5.

LINA

Na Tajwanie było już ciemno, gdy Lina wróciła do domu, cała spocona. Zdjęła buty tuż u progu drzwi wejściowych i boso udała się do swojego pokoju, gdzie niezwłocznie runęła na łóżko, twarzą do łóżka, zmęczona całym dniem spędzonym na nauce na Uniwersytecie, a potem na bieganiu po mieście i wykonywaniu parkourowych trików. Przy okazji swoją miłość do parkouru łączyła z pracą jako roznosicielka ulotek, za którą to otrzymuje szesnaście tysięcy dolarów tajwańskich — czyli zaledwie pięśćest dolarów amerykańskich. Nie jest to dużo, lecz więcej jej nie trzeba — i tak to rodzice, obecnie mieszkający w Taipei (ojciec jest ministrem w parlamencie Tajwanu) finansują jej studia i mieszkanie, a równowartość około dwóch tysięcy dodatkowych dolarów amerykańskich przesyłają bezpośrednio na konto Liny. Po za tym jej starszy brat, Lisheng jest żołnierzem, otrzymującym regularny żołd w wysokości trzech tysięcy USD.
Chwilę potem Lina podniosła się i poświęciła kilka minut na medytację, ze skrzyżowanymi nogami. Medytacja świeżo po przebudzeniu i tuż przed snem (opcjonalnie kilka razy w ciągu dnia, zwłaszcza na Uniwersytecie) stanowi jej codzienny rytuał, dzięki pozwalający jej się uspokoić, wypocząć oraz skupić.
Wdech... wydech...
Wdech... wydech...
Po około czterech minutach medytacji dziewczyna podniosła się z łóżka i udała do łazienki. Zdjęła swoje spodnie, koszulę, a w końcu bieliznę i wrzuciła je do kosza na pranie, sama natomiast weszła pod prysznic, by spłukać z siebie pot.
Prysznic był lodowato zimny. Taki, jak Lina lubi najbardziej.
Wyszedłszy spod prysznica, Lina założyła swój niebieski szlafrok i udała się spowrotem do swojego pokoju. Po drodze zatrzymała się w przedpokoju i pokłoniła zdjęciu mężczyzny w wojskowym mundurze — jest to jej zmarły dziesięć lat wcześniej pradziadek, Generał Ming Shihao. Na zdjęciu ma około czterdziestu pięciu lat. Lina, która pokłoniła się jego zdjęciu, odziedziczyła po nim nos i oczy.
W czasach drugiej wojny światowej Ming Shihao wsławił się wieloma bohaterskimi czynami i geniuszem taktycznym, nabytym już przed wojną dzięki lekturze książek poświęconych strategii, takich jak "Sztuka Wojny" autorstwa Sun Tzu. Ta druga cecha, w połączeniu z jego przywódczym temperamentem pozwoliła mu w nadzwyczaj szybkim tempie przejść drogę od zwykłego szeregowca jeszcze na początku roku 1938 aż do stopnia generała w roku 1945, zaraz po tym, jak Amerykanie zrzucili bombę atomową na Nagasaki. Gdy to się stało, miał zaledwie trzydzieści lat.
Niestety, wiele też wycierpiał podczas wojny, co odbiło się na jego psychice. Do końca życia zmagał się ze stresem pourazowym, wywołanym przez stratę jego pierwszej miłości podczas masakry nankińskiej. Ze stresem, w wyniku którego aż po kres swoich dni bezgranicznie nienawidził całego narodu japońskiego, z wyjątkiem jednego człowieka. Był to Japończyk, który zdezerterował, podobno na własne oczy widząc, jak jego rodacy dokonywali rzezi na mieszkańcach historycznej stolicy Chin. Zobaczywszy to, ów Japończyk otworzył ogień do rodaków i jakimś cudem wyciągnął grupkę skazanych przez nich na śmierć Chińczyków z miasta. Kilka lat później dołączył do armii Kuomintangu, przybierając — dla bezpieczeństwa — fałszywe, koreańskie imię i tożsamość. A pradziadek Liny, który zawsze mu towarzyszył, obserwował go i składał raporty Czang Kaj Szekowi, jednocześnie pnąc się w górę republikańskiej hierarchii.
Po chwili Lina znowu znalazła się w swoim pokoju. Ubrała się w strój nocny, po czym położyła się do łóżka.

Kilka minut później, zamiast zapaść w sen, wylądowała w Elizjum, a wraz z nią Cassidy i reszta ekipy;
— Auua...— stęknęła z bólu. Trafiwszy do Elizjum, zmaterializowała się około metra nad ziemią, dopiero po chwili lądując na ziemii — Czemu teraz?
Podniosła się na nogi, by z zaskoczeniem odkryć, że oprócz czwórki swoich towarzyszy widzi jeszcze jedną osobę, której nie powinno tu być.
— Hej, Cassi — zwróciła się do przyjaciółki — Co tu robi twoja siostra?
— L... Lara? — spytała Cassi obróciwszy głowę we wszystkie strony, aż złapała wzrokiem swoją dongsaeng.
— C... co... co to za miejsce? — odezwała się Eunkyeong, chwytając po chwili kontakt wzrokowy z siostrą — Onni... czy to te całe Elizjum?
Dziewczyna spoglądała się to w prawo, to w lewo — zupełnie, jak strażnicy kilka dni wcześniej — pojękując przy tym z bólu. Nic dziwnego, w końcu — tak, jak Lina — spadła z wysokości mniej więcej pół metra na rękę, której na szczęście chyba nie złamała. Byli na zewnątrz, po tej samej stronie mostu prowadzącego do zamku, po której wylądowali za pierwszym razem, gdy zamiast Lary, wraz z nimi zmaterializowało się tu dwoje starszych Strażników.
— Tak — odparła Cassi — Ale co ty tu właściwie robisz?
"No właśnie" — pomyślała Lina, usłyszawszy to pytanie. Bądź co bądź Lara nie była strażniczką, jak jej siostra i reszta tu zebranych.
— Witajcie ponownie, Strażnicy — rozległ się po chwili głos Qadana.
— Przepraszam — podjęła momentalnie Larissa — tak w zasadzie to mnie tu jeszcze nie było i nie wiem, co tu w ogóle robię.
— Oh... no tak. — białowłosy skierował na nią swój wzrok — Siostra Cassidy, jak mniemam?
— T... tak.
Za Qadanem pojawili się także Garrick ze swoją uczennicą, Hulong, Altan i ubrana od stóp do głów w przeciwsłoneczny kombinezon Luna. Przewodniczący Rady Elizjum niezwłocznie przedstawił ich Larze, by po chwili przejść do tego, po co ściągnął pozostałą piątkę;
— Doczekaliście się pierwszej misji jako Strażnicy — powiedział — za nim jednak wyjaśnię, o co chodzi, ja i reszta Rady chcielibyśmy przeprowadzić z wami trening z bronią. To jest z waszymi artefaktami.
Strażnicy zostali przydzieleni do każdego z członków rady. Cassidy miała trenować z Luną, Cassius z Leeshą, Roxanna z Qadanem, Kenji z Hulongiem, a Lina z Altanem.
"No cudownie. — pomyślała Lina — Nie dość, że wyrwali mnie z łóżka to jeszcze każą mi trenować z trzymetrowym tygrysołakiem".
Chinka zazdrościła w tym momencie Larze. Ani to nie wyrwali jej z łóżka (chyba), bo jednak Szwecja jest siedem godzin za Tajwanem, ani nie zmuszali jej do treningu po dniu spędzonym na uprawianiu parcouru, na dodatek za mentora dając jej ogromnego człowieka-tygrysa uzbrojonego w naginatę, czy coś w tym stylu.
Niemniej jednak Lina udała się za Altanem na wyznaczone — zapewne już wcześniej, wnioskując po tym, że było wyraźnie zaznaczone białym okręgiem — miejsce treningowe.
Ku jej miłemu zdziwieniu, Altan zalecił jej rozpocząć trening od medytacji. "Tak to ja mogę ćwiczyć" — pomyślała. Usiadła na ziemii, skrzyżowała nogi, zamknęła oczy i skupiła się tylko na tym.
Jeszcze zanim zamknęła oczy, dostrzegła, że inni najwyraźniej też zaczynają od medytacji. Nie dziwiło to jej ani trochę — w końcu zgodnie z wierzeniami dalekowschodnich religii, w tym jej własnej — taoizmu — medytacja pomaga wyzwolić w sobie pokłady qi.
Wdech... wydech...
Wdech... wydech...
W międzyczasie, jak Lina medytowała, Altan w ogóle jej nie przeszkadzał. Najwyraźniej jego zdaniem robiła wszystko, jak należy, albo — co by jej nie zdziwiło — wiedział doskonale, że Lina regularnie praktykuje medytację.
Kontrastowało to oczywiście z pozostałymi, a zwłaszcza z Cassiusem, Roxanną i Cassidy, którym ich "mentorzy" wykładali na temat natury qi — i zachowania poprawnej pozycji i koncentracji — tak głośno, że było to słychać aż tutaj. Raz nawet zachciało jej się zaśmiać, lecz bez większych problemów powstrzymała to pragnienie, odsuwając je na bok, tak jak wszystko inne. Teraz medytowała. Była tylko ona i nikt poza tym.
Po chwili, zaczęła widzieć to, co działo się w okół, choć nie otworzyła nawet oczu. Wszystkie obrazy, które do niej docierały, widziała jakby poprzez ziemię. Skojarzyło jej się to z jedną animacją, którą bardzo lubi oglądać nawet teraz, gdy jest już dorosła, a w której jedna z postaci, na pozór totalnie ślepa również potrafiła widzieć poprzez ziemię.
"Całkiem praktyczna rzecz" — pomyślała.
Lina widziała, jak Altan krąży dookoła niej, a także jak inni strażnicy również medytują. Kenji, jako jedyny, medytował na kolanach zamiast w siadzie skrzyżnym. To tak zwana pozycja seiza, tradycyjnie stosowana w japońskiej kulturze. Tak, jak Lina, zdawał się całkowicie skupiony na medytacji, w przeciwieństwie do Cassiusa, Cassidy i Roxanny. Ci troje się głównie wiercili — najmniej Cassidy, a najczęściej Cassius.
Lina dostrzegła również, że Lara uważnie przypatruje się, jak jej onni próbuje się skupić na medytacji najlepiej, jak umie. Nie przeszkadza jej.
— Powstań, Strażniczko Ziemii — usłyszała nagle głos Altana. Lina otworzyła oczy i postąpiła tak, jak tygrys jej kazał — Całkiem nieźle, dziewczyno. Widać, że masz w sobie nawyk medytacji.
— Dziękuję — pokłoniła się głęboko przed swoim "mentorem", tak, jak nakazuje chińska etykieta.
— Daj sobie spokój z tak niskim pokłonem, przynajmniej tu, w Elizjum — oznajmił Altan — to ty jesteś Strażniczką, wybraną przez Houtu. Wyżej od ciebie i twoich przyjaciół są już tylko sami Celestiale.
— Tak jest — potwierdziła dziewczyna, wykonując minimalny ukłon samą tylko głową. — Mam pytanie...
— Chodzi o Celestiali, mam rację? — odparł pytaniem na pytanie. Lina wydała tylko potwierdzający dźwięk. — Celestiale są rasą, którą dawni ludzie nazywali "bogami"... chociaż we współczesnej terminologi nazwalibyście ich pewnie "kosmitami". Jak pewnie już się domyśliłaś, są to między innymi Houtu i pozostali z "bogów", którzy wam patronują. Pochozą z planety zwanej przez nich Celestią, położonej w układzie gwiazdy, którą wy na Ziemii nazywacie Syriuszem. Czy chciałabyś wiedzieć coś więcej, Strażniczko?
— Nie.
— Świetnie. A teraz wróćmy do twojego szkolenia. Widzisz te kamienie o tam? — wskazał naginatą za plecy Liny. Ta się odwróciła i potwierdziła. — Postań na nich. To będzie druga część treningu, skupiona na zachowaniu równowagi. Jako strażniczka Ziemii musisz być twarda i nieustępliwa jak głaz, a najlepiej jak diament.
— Zrozumiałam — oznajmiła Chinka, dostosowując się do polecenia wydanego jej przez Altana. Stanąwszy na szczycie kamiennego stosu, kątem oka dostrzegła, że Kenji również już zakończył medytacyjną część treningu. Spojrzała się w jego kierunku nie co uważniej. W jego kręgu również leżała sterta kamieni, która zapewne też miała posłużyć do przećwiczenia równowagi — tylko w jego wypadku zapewne chodziło o zachowanie jej pod wpływem wiatru, o ile ten Long był w stanie spowodować wiatr.
— Przygotuj się, dziewczyno! — krzyknął Tygrys. Gdy ta skupiła uwagę spowrotem na Altanie, ten już przygotowywał zamach głazem w jej kierunku.
"O cholera" — zaklęła w myślach, gdy kamień leciał prosto pod jej nogi. Sterta pod nią zawaliła się, a Lina runęła wraz z nią na ziemię, w ostatniej chwili amortyzując upadek za pomocą rąk. Altan się zaśmiał.
— Skoro straciłaś już równowagę, spróbuj ułożyć te głazy spowrotem. Ręcznie.
— Ręcznie?! — krzyknęła — przecież każdy z nich waży co najmniej tyle, co ja.
— Ale masz też supersiłę. — postukał ją kilka razy w głowę drewnianą końcówką swojej naginaty — Zapomniałaś? Jesteś Strażniczką Ziemii.
— No dobra. — westchnęła — spróbuję.
— Nie... nie spróbujesz — odparł Tygrys. — Rób, albo nie rób. Nie ma próbowania.
"Zupełnie, jakbym słyszała mistrza Yodę" — pomyślała dziewczyna. Mimo to zrobiła, jak polecił jej Altan.
Ku zaskoczeniu Liny, kamienie faktycznie były dla niej lekkie niczym piórko. Ułożyła je więc jeden po drugim, bez większych problemów.
— Widzisz? Nic trudnego — powiedział Tygrys, gdy dziewczyna skończyła swoją pracę. — A teraz stań raz jeszcze na tych kamieniach. Tylko tym razem spróbuj utrzymać je w jednej kupie.
"Czemu nie mogłeś powiedzieć wcześniej, że właśnie to mam zrobić?" — chciała już powiedzieć, lecz zachowała tą myśl dla siebie. Stanęła więc raz jeszcze na szczycie kamiennego stosu i zamknęła oczy celem kilkusekundowej "medytacji". Wzięła kilka raz głęboki wdech, po czym otworzyła oczy. Była zwarta i gotowa na kolejną rundę, gdy tym czasem Altan znów zamachnął się głazem pod jej nogi, dając jej niewiele czasu na reakcję.
Mimo najlepszych starań, kamienie, na których stała Lina znów się rozsypały, lecz tym razem udało jej się przez chociaż kilka sekund utrzymywać je w pionie.
— Już lepiej. — pochwalił ją Altan — Jeszcze raz. Tylko tym razem będziesz mogła ułożyć je, że tak powiem, "telekinezą".
Podnosząc się na nogi, Lina zobaczyła, że Kenji również zaczął być atakowany przez Hulonga, tylko że podmuchami wiatru. I tak, jak przy pierwszym podejściu Liny, Kenji spadł z kamieni już po pierwszym podmuchu wiatru, spowodowanego przez zamachnięcie się Hulonga (będącego pod postacią chińskiego smoka) ogonem. Jego celem nie było jednak zawalenie kamienii pod Kenjim, jak to robił Altan, a zdmuchnięcie z ich szczytu samego chłopaka.
Równolegle do drugiej części swojego treningu szykowała się też Cassidy.
Lina ponownie ułożyła kamienie i raz jeszcze stanęła na ich szczycie. Altan wziął do rąk kolejny głaz. "Dobra. Teraz musi się udać. Utrzymam je w pionie." — pomyślała dziewczyna, biorąc głęboki wdech, a po nim wydech.
Chwilę później kolejny kamień leciał pod jej nogi. Gdy uderzył, sterta znów zaczęła się trząść, jakby chciała runąć w dół, Lina jednak utrzymywała je w kupie siłą woli. Po kilku sekundach zapanowała nad nimi na tyle, że postanowiła dalej stać na tylko jednej, do tego słabszej, lewej nodze.
Kolejnych kilka sekund później kamienie stały już całkowicie nie ruchomo. Rozległ się klask wydobywający się spod dłoni Altana. Lina zeskoczyła z kamieni, wykonując salto w powietrzu i amortyzując lądowanie za pomocą prawej dłoni.
— Gratuluję — oznajmił tygrys — jesteś gotowa, Lino na kolejny etap treningu, czy wolisz odpocząć? — spytał.
— Chętnie bym odpoczęła.
Dziewczyna usiadła na kamieniu, którym przed chwilą rzucał Altan, próbując zawalić te pod jej nogami. Odpoczywając, przyglądała się, jak trenują Kenji i Cassidy. Ten pierwszy znów został bez problemu zrzucony przez Hulonga za pomocą podmuchy, Luna zaś prezentowała Cassidy, co będą robić. W okół dwóch kobiet unosiły się bronie — czy raczej ich atrapy, jak domyśliła się Lina. W końcu członkowie rady Elizjum nie powinni ryzykować życia Strażników, zwłaszcza świeżo wybranych.

▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎
CASSIDY

— Teraz przejdziemy do treningu telekinezy — oznajmiła Luna, unosząc za pomocą tejże mocy wiele broni: mieczy, włóczni, młotów, toporów, sztyletów. — Jako strażniczka elektryczności, zwanej również kwintesencją, twoim największym sprzymierzeńcem, po za Mjolnirem i błyskawicami oczywiście, zawsze będą moce psioniczne, takie jak telepatia, czy właśnie telekineza. Bronie, które widzisz wokół nas są tylko atrapami, które nic ci nie zrobią, najwyżej nabawisz się od siniaków. Pamiętaj jednak, aby mimo to unikać ich za wszelką cenę. Podczas prawdziwej walki nie będzie przebacz, a młotem raczej ciężko jest blokować nadciągające uderzenia, dla tego już teraz wprowadź uniki oraz parowanie telekinezą w nawyk.
— Zrozumiałam — powiedziała Cassidy.
— Świetnie. To teraz dam ci chwilę, byś się skupiła na zadaniu. Nic nie powinno cię rozpraszać. I jeszcze jedno: staraj się przewidywać ataki od tyłu.
— Dobrze. — dziewczyna zamknęła oczy i zrobiła głęboki wdech, a następnie wydech. Wdech, i wydech.
Gdy tylko otworzyła oczy, dostrzegła lecący w jej stronę drewniany młot. Cassidy w ostatniej chwili uniknęła uderzenia, odchylając ciało do tyłu.
— Perfekcyjny unik już za pierwszym razem? Imponujące — pochwaliła Luna. Cassidy tak się ucieszyła, że zapomniała o skupieniu. Próbując się lekko pokłonić Lunie, w podzięce za słowa pochwały, nagle poczuła, jak jej nogi zostają podcięte przez coś, co musiało być bronią drzewcową. Finalnie, zamiast pokłonić się, dziewczyna wylądowała twarzą do ziemii, w ostatniej chwili amortyzując upadek dłońmi — skupienie, Cassidy. Skupienie.
Gdy tylko Cassi podniosła się na nogi, w jej stronę leciał już drewniany miecz, którego znów uniknęła, tym razem odchodząc w prawy bok. Jej wzrok, a wraz z nim całe ciało podążyło za przelatującym obok orężem. Chwilę później znów została podcięta przez włócznię i upadła na ziemię.
— Jeszcze raz — powiedziała Luna. — Ale tym razem spróbuj zablokować atak. I pamiętaj o skupieniu.
— Dobrze, dobrze. — Cass podniosła się spowrotem na nogi.
Tym razem w stronę dziewczyny poleciał topór. Dostała przy tym czas na skupienie się, by jak najlepiej wykonać parowanie przy pomocy telekinezy. Gdy topór leciał w jej stronę, Kyeongri wyciągnęła lewą rękę celem sparowania, lecz ostatecznie musiała ratować się unikiem, takim samym, jak wcześniej przy młocie. Szybko po tym podskoczyła do góry, próbując uniknąć kolejnego podcięcia. Tym razem jednak nie było włóczni, a zamiast tego w jej plecy uderzyło kilka drewnianych sztyletów.
— Auuu — krzyknęła, chwytając się za plecy zaraz po wylądowaniu na ziemię i masując je.
— Nie zgaduj, dziewczyno. Wiem, że masz w sobie ogromny talent. Wykorzystaj go.
Cassidy podniosła się raz jeszcze, dostrzegając, że Qadan i Leesha w końcu dali spokój pozostałej dwójce i przeszli do właściwych części treningu. Z drugiej strony Lina, jak i Kenji właśnie podchodzili do głównych części swoich sesji treningowych, polegających z grubsza na tym samym, co etap drugi u Cassidy — choć oczywiście dostosowany do ich żywiołów.
Cass nie miała jednak wiele czasu do rozmyślania nad kolegami, gdyż w jej kierunku leciał już kolejny topór. Dziewczyna w ostatniej chwili wykonała bez namysłu ruch dłonią, który, ku jej zaskoczeniu, sparował nacierający oręż telekinezą.
— Świetnie, Cassidy. — pochwaliła Luna.
— Przypadek. — odparła strażniczka.
— Nie ważne. Teraz będzie ci już tylko łatwiej, o ile się slupisz. Ale pamiętaj, nie musisz machać ręką, by wykonać telekinetyczne parowanie.
— Zrozumiałam.
Luna przez chwilę stała w bezruchu, nie posyłając przeciwko Cassidy żadnej bronii. Cass skorzystała z tej okazji, by spróbować przewidzieć następny ruch Luny za pomocą telepatii.
Udało się. Chwilę później na plecy Cassidy poleciał topór, do którego szybko się odwróciła i podjęła próbę jego sparowania. Tym razem jednam znów została podcięta przez włócznię i upadła na ziemię, pozwalając toporowi polecieć prosto do ręki Luny.
— Niezły pomysł z tą telepatią — pochwaliła kobieta — ale obawiam się, że na mnie, jak i na inne Wampiry nie zadziała. My, Wampiry wiemy doskonale, gdy ktoś grzebie w naszych głowach, i jakich informacji poszukuje. Zapamiętaj to. A teraz ostatnia próba i kończymy.
Cassidy podniosła się i wzięła kilka głębokich wdechów. Skoro to miało to być jej ostatnie podejście na dziś, chciała je wykorzystać jak najlepiej.
W jej stronę znów poleciał drewniany młot, który przechwyciła telekinetycznie i rzuciła momentalnie o ziemię. W tym samym momencie wykonała skok celem uniknięcia kolejnego podcięcia. Udało się. Po chwili poczuła, że w kierunku jej pleców znów lecą sztylety. Odwróciła się szybko w ich kierunku i odepchnęła tam, skąd nadleciały.
— Świetnie. — raz jeszcze Luna pochwaliła strażniczkę, która słysząc jej słowa odwróciła się w kierunku Wampirzyct. — Ale bronić się przed takimi pociskami to jedno, a walka w zwarciu to zupełnie co innego.
Luna przywołała do swojej dłoni drewniany miecz, zaś wykonany z tego samego materiału młot wręczyła Cassidy. Następnie przystąpiła do szarży. Wampirzyca cieła od góry, od bok, po skosie, a także wykonywała pchnięcia, gdy w tym samym czasie młoda strażniczka wykonywała uniki — mniej lub bardziej udane — a także próbowała parować niektóre uderzenie — również z różnym skutkiem. Ostatni blok, jaki wykonała Cassidy zakończył się jednak dużo lepiej, niż mogła się spodziewać, gdyż Luna straciła w końcu swój oręż, co pozwoliło Cassi wykonać zamach młotem. W ostatniej chwili, choć Cassidy planowała zatrzymać młot kilka milimetrów przed głową Wampirzycy, Luna i tak wykonała unik, tak szybki, że wydawało się, jakby się po prostu teleportowała.
— Na tym zakończymy — oznajmiła Luna — świetna walka, jak na początkującą. O to właśnie chodziło.
— Dzięki.
Gdy tylko Cassidy wyszła poza obszar treningowego ringu, niezwłocznie została objęta przez swoją siostrę w ramiona.
— To było niesamowite, Onni. — wykrzyczała Lara, jakby mimo trzymania siostry w ramionach była od niej oddalona o spory dystasns, albo jakby były na imprezie. — Wiem, wiem. Nie musisz mi dziękować — dodała po chwili, zobaczywszy, jak Cassi otwiera usta. — To co, idziemy na bok?
— Pewnie — potwierdziła Cassidy.
Siostry usiadły na skalnej półce, z której miały doskonały widok na pole treningowe. Dla umilenia sobie czasu zaczęły komentować sesje pozostałych. Kilka chwil później dołączyła do nich Lina, która jeszcze sprawniej poradziła sobie ze swoim treningiem, niż Cassidy, choć jak można było wyczytać z jej twarzy, Lina nie marzyła o niczym innym tak bardzo, jak o śnie. Tajwanka co chwila ziewała. Zresztą o tym, że na Tajwanie właśnie jest pora spania wskazuje fakt, że Lina trafiła do Elizjum w piżamie. Jakby nie wystarczył sam fakt, że w Szwecji jest pewnie już siedemnasta, a Tajwan jest siedem godzin do przodu.
Tak samo sprawa miała się zresztą z Kenjim, który wciąż jeszcze ćwiczył, choć wyglądało na to, że zaraz skończy. Z tą jednak różnicą, że Kenji nie był ubrany, jakby wybierał się do łóżka. Miał na sobie czarne spodnie cargo oraz koszulke z krótkim rękawem i nadrukowanym roninem obok drzewa wiśni, na tle przypominającym flagę Japonii.
Dziewczyny, tym razem w trójkę, kontynuowały rozmowę, którą — mimo dołączenia się Liny — dalej prowadziły po koreańsku, który to język, jak się okazało, zna nawet lepiej, niż angielski. Uczyła się go w trakcie swojej edukacji w kolejnych prywatnych szkołach ogólnokształcących, jako drugiego języka obcego, choć do wyboru miała też niemiecki, francuski, hiszpański i japoński, a po lekcjach szlifowała go wraz z koreańskimi przyjaciółkami, które poznała w internecie. Jak wyjaśniła siostrom Lee, wybrała akurat koreański, gdyż kocha Koreę, w tym również tamtejszą muzykę i seriale, a po za tym nie lubi niemieckiego, francuskiego ani hiszpańskiego — podobnie zresztą, jak i angielskiego, przy którym nie miała wyboru. Japoński natomiast odrzuciła z szacunku dla pradziadka, który ze względu na swoje przeżycia z czasów drugiej wojny światowej nie chciałby, by jego potomkowie znali ten język.
Z czasem obok dziewczyn zaczęli się dosiadać kolejni strażnicy: najpierw Kenji, który skończył swoją sesję chwilę po Linie. Nie dołączył się jednak do rozmowy. Kolejna przyszła Roxanna, ze względu na którą, dziewczyny przeszły w końcu na angielski. Ostatni swoją sesję zakończył Cassius. Członkowie rady Elizjum jeszcze przez chwilę wymieniali się swoimi spostrzeżeniami, nim Qadan postanowił w końcu przemówić.
— Jak mówiłem wcześniej, stoicie przed waszym pierwszym zadaniem. Odbędzie się ono na Ziemii. Tak więc, czy słyszeliście kiedykolwiek o Himiko?
— Himiko? — spytała Cassidy — Robiłam o niej ostatnio prezentacje na Uniwersytecie... to znaczy, Ja i moja siostra.
— Świetnie. Czy ktoś jeszcze?
— W zasadzie to ja. — podjął Kenji — U mnie w Japonii uczą o niej w podstawówce.
— Ja też — Cassius i Roxanna krzyknęli jednocześnie — Chociaż tylko z ulubionej gry komputerowej mojej siostry — ciągnęła Roxie.
— Z Tomb Raidera? — spytał Rosetti.
— Tak... — Roxanna nie zdążyła dokończyć zdania. W jej odpowiedź nagle wtrącił się Qadan.
— To świetnie. Czy ty też słyszałaś o Słoncznej Królowej, Lino Ming? — Qadan skierował swój wzrok na strażniczkę ziemii, która tylko pokiwała przecząco głową. Następnie zaczął przybliżać jej i innym historię Himiko.
Słoneczna Królowa, tak, jak to opisały siostry Lee na swojej prezentacji, żyła w pierwszej połowie trzeciego wieku, rządząc i jednocząc pod swoim panowaniem kolejne królestwa ówczesnej Japonii, podobnie, jak wieki później robił to Oda Nobunaga. Jak się okazało w trakcie opowiadania, którego udzielił Qadan, teoria utożsamiająca Himiko z cesarzową Jingū, o której w swojej wcześniejszej pracy wspomniała Cassidy, jest całkowicie zgodna z rzeczywistością. Była żoną cesarza Chūaia i naczelną szamanką państwa Yamatai, a po śmierci męża w bitwie z rebeliantami z Kumaso przejęła pełnię władzy w królestwie, nie oddając jej aż do śmierci, co kłóci się z wersją istniejącą od czasów restauracji Meiji, według której po śmierci Chūaia, Jingū była tylko regentką swojego syna, Cesarza Ōjina.
Po pokonaniu Kumaso, Himiko ruszyła przez cieśninę cuszimską na podbój koreańskiego królestwa Silla, sojusznika Kumaso, przekształcając Cuszimę w bazę wypadową. Był to wspólny najazd Yamatai i sprzymierzonego z nim Baekje, znajdującego się na przeciwnym względem Silla, południowo-zachodnim brzegu Korei.
Po powrocie z zakończonego zwycięstwem podboju Silla, zmuszonego od tej chwili do płacenia corocznego trybutu na rzecz zwycięskich królestw i oddania najbardziej na południe wysuniętych ziem pod panowanie Yamatai, Himiko przystąpiła do stabilizacji sytuacji w kraju, a przede wszystkim do ustanowienia prawa, które od tej pory miało być takie samo w całej Japonii i okolicach współczesnego Busan.
Rządy Himiko były sprawiedliwe, zapanowała wolność słowa i wyznania, jak i równość wszystkich wobec prawa. Przestępcy mogli liczyć na surowe kary, od ucięcia dłoni, która ukradła, przez kastrację gwałcicieli, aż po karę śmierci dla morderców poprzez dekapitacje.
Mimo, że w państwie panowała równość płci, na samym dworze Himiko znajdowało się ponad tysiąc kobiet —  pokojówek, które w razie potrzeby mogły chwycić za broń i bronić Cesarzowej — i ani jednego mężczyzny, prócz naczelnego dowódcy jej armii i doradcy w osobie Generała Kimury oraz syna, którego nie szykowała jednak na następcę tronu. W jej zamyśle tron Japonii, jak i również jej szamańskie moce miała odziedziczyć jej córka, Iyō.
Naturalnie plany sukcesyjne Himiko nie podobały się zazdrosnemu o dużo młodszą, a na dodatek pochodzącą z nieprawego łoża siostrę Ōjinowi, który w trakcie rytuału mającego przekazać Iyō moc matki zamordował obie kobiety. A przynajmniej tak mu się zdawało, bo o ile Iyō faktycznie umarła, o tyle Himiko, której ciało — mimo braku odpowiedniej konserwacji — z czasem przekstałciło się w mumię, przeżyła i trwa tak od setek lat, w stanie pomiędzy życiem, a śmiercią, oczekując, aż ktoś w końcu przybędzie na Cuszimę, gdzie to się stało i ją wskrzesi.
Po "śmierci" swojej matki, Ōjin czym prędzej zbiegł do Nary, gdzie ogłosił się Cesarzem i od razu przystąpił do wymazywania siostry z kart historii, skolei Generał Kimura, widząc zbrodnię Ōjina i nie mogąc wymierzyć mu sprawiedliwości osobiście, zdruzgotany śmiercią swojej Cesarzowej, a sekretnie kochanki — to jego córką była Iyō — zaniósł ciała żony i córki do grobowca na północnym brzegu Cuszimy, a nie mogąc sobie wybaczyć, że zawiódł swoją panią, popełnił Seppuku.
Przed odebraniem sobie życia rzucił jednak klątwę na Ōjina, który miał od tej pory mierzyć się z licznymi problemami, jak bunty niegdyś podporządkowanych przez Himiko królestw i zamachy na jego życie, zaś swoich wojowników oraz tysiąc pokojówek — za pomocą rytuału, którego nauczył się od Himiko — zamienił w armię demonów Oni, które od tej pory — nie mogąc umrzeć, chyba, że przez poważne uszkodzenie głowy, najlepiej jej ucięcie — miały bronić ich wspólnego grobowca przed szabrownikami lub Ōjinem. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że rzucając tą klątwę na swoich żołnierzy sam również stanie się przeklęty. Los, który go spotkał miał się przy tym okazać jeszcze gorszy, niż zwykła zamiana w Oni, ponieważ miał on zachować swoją świadomość i człowieczeństwo, jednocześnie nie mogąc sam sobie odebrać życia, nie ważne, jak bardzo by się starał. Nie był nawet w stanie wydać rozkazu uśmiercenia go nikomu z demonicznej gwardii Himiko, mimo że tylko on i ewentualnie wskrzeszona Cesarzowa mogli zapanować nad demonami.
— Teraz wyślemy was wszystkich do Japonii. Odpocznijcie dobrze. Nazajutrz spotkacie się z grupą ludzi, którzy będą wam towarzyszyć. Wśród nich będzie wysłannik z Elizjum. Tu jest zaznaczony punkt zborny — Qadan odebrał od Garrika mapę, którą wręczył Kenjiemu. Po chwili wręczył jeszcze jedną — a tu jest lokalizacja grobowca Himiko na Cuszimie.
Kenji rozwinął pierwszą z map i z zaskoczeniem stwierdził, że poznaje to miasto. Jego miasto.
— To jest... Yokohama. — oznajmił.
— W rzeczy samej. — odparł Qadan.
— Przecież to kawał drogi od Cuszimy.
— Wiem. Ale twoja rodzinna firma, Kenji, finansuje akurat grupę ekspedycyjną celem wyjaśnienia tajemniczych zaginięć archeologów... również opłacanych przez twoją rodzinę. Właśnie do nich dołączył nasz wysłannik i wy również dołączycie. Polecicie z Yokohamy na Cuszime śmigłowcem... czy jak wy to tam nazywacie. Po drodze zrobicie też krótki przystanek w Kobe.
Kenji rozwinął kolejną mapę, przedstawiającą Cuszimę. Zaznaczono na niej czerwonymi kropkami kilka punktów, a największa z nich widniała w okolicach ruin zamku Kaneda. Swego czasu Kenji odwiedził te ruiny w ramach rodzinnych wakacji. Miał wtedy dwanaście lat.
— Te kropki symbolizują punkty, które są ważne dla waszej misji. — ciągnął Qadan — Największa z nich znajduje się w miejscu, w którym znajduje się mumia Himiko, a także Gwiezdne Wrota, prowadzące prosto do Takamagahary. Wejście do grobowca jest ukryte. Podążajcie za wroną, a je odnajdziecie. Pamiętajcie jednak, że wejście jest ono również zapieczętowane i aby je otworzyć, potrzebujecie pewnego artefaktu, związanego z Himiko.
— Za wroną? — Kenji zamyślił się na krótką chwilę — Czy chodzi o Yatagarasu?
— Dokładnie. — potwierdził Qadan. — Czy wszystko jest zatem jasne?
— W zasadzie to mam jeszcze jedno pytanie — dodała Roxanna — Bo jest taki problem, że ja mam studia. Cassidy i Lina zresztą też. Nie możemy tak po prostu opuścić zajęć. Po za tym moja rodzina...
— Spokojnie, Roxanno. — przerwał jej Hulong — Wiemy, do czego zmierzasz i jesteśmy na to całkowicie przygotowani. Starczy jeden włos każdego z was, a przemienię je w krople astralne. Będą się one zachowywać dokładnie jak wy, wyglądać dokładnie jak wy, znać te same języki, co wy i wiele więcej. W skrócie, perfekcyjne kopie. Co lepsze, gdy tylko połączycie się z nimi spowrotem, połączą się również wasze wspomnienia.
Gdy Hulong skończył przemawiać, Luna wyrwała z głowy każdego ze Strażników po jednym włosie, używając do tego telekinezy, a następnie przekazując ją na rękę będącego na powrót w swej ludzkiej formie Hulonga. Nie wykonała przy żadnego zbędnego gestu ręką.
Hulong wypowiedział magiczną inkantację w starożytnym chińskim, po czym wyrzucił cztery z nich, każdy po kolei w czterech różnych kierunkach. Każdy z nich w mgnieniu okaza zamienił się w kopie kolejno Cassidy, Cassiusa, Roxanny i Liny. Faktycznie, były praktycznie nie do odróżnienia od oryginałów. Brakowało jednak jednej kopii.
— A co ze mną? — podjął Kenji.
— Spokojnie. Twoja kropla astralna trafi na miejsce, gdy tylko wylecicie na Cuszimę. — wyjaśnił Garrick.
— Czy macie jeszcze jakieś pytania? — kontynuował Qadan. Strażnicy pokiwali przecząco głową, na co Qadan użył zaklęcia, które przeniosło ich do Japonii.

▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎▪︎
QADAN

— Mam nadzieję, że wiesz, co robisz — oznajmiła Luna zaraz po tym, gdy Strażnicy zniknęli — Ta dziewczyna jest dla Cassidy całym światem.
— Spokojnie. Wszystko będzie w porządku. Lara będzie świetną szóstą Strażniczką. — Qadan szybko zwrócił wzrok z Luny na Hulonga, który już wiedział, o co chodzi. Long wypowiedział raz jeszcze magiczną inkantację w starożytnym chińskim, po czym wyrzucił dwa pozostałe włosy — Kenjiego i Lary. Następnie Qadan przeniósł wszystkie kopie, prócz tej Kenjiego spowrotem do miejsc zamieszkania ich dawców.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top