6: Nieznośna nieznajomość faktów

Przepraszam za wczoraj.

Moore jednak nie jest takim skończonym kretynem, za jakiego go miałem. Może gdybym zaczął się go słuchać, byłoby mi trochę lepiej.

Poniosło mnie, naprawdę. Nie chcę, żebyście mieli mnie za wariata. Wystarczy mi, że to samo uważa mój psycholog i rodzina. Ale chyba nie ma nic złego w tym, że tęsknię. Cholernie.

Poza tym, oberwało mi się za wczoraj już od Moore'a i mamy. Nie musicie też na mnie krzyczeć.

— Angelo, musisz zrozumieć, że wszystko, co mówię, mówię dla twojego dobra — powiedział, kiedy mama niemal siłą wepchnęła mnie do jego gabinetu.

Jeśli mam być szczery, to wyglądała, jakby potrzebowała rozmowy z psychologiem o wiele bardziej niż ja. Cała zasmarkana, oczy podkrążone, dłonie jej się trzęsły tak bardzo, że chciałem sam poprowadzić samochód, ale mi nie pozwoliła.

— Utrata Caseya musi być dla ciebie szokiem. Każdy radzi sobie z taką sytuacją zupełnie inaczej, u ciebie strata objawia się melancholią, smętnością. Jeśli nie chcesz popaść w depresję, musisz przestać się tym zadręczać...

Mówił coś dalej, ale ja zatrzymałem się przy 'stracie'.

— Dlaczego mówi pan o tym tak, jakby Casey umarł?

Chyba zabiłem mu tym ćwieka. Staruszek zaczął burczeć, odkasływać, drapać się po swojej koziej bródce, aż wreszcie zatrzasnął swój zeszyt i pochylił się do przodu.

— Masz rację, Angelo. Jeśli nadzieja na jego powrót ci pomaga, powinieneś się jej trzymać. A teraz musisz mi wybaczyć, ale mam innych pacjentów, którzy rzeczywiście mieli dzisiaj umówione wizyty.

Wtedy wyszedłem. Nie tylko dlatego, że mnie wyprosił, ale też dlatego, że nie mogłem go dłużej znieść. Bo to on miał rację.

Mama siedziała w poczekalni, wycierając oczy chusteczkami zgarniętymi z lady recepcjonistki. Ktoś musiał to nieźle przemyśleć, bo tutaj chusteczki leżą niemal wszędzie, w końcu każde miejsce jest dobre do płakania, a każda płacząca osoba to dla nich potencjalny klient.

Kiedy na mnie spojrzała, zmusiłem się do uśmiechu. Pewnie był trochę krzywy, pewnie było po nim widać, że jest wymuszony, ale wiem, że ona potrzebowała go zobaczyć.

— Już mi lepiej, obiecuję — wyszeptałem, kiedy zamknęła mnie w objęciach. — Już mi lepiej.

Pojechaliśmy do domu, gdzie w drzwiach czekał na nas ojciec ze zmartwionym wyrazem twarzy. Może i trzyma się najlepiej z nas wszystkich, ale nikogo nie oszuka, że Casey nie był/jest dla niego jak syn.

— Jeśli poprawi ci to humor, możemy zrobić dzisiaj ognisko. Upieczemy pianki, zagrasz nam coś na gitarze, spalimy jakąś kosiarkę.

Parsknąłem śmiechem i zatopiłem się w jego ramionach, czym zaskoczyłem nas obu. Wiecie, tata to... no tata. Ten, który zazwyczaj jest ostrzejszy, rzadziej mówi czułe słówka, a tym razem przytulił mnie tak, jakby miał to wyćwiczone od lat.

Na pewno wiecie, że to ognisko byłoby o wiele lepsze, gdyby Casey siedział tam z nami, ale nie mogę narzekać. Tata zarzucał niewybrednymi żartami, mama szczerze śmiała się po raz pierwszy od tygodni, a ja nieumiejętnie zagrałem kilka piosenek, siedząc na przewróconym pieńku. Nawet Nicole przyszła, ale chwilę posmęciła nad tym, że pianki są niezdrowe i ona nie zamierza się znowu roztyć, a potem wróciła do domu.

A teraz mamy drugą w nocy, leżę na niezaścielonym łóżku i zastanawiam się, co w tym czasie robił Casey. Czy bawił się na jakiejś imprezie, popijając wódkę tanim drinkiem, czy może szukał sobie chłopaka na jedną noc w barze gdzieś w Detroit.

Pomyślicie: och nie, tylko nie Detroit. Chociaż tam najłatwiej kogoś zaliczyć, najłatwiej też dostać z noża pod żebra.

Nie dopuszczam do siebie myśli, że on też teraz leży. Ale kilka stóp pod ziemią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top