- 6 -
Show podobnie jak pozostałe wypadło spektakularnie, a widownia była zachwycona programem, zwierzętami i artystami. W czasie trwania Red pilnowała zwierząt, sprawdzając po każdej kolejnej scenie z ich udziałem, czy nic sobie nie zrobiły. Była bardzo przykładna, sumienna i szybko się uczyła. Michael był dumny ze swojej uczennicy.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał, gdy Jade wyjechała z Księżną na arenę, rozpoczynając główną część przedstawienia. - Oczywiście, po tym jak wszystko skończymy. - dodał pośpiesznie, zauważając wahanie na jej twarzy. Oboje nie byli zwolennikami odkładania rzeczy na później. Mówiono, że co można zrobić dziś, trzeba zrobić dziś i trzymali się mocno tej zasady.
- Chętnie. - przytaknęła w końcu, zakładając pasmo włosów na ucho. - Byłam dzisiaj rano u Rosie. - dodała, głaszcząc przez kraty tygrysicę, która mruczała głośno z wdzięczności.
- I co u naszej słonicy? - dopytał, przerzucając sobie ręcznik przez ramię. Choć był wieczór, to wysoka temperatura, jaka panowała za dnia dopiero teraz powoli opadała, dając lekkie ukojenie.
- Wydaje mi się, że powoli się tutaj klimatyzuje. - przyznała szczerze, strzelając sobie kostkami. - Kiedy Jade ma zamiar z nią wystąpić? - spojrzała na kolorowego, gdy zaczął zbierać niepotrzebne już rzeczy.
- Jutro w Virginia Beach. - przyznał, spoglądając przez ramię na swoją towarzyszkę. - Nie umiesz się doczekać, co? - dodał, śmiejąc się cicho, na co żwawo przytaknęła głową.
- I to bardzo. - powiedziała, opierając się o klatkę. Tygrysica przysunęła się bliżej, aby Red mogła ją mieć w zasięgu ręki. Brunetka uzależniła ją od swoich pieszczoch. - Myślałam, że jak przyjadę, to zastanę tu parę koni, kozy, ewentualnie jakieś większe koty, a tu proszę. Od ilości całej tej fauny aż mi się kręci w głowie. - dodała, przeczesując palcami włosy.
- Kozy? - uniósł brew, śmiejąc się cicho. - Z tego, co pamiętam nigdy nie mieliśmy tu kóz. - dodał szczerze, podchodząc do nastolatki.
- Nawet nie pytaj, skąd na to wpadłam, bo sama nie wiem. - stwierdziła, przy okazji kręcąc głową. Zaśmiali się cicho, kończąc tym samym swoją rozmowę, wypełnili do końca swoje obowiązki, a gdy ludzie się rozeszli nakarmili zwierzęta, a potem udali się na kolację. Michael pociągnął Red ze sobą do wolnej ławki, przy której mogli spokojnie zjeść i porozmawiać. Opowiadał dziewczynie nieśmieszne żarty, z których i tak się śmiała, albo kręciła zrezygnowana głową, pytając jak na nie wpadł, albo skąd je zna. Potem dosiadła się do nich Bella, która wniosła trochę świeżości do sytuacji. Wyznała, że słyszała rozmowę Jacoba i Jade, którzy zastanawiali się skąd wziąć pieniądze, aby zapłacić ludziom.
- Szykuje się kolejny miesiąc bez wypłaty. - rzucił Michael, grzebiąc w swoim jedzeniu plastikowym widelcem. - Wiedziałem, że tak będzie. - dodał, spoglądając na swoje towarzyszki.
- Nie możecie się jakoś zbuntować? Zagrozić, że jeśli nie dostaniecie wypłaty, to nie wystąpicie? - zapytała cicho Red. Była jeszcze bardzo niedoświadczona w życiu cyrku i o wielu rzeczach nie miała pojęcia.
- Bunt tutaj kończy się najczęściej przypadkowym wypadnięciem z pociągu. - westchnęła Bella. Przy 'przypadkowym' zrobiła cudzysłów z palców. - Pełna prędkość. Jesteś, a po chwili już cię nie ma. I nawet nie wiesz, kto cię wyrzucił. - dodała ciężko. - Szara rzeczywistość, mała. - dodała, patrząc się na Red. Nastolatka podgryzła wargę, czując, że powiedziała coś, czego nie powinna.
- Gdyby mógł, traktowałby nas tak jak traktuje zwierzęta. - dorzucił Clifford. Nie był w stanie zaprzeczyć słowom przyjaciółki, bo była to prawda, która choć szokująca przedstawiała brutalną rzeczywistość i sprowadzała na ziemię. - Chodźmy się przejść. - dodał, patrząc się na nastolatkę. Potem zabrał ich talerze i je wyrzucił. Złapał dłoń Red, siknął na Bellę i ruszyli przed siebie w zupełnej ciszy.
Nastolatka miała mały mętlik w głowie. Owszem, słyszała wiele plotek na temat cyrków, jak traktuje się tu zwierzęta, niekiedy też ludzi, ale nie pomyślała, że większość z nich, choć podpadająca pod zwyczajny absurd okaże się prawdą. Nie potrafiła w to uwierzyć, że jej własny ojciec - ten którego nie pamiętała zbyt dobrze - był skłonny do takich rzeczy. Nieco sadystycznych i bezwzględnych. Nie był stwórcą, nikt nie miał prawda się do niego porównywać, a tym bardziej nie Jacob. Red szła patrząc się na swoje buty, starając się uporządkować sobie to wszystko i nawet nie zauważyła, jak młody mężczyzna nieco bezczelnie się jej przyglądał.
- Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. - zaczął, gdy szli przed siebie wzdłuż nieużywanego toru. Przeskakiwał niekiedy z podkładu na podkład, nie puszczając dłoni nastolatki. Chyba żadne z nich nie czuło potrzeby, aby uwolnić kończynę. - Uzgodniłem wcześniej z Bellą, że będziemy trzymać cię z dala od takich informacji, aby nie popsuć ci wakacji, ale najwidoczniej o tym zapomniała. - dodał, pocierając wolną ręką swój kark. Wydawał się być nieco zbity z tropu przez Bellę.
- Prędzej czy później i tak bym się wszystkiego dowiedziała, więc może to i lepiej? - uniosła brew, spoglądając na towarzysza.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Tak samo, jak do tej pory nie potrafię stwierdzić, czy to ja wybrałem ten pociąg, czy on wybrał mnie. Byłem świeżo po studiach, nie miałem zbyt wielkiego doświadczenia, bo miałem cholernie głupiego wykładowcę, który nie umiał wytłumaczyć nawet, jak prawidłowo zaszczepić zwierzę, a co dopiero zdiagnozować jakąś poważną chorobę. - dodał lekko zirytowany.
- Wierzysz w przypadki? - spojrzała na niego, przygryzając wargi.
- Szczerze?
- Nie inaczej.
- Chyba nie.
- Więc, to ty wybrałeś ten pociąg. - podsumowała jego wyznanie, posyłając mu lekki uśmiech. - Jesteś kowalem własnego losu, odpowiadasz za swoje własne decyzje, choć czasem się w nich gubisz. - dodała.
- Zabrzmiało psychologiczne.
- Nie cierpię psychologii. - przyznała. - Ani psychologów, jedyny lekarz, jakiego mogę posłuchać z tej dziedziny to psychiatra. - dodała, kopiąc kamyk, który leżał pod jej stopami.
- Opowiedz mi coś jeszcze o sobie. - poprosił, spoglądając na jej profil. - Poza psychologią, oczywiście.
- Gdy tata odszedł ode mnie i mamy nieco podupadłam na duchu. Zamknęłam się w jakiejś skorupie, z której nie sposób było mnie wyciągnąć. Mało rozmawiałam, nie odczuwałam potrzeby komunikacji z innymi, nie jadłam i skończyło się to terapią. Stąd moja niechęć do psychologów. - wyjawiła nieco niechętnie.
- Rozumiem. - powiedział, gładząc pokrzepiająco jej skórę na dłoni. - I wiem, że musi ci być ciężko to wspominać, więc dziękuje, że mi to wyjawiłaś. - dodał, całując jej skroń. Zadrżała lekko pod jego dotykiem i uśmiechnęła się nikle.
- Mam nadzieje, że uda nam się nadrobić te wszystkie stracone lata, wiesz?
- Trzymam kciuki, aby tak było.
~*~
chyba muszę ustawić sobie jakąś przypominajkę o rozdziałach na karuzelę, nie wiem, jak to możliwe, że ostatni update był w listopadzie, ew
co sądzicie i jak oceniacie?
lots of love, Red x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top