12

Bo najczęściej możemy mieć tylko podróbki tego czego pragniemy.

"Kogo, kogo kochasz?" wyrywa mi się,zanim przemyślę o co faktycznie mam zamiar spytać. Otwieram oczy i nabieram drżący wdech, który dzieli mnie od prawdy. Boże co się dzieje.
"O czym ty mówisz, Harry?" pyta cicho i niepewnie. Nie płacze, wygląda na całkiem opanowanego- wydaje się to dziwne zważając na zdecydowanie odwrotne zachowanie kilka sekund temu. "Nic nie mówiłem o miłości."
"Powiedziałeś,że chciałbyś się ustatkować i zdałeś sobie sprawę, że już kogoś kochasz." cytuję, nagle niechętny na jego gierki,odsuwam się na pewną odległość. "Powiedziałeś tak przed chwilą. Słyszałem to, Louis, nie rób ze mnie idioty."
"Pytałem cię czy chcesz kawy i mi nie odpowiadałeś." odpowiada zmartwionym tonem i słyszę jak pociąga noskiem, a w jego oczach zbierają się łzy. "Jak bardzo rzeczywiste są te halucynacje?Chryste."

Nagle wszystko mnie i uderza i załamuję się, bo mój organizm dobrze wie jak mnie podejść. Marzyłem,żeby to powiedział, marzyłem to poczuć i moja halucynacja właśnie to przedstawiła.
Louis mnie nie kocha.
Louis nie chce się ustatkować- nigdy mu to nawet przez myśl nie przeszło. Nikt mnie nie chce kochać i nikt mnie nie zdąży pokochać.
Otuliłem zgięte nogi rękami i wgapiłem się w zdjęcie na ścianie. Na oprawionej w ramkę fotografii był Louis, ale jaki piękny, w blasku słońca, z wpadającą do oczu grzywką. Ja zrobiłem mu to zdjęcie. Na plaży. W Los Angeles. Polecieliśmy tam za czasów studiów, kiedy zadano nam odwiedzenie nowego miejsca i napisanie obszernego artykułu na jego temat. Louis chciał do LA, a ja podążyłbym za nim nawet na księżyc. Wynajęliśmy domek, ale też łódkę oraz auto, w sumie wszystko, żeby spędzić ten czas w ruchu.
Nie ukrywam, że tęsknię za tymi dniami, za przespanymi nocami, za szczęśliwym Louisem, który miał suche policzki. Gdybym tylko mógł cofnąć się w czasie i przeżyć wszystko jeszcze raz albo lepiej. Zapamiętałbym szczegóły, które już trochę uciekły.
Ale nie dało się.Przychodzi w życiu chwila w której uświadamiasz sobie, że nadziei już dawno nie ma i trzeba poszukać innego rozwiązania. Może drastycznego, jednak to lepsze niż w stanie miejscu, gołymi stopami na rozpalonym ognisku.
Pierwszy raz biorę pod uwagę samobójstwo.


18.05.2014
Dzwoniła Daisy, przy czym chodziło jej o zrobienie krótkiego testu, który wykazał, że trzymam się coraz gorzej. Nie chciała mnie straszyć ani ostrzegać, po prostu powtórzyła dawne słowa o wykorzystaniu odpowiednio ostatniej chwili, która mi pozostała.
Co do Louisa... zamknął się w sobie. Nie dawał żadnych znaków, które mogłyby wykazać minimalne zainteresowanie moją osobą. Rzadko ze mną gadał, chodził przymulony, siedział przygarbiony na kanapie i oglądał stare mecze. Często zasypiał z herbatą w dłoni i rozlewał całą zawartość na koc. Wcale go to nie budziło. Ani huk kubka uderzającego o podłogę.
Nocami przysuwał się do mnie i chrapał do ucha. Już nie mówił przez sen; czasami niespokojnie zmieniał pozycję, ale poza tym było jak dawniej. Odkryłem też jego tajemnicę. Wczoraj, kiedy wyszedł na spotkanie z Zaynem, szukałem tabletek, by ładnie mówiąc, przedawkować. I wiecie co się okazało? Że znalazłem puste opakowanie po nasennych i nieodpakowane pudełeczko antydepresantów w szufladce Louisa. To zdecydowanie przelało czarę goryczy, pobiegłem do kuchni napić się kawy, bo mój Louis, mój kochany Lou ma problemy przeze mnie i po prostu nie mogę go jeszcze zostawić
Później zwymiotowałem obiad i byłem słaby przez 4 godziny. Louis wrócił i pisał z Zaynem, co jakiś czas pytając o drobnostki. Od kiedy zaczęliśmy dzielić pokój- Louis bał się mnie zostawiać samego na noc- dowiedziałem się o szatynie więcej niż kiedykolwiek. Działał jak zegarek. Kąpał się o dwudziestej drugiej, cały mokry z kapiącymi włosami,wspinał się na łóżko i zakopywał się w kołdrze. Pół godziny pisał z kimś, przeglądał newsy, wyniki meczów i portale społecznościowe. O dwudziestej drugiej czterdzieści, pytał jak się trzymam i przyglądał mi się długo, doszukując zmian.Przestałem mu mówić o rzyganiu, halucynacjach i nieustających bólach głowy. To nie miało sensu, więc ucinałem rozmowę.Prawdopodobnie to jest kluczowy powód dlaczego zaczęliśmy się od siebie oddalać.
Przed snem czytał, czasami moją książkę,ale zdarzało się, że także od nieznanego mi autora. Gasił światło o dwudziestej czwartej, bądź chwilę wcześniej, jeśli był naprawdę nie do życia. Przykrywał nas wspólną kołdrą i czasami gładził moje plecy przed zaśnięciem.

To tak jakbyśmy czekali na moją śmierć. Ciągnęło się rutyną, smętną i chwilami nie do zniesienia. Dzień, noc, dzień, noc, dla mnie tonie miało znaczenia.
Do czasu.
Do czasu, kiedy Louis wykończył się psychicznie.
Pamiętam, że nie wpuszczał mnie przez jakiś czas do pokoju i puszczał głośno smutne piosenki.Siedziałem pod drzwiami, słuchając dobijającej muzyki wymieszanej z najstraszniejszym dźwiękiem: płaczem. I nie, nie byle kogo płaczem, tylko mojej miłości życia.
Chciałem mu pomóc, ale byłem tak zmęczony, że nie miałem pojęcia jak go podejść czy pocieszyć.
"Co mam zrobić, kiedy znikniesz z mojego życia?" spytał po drugiej stronie drzwi, gdy muzyka przerażająco ucichła. "Jak mam sobie ułożyć życie? Nie mam pomysłu. Zabraknie w nim ważnej osoby."
Nie odzywałem się, przetwarzając informację, by upewnić się, że nie jest to wytwór mojej wyobraźni.
"Louis."uderzyłem tyłem głowy o drzwi i przymknąłem oczy. "Chciałbym,żebyś dał jeszcze jedną szansę swojej rodzinie."
Coś zatrzęsło i poczułem jego gniew przez barierę oddzielającą nas od siebie.
"Nigdy! Nigdy, kurwa, nigdy, przestań!Dobrze wiesz co mi zrobili! Jak mnie traktowali..."
"Musisz nauczyć się wybaczać..."
"Oni nie zasługują na moje wybaczenie! Ale wiesz co? Mieli to czego obawiali się najbardziej,nieudane gówno, mieszkające z osiągającym sukcesy pisarzem."
"Przestań..."
"Nie dorównuję ci nawet w procencie. Zawsze byłeś lepszy i mądrzejszy, jesteś zdeterminowany i potrafisz to wykorzystać..."
"Louis,ja się właśnie poddaję."
"Tylko tak mówisz."
"Jestem tchórzem."
ukrywając przed tobą coś co niszczy mnie podwójnie
"Dlaczego Bóg chce mi ciebie odebrać?"zapytał waląc pięścią w miejsce tuż nad moją głową. "Za jakie grzechy?"
Bóg? Niewierzący Louis, wzywający Boga? To ci dopiero interesujące.
"Byłem w kościele."wyznał.
"Co?"
"Słyszałeś. Szukałem kurwa odpowiedzi, a chrześcijanie zawsze tak chwalą sobie Boga,więc poszedłem."
"Znalazłeś to czego szukałeś?"
"Nie wiem. Nie. Raczej nie."
Chwila narastającej ciszy.
"Na Eda zawsze możesz liczyć, wiesz?"
"Spierdalaj mi z nim. Nie lubię go." wziął rozpaczliwy wdech, przesuwając się hałaśliwie bliżej ujścia ściany z drzwiami. "Haz, może źle robię myśląc o tym teraz, zamiast wykorzystać to, że cię mam, ale nie radzę sobie, kochanie, nie radzę..."
tak bardzo chcę się pozbyć rozpaczy z jego głosu
"Powinieneś wrócić do zwyczajnego trybu życia, sprzed dowiedzenia się, że jestem chory. Wtedy zacząłeś się zmieniać. Idź do klubu..."
"Nie chcę do niego wracać." szepnął trzęsącym się głosem. "Już nigdy."
I to ostatecznie złamało moje słabe serce.
Nie rozumiałem.



....Ed.Z pieniędzy z mojego konta kup dom w Los Angeles, najbliższy plaży,z dużymi oknami i tarasem. Łóżko ma być ogromne i wygodne.Pieniądze, które po mojej śmierci wpłyną na moje konto, mają być przelane na konto Louisa. Każdy następny funt idzie także na niego. Louis ma mieć gosposię,będzie mu prała, gotowała, usługiwała. Płać jej dużo. Po mojej śmierci Louis ma dostęp do wszystkiego co moje <nasze>i ma możliwość rozporządzania wszystkim co było moje, albo miało być moje. Louis ma mieć prywatne sesje z terapeutą, przynajmniej dwa razy w tygodniu do chwili, kiedy się nie pozbiera. Znajdź najlepszego w mieście.
Ed, teraz zwracam się do Ciebie, proszę Cię, żebyś był dla niego podporą. Nie wymagam, żebyś go nagle pokochał, chcę, żebyś go pilnował. Dziękuję Ci za wszystko co zrobiłeś w moim życiu, jak je odmieniłeś i gdzie mnie zaprowadziłeś. Bez Ciebie byłbym nikim. Kocham Cię jak drugiego ojca.

Harry Styles, 20.05.2014



21.05.2014
"Potrzebujesz coś konkretnego?"
Obserwuję jak Louis sięga do wieszaka po moją starą bluzę, po czym zerka w moją stronę.
"Mam ochotę na rurki z kremem." odpowiadam natychmiast z rozmarzeniem. "I kup więcej kawy, ciasteczka cytrynowe, hm i lody ben&jerry's, wiesz które...."
"Harry, nie jestem pewien czy możesz na pusty żołądek jeść same słodkości...wyrzygasz to." mówi słabo. Stoi z opadniętymi rękami po bokach i rzuca mi współczujące spojrzenie. "Wybierz jedną rzecz z tego co wymieniłeś i coś na kolację. Okay?"
Mówił do mnie jak do dziecka.
"Zadecyduj sam."burczę.
Słyszę jak drzwi zamykają się z cichym hukiem i wiem już, że mnie zostawił. Tak po prostu.
Staram się nie myśleć, że metaforycznie tak też się stanie, kiedy zacznę słabnąć. Najpierw wszystko na pierwszy rzut oka będzie zwyczajne,normalne, aż mini impuls da ci znać, że zbliża się koniec. Nagle znikną światła, zniknie Louis, a ja już nigdy nie będę mieć szansy na zobaczenie go.
Urwie się film, a ból pochłonie cię w nieznany świat.
Wydaje się, że może stać się to równie dobrze w tym momencie.Wiedziałem, że tego nie uniknę i nie zliczę ile godzin zastanawiałem się w jakich okolicznościach byłoby najlepiej umrzeć.
Na pewno niezłym szokiem byłoby zastanie mnie nieżywego na kanapie. Także strachem przeżycie tego na własne oczy jak odpływam. Czasami wolimy nie znać szczegółów i po prostu dowiedzieć się prawdy. Może ta opcja powinna przytrafić się Louisowi, bo nie chcę, żeby patrzył ze mną Śmierci pod kaptur. Nie chcę tego. Modlę się, żeby to się nie stało.

Godzinę później wraca ze sklepu i nie odzywa się.Śledzę go wzrokiem, gdy kieruje się do kuchni, wypakowuje suche produkty i myślami jest gdzieś daleko daleko. Opiera się o blat,po chwili rzuca na niego serwetkę, a nasze spojrzenia się spotykają i nie jestem pewien o co chodzi i dlaczego jest taki zmieszany.
Płacze? Boże, czemu znowu płacze.
Wyrzuca z siebie przerażający szloch, który robi z jego ciała galaretę. Spuszcza głowę w dół, na co podnoszę się powoli do pozycji siedzącej,ale ten znowu na mnie zerka.
"Harry. Muszę ci zadać kilka pytań, ale...nie chcę żebyś kłamał."
Potakuję,zauważając przy okazji, że kupił wszystko o co go prosiłem,począwszy od rurek po lody.
Louis przysiada na oparciu kanapy i sięga po moją dłoń do której wciska miękki świstek. Jest to ta sama serwetka, którą przed chwilą widziałem na stole.Rozprostowuję ją na kolanie.

Bez ukrywania tym razem.Harry, główny bohater, Louis, bohater drugoplanowy, którego kocha.Książka w której wyznaję prawdę. Jak bardzo kocham Louisa, jaki jest, jaki ja jestem, jak wygląda nasze życie. W wersji dziennika.Dramat, nieodwzajemniona miłość.
Dopiski (Ed): zmień imiona, podkoloryzuj, że coś się między wami działo.


W gardle staje mi gula nie do przełknięcia. Nie patrzę na niego,zakrywam dłońmi twarz i zaczynam głośno płakać, krztusząc się własną śliną.
Niech to będzie halucynacja.
Niech to będzie halucynacja.
Niech to będzie halucynacja.
"Jeśli chcesz wiedzieć, to znalazłem to w kieszeni twojej bluzy. Szukałem listy zakupów i...zdecydowanie nie spodziewałem się tego,Harry."
Nie spodziewał się dowiedzieć, że go kocham,czy znalezienia tej przeklętej notki?
Jego głos jest zdystansowany, nie stara się też przybliżyć czy pocieszyć.Pewnie jest zniesmaczony, bo właśnie zniszczyłem naszą długoletnią przyjaźń.
"Zadzwoniłem do Eda." mówi piskliwym głosem, w dodatku cicho, jakby ktoś nas mógł podsłuchać. "I krzyczał na mnie, nowość, bo jestem tępy i nie domyśliłem się sam, tylko musiałem znaleźć pierdoloną serwetkę z naszymi imionami, żeby połączyć fakty."
Szlocha, dusząc to wszystko w sobie. Pociąga nosem i tak w kółko.
"Jak mogłeś to przede mną ukrywać? Napisałeś każdą jedną książkę o nas...Każdą książkę o tym co mogliśmy przeżyć...Iii, nigdy nie dałeś mi żadnego znaku."
Co proszę?
"Co ty kurwa mówisz?" pytam załamanym głosem. "Co ty pierdolisz?"
"Ty pojebie,dlaczego myślisz, że kurwa sypiałem z tymi dziwkami!"wybucha, uderzając mnie z całej siły poduszką. Odrywam się od rąk i patrzę na jego czerwoną, zalaną łzami twarz."Chciałem o tobie zapomnieć, a nie myśleć o tobie w ten sposób.Byłeś moim najlepszym przyjacielem, co miałem zrobić?! Ukrywałeś przede mną podstawowe informacje, choćby to, że jesteś gejem!"
Otwieram usta, ale nie wychodzi z nich żadne słowo.To co się dzieje...to musi być halucynacja.
"Louis,zaraz mi się wyrówna obraz, to pogadamy." mówię głośno,zmuszając się, bym naprawdę to powiedział "Chyba znowu mam omamy."
"Czy ty myślisz, że to co mówię to jedna z twoich halucynacji?" nie jest mu do śmiechu, ale kręci z niedowierzaniem głową. "Posłuchaj mnie uważnie, jestem w tobie zakochany od dnia w którym wybiegłeś z domu, by się upewnić, że wszystko ze mną dobrze, gdy ciężarówka prawie we mnie wjechała. Miałem dopiero sześć cholernych lat i nie rozumiałem, czemu przyspiesza mi bicie serca na widok twoich pieprzonych loków."
Przez chwilę milczy, ale czuję, że jeszcze nie skończył.
"I dlaczego myślisz, że cię pocałowałem?" zaciska usta w wąską linię, ocierając mokre oczy. "Dlaczego myślisz, że tak się boję ciebie stracić?Dlaczego, dlaczego..."
Sięgnąłem do jego grzywki i odgarnąłem ją trzęsącymi się palcami na bok. Przeszły mnie dreszcze i sam już nie wiedziałem czemu panikuję.
bo nie miałem powodu do paniki
moja miłość życia przyznała, że mnie kocha i to nie jest żaden żart
mam powód do szczęścia
mam powód do życia
"To nie jest halucynacja."stwierdzam, a on kręci głową, przyciągając moją dłoń do swojego policzka. Ułożył ją tam, ogrzewając zziębnięte opuszki palców, aż przekręcił głowę i ucałował ustami moje kostki.
"Nie jest." szepcze w moją skórę.
"Nie jest" powtarzam po nim cicho.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top