0.01
Charlie siedział na jednym z wolnych miejsc i wpatrywał się w jedno z wejść. Od prawie dwóch godzin czekał aż ujrzy swoją najmłodsza córkę.
Cieszyło go, że i ona chciała z nim zamieszkać. W tym roku dziewczyna miała pójść do ostatniej klasy liceum i zacząć swoje dorosłe życie. Był dumny, że mógł być tego częścią. Natłok myśli sprawił, że mężczyzna nie dostrzegł kiedy pierwsi pasażerowie zaczęli wychodzić.
Wstal pospiesznie i wpatrywał się w każdego kto przechodził przez drzwi. Uśmiechnął się szeroko widząc niska brunetkę. Dziewczyna dostrzegając ojca pomachała mu z uśmiechem.
— Jak ty wyrosłaś! — zawołał policjant przytulając mocno do siebie dziewczynę.
—Też się za tobą stęskniłam, ale zaraz mnie udusisz. — zaśmiała się lekko, a Charlie puścił ją. Zabrał od córki walizkę i poprowadził do wyjścia.
—Bella już nie może się doczekać aż przyjedziesz. Pomogła mi trochę unowocześnić twój pokój. — odparł z lekkim uśmiechem.
Siedząc w samochodzie wsłuchiwała się w opowieści o Forks i o tym jak wygląda tam życie. Była zbyt mała żeby pamiętać jak to było. Przeważnie to Bella wyjeżdżała na wakacje do taty, nigdy tego nie rozumiała. Nawet te dwa lata temu, gdy chciała wraz z siostrą zamieszkać w Forks matka puściła tylko jedna z nich. Cudem udało jej się wyjechać teraz.
***
Samochód zatrzymał się tuż obok domu. Brunetka wysiadła i spojrzała na budynek i podwórko. Było to coś zupełnie innego niż to do czego się przyzwyczaiła.
Drzwi otworzyły się nagle a z nich wyszła Bella uśmiechając się szeroko.
—Miło cie widzieć — Alex rozłożyła ręce i przytuliła do siebie Belle.
—Przygotowałam Ci pokój, powinnaś go polubić
Siostry ruszyły razem w stronę domu, a Charlie w tym czasie zabrał walizkę z bagażnika swojego samochodu. Poszedł tuż za nimi przysłuchując się ich rozmowie.
Alex otworzyła drzwi i spojrzała na swój nowy pokój. Był on duży, a ściany miały kolor seledynowy. Duże łóżko stało naprzeciw okna, a niedaleko drzwi była biała szafa i tego samego koloru komoda. Koło parapetu było również biurko z kilkoma książkami.
Na ścianie niedaleko łóżka było zawioszone kilka półek z kwiatami, a po drugiej stronie łóżka była malutka szafka nocna. Dziewczyna usiadła na łóżku, które było zadziwiająco wygodne.
—I jak ci się podoba? — zapytał Charlie kładąc walizkę. Mężczyzna uśmiechnął się do dziewczyny.
— Jest cudownie, dodam coś od siebie i będzie idealnie. —Bella chciała coś powiedzieć, ale pod domem zatrąbił samochód.
—Muszę już iść. Później pogadamy.
Bella wsadziła dłonie do kieszeni i ruszyła w stronę schodów. Charlie odprowadził ją wzrokiem po czym znów zerknął na młodsza.
— Ah ten Edward.
Machnął ręka i zostawił córkę sama, mówiąc tylko ze obiad będzie za półtorej godziny.
***
Zmywała ostatni talerz kiedy usłyszała głośna rozmowę, a po chwili w kuchni pojawiły się dwie osoby. Odwróciła głowę i dostrzegła swojego tatę i nieznanego jej mężczyznę na wózku. Miał on na sobie kwobojski kapelusz, a na kolanach sześciopak piwa.
— Alex, pamiętasz Billy'ego?
— Coś mi świta —powiedziała i wytarła dłonie w szmatkę. — Jakie macie plany?
—Gra w karty i piwko. — uśmiechnął się Billy. — Chętna?
— Zależy czy chodzi o piwo czy grę. — odparła, a Charlie pokręcił głową.
Usiedli przy kuchennym stole, a Billy rozdał karty. Ich karciana rozgrywkę zaczęła delikatnie nie chcąc ich zniechęcać od początku. Dała im wygrać kilka kolejek. Charlie skrupulatnie zapisywał wyniki w swoim notesie, z gry na grę mężczyźni zaczęli się irytować jak dziewczyna może z takim spokojem ich ogrywać. Jej twarz nie pokazywała żadnej emocji. Billy starał się ją rozszyfrować, ale im bardziej próbował to tym bardziej przyciskała go do muru silniejszymi kartami. Charlie również nie mógł wygrać że swoim dzieckiem.
Nie spostrzegli nawet kiedy minęła godzina dziesiąta. Chłopcy nie wypyli nawet połowy piwa. Charlie zaproponował ostatnia rundę na pieniądze. Niby policjant ale jednak hazardzista.
Rzucili na stół dwadzieścia dolarów i z uporem maniaka obserwowali każdy ruch dziewczyny. Nie usłyszeli nawet jak główne drzwi zaskrzypiały, a ktoś wszedł do środka. Jacob szedł w stronę kuchni, z której dochodziło światło. Przystanął w progu i uśmiechnął się widząc trójkę ludzi. Plecami do niego siedziała nieznana mu dziewczyna.
— Chyba wygrałem! — zaśmiał się starszy Black, położył swoją ostatnia kartę na stosie. Charlie przy il piątkę przyjacielowi widząc króla.
— No nie do końca. — odparła dziewczyna rzucając asa.
—Oszukiwałaś! Jacob widziałeś na pewno coś. — zawrócił się do syna. — Wyjęła jakiegoś asa z rękawa, prawda?
—Właściwie to... —nie skończył zdania, widząc jak dziewczyna się odwraca, a jej brązowe oczy krzyżują się z jego.
To jak przyciąganie
Zmienia się twój środek ciężkości
Nagle to nie ziemia cię tu trzyma
Jesteś gotów zrobić wszystko
Być dla niej wszystkim
Przyjacielem, bratem, opiekunem.
—Jake? — Głos ojca sprowadził go na ziemię.
— Po prostu nie umiecie przegrywać.
Odparła zrzucając im bombę. Charlie i Billy zaczęli głośno na ten temat dyskutować, a Brunetka zabrała pieniądze i schowała je w kieszeni swoich spodni. Wstala z miejsca i ruszyła w stronę swojego pokoju, po drodze podnosząc rękaw swojej bluzy ukazując Jacob'owi ukrytego asa i puszczając oczko. Chłopak zaśmiał się cicho na to.
Kiedy przeszła obok niego wyczuł delikatne różane perfumy wymieszane z zapachem cytryny i limonki. Odprowadził ją wzrokiem do schodów po czym wrócił spojrzeniem do ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top