#prolog

Właśnie wracała drogą, którą prawdopodobnie wcześniej przemierzał jej brat. Miał wrócić dwie godziny temu do domu, ale się nie pojawił, dlatego wpadła na pomysł przejścia jego codziennej trasy wzdłuż i wszeż. Nie mogła przyznać się przed rodzicami, że go zgubiła. Po za tym z każdą minutą wzrastał jej niepokój o niego. Chłopak miał na imię Jordan i był młodszy od niej. Starała się zobaczyć wśród innych jego brązową czuprynę, a następnie pomarańczową koszulę, w której rano wyszedł z domu. Kiedy po raz trzeci przechodziła tą samą drogą, zaczęła tracić nadzieję. Wyjęła prędko komórkę. Wyszukała numer i zadzwoniła do Johnny'ego, jego najlepszego przyjaciela.

- Hej Hayden...

- Widziałeś Jordana?

- A gdzie hej?

- Widziałeś? - ponagliłam, nie zwracając uwagi na jego pytanie.

- Od dwóch i pół godziny nie, a co?

- Zadzwoń, jeśli się do ciebie odezwie.

- Ale...

- Zadzwoń!

- Dobra...

Rozłączyła się natychmiast. Nie miała ochoty na dłuższą rozmowę. Kiedy miała poszukać innych numerów jego kolegów, usłyszała odgłos pogotowia. Miała złe przeczucie. Schowała telefon do kieszeni skórzanej kurtki i zaczęła biec. Zobaczyła przed sobą stojący tłum i ratowników medycznych. Przecisnęła się przez ludzi i zamarła. W kałuży krwi leżało ciało jej brata. Ratownicy właśnie zaczęli zakrywać je płótnem. Podbiegła bliżej. Wpadła w silne ramiona jakiegoś mężczyzny.

- Proszę mnie przepuścić! To mój brat!

Nieznajomy rozluźnił uścisk, więc wyrwała mu się. Udało jej się upaść na kolana obok znajomej twarzy. Zamknięte oczy, bark oddechu i krew zdradzały jego stan. Był martwy. Dopiero to do niej dotarło. Zrozpaczona przytuliła nieboszczyka do swoich piersi. Jej łzom nie było końca. Jakaś silna czarnoskóra dłoń odciągnęła ją od ciała. Należała ona do policjanta Chuck'a. Dziewczyna wstała i gdy chowali zwłoki pod płótno, ona płakała w ramię znajomego stróża prawa. W jej głowie, oprócz wspomnień krążyły różne pytania. Kto mógłby zabić jej młodszego braciszka? Czy to się dzieje naprawdę? Czy to, aby nie koszmar? Dlaczego pozwoliła mu wracać samemu do domu? Gdyby nie to, nadal byłby przy niej. Wróciłby na czas i nie musiałaby mówić rodzicom, że muszą pogrzebać własne dziecko. Wszystko byłoby dobrze, ale nie nie było. Prawda uderzała ją w każdej chwili. Jej brat przeszedł do historii, a ona czuła się z tym źle, okropnie. Nie potrafiła zrozumieć tego, w czym uczestniczyła. Od tej pory już nic nie miało być takie samo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top