(23) carry on, outlast the ignorance
e rua tekau-toru.
m i c h a e l powoli uniósł powieki, próbując odgonić senność i przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. jego oczom ukazała się twarz luke'a, który leżał odwrócony w jego stronę i obserwował go z lekkim uśmiechem na ustach. michael zamrugał szybko i odsunął się nieco.
– stary, wiesz że to dziwne? gapisz się na mnie jak psychopata – mruknął, przecierając twarz dłonią. luke prychnął i zmarszczył czoło, odwracając się na plecy.
– to romantyczne, a nie dziwne. straszny z ciebie ignorant – stwierdził blondyn, zerkając na zegarek w telefonie. dochodziła dziewiąta rano i prawdopodobnie powinien już obudzić arielle, ponieważ malikoa mogła zjawić się tutaj w każdej chwili, ale szczerze mówiąc luke czuł się chory na myśl o tym, że jeszcze musi oddawać córkę. rozprawa kończyła się w przyszłym tygodniu i luke liczył na pozytywny wynik. pozytywny dla niego. jednak teraz nie miał nic do gadania, jeżeli malikoa chciała mieć ją jeszcze na ten weekend.
– może w czasach twojej młodości to było romantyczne. teraz za takie coś otrzymuje się zakaz zbliżania – kontynuował michael, uśmiechając się pod nosem. przesunął się bliżej luke'a i ułożył głowę na jego klatce piersiowej, przymykając oczy.
luke objął go ramieniem i przeczesał dłonią włosy mike'a.
– umawiasz się z emerytem, jakie to uczucie? – spytał blondyn, całując czubek głowy michaela. gdyby tylko mógł, spędziłby tak cały weekend, jednak wiedział, że to niemożliwe. życie byłoby zbyt łatwe.
– trochę obrzydliwe, ale na szczęście osiągam orgazm zanim dostajesz ataku serca – stwierdził student zadowolonym tonem i potarł policzkiem koszulkę luke'a, wzdychając cicho. – jakie mamy na dzisiaj plany poza porannym seksem?
– ściany są cienkie, głupki! – krzyknął ashton, przechodząc pod zamkniętymi drzwiami sypialni luke'a. blondyn odsunął się nieco i spojrzał na michaela, po czym oboje wybuchnęli śmiechem. w tym samym momencie drzwi otworzyły się na oścież i do środka wbiegła arielle, wskakując na koniec łóżka. zaraz za nią pojawił się florek, z entuzjazmem machając ogonem i kładąc pysk na pościeli.
– dzień dobry, tatusiu. dzień dobry, chłopaku, który śpi z moim tatusiem – rzuciła wesoło, wdrapując się do góry i wciskając swoje drobne ciało między dwójkę mężczyzn. michael odsunął się nieco, ale wciąż trzymał dłoń na klatce piersiowej luke'a, więc arielle była uwięziona między nimi, co raczej jej nie przeszkadzało. luke z rezygnacją spojrzał na wielkiego psa, patrzącego na nich z podłogi i westchnął, klepiąc miejsce u dołu łóżka. florek zaszczekał i po chwili zgniatał swoim ciężarem nogi dwójki leżących mężczyzn. – rodzina w komplecie!
– jeśli już mowa o rodzinie, powinnaś się ubierać, bo za niedługo przyjedzie po ciebie matka – przypomniał luke i momentalnie tego pożałował, widząc zmianę w wyrazie twarzy arielle. jej wesoły uśmiech zniknął, po szczęściu nie został nawet ślad. dziewczynka wcisnęła się pod kołdrę i naciągnęła ją sobie na głowę. blondyn z zaskoczeniem spojrzał na michaela, który przewrócił teatralnie oczami.
– ty to zepsułeś, więc teraz naprawiaj – mruknął student, a luke prychnął w odpowiedzi i zsunął się nieco niżej, by również znaleźć się całkowicie pod kołdrą.
– co ty niby robisz, hm? – spytał córki, która leżała z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej i mocno zaciśniętymi powiekami. słysząc głos ojca uniosła jedną powiekę.
– bojkotuję – odparła bez zająknięcia, a brwi luke'a podjechały jeszcze wyżej. już miał spytać skąd zna takie słowo i czy w ogóle wie, co ono oznacza, ale potem zrezygnował, odkrywając się i wbijając wzrok w michaela, który znów zaczynał zasypiać.
– moja czteroletnia córka bojkotuje, michael. bojkotuje. normalne dzieci w jej wieku nie wiedzą jak powiedzieć "rower," a ona bojkotuje. dziękuję ci bardzo – prychnął blondyn i usiadł, przecierając zmęczoną twarz dłońmi. michael odchrząknął, próbując się nie roześmiać, ponieważ widział, że luke nie jest w nastroju i prawdopodobnie udusiłby go poduszką.
– ach, ta dzisiejsza młodzież, prawda? – wymamrotał student, zarabiając spojrzenie, które mogłoby go zabić. – jeez, stary, żyłka ci pęknie. idź zrób jej jakieś śniadanie, a ja z nią porozmawiam – zaoferował mike i luke niemal wybiegł z sypialni.
po raz pierwszy to nie on musiał przeprowadzać z arielle długą rozmowę i może brzmiało to źle, ale cieszył się z tego. był gotowy zaufać michaelowi z własnym dzieckiem, a to wiele znaczyło. luke czuł, że michael dobrze sobie poradzi, bo mimo wszystko potrafił zająć się ellie.
jednak nawet z tą wiedzą luke był mocno zaskoczony, gdy piętnaście minut później michael i arielle zeszli na dół w normalnych ubraniach, a dziewczynka znowu głośno się śmiała, słuchając czegoś, co opowiadał jej dwudziestolatek. blondyn dał sobie chwilę na to, by po prostu ich obserwować. to było takie naturalne, zupełnie jakby michael faktycznie był ojcem arielle. a przynajmniej jej starszym bratem. chociaż to czyniłoby z luke'a jego ojca... mężczyzna pokręcił głową; zdecydowanie było za wcześnie na coś takiego.
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
malikoa przyjechała pół godziny później i wtedy wszystko się zmieniło.
słysząc dzwonek do drzwi, luke podniósł się z kanapy i ruszył, żeby otworzyć. arielle nerwowo spojrzała w tamtą stronę, po czym przysunęła się do michaela i złapała jego dużą dłoń, sprawiając, że student spuścił wzrok i zmarszczył nieco brwi.
– nie chcę jechać do mamy. proszę, proszę, nie wyrzucajcie mnie – powiedziała cicho, podnosząc swoje czekoladowe oczy na chłopaka, który czuł coraz większy niepokój. wiedział, że arielle nie lubi spędzać czasu z mamą i luke zapewne też nie lubił jej tam posyłać, ale to był warunek sądu i żadne z nich nie miało większego wyboru. jednak teraz, kiedy michael widział minę dziewczynki i czuł, jak mocno trzyma go za rękę... niech go diabli, jeżeli michael pozwoli jej jechać.
– arielko, nikt cię nie wyrzuca. oczywiście, że możesz zostać z nami. ale dlaczego tak bardzo nie chcesz jechać? – spytał, za wszelką cenę próbując zrozumieć to, jak działa ta dziwna rodzina. przecież ellie nie wiedziała, co jej matka próbowała zrobić, więc nie chodziło o to. co takiego musiało się dziać w mieszkaniu malikoi, by tak bardzo zniechęcić dziecko do odwiedzin?
– mama mnie nie lubi. nie lubi, kiedy się odzywam i nie pozwala mi oglądać bajek, i nigdy się ze mną nie śmieje i nie opowiada mi bajek na dobranoc i nie pozwala ze sobą spać, kiedy się boję. tatuś to wszystko robi – wymamrotała nerwowo, kuląc się bliżej zielonookiego. michael słyszał w holu rozmowę luke'a i malikoi, którzy zbliżali się do salonu. arielle odwróciła się w tamtą stronę, ale wciąż nie puszczała ręki michaela, który również się nie odsuwał.
– ellie, kochanie, mama już przyjechała – odezwał się luke, następnie przygryzając dolną wargę i bawiąc się swoim kolczykiem. dziewczynka desperacko spojrzała w stronę michaela, który wziął głęboki oddech i spojrzał w oczy swojemu chłopakowi, następnie przecząco kręcąc głową.
– arielle nigdzie nie jedzie – oznajmił michael powoli, chcąc mieć pewność, że malikoa zrozumie, iż nie podlega to dyskusji. kobieta zdjęła okulary przeciwsłoneczne i weszła głębiej do pokoju, stając obok zaskoczonego luke'a, który jednak milczał, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
– przepraszam? ten weekend należy do mnie i mam prawo zabrać arielle...
– owszem, ale arielle nie chce nigdzie z tobą jechać, więc zgaduję, że mamy problem – przerwał jej mike, wstając z kanapy i biorąc dziewczynkę na ręce. czterolatka mocno objęła jego szyję i wtuliła tam głowę, nie chcąc patrzeć na swoją matkę.
– moje prawo do widzeń z arielle jest ustalone sądownie i nie masz prawa mówić mi, że nie mogę zabrać ze sobą własnej córki. luke, powiedz swojemu kochasiowi, że powinien znać swoje miejsce. to, że ze sobą sypiacie nie oznacza, że ma on jakiekolwiek prawa do arielle – powiedziała zdenerwowana kobieta, odwracając się w stronę byłego męża. luke spojrzał na michaela, który był gotów za wszelką cenę bronić arielle. nawet gdyby luke przyznał rację malikoi, mike nie puściłby dziewczynki.
– cóż... z jakiegoś powodu arielle jest uwieszona na moim "kochasiu," a nie biegnie do ciebie – zauważył blondyn po chwili ciszy, wzruszając lekko ramionami i przechodząc na stronę michaela, by stanąć obok niego. – w moim interesie jest dbanie o dobre samopoczucie mojej córki, a widzę, że pozwalając ci ją zabrać uczynię ją nieszczęśliwą. powinienem zacząć zastanawiać się dlaczego ellie tak bardzo nienawidzi u ciebie przebywać? – spytał ironicznie, unosząc jedną brew ku górze. twarz malikoi poczerwieniała, jej wzrok przebiegał szybko od jednego mężczyzny do drugiego, jakby próbowała zrozumieć, co się właśnie stało.
w końcu kobieta założyła okulary z powrotem i zaśmiała się bez cienia wesołości.
– zapłacisz mi za to, hemmings. nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem – wycedziła przez zaciśnięte zęby, następnie obracając się na pięcie i szybko opuszczając dom. luke odetchnął dopiero wtedy, gdy drzwi zatrzasnęły się za malikoą. michael opadł na kanapę, sadzając sobie ellie na kolanach.
dziewczynka spojrzała w górę na swojego tatę i uśmiechnęła się lekko.
– dziękuję, tatusiu – mruknęła, opierając głowę na klatce piersiowej michaela.
luke przeczesał dłonią włosy i zamknął na moment oczy, uspokajając się. wiedział, że malikoa nie żartowała. miała zamiar się na nim odegrać i prawdopodobnie planowała zrobić to na kolejnej rozprawie, ale luke doszedł do wniosku, że jakoś będzie musiał sobie z tym poradzić. ulga w głosie arielle i sposób, w jaki mu podziękowała były wszystkim, co teraz się liczyło.
siadając na kanapie obok swojego chłopaka i córki, czuł, że mógł stawić czoła wszystkiemu. nawet malikoi, jeśli tylko zignoruje ignorancję, z jaką kobieta traktowała jego związek z michaelem. przecież nic o nich nie wiedziała. luke był pewien, że michael kochał go tak samo, jak kochał jego córkę i to wystarczyło.
musiało wystarczyć.
—carry on
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top