Prolog. Córka czarownic.
– Nie odpowiadasz za swoje poczęcie. Mimo to zawdzięczasz mnie – i ojcu – życie.
- Dziękuję ci za to(...) A teraz pozwól mi je przeżyć.
Louisa Morgan ,,Tajemna historia czarownic"
Ogień i woda, ziemia i niebo
Tajemnice otaczają nas
Legendy nigdy nie umierają
Żyją dla chwili, zgubionej w czasie
Potrafię słyszeć jak wołają
Zamknięte wewnątrz kryształowej kuli...
Blackmore's Night ,,Locked Withing Crystal Ball"
Przed laty, w pewnej rodzinie żyjącej u wybrzeży Brytanii urodziła się siódma córka. Chociaż jej rodzice byli prostymi rybakami i nie mieli nic wspólnego ani z magią, ani z obrzędami druidzkimi, dziewczynka jako siódma córka została naznaczona potężną magią. Kiedy ukończyła odpowiedni wiek, oddano ją więc na nauki do najwyższych kapłanek, gdzie zdobyła szacunek i podziw jako silna i niezwykle utalentowana czarodziejka. Kiedy skończyła piętnaście lat została najwyższą kapłanką Marigold.
Ale każda magia ma swoją cenę. Kiedy więc obdarzona magiczną intuicją Marigold poczęła dziecko, wiedziała, że urodzi jedną córkę i nie będzie już miała innych dzieci. Kiedy umierała, owa córka zamknęła jej oczy, a matka przepowiedziała jej, że przez siedem pokoleń na ród zapoczątkowany przez siódmą córkę rybaka, będzie przypadać tylko jedna kobieta. Morwenna, córka Marigold, również obdarzona mocą, ale nie tak silną jak matka, nie dowierzała jej. W jej świecie magia była najwyższą i najwspanialszą wartością i nie mogła sobie wyobrazić, że jest to coś, co trzeba okupić jakimkolwiek wyrzeczeniem. Uwierzyła słowom matki, dopiero wówczas, gdy po narodzinach własnej córki, usłyszała od znachorki, że z powodu ciężkiego porodu, od tej pory jest niepłodna.
Vevina, córka Morwenny, była zdolniejszą czarodziejką niż jej matka, ale wciąż nie tak silną jak babka. Ona również miała jedną córkę, ale ponieważ jej małżonek zginął kilka miesięcy po narodzinach dziecka, nikt nie uważał tego za dziwne. Kiedy Dairine, córka Veviny, osiągnęła wiek kobiecy, uznała, że będzie mogła wydać na świat syna. Miała na tyle dużą moc, że mogła zostać jedną z kapłanek na wyspie na jeziorze Avalon, ale zrezygnowała z tego, uważając, że znacznie łatwiej i przyjemniej będzie wyjść za mąż za kogoś dobrze sytuowanego i urodzić gromadkę dzieci.
Piękna i uwodzicielska Dairine poślubiła mężczyznę należącego do kształtującego się dopiero możnowładztwa. Kiedy rok po ślubie wydała na świat córkę, poczuła pierwsze ukłucie lęku o pewność swoich poczynań, ale wierzyła, że wkrótce urodzi również syna. Jednak mijały kolejne lata, a upragniony męski potomek nie nadchodził, co sprawiło, że z każdym rokiem Dairine coraz chłodniej i ostrzej traktowała małą Margisę, imienniczkę Marigold. Nie chciała córki czarownicy, która będzie należała do tajemniczego i spowitego mgłą światu Avalonu, którego Dairine się bała. Chciała mieć syna, który będzie lordem i wojownikiem. Ostatecznie pchana desperacją namówiła męża, by znalazł sobie kochankę, by urodziła mu syna, którego Dairine później usynowi. Tak się też stało, na świat przyszedł upragniony chłopiec, którego potomkini siódmej córki uznała za własne dziecko, a nieszczęsna rodzona matka została odprawiona, gdy tylko chłopiec nie potrzebował już kobiecego mleka. Margisa przebywała wówczas od kilku lat w świątyni na jeziorze Avalon, gdzie szkoliła się w magii. Nie posłano po nią na ucztę z okazji narodzin przyrodniego brata, a Dairine nawet nie pofatygowała się, by napisać osobiście list do córki. Margisa zrozumiała, że nie ma już matki.
Swój ból i samotność młoda czarodziejka próbowała zagłuszyć nauką kolejnych zaklęć i rytuałów. Była potężniejsza niż wszystkie wcześniejsze członkinie rodu, poza Marigold, siódmą córką. Okazało się jednak, że jej moc wciąż nie jest na tyle silna, by zostać najwyższą kapłanką, a ponieważ Margisa nie miała zamiaru nikomu służyć i słuchać cudzych rozkazów, opuściła Avalon i nie chcąc żyć na łasce rodziców, którzy nigdy jej nie potrzebowali, została uzdrowicielką i czarodziejką w majątku możnowładcy o imieniu Aidan. Zdobyła szacunek i poważanie rodziny swojego pana oraz jednego z jego rycerzy, który poprosił ją o rękę.
- Nie powinieneś mnie poślubiać, Danielu– powiedziała Margisa, gdy usłyszała propozycję małżeństwa – Na moim rodzie ciąży coś na kształt przekleństwa i żadna z naszych kobiet do siódmego pokolenia nie będzie w stanie wydać na świat więcej dzieci nad jedną córkę. Moja matka i babka w to nie wierzą, ale ja tak. Każdy mężczyzna chce mieć syna, zwłaszcza wojownik. Męska linia twego rodu wymrze, jeśli się ze mną ożenisz.
- Ależ z ciebie znakomita mówczyni, Margiso – odpowiedział z przekąsem Daniel – Powiedz po prostu, że mnie nie chcesz.
- Ja cię pragnę – zapewniła z czułością Margisa – Wiem jednak, że mężczyźni tacy jak ty najbardziej pragną synów.
- Nie chcę syna, chcę ciebie! – stwierdził Daniel i porwał ją w ramiona. Margisa nie mogła się już opierać.
Z tego małżeństwa była zadowolona zarówno Dairine, ponieważ jej córka poślubiła kogoś z odpowiedniej warstwy społecznej, jak i Vevina, która pozostała na wyspie kapłanek po śmierci męża i odejściu córki. Babka Margisy uważała, że czarownice powinny wiązać się albo z czarodziejami i druidami, by ich potomstwo miało większą szansę na odziedziczenie mocy, albo z wojownikami, by rodzić mocne, silne dzieci.
Tego samego dnia, gdy Margisa odkryła, że spodziewa się dziecka, przybył do niej posłaniec z Avalonu z informacją, że Vevina umarła. Margisa udała się do matki z prośbą, by ta udała się z nią na pogrzeb. Jednak Dairine odmówiła.
- Nie mam ochoty na podróż do Avalonu i wysłuchiwanie szeptów tych nawiedzonych kapłanek – powiedziała stanowczo – Sama pożegnaj babkę. Była bardziej twoją babcią niż moją matką.
,,To ty ją zostawiłaś na łasce kapłanek, zdrajczyni" pomyślała ze złością Margisa i sama ruszyła w drogę na wyspę. Przez całą podróż powtarzała sobie, że gdy urodzi dziecko, będzie dla niego lepszą matką niż Dairine dla niej.
Margisa bardzo kochała Vevinę. W pierwszych latach jej życia, babka opuszczała Avalon zdecydowanie za często niż było to tolerowane, by opiekować się wnuczką, a gdy siedmioletnia Margisa została wysłana na nauki, to Vevina czuwała nad nią i pilnowała, by dziewczynce nic się nie stało. Kiedy piętnastoletnia Margisa opuszczała Avalon poprosiła babkę, by zamieszkała wraz z nią, ale ta odmówiła.
- Jestem już za stara, by coś zmieniać – odparła wtedy z uśmiechem.
Zgodnie z druidzkim zwyczajem Vevina została położona w łodzi, wypuszczona na wody jeziora, a gdy znalazła się dość daleko od brzegu, najwyższa kapłanka za pomocą magii podpaliła jej ciało, by dusza mogła się wyzwolić i nie błąkać po świecie po śmierci.
,,Nie martw się, babciu" pomyślała Margisa, patrząc jak zwłoki jej ukochanej babki zamieniają się w popiół. ,,Nie odejdziesz tak długo jak ja będę żyła, tak długo jak nasz ród przetrwa. A przetrwać musi. Nazwę mą córkę na twoją część, a potem ona urodzi córkę. Siódmą córkę, która może przełamie ten krąg w którym tkwimy od czasów mej imienniczki, wielkiej Marigold."
Ponieważ Margisa była jedyną porządną uzdrowicielką w okolicy(przynajmniej w swoim mniemaniu) i nigdy nie zgodziłaby się, żeby przy jej porodzie asystowały jakieś ,,wiejskie baby", posłała do Avalonu po jedną ze starszych kapłanek, która przyjaźniła się z Veviną i służyła młodej czarodziejce pomocą podczas jej szkolenia.
- Witaj, Luno – powiedziała Margisa na widok dawnej opiekunki – Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze.
- Jak najbardziej – odpowiedziała z uśmiechem Luna – Ale brakuje nam ciebie na wyspie, dziecko.
Margisa potrząsnęła głową i stwierdziła przepraszająco:
- Nie mogłabym tam służyć. Sama muszę być sobie panią.
Luna nie zgadzała się z podejściem Margisy, ale mimo to uśmiechnęła się z czułością i pogłaskała czarodziejkę po policzku. Sama nie mogła mieć dzieci, więc darzyła wnuczkę Veviny niejako macierzyńskim uczuciem, chociaż nie tak mocnym jak swą siostrzenicę Elaine, którą wychowywała po śmierci jej rodziców.
- Elaine także spodziewa się dziecka – powiedziała kapłanka, siadając przy stole – Na szczęście, dopiero za kilka miesięcy, inaczej nie mogłabym do ciebie przybyć.
- Mam nadzieję, że urodzi dziewczynkę – odparła Margisa – Ja na pewno będę miała córkę, więc będą mogły się razem bawić, gdy rozpoczną szkolenie w Avalonie.
- W Avalonie nikt się nie ,,bawi"! – zawołała surowo Luna.
- Ja tam nie przestrzegałam tego przepisu – powiedziała drwiąco Margisa i usiadła obok niej – Naprawdę bardzo się cieszę, że do mnie przyjechałaś. Nie sądzę, by moja rodzona matka uznała za stosowne asystować mi przy porodzie.
Margisa się myliła, bowiem dwa dni później Dairine przybyła do siedziby córki w towarzystwie swojego przybranego syna, ośmioletniego Nathana.
Margisa nie była szczególnie radosna. Zawsze z dumą powtarzała, że nie potrzebuje matki, która bardziej dba o wpływy i majątek niż o rodzoną córkę, nie wspominając już o czarodziejskim dziedzictwie. A przede wszystkim z serca nie znosiła Nathana, owocu obrzydliwego aktu jej wstrętnego ojca z dziewką służebną, dzieciaka, którego jej matka kochała bardziej niż córkę, której dała życie. Właściwie to czarownica w ogóle nie uważała tego chłopca za brata, zwłaszcza, że odczuwała o wiele silniejszą więź z rodem matki niż ojca, jak zresztą wszystkie czarodziejki i kapłanki, które zazwyczaj przedstawiały się imieniem matczynym, a nie odojcowskim.
- Nie bądź tak niemiła dla matki – poprosiła Luna Margisę, gdy Dairine i Nathan poszli rozpakować swoje rzeczy – Jestem pewna, że w głębi duszy cię kocha.
- Ona nie kochała własnej matki, nie przyjechała na jej pogrzeb! – krzyknęła Margisa – Jak mogłaby kochać mnie?! Zależy jej tylko na tym... przebrzydłym bękarcie!
- Nie powinnaś tak mówić o bracie – upomniała ją Luna.
- Będę mówić jak mi się podoba! – wrzasnęła Margisa.
Przysłuchujący się całej rozmowie Daniel ze zrozumieniem pokiwał głową. Doskonale znał nastroje i humory żony, które ciąża jeszcze pogłębiła. Sam uważał, że Margisa powinna łaskawiej spojrzeć na matkę, a już zwłaszcza na młodszego brata, ale nie miał władzy nad uczuciami tej kobiety. Był jedynie wdzięczny losowi, że udało mu się je zdobyć.
Jego ojciec należał do mężczyzn, którzy w młodości nie żałują sobie przygód, więc Daniela również nie ominęła wątpliwa przyjemność posiadania bękarciego rodzeństwa – jego starsza przyrodnia siostra zresztą została bardzo wcześnie oddana na wychowanie druidów, co było częstym losem nieślubnych dzieci. Obecnie była żoną jednego z nich i kilka lat temu urodziła córkę.
Daniel rzadko widywał swoją siostrę, ale w gruncie rzeczy darzył ją sympatią i nie winił za błędy ojca. Nie mówił jednak o tym zbyt często przy Margisie, bo ta zaraz wpadała w szał.
- Związek to jeden mężczyzna i jedna kobieta! – krzyczała wtedy – Jeśli ktoś szuka przygód, niech w ogóle się nie żeni!
- Co ty, na Cerridwen, robisz? – zapytała Margisa, kiedy zobaczyła jak jej własna matka obwiesza dom swojej córki różnymi amuletami i gałęziami drzew.
- Zabezpieczam dom przed klątwami – odpowiedziała Dairine – Może zapomniałaś, ale ja też mam swoją moc, chociaż z niej nie korzystam.
- Och – wykrztusiła Margisa, wzruszona troską matki – To miłe z twojej strony.
- E tam – machnęła ręką Dairine – Może w ten sposób uda ci się urodzić syna.
Nagle rozbudzona czułość opuściła Margisę i kobieta zaczęła teraz głośno krzyczeć:
- A więc tylko o to ci chodzi? Mam dla ciebie tylko taką wartość, że mogłabym urodzić syna?!
- Uspokój się, dziecko – poprosiła Dairine, przerażona wybuchem córki. Znała temperament Margisy, ale ponieważ w ciągu ostatnich lat rzadko widywała swoją jedynaczkę, zdążyła się od niego odzwyczaić – Oczywiście, że nie! – położyła dłoń na ramieniu pierworodnej.
- A właśnie, że tak! – Margisa gwałtownie odskoczyła od matki – Nigdy cię nie obchodziłam, prawie nie odwiedzałaś mnie w Avalonie, nie pisałaś do mnie, zwłaszcza gdy urodził się ten twój ukochany bękart... Nigdy mnie nie potrzebowałaś! Ja też cię nie potrzebuję! Możesz wracać do domu!
- Margiso, uspokój się, oczywiście, że zostanę przy tobie – powiedziała Dairine, tonem, który jej córka uznała za zbyt suchy.
- Zupełnie niepotrzebnie! Masz swojego Nathana... Nathan! Co to w ogóle jest za imię? – prychnęła Margisa i wydała z siebie zduszony jęk.
- Córko! – zawołała Dairine, gdy Margisa skuliła się w pół i złapała za brzuch.
- Zaczyna się... - wyszeptała Margisa – Idź po Lunę.
Słysząc dochodzące zza drzwi krzyki żony, Daniel zaczynał żałować, że mężczyźni są odcinani od uczestnictwa w porodach. Byłby znacznie spokojniejszy, gdyby mógł patrzeć teraz na Margisę i trzymać ją za rękę.
Mimo że cieszył się z dziecka, nagle pomyślał, że to okropnie niesprawiedliwe, że kobiety muszą tak brutalnie płacić za przedłużenie gatunku, a mężczyźni czerpią z tego tylko przyjemność. Coś było poważnie nie w porządku z równowagą świata.
Może to i lepiej, że Margisa prawdopodobnie nie będzie już miała dzieci.
Jego rozmyślania przerwało wejście małego Nathana, który po zabawach na świeżym powietrzu był cały w piachu, a kasztanowe włosy miał potargane. Dobrze, że Dairine tego nie widziała.
- Mama jeszcze siedzi przy Mar? – zapytał spokojnie. Był bardzo łagodnym i zgodnym dzieckiem, z pewnością nie wrodził się w Margisę.
- Porody nie są krótkie – wyjaśnił Daniel, który bardzo lubił chłopca i nie rozumiał, dlaczego Margisa darzy go taką niechęcią – Wiesz jak to wygląda, prawda?
- Tak – pokiwał głową Nathan – Obserwowałem to u zwierząt – przez chwilę milczał, aż nagle zapytał – Jak myślisz, dlaczego Margisa tak mnie nie lubi?
Margisa z pewnością nie kochała swojego brata, ale Daniel nie miał zamiaru tego mówić tak niewinnemu i uroczemu dziecku.
- Ona po prostu jest bardzo nerwowa i impulsywna – stanął w obronie żony – To nie tak, że cię nie lubi.
- A ja myślę, że mnie nie lubi – powiedział ze smutkiem Nathan – Nazywa mnie ,,bękartem".
Daniel nie odpowiedział. Nie miał pewności, czy brat Margisy zna prawdę o swoim pochodzeniu. Jeśli nie, to on z pewnością nie był odpowiednią osobą do uświadamiania go.
- I nie podoba jej się moje imię – dodał nagle chłopiec.
- Ja uważam, że jest bardzo ładne – zapewnił Daniel.
- To imię z południowych krain. Znaczy ,,podarunek" – wyjaśnił Nathan – Mama mówi, że jestem podarunkiem od bogów dla niej.
,,Nie od bogów, ale od nieszczęsnej kobiety, która nawet nie mogła zadecydować o własnym losie" pomyślał z goryczą Daniel, ale nie powiedział tego.
Po kilku minutach drzwi od komnaty sypialnej się otwarły i wyszła przez nie Dairine z zakrwawionym dzieckiem na rękach.
- To dziewczyna – powiedziała do Daniela – Wybacz. Czyniłam wszystko, co w mojej mocy, by odczynić tę klątwę.
Wbrew obawom Dairine, Danielowi wystarczył jeden rzut oka na nowonarodzoną córeczkę, by zakochać się w niej do szaleństwa. Odkąd dziewczynka została oddana do rąk matki, nie odrywał od niej wzroku, brał na ręce i całował po twarzy, chociaż Luna upierała się, że jej to zaszkodzi.
- Nie spodziewałem się, że coś tak małego może być takie idealne – tłumaczył się Daniel, doprowadzając Margisę do niekontrolowanego śmiechu.
- Miejmy nadzieję, że następny będzie chłopak – westchnęła Dairine. Margisa posłała jej nienawistne spojrzenie.
- Wiesz, że nie będzie następnego razu.
- Jak ją nazwiecie? – zapytała Luna. Margisa uśmiechnęła się.
- Już dawno wybrałam dla niej imię. Po mojej babce. Vivienne.
- Vivienne i Vevina to dwa różne imiona, znaczą coś innego – stwierdziła Dairine.
- Ale są podobne – upierała się Margisa – Będzie miała na imię Vivienne.
Wśród czarodziejów, druidów i nie tylko częste było wróżenie przyszłości dziecka po narodzinach. Oczywiście, Margisa nie mogła jako matka zajrzeć w przyszłość swojej córki, aby uczucie nie wpłynęło na jej wizję. Kiedy więc Dairine i Daniel zniknęli z pola widzenia, poprosiła o to Lunę.
- Prawie nic nie widzę – przyznała stara kapłanka.
- Jak to nic? – zawołała ze strachem Margisa – Jak to nic?
Brak wróżby nie jest dobrą wróżbą. Może oznaczać wczesną śmierć lub działanie sił nieczystych.
- Twoja Vivienne będzie czarodziejką – ciągnęła Luna – Widzę ją w świątyni Avalonu. I widzę jak budzi powszechny podziw.
- Czy zostanie najwyższą kapłanką? – zapytała z nadzieją Margisa.
- Być może. Nie wiem – pokręciła głową Luna – Widzę przed twoją córką wiele dróg i wiele wyborów, ale nie jestem w stanie rzec, co wybierze. Jej przyszłość jest wyjątkowo otwarta. Bardzo nieukształtowana.
- Cóż – westchnęła z rezygnacją młoda matka – Zatem niech sama ją sobie zbuduje. Będę ją kochała niezależnie od wszystkiego.
- Widzę też zamek i wojów na koniach – Luna miała w zwyczaju używać starodawnych określeń, zamiast coraz popularniejszego ,,rycerz" – Mam wrażenie, że nawet jeśli twoja córka zostałaby najwyższą kapłanką, nie oznaczałoby to dla niej tego samego, co dla Marigold Le Fay – tak nazywano przodkinę Margisy, oznaczało to ,,czarodziejkę" – Czas druidów i kapłanek się kończy, dziecko. Czuję, że nadchodzi nowa epoka.
- Niby jaka? – prychnęła Margisa dla której cała mądrość świata opierała się na magii.
Luna pogłaskała małą Vivienne po głowie, wyjrzała przez okno na zachodzące słońce i powiedziała cicho:
- Epoka zbroi i miecza.
Historia rodu czarownic bardzo mocno inspirowana wspomnianą już ,,Tajemną historią czarownic" Louisy Morgan.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top