12 | dvanajst
Umówiłam się z Filipem na dziesiąta rano. Miał on akurat wolne, więc bez problemu mogliśmy się spotkać. Pogoda zapowiadała się na sprzyjającą, dlatego byłam wniebowzięta.
- Wszystko w porządku, dziękuję - wstałam i wyszłam z wypożyczalni. Poprawiłam deskę, łapiąc za brzeg. Uśmiechnęłam się i pomachałam do blondyna, który zmierzał w moim kierunku. Blond grzywka wystawała spod czapki z pomponem, co wyglądało bardzo uroczo.
- Cześć - pocałował mnie w policzek i zmierzył wzrokiem - fajne spodnie.
Zarumieniłam się na jego słowa i zachichotałam, podnosząc jedną nogę do góry.
Nasunęłam czapkę, aby otulić czoło. Niestety, ale zapalenie zatok lubi mnie dopadać, a chciałam temu zapobiec.
Czekała nas chwila jazdy wyciągiem kanapowym. Tak się złożyło, że akurat jechaliśmy sami. Słońce grzało przyjemnie mój nos, a Filip westchnął i zaczął mówić.
- Do czego to doszło, że to ja muszę pomagać ci w problemach sercowych.
Prychnęłam na jego słowa i spojrzałam na niego przekrzywiając głowę na prawą stronę.
- Nie prychaj na mnie, dobrze ci radzę - pogroził mi palcem.
- Filip, ja naprawdę nie wiem, co ja mam robić. Ja go na prawdę... - I tu nastała chwila ciszy, gdzie musiała wziąść głęboko wdech - bardzo kocham.
Chłopak wyglądał na lekko podłamanego i zawiedzionego.
- Taaa... W takim razie powiedz mu to. Na co czekasz? Jeżeli ty uważasz, że może wam się udać, to nic nie stoi na przeszkodzie. Tak sądzę.
☆
Dzień z Filipem, mogłam uznać za udany. Przypomniałam sobie jak się jeździ i tak jak mnie zapewniał, miałam z tego nie lada frajdę.
Oddałam wypożyczony sprzęt i wyszłam przed domek, gdzie czekał na mnie blondyn.
- Odwioze cię - zaproponował. Nie zaprzeczałam, czując, że moje nogi robią się jak z waty po takim intensywnym wysiłku.
Jechaliśmy w ciszy, bo byłam za bardzo zmęczona na jakiekolwiek konwersacje. Trzy godziny z tym demonem snowboardu wykończyły mnie na tyle, że odechciało mi się iść na skocznie.
Pod hotelem, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, Filip wysiadł z samochodu i podbiegł otworzyć mi drzwi.
Zanim zdążyłam zrobić krok w bok jego ręką wylądowała na szybie za mną, ograniczając mi jakikolwiek ruch.
- Dziękuję za miły dzień, musisz odwiedzać mnie częściej - puścił do mnie oczko.
Zagarnęłam kosmyk włosów na ucho i poczułam jego delikatnie wargi na moim policzku. Nagle przesunął je tak, że od moich ust dzieliły go niespełna cztery centymetry.
- Jest miło, nie psuj tego - zdążyłam wyszeptać zanim sytuacja zaszłaby za daleko. A ja wcale tego nie chciałam.
- Masz rację, przepraszam. Cześć.
Odpowiedziałam mu cicho i odprowadziłam wzrokiem, aż samochód nie zniknął za bramą wjazdową.
Pozostało mi mieć nadzieję, że nikt nas nie widział. A zwłaszcza ten idiota, Prevc.
☆
Rozpoczęła się druga seria. Ci, którzy oddali już swoje skoki robili w moją stronę różnorakie miny, zważając na to, że stałam z aparatem i robiłam zdjęcia. Uznałam, że jest to idealny moment na wykazanie się. Nic nie jest w stanie dorównać emocją jakie przeżywa się na żywo, jednak zdjęcia potrafią niekiedy zaskoczyć i oddać wyjątkowość chwili.
Andreas podszedł do mnie po udanym skoku i pokazał swój snieżnobiały uśmiech do obiektywu. Zachichotałam i obróciłam aparat tak, alby zrobić nam razem zdjęcie.
☆
W stronę podium zaczęli iść po kolei Kamil Stoch, Stefan Łania Kraft i mój, jednak najkochańszy, Andreas Wellinger.
Moje serce pękało z dumy potrójnie. Z powodu mojego rodaka, mojego przyjaciela i kuzyna. Łzy zbierały mi się w kącikach oczu. Mrugnęłam parę razy, aby słone krople spłynęły po moich policzkach i następnie wytrzeć je rękawami kurtki.
Pięknie odśpiewany hymn spowodował ciarki na całym moim ciele.
Narobiłam więcej zdjęć, niż wszyscy dziennikarze razem wzięci. Byłam z siebie dumna. Chodziłam niczym paw z uniesioną głową, nosząc na szyi plakietke vipowską.
Miny dziennikarzy, kiedy szłam za chłopakami do wioski skoczków, były nie do odtworzenia. Pomachałam moim znajomym po fachu i zniknęłam z ich pola widzenia. Pora skoczyć ten cyrk.
Polska kadra porwała Kamila do góry i zaczęli nim podrzucać. Trener tych oszołomów prawie zszedł na zawał widząc, co oni wyprawiają. Stoch dotknął stopami podłoża i poprawił czapkę, która zsuneła mu się do tyłu.
- Moje gratulacje - Hofer podszedł do Kamila i podał mu dłoń. Ten wysilił się jedynie na delikatny uśmiech i skinienie głowy.
Poczułam, że ktoś łapie mnie w pasie i przyciąga do swojego boku.
Jaskrawa zieloność biła, bo oczach niczym wybuch fajerwerków, albo piorun.
- Czemu nie nosisz czapki? - jego głos był miękki i troskliwy.
Wzruszyłam ramionami.
Domen Nie Jestem Zrównoważony Emocjonalnie Prevc znowu dał mi tmdo zrozumienia, że nie jestem mu obojętna. Albo może chciał być po prostu miły...
Naciągnął na moją głowę swoją czapkę. Przegarnął grzywkę potrząsając głową, po to tylko, aby wystawała spod kaptura kurtki, który nasunął prowizorycznie.
Na czuja starałam się ułożyć tak, aby znaczek Gorenje był na środku.
- Dobrze wyglądam?
Odpowiedział mi tylko tym swoim figlarnym uśmieszkiem.
- Nawet gdybyś miała na głowie worek od ziemniaków, będziesz wyglądała pięknie.
Ja już nic nie rozumiałam. On chyba wrzucił mnie do słoika z napisem friendzone. Chyba, że jest takim idiotą, którego bawi moja sercowa niepewność co do jego osoby. Gdzie jest jakaś lina, albo pistolet? FORFANG DAWAJ NARTY.
☆
Siedziałam w swoim pokoju licząc gwiazdy na niebie. Serio, doliczyłam do sto czterdziestej siódmej, ale jakiś idiota postanowił rzucić śnieżką w moje okno, rozpraszając mnie. Ciekawa, kto jest takim śmieszkiem wyszłam na balkon, ale odrazu tego pożałowałam, bo kulka trafiła prosto w moją twarz.
- Przepraszam! - Filip stanął jak wryty, zasłaniając usta dłonią i wybuchając gromkim śmiechem.
Wytknęłam mu środkowy palec i już miałam wrócić do pokoju, kiedy to usłyszałam ciekawą propozycję.
- A chciałem cię zabrać na kebaba...
Dwie minuty trzydzieści cztery sekundy i byłam na dole.
Głodna Lena Wellinger to śpiesząca się Lena Wellinger.
- Fajne spodnie - skierowałam wzrok tam, gdzie aktualnie patrzył się Filip.
Mój dół od piżamy idealnie współgrał z bluzą Andreasa. Za duża o conajmniej dwa rozmiary idealnie zakrywała moją pupę dodatkowo ją ogrzewając.
- Dwa razy z sosem mieszanym - Filip położył na ladzie wyznaczoną kwotę.
- Jak ty mnie dobrze znasz - ułożyłam dłoń na moim sercu, a drugą ocierałam niewidzialną łzę z policzka.
W momencie kiedy spojrzałam na blondyna, który ubrudził sobie nos sosem, wybuchłam płaczem. Przypomniało mi się jak byłam na kebabie razem z Domenem, jak tak samo się ubrudził, jak prosił, żebym nikomu nie mówiła, że jadł to śmieciowe żarcie, a ja wtedy dałam mu argumenty za tym, że kebab jest bardzo wartościowy.
Filip patrzył się na mnie i nie wiedział, czy spytać co się dzieje, czy może zastosować technikę "bez kija nie podchodź".
Hormony buzowały. Głupi okres.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
12! Za takie długie przerwy, w nagrodę, że nadal ze mną jesteście 😂
Jak się podoba?😋
Zostawiamy gwiazdki 🌟 i komentujemy 💭
See ya, C. 💌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top