8. Zaczynają się problemy

– Za nowych członków załogi i statek!

Luffy wraz z przyjaciółmi świętowali. Oczywiście wszyscy szanujący się piraci muszą zrobić przyjęcie z okazji nowego członka załogi, prawda?

– Jak nasz kurs? – spytał Zoro, patrząc spod swojego nowego miejsca pod masztem jak młodzi się bawią (czasem czuł się przy nich dwa razy starszy…). 

– Jako że Luffy’emu wszystko jedno gdzie płyniemy, wybrałam jeden z podstawowych szlaków. Miniemy po drodze jedną bezludną wyspę, więc Luffy będzie mógł się na niej wyszaleć, jeśli znudzi mu się na statku. – Nawigatorka westchnęła na końcu, narzekając pod nosem jak uciążliwą osobą jest ich kapitan.

– A pogoda? 

– Na razie nie zapowiada się na żadne niespodzianki, ale przydałoby się szybko nauczyć obsługi statku tych opornych.

Nami rzuciła wyraźnie spojrzenie na tańczących wraz z Usoppem Luffy’ego i Kayę, na co Zoro się skrzywił.

– Mogę czegoś tam nauczyć kapitana, ale ty bierzesz drugą wiedźmę – mruknął, pamiętając o jej obietnicy złapania go w pułapkę. Nagle jednak czyjaś pięść uderzyła go w tył głowy, posyłając na deski pokładu.

– Nawet się nie waż drugi raz nazywać tak Kayi!

Na głośny dźwięk trójka, zajmująca się zabawą zwróciła na nich uwagę.

– Zoro znokautowany! – zaśmiał się Usopp, już po chwili uciekając przed goniącym go szermierzem. – Przepraszam, nie zabijaj mnie!

– Shishishi od razu jest tutaj zabawniej! 

Kaya zachichotała, siadając już trochę zziajana na pokładzie.

– Jak tak dalej pójdzie to będę przy moim limicie już przed walką – powiedziała, opierając się o reling.

– Huh? Jakim limicie? – Luffy kucnął obok niej zaciekawiony, reszta załogi też ich okrążyła.

– Mam straszną kondycję. Już jako dziecko byłam dość chorowita i do tej pory coś się mnie trzyma. Tata chciał kiedyś pojechać po jednego znajomego lekarza z Grand Line, ale powiedziałam, żeby tego nie robi. W końcu taka wyprawa jest niebezpieczna, a to nie tak, że zginę jeśli tego nie wyleczę lub coś. Myślę, że dzięki moim lisim genom jestem na to trochę bardziej odporna. Kiedy używam mocy drzemiącej wewnątrz mnie jestem silniejsza, szybsza i zwinniejsza, ale trwa to tylko jakieś pół godziny, no maksymalnie godzinę.

– Huh, mamy w sobie coś takiego?

– Tak, ale tata mówił, że ciężko z tego korzystać… prawdopodobnie moja zła kondycja przyczyniła się do tego, że to odblokowałam. Organizm musiał się dostosować do złych warunków, a od początku byłam raczej dość pobudliwym dzieckiem. – Kaya zaśmiała się, a Luffy zamyślił. Nigdy nie słyszał o czymś takim, ale właściwie niewiele wiadomo o pół-ludziach. Nawet jeśli ktoś odblokowałby jakąś moc to szansa, że dowie się o tym inna taka osoba była niewielka, więc zazwyczaj tego typu tajemnice zabierano ze sobą do grobu lub trzymano w obrębie rodziny.

– Więc po prostu musimy znaleźć tego lekarza jak będziemy na Grand Line, prawda? Łatwizna, shishishi!

– Nie mów tak, jakbyśmy mieli go spotkać na trzeciej napotkanej wyspie! – zawołał na to Usopp, uderzając go w tył głowy. – Grand Line jest dość spore, wiesz?!

– Pół godziny jest wystarczające, by pokonać przeciwnika. A jeśli Kaya będzie jedynie jako nasz pomocnik, tworząc swoje pułapki, powinna nie mieć większych problemów – dodał Zoro, po czym spojrzał oceniająco na blondynkę. – Jak dobrze potrafisz posługiwać się rapierem?

– Ummm… myślę, że w miarę dobrze? Rodzice mnie tego uczyli, a jakby co znam się trochę na podstawowych truciznach. Zatrucie ostrza środkiem paraliżującym nie byłoby problemem.

Zoro skinął głową na jej objaśnienia, opierając rękę na własnych ostrzach.

– Przy najbliższej okazji zrobimy sparing. Zobaczę jak sobie radzisz.

– Naprawdę? Dziękuję!

Twarz Kayi rozjaśniła się w uśmiechu, jednak eszta spojrzała na Zoro spod zmrużonych oczu.

– Oi, to teraz nasza towarzyszka, pamiętaj o tym – powiedział Luffy.

– Nie próbuj jej zabić – dodał Usopp.

– Pamiętaj, że ma słabą kondycję – Nami zakończyła.

– Oi! Nie mówcie tak, jakbym o tym nie wiedział!

Cała trójka rzuciła mu spojrzenia pełne wątpliwości. 

***


Piraci zajęli się swoimi sprawami. Kaya i Nami rozpakowywały swoje pakunki, Usopp znalazł trochę miejsca w ich kuchnio-jadalni, rozkładając tam swój mini-warsztat, w którym zajął się robieniem nowych pocisków. Po ostatniej bitwie jego zapas bardzo zmalał, a teraz, kiedy został piratem, będzie ich pewnie jeszcze bardziej potrzebować niż dotychczas. Zoro spał gdzieś na głównym pokładzie.

Wszyscy byli zajęci sobą, tak więc popełnili jeden, bardzo poważny błąd. Nikt nie pilnował, by ich kapitan nie robił głupich rzeczy. Tak więc Luffy, bardzo dobrze wiedząc o swoich dość marnych zdolnościach artystycznych, postanowił w końcu przenieść swoją wymarzoną piracką banderę na rzeczywistą flagę. Udało mu się znaleźć jedną z zapasowych flag pod pokładem, tak samo jak puszki z farbą i pędzle, które najwidoczniej zostały tam jeszcze z czasów, gdy malowano ściany wewnątrz statku. Luffy nie myślał, skąd się tam wzięły, będąc bardziej podekscytowanym efektem swojej pracy.

Pierwszą osobą, która zauważyła, że coś jest bardzo nie tak, była Nami. Mieli nowy, wciąż nie do końca zbadany statek, a nigdzie nie było słychać szczęśliwych krzyku ich kapitana? To mogło oznaczać tylko kłopoty (ewentualnie Luffy znów zasnął w szufladzie, ale Nami wolała nie rozpamiętywać tamtego wspomnienia). 

Już po chwili usłyszała bardzo zadowolony z siebie śmiech kapitana.

– Oh, myślisz, że znalazł coś ciekawego? – spytała Kaya, podnosząc głowę znad szafki, w której układała ubrania i patrząc na drzwi zaciekawiona.

– Raczej znowu zrobił coś głupiego, gumowy koci idiota – mruknęła na to wyjątkowo niezadowolona nawigatorka, zamykając szafę. – Chodź, zobaczymy co to takiego i może postaramy się, by nie zatopiło to statku.

– EH?! To może być coś tak niebezpiecznego?!

Kaya wrzasnęła przestraszona, jednak po chwili na jej twarzy pojawiło się podekscytowanie i pobiegła za Nami na główny pokład. Już byli tam Zoro wraz z Usoppem, a Luffy kiwnął w ich stronę, by podeszły bliżej, gdy tylko je zobaczył.

– Heeej! Chodźcie zobaczyć naszą piracką flagę! – zawołał szczęśliwy, a Nami odetchnęła z ulgą. Więc ten jeden raz nie zrobił niczego głupiego, dobrze…

– Będziemy mieli prawdziwą piracką flagę?! – Kaya zaklaskała, będąc całkowicie zakochaną w pomyśle pływania pod piracką banderą, jej zachwyt od razu podchwycił też Usopp.

– Jak prawdziwi piraci!

– Tak. Jesteśmy piratami – zauważył Luffy, patrząc na nich, jakby byli dziećmi, którym nawet najlogiczniejsze rzeczy trzeba kilka razy tłumaczyć, na co dwójka się nadąsała. 

– Tak, wiemy, ale-

– Dobra, nieważne! – przerwał im podekscytowany kapitan, podnosząc gotowy rysunek na fladze w górę. – Patrzcie na to!

Całej czwórce na chwilę odebrało mowę. Patrzyli na to… coś z przerażeniem. Kilku z nich zaczęło na nowo zastanawiać się nad tym, czy dołączenie do tej załogi było naprawdę dobrym pomysłem.

– To jest… nasza bandera? – spytał Zoro po chwili, przerywając ciągnącą się ciszę.

– Tak! Już odkąd byłem dzieckiem myślałem jak powinna wyglądać. Jest świetna, prawda?

–Wow, nie sądziłem, że ktoś może być aż tak zły w malowaniu… – powiedział w szoku Usopp, na co Kaya przywaliła mu w tył głowy.

– Jesteś okropny! – oznajmiła zdenerwowana po czym odwróciła się z powrotem w stronę Luffy’ego z uśmiechem. – Myślę, że jest super! Trzeba to tylko trochę… poprawić, tak, poprawić. Na przykład przydałoby się zamalować te niedomalowane białe części na czarno.

Luffy położył materiał na ziemi i jeszcze raz na niego spojrzał krytycznym okiem.

– Faktycznie! Masz rację, nie zauważyłem tego. Jak to poprawimy będzie idealnie! 

– Tak, jasne, idealnie… – powtórzyła Kaya cicho, kropla potu spłynęła jej po skroni. To nie było dokładnie to, co chciała mu przekazać…

– Nie oceniaj, może to taka abstrakcja? – szepnęła do niej Nami, chodź sama nie była przekonana w to, co mówi.

– Tak myślisz?

– Piracka bandera powinna wzbudzać strach przeciwników, a nie załogi, która pod nią pływa – zauważył logicznie Zoro, po czym dodał jeszcze: – No, ale można powiedzieć, że w jakimś procencie spełnia te założenia, w końcu faktycznie jest straszna.

– Ja już nawet nie wiem, czy to ukryta pochwała czy zniewaga… – odparła na to Nami.

– Jest po prostu szczery do bólu – mruknął Usopp, pocierając bolące miejsce. Następnie westchnął dramatycznie i wziął pędzle. – Nie martw się kapitanie, szybko to poprawimy. Nawet taki krytyk jak Zoro nie będzie mógł powiedzieć złego słowa o naszej banderze. W końcu jestem światowej klasy malarzem!

– Niesamowite! Naprawdę?!

– Oczywiście, ludzie ze wszystkich mórz proszą mnie, bym namalował im jakieś arcydzieło – powiedział z dumą.

– Tylko raz moi rodzice cię o to poprosili – zauważyła na to Kaya.

– Kaya! Jak możesz tak psuć moją opowieść! 

– Ehh?! Więc to nieprawda?!

Nami jedynie wywróciła na nich oczami, po czym usiadła obok snajpera. Usopp spojrzał zmieszany jak bierze pędzel z czarną farbą. 

– Co? Najpierw trzeba to zamalować, tak? Pomogę ci, skoro to ma być nasza flaga. – Prychnęła, jakby robiła mu wielką przysługę, a on śmiał jej odmawiać. 

Sama nie wiedziała dokładnie czemu nie zostawiła tego po prostu w rękach Usoppa. Może gdzieś w głębi siebie chciała spędzić wspólnie z tą zabawną załogą jak najwięcej czasu nim ich opuści? Ale przecież już od dziecka była piratem i przestała patrzeć na to, ile szkód komuś może wyrządzić to, co robi. W końcu w tym świecie albo wykorzystujesz innych, albo jesteś wykorzystywanym.

Więc dlaczego zaczynała mieć wyrzuty jeszcze zanim cokolwiek zrobiła? Dlaczego zaczęła się przywiązywać?

Nami zdecydowała. Przy najbliższej okazji od nich odejdzie. Tylko najpierw upewni się, że zdobędą kogoś, z kim nie zginą z głodu, bo nie dopłynęli do wyspy w wyznaczonym czasie.

***


Następnego dnia Nami ma ochotę bardzo mocno przywalić sobie w łeb. Jak wczoraj mogła myśleć takie rzeczy, gdy już następnego dnia zabrakło im jedzenia?!

Zdenerwowana nawigatorka z rozmachem otworzyła drzwi prowadzące na główny pokład, gdzie właśnie Usopp z Luffy’m urządzali sobie zabawę w ganianego. Przeszła przez próg zdenerwowana i gotowa uderzyć pewnego gumowca, gdy poczuła, że zawadza o coś nogą, po czym bez żadnego ostrzeżenia spadła na nią masa mąki.

– Ha, Zoro! I co teraz?! Dałeś się złapać! – ktoś krzyknął obok niej, na co odwróciła się zdenerwowana. Kaya biegła w jej stronę, ale zatrzymała się, gdy tylko zauważyła, kto dokładnie wpadł w jej pułapkę. – Ojej, Nami… co ci się stało?

– Ty się stałaś! Co to miało być?! – wrzasnęła wkurzona nawigatorka, na co dziewczyna profilaktycznie się cofnęła.

– Ale że ja? – spytała z najbardziej niewinną i zaskoczoną miną, jaką mogła kiedykolwiek przybrać, po czym pokazała palcem na siebie. – Nieee, nie mam nawet pojęcia co się stało.

– Nie ważne, teraz jestem bardziej wściekła na Luffy’ego niż ciebie – powiedziała Nami przechodząc obok niej, na co Kaya westchnęła z ulgą.

Luffy nie miał tyle instynktu samozachowawczego co ich nowa pielęgniarka, więc od razu jak tylko zobaczył Nami, przestał grać i podbiegł w jej stronę.

– Hej, Nami! Oh, wyglądasz dzisiaj inaczej. Ooooo! Robimy zabawy w przebieranki? Czemu nic nie mówiłaś, ja też-

Luffy’emu nie udało się dokończyć, gdyż pięść Nami spotkała się z jego twarzą w połowie zdania, wysyłając go prosto na barierkę. Luffy wstał i spojrzał na nią nieco urażony.

– Czemu mnie uderzyłaś?!

– Luffy… – Nami uniosła jeszcze raz pięść do góry, na co Luffy przełknął, poddenerwowany. – Powiedz mi proszę, kto zjadł całe nasze miesięczne zapasy w niecałe dwa dni?! 

– To był jeden dzień! – sprostował, pokazując jej jeden palec. 

PLASK.

Nami odeszła od rozpłaszczonego na deskach pokładu ciała Luffy’ego zdenerwowana, mrucząc pod nosem jakieś obelgi. 

– Co się stało? – spytał Usopp, nagle pojawiając się na pokładzie.

– Wiedźma nie doceniła naszego kapitana i teraz jest na niego za to zła. – Zoro wzruszył ramionami, za co po chwili również oberwał. 

– Nie doceniłam, mówisz?! Te zapasy nawet z tym jego żołądkiem powinny starczyć nam na miesiąc! A on to zeżarł w jeden dzień! Jak mamy przeżyć na morzu w taki sposób?! Wyżywić go jest gorzej niż całą armię! 

– Shishishi, tata z dziadkiem zawsze tak mówili do mnie i moich braci!

– Jest takich więcej?! Jak na świecie mogliście w ogóle wyżywić się na tej waszej wyspie?!

Usopp powoli wycofał się w stronę Kayi, by może podpytać, czemu ich nawigatorka jest w aż tak złym humorze. Rozumiał, że brak jedzenia to nie przelewki (jednak czy Luffy naprawdę mógł tyle zjeść…?) ale miał wrażenie, że dołączyło do tego coś jeszcze. I jakoś chyba wiedział, kto jest odpowiedzialny za aż tak zły humor Nami.

– Oi, Kaya. Czemu Nami jest cała w mące? 

– Hmmm…? Nie mam pojęcia. – Kaya powiedziała to takim tonem, że jakby nie znał jej od dziecka, zapewne by jej uwierzył. Teraz jedynie spojrzał na nią z uniesioną brwią.

– A tak naprawdę?

– Próbuję złapać Zoro w pułapkę, ale przypadkiem Nami akurat tamtędy przeszła.

– …naprawdę zrobiłaś to w takim miejscu, że ktoś inny mógł w to tak łatwo wpaść?

– Hej! Według moich obliczeń Nami miała stamtąd nie wychodzić do obiadu! A wtedy Zoro by przyszedł i boom! Zrobione! – Kaya próbowała się jakoś bronić, jednak Usopp jedynie spojrzał na nią płasko.

– Tego obiadu, na którego zrobienie nie mamy żadnych składników?

– WIĘC TO LUFFY BYŁ TYM, KTÓRY ZNISZCZYŁ MÓJ WSPANIAŁY PLAN?!

Usopp jedynie pokręcił zrezygnowany głową. Nie wiedział, co zrobił szermierz, żeby Kaya zaczęła teraz na niego polować, ale już mu współczuł… sobie też, bo miał nieszczęście mieszkać na tym samym statku. Było oczywiste, że Kaya będzie rozkładać pułapki w miejscach, gdzie każdy przechodzi, ponieważ cóż, nie dało się zrobić inaczej, mając do dyspozycji tak ograniczoną przestrzeń. Usopp mógł tylko mieć nadzieję, że nie złapie się przez przypadek, oraz że z Zoro szybko pójdzie. Kaya na dłuższą metę może okazać się upierdliwa, gdy zacznie przesadzać.

Cóż, czy właśnie nie byli świadkami tego, jak szkodliwe są takie pułapki na własnym statku? Miał nadzieję, że szybko jej minie.

***


– Ahhhh… umrzemy zanim jeszcze nasza piracka przygoda się rozkręci! 

– Umieram z głoduuu!

– Buggy mówił prawdę o tym, że potrzebujemy kwatermistrza – jęknął Luffy. – Przy najbliższej okazji jakiegoś zdobędziemy… i kucharza! 

– Oooh tak! W końcu nikt tutaj nie umie gotować – zauważyła Kaya, na co Usopp prychnął. 

– Ty jeszcze nie widziałaś wspaniałego Kapitana Usoppa w akcji. 

– To ja jestem kapitanem! 

– Cokolwiek.

Przez kilka minut trwała cisza. 

– Nudzi mi sieee – Luffy jęknął i przewrócił się na brzuch, uderzając dłonią w deski pokładowe. 

– Spokojnie, Wielki Usopp za chwilę znajdzie sposób na nudę! Oto opowieść o tym jak jeden piracki statek dryfował po morzu pełnym niebezpieczeństw, nie mając ani ziarnka ryżu do zjedzenia…

Kaya, Luffy oraz Usopp leżeli na pokładzie, głośno jęcząc na swój nieszczęsny los już od jakiejś godziny. Nami zamknęła się w kuchni, poprawiając ich kurs ku pewnej niezamieszkałej wyspie, na której miała nadzieję zdobyć coś do jedzenia, a Zoro po prostu spał. A raczej starał się zasnąć wśród tych wszystkich skarg.

– I co się stało z załogą?! – podłapał Luffy, opierając się na dłoni, by spojrzeć na Usoppa, który to zaczął opowiadać tę historię.

– Wszyscy umarli z głodu, koniec – skończyła za niego Kaya, na co snajper spojrzał na nią urażony.

– Hej! Nie psuj mojej historii w taki sposób!

– Nie psuję, tylko mówię jak było. Zaraz my też skończymy w ten sposób.

– Nami dzisiaj mówiła, że jesteśmy blisko wyspy – zauważył Usopp, a Luffy z powrotem opadł na deski pokładowe.

– Mhm mówiła tak też wczoraj.

– Tak, ale teraz pewnie jesteśmy bliżej.

Zoro poczuł jak na jego czole wyskakuje pulsująca żyłka. Jak długo zamierzali ciągnąć ten sam temat?! Czy nie kłócili się o to co pół godziny?

– Nie mamy jedzenia tylko od jakichś, nie wiem, trzech dni. To nie tak dużo, ludzie mogą przeżyć o wiele dłużej – powiedział w końcu zirytowany

– Średnio bez jedzenia człowiek przeżyje jakieś pięćdziesiąt dni, a bez wody do tygodnia. Prawdopodobnie ze względu na mój stan zdrowia umrę pierwsza, więc wy może przeżyjecie, jeśli mnie zjecie. Tylko mózg wywalcie, bo tego się nie je – powiedziała Kaya z twarzą bez wyrazu, jakby czytała jedynie artykuł z jakiejś książki naukowej.

Cisza zaczęła się przedłużać, wszyscy patrzyli na nią z różnego rodzaju szokiem.

– Nie zjemy cię! – zawołał na to Luffy po chwili namysłu.

– Co było z tą ciszą wcześniej?!

– Nie gadaj takich głupot więcej!

– Dopływamy do wyspy! – zawołała Nami, wychodząc z kuchni. – Dlaczego żaden z was, idioci mnie nie zawołał?

Nami przystanęła, patrząc na scenę przed nią w ciszy. Usopp z Luffy’m i siłowo zmuszonym Zoro (rozciągnięte ramię Luffy’ego trzymało go z nimi) prawdopodobnie… starali się udusić Kayę? Tak więc cała czwórka leżała w kupie kończyn na pokładzie, na co nawigatorka jedynie westchnęła. Przynajmniej wreszcie dopłynęli.

Luffy… zasnął. A przynajmniej zniknął nim dopłynęli do wyspy, więc to znaczyło, że prawdopodobnie zaszył się gdzieś, żeby w spokoju spać. Przedtem powiedział coś o tym, że na wyspie są prawie same zwierzęta i to nie będzie przygoda, kiedy główna atrakcją wyspy będzie od niego uciekać. 

Nami rzuciła mu wtedy zdziwione spojrzenie, jednak faktycznie kiedy o tym pomyślała mogła przypomnieć sobie, że gdy rozmawiali o tym, kim jest Luffy, mówił on, że zwierzęta boją się jego aury. Nami stwierdziła, że jest to strasznie niesprawiedliwe, bo Luffy kocha różnego rodzaju zwierzęta (nie zamykał się o psie, o którym słyszał jedynie z opowieści gdy wypłynęli z Orange Town i Nami miała go już wtedy dość). Miała nadzieję, że na Grand Line będzie inaczej. 

Zoro rozejrzał się znudzony po nowej wyspie. Luffy nie chciał im powiedzieć, czy jest tam ktoś jeszcze prócz samych zwierząt, co było… prawdę mówiąc upierdliwe. Zoro chętnie zostałby na statku, jednak ktoś musiał obronić załogę, skoro kapitan postanowił odpuścić sobie zwiedzanie. Za to Kaya i Usopp zdawali się być podekscytowani nadchodzącą przygodą. W końcu to pierwsza wyspa w ich pirackiej karierze! Musieli się wykazać. Nami najwyraźniej jako jedyna pamiętała, że przecież nie mają jedzenia i po takowe tutaj przypłynęli. 

– Pamiętajcie, że jesteśmy tu tylko uzupełnić zapasy, nic więcej – powiedziała, wysuwając się na prowadzenie. – Powinniśmy móc znaleźć przynajmniej owoce, a jeśli dobrze to rozegramy, starczą nam do następnej wyspy.

– Dobrze rozegramy czyli nie damy ich zeżreć Luffy’emu? – spytał nieprzekonany Usopp. Kaya przed chwilą ich wyminęła i pobiegła do lasu. Już po chwili jej ogon zniknął w zaroślach.

– Mamy szczęście, że ten debil nie lubi ich aż tak jak mięsa, więc może jakoś się to uda. Najwyżej Kaya zainstaluje jakąś pułapkę przed lodówką lub coś.

– Oooh to mądre! Faktycznie mogę też pomóc i razem coś zmajstrujemy. – Usopp kiwnął kilka razy do siebie głową kiedy razem z Nami zagłębiali się w las.

Żadne z nich nie zauważyło, że zgubili szermierza.

***


Zoro rozejrzał się zdezorientowany. Dopiero co wszyscy tu byli, więc czemu teraz nagle się zgubili? Czy naprawdę musiał ich ciągle pilnować?

I co tu robiło pięć pustych skrzyń? Może tak naprawdę wiedźma już tu była wcześniej… tak, to wygląda jakby było jej robotą. A na razie miejsce nie jest takie złe do drzemki. Skoro Nami już tu była, wyspa nie powinna być niebezpieczna ani nic, prawda?

***


Kaya nie mogła uwierzyć własnym oczom. Właśnie tuż obok niej przypełzł wąż z uszami królika! A chwilę wcześniej była pewna, że widziała owcę ze skrzydłami! Ta wyspa była taka zabawna!

Przez to wszystko sama postanowiła się zmienić i pobiegła za jakąś jelenio-kaczką. Już po chwili jechała na niej zadowolona z siebie. Zdobyła darmowego przewodnika!

Gdzieś w innej części lasu ktoś krzyczał, ale Kaya nie zwróciła na to uwagi, bardziej zajęta oglądaniem tych wszystkich dziwnych zwierząt. Była ciekawa jak to w ogóle możliwe, że na East Blue istnieje coś takiego? Może przybyły prosto z Gran Linde?

Ah, jak żałowała, że nie ma tam nigdzie żadnego lisa! Nawet nie może niczego się dowiedzieć!

Kaya nie mogła jednak pozbyć się przeczucia, odbijającego jej się o tył podświadomości, że te wszystkie zwierzęta w jakiś sposób przypominają to, jak zbudowani są ona i Luffy… 

***


– Kokokoko.

Nami i Usopp przystanęli, nasłuchując. Gdy dźwięk się powtórzył, Usopp schował się za dziewczyną wyciągając procę.

– Pokaż się! Wielki Kapitan Usopp nie pozwoli ci nikogo skrzywdzić!  – krzyknął, na co nawigatorka rzuciła mu niedowierzające spojrzenie.

– …więc dlaczego Wielki Kapitan Usopp się za mną chowa?

– Uh, myślałem, że wróg jest z drugiej strony…

Usopp spojrzał gdzieś w bok, a Nami jedynie wywróciła oczami na to oczywiste kłamstwo. Właśnie wtedy koło nich przeszło stworzenie, które wydawało ten dźwięk. Można by je uznać za koguta, gdyby nie miał ciała… lisa? Lub czegoś takiego.

– Czy… Kaya może zmienić się w coś takiego? – spytała po chwili ciszy Nami, zerkając na Usoppa.

– Z tego co wiem nie… 

Spojrzeli po sobie, po czym wzruszyli ramionami i poszli dalej. Może i ten las był dziwny, ale musieli zdobyć jedzenie.

– Czy to… lew? – Usopp ukucnął, patrząc na kolejne dziwne stworzenie przed nimi.

– Bardziej świna z dziwną grzywą – mruknęła na to Nami. – Nie podoba mi się ten las, powinniśmy szybko znaleźć jedzenie i wypłynąć.

Usopp kiwnął głową na zgodę. Ta przygoda wcale nie była tak wspaniała, jak myślał, że będzie. I mimo że dziwne stworzenia były ciekawe, to coś w tej całej sytuacji go niepokoiło.

– Ani kroku dalej!

Usopp wrzasnął i wskoczył z powrotem za Nami, która zesztywniała i rozejrzała się. Skąd dochodził ten głos?

– K-kim jesteś? J-jak śmiesz w-wyzywać W-Wielkiego Kapitana U-Usoppa! – Mimo słów snajpera jego postawa wcale nie dodawała mu powagi.

– Jestem strażnikiem tego lasu! Jeśli nie chcecie zginąć, radzę wam opuścić to miejsce! 

– Z-zginąć?! Z-Zoro chodź, bierz go! Daję ci pierwszeństwo! – Usopp z Nami czekali na ruch szermierza, jednak… nic się nie stało. – Zoro…?

Usopp odwrócił się. A następnie wrzasnął.

– Nie ma go! Już go dopadł!

Nami miała zgoła inny pomysł na to, co się mogło stać. Zirytowana uderzyła się w twarz.

– Ten idiota już zdążył się zgubić?!

– Oh, hej, co tu robicie?

Tuż przed nimi pojawił się jeleń… albo kaczka, na którym siedział jeden znajomy, zadowolony z siebie lis.

– Kaya?! Gdzieś ty była? 

– Zwiedzałam! – powiedziała szczęśliwa, po czym zmieniła się z powrotem w człowieka i pogłaskała zwierzę po grzbiecie w uspokajającym geście. – Te wszystkie zwierzęta są takie fajne! Szkoda, że kapitan nie może tego doświadczyć, od razu uciekłyby od jego aury, nihihi.

– Jak zaprzyjaźniłaś się z Kaczorem II?! 

Cała trójka obróciła się w stronę głosu. Okazało się, że tuż przed nimi stała dziwna skrzynka… z której wyrastał krzak? Do tego wyraźnie się poruszała…

– Oh, więc tak się nazywa! – szczęśliwa Kaya raz jeszcze spojrzała w stronę zwierzaka. – Mogę docenić twój zmysł nazewniczy.

– Po prostu wybrał jeden gatunek, po którym go nazwał! – wrzasnął na to Usoppp.

Minęło trochę czasu nim wszyscy się uspokoili, po czym wysłuchali tłumaczenia tajemniczej skrzynki. Okazało się, że był to tak naprawdę Gaimon, mężczyzna, który utknął w niej jak był młodszy jakieś dwadzieścia lat temu. Teraz broni zwierząt, mieszkających na wyspie przed kłusownikami. Na początku myślał, że oni też przyszli tylko po to, by zdobyć kilka rzadkich okazów.

Między nim i Kayą od razu coś kliknęło, najwyraźniej dziewczyna zdążyła już przywiązać się do dziwnych stworzeń. Zaczęli o nich długą rozmowę, później temat jakoś zszedł na to, w jaki sposób mężczyzna trafił do skrzyni i że pilnuje również skrzyń ze skarbami. Nawet pokazał im górę, na której były przez tyle lat.

– Oh! Zoro tu jest! – zawołała Kaya, której udało się wspiąć na górę dzięki swojej lisiej postaci.

– Wreszcie się znaleźliście. Naprawdę strasznie się gubicie – powiedział szermierz, a Gaimon spojrzał zdziwiony w górę.

– Nawet nie zauważyłem, że była z wami kolejna osoba! – wykrzyknął zaskoczony, bo jakim cudem ten mężczyzna tak łatwo ominął jego straż?

– To ty się zgubiłeś! – zawołali na to Nami z Usoppem. Roronoa jedynie wywrócił oczami.

Kaya natomiast odwróciła się w stronę skrzyń z wielkim uśmiechem na twarzy.

– Hej, tutaj są! Możemy je mu oddać! Hej, staruszku! Zaraz zobaczysz skarb, który pilnował przez te lata!

Zoro spojrzał na dziewczynę, szybko domyślając się, o co mogło chodzić. Odciągnął ją i podszedł do krawędzi, patrząc na resztę załogi i dziwnego człowieka-skrzynię.

– Jesteśmy piratami. Nie oddajemy od tak skarbów – powiedział krótko, siadając na ziemi. Kaya otworzyła zdziwiona buzię, ale po chwili ją zamknęła. 

– Zoro, ty nieczuły draniu! Co cię nagle napadło? Przecież zawsze masz gdzieś skarby! – zawołała ze swojego miejsca Nami. To ona w tej załodze miała bzika na punkcie pieniędzy, nie oni! Więc czemu teraz, kiedy zdecydowała, że skarb należy do Gaimona on mówił coś takiego?

– Właśnie! Wiesz ile ten człowiek pilnował swojego skarbu!?  – dodał swoje Usopp.

– Przestańcie… jesteście dobrymi dzieciakami. – Gaimon przerwał im, po czym raz jeszcze spojrzał w górę. – Powiedz mi szermierzu… te skrzynie są puste, prawda?

– Ano puste – powiedział Luffy, nagle pojawiając się w ich polu widzenia.

– Luffy?! Nie, czekaj, puste?! – Nami zdziwiona patrzyła to na kapitana, to Gaimona. Mężczyzna płakał nad swym skarbem, przez którego tyle stracił, więc z szacunkiem odwróciła wzrok. 

– Oh, kapitan! – Kaya skoczyła na Luffy’ego, powalając go. – Więc jednak przyszedłeś!

– Mhm… Usopp z Nami krzyczeli, więc kręciłem się niedaleko nich – powiedział krótko a Zoro spojrzał na niego zdziwiony.

– Naprawde? Nie słyszałem – mruknął, kładąc dłoń na mieczach i zerkając na dwoje towarzyszy.

– Bo żeś spał! – wrzasnął zirytowany Usopp, na co szermierz skrzywił się. 

– Luffy też spal.

– Ale on ma ten swój super słuch! 

***


Luffy łatwo zaprzyjaźnił się z Gaimonem. Był zabawny i trochę mu współczuł jego historii. No i nie mówił, że marzenie Luffyego nie jest możliwe. 

W pewnym momencie nawet poprosił go o dołączenie do załogi, skoro jego skarb był pusty, mógł również dobrze poszukać z nimi One Piece'a, ale ten odmówił. Cóż, Luffy nie był kimś, kto zmusza ludzi do dołączenia, więc odpuścił. Na dodatek, że powód, dla którego mężczyzna dalej chciał bronić wyspy był dość sensowny i Luffy mógł to uszanować. 

(Cała jego załoga wyśmiałabu stwierdzenie, że nie zmusza ludzi do dołączenia, ale Luffy nie musiał o tym wiedzieć.) 

Teraz odpływali od wyspy z nowymi zapasami owoców które podarował im Gaimon. Nami z Kaya patrzyły na oddalająca się wyspe, oparte wspólnie o barierkę

– Tak właściwie mówiłaś coś o aurze Luffy'ego? – zaczęła Nami, patrząc na dziewczynę z ciekawością. 

– Mhm! Kiedy przyszedł od razu to poczułam. Luffy ma wokół siebie aurę drapieżnika, masz wręcz wewnętrzny przymus, by zrobić to co chce – powiedziała wesoło, siadając na barierce. 

Nami przez chwilę patrzyła na nią zdziwiona. Jak to możliwe, że Kaya czuła coś takiego ale nie dała nic po sobie poznać? 

– Czekaj, naprawdę? Teraz też to czujesz? 

– Nie. To, cóż, skomplikowane. Tworzymy własne stada, załoga Luffy'ego jest jego stadem, od kiedy mnie zaakceptował jego aura przestała tak działać. Teraz to coś innego, bardziej jak bezpieczna przystań? No i wszyscy pachniemy jak on, więc inne osoby takie jak ja lub Luffy będą od razu wiedzieć, że należymy do czyjegoś stada – wytłumaczyła Kaya, a Nami zmarszczyła brwi i powąchała się, na co dziewczyna się roześmiała. – Głupia Nami, nie poczujesz tego! Ale niektóre zoany mogą, ponieważ mają lepszy węch niż ludzie. 

– T-to nie o to mi chodziło! – krzyknęła zawstydzona nawigatorka, odwracając głowę w drugą stronę, by Kaya nie mogła zobaczyć jej czerwonej twarzy. 

Przez chwilę stały w ciszy. 

– Hej, myślisz, że ktoś jeszcze mógłby to wyczuć? Nie wiem, na przykład r yboludzie? 

– Ryboludzie? Nie sądzę, tata mi o nich opowiadał ale nie mówił nic o lepszym węchu lub czymś takim. Oni nie działają tak jak my, to ryby, więc raczej żaden z nich nie domyśliłby się, że należysz do jakiegoś stada. 


____
mam skręconą stopę i grypę, jestem w dupie przez to ze studiami. czuję się okropnie więc równie dobrze mogę po prostu sprawdzić rozdziały, które mam napisane i je wstawić

jeśli były jakieś błędy, to przez grype

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top