10 | deset

Sylwester. Jeden z tych dni w roku, który jest mi totalnie obojętny. Mogę iść na naprawdę dobrą domówke, ale nie mam nic przeciwko zostaniu w moim pokoju i oglądaniu serialu.

- Hej, hej, hej, najkochańsza kuzynko! - Wellinger rzucił się na mnie, chyba już zapomniał, że rano mnie przepraszał, ale ja byłam nadal obrażona.

- Rączki przy sobie, cwaniaku - odsunęłam go od siebie na bezpieczną odległość.

- Rozejm? - zapytał, wyciągając dłoń w moją stronę. - Idziesz z nami wieczorem celebrować ten jedyny dzień w roku? - poruszał zabawnie brwiami.

- Kto będzie?

Specjalnie o to zapytałam, bo byłam ciekawa co w planach ma Domen.

- Wszyscy - wzruszył ramionami.

Wydałam świst i przytaknęłam.

Kiedy Andreas stroił się jakby szedł na swój własny ślub, ja postawiłam na minimalizm i wygodę. Cieplutki długi sweter, na którym naszyte były delikatnie połyskujące detale dawał w minimalnym stopniu sylwestrowy nastrój. Jedynie co zrobiłam, wykonałam mocniejszy makijaż oczu.

- Weź się jakoś ogarnij, wstyd mi przyniesiesz - Wellinger zmierzył mnie wzrokiem i pokręcił głową.

Nic nie powiedziałam tylko uśmiechnęłam się pod nosem.

- Okej, ale potem na płacz, że chłopaki pożerają mnie wzrokiem, a ty nie masz na to wpływu.

Chyba go zatkało, ale nic nie powiedział.

Wcisnęłam się w sukienkę. Byłam przeszczęśliwa, że się w nią wbiłam! Mega obcisła, mała czarna ze świecącymi detalami na rękawach. Rozpuściłam włosy i rozstrzepałam je włosami.

- Hej, nie widziałaś Leny? - poczułam jego dłonie na moich biodrach.

Co oni się tak odwalili. Garnitury?! Domen w białej koszuli i marynarce wyglądał niezwykle przystojnie.

Zaśmiałam się i obróciłam w jego stronę. Patrzyłam w jego piwne oczy. Nie potrzeba mi było więcej.

Nie wiedziałam, że dla Andreasa, sala, która wyglądała jakby zaraz miał się tam odbyć bankiet pokroju rodziny królewskiej, to "knajpa". W duchu dziękowałam mu, że jednak był bezpośredni i "delikatnie" powiedział mi żebym się przebrała.

- To co, pijemy? - Kraft pomachał mi butelką wódki przed oczami.

- Z tobą? W życiu!

Zaśmialiśmy się na moje słowa. Obydwoje wiedzieliśmy, że może się to źle skończyć.

- Ale kieliszka szampana nie odmowie - złapałam go za ramię i spuściłam głowę.

Kraft wziął mnie pod rękę i zaprowadził to bufetu.

Ujrzałam czekoladową fontannę i się zakochałam. Byłam gotowa spędzić z nią cały wieczór, ale niestety ktoś mi przeszkodził.

- Zatańczysz? - Maciek podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę dłoń.

Głupio mi było odmówić, dlatego się zgodziłam. Nie miałam ochoty z nim tańczyć, mimo to, że nic takiego mi nie zrobił.

- Ładnie wyglądasz.

Zarumieniłam się. Zagarnęłam włosy za ucho i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Dziękuję.

Tańcząc z Kotem, kątem oka widziałam Domena i... Andreasa?

Ciekawość mnie pożerała od środka, widząc jak mój kuzyn śmieje się, wyglądało to dość naturalnie. Czyżby sojusz?

Maciek podziękował mi za taniec, podczas, którego byłam nieobecna. Moja głowa wymyślała różne scenariusze rozmowy.

Chciałam podejść na bezpieczną odległość, aby cokolwiek podsłuchać, ale też nie zostać ma tym przyłapaną. Tutaj podeszłam do Kamila, zaraz obok, oczywiście w coraz mniejszej odległości od tych dwóch kmiotków, stał Richard. Pogadaliśmy chwilę, ale zmusiłam go do monologu, aby móc jednym uchem podsłuchiwać. To było więcej niż dziwne, to było nienormalne (tak samo jak moje zachowanie).

- No chodź tu do nas, a nie się skradasz - Andreas uniósł brwi i wychylił się zza Domena. Chłopak odwrócił się i mrugnął do mnie jednym okiem. Złapał mnie w talii i przyciągnął do swojego boku. Moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i stałam jak słup soli.

- No co ja mam ci powiedzieć - blondyn zaczął, udając, że ociera łzy. - Macie moje błogosławieństwo.

- Głupi jesteś - prychnęłam, a Domen pocałował mnie w policzek.

- Witam, droga młodzieży - obok Wellingera wyrósł Walter Hofer.

Muszka dodała mu niezwykłej nonszalancji.

Chłopcy podali mu dłonie na przywitanie, moją pocałował.

Andreas tryknął ramieniem Domena.

-Mogę cię prosić na słówko? - Walter odszedł ze mną na bok.

- Tak?

- Lena, nie zrozum mnie źle, ale chyba to nie najlepszy pomysł, abyś nawiązywała z Domenem bliższe relacje.

- Kurwa mać, następny! - Nie wytrzymałam. Automatycznie zasłoniłam usta dłonią, patrząc na Hofera.

Na początku był lekko zdziwiony, ale później zaczął się śmiać. Chciało mi się płakać.

Już miałam w głowie cenę biletu powrotnego do domu, nagłówki gazet o procesie sądowym przeciwko Lenie Wellinger, co łączy się z koniecznością zakończenia kariery przez Andreasa.

Nerwowo zaczęłam się śmiać widząc jak Hofer ociera łzę z policzka.

- Taka słodka i niewinna, a taka zadziora!

Zimny pot oblał moje ciało. Chyba będę żyła.

Do północny zostały jakieś dwie godziny. Ten czas strasznie mi się dłużej, ponieważ źle się czułam. Miałam jakieś osłabienie organizmu, zachciało mi się spać i byłam przygnębiona.

- Wszystko okej?

Spójrzałam na Domena, któremu zaczął plątać się język, za wszelką cenę starał się, abym nic nie zauważyła.

- Piłeś - stwierdziłam spokojnie.

Podrapał się po karku i nieśmiało podniósł kąciki ust do góry.

- Żebyś jutro nie płakał, że masz miękkie nogi.

Złapał mnie w talii i pocałował mnie w policzek.

- Uciekamy stąd? - uniósł brwi czekając na moją odpowiedź.

Przytaknęłam i ruszyliśmy w stronę wyjścia.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Nie zdziwię się, jak dostanę od was nartami, za tyle czekania na rozdział.

😂

See ya, C. 💌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top