(24) moving on, survive the innocence

rua tekau ma wha.

m i c h a e l nie mógł w to uwierzyć.

po zakończeniu spotkania jeszcze przez jakieś piętnaście minut po prostu siedział i wpatrywał się w ścianę przed sobą, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. ostatni weekend minął wręcz idealnie, dlatego chłopak nawet nie sądził, że poniedziałek może potoczyć się aż tak fatalnie, lecz od samego rana nie było nawet chwili, podczas której czułby się dobrze.

kiedy został wezwany do gabinetu dziekana myślał, że chodzi o coś głupiego, jak częsta nieobecność na zajęciach, albo ten incydent z marihuaną, który w zasadzie był winą caluma. niestety dotyczyło to czegoś poważniejszego, o czym michael powinien dowiedzieć się już w piątek od samego luke'a. nie rozumiał, dlaczego mężczyzna nie powiedział mu o zebraniu rady, bo przecież dotyczyło to ich obojga. to nie była wina luke'a, chociaż po spotkaniu tak właśnie to wyglądało.

student ze złością poderwał się z miejsca i szybkim krokiem ruszył wzdłuż korytarza, popychając po drodze innych ludzi, którzy w porę się nie odsunęli. mike znalazł luke'a za uczelnią, stojącego na parkingu z papierosem w dłoni.

– jak mogłeś tak powiedzieć? – spytał zdenerwowany, nie bawiąc się w żadne wstępy. blondyn spojrzał na niego z obojętną miną, zaciągając się i wypuszczając dym z ust. michael prychnął z irytacją i wyrwał papierosa z dłoni wyższego mężczyzny, by następnie zdusić go pod butem. – dlaczego, luke? co ja ci takiego zrobiłem, huh?

l u k e z rezygnacją przeczesał jasne włosy dłońmi, czochrając je jeszcze bardziej i odwracając wzrok. nie liczył, że michael to zrozumie. w końcu był o siedem lat młodszy i nie przejmował się aż tak swoją przyszłością, bo przed nim były jeszcze jakieś trzy lata studiów. luke był pewien, że postąpił właściwie i nie miał zamiaru mówić, że jest inaczej, nawet jeśli michaelowi się to nie podobało.

– wiesz, że nie chodzi o nic, co zrobiłeś – stwierdził, opierając się o drzwi swojego samochodu i krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – co innego miałem im powiedzieć, michael?

– hm, może na przykład to, że jestem dorosły i potrafię o sobie decydować? nie musiałeś sugerować, że praktycznie siłą zaciągnąłeś mnie do łóżka! – krzyknął dwudziestolatek, zaś luke rozejrzał się nerwowo. na szczęście na parkingu nie było nikogo poza nimi. – co ty sobie myślałeś? co pozwoliło ci myśleć, że zaraz nie pójdę do dziekana i nie będę próbował cię bronić?

– michael, uspokój się. nigdzie nie pójdziesz, ponieważ cię o to proszę. wziąłem winę na siebie, bo inaczej wyleciałbyś z uczelni, a ja i tak zostałbym zawieszony... – spróbował blondyn, wpatrując się w zielone oczy michaela i szukając w nich choćby odrobiny zrozumienia. przecież chciał dobrze, michael musiał o tym wiedzieć.

– ale teraz nie zostałeś zawieszony, luke. wyrzucili cię! i co teraz zrobisz? co powiesz ashtonowi? co powiesz w sądzie? jak mogłeś myśleć o mnie, a nie o sobie? – spytał dwudziestolatek, zaś w jego głosie luke słyszał prawdziwą rozpacz i poczuł łzy, napływające mu do oczu. michael był na niego wściekły, ponieważ uważał, że luke zaryzykował wszystko, żeby tylko bronić michaela.

i po części może faktycznie tak było, ale nawet gdyby luke powiedział radzie uczelni, że ich związek opierał się na obopólnej zgodzie, luke zostałby zawieszony i tak czy inaczej nie otrzymywałby wypłaty, więc nie mógłby powiedzieć w sądzie, że ma dochodową pracę i jest w stanie zadbać o arielle. poza tym michael zostałby wydalony i rok nauki poszedłby na marne. dlatego luke powiedział, że zagroził michaelowi oblaniem go z dwóch przedmiotów, jeśli ten nie zgodzi się z nim spotykać. tylko ze względu na pełnoletniość studenta nie wezwano policji. luke wybrał mniejsze zło w sytuacji, z której nie było dobrego wyjścia.

– jesteśmy razem, michael. nie mógłbym o tobie nie pomyśleć – odparł blondyn po chwili namysłu, wzruszając przepraszająco ramionami. wiedział, że michael się z nim nie zgadzał, ale wiedział również, że jeżeli luke tego nie chce, michael nie powie nic dziekanowi. owszem, luke został wyrzucony z pracy, ale mógł dokończyć jeszcze dzisiejsze zajęcia, dlatego starał się nie myśleć o tym, że jest bezrobotny. przynajmniej na razie.

michael z niedowierzaniem pokręcił głową, robiąc krok do tyłu.

– w takim razie może nie powinniśmy być razem – powiedział chłopak cicho, spuszczając wzrok na czubki swoich butów. – może ashton miał rację, kiedy powiedział, że powinieneś skupić się teraz na rozprawie i arielle. gdyby nie ja, wciąż miałbyś pracę. nie powinniśmy byli ryzykować. i nie popełniajmy drugi raz tego błędu – dodał, odwracając się na pięcie i szybkim krokiem maszerując w stronę uczelni.

luke otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale doszedł do wniosku, że nie ma pojęcia, co byłoby odpowiednie. spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że michael z nim zerwie. teraz nie był już tylko bezrobotny. był bezrobotny i miał złamane serce.

()*:・゚

blondyn wziął głęboki oddech, otwierając drzwi audytorium i wchodząc do środka ze spuszczoną głową. miał wymięte ubranie, zaczerwienione oczy i rozczochrane włosy. wyglądał tragicznie, ale nie był w stanie doprowadzić się do porządku w tak krótkim czasie, dlatego studenci byli zmuszeni oglądać go takim, jaki do nich przyszedł. położył teczkę na biurku i spojrzał w kierunku pełnej sali wykładowej, zmuszając się do uśmiechu.

– dzień dobry. na początek chciałbym przekazać wam ważną wiadomość. są to moje ostatnie zajęcia na tej uczelni, od jutra będziecie mieli nowego wykładowcę... – zaczął, opierając się o blat biurka i wodząc wzrokiem po sali. na moment zatrzymał się na pustym miejscu michaela, czując dziwne ukłucie gdzieś w sercu.

– odchodzi pan? – spytała avery z pierwszego rzędu, wyglądając na szczerze zawiedzioną.

– cóż... raczej zostałem poproszony o odejście – odparł mężczyzna zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. wydawało mu się, że nagle wszyscy usiedli jakoś bardziej prosto, wpatrując się w niego z zaciekawieniem. młodzi ludzie zawsze byli głodni sensacji.

– dlaczego? – rzucił ktoś z tyłu i teraz zamiast zwykłego przekrzykiwania się, na sali zapanowała cisza. luke westchnął, nerwowo podwijając rękawy czarnej koszuli. – przez to, że umawiał się pan z michaelem? – spytał ten sam głos, zaś luke teraz rozpoznał briana dales'a, przyjaciela michaela. mężczyzna uniósł brwi ku górze, z zaskoczeniem spoglądając w tamtą stronę.

– wszyscy o tym wiecie?

kiedy otrzymał same twierdzące odpowiedzi, nie mógł powstrzymać śmiechu. o dziwo nie czuł złości, ani irytacji. czuł... ulgę. nigdy nie wstydził się swojego związku z michaelem, po prostu musieli go ukrywać z oczywistych powodów, dlatego mimo okoliczności cieszył się, że w końcu wszystko wyszło na jaw.

– huh, w porządku. tak, to jest powód, dla którego już nie mogę tutaj uczyć. związki nauczycieli ze studentami są ściśle zabronione – wyjaśnił, pocierając zmęczoną twarz dłonią.

– to nie fair. przecież michael jest pełnoletni, więc co komu do tego, z kim się umawia? – zapytała avery, jeszcze bardziej zaskakując luke'a. wiedział, że dziewczyna się w nim podkochiwała i w pierwszych tygodniach dość ostentacyjnie to okazywała, dlatego nie sądził, że ona jedna będzie po jego stronie. to było całkiem miłe.

– owszem, jest pełnoletni, ale wciąż jest moim uczniem i nie powinno do tego dojść. czy możemy...

– zerwaliście? – przerwał mu brian, podnosząc się nieco, by luke mógł go widzieć za innymi studentami. blondyn przewrócił teatralnie oczami. już niemal zapomniał jak irytujący jest ten chłopak.

– co wam mówiłem na temat pytań osobistych? to moje ostatnie zajęcia, chciałbym przeprowadzić je do końca, jeśli można – odpowiedział luke, otwierając teczkę i wyjmując z niej materiały do dzisiejszego wykładu.

– nie powinni pana wyrzucać, jest pan jednym z najlepszych profesorów w tej beznadziejnej szkole – oznajmił alex, siedzący obok briana. luke uśmiechnął się smutno, rozglądając się po sali. dopiero teraz zauważył, że caluma również dzisiaj nie było, ale ten zapewne wciąż jeszcze spał.

– bardzo mi miło, że tak uważacie i jest mi przykro, że już nie będę mógł was uczyć. jesteście naprawdę świetnymi ludźmi. tylko bądźcie mili dla tego, kto przyjdzie tu jutro za mnie, okej? na początku potraficie być okropni – zaśmiał się luke, zaś po chwili studenci mu zawtórowali. profesor doszedł do wniosku, że naprawdę trudno będzie mu się z nimi rozstać. nie chodziło tylko o utratę stałego źródła dochodów, chodziło o tych ludzi, którzy czynili jego pracę ciekawą i lepszą. ludzi, którzy naprawdę go słuchali, rozumieli i chcieli się od niego uczyć, chłonąc wszystko, co chciał im przekazać. może nie spędził z nimi zbyt dużo czasu, ale kojarzył ich wszystkich z imienia, pamiętał poszczególne prace, które mu oddawali. spędził z nimi kilka wspaniałych tygodni i wiedział, że kiedy jutro rano się obudzi i pomyśli, że ich nie zobaczy, to będzie jak uderzenie w brzuch. odchrząknął, czując narastającą gulę w gardle i kilkakrotnie zamrugał. – dobra, bo za moment zrobi się zbyt sentymentalnie. przechodzimy do waszej ukochanej matematyki – rzucił z udawanym entuzjazmem, otrzymując taką samą reakcję od siedzących przed nim uczniów.

luke próbował się trzymać, ponieważ był dorosły i musiał tak postąpić. gdyby miał znów szesnaście lat, zapewne położyłby się na podłodze i płakał, ale miał dwadzieścia siedem i trzeba było stawić temu czoła. stracił pracę i michaela, jednak nie mógł teraz o tym myśleć. miał przecież córkę, sprawę w sądzie, wredną byłą żonę i współlokatora, który oczekiwał, że luke będzie płacić połowę rachunków, co było uczciwe.

musiał więc wziąć się w garść i ruszyć naprzód, niezależnie od tego, jak bardzo poniewierało nim życie.

—carry on

{cześć dzieciaczki !!
jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, woo}

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top