1: Za uszami mam więcej niż w głowie
Ostatnio sporo myślałem.
Wiem, wiekopomne osiągnięcie. Godne odnotowania w podręcznikach do historii, których nikt nigdy nie czyta i po roku 'nauki' lądują w ogromnym ognisku, żeby spłonąć jeszcze większym płomieniem podsycanym piwem wylewanym z napoczętej puszki, którą zwinąłem ojcu z jego prywatnej lodówki ustawionej w garażu.
Wiecie co? Jednak nie chcę, żeby ktoś to odnotował. Jeszcze będziecie mieć potem takie same problemy jak ja, kiedy od mojego ogniska zajęła się szopa na narzędzia.
Wracając. Moje myślenie. Casey by powiedział, że nie myślałem nigdy wcześniej i teraz z nawiązką odbieram sobie myślenie, którego nie wykorzystałem przez siedemnaście lat życia jako idiota.
Powiedziałby też, że jestem idiotą, skoro posłuchałem swojego psychologa i zaczynam pisać ten dziennik. Wróć, pamiętnik. A może tygodnik? Nie jestem najlepszy w nazewnictwie, a nie mogę obiecać, że napiszę tu coś codziennie. Taki jestem zabiegany.
To akurat kłamstwo. Od tygodni tylko leżę na kanapie, czekając na to, kiedy będę mógł położyć się na łóżku i iść spać. I nie mam siły codziennie otwierać swojego zeszyciku w kwiatuszki i różowym cienkopisem przelewać swoich najskrytszych uczuć na papier.
Znowu kłamstwo. Chyba nie uwierzyliście w zeszycik w kwiatuszki i różowy cienkopis? Bo tak naprawdę jest fioletowy. Skoro to czytacie, to pewnie widzicie, jak to wygląda. Chyba, że ktoś odkrył moje genialne zapiski i postanowił wydać jako książkę, w takim wypadku na pewno tego nie widzicie. I wtedy z całego serca przepraszam, bo pewnie będziecie chcieli tą książką podpalić jakąś szopę.
Moore powiedział, że powinienem zacząć od początku. Moore to mój psycholog. Musiałem to uściślić, bo chyba wcześniej o tym nie wspominałem. Więc, mój psycholog kazał mi zacząć od początku. Problem leży w tym, że nie wiem, gdzie jest początek. Bo chyba nie powinienem teraz pisać o tym, jak wypełzłem matce spomiędzy nóg z krzykiem na ustach, prawda?
A może chodzi o ten dzień, kiedy pierwszy raz spotkałem Caseya? To brzmi sensownie, ale nie wiem, czy jest o czym pisać. W końcu, jak poznają się dzieciaki w przedszkolu? Pewnie nasikałem mu do porannej herbatki, a on zrewanżował mi się próbą odgryzienia palca.
Nie, żebym cokolwiek pamiętał. Wcale nie. I to wcale nie tak, że Casey byłby na mnie wściekły za opowiadanie historii o tym, jak pomyliłem kubek z sedesem, a on pomylił moje paznokcie z imitacją kotleta, którą wciskali do naszych niewyparzonych gęb w ramach obiadku.
Mam jutro wizytę u Moore'a. Muszę go zapytać, co miał na myśli przez początek. I na pewno pominę odgryzanie czegokolwiek.
To co, do zobaczenia? Angie, ty idioto. Miałem na myśli: do napisania, moi mili.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top