☽ 20 ☾
Kwiecień z brudnych buciorach wkroczył w życie Taehyunga, dobitnie uderzając go swoją obecnością już samego rana, kiedy tylko uchylił okno w kuchni. Zapach kwiatów rozkwitających za jego oknem był z pewnością czymś, co kochał najbardziej w wiośnie, która była zresztą jego ulubioną porą roku. Była środa, co dla blondyna oznaczało środek tygodnia, a dla Gahyeon dzień przytulanek w przedszkolu, na który szykowała się cały wczorajszy wieczór, przytulając mocno te zabawki, których nie była w stanie ze sobą wziąć, aby nie poczuły się niekochane, natomiast różowego kucyka ubrała w najpiękniejszą sukienkę, aby pochwalić się nim przed koleżankami.
Dlatego jej smutek był nie do opisania, kiedy Taehyung powiedział jej, że dziś nie idzie do przedszkola, tylko do szpitala, aby pozbyć się widniejącego na jej czole plastra i szwów, które pod nim się chowały. I pewnie sprzeciwiałaby się następne godziny, gdyby nie powiedział jej, że przecież to Jungkook zdejmie jej te szwy i zaczaruje tak, że nie będzie bolało, jak prawdziwy czarodziej. Za którego w pewnym sensie Kim go uważał, w końcu za pomocą jednego zaklęcia potrafił sprawić, że jego serce wzlatywało wysoko ponad chmury.
Dlatego chwilę przed jedenastą stali w poczekalni (razem z panią kucyk oczywiście), czekając aż kobieta z recepcji powiadomi ich, że mogą wejść do gabinetu pana Jeona. Czuł się w pewnym sensie jak podczas ich pierwszego spotkania w tym właśnie spotkaniu, jednak tym razem doskonale wiedział, kogo może spodziewać się w gabinecie i wywoływało w nim to same pozytywne uczucia.
Ta sytuacja była aż komiczna, a dla osoby postronnej wręcz niemożliwa. W końcu pięć lat temu zostawił go tak nagle, bez słowa, wyparował z jego życia nie zostawiając po sobie żadnego śladu, wskazówki, a kiedy przypadkiem trafiają na siebie po tak długim czasie, Jungkook nie dość, że bez przerwy powtarza mu, że już go nie opuści(mimo że to blondyn wtedy uciekł), to jeszcze postanawia zająć się Gahyeon tak, jakby była w jego życiu od zawsze. I Taehyung naprawdę tego nie rozumiał. Sam nie wiedział, jak on postąpiłby na jego miejscu, jednak wiedział, że nie podchodziłby do tego z takim spokojem, jakby cały czas czekając właśnie na ten moment. Miałby do niego cholerny żal za wszystko, co się stało. Dlaczego więc go nie miał? A przynajmniej tak myślał blondyn.
Bo nie wiedział o przepłakanych nocach spędzonych w jego pustym domu bez nawet zmrużenia oka. Nie wiedział o nagłych krzykach rozpaczy pod prysznicem, ani o tych wszystkich wyrzuconych potrawach, kiedy nie potrafił nic przełknąć.
I lepiej, żeby nie wiedział.
- Doktor Jeon już czeka. - Usłyszeli nagle nad sobą, aby w następnej chwili z szerokimi uśmiechami udać się w stronę zapamiętanego już gabinetu.
Szpital był niezwykle czysty, choć może było to złudzenie wywołane wszechobecną bielą. Jedyne stojące przy ścianach krzesła i pufy były w różnych kolorach od odcieni błękitu po róże. Jednak mimo tego, że miejsce było naprawdę ładne, Taehyung czuł lekki strach do tego typu placówek związany z jego porodem. Nie był teraz nawet do końca pewny, czy to może w tym szpitalu nie przyszła na świat jego córeczka, która była jego największym skarbem, jednak wydania jej na świat nie wspominał zbyt dobrze. I mimo ze kompletnie nie żałował urodzenia jej, tak okropnę bliznę ciągnąca się przez połowę jego brzucha uważał za swoją wadę, za najgorszy mankament i słaby punkt. To przez nią nie chodził na baseny, ani nie patrzył na siebie w lustrze podczas przebierania się. I dlatego odtrącił kilka dni temu Jungkooka, kiedy jego dłonie powędrowały pod jego koszulkę. Czuł się przez nią brzydki, nieatrakcyjny, nie chciał, aby młodszy zobaczył tę ohydną stronę jego ciała.
Nim się obejrzał, znajdowali się już przed odpowiednimi drzwiami, a mała podskakiwała z podekscytowaniem, co było wręcz śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przed dwoma tygodniami bała się lekarzy, a teraz wręcz sama go ciągnęła do jego gabinetu.
Sama wyrwała się do zapukania w drewno, a kiedy zza drzwi odezwał się ciepły głos, mówiąc donośnie “proszę”, nacisnęła klamkę i jako pierwsza znalazła się w małym pomieszczeniu.
- Hejka, Jungkook! Tata mówił, że będziesz dzisiaj znów wróżkiem, czy to prawda? - rzuciła na wstępie, nie przejmując się niczym i wskoczyła na fotel znajdujący się przed biurkiem, za którym siedział lekarz. W tym białym kitlu, który wyglądał na nim obłędnie. Albo bardziej w którym Jungkook wyglądał obłędnie.
- Tak, zaczaruję czółko i już nie będzie trzeba naklejać tych wszystkich plastrów. - Posłał jej szeroki uśmiech, który ta od razu odwzajemniła, machając naprzemiennie nogami, które luźno zwisały z fotela. - A jak tylko się z tym uporamy i będziesz bardzo dzielna, pójdziemy może na ciastko? Mam akurat zaraz przerwę obiadową.
Jeon nie musiał nawet pytać, bo głośne “tak!” dało się usłyszeć, zanim w ogóle skończył wypowiedź. Zaśmiał się tylko cicho, zapraszając już Gahyeon i Taehyunga do sali obok, gdzie trzymał wszystkie potrzebne. Po drodze niby niepostrzeżenie muskając opuszkami palców miejsce na środku pleców starszego, przekazując mu nieme “stęskniłem się za tobą”, co ten zdawał się dokładnie rozumieć.
▽▽▽
Obaj byli naprawdę zdziwieni tym, jak dobrze Gahyeon zniosła zdejmowanie szwów. Co prawda lekko marszczyła nos, czując nieprzyjemne mrowienie w miejscu szycia, jednak ani się nie wyrywała, ani nie krzyczała, co można było uznać za wielki sukces.
Dlatego zgodnie z obietnicą zaraz opuścili szpital, idąc do pobliskiej cukierni. Jungkook nie mógł przegapić okazji do rozpieszczenia swojej małej córeczki, kupując jej największe ciastko czekoladowe jakie było dostępne w ofercie, a do tego gorącą czekoladę, za co dostał od Tae po głowie, kiedy kelner przyniósł zamówienie. Im natomiast zamówił latte karmelową i po kawałku sernika. Hyung pytał młodszego, jak idzie mu w pracy, a tamten zaraz dopytał Kima o kwiaciarnię, a panującą luźna atmosfera jak najbardziej im odpowiadała. Bo to właśnie najbardziej kochali w swoich spotkaniach. Momenty, kiedy mogli swobodnie porozmawiać o wszystkim i o niczym, kompletnie nie przejmując się, że nagle może zabraknąć tematów, albo że zrobi się niekomfortowo.
- A mogę jeszcze babeczkę? Prooooszę - młodsza nagle wtrąciła się do ich rozmowy, układając dłonie jak do modlitwy, a na jej policzkach były jeszcze plamy z czekolady. Zdziwiła starszych nie tyle tym, że chciała jeszcze, a tym, że zdążyła wszystko zjeść w tak krótkim czasie.
Teoretycznie nie powinna jeść tyle słodyczy, jednak blondyn nie potrafił nie ulec jej urokowi. Jak zawsze.
- No dobrze, ale tylko jedną - Taehyung westchnął zrezygnowany, sięgając do portfela, z którego wyjął odpowiedni banknot i podał go prosto w dłonie młodszej, która aż podskoczyła radośnie, biegnąc już w stronę kasy. Obróciła się jednak w połowie drogi, przykładając otwartą dłoń do ust, aby następnie wysłać wielkiego buziaka w stronę stolika, przy którym siedzieli starsi.
- Dziękuję! Jesteś najlepszym tatą na świecie!
I choć były to tylko słowa czterolatki, w Jungkooka uderzyły jak nic innego. Miał wrażenie że grawitacja zaczęła nagle mocniej na niego oddziaływać, powodując coraz większe wgniatanie jego ciała w siedzenie. Nie dał jednak po sobie niczego poznać, nie chcąc, aby Taehyung zauważył, jak bardzo dotknęło go tak z pozoru niewinne zdanie małej dziewczynki. Uchylił jedynie usta, które opuściła nagle masa powietrza, aby następnie nie móc wrócić z powrotem do jego płuc. Zupełnie jakby coś przygniatało jego klatkę piersiową. Jakby wszystkie wyniszczające go myśli skumulowały się w jedność i chwyciły go w swoją ogromną dłoń, wyciskając z niego wszystkie dobre myśli i wspomnienia niczym pastę do zębów. I choć dzisiejszy dzień zapowiadał się idealnie, tak teraz miał wrażenie, że zaraz całkowicie się wykruszy.
Nie pokazał jednak tego, jedynie uśmiechając się delikatnie w stronę starszego, który posłał w jego stronę pytające spojrzenie, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, co właśnie działo się w jego wnętrzu. W końcu skąd miał wiedzieć? Takie reakcje Gahyeon były dla niego codziennością i nawet nie pomyślał, że mogło to jakkolwiek dotknąć Jungkooka. A dotknęło bardziej niż wszystko do tej pory.
Świadomość, że nigdy nie będzie dla swojej córki ojcem, była gorsza niż najstraszniejsze koszmary z jego dzieciństwa.
Że nigdy nie powie do niego “kocham cię, tato”, tak po prostu, bez powodu.
Że nigdy nie pomyśli o nim jako o kimś innym niż “ten oppa, który naprawił mi czółko i jest fajny”.
Że nigdy nie zapyta go w pewien spokojny wieczór “Hej, tato, kiedy zauważyłeś, że to naprawdę była miłość?”.
Że nie przedstawi mu i Taehyungowi nigdy swojej drugiej połówki, mówiąc “to moi rodzice”.
Bo to właśnie Taehyung był jej ojcem. Nie on. Nieważne jak bardzo próbowałby to sobie wmówić, ona nigdy nie będzie uważała go z swojego rodzica. Nie było go przy niej, kiedy ta poznawała świat, wymawiając pierwsze “tata” w stronę Kima. Kiedy uczyła się korzystać z nocnika i kiedy pierwszy raz jadła sama pałeczkami. Jak mógł nazywać się jej rodzicem sam przed sobą?
Do końca dnia Jungkook wydawał się być przygaszony. Mówił znacznie mniej niż zwykle, a kiedy Gahyeon uśmiechała się do niego i rozpoczynała zdanie tym stałym zwrotem co zawsze, on tylko odwzajemniał wyraz, jednak Taehyung widział, że było to sztuczne.
Nie wiedział tylko jeszcze dlaczego.
A/n: wattpad już się w miarę ogarnął, więc w końcu dodaję
bo to wcale nie tak, że w sobotę nie mogłam spać i pisałam to do 3 w nocy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top