końcu, gdyby wszystko między nimi było dobrze, chłopak nie prosiłby go o śledzenie tej dziewczyny. Sam mógłby się nią zająć, jednak najwyraźniej istniał jakiś ważny powód, dla którego tego nie zrobił.
– Omo! Ona pluje krwią!
– Co robić!?
Jin Pyo wyszedł z ukrycia i szybko podbiegł do rannej dziewczyny. Wokół niej zebrał się tłum gapiów, a mimo to nikt nie potrafił jej pomóc. Mężczyzna odepchnął trajkoczące kobiety i podał Rian chusteczkę, którą otarła sobie zakrwawione usta.
– Dz-dziękuję... – wyszeptała, próbując złapać oddech.
– Zabiorę cię do szpitala. – Postanowił i wziął brunetkę pod ramię, gdy ta, nagle, krzyknęła z bólu. Widząc, jak chwyta się za żebra, podrapał się po głowie przerażony. – Karetka może przyjechać późno, a do szpitala jest kilka minut. Będzie szybciej, jak cię tam zabiorę...
– Proszę, niech pan pomoże tej dziewczynie! – krzyknęła jedna z wystraszonych kobiet.
– Przestańcie robić zamieszanie i odejdźcie stąd! – krzyknął Ahjussi i ponownie nachylił się nad ranną dziewczyną. – Posłuchaj mnie. Prawdopodobnie masz złamane żebra, a fakt, że plujesz krwią może zagrażać twojemu życiu. Już zaczynasz mieć problemy z oddychaniem! Nie mamy czasu, żeby czekać na karetkę!
Rian spojrzała na niego ze łzami w oczach. Zatykała usta zaplamioną chusteczką, nie chcąc nikomu pobrudzić ubrań. Ból z lewej strony żeber stawał się nie do zniesienia, a łapanie oddechu było coraz trudniejsze. Bała się, że się udusi. Była tak przerażona, że nie wiedziała, co robić, przez co po jej policzkach spływały łzy.
Roztrzęsiona chwyciła ramienia nieznajomego i pomimo niewyobrażalnego bólu, ruszyła za nim powolnym krokiem. Słyszała, jak jakiś mężczyzna oferuje zabranie jej bagażu do auta nieznajomego mężczyzny, jednak nie potrafiła mu nawet podziękować. Po prostu usiadła na tylnym siedzeniu dużego auta i przymknęła powieki, chcąc choć przez moment zapomnieć o bólu. Gdy tylko samochód ruszył, znów splunęła krwią do chusteczki. Chociaż bardzo się starała niczego nie pobrudzić, kilka kropel spadło na jasną tapicerkę samochodu.
– Nie przejmuj się tym! – krzyknął Jin Pyo, widząc w lusterku, jak Rian próbuje wytrzeć krew z siedzenia. Chusteczka, którą jej podarował była tak mokra, że krew spływała z niej pojedynczymi kroplami. Zdenerwowany skręcił w uliczkę, na której znajdował się szpital. – Jesteśmy już na miejscu. Nie bój się, Rian. Wszystko będzie dobrze. – Zatrzymał się przy budynku i szybko odpiął pasy, by czym prędzej ruszyć po pomoc. – Poczekaj sekundę. Zaraz wrócę z lekarzami.
Wybiegł niczym burza, nerwowo rozglądając się po bokach. Jakim cudem ta młoda dziewczyna znalazła się w takim stanie? Czy to możliwe, by została pobita przez członka rodziny? Nie ulegało to jakimkolwiek wątpliwościom. W końcu widział na własne oczy, jak wyszła pobita z luksusowej posesji.
Widząc kobietę w białym fartuchu, podbiegł do niej i potrząsnął ją za rękaw, krzycząc:
– Potrzebuję pani pomocy! Dziewczyna pluje krwią i ma problemy z oddychaniem! Chyba ma złamane żebro!
– Chłopcy, za mną! – krzyknęła lekarka w stronę dwóch silnie zbudowanych mężczyzn w czerwonych uniformach. – Weźcie ze sobą nosze!
Biegł ile sił w nogach po korytarzu szpitala, chcąc czym prędzej znaleźć się na piątym piętrze, gdzie leżała Rian. Gdy tylko Jin Pyo do niego zadzwonił, opuścił spotkanie zespołu, które miało zadecydować o rocznej przerwie EXO i czym prędzej przyjechał tutaj. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciółka skończyła ze złamanym żebrem i licznymi stłuczeniami. Nigdy nie brała udziału w bójkach, więc jakim cudem wylądowała w takim stanie? Jak dobrze, że kazał Jin Pyo ją śledzić! Gdyby nie on, Bóg jeden wie, co mogłoby się jej stać.
Rozsunął białe drzwi i wszedł do niewielkiej sali, gdzie od razu został otoczony wścibskimi komentarzami trzech staruszek, które nie spuszczały z niego swych ciekawskich oczu. Jedna przekrzykiwała drugą, mówiąc, że znały go z telewizji, a ich wnuczki za nim szalały. Błagały go o autografy, jednak ani śmiał się nimi zainteresować.
Widząc Ahjussiego, który wyłonił głowę zza białej zasłony, która oddzielała Rian od reszty pacjentek, szybko ruszył w jego stronę.
Widok nieprzytomnej przyjaciółki, na której twarzy widniały dwie długie rany, a ręce były pokryte ogromnych siniakami, pękło mu serce. Usiadł zszokowany na składanym krześle i chwycił dziewczynę za dłoń, mówiąc przez łzy:
– Kto ci to zrobił? Dlaczego nie przyszłaś do mnie, Rian?
Ahjussi położył dłoń na ramieniu chłopaka, próbując się uśmiechnąć, jednak nie potrafił tego zrobić. Za bardzo był zszokowany stanem młodej dziewczyny, by móc szukać w tym jakichś pozytywów.
– Ma złamane lewe, dolne żebro, które uszkodziło jej narządy jamy brzusznej. Przez to pojawił się silny krwotok, który zagrażał jej życiu. Na szczęście zdążyliśmy w ostatniej chwili, dzięki czemu już nic jej nie grozi...
– Jak to się stało, Ahjussi?
Jin Pyo nerwowo zaczął bawić się palcami i spojrzał na bladą twarz dziewczyny.
Głośne rozmowy pozostałych pacjentek znajdujących się w sali przeszkadzały im w rozmowie i doprowadzały Chanyeol'a do szału. Czasami tak bardzo nienawidził bycia sławnym, że chciał umrzeć i zacząć wszystko od nowa: jako zwykły chłopak, który mógł pojawiać się gdziekolwiek chciał i nikt nie zwróciłby na niego większej uwagi.
– Obserwowałem Rian tak, jak prosiłeś. Idąc do swojego rodzinnego domu wyglądała strasznie. Miała brudne ubrania i tłuste włosy, ale była zdrowa. Ale, gdy tylko opuściła tę cholerną posesję... – Zacisnął dłonie ze złości – ... była ranna. To tam ktoś musiał ją pobić. Poza tym, wyszła z torbami, w których ma swoje ubrania. Wydaje mi się, że już nie mieszka z rodzicami.
– W takim razie, gdzie się teraz podziewa?
– Ch-Chan?
Słysząc słaby głos dziewczyny, spojrzał ze łzami w oczach na jej poranioną twarz. Szybko puścił jej dłoń, bojąc się ją rozgniewać. Nie miał prawa w ogóle przy niej przebywać, jednak nie potrafił odejść.
Uśmiechnął się, ukrywając swoje prawdziwe uczucia i spojrzał jej prosto w oczy.
– Już dobrze, Rian. Wyjdziesz z tego.
– Dlaczego mi to robisz? – spytała z żalem, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. – Odchodzisz, a potem pojawiasz się znikąd. Naprawdę uważasz, że to w porządku? Nie masz dość nękania mnie?
– To nie tak... – Jin Pyo próbował coś powiedzieć, jednak Park zacisnął palce na jego nadgarstku, dając tym samym znak, żeby zamilkł.
Chanyeol podniósł się z krzesła i przyznał z bólem serca:
– Masz rację, Rian. Nigdy nie powinienem był cię zostawić i bardzo tego żałuję. Nie mogę jednak cofnąć czasu, ale to wcale nie oznacza, że nie chcę tego naprawić...
– Przestań udawać, że cię obchodzę i wróć do swoich sławnych przyjaciół.
Chanyeol westchnął i bez słowa przeszedł obok zasłoniętej kurtyny. Nie zamierzał kłócić się teraz z Rian o to, kto z nich miał rację. Musiała wyzdrowieć i odpocząć, by mogli na spokojnie ze sobą porozmawiać.
– Proszę, chłopcze! Daj mi swój autograf, żebym mogła podarować go wnuczce, która cię uwielbia.
– Dla mnie też!
– I dla mnie, oczywiście. Moja wnuczka jest taka piękna, że mogłaby spokojnie zostać twoją żoną.
Chanyeol ukłonił się jedynie i przepraszając, wyszedł z pokoju. Od razu skierował się w stronę recepcji, by przenieść Rian do innej sali, gdzie byłaby sama. Wtedy mógłby ją odwiedzać i zacząć naprawiać to, co popsuł przez te wszystkie lata. Nie zamierzał się poddać tylko dlatego, że było ciężko. Wiedział, że rana Rian była bardzo głęboka, dlatego postanowił czekać na nią tak długo, aż mu w końcu przebaczy. Nie mógł po raz kolejny zostawić ją samą. Tym bardziej, że najwyraźniej wpadła w tarapaty, z których nikt nie potrafił jej wyciągnąć.
Skupiła wzrok na pięknej fioletowej róży, która stała w długim wazonie.
Godzinę temu została przeniesiona do sali na ostatnim piętrze, gdzie nie musiała z nikim dzielić się pokojem. Ponadto, białe ściany i pościel zastąpiły przyjemne pomarańczowe barwy i miłe zapachy lawendowego płynu do prania. Nawet łóżko było dużo wygodniejsze od tego, w którym wcześniej się znalazła. Wiedziała, że została przeniesiona do sali VIP, chociaż nie było jej na to stać. Bez wątpienia stał za tym Chanyeol i z początku zamierzała się nie zgodzić na zmienienie sali, jednak wścibskie kobiety, z którymi dzieliła pokój, doprowadzały ją do szału. Gdy tylko została sama, babcie obrzuciły ją nieprzychylnymi komentarzami i ani śmiały się uspokoić. Każda z nich uważała, że takie zwyczajne dziewczę, jak ona nie zasługiwało na zainteresowanie ze strony członka EXO. Miała tak dość ich gadania, że dobrowolnie przyjęła propozycję zmiany pokoju. Teraz miała święty spokój i nie musiała się martwić o to, że kolejną noc spędzi w opuszczonej pralni. Ponadto, szpital zapewniał jej trzy posiłki dziennie, dzięki czemu nie była zmuszona do wydawania swoich ostatnich pieniędzy.
O ile nie musiała patrzeć na Chanyeol'a, o tyle wszystko wydawało jej się być w porządku.
Zerknęła w stronę drzwi, gdy ktoś wszedł do środka. Była pewna, że lekarka przyszła jej podać kolejne tabletki przeciwbólowe, których tak bardzo potrzebowała. Jakie więc było jej zdziwienie, gdy ujrzała śnieżnobiały uśmiech Jongina. Chłopak trzymał w dłoni siatkę z owocami i pomachał w jej stronę na przywitanie.
– Co ty...
– Dawno się nie widzieliśmy, prawda? – zagadnął, zamykając za sobą drzwi. Podszedł bliżej i położył na ciemnobrązowej szafeczce siatkę. – Gdybym wiedział, że wylądujesz w takim stanie to nigdy nie spuściłbym z ciebie oka.
Rian odwróciła od niego wzrok, gdy usiadł na krześle i uważnie zaczął przyglądać się jej twarzy. Doskonale pamiętała, w jaki sposób go potraktowała, dlatego nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Czuła się tak żałośnie, że łzy mimowolnie zalśniły w jej malutkich, skośnych oczach.
– Nie powinieneś był tutaj przychodzić.
– Dziś oficjalnie ogłoszono roczną przerwę mojego zespołu, więc mam teraz dużo wolnego czasu. – Wzruszył ramionami.
– Co nie zmienia faktu, że jesteśmy dla siebie obcy. Nie jesteś mi nic winien, więc wracaj do swoich przyjaciół. Tylko marnujesz czas.
Kai zacmokał niezadowolony i pokręcił z dezaprobatą głową.
– Woziłem cię, gdy szukałaś pracy i kupiłem ci pyszne lody, a ty mnie tak po prostu odtrącasz? – zmarszczył brwi. – Zraniłem cię, że traktujesz mnie w taki sposób?
– Ja... – Spuściła głowę, a jej policzki spłonęły rumieńcem. Czy to właśnie przez takie zachowanie została zupełnie sama? Do wszystkich była oziębła i bardzo niemiła, przez co zrażała do siebie ludzi. Tylko, co miała zrobić z faktem, że Kai nie był byle jakim chłopakiem, a członkiem sławnego zespołu? Nawet jeśli z początku traktowała go normalnie, teraz zrozumiała, że jego życie za bardzo różniło się od jej. Nie była gotowa na ataki jego fanek, które bez wątpienia próbowałyby ją zniszczyć za to, że się zaprzyjaźnili.
– Głupio ci teraz, co? – zaśmiał się i poczochrał jej włosy, robiąc na jej głowie jeden wielki bałagan.
Rian tak bardzo się cieszyła, że jedna z pielęgniarek przemyła jej ciało i umyła tłuste włosy! Przynajmniej nie musiała krępować się w obecności Jongina i martwić się o to, że poczuje, jak bardzo od niej śmierdziało.
– Przepraszam... – wyszeptała pod nosem, jednak dobrze ją usłyszał. – Po prostu nie potrafię być miła do ludzi.
– Kłamstwo! – wskazał na nią palcem i zmrużył gniewnie oczy. – Nie pamiętasz już naszego pierwszego spotkania? Byłaś wtedy bardzo miła. Po prostu później ci odbiło.
– Hej! – krzyknęła oburzona i jęknęła z bólu, gdy próbowała go uderzyć. Szybko zapomniała o złamanym żebrze, które dało o sobie znać.
Kai spojrzał na nią z troską. Tak bardzo chciał się dowiedzieć, kto jej to zrobił, ale zapewne nigdy nie wyjawi mu prawdy. Osoby, które doświadczały przemocy bardzo rzadko wskazywały swoich oprawców.
Ukrył smutek za szerokim uśmiechem i sięgnął do siatki po pudełeczko z truskawek.
– Nie wiedziałem co lubisz, więc przyniosłem praktycznie wszystkie owoce. Wydaje mi się jednak, że truskawki wszyscy uwielbiają.
Rian spojrzała na niego z niedowierzaniem i odparła stanowczo:
– Nienawidzę truskawek. Mówiłam, że jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
– Ale mam teraz dużo czasu, by wszystkiego się o tobie dowiedzieć, Kim Rian – wypowiedział miękko jej imię.
Sprawił, że nie potrafiła odwrócić od niego wzroku. Chociaż usilnie starała się go od siebie odseparować, bała się tego. Bała się znów zostać sama, gdy tak naprawdę nie miała do kogo wrócić. Ojciec dał jej stanowczo do zrozumienia, że nie chciał jej widzieć. Prócz kilku rzeczy zabranych z domu, nie miała dosłownie niczego. Nie posiadała też ani jednego przyjaciela, do którego mogłaby zwrócić się z prośbą o pomoc. Dlaczego więc przyjęcie od kogokolwiek pomocnej ręki sprawiało jej taką trudność? Dlaczego nie potrafiła po prostu podziękować za okazaną jej troskę i zainteresowanie?
Westchnęła i niepewnie spuściła wzrok.
– Czyżby Chanyeol w końcu powiedział swoim kolegom z zespołu o moim istnieniu? – zagadnęła niby obojętnie, choć ciekawość zżerała ją od środka. – Od niego zapewne wiesz, że się tutaj znajduję, prawda?
Jongin przytaknął.
– Nie wiem, co się między wami wydarzyło, ale on naprawdę szaleje ze strachu o ciebie – przyznał dość niechętnie. – Opuścił nawet spotkanie dotyczące przerwy zespołu, gdy tylko się dowiedział o twoim pobycie w szpitalu.
– To nie ma znaczenia. – Jej głos zabrzmiał stanowczo. – Zmieńmy temat, dobrze?
Zgodził się i schował truskawki do siatki. Przy okazji poprawił Rian poduszkę pod głową, za co mu podziękowała. Chociaż bał się tego, co łączyło ją z Chanem, nie zamierzał jej okłamywać. Budowanie jakiejkolwiek znajomości na kłamstwie od samego początku było skazane na klęskę, a naprawdę pragnął poznać ją bliżej. Chciał stać się osobą, przed którą ujawniłaby swoje wszystkie troski.
Pragnął móc dźwigać z nią ciężary codzienności, które bez wątpienia ją przytłaczały. Wystarczyło spojrzeć w jej smutne oczy, by zrozumieć, jak bardzo samotna się czuła.
Samotna dusza zawsze rozpozna drugiego samotnika.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top