2. Spotkanie z pierwszym towarzyszem
Okazało się, że wyspa, na której mieli znaleźć Zoro nie była wcale tak daleko. Coby był serio dobry, naprawdę trafili tam gdzie chcieli! I to w zaledwie jeden dzień! Może Luffy powinien poszukać też nawigatora. Cóż, zastanowi się nad tym później. I tak najważniejszy był muzyk.
Ludzie w miasteczku dziwnie reagowali na imiona "Zoro" oraz "Morgan", co było dość zabawne. Luffy tym razem upewnił się, że ogon był schowany w nogawce jego dość długich niebieskich spodni, a uszy pod kapeluszem. Nie chciał dać się zdemaskować tak jak ostatnio. To nawet jak na niego było dość głupie. Na szczęście w tej formie nie miał wąsów ani futra, a pazury mógł wysuwać i z powrotem je chować, więc wyglądał całkowicie normalnie.
Mimo to nie mógł się powstrzymać, od szukania swoim haki złych zamiarów skierowanych w jego stronę. Może ktoś rozpoznałby w nim dziwnego dzieciaka-kota z Dawn? Wtedy nie ukrywał się za bardzo. Ciągle biegał po wiosce z uszami i ogonem na widoku. Ale wtedy był dzieckiem i robił wiele głupich rzeczy (w zasadzie dalej je robi, ale lubi udawać, że tak nie jest).
– Z bliska wydaje się dość solidna – uznał Luffy, gdy stanęli przed bramą, prowadząca do bazy marynarki. No i wyglądała głupio, ale tego wolał nie przyznawać, skoro Coby chciał zostać marynarzem. Pewnie każda baza tak wyglądała, trochę słabo.
– Tak... a ty co robisz?! – Coby zawołał na niego, gdy zauważył, że był w trakcie wdrapywania się na mur.
Ledwo się powstrzymał od rozciągnięcia ręki. Zamiast tego po prostu wbijał pazury w mur, mozolnie na niego wchodząc. Obrócił głowę, starając się nie spaść i spojrzał na dzieciaka zdziwiony.
– Idę zobaczyć tego potwora, a co innego?
– Na pewno nie trzymają go na widoku! Przynajmniej udaj, że wcale nie siedzisz na murze!
Tym razem Coby się mylił, bo gdy tylko Luffy spojrzał na plac za murem, zobaczył przywiązanego do pala mężczyznę zgodnego z opisem różowowłosego. Czarna chusta na głowie, jasna bluzka, zielona przepaska na brzuchu, czarne spodnie. Tylko mieczy brakowało. Ile on tam ich miał? Dwa? Trzy? Nie, czekaj, tylu nie byłby w stanie złapać, chyba że ma trzy ręce.
Jakby tak było, byłby naprawdę cool.
Luffy wzruszył ramionami i podciągnął się. Zmienił się w małego kota nim ktokolwiek mógł go zauważyć, po czym usadowił się na murze, machając ogonem i przekrzywiając łeb. Coby wystawił kawałek głowy nad mur, starając się pozostać w ukryciu. Wydawał się przerażony uwiązanym mężczyzną, co rozśmieszyło jego towarzysza. W końcu co ten cały "potwór" mógł im teraz zrobić?
Luffy zeskoczył na ziemię, czemu towarzyszył przestraszony pisk Coby'ego. Wywrócił oczami, no bo proszę, co mogłoby mu się stać? Nakrzyczy na niego?
Stanął naprzeciwko więźnia, patrząc mu w oczy. Nie widział w nich nienawiści, jedynie pewien rodzaj przytłumionej ciekawości. Po chwili jednak mężczyzna zmarszczył brwi.
– Lepiej stąd idź, kociaku, nim ktokolwiek cię zauważy – mruknął cicho, co Luffy jednak usłyszał. Prychnął. Chciał powiedzieć, że wcale nie jest kociakiem (jest już dorosły!), jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Po chwili jednak doszedł do niego sens całego zdania, na co przekrzywił głowę, zaintrygowany.
Roronoa Zoro, potężny łowca nagród, którego obawiają się nawet cywile, w takiej sytuacji martwi się o jakiegoś kota?
– Luffy! Wracaj tutaj! – Coby krzyczał szeptem, starając się przywołać go z powrotem, na co tylko westchnął. Nie był dzieckiem, poradziłby sobie z każdym na tej wyspie, ich haki było słabe. Jedynie ten cały Zoro sprawiał wrażenie silnego, przez co Luffy zastanawiał się, czemu jeszcze nie uciekł.
W tym momencie przez mur przeszła mała dziewczyna, niosąc z uśmiechem jakieś zawiniątko. Twarz jeńca dalej była tak samo poważna jak wcześniej, jednak jego haki pokazywało, że jest zdenerwowany i martwi się o dziewczynkę. Luffy zachichotał cicho. Od początku wiedział, że to spoko koleś!
– Spadaj stąd, dzieciaku – warknął, jednak ona nic sobie z tego nie robiła.
– Pomyślałam, że pewnie jesteś głodny, dlatego zrobiłam onigiri! To mój pierwszy raz, ale bardzo się starałam, więc-
– Nie jestem głodny! Bierz to i spadaj stąd!
Luffy spokojnie obserwował całą sytuację, owijając łapki ogonem. Dziewczynka wydawała się smutna przez to, że ten koleś na nią nakrzyczał. Luffy był trochę zirytowany, w końcu kto odmawia darmowego jedzenia? Szybko jednak zrozumiał sytuację, gdy przyszedł do nich jakiś rozpieszczony bachor, przypominający mu tych szlachciców z Goa. Na jego widok wydobył z siebie głuche warknięcie, jeżąc sierść.
Blondyn tylko pogorszył swój obraz, wyrzucając kulki ryżowe dziewczynki i niszcząc je jedynie dlatego, że były dla niego zbyt słodkie. Luffy oczywiście kłóciłby się z tym, ponieważ jedzenie zawsze jest dobre, nawet zbyt słodkie! Jedyną rzeczą, która mu kiedykolwiek nie smakowała, był jego owoc. Bachor następnie nakrzyczał na małą i kazał ją wyrzucić za mur. Wtedy Luffy zrozumiał, dlaczego Zoro niczego od niej nie chciał.
Wkurzony powiększył się do prawdziwych rozmiarów tej formy i zawarczał. Był trochę wyższy niż blondyn, prawdopodobnie przypominał bardziej panterę niż kota (właściwie zawsze przypominał panterę, jednak sam określił siebie kotem i jakoś nikt nigdy nie chciał wyprowadzać go z błędu). Blondyn upadł na tyłek, przerażony, a reszta marine musiała go bronić. Zaśmiał się z tej sceny.
– Nie jesteś zbyt mocny, co, draniu? – spytał, okrążając go, a dzieciak prawie popuścił ze strachu.
Gdy stwierdził, że wystarczy z tym zastraszaniem, wziął dziewczynkę za kark i kiwnął głową do uwięzionego mężczyzny na znak, że zabierze ją w bezpieczniejsze miejsce. Tamten zdawał się rozumieć, o co mu chodziło, bo jedynie się uśmiechnął. Następnie jednym skokiem pokonał mur, ściągając po drodze Coby'ego i zniknął za budynkami.
Odstawił dziewczynkę i otrzepał się z kurzu, który osiadł na jego czarnym, zazwyczaj lśniącym futrze. Rzucił okiem na dwójkę, którą ze sobą zabrał. Coby właśnie sprawdzał, czy z młodą wszystko w porządku. Kiwnął na to z zadowoleniem głową i wrócił do bazy, czekając aż wszyscy marines wyjdą. Następnie ponownie z łatwością przeskoczył mur, zmieniając się jednak w locie w człowieka.
– Czym ty jesteś? – spytał mężczyzna, patrząc na niego w lekkim szoku, na co się zaśmiał.
– Cóż, jestem Luffy – odparł z niego bezczelnym uśmieszkiem, co Zoro po chwili odwzajemnił.
– Hmpf, na pewno jesteś interesujący – parsknął, prostując się na tyle, na ile pozwalały jego więzy.
– Tak, a ty na pewno masz pecha. Głupi bachor nie mówił szczerze o uwolnieniu cię – powiedział prosto, jak to miał w zwyczaju, patrząc jak twarz mężczyzny się zmienia. Był teraz ostrożniejszy.
– Niby skąd to wiesz?
– Czuję, kiedy ktoś kłamie. Nazwij to zwierzęcym instynktem lub czymś. – Wzruszył ramionami. Nie zamierzał mu mówić o haki, a przynajmniej do czasu, aż zostanie jego towarzyszem. Postanowił odwrócić jego uwagę od tego tematu. Jego wzrok spoczął na rozgniecionych kulkach ryżowych. – Będziesz to jadł? Nic nie jadłem, od kiedy tu trafiłem, bo chciałem cię zobaczyć. Wiesz, sławny jesteś.
– Za to ty jesteś idiotą – zripostował Zoro, na co zachichotał. – I tak, będę to jadł. Nawet nie waż się tego tknąć.
Luffy uśmiechnął się jedynie i zebrał jak najdokładniej onigiri, próbując strzepać z nich piach. Następnie wepchnął je do buzi nowego przyjaciela (choć ten jeszcze o ich przyjaźni nie wiedział). Zoro przełknął wszystko praktycznie na raz, po czym kaszlał przez chwilę.
– Faktycznie słodkie... – wychrypiał, na co Luffy znowu się zaśmiał. Uspokoił się jednak, gdy ten spojrzał na niego poważnie. – Przekaż tej dziewczynce, że było pyszne. I że dziękuję.
– Hahaha! Jasne, Zoro! Wiedziałem, że jesteś spoko. Hej, nie chcesz może dołączyć do mojej pirackiej załogi? – spytał po chwili, przechylając głowę z zaciekawieniem widocznym w oczach.
– Zostać piratem? Nie, dzięki, koleś. Nie zamierzam zniżać się do poziomu jakichś pospolitych przestępców.
Luffy nadąsał się.
– Nie jestem pospolitym przestępcą, tylko osobą, która zostanie Królem Piratów.
– To żadna różnica.
– Nie prawda!
– Prawda.
– Nie!
– Tak.
– Nie!
– Tak i przestań zaprzeczać, do cholery!
– Nie umiesz przegrywać, Zoro! – zawołał Luffy, śmiejąc się głośno, na co mężczyzna prychnął zirytowany.
– Ty za to jesteś głupim dzieciakiem. Wiesz w ogóle, co to znaczy, zostać Królem Piratów?
– Uh? Jasne, że wiem! Jesteś wtedy najbardziej wolnym człowiekiem na świecie. Ale słuchaj, odwiążę cię i zostaniesz moim towarzyszem. To jak, zgoda?
– Dopiero co ci odmawiałem! Nie zostanę piratem! Mam już jeden cel w życiu.
– Przecież i tak ludzie mówią, że jesteś złym człowiekiem. Co ci szkodzi? – spytał zmęczony. Wiedział, że szukanie towarzyszy może być męczące, ale nikt nie mówił mu, że przekonanie kogoś, by do niego dołączył będzie jeszcze gorsze. Cóż, nie żeby Luffy zamierzał się poddać. Już polubił tego Zoro i nawet bez haki wiedział, że jest spoko. Nie wypuści go tak łatwo.
– Nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni! Żyję według moich własnych przekonań i nigdy w życiu nie zrobiłem ani nie zrobię czegoś, czego musiałbym się wstydzić. Dlatego właśnie nie zostanę piratem – powiedział, nagle całkowicie poważny.
Luffy aż wibrował z podniecenia. Myśleli tak samo! Nie zamierzał robić czegoś, czego by żałował, czyli to praktycznie tak jak Luffy i jego bracia – żyć bez żalu! A Luffy upewniłby się, że Zoro nie żałuje przyłączenia się do niego, więc wszystko było dobrze.
– W porządku! Postanowiłem, że na pewno trafisz do mojej załogi i już! Shishishi.
– Kto ci dał prawo za mnie decydować, idioto?!
Luffy'ego jednak za bardzo nie obchodziło, jakie skargi ma jego nowy towarzysz, pokazując to bardzo efektownym dłubaniem w uchu.
– Słyszałem, że posługujesz się kataną?
– Tak sądzę, przynajmniej wtedy, gdy nie mam związanych rąk – odparł nieco zrzędliwie. Luffy pomyślał, że też byłby zirytowany, nie mogąc się zmieniać lub rozciągać.
– Więc gdzie je trzymasz? – spytał wyraźnie zaintrygowany, nie widząc nigdzie broni mężczyzny.
– Nie mam ich przy sobie, idioto! Ten głupi synalek mi ją zabrał. Moją najcenniejszą katanę, od której cenniejsze jest jedynie moje życie-!
Urwał wpół słowa, jakby zauważył, że posunął się za daleko, spoufalając się z nieznanym dzieciakiem. Luffy jednak jedynie się uśmiechnął.
– Świetnie! W takim razie znajdę go i zabiorę twoją super-ważną katanę! A jeśli będziesz chciał ją z powrotem, będziesz musiał się do mnie przyłączyć! To idealne rozwiązanie, prawda?
– To szantaż, cholerny draniu!
Luffy zachichotał, spoglądając na niego zza ronda kapelusza.
– Fakt, jednak zauważ, że ja jestem piratem. Shishishi.
Wstał, gdyż w połowie rozmowy postanowił usiąść, po czym otrzepał się. Ruszył w stronę bazy, pogwizdując pod nosem jakąś melodię. Tylko dzięki swojemu czułemu słuchowi usłyszał, jak Zoro zastanawia się, czy on (Luffy) zwariował. Zaśmiał się na to pod nosem. Był ciekaw, jak jego pierwszy towarzysz zareaguje na wieść, że nie jest do końca człowiekiem. Miał nadzieję, że nie postanowi przestać z nim przez to pływać. Oczywiście wtedy nie będzie go zatrzymywał.
Dziwnym trafem nigdzie w pobliżu nie było żołnierzy. Musiał użyć haki, by jakiegokolwiek znaleźć. Najwyraźniej wszyscy byli na dachu. Dziwne. I głupie. Czy nie powinni bardziej przykładać się do pilnowania bazy? Jego dziadek pewnie nie pozwoliłby na coś takiego.
Luffy wzdrygnął się na myśl o treningu dziadka, po czym spojrzał w stronę dachu. Nie wiedział, co tam robią marines, jednak po chwili usłyszał też jakieś krzyki, więc po prostu wzruszył ramionami i rozciągnął swoje ramię.
– Gomu-gomu no... roketto! *
Ze zdziwieniem stwierdził, że leciał prosto na jakiś wieki kształt, posąg?, gdy uderzył w to i wylądował po drugiej stronie, całkowicie niszcząc podobiznę pułkownika marynarki.
– Oj, sorki. Źle wymierzyłem, shishishi – powiedział ze śmiechem, wychodząc z gruzów. Marynarze patrzyli na niego zszokowani, praktycznie identyczni jak piraci Alvidy, gdy ten nazwał ją grubą. Po chwili jego wzrok trafił na blondyna, którego spotkał wcześniej. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech na myśl, że jest tak blisko zdobycia katany i pierwszego członka załogi. To było takie ekscytujące! – Oh, hej, znalazłem cię.
Złapał go za ramię, podczas gdy duży facet z toporem zamiast dłoni krzyczał coś o tym, że go zabije. Nie, żeby miał jakiekolwiek szanse z Luffy'm. Geez, przecież przeprosił! O co mu jeszcze chodziło?!
Pobiegł w pierwszy lepszy korytarz, ciągnąc za sobą blondyna. Ten nawet nie próbował się za bardzo wyswobodzić. Prawdopodobnie nigdy nie był w takiej sytuacji.
– Gdzie katana Zoro?! – zawołał Luffy, zirytowany pościgiem. Czy marines nie mogą chociaż starać się być trochę ciszej?
Musi naprawdę szybko z powrotem przyzwyczaić się do wyciszania głośnych dźwięków, bo zwariuje.
– Poczekaj, nie ciągnij mnie tak! Powiem ci, tylko mnie nie ciągnij! – zawołał rozpaczliwie bachor, a Luffy zatrzymał się nieco zirytowany. W takim tempie będzie musiał walczyć z marynarką i opóźni to przyłączenie się do niego Zoro!
– Gadaj, tylko szybko! – zażądał, posyłając mu wkurzone spojrzenie.
– Jest w moim pokoju! Już dawno go minęliśmy!
– TO CZEGO WCZEŚNIEJ NIE MÓWIŁEŚ?!
Luffy warknął zirytowany i obrócił się, chcąc zawrócić. Jego drogę jednak zastąpił oddział marines. Wywrócił na to oczami i złapał blondyna, szarżując z nim przed sobą na marynarzy, którzy nic nie mogli mu dzięki temu nic zrobić.
– Mów, które to drzwi! Oi!
Uderzył bachora, który zemdlał mu w ramionach. Irytujący. Już po chwili znaleźli się w odpowiednim pokoju, a Luffy zgarnął wszystkie trzy katany. Tak na jakby co. Rozszerzył swoje haki, sprawdzając co u Zoro i na chwilę skamieniał. Przerażające uczucie żądzy krwi zmroziło go tak, jak stał, pozbawiając go powietrza. Jego pierwszy towarzysz był w niebezpieczeństwie!
Na szczęście trwało to jedynie sekundy. Już po chwili rzucił się do okna, upewniając się, że jego przeczucie jest prawdziwe.
Jedno, ohydne haki ukazywało bardzo wyraźną żądzę krwi ulokowaną w Zoro i Coby'm (skąd tam się znalazł Coby...?). Marynarze właśnie unosili swoje muszkiety, celując w tę dwójkę. Luffy'emu udało się w ostatniej sekundzie wyskoczyć za pomocą gum-gumowej rakiety przez okno i stanąć na linii ognia.
____
tłumaczenia technik
*Gomu-gomu no roketto – gum-gumowa rakieta.
został jeden rozdział shells town i nami! a właściwie nami pojawia się już pod koniec następnego rozdziału, jeśli nie postanowię niczego zmienić
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top