- 4 -

W pełni wypoczęta i gotowa do działania, wyszła z wagonu, przeciągając się ostatni raz. Ubrała wygodne spodenki i koszulkę, nie mając pojęcia, czy to aby na pewno dobry strój do pracy, ale nie zabrała ze sobą niczego odpowiedniejszego. Rozglądając się dookoła, ujrzała ten sam schemat: zwierzęta porozrzucane po cieniach, jakie dawały namioty, ludzi wcielających się w pracowite pszczoły, zamieszanie i zgiełk, przeplatające się z pięknem. Panorama Jacksonville prezentowała się fantastycznie, a dobiegające z dala odgłosy miasta przywoływały jej na myśl San Francisco. Bella zostawiła jej tylko karteczkę, wyjaśniającą, dlaczego już jej nie było i gdzie jej szukać, gdyby zaszła taka potrzeba. Red postanowiła na razie nie zawracać jej głowy i ruszyła powoli przed siebie, kopiąc kamyk, który znalazł się pod jej stopami. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, ani do kogo się udać, gdyż do tej pory nie poznała nawet połowy zespołu. Problem rozwiązał się sam, gdy na swojej drodze napotkała tatę. Uśmiechnął się na jej widok i pocałował w policzek. 

- Witaj, słońce. - przywitał się, mierząc ją wzrokiem. - Jak się czujesz? Dobrze spałaś?

- Cześć tato. - odwzajemniła uśmiech. - Nawet dobrze, a dlaczego pytasz?

- Z ciekawości. - wzruszył ramionami. - Rozmawiałem dzisiaj rano z Michaelem, dlaczego nie powiedziałaś od razu, że chciałabyś pracować ze zwierzętami? - dodał, przeczesując wolną dłonią swoje włosy. Były roztrzepane i nie była to wina wiatru. 

- Jakoś nie b-było okazji. - wyjaśniła nieco speszona. - Ale mogę mu pomagać, tak?

- Naturalnie. - przytaknął. - Ale najpierw, chciałbym cię prosić o przysługę. - dodał, oczekując jej reakcji. 

- Co to za przysługa? - uniosła brew, ekscytując się w duchu. 

- Trzeba porozwieszać w mieście plakaty, dałabyś radę to ogarnąć razem z Bellą? To naprawdę niedaleko stąd, więc wydaje mi się, że dacie sobie radę. - wyjaśnił, wręczając jej stertę plakatów, zawiązanych cienkim sznurkiem. Red podgryzła wargę, zauważając ich ilość, po czym popatrzyła się na tatę. 

- Bella jest czymś zajęta, nie wiem, gdzie jej szukać, poza tym nie chce jej przeszkadzać i odrywać od obowiązków... - wyjawiła, przeczesując palcami włosy. - Mogę spróbować sama, nie powinnam się zgubić, jeśli droga będzie prosta, postaram się zrobić, to jak najszybciej. - dodała, na co mężczyzna tylko przytaknął i odszedł ze swoim podwładnym, aby coś obejrzeć. Przygotowywali się na coś, albo na kogoś, tylko Red jeszcze nie wiedziała, o co może chodzić. 

::: 

- D-dziękuje, że zaproponowałeś mi pomoc, sama chyba nie dałabym radę zdążyć przed występem. - przyznała, gdy Michael przeczesał palcami swoje włosy. Znajdowali się w samym centrum Jacksonville, a godziny szczytu dawały już im we znaki. Masa ludzi przemierzała chodniki, ciągnący się korek samochodowy uniemożliwiał płynny ruch, a pośpiech i zmęczenie emanowały z każdej twarzy, jaka ich mijała. Chłopiec spojrzał na nią, gdy przywieszała ostatni z plakatów w przeznaczonym do tego miejscu. Koniuszek jej języka wystawał nieco zza wargi, ona sama bardzo starannie podeszła do powierzonego jej zadania. Doszedł do wniosku, że chyba nie będzie potrafił się na nią napatrzeć, była piękną dziewczyną, a drobna reprymenda od szefa nie sprawiła, iż jego chęci do wspólnego spędzania czasu osłabły. Gdy tylko zauważył, że zmierza do miasta z kolorowymi plakatami, zaoferował swoją pomoc i towarzystwo. 

Naprawdę nie rozumiał, że karuzela właśnie ruszyła, a koniec przejażdżki pozostał nieprzewidziany. 

- Nie masz za co dziękować, Red. - posłał jej najpiękniejszy uśmiech, na jaki było go stać i oparł się o mury budynku, przy którym się znajdowali. Przyjrzał się jej jeszcze dokładniej, gdy odwróciła się, aby obejrzeć dokładnie miasto, jego urok, zalety, czy wady. Intrygowała go jej ciekawość świata, sposób bycia, ona sama. Nie była zwykłą i szarą dziewczyną. Wszystkie kolory, jakie znał ulokowały się gdzieś w Red. Była pełna życia, czego po części jej zazdrościł. 

- Mamo, patrz! Dzisiaj jest cyrk! - mały chłopiec przebiegł mu pod nogami i zatrzymał się tuż przed plakatem. Jego oczy zaświeciły, a po chwili wyrosła przed nim kobieta ubrana w ołówkową spódnicę, koszulę i z marynarką w ręku. - Pójdziemy? Proszę, proszę, proszę! - chwycił je dłoń, zaczynając powtarzać w kółko jedno i to samo słowo. 

- Zapraszamy, w przerwie pomiędzy spektaklami dzieciaki mają okazję przejechać się na wielbłądzie. - uśmiechnął się szeroko do kobiety, co odwzajemniła i przyjrzała się dokładniej informacjom, jakie nadrukowano na plakacie. 

- Dobrze, Cody, pójdziemy. - oznajmiła, przez co chłopczyk wydał okrzyk radości i przytulił się do jej nogi. 

- Hurra! Będę jeździł na wielbłądzie! - oznajmił uradowany, przez co Clifford zaśmiał się, podobnie jak Red i jego matka. Odeszli tak szybko, jak się pojawili, a Red podeszła bliżej swojego towarzysza. 

- Uroczy dzieciak, co? - kąciki jego ust drgnęły do góry, gdy  odbił się od ściany. Zaczęli zawracać, nigdzie się przy tym nie śpiesząc. 

- I to bardzo. - wsunęła dłonie do kieszeni spodenek. Kątem oka zobaczyła, że chłopiec narusza nieład na swojej głowie, przeczesując włosy palcami. 

- Gdy byłem w jego wieku zachowywałem się tak samo. Rodzice mieli ze mną urwanie głowy, gdy tylko zobaczyłem plakat cyrkowy prosiłem ich, abyśmy poszli zobaczyć występ. - wyznał, gdy zatrzymali się przy przejściu dla pieszych. Światło było czerwone, przez co musieli zaczekać. 

- Ja przynosiłam do domu okoliczne bezpańskie psy i koty, prosząc mamę, abyśmy mogły je przygarnąć. - Red zachichotała cicho, wciskając kolejny raz przycisk. - Mówiła, że wszędzie było mnie pełno i że zadawałam zbyt dużo pytań. - dodała, pocierając swój kark. 

- Tata mnie straszył zaklejeniem ust, gdy gadałem zbyt dużo. - zaśmiał się wspominając prawdopodobnie najlepszy czas w swoim życiu. - Wtedy uciekałem z jeszcze większym krzykiem i obrażałem się na cały świat. - dodał, kręcąc głową. Nadal był tym dzieckiem, tylko, że rosnące liczby wieku, siedzące na jego karku powoli zaczynały zabierać wyobraźnię i ciekawość. 

::: 

- Michael, czy konie są już gotowe do występu? - dojrzały, kobiecy głos rozbrzmiał dookoła, gdy kolorowowłosy rozśmieszał Red jednym z wielu żartów, jaki znał. Miał wolny wieczór, ale postanowił nieco wdrożyć dziewczynę w ich obowiązki i zapoznać ze zwierzętami, chcąc uniknąć niepotrzebnego stresu. 

- Tak, ale nasza gwiazda ma chyba humory. - zaśmiał się, wskazując na Kobalta, który nie dał sobie sprawdzić, czy z jego kopytami wszystko w porządku. Chłopiec westchnął ciężko po kolejnej próbie i dał sobie spokój. Spojrzał na Red, która zamarła w bezruchu, obserwując Jade. 

Zdecydowanie, pewność siebie, może nawet arogancja emanowały od niej na kilometry. Red poczuła, jak jej samoocena drastycznie spada w dół. Nigdy nie będzie wyglądać choć w połowie tak dobrze, jak wyglądała ta kobieta. Była wysoka, zgrabna i o osobliwej urodzie. Włosy o kolorze mlecznej czekolady opadały na jej ramiona, były lekko pofalowane, a twarz zdobił makijaż odpowiadający modzie panującej w latach 30 - tych. Nastolatka podgryzła wargę, gdy kobieta przywołała do siebie konia jednym gestem ręki, pogładziła po pysku, a następnie sprawdziła, czy wszystko w porządku z kopytami, puszką oraz stawami skokowymi. 

- Wszystko jest dobrze. - uspokoiła Michaela. - Przyjdziesz do mnie później? - dodała, uśmiechając się lekko. Zmarszczył lekko brwi na jej pytanie, zastanawiając się, dlaczego w ogóle padło. Nie miał dobrych stosunków ze swoim szefem oraz jego partnerką. 

- Obiecałem Red, że ją jeszcze raz oprowadzę. - odpowiedział, wskazując na nastolatkę, chowającą się za koniem. Twarz kobiety rozjaśnił sztuczny uśmiech. Spojrzała na Red, która chciała skulić się pod jej palącym wzrokiem i podeszła bliżej. 

- Jade, główna gwiazda tej maskarady. - wyciągnęła wypielęgnowaną dłoń w kierunku dziewczyny. Brunetka przełknęła ślinę i uścisnęła ją, usilnie starając się uciec wzrokiem. 

- R-Red. - odpowiedziała w końcu, biorąc głębszy wdech. 

- Twój ojciec to wspaniały człowiek, dzięki niemu wciąż tutaj wszystko dobrze prosperuje. - zauważyła Jade, a nastolatka tylko przytaknęła i odetchnęła z ulgą, gdy ktoś z głębi całego zamieszania zawołał kobietę i musiała odejść. Odprowadziła ją wzrokiem, przeczesując palcami włosy. Wymieniła ostatnie spojrzenie z kolorowym i zawróciła w kierunku swojego namiotu, chcąc przeanalizować wszystko, co widziała i słyszała w przeciągu tych kilku minut. 

~*~

mam nadzieje, że wynagrodziłam wam jakoś brak rozdziału przez tyle czasu długością tego, wiem, że zawaliłam, ale naprawdę nie miałam do tej pory czasu, ani też weny, aby go skończyć :c

co sądzicie o Jade? i o całości? 

lots of love, Red xo


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top