6.
Strażnicy pojawili się na plaży Marine Park w Yokohamie. Do okoła było totalnie ciemno, nie było też nikogo, kto mógłby dostrzec ich pojawienie się znikąd. Słychać było szum oceanu, w powietrzu unosił się morski zapach. Była godzina pierwsza w nocy.
- To zdecydowanie nie jest nasz dom w Sztokholmie - odezwała się Lara. Cassidy natychmiast zareagowała na dźwięk głosu swojej siostry, której przecież nie powinno być ani tutaj, ani nawet w Elizjum.
- Eunkyeong, co ty tu robisz?!
- A skąd ja to kuźwa mam wiedzieć, Onni?
Dziewczyny zamilkły na chwilę, jakby w poszukiwaniu rozwiązania.
- Wiecie co? - podjął Kenji - jesteśmy na Marine Park. To blisko mojego mieszkania. To znaczy blisko pociągiem. Chodźcie.
Strażnicy ruszyli za Kenjim w kierunku pobliskiej stacji kolejowej, z której mieli odjechać w kierunku północnym, do Hotelu Yamamoto, na którego szczycie znajduje się mieszkanie Kenjiego - dwupiętrowy penthouse, którego powierzchnia wynosi ponad sto metrów kwartatowych.
- Kurde, Lina. - powiedziała Cassidy, zdejmując swoją ramoneskę - jesteś w piżamie. Masz, chociaż tyle. Rano coś sobie kupisz.
- To akurat nie będzie konieczne. - wtrącił Kenji - no a przynajmniej kupowanie nowych ciuchów. Mogę coś dla ciebie zamówić, jak będziemy w pociągu, a rano będziesz już miała w co się ubrać. Będziesz nawet mogła wybrać, co ci się podoba.
- Dzięki - odparła Lina, biorąc od Cassidy jej kurtkę - Trochę za duża, ale na razie wystarczy. A tak swoją drogą to nie mam przy sobie kasy.
- Nie szkodzi. - zapewnił Yamamoto - Kupisz na mój koszt. Dla mnie to i tak są grosze.
Stacja kolejowa, z której mieli odjechać w kierunku Hotelu Yamamoto stał praktycznie obok Marine Park. Jedyne, co ją oddzielało od plaży to pokryty drzewami pas o szerokości około pięćdziesięciu metrów. Dotarwszy na stację, nie musieli długo czekać na przyjazd pociągu. Mogli mówić przy tym o dużym szczęściu, bo następny miał przyjechać ponad godzinę później. Kenji zakupił pięć dodatkowych biletów - sam miał już wykupiony miesięczny. Dwie minuty później wsiedli do pociągu. Ze względu na późną porę, nie było tu wielu ludzi.
Gdy autobus ruszył, Kenji wrócił do tematu poruszonego chwilę wcześniej z Liną. Wyjął telefon i włączył aplikację, w której dziewczyna mogła wybrać sobie nowe ubrania. Była to aplikacja sklepu internetowego Sakujiwara, należącego - tak samo, jak Hotel Yamamoto - do najbogatszej korporacji w Japonii, Yamamoto Holdings. Marka ta, jak wiele innych marek modowych, zawdzięcza nazwę swojej założycielce, Sakurze Fujiwarze - prywatnie prababci Kenjiego i żonie Keichiro Yamamoto - pierwszego prezesa Yamamoto Holdings.
Aplikacja, ku zadowoleniu Liny, była dostępna również w języku chińskim, i to zarówno w wariancie uproszczomym, jak i znanym jej od dzieciństwa tradycyjnym. Prócz tego była dostępna również po koreańsku i angielsku. Ponadto miała też szeroki wybór ubrań w wielu różnych stylach.
Bez zbędnego czekania, Lina wzięła telefon z ręki Kenjiego i zaczęła przeszukiwać nie znany jej wcześniej sklep internetowy w poszukiwaniu ubrań, jakie by jej odpowiadały. Szukała czegoś w swoim stylu (tomboy), co byłoby wykonane z naturalnych materiałów i przede wszystkim, po za Chinami. O to ostatnie akurat było bardzo łatwo, ponieważ praktycznie wszystkie ubrania od Sakujiwara, czy to tanie, czy drogie, były produkowane w Japonii.
Ostatecznie dodała do koszyka białą, oversize'ową koszulkę w czarne pasy - podobną (lecz nie identyczną) do jej ulubionej koszulki, błękitne, skaterskie dżinsy i białe buty sportowe. Łącznie zapłaciła 34700 jenów, z czego trzy czwarte tej ceny stanowiły buty. Nie wiedziała co prawda, ile dokładnie zapłaciła przeliczając na dolary, czy to tajwańskie, czy amerykańskie, lecz nie miało to i tak większego znaczenia, skoro kupowała na koszt Kenjiego.
Gdy już dokonała zakupu, Lina oddała Kenjiemu telefon i zamknęła oczy. Jedyne, o czym teraz myślała to sen. W tym samym momencie telefon od Kenjiego przejęła Cassidy, która z czystej ciekawości również postanowiła pooglądać, jakie ubrania są dostępne w sklepie Sakujiwara.
Dotarłszy do ostatniej stacji, Strażnicy musieli przesiąść się jeszcze w autobus, na który na szczęście nie musieli długo czekać. Podjechał praktycznie zaraz po tym, jak wysiedli z pociągu. Nim również pojechali do końcowego przystanku. Stamtąd musieli jeszcze troche podejść w kierunku północno-zachodnim, by po około dziesięciu minutach marszu dotrzeć do liczącego piętnaście pięter wysokości (a właściwie siedemnaście, licząc dostępny wyłącznie dla rodziny Kenjiego i ich gości Penthouse na samej górze) Hotelu Yamamoto.
Strażnicy przeszli przez drzwi obrotowe o ramach wyłożonych szczerym złotem, po czym znaleźli się w holu głównym. W górę, na poziomy mieszkalne, jak i w dół, do podziemnych parkingów prowadziło wiele pozłacanych schodów, a także kilka wind. Na parterze znajdowały się też restauracja, kawiarnia, sklep z pamiątkami, a także, co najciekawsze, muzeum dokumentujące historię rodu Yamamoto.
Jedyna obecna w tym momencie recepcjonistka o długich, czarnych włosach spiętych w kok, wyglądająca na około dwadzieścia pięć lat, może trochę więcej, której imię (wypisane w kanji i romaji na plakietce po lewej stronie uniformu) to Akari Hiraoka, pokłoniła się Strażnikom, witając się z nimi po japońsku. Kobieta wymieniła następnie kilka zdań z Kenjim, po czym ten ruszył dalej, w kierunku windy, a za nim reszta Strażników.
Z tego, co Cassidy zdołała zrozumieć, Kenji powiedział recepcjonistce, że są jego znajomymi zza granicy i spędzą tu tylko jedną noc, za to w apartamencie na samej górze. Recepcjonistka odparła jedynie, iż zrozumiała, dodając na zakończenie bardzo formalne "Yamamoto-sama", wskazujące na to, że Kenji jest wyższy statusem od niej. I to o wiele wyższy.
Cassidy już wcześniej, jeszcze zanim poznała Kenjiego, słyszała o Yamamoto Holdings - najbogatszej i najpotężniejszej korporacji w Japonii, której historia nie sięga jednak dalej, niż do zakończenia trwającej od 1945 roku amerykańskiej okupacji. Zresztą trudno nie było słyszeć o nich, skoro korporacja finansuje badania archeologiczne mające za zadanie odnaleźć grobowiec Himiko, którą to skolei interesuje się jej młodsza siostra - o tym, że niedawno obie prezentowały swoją wspólną pracę na temat Himiko (w której nawet napomniały o badaniach Yamamoto Holdings) nawet nie wspominając.
Strażnicy przeszli przez pozłacane drzwi jedynej windy prowadzącej do penthouse'u na samym szczycie hotelu. Wszystkie ściany windy wyłożone były lustrami w górnej części, pod spodem zaś hebanem, który widać było zarówno w dolnych częściach ścian, jak i na suficie. Również wewnątrz nie zabrakło złoconych elementów, w tym ram, w których znajdowały się lustra i panelu do obsługi windy, przy którym Kenji wpisywał kod autoryzujący wybór przystanku na samym szczycie hotelu. W przeciwnym razie winda by nie ruszyła.
- Gdyby ktoś z was chciał pozwiedzać hotel - oznajmił Kenji, odsuwając się od panelu - kod do mojego piętra to 738639. A i jak będziecie zamawiać coś do jedzenia to powiedzcie, że na mój koszt.
- Takie szybkie pytanko - wtrącił Cassius - czemu nie ma tu czwartego piętra, ani czternastego?
- Ah, to. To przez stary japoński przesąd, że czwórka jest pechową liczbą. W sumie ten przesąd wywodzi się jeszcze z Chin. - wyjaśnił Kenji.
- A czemu? - Roxie kontynuowała pytanie Cassiusa.
- Bo po japońsku "cztery" to "shi". Podobnie, jak "śmierć". A jak przy japońskich tradycjach jesteśmy to wiecie, że w Japonii buty zostawia się przed drzwiami mieszkania? Zwłaszcza wy - wskazał na Roxanne i Cassiusa.
- U mnie w domu akurat też się tak robi. - odparła Roxie - Ogólnie w muzułmańskich rodzinach.
- To dobrze. - Kenji odezwał się równocześnie z automatycznym głosem windy, mówiącym po japońsku, że osiągnięto docelowy poziom - No, to byłoby na tyle. - odsunął się i wskazał ręką, puszczając przyjaciół przodem do prostokątnego, odchodzącego w prawo i lewo przedpokoju, w którym Strażnicy zdjęli buty i boso weszli do właściwego mieszkania, które również było zabezpieczone kodem.
- Do tych drzwi jest oddzielny kod. 729531. Zresztą zaraz je wam pospisuje.
- Najpierw pokaż mi, gdzie jest sypialnia. - oznajmiła Lina - Jedyne, czego mi teraz trzeba to sen.
- Wiem, co czujesz, Lina. Ja też bym już dawno spał, gdyby nie Eluzjum. Swoją drogą najpierw przydałoby się cie zanieść do łazienki. Masz totalnie gołe stopy - zauważył, po czym wyciągnął ręce, w które Lina niezwłocznie wskoczyła, choć nie zbyt chętnie. - A wy - zwrócił się następnie do przyjaciół z Europy - jak chcecie to możecie sobie pozwiedzać. Tylko nie przeszkadzajcie pradziadkowi. Śpi za tymi drzwiami - wskazał na lewo, w połowie korytarza prowadzącego do przestronnego salonu. - To znaczy, po prostu tam nie wchodźcie. Ściany w całym hotelu i tak są dźwiękoszczelne.
Skończywszy instruować pozostałą czwórkę, Kenji zaniósł Linę na rękach do łazienki, by mogła umyć stopy, a gdy ta wyszła, zaprowadził ją na drugie piętro penthouse'u, gdzie też znajdują się pokoje gościnne. Tymczasem Cassius, Roxanna i siostry Lee udali się do salonu.
Pierwszym, co Cassius zobaczył po wejściu do przestronnego pomieszczenia był barek, jak w knajpach serwujących drinki. Na półkach stały butelki różnych alkoholi, od likierów, przez wódki, whiskey, giny, koniaki, metaksy, aż po wina - zarówno japońskie, za granicą zbiorczo zwane jako "sake", jak i włoskie, francuskie, hiszpańskie, węgierskie czy chilijskie.
- Hej, dziewczyny! - krzyknął - chcecie drinka?
- Nie, dziękuję. Nie piję alkoholu. - odparła Roxanna.
- A ja chętnie. - ciągnęła Cassidy.
Kyeongri podeszła do lady, oparła się brzuchem o ladę i obejrzała, jakie alkohole są na stanie.
- No to... - Cassius zwrócił się do dziewczyny, grzebiąc w szafce pod ladą w poszukiwaniu kieliszków - jakiś konkretny drink? - postawił na ladzie dwa kieliszki - Czy to samo, co ja?
- Cosmopolitana poproszę.
- Cosmopolitana? - Cassidy mruknęła potwierdzająco pod nosem - nie wiem, jak sie go robi.
- Spokojnie, powiem ci. Weź to... - wskazała na stojącą na podwieszanej półce kwadratową butelkę pomarańczowego likieru, który, ku jej przerażeniu, miał francuską nazwę - jak kolwiek to się czyta.
- Cointreau? - spytał się Rosetti, sięgając po butelkę. Jego francuski był dużo lepszy, niż Cassidy. Bądź co bądź uczył się go w szkole, jako drugiego języka obcego (choć wolałby niemiecki) - już się robi. Co jeszcze?
- Wódka cytrynowa, sok żurawinowy, świeża limonka, no i lód.
Cassius postawił butelkę Cointrau na ladzie i rzucił się do zbierania pozostałych. Likier był jeszcze nie zaczęty. Następnie postawił butelkę wódki cytrynowej, i zajrzał do lodówki w poszukiwaniu limonki i soku żurawinowego. Tego pierwszego było akurat pod dostatkiem, czego nie można było powiedzieć o soku.
- Gdzie to jest? - powtarzał pod nosem, przeszukując kolejne półki. Tymczasem do lady podszedł Kenji;
- Widzę, że już sie dobraliście do barku... - stwierdził gospodarz.
- Eung - Cassidy mruknęła potwierdzająco. Jest to popularny w Korei zamiennik słowa "tak".
- W czymś pomóc? - Kenji zwrócił się do Cassiusa.
- Em, tak... - odwrócił się w stronę Japończyka - macie sok żurawinowy? Cassody chciała.
- W hotelowym magazynie. Zaraz go tu ściągnę. - Kenji podszedł do ściany na prawym krańcu blatu i wcianął czerwony przycisk pod mikrofonem połączonym z głośnikiem. Po chwili odezwał się męski głos, mówiący po japońsku. Kenji szybko złożył zamówienie, po czym skierował wzrok na dwójkę przyjaciół;
- Zaraz przyjdzie.
Oczekując na przybycie soku żurawinowego, Cassius przyrządził swojego drinka - Angelo Azzurro, składające się z Ginu, Blue Curaçao oraz likieru pomarańczowego, który na szczęście już wybrała Cassidy do swojego Cosmopolitana. To wszystko udekorował skórką z cytryny.
Gdy niebieski drink Cassiusa był już gotowy, w tym samym momencie rozbrzmiał dźwięk dzwonka u drzwi wejściowych. Kenji, skończywszy chwile wcześniej spisywać hasła do drzwi, windy, jak i do wifi, podszedł do drzwi i po chwili powrócił, trzymając w ręce karton soku żurawinowego.
- Proszę. - postawił napój na ladzie.
Cassius zgarnął karton z sokiem żurawinowym i zabrał się do przygotowywania drinka, w czym instruowała go Cassidy.
- Będzie jeszcze potrzebny lód. - oznajmiła.
- Robi się - odparł Cassius, zaglądając po chwili do zamrażarki i wyciągając z niej worek z pokruszonym lodem. Następnie wrzucił trochę lodu do kieliszka Cassidy, po czym schował worek z powrotem do zamrażarki i zaczął przygotowywać Cosmopolitana zgodnie ze wskazówkami dziewczyny.
- No to... - podjął Kenji - ja chyba idę już spać. Pokoje gościnne są na górze, jakby co.
- To dobranoc, Kenji - odparła Cassidy, gdy w tym samym momencie Cassius podał jej kieliszek z gotowym drinkiem w jej ulubionym, różowym kolorze.
Kenji odszedł w stronę schodów, ku swojemu pokojowi, znajdującemu się tuż obok nich, na pierwszym piętrze. Tymczasem Cassidy wraz z Cassiusem wyszli na ogromny, również dwupiętrowy balkon, którego dolna część - odsłonięta od ewentualnego deszczu przez wyższą kondygnacje - była nawet wyposażona w basen, górna zaś była praktycznie ogrodem, na którym rosły zarówno prawdziwe rośliny (głównie kwiaty i krzewy), jak i sztuczne, imitujące dojrzały bambus, czy drzewa kwitnącej wiśni.
Po drodze na balkon, minęli kanapę, na której Lara rozmawiała z Roxanną, wymieniając się swoimi doświadczeniami w związku z ich orientacją.
Przy okazji Lara zaczęła chyba wyręczać swoją Onni w uczeniu Roxanny szwedzkiego. Dzisiejsza lekcja - Sj-ljudet. Obie dziewczyny bawiły pierwsze, dalekie od ideału próby opanowania przez Roxanne tego charakterystycznego szwedzkiego dźwięku.
- One coś brały? - spytał się Cassius, słysząc, jak Lara próbuje nauczyć Roxanny wymawiać liczbę "sju".
- Nie. - odparła Cassidy - to po prostu lekcja szwedzkiego. "Sju" znaczy siedem.
- Czyli, że... jesteś ze Szwecji? - Cassidy mruknęła potwierdzająco pod nosem - Szczerze mówiąc prędzej bym sie spodziewał, że jesteś, bo ja wiem... z Niemiec, Anglii, może USA. No albo rzecz jasna z Azji.
- A wiesz, że mało brakowało, żebym urodziła się właśnie w Angli? - Cassidy wzięła łyka Cosmopolitana, w jej ślad poszedł także Cassius - Mój tata jest z Korei, mama z Polski. Oboje poznali sie w Anglii, na Oxfordzie. Mieszkali w Anglii aż tata ukończył studia, w czerwcu przenieśli się do Szwecji, a już dwa miesiące później sie urodziłam.
- Wow. - powiedział, wyraźnie zaskoczony, że Cassidy ma tak dobrze wykształconych rodziców - Moja mama też marzyła o Oxfordzie. Finalnie wylądowała w Rzymie. No a tata to jak ja, skupił się na piłce. Niestety kontuzja przekreśliła jego marzenia o wielkiej piłce, więc wstąpił do Pescary jako trener naspastników. - popił kolejnego łyka, Cassidy patrzyła na niegon oczekując dalszej opowieści - gdyby nie ta kontuzja, i gdyby los pozwolił, pewnie by grał w Realu albo AC Milanie. Teraz chce, żebym ja tam poszedł. - wziął jeszcze jednego łyka, po czym kontynuował - Niedoczekanie. Moje serce bije dlas Barcelony i Juve... no i dla Bayernu do kompletu. Ale zwłaszcza dla Barcy.
- Bayernu? - spytała Cassidy, wyraźnie zachwycona - to mój ukochany klub. I wiesz co? W szkole też chciałam zostać piłkarką i grać w Bayernie.
- Serio? Jesteś fanką piłki?
- Oczywiście. Myślisz, że niby jak cie rozpoznałam, gdy po raz pierwszy trafiliśmy do Elizjum? Zresztą powiem ci, że od pół roku śledzę wyniki Pescary. Czasem nawet obejrzę relacje na żywo.
- O, to teraz mnie zaskoczyłaś, wiesz? - oboje popili po łyku drinka - a swoją drogą, jakie jest twoje najlepsze wspomnienie z piłką?
- Hmm... - Cassidy pomyślała przez chwile - Gdy raz na w-fie chłopacy się śmiali, że dziewczyny nie potrafią grać w piłkę, zarządałam od nauczyciela, żeby zrobił mecz, my kontra oni, i żebyśmy grali na spalone. Akurat było nas po jedenastu z każdej drużyny. Przed meczem wyjaśniłam dziewczynom, o co chodzi w spalonych i tak ich łapały przez całą lekcję. Oczywiście pięcioosobową linią obrony zarządzała Lara i Emilly... - Cassi popiła jeszcze jednego łyka - A gdy nawet sie nie udało ich spalić, Emilly łapała prawie wszystkie strzały. Ja natomiast byłam Lewandowskim naszej drużyny. Albo w sumie może i Messim, bo tak ich ośmieszałam dryblingami, że aż sie zapadali pod ziemie ze wstydu - Cassius zaśmiał się na to zdanie, wyobrażając sobie, jak to musiało wyglądać. - No i wygrałyśmy trzy do jednego. Chociaż tylko dla tego, że Emilly specjalnie puściła jednego gola, by sie nad nimi zlitować. - Cassius znów się zaśmiał, tym razem wraz z Cassidy - No a jeśli chodzi o mnie to strzeliłam hat tricka.
- I co się stało, że zrezygnowałaś?
- Spowodu Lary. Chciałam grać razem z nią, no ale w tamtmy meczu złapała potworną kontuzje i sobie odpuściła... a ja razem z nią. Za to Emilly skorzystała z zaproszenia, które wszystkie trzy dostałyśmy od skauta Visby AIK. Po trzech latach, jak jej talent wystrzelił, zgłosili się po nią ludzie z Hammarby. Gra tam do teraz, a we wrześniu nawet zadebiutowała w kadrze narodowej.
Cassius na chwile zastygł w milczeniu, jakby rozmyślając nad czymś.
- Zaraz... - przemówił w końcu - ty mówisz o tej, co zapakowała Niemkom gola na 2-1 w ostatnich sekundach, z dziewiędziesięciu metrów?
- Oczywiście, że o niej.
- Ej, a umówisz mnie z nią?
- Obawiam się, że nie jesteś w jej typie.
- Co? A jaki jest jej typ?
- Siedzi tam na kanapie i rozmawia z Roxanną. - Cassidy popiła jeszcze jeden, ostatni już łyk Cosmopolitana. Na krótką chwilę zapadła cisza. - Ale znam inną dziewczyne, której sie podobasz.
- Doprawdy? - Cassius również dokończył swojego drinka i zwrócił się twarzą w kierunku Cassidy, opierając się lewym łokciem o poręcz balkonu. Jego oczy pochwyciły jej. - A jaka ona jest?
- No więc... - Kyeongri zamyśliła się przez chwilę, zastanawiając się, co by tu odpowiedzieć - Jest dość wysoka, metr siedemdziesiąt cztery. Lubi robić sobie sztuczne paznokcie i chodzić w szpilkach. Nosi kurtke Versace, ma długie, ciemne blond włosy, z różowymi pasemkami... - chwyciła ręką za swoje włosy. Wtem wybuchła śmiechem, widząc, że on sam sie ledwo od tego powstrzymuje - Nie no, dobra... - znowu przerwa na śmiech - nie moge tak dłużej. Po prostu stoi przed tobą.
Cassius w końcu sie poddał i zaśmiał się wślad za Cassidy.
- A czy mógłbym ją w takim razie poprosić o numer?
- Jasne. Masz telefon?
- Oczywiście, że mam. - wyjął czarną komórkę marki Hua Wei z kieszeni swoich spodni i pozwolił jej wpisać numer. Cassidy postanowiła od razu wpisać swój numer w aplikacji, aby uniknąć zbędnych płatnośći związanych z połączeniami zagranicznymi.
- Jak będziesz dzwonić, to przez Whats App, ok?
- Ok. - wtem w jego brzuchu zaczęło burczeć - Kurde, głodny jestem. Zamówimy pizze?
- Chętnie. Jaką chcesz?
- Quattro Fromaggi, per favore.
- Już się robi.
Cassidy wyszła z balkonu, zostawiając na nim Cassiusa. Po drodze zabrała także zamówienie od swojej siostry oraz Roxanny. Lara stwierdziła, że niech sama jej wybierze, podczas gdy Roxie zdecydowała się na hawajską.
- Jesteś pewna? - spytała się Cassidy, usłyszawszy zamówienie Roxanny - Tam na balkonie stoi makaroniarz. Jak to zobaczy...
- Nie obchodzi mnie, co się stanie. Chcę hawajską i tyle.
- No dobra... tylko żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Cassidy udała się następnie w kierunku drzwi wyjściowych, biorąc ze sobą kod do windy.
■■■■■■■
- W czym mogę słyżyć? - spytał się około czterdziestoletni Japończyk siedzący za ladą restauracji, niegdyś będącej samodzielnym budynkiem, oferującym dania rybne, obecnie wchodzącą w skład Hotelu Yamamoto i posiadającą w swym menu znacznie większy zakres potraw. Jego pytanie zadane zostało w języku japońskim, jednak nie był to problem dla znającej już podstawy japońskiego Kyeongri.
- Poproszę jedną pizzę hawajską, jedną cztery sery... - przyjrzała się menu i po chwili zauważyła pizzę, której sie tu kompletnie nie spodziewała, a którą uwielbia, jako że łączy to popularne włoskie danie z jej ukochanymi, koreańskimi smakami. - i dwie pizze bulgogi. Na koszt Kenjiego.
- Yamamoto-sama ma gości?
- Tak.
- Jeszcze jedno pytanie. Jaki rozmiar ciasta sobie pani życzy?
- Myślę, że małe starczy.
- Dobrze. Za dziesięć, może dwadzieścia minut będzie gotowe. Może pani wrócić do pokoju. Dostarczymy je osobiście.
Mężczyzna znikną za drzwiami prowadzącymi do kuchni, a Cassidy udała się z powrotem na górę.
■■■■■■■■
Rozległ się dzwonek u drzwi wejściowych. To oznaczało tylko jedno - pizza jest gotowa. Cassidy podeszła więc do drzwi i odebrała zamówienie.
- Arigatōgozaimasu. - Dziewczyna pokłoniła się dostawcy, po czym wzięła pizze i udała się do salonu. Na kanapie siedziały Roxanna i Lara, Cassius natomiast przebywał na siłowni, do której prowadzą drzwi położone na prawo od barku z alkoholami, a na lewo od ogromnego telewizora - największego, jaki Cassidy w życiu widziała - oraz dokładnie na przeciwko drzwi prowadzących na balkon.
Kyeongri podeszła do niskiego, lecz szerokiego szklanego stołu, na którym zaczęła rozstawiać kartony z pizzą.
- Cztery sery dla Cassiusa... dwie bulgogi dla nas... i specjalna pizza Roxanny - wymieniła, otwierając po kolei kartony. Następnie ruszyła w kierunku siłowni, by ściągnąć stamtąd Rosettiego.
- Nie! - Cassius krzyknął, wchodząc do salonu. Stanął w miejscu, jakby jego wzrok spotkał się z wzrokiem Meduzy, usta zasłonił dłońmi, nie mogąc przez chwile uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Gdy już doszedł do siebie, natychmiast podszedł do Roxanny i chwycił plastikową butelkę wypełnioną czerwonym sosem.
- Che diavolo è quello?! - spytał się agresywnym tonem.
- O co ci chodzi? - Roxanna odparła pytaniem na pytanie.
Cassius na krótką chwilę zamilkł, zbierając słowa.
- Czy ty wiesz, co za to grozi we Włoszech? - jego wzrok powędrował z butelki ketchupu na Roxanne, a następnie dalej, na jej pizzę - O Mamma Mia, jeszcze hawajska.
- No i co z tego?
- Co z tego? To z tego, że to jest zbrodnia przeciwko włoskiej kuchni. Zresztą w dupie z tym ananasem i ketchupem. Czy czasem szynka nie jest zakazana w islamie?
- A no jest. Tylko że ja już nie jestem Muzułmanką.
- Weźcie już przestańcie. - wtrąciła się Cassidy - Pizza wam wystygnie. Swoją drogą ostrzegałam cię, Roxie - wyrwała z ręki Cassiusa butelkę ketchupu i odniosła do lodówki - ten jeden raz chyba przeżyjecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top