15

Dzisiaj śmierć poniósł Harry Edward Styles- Tomlinson, małżonek, przyjaciel, pisarz i idol wielu ludzi na całej kuli ziemskiej.
Harry Tomlinson nie żyje!
Harry S.T. umarł na rzadką chorobę genetyczną, zobacz więcej na stronie...
Znany pisarz umarł, fani nie dowierzają!
Harry Styles- Tomlinson, znany autor bestsellerów przedawkował?


5.07.2014
Harry Styles pogrążył się w długo wyczekiwanym śnie 28 czerwca 2014 roku.

Nazywam się Ed Sheeran (manager, redaktor, wydawca Stylesa we własnej osobie) i staram się uratować niedokończoną książkę pozostawioną po naszym drogim przyjacielu.
Pewnie zastanawiacie się co było ostatnią rzeczą jaką zrobił, powiedział. Czy zadzwonił do mnie? Jak się dowiedziałem, że umarł?
Po mailach, tweetach i komentarzach wnioskuję, że interesuje was co u Louisa. Dojdziemy i do niego, obiecuję, powoli. Wszystko przytoczę.

Harry nie odezwał się od mnie ani słowem przed śmiercią. Olewał mnie, co nie oznacza, że czegoś jeszcze ode mnie nie chciał. Napisał testament- listę zadań do spełnienia- skierowany do mnie, osobny list także do mnie i jeszcze jeden zaadresowany do Louisa (nigdy nie powiedział mi co w nim było zawarte.) Ale to nieważne, bo znając Stylesa można się domyślić, że wyznał mu tam miłość z dwa miliony razy i obiecał, że spotkają się po drugiej stronie, bla, bla, bla.
Wymagania Stylesa przerosły moje początkowe wyobrażenie. Dom w Los Angeles? Kurwa, gosposia? I jeszcze mam się zająć Tomlinsonem?
Nie wierzyłem w co czytam- dotarło do mnie po czasie. Zadzwoniłem do faceta z nieruchomości i już coś tam zaczął szukać. Kiedy przeczytałem mu co dokładnie ma posiadać willa zaśmiał się przez telefon ze słowami "Masz pełną wizję! To dobrze, mało klientów wie czego chce."
Gdyby tylko wiedział.

W kwestii okoliczności śmierci Harry'ego....
Louis był jej świadkiem. Los zgotował dla niego najgorszą z najgorszych opcji. Z tego co udało mi się z niego wyciągnąć- a uwierzcie, że nie było to proste, gdyż od tamtego dnia praktycznie zamilkł- Harry zaczął krztusić się krwią, którą wymiotował. Szatyn pobiegł po miskę i ręczniki, a gdy wrócił zobaczył go na podłodze, słabo oddychającego. Przeturlał się z łóżka. Miał przymknięte oczy, trzymał się za brzuch i płakał.
"Obrączka błyszczała w świetle księżyca, przyrzekam." powiedział mi Tomlinson i był to jedyny detal w opowieści na który było go stać.
Oczywiście płakałem. Płakałem przez bite dwie godziny, ale w którymś momencie pozbierałem się do kupy i spakowałem torby Louisa. Nie mógł zostać sam w ich mieszkaniu. Ten człowiek był chodzącą rozsypką i bałem się, że coś sobie zrobi. Zresztą byłem skazany na opiekę nad nim.
Stawiał opór. Groził niczym psychiczny, ale starałem się go tłumaczyć; że jest wrażliwy i właśnie umarł mu mąż. Miał prawo tak się zachowywać.

***


Zapukałem do drzwi, jednak jak zwykle nie otrzymuję żadnego znaku życia. Nie mam do niego siły, jest nieznośny.
"Louis, kolacja zaraz przyjedzie."
Zero odpowiedzi.
"Zamówiłem twój ulubiony stek."
Dalej zero.
"Kurwa młody, schodź natychmiast, bo ci nakopię do dupy."
Wtedy dociera do mnie szloch. Przynajmniej wiem, że żyje.
Zrezygnowany zawracam, w sumie, jeśli nie chce jeść to niech się głodzi, w najlepszym wypadku trzeba będzie go wysłać do psychiatryka. A ten pomysł nie był taki zły, bo na pewno zajęliby się nim lepsi ludzie.
Kiedy przyjeżdża mój asystent z jedzeniem, widzę szatyna na schodach.
Och, nędzny widok. Nie jestem pewien czy wchodzi w ogóle do łazienki, czy patrzy czasami w lustro.
Ma na sobie starą koszulę Harry'ego- niespodzianka- tę samą w którą był już ubrany, kiedy go do siebie zabrałem. Bokserki z Kleina i bose nogi. Ewidentnie było mu zimno, gdyż gęsia skórka pokrywała jego całe ramiona.
"Ja pierdole." wzdycham, wyjmując z pudełek na talerze jedzenie. Rzucam ostentacyjnie opakowania i opieram się o brzeg blatu. "Mógłbyś zacząć się ubierać w swoje ciuchy? Spakowałem wszystkie koszulki, które miałeś poprasowane, a ty chodzisz tylko w tej." wskazuję na niego palcem. "Codziennie odwiedza mnie masa ludzi, jeśli kiedykolwiek zobaczą cię w takim stanie pomyślą, że hoduję tu kurwa jakąś zwierzynę albo czym gorsza prowadzę zakład dla obłąkanych. Z łaski swojej ogarnij dupę, minęło już sporo czasu, trzeba iść naprzód."
Louis stoi w miejscu i przyciska do oczu palce.
"Ogarnij się!" podchodzę do niego i szarpię za koszulę. Louis wygląda na przerażonego, płacze na cały dom, wycofując się, bym narobił jak najmniej szkody ubraniu. Leci jeden guzik, po nim drugi, a jego krzyki się nasilają.
"Proszę." szepcze piskliwym głosem.
Nagle przestaję, patrząc mu prosto w przekrwione oczy. Na śmierć przypominały te od Harry'ego, tuż po tym jak zaprzestał sypiać. Czy Louis w ogóle śpi?
"Nie chciałem ci zrobić krzywdy..."
"Mogę wrócić do siebie?" jego głos załamuje się na ostatnim słowie. Kolejne łzy spływają po bladych policzkach.
"Jasne..."
"Mam na myśli do siebie, do siebie."
"Nie." odpowiadam poważnie. "Nie możesz. Jesteś niestabilny emocjonalnie."
"Ja chcę tylko, żeby Hazz wrócił." kwili i łapie płytkie powietrze. "Był moim wszystkim, nie umiem bez niego żyć."
"Nauczysz się w swoim czasie." odpowiadam "A teraz. Zjedz coś, bo wyglądasz słabo. Następnym razem, gdy cię zobaczę masz być porządnie ubrany i wymyty, dobrze?"
Przytakuje, spuszczając głowę. Już więcej się nie odzywa.



17.07.2014
Tydzień po pogrzebie.
Louis nie chciał zorganizować zwyczajnego pogrzebu, Louis miał potrzebę zorganizowania nadzwyczajnego pogrzebu. Zajęło mu tydzień spisanie wszystkich rzeczy, których sobie tam życzy. Wybór trumny (drewniana ze specjalnymi żłobieniami), wyściółka do trumny (najwygodniejsza, pokryta z góry satyną), wybór kateringu na stypę (Delavinge, inaczej ulubiona restauracja Stylesa), wybór księdza (Ojciec David), dokładny wybór jedzenia, kwiatów, piosenek, noclegu dla gości (Hilton, dzieliłem z nim pokój). Zadecydował, że nie można pić alkoholu i dopuszczalna jest tylko kawa. Takie pierdoły, które i tak pod koniec dnia ludzie złamali. Oczywiście nie mówiłem mu o tym, bo dla chłopaka ważnym było stosowanie się do reguł i najprawdopodobniej popadłby w dziką furię.
Tak jak podejrzewałem od dawna całą noc nie spał. Przepłakał w zamian i wstawał co jakiś czas na kawę. Miałem ochotę przycisnąć go do ściany i przemówić do rozsądku. Ten debil się niszczy.
Wstrzymywałem się z tym do trzeciego razu, później puściły we mnie hamulce.
"Koniecznie chcesz skończyć jak on?!" wydarłem się w ciemność. Cień Louisa poruszył się nieznacznie, przechylając kubek. "Co ci to daje? Myślisz, że Harry byłby z ciebie dumny? Tak?!"
Louis wrócił do swojego łóżka, siorbiąc kawę. Ten dźwięk mieszał się z cichym płaczem. Oparł czoło o brzeg kubka i zaczął stopniowo przechylać się przed siebie. Z otwartych ust wydobył się skowyt bólu.
Miałem go święcie dość, zakryłem się kołdrą i zasnąłem.
Tamtej nocy śnił mi się Harry. Można powiedzieć, że nie był zadowolony, ale kto wierzy w sny?


Dzisiaj Louis miał swoje pierwsze spotkanie z terapeutą. O dziwo nie ociągał się, tylko posłusznie wykonywał to co mu mówiłem. Zjadł obfity obiad. Zrobił pranie. Przespał się z dwie godziny i lubię to nazywać jego małym tommo sukcesem, bo zawsze jak to wygłaszam nieszczerze się uśmiecha. Jakby mi zależało co ze sobą robi, ale cieszyłem się. Następnie wsiadł do limuzyny i Andrew zawiózł go pod gabinet Doktor Kylie. Nie wiem co się tam wydarzyło, ale przyszedł cały czerwony.

Po tych kilku dniach zaczęliśmy się ze sobą dogadywać. Nie rozmawialiśmy dużo, ale wystarczająco i zdarzało się, że nie było to wymuszone. Kontakt z drugim człowiekiem służył mu, bo zaczął aktywniej żyć. Zauważyłem, że krócej płakał po wspólnym wieczorze spędzonym na oglądaniu głupich filmów.
Chcąc nie chcąc, przestałem zapraszać kolegów na noce gier, żeby poświęcić czas szatynowi.


Po terapii był niechętny do ruszania się z miejsca. Zaproponowałem mu maraton ulubionego serialu, bilard i pokera, ale odmówił.
"O czym rozmawialiście?" pytam, trącając jego ramię. Nie zaszczyca mnie spojrzeniem. "Hej, opowiedz mi."
"Nie chcę, Ed" mamrocze, skulając się pod kocem.
"A co byś chciał? Może mogę..."
"Nie musisz udawać, że ci zależy, okay? Harry'ego już nie ma, nie nawrzeszczy na ciebie jeśli przystopujesz z tą uprzejmością."
Wzdycham, zastanawiając się co mam mu niby na to odpowiedzieć.
"Porozmawiajmy."
"Właśnie to robimy."
"Nie w taki sposób. Louis, wiem, że ci ciężko..."
"Gówno kurwa wiesz! Nie umarła ci miłość życia, więc zamknij ryj!" napiął się cały na ciele i wyglądał jakby zaraz miał sobie wydłubać oczy. "To nie ty się nim opiekowałeś przez ostatnie tygodnie jego życia, nie ty patrzyłeś jak traci siłę, to nie ty złożyłeś mu przysięgę, że będziesz z nim na zawsze, to nie ty dzwoniłeś po karetkę, by wypłakać do telefonu, że twój m-mąż przestał oddychać!"
Louis cały się trząsł, dławiąc jednocześnie łzami.
"Nie wiesz nic, bo nigdy nikogo nie pokochałeś. Jesteś nieuczuciowym, niewrażliwym chujem i nie masz pojęcia jak to boli." ścisnął w pięści pościel "Umierając zabrał cząstkę mnie ze sobą i nigdy już nie będę tą samą osobą."
Nie znał mnie, ale dałem mu krzyczeć dalej. W żadnym stopniu mnie to nie ruszało.
"Był ze mną wtedy, kiedy ocierałem się o śmierci, a ja byłem z nim, kiedy umierał. To jest różnica, nie zdołałem mu pomóc...nie zdołałem go uratować..."
"Jemu nie dało się pomóc..."
"ZAWSZE SIĘ DA!" zdziera gardło, uderzając mnie z całej siły poduszką "ZAWSZE!"
"Uspokój się."
Ostrożnie zabieram mu z rąk poduszkę i odkładam ją na ziemię.
"On mnie kochał, Sheeran, on kurwa pisał o mnie książki! Książki! Przeczytałem każdą i on tam dosłownie opisuje mnie. Opisuje nasze wspomnienia, nasze trudne sytuacje" wymienia cicho "opisuje moje oczy na dwie strony, kurwa, wiersze, felietony, opowiadania, dramaty, romanse, wszystko o mnie. Gdybym przeczytał to wszystko wcześniej...gdyby ktoś mi powiedział..."
"To twoja wina, że nigdy wystarczająco się nie zainteresowałeś jego życiem." Louisa oczy gromią zranieniem "Prawda, boli, mój drogi. Zamiast spróbować z nim wcześniej, zacząłeś uciekać."
"Jak śmiesz..."
"Co nie zmienia faktu, że skończyliście w końcu razem." reflektuję, na co odrobinę się uspokaja "Powinieneś być wdzięczny i dumny z tych ostatnich chwil. Dałeś mu więcej niż oczekiwał i umarł szczęśliwie, mogę ci to zapewnić."
To go pchnęło na skraj rozpaczy i okay, na pewno nie zostałem stworzony do pocieszania ludzi.
"Nigdy mi nie opowiedziałeś jak wyglądał wasz ślub."
Znowu słyszę ciche krztuszenie. Zaślinił całą poduszkę, na miłość boską.
"Urzędnik przyszedł do domu. Czułem...ja czułem, że długo nie wytrzyma...tego dnia, rano, powiedział do mnie 'dobranoc' zamiast 'dzień dobry', a skrajny odcień bladości przybrał już w nocy. Odmawiał kawy od trzech dni, praktycznie s-skazał się na śmierć. Nie umiał jeść, podobno paliło go od tego gardło...ja, ja wiedziałem, że muszę działać."
"Shhh." objąłem go, przyciskając za ramię do swojej klatki. Może byłem z kamienia, ale potrafiłem grać czułego. "Jak nie chcesz o tym mówić to się wstrzymaj."
"To był najcudowniejszy ślub na ziemi." kontynuuje i myślę, że mówi szczerze, bo wyczuwam jak jego serce wyraźnie przyspiesza na samo wspomnienie "Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego. Nigdy nie czułem się z nim tak blisko."
Louis rozprostował w powietrzu swoją małą dłoń, na którą Harry, we własnej osobie, zakluczył obrączkę. Złotą, z naprawdę pięknym grawerem H&L wyłożonym kolorowymi diamencikami. Musiał wydać na nie fortunę.
"Nie chciał przestać trzymać mnie za rękę." uśmiechnął się prze łzy w moją koszulkę. "Następnego dnia pomachałem fanom z okna i zauważyli obrączkę. Chciałem, żeby wiedzieli."
"A Harry?" posyła mi pytające spojrzenie. "Czy Harry chciał?"
Przygryza wargę, by powstrzymać szeroki uśmiech.
"To był jego pomysł."

***

Wtedy jeszcze nie wiedział, że Harry zgotował dla niego wielką niespodziankę, która sprawi, że doceni swoje życie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top