2 | dva

Trzymałam w dłoni mały breloczek, na którym prezentowała się skocznia w Kuusamo. Na drugiej stronie widniała nazwa tej malowniczej, finlandzkiej miejscowości.

Wujek Hermann jak zwykle opowiadał anegdotki ze swojego życia, niekiedy zmyślone, lecz nadal bardzo zabawne.

Miła atmosfera została przerwana, wypatrzeniem pierwszej gwiazdki przez najmłodszego członka naszej rodziny - Ksawerego. Uwielbiam tego brzdąca. Zrobiłam mu kilka zdjęć, bo wyglądał przesłodko w towarzystwie prezentów i choinki. Zdjęcia wyszły naprawdę dobrze (za zasługą mojej nowiusieńkiej lustrzanki, która była prezentem ode mnie - dla mnie).

Podczas odpakowywania prezentów obserwowałam Andreasa. Jak na złość prezent ode mnie zostawił sobie na koniec, a ja w tym czasie umierałam z ciekawości czy mu się spodoba. Oczywiście nie brałam innej możliwości pod uwagę, bo nie po to ryzykowałam życie swoje oraz samochodu taty.

- Lena, zobacz co dostałem! - mały Ksawery postawił przedemną parę nart. Naprawdę ładnych.

- Ale świetne! Będziesz teraz skakał tak jak Andreas? - zapytałam brzdąca, który już przymierzał je do swoich małych stópek. Pokiwał twierdząco główką i ustawił się w pozycji, jakby wykonywał telemarka.

- No Ksawery, robisz lepsze telemarki niż ja! - blondyn usiadł obok nas trzymając w ręku czarne pudełko. - Ciekawe od kogo ten prezent...

Jego oczom ukazały się gogle. Mina Wellingera wskazywała na to, że był nieźle zdziwiony i raczej się takiego prezentu nie spodziewał.

- Lena, przecież to jest bardzo drogi prezent - przymierzył je i odwrócił się w moją stronę. - Jak wyglądam?

Zmierzyłam go wzrokiem i stwierdziłam, że znośnie.

- Nie musiałaś, wystarczy mi twoje towarzystwo. - przytulił mnie. - Tak jasne, bo ci uwierzę. Ważne, że ci się podobają - skwitowałam.

Po całym wigilijnym zamieszaniu siedzieliśmy z Andreasem u mnie w pokoju. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

- Masz jakiś kontakt z chłopakami? - Andreas wspomniał oczywiście o skoczkach. Parę razy zdarzyło mi się towarzyszyć kuzynowi podczas konkursów. Ale było to dobrych parę lat temu. I nie powiem, nawiązałam kilka przyjaźni.

- Czasami, ale nic szczególnego. Zazwyczaj wysyłamy sobie życzenia i zamieniamy parę zdań. - Wellinger patrzył na mnie i przytaknął.

- A jak studia? Wymyśliłaś już coś?

- Tak, idę w przyszłym roku, narazie robię sobie przerwę, chciałabym trochę zarobić, żeby nie obciążać rodziców.

- A masz jakieś plany, na życie, na najbliższe miesiące? - jego pytania zaczęły mnie niepokoić. - Książkę piszesz? - uniosłam jedną brew.

- Pytam poważnie, masz czy nie?

- No w sumie to nie, możliwe, że dostanę pracę, ale to nie jest pewne.

Wellinger najwyraźniej się ucieszył. Zacierał ręce, a następnie klasnął. Wyglądało to tak, jakby zaraz miał mnie zabić i poćwiartować. Już chyba wiem, po co mu były odpowiedzi na pytania. Wiedział, że nie mam nic w planach, więc nic nie stracę. Chyba pora uciekać.

- Mam propozycję, niespodziankę, prezent lub jakkolwiek ty to nazwiesz - oparł się o parapet. - Zarobisz, pozwiedzasz, spełnisz się zawodowo, co ty na to?

- Gramy w kalambury? Okej! Blond włosy, mocny akcent, raczej półmóżdżek, o kim mówię? - wyrecytowałam, a Wellinger patrzył na mnie jak na opętaną. - Zawsze wiedziałem, że nie jesteś zbyt błyskotliwa. - Podszedł do mnie, klepiąc w czoło.

- Oświeć mnie, Panie Błyskotliwy.

- Jak wiesz jestem skoczkiem.

No nie, nie wiedziałam, na prawdę?!

- I jak wiesz, jest środek sezonu. Chciałbym, abyś mi towarzyszyła do końca. Spędzimy trochę czasu razem, tak jak kiedyś.

Tylko, że kiedyś to były maksymalnie dwa tygodnie, a nie trzy miesiące!

- Jeju, Andreas. Naprawdę świetna propozycja, ale musiałabym się zastanowić. - byłam zaskoczona, nie powiem.

- To się zastanów. Dwudziestego ósmego wylatuje do Oberstdorfu. Idę spać, dobranoc. - Wyglądał na niezbyt zadowolonego, że zareagowałam tak, a nie inaczej.

Tak, jasne: "idę spać" - Wellinger jest dwudziesta druga, nie wierzę ci.

Długo myślałam nad jego propozycją. W głowie wyobraziłam sobie po lewej stronie plusy, a po prawej minusy. (Oczywiście plusów było więcej). Stwierdziłam, że w sumie może to być fajna przygoda, która urozmaici moje jakże ciekawe i pasjonujące życie.

Spójrzałam na świecący się ekran telefonu. Dostałam snapa od Wellingera. Leżał na łóżku w samych dresach i napisał "nudzę się". Wiedziałam, że już przeszło mu obrażanie się, więc naciągnęłam na stopy królicze papcie i poszłam do sąsiedniego pokoju.

Tak jak na zdjęciu, leżał na łóżku i wpatrywał się w ekran telefonu. Nawet się na mnie nie spojrzał. Wkulnęłam się obok niego i włączyłam telewizor. Akurat leciała jakaś komedia świąteczna.

- Nie jest ci zimno? - podciągnęłam koc pod samą szyję. - Przeziębisz się.

Widok blondyna w samych dresach przyprawił mnie o dreszcze. Wyjątkowo zimny wieczór.

- Andreas Wellinger nie choruje - próbował wypowiedzieć to zdanie poważnie, ale za bardzo mu nie wyszło, bo obydwoje wybuchliśmy śmiechem.

Zrobiliśmy sobie parę zdjęć. Oczywiście większość była z zaskoczenia i tylko mnie ośmieszała. Jedno z tych ładniejszych wylądowało na Instagramie Andreasa. Głupek wstawił emoji zakochanej pary. Na szczęście nie było mnie za bardzo widać, ponieważ w czasie wykonywania zdjęcia w pokoju panował półmrok.

- Chcesz wywołać burze? Twoje hotki mnie znienawidzą.

- One nawet nie wiedzą kim jesteś, więc nie masz się o co martwić. - To zdanie mnie zabolało. Niby nic takiego nie powiedział, jednak poczułam ukłucie w sercu.

Co chwilę do Andreasa przychodziły powiadomienie o serduszkach.

Większość to był lament hotek, które przeżywały, że ich mąż ma dziewczynę.

- Nie masz serca, wiesz? Jak możesz tak grać na ich uczuciach?! - powiedziałam sarkastycznie.

Usłyszałam cichy chichot za plecami, ponieważ położyłam się na lewym boku. Andreas leżał na wznak, ale lewą nogę postanowił, nie ułożyć, tylko uwalić na moim biodrze.

- Kopsnij się po coś do chrupania- dźgnął mnie w plecy dwa razy.

- Zaczynam się grubo zastanawiać, czy nie lepiej będzie zostać w domu, niż spędzić z tobą trzy miesiące.

Wellinger z prędkością światła usiadł i rzucił się na mnie w akcie radości.

- Ja wiedziałem, że się zgodzisz!

Nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo moje płuca były ściśnięte niczym w worku próżniowym. Andreas zwolnił uścisk i powrócił do dawnej pozycji.

- Ale z tym czymś do chrupania nie żartowałem - znowu dostałam kuksańca.

Wstałam z zamiarem spełnienia jego życzenia i na odchodne rzuciłam szybkie "wal się". A co, niech wie, że ze mną nie ma tak łatwo!

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Jest i 2! :) Jeżeli się podoba, na dole jest taka ładna gwiazdka ☆, można na nią kliknąć ❣

See ya, C.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top