Epilog. Wielkie królestwo.


Życie to osnowa czasu. Śmierć to tylko wątek.

Deborah Harkness ,,Cień nocy"


Tańczyłam w czasach zamków zbudowanych z kamienia
Przemierzałam samotnie pustynne piaski
O północy poczujesz moc,
a krąg znów się rozpocznie

Blackmore's Night ,,The Circle"

(ja też tu zrobiłam krąg życia, bo w prologu była inna piosenka tego zespołu)




Fiona czuła ucisk silnych, umięśnionych męskich rąk, które prowadziły ją na szafot. Ból fizyczny jednak nie mógł równać się z duchowym wynikającym z wściekłości i upokorzenia. Zawsze była dumna i chciała przewodzić, nawet w ukryciu była przywódczynią młodych kapłanek. Wystarczył jednak nieuważny ruch, zapuszczenie się za blisko stolicy i została złapana i sprowadzona do roli prostej zbrodniarki.

Kat przywiązał ją do stosu i podpalił. Fiona poczuła języki ognia, które oplotły ją. Wkrótce jej piękne ciało zmieni się w popiół, a ona dołączy do wszystkich, którzy zginęli z ręki Uthera.

Spojrzała na króla Camelotu, który stał na balkonie i patrzył na nią zimno, bez jakichkolwiek emocji. O ile pierwsze egzekucje czarodziejów budziły w nim jeszcze emocje, teraz traktował je jak coś zwykłego i koniecznego.

,,Twój triumf jest chwilowy" myślała Fiona, patrząc na niego. ,,Zostawiłam po sobie moje uczennice. Pewnego dnia... pewnego dnia Morgause przyjdzie i zabierze ci tron, a przy okazji syna. Ciekawe, jak zareaguje Artur, gdy dowie się, że zabrałeś mu matkę."


***


— Miałam w nocy koszmar — powiedziała Morgana ojcu przy śniadaniu. — Śniła mi się czarownica płonąca na stosie.

Gorlois zadrżał. Przypomniały mu się słowa Vivienne sprzed lat, że ich córka może odczuwać przebłyski swojej mocy przez sny i przeczucia. Obawiał się, że pewnego dnia moc całkowicie wróci do Morgany, a on wówczas nie będzie umiał pomóc jej oswoić swoich umiejętności. W takich chwilach szczególnie brakowało mu Vivienne. On oczywiście wyjaśni dziewczynce, na czym polegają jej zdolności i dlaczego wcześniej nie mogła ich używać, ale nie nauczy jej, jak ich używać.

— Czy to prawda, że w Camelocie każdy czarodziej musi zginąć? — dopytywała Morgana.

— Taki jest edykt — przyznał niechętnie Gorlois. Nie chciał wychowywać pasierbicy z wiedzą o przemocy, jaka panowała w królestwie, i wiedział, że Vivienne też tego nie chciała, ale nie dało się ukrywać prawdy.

— Nie uważasz, że to okropne? Przecież... Chyba ludzie nie wybierają magii, tylko się z nią rodzą, prawda? Dlaczego karze się ich za coś, na co nie mają wpływu?

Gorlois westchnął w duchu. Mimo swojego młodego wieku Morgana już wykazywała upór i skłonność do samodzielnego myślenia i wyrabiania sobie zdania na każdy temat. Podejrzewał, że nawet jeśli prawda o jej mocach nie wyjdzie na jaw, to samo wolnomyślicielstwo wystarczy, by wpędzić ją w kłopoty.

— Też tak myślę — przyznał. — Niestety, na pewne sprawy nie mamy wpływu.

— Przecież jesteś dowódcą wojska, możesz... — Morgana była gotowa na przedstawienie serii argumentów, ale ojciec ją uciszył.

— Porozmawiamy o prawie, gdy już wrócę. Teraz muszę się uzbroić i wyruszyć.

Morgana posmutniała. Była bardzo dumna, że jej ojciec uchodzi za tak świetnego rycerza, ale nie znosiła, gdy wyjeżdżał. Nie lubiła zostawać ze służbą, która tylko ją uciszała, kazała siedzieć w komnacie i nie pozwalała jeździć konno i bawić się mieczem.

— Niektórzy chłopcy jeżdżą na wojny jako giermkowie — powiedziała, wyprowadzając Gorloisa na zewnątrz. — Dlaczego ja nie mogę?

— Może dlaczego, że nie jesteś chłopcem? — Uśmiechnął się wyrozumiale mężczyzna i pogłaskał ją po włosach.

— I co z tego? Sam powiedziałeś, że dobrze walczę jak na mój wiek.

To była prawda. Morgana od wczesnego dzieciństwa była bardzo zafascynowana mieczami i treningami ojca. W końcu ubłagała go, by nauczył ją tego, co sam umie. Było to jeszcze za życia Vivienne, która śmiała się, że spełniła obietnicę daną swojemu zmarłemu przed laty ojcu. On również był wojownikiem i próbował zarazić córeczkę miłością do broni, której jednak mała Vi w ogóle nie podzielała. Obiecała mu więc, że sama urodzi ,,dziewczynkę, która będzie lubiła się bić".

,,Och, Vivienne" pomyślał Gorlois z melancholią. ,,Szkoda, że nie ma cię tu, żeby strofować ze mną Morganę".

— Uważam, że to głupie, że dziewczyny nie mogą robić tego, chłopaki, nawet jeśli są w tym dobre — kontynuowała mała czarodziejka. — Świat w ogóle jest jakiś głupi.

— Ty lepiej byś go urządziła, prawda, kwiatuszku? — zaśmiał się Gorlois, przygarniając ją do siebie.

— Oczywiście — odparła Morgana.

— Jesteś taka jak twoja matka — uświadomił sobie rycerz, co znów wywołało ból w jego sercu.

Morgana spojrzała na niego pytająco. Gorlois wiedział, że Vivienne pragnęłaby, żeby córka ją pamiętała, ale nie potrafił długo rozmawiać z nią o matce. Przywołało to bolesne wspomnienia i mogło doprowadzić do tego, że pewnego dnia dziewczynka przedwcześnie dowie się, kim tak naprawdę była Vivienne i dlaczego odeszła.

— Opowiesz mi o niej? — zapytała z nadzieją Morgana.

Gorloisowi wydawało się, że widzi przed sobą twarz żony w chwili ich pożegnania. Spokojną i pewną swojego wyboru, ale zarazem smutną i melancholijną. Vivienne nie bała się śmierci, ale pozostawienia najbliższych i tego, że nie wychowa swojej córki, że ta nie będzie jej pamiętała, że nie wywrze na nią żadnego wpływu.

,,Masz prawo być zapamiętana, kochanie" powiedział, wierząc, że jego ukochana to usłyszy. ,,Morgana powinna cię wspominać i podziwiać, naśladować cię, a potem nazwać swoją córkę twoim imieniem."

— Opowiem — obiecał. — Kiedy wrócę, opowiem ci dużo historii o mamie, zgoda?

— Zgoda — ucieszyła się Morgana. — Trzymam cię za słowo.

,,Opowiem ci wszystko" powtarzał sobie. ,,Nie ma sensu tego ukrywać. Powiem ci, że jesteś czarodziejką i musisz na siebie uważać. Jeśli za późno dowiesz się o swoich mocach, może to doprowadzić do jakiejś tragedii."


***


Walka trwała. Gorlois śmiało ciął mieczem i wbijał go w ciała kolejnych wrogów, chociaż właściwie nie wiedział, czy może tak nazwać tych ludzi. Nie żywił do nich nienawiści, zdawał sobie sprawę, że większość z nich nie jest potworami, że mają bliskich, których kochają i którzy będą ich opłakiwać. Zagrażali jednak jego ziemiom, jego ludziom i jego córce. Musiał bronić kraju.

,,Jest ich za dużo" pomyślał, czując coraz większe wyczerpanie. ,,Dlaczego Uther nie zdecydował się wysłać nam posiłków? Tak bardzo boi się, że nie będzie miał go kto chronić w Camelocie?".

Na przestrzeni lat coraz mocniej oddalał się emocjonalnie od Pendragona, chociaż starał się nie dać tego po sobie poznać. Nadal był dla Uthera uprzejmy i służył mu radami, ale nie potrafił myśleć już o nim z sympatią i lojalnością. Nowy król zawiódł wszystkich, nie tylko mężczyznę, którego żonę uwiódł. Sprzeniewierzył się własnym ideałom, doprowadził do rzezi i okrucieństw, a do tego jako władca przestał czuć odpowiedzialność za zwykłych ludzi, a nawet za swoją armię. Przed laty drwił z Tewdrika i twierdził, że nie jest prawdziwym mężczyzną, skoro nie staje do boju i zostawia rycerzy samych sobie. Teraz robił to samo – zamykał się w bezpiecznym zamku, pozwalając, aby inni walczyli i ginęli za niego.

,,Miejmy nadzieję, że Artur naprawi błędy ojca" pomyślał Gorlois. W tej samej chwili poczuł, jak miecz przeciwnika wbija mu się w bok. Zanim upadł, zdołał oddać ciosa i pozbawić swojego oprawcę życia.

Opadł na trawę. Krew obficie wypływała z jego boku. Zanim towarzysze zdążą do niego dobiec i zabrać go do obozu, zapewne będzie już trupem. Nie spełni obietnicy danej Morganie. Jego kochana córeczka zostanie sierotą, bo Uther nigdy nie stanie się dla niej prawdziwym ojcem. Nie dowie się o swojej mocy i zostanie narażona na wielkie niebezpieczeństwo, gdy zaklęcie Vivienne straci moc. Co to za chichot losu, że po całym życiu, w którym starał się dotrzymywać słowa, musi umrzeć i tym samym złamać przysięgę danej osobie, którą kochał ponad wszystko.

Sir Alden dopadł do niego i podtrzymał. Minione lata zmieniły go z wesołego, ufnego młodzieńca w opanowanego i silnego mężczyznę. Na widok rannego przyjaciela nie zaczął panikować i rozpaczać, tylko spróbował go podnieść i zaprowadzić do medyka. Nie mogli przecież utracić swojego dowódcy, w którym pokładali chyba więcej nadziei niż w królu Utherze.

Gorlois zwrócił twarz w stronę syna Lionella.

— Nareszcie znowu zobaczę Vivienne — powiedział z uśmiechem ulgi. Po chwili Alden uświadomił sobie, że serce jego przyjaciela przestało bić.


***


Kiedy Morgana zobaczyła przez okno konie galopujące do zamku, natychmiast wybiegła ze swojej komnaty i ruszyła na powitanie ojca. Jakie było jej zaskoczenie, gdy nie ujrzała Gorloisa, a orszak obcych sobie ludzi z wysokim, ciemnowłosym mężczyzną na czele.

— Kim wy jesteście? — zawołała z przerażeniem. — Gdzie jest mój tata?

Czarnowłosy mężczyzna zeskoczył z konia, podszedł do niej i popatrzył na nią ze współczuciem. Gdyby Morgana była starsza i bardziej spostrzegawcza, dostrzegłaby też w jego oczach dziwny sentyment, jednak teraz większe zainteresowanie wzbudził w niej złoty smok na piersi przybysza.

— Jestem król Uther Pendragon, Morgano — powiedział.

— A mój ojciec pod tobą służy... panie — zrozumiała dziewczynka. — Gdzie on jest?

— Nie rozumiesz? — zapytał — Twój ojciec już nigdy nie wróci. Zginął na wojnie.

Morgana wydała z siebie przeraźliwy okrzyk, a następnie rzuciła się na ziemię.

— Jak to ,,zginął"? Jak to? — powtarzała. — Jak mogliście do tego dopuścić?

,,Powinienem powiedzieć jej to delikatniej" uświadomił sobie Uther. Nie wiedział, dlaczego tak łatwo przyszło mu skwitowanie odejścia przyjaciela. Czyżby to prawie codzienny kontakt ze śmiercią w czasie Wielkiej Czystki sprawił, że stracił na nią wrażliwość?

— Posłuchaj mnie, Morgano. — Nachylił się nad czarnowłosą i zmusił ją, by wstała. — Gorlois nie chciałby, żebyś cierpiała. Za bardzo cię kochał, żeby pragnąć, byś się przez niego załamywała. Poza tym musisz pamiętać, że twój ojciec zginął śmiercią bohatera, na polu bitwy. Powinnaś być z niego dumna i chlubić się nim.

— Byłam z niego dumna już wcześniej! — krzyknęła Morgana i wyrwała się królowi.

— Wszyscy byliśmy — zapewnił Pendragon. — I wszyscy bolejemy nad jego śmiercią. My musimy jednak żyć, aby pamięć o Gorloisie nigdy nie zaginęła. — Nie był pewien, czy jego argumentacja przekona dziesięciolatkę, która nie miała już ojca i matki. — Twój ojciec był moim wielkim przyjacielem. Przez pamięć o nim chcę zabrać cię do siebie i zostać twoim opiekunem. Będziesz dorastać na moim dworze i dostaniesz wszelkie przywileje, jakie... jakie dałbym własnej córce.

,,I w końcu mam możliwość cię odzyskać" pomyślał. Może śmierć Gorloisa była konieczna, tak by on mógł wynagrodzić córce porzucenie?

— Nie chcę na żaden dwór, chcę do taty! — Morgana nie ustępowała.

— Wiem. — Skinął głową Uther. — Ale nie wskrzeszę go dla ciebie. Mogę jedynie zrobić to, co on chciałby, żebym uczynił... Dać ci dom i spokój. Może nie zastąpię ci Gorloisa, ale będę się starał. Jutro rano ruszymy do Camelotu.

,,Nigdy nie zastąpisz mi taty" powiedziała w myślach Morgana, która powoli uświadamiała sobie, że nie powinno się krzyczeć na króla. ,,Nie jesteś moim ojcem i nigdy nie będziesz."


***


Po przepłakanej nocy Morgana nieco się uspokoiła i była gotowa na wyruszenie z Utherem do Camelotu. Nadal nie miała zamiaru pozwolić mu zastąpić sobie Gorloisa i nie pogodziła się ze śmiercią ojca, ale przestała ja negować. Tata zginął bohaterską śmiercią, która nie każdemu jest pisana, a ona musi zrobić wszystko, by być go godną. Król miał rację w jednym – pamięć o jej ojcu nie może zginąć. Ona musi ją utrzymać i musi żyć tak, by ojciec był z niej dumny, jeśli po śmierci nadal może ją oglądać.

Uther przez całą drogę nie odrywał wzroku od swojej naturalnej córki, szukając w jej twarzy dowodów na to, że to on jest jej prawdziwym ojcem. Z przykrością stwierdził jednak, że Morgana przypominała bardziej Vivienne lub kogoś z jej rodziny, a po nim odziedziczyła jedynie zielone oczy. Po namyśle doszedł jednak do wniosku, że może to i dobrze, że jego dzieci nie są podobne ani do niego, ani do siebie. W ten sposób nikt nie odkryje prawdy o jego romansie i pochodzeniu Morgany. Miał zamiar być dobrym opiekunem dla tej dziewczynki i traktować ją jak prawdziwy ojciec, ale nie mógł zaryzykować swojego dobrego imienia.

— Zaraz będziemy w Camelocie — poinformował ją. — Zamek na pewno ci się spodoba.

Rzeczywiście, przekroczyli bramę i Morgana znalazła się w mieście, po którego uliczkach chodziły wcześniej jej matka i babka. Dziewczynka uniosła głowę i przyjrzała się białym wieżom zamku, które wiele lat wcześniej zachwyciły Margisę. Ona nie poczuła tego samego podziwu. Była zbyt zajęta rozpamiętywaniem śmierci Gorloisa i swojego sieroctwa.

Uther pomógł jej wysiąść i zaprowadził do zamku. Miał nadzieję, że nowe miejsce wzbudzi w małej sierotce ciekawość, Morgana nie okazała jednak żadnego podekscytowania.

— Chcesz poznać mojego syna? — zaproponował jej. — Jest w twoim wieku. Czy wolisz najpierw odpocząć w komnacie, może coś zjeść?

— Chcę do komnaty — odparła chłodno Morgana. — I chcę zostać sama.

Pokój, do którego ją zaprowadzono, był piękny i obszerny, znacznie większy, niż ten, w którym spała u ojca. Jednak żadne pomieszczenie nie było w stanie zastąpić jej utraty prawdziwego domu i rodziny. Gdy Morgana znalazła się sama, rzuciła się na swoje nowe łóżko i długo płakała. W końcu łzy ukołysały ją do snu.

Gdy się przebudziła, stwierdziła, że jest głodna i musi czymkolwiek się posilić. Wyszła z komnaty, nawet nie myśląc o zmianie sukienki czy uczesaniu się. Kilku dworzan pomogło jej dojść do kuchni, gdzie służba podała jej obiad.

Wracając do swojej komnaty korytarzem, Morgana zauważyła jasnowłosego chłopca ubranego w czerwoną koszulę i ciemne spodnie.

,,To pewnie syn Uthera" zrozumiała. ,,Dlaczego wszyscy w tej rodzinie noszą czerwone ubrania?".

— Witaj — powiedziała spokojnie.

— Co? — Chłopiec przewrócił oczami. — Kim ty jesteś i dlaczego nie mówisz do mnie ,,książę" albo ,,mój panie"?

— Co? — Chłopiec przewrócił oczami. — Kim ty jesteś i dlaczego nie mówisz do mnie ,,książę" albo ,,mój panie"?

— Chyba sobie kpisz, jeśli myślisz, że będę cię tytułować — skrzywiła się dziewczynka. — Dyrygować sobie możesz służbą, nie mną. Ja jestem damą.

Mały książę zaśmiał się złośliwie.

— Dama w pomiętej sukni i z potarganymi włosami? Bliżej ci do wiedźmy. — W jego ustach to słowo było wielką obelgą.

— Coś ty powiedział?! — krzyknęła Morgana, po chwili jednak uświadomiła sobie, że on miał rację. Jej żałobna sukienka nie wyglądała zbyt dobrze po tym, jak w niej zasnęła, a fryzura też pozostawiała wiele do życzenia. Dziewczynka poczuła się nieszczęśliwa i upokorzona. Dlaczego musiała zamieszkać pod jednym dachem z takim okropnym chłopakiem? — Może i nie jestem teraz szczególnie ładna, ale... Gdyby tobie zabili ojca, też nie myślałbyś o swoim wyglądzie...

Bardzo starała się nie rozpłakać i grać dumną przed tym rozpuszczonym chłopaczyskiem, ale łzy i tak pociekły z jej oczu. Była pewna, że syn Uthera ją wyśmieje, on jednak nagle spojrzał na nią ze współczuciem.

Artur był próżnym i upartym dzieckiem, ale miał dobre serce i nie lubił, kiedy inni się smucili. Gdy usłyszał słowa Morgany, zrozumiał, że jest ona tą osieroconą dziewczynką, o której mówiły mu służące. Młody książę sam czuł ogromną pustkę na myśl o swojej matce, chociaż nigdy jej nie widział. Wyobrażał sobie, że ta dziewczynka musi cierpieć jeszcze bardziej, skoro znała swojego ojca.

— Spokojnie, nie płacz — poprosił cicho. Następnie podszedł do niej i dotknął jej ramienia. — Nie chciałem cię obrazić, wybacz mi. — Bardzo rzadko mówił te słowa, ale teraz naprawdę czuł wstyd. — Przykro mi, że twój ojciec umarł. Moja mama też nie żyje, więc wiem, jak się czujesz.

Morgana otarła łzy, ale nie odezwała się. Artur pomyślał, że nie zniesie, jeśli nadal będzie smutna przez niego.

— I to nieprawda, co powiedziałaś, że nie jesteś ładna. Jesteś — zapewnił. Dziewczynka nadal nie odpowiadała. Wyciągnął do niej rękę. — Nazywam się Artur Pendragon, a ty?

— Morgana. — Córka Gorloisa w końcu postanowiła na niego spojrzeć i podać mu dłoń.

— To bardzo ładne imię — powiedział Artur najgrzeczniejszym tonem, na jaki było go stać. — Słuchaj... Pokazać ci najwspanialszą rzecz na Camelocie?

— Niby jaką? — zadrwiła Morgana. Artur uśmiechnął się tajemniczo.

— Chodź za mną — polecił i pociągnął ją za sobą.

Gdy skończyli swój ,,marsz", Morgana zrozumiała, że znajdują się na wieży zamkowej.

— Stąd widać całe miasto — pochwalił się Artur i podprowadził ją do muru. — Popatrz. Czy nie wygląda pięknie?

Morgana wyjrzała lekko za mury. Rzeczywiście, mogła teraz zobaczyć wszystkie uliczki Camelotu, po których spacerowali poddani Uthera Pendragona.

,,To naprawdę wielkie, piękne królestwo" pomyślała. ,,I ja też do niego należę".

— To wszystko kiedyś będzie moje — szepnął Artur. — Zostanę największym królem świata.

— Mam co do tego duże wątpliwości — odparła Morgana. — Ty doprowadzisz co najwyżej do buntu.

— Nie znasz się na królowaniu — prychnął Artur. — Ale nie martw się. Jeśli będziesz dla mnie miła, pozwolę ci zostać na moim dworze, kupię ci dużo ładnych sukien i pozwolę siedzieć koło mnie podczas uczt.

— Nie chcę siedzieć obok ciebie! — zaprotestowała czarodziejka, jednak nie odsunęła się od księcia. Był denerwujący, ale przynajmniej z nim już umiała sobie radzić i nie będzie musiała uważać na słowa, jak przy jego ojcu. Chyba mogła uznać Artura za kogoś w rodzaju sprzymierzeńca.

Oparła się lekko na nim, aby lepiej widzieć. Stali przy sobie i spoglądali na gród oraz wznoszące się wysoko mury miejskie, nad którymi górował jednak las i niebo. Mieli przed sobą królestwo Camelotu.




Cóż, to już koniec. Dotrwaliśmy razem do końca ,,Ceny Magii" i znaleźliśmy się w miejscu, w którym w pewnym sensie zaczyna się fabuła znana z serialu.

Zanim przejdziecie do podziękowań, ostatnia ciekawostka:

Nie pamiętam, czy kiedyś o tym wspominałam, ale te przemyślenia bohaterów o tym, że ,,prawdziwy król walczy" to nie jest mój wymysł. Nie wiem, czy twórcy zrobili to celowo, ale serialowa postawa Uthera, który nie staje do walki sam, tylko wysyła syna, bardzo obniżyłaby jego wartość jako króla celtyckiego. W wielkim uproszczeniu: uważano, że od zdrowia i kondycji władcy zależy dobry stan ziemi, a gdy był w słabym staniu fizycznym ziemia umierała i nie było plonów. Dlatego celtycki król miał obowiązek walczyć w pierwszym szyku, a gdy został okaleczony lub był już słaby z powodu wieku zrzekał się władzy na rzecz następcy. Z tego przekonania po części wyrosły też wszystkie historie o niewiernych żonach władców (król Artur i Ginewra, król Marek i Izolda Jasnowłosa, czy Gwynn i Creiddylad oraz Llew i Blouddewed z mitologii) - skoro kobieta go zdradza, to znaczy, że nie potrafił jej zaspokoić, a skoro tak to nie jest fizycznie idealny i może przyczynić się do nieurodzaju w królestwie. Temat jest dość skomplikowany, ale bardzo fajnie tłumaczy to Andrzej Sapkowski w eseju ,,Świat króla Artura".

Przy okazji, jeśli ktoś wie, kto tak naprawdę jest ,,autorem" ostatnich słów Gorloisa (oczywiście, z innym imieniem kobiety), może mi napisać, jestem ciekawa, jak bardzo jest to znane.

Jeśli chcecie, zostawcie jakąś opinię o tym epilogu, a jeśli wolicie zrobić to zbiorczo, to zapraszam do podziękowań.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top