8: Oscar Wilde może się schować

Zaczynam zapominać Caseya.

Jestem przerażony. Naprawdę. Boję się, że któregoś dnia, kiedy wstanę, jego obraz w mojej głowie zajdzie mgłą. Że będę pamiętać, że miał platynowe włosy, jasną cerę i zuchwały uśmiech, ale tylko dlatego, że sobie to powiedziałem. Że w głowie już nie będzie całego obrazu, tylko słowa, których desperacko się trzymam, póki wciąż potrafię namalować jego uśmiech.

Czy to, co napisałem miało choć trochę sensu?

Postanowiłem sobie, że go tu opiszę. Każdy, najmniejszy szczegół. Gdybym umiał, może bym go narysował, ale boję się, że przy moich umiejętnościach plastycznych (a raczej ich braku) wyszedłby jak zmutowany osioł.

Wiem, że mam jego zdjęcia. Ale zdjęcia to nie to samo, co patrzenie na niego w rzeczywistości. Poza tym najnowsze zdjęcie jest jakoś sprzed roku, bo nie znam nikogo, kto lepiej od Caseya chowałby się przed obiektywem aparatu.

Wiecie, że jego włosy są prawie białe, ale nie wiecie, że zawsze wyglądają, jakby chłopak przechadzał się wśród szalejącego huraganu. Każdy kosmyk odchyla się w inną stronę, a jego głowa przypomina raczej ptasie gniazdo. Ulizał je tylko jeden raz, przynajmniej z tego, co wiem.

W każdym uchu ma po trzy kolczyki. Zazwyczaj są to czarne kółka, chociaż pamiętam, że raz podkradliśmy od Nicole jej ulubione, zwisające kryształki i Casey paradował w nich przez dobry miesiąc, udając przed moją siostrą, że jej kolczyki tak bardzo mu się spodobały, że kupił sobie identyczne.

Nieważne, jaka jest pogoda, zawsze ma na sobie czarną jeansową kurtkę. Wybijaną ćwiekami na poszarpanych kieszeniach, tak wielką, że bylibyśmy w stanie się w niej zmieścić obaj. Wygrzebał ją z jakiegoś second handu kilka lat temu i wtedy wisiała na nim jak worek po kartoflach, ale hardo nosił ją niemal codziennie.

Kiedy się uśmiecha, widać dołeczek w jego lewym policzku. Sam go nie znosi, bo uważa go za dziecinny, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że wygląda uroczo dobrze.

Jego oczy są jasnoniebieskie jak niebo tuż przed zmierzchem. Rety, to zabrzmiało jakbym był jakimś niedowartościowanym poetą. Ale to akurat prawda. Oczy, a nie bycie poetą. Strasznie zazdroszczę mu tych oczu. Moje mają najnudniejszy, najzwyklejszy, najbardziej pospolity odcień brązu. Casey, chcąc mnie pocieszyć, powiedział kiedyś, że są czekoladowe. Szkoda, że tego nie mogli mi wpisać do dokumentów.

Jest najwyższą osobą, jaką znam, a przecież pamiętam czasy, kiedy byliśmy identycznego wzrostu. A potem Casey zaczął rosnąć i zostawiać mnie w tyle, aż zatrzymał się ze dwie głowy wyżej ode mnie. I uwielbia mi to wypominać, jakbym z własnej woli postanowił zostać krasnalem.

Serdeczny palec jego prawej dłoni jest wygięty pod dziwnym kątem, bo nie zrósł się dobrze po złamaniu. Wstyd się przyznać, ale był złamany przeze mnie, a oglądanie jego dłoni potrafiło mnie przygnębić, bo dopadały mnie wyrzuty sumienia. Casey zawsze powtarzał, że to nie moja wina, że skopałem go wtedy w nocy z łóżka, ale ja swoje wiem.

Co jeszcze mogę napisać? Ma bliznę na ramieniu, której pochodzenia nigdy mi nie wyjawił. Oczy świecą mu się niepokojąco, kiedy widzi słodycze, i potem narzeka, że przytył od nich kilka kilo i nabawił się cukrzycy. Nosi okropnie duży rozmiar butów.

Nie wiem, czy to mi jakkolwiek pomogło. Wiem za to, że zapadłbym się pod ziemię, gdyby Casey zobaczył, co tu wypisuję. Prawie słyszę jego śmiech, jego pogardliwe parsknięcia. Ile ja bym oddał, żeby naprawdę to usłyszeć. Nie mam nawet jednego nagrania, a jego poczta głosowa mechanicznym, kobiecym i zupełnie niepodobnym do jego chrapliwego tonu głosem oświadcza, żebym zostawił wiadomość.

Przestałem się łudzić, że zadzwoni. Zna mój numer na pamięć, dokładnie tak samo jak ja ten jego. Ale moja komórka milczy, przypominając mi o tym, że Casey prawdopodobnie nie chce zostać odnaleziony.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top