- 2 -

- Pewnie twój tata poinformował już cię, że zaczynamy całą trasę po Stanach dwoma występami tutaj, w Miami, prawda? - zaczęła Bella, gdy przemierzały ogromny plac położony w pobliżu bocznicy kolejowej. Jacob był konferansjerem i dyrektorem cyrku, który tak naprawdę odstawał od standardów tej kolorowej branży w każdym możliwym punkcie. Podczas, gdy bracia Collins, odwieczni rywale cyrku Benzini podróżowali najlepszymi ciężarówkami, ich spektakle nagłaśniano w radiu oraz telewizji, a spektakularne występy przyciągały masę publiczności podczas, gdy Jacob poruszał się pociągiem z lat trzydziestych, plakaty rozwieszane w miastach dawały tyle, co nic, a spektakle nie były powalające, to jakoś udawało się zawiązać koniec z końcem, tak aby nie splajtować i nie puścić ludzi do domu z torbami.

- Tak. - Red rozglądała się dookoła, popadając w jeszcze większy zachwyt niż przed chwilą. Praca trwała, a ludzie przypominali pracowite pszczoły. Każdy chciał, aby pierwszy spektakl wypadł niemalże idealnie, chcieli zacząć ten sezon z dobrą passą.

- Tam znajdują się głównie duże koty. Lwy, tygrysy, a nawet czarna pantera. - zaczęła starsza, przy okazji wskazując w danym kierunku palcem. - Musisz poznać Sandy, opiekuje się nimi oraz występuje. Na pewno się dogadacie. - dodała, uśmiechając się lekko. Sama miała świetny kontakt z szatynką, która tak naprawdę wiele ryzykowała pracując z Simbą i nie tylko.

- Tak, z pewnością. - uśmiechnęła się znowu, odgarniając za ucho niesforne włosy, które jak zwykle jej przeszkadzały. Wszystko, absolutnie wszystko było tam kolorowe i żywe. Posiadające w sobie pewien urok.

- Hm, co jeszcze mogę ci powiedzieć... - Bella potarła palcem podbródek, zastanawiając się, co pokazać młodszej. - Unikaj klaunów, choć na pewno się dogadacie, bo chyba nie chcesz skończyć z bitą śmietaną we włosach, co? - dodała, chichocząc cicho.

- Huh, okay. - Red odpowiedziała trochę niepewnie. Tak chcieliby ją powitać?

- I nie daj się nabrać na żart z wodą dla słoni, bo żadnego tutaj nie mamy, oni po prostu będą chcieli cię wykorzystać, a potem bezczelnie by cię nią oblali. - powiedziała, ostrzegając ją przed słynnym żartem cyrkowców dla nowych członków zespołu. Brunetka trochę posmutniała, liczyła na to, że ojciec dorobił się słonia. Uwielbiała te zwierzęta, po mimo swojej wielkości były majestatyczne i piękne. - Zrobiłam coś nie tak? - zapytała starsza.

- Nie jasne, że nie. - niższa zaprzeczyła szybko. - Po prostu szkoda, że nie macie tutaj słonia. - wyjaśniła, podczas gdy Bella obejmowała ją ramieniem w przyjacielski sposób.

- Zobaczysz, może jeszcze będziemy mieć. Z Jacobem nigdy nic nie wiadomo, a słyszałam, że znowu zbiera na coś, albo kogoś pieniądze. - zaczęła, czochrając dla zabawy włosy Davenport. - O wilkach mowa. - dodała, zauważając niewielką grupkę osób, którzy robili wokół siebie największy rumor.

- To klauni? - zapytała brunetka, aby się upewnić.

- Tak. - Bella przewróciła oczami. - Nie przyznaje się do nich. - zaśmiała się cicho, ale zmarszczyła brwi, widząc, że czegoś od niej chcą.

- Chyba cię potrzebują. - mruknęła Red.

- Och, niech się gonią, załatwię to z nimi kiedy indziej. - starsza machnęła ręką, poprawiając szelki ogrodniczek.

- Idź, poczekam tutaj na ciebie. - Red poprosiła nową koleżankę, a ta rozważyła szybko wszystkie za i przeciw.

- Okay, ale gdy nie wrócę za parę minut, to idź dalej sama, nie zgubisz się. Na razie! - Bella rzuciła na odchodne, pomachała Red i odbiegła w kierunku śmiejącej się do rozpuku grupki.

- Na razie. - odpowiedziała młodsza, już jakby do siebie, po czym wkładając dłonie do kieszeni, rozejrzała się dookoła. Było tam wszystko, absolutnie wszystko, co podobno było potrzebne. Kilka osób ćwiczyło swoje występy, zwierzęta odpoczywały ukryte w cieniach namiotów, a pośrodku całego tego zamieszania stała mała, zagubiona Red, którą wszystko zachwycało.

Zauważyła w oddali kilka karych koni pasących się spokojnie, które chyba były już przyzwyczajone do panującego na placu zgiełku. Spojrzała kątem oka na Belle i klaunów. Brunetka nie zwracała na nią uwagi, a w tamtym momencie czochrała włosy jakiemuś blondynowi, który śmiał się przez to do rozpuku. Postanowiła podejść do zwierząt, a po upewnieniu się, że nowa koleżanka nie zauważy jej zniknięcia ruszyła w tamtym kierunku.

- Cześć piękny. - przywitała się z jednym z nich i pogładziła po pysku. Zwierzę miało lśniącą, czarną sierść i aksamitną grzywę, ogon oraz szczotki pęcinowe. Koń wepchnął chrapy w jej dłonie, domagając się więcej pieszczot, przez co zachichotała cicho. Wstrzymała oddech, gdy zarżał cicho, ale po chwili uregulowała go z powrotem, zdając sobie sprawę, że nie zrobiła nic złego.

- Co się dzieje, staruszku? - usłyszała po drugiej stronie, a przed jej oczami wyrósł wysoki, kolorowowłosy chłopiec, a raczej młody mężczyzna. Red zarumieniła się lekko, gdy posłał jej przyjacielski uśmiech. - Musisz być córką Jacoba. - zaczął, przechodząc pod szyją konia. Wytarł dłonie w ręcznik, który zwisał z tylnej kieszeni jego spodni i spojrzał z góry na zawstydzoną nastolatkę.

- T-tak. - odpowiedziała speszona, nerwowo poprawiając włosy. Posłała mu uśmiech, starała się, aby był naturalny, choć wiedziała, że pewnie nie wyszło. - Jestem Red. - przedstawiła się, wyciągając rękę w jego kierunku. Przełknęła cicho ślinę, lustrując posturę czerwonowłosego.

- Michael. - uniósł jej dłoń do ust i ucałował jej wierzch. Potem spojrzał w jej brązowe oczy, które przybrały ciepły odcień z uśmiechem na ustach. - Twój tata mi o tobie opowiadał. - dodał, zdając sobie sprawę, że znowu ją zawstydził, co było całkiem urocze. Mógłby tak częściej.

- Co takiego? - dopytała, gładząc sierść konia.

- Wspominał, że jesteś wspaniałą córką. - oparł się o bal, podtrzymującą namiot i przekręcił głowę, obserwując jej ciało, jak i twarz. Była wyjątkowo piękną dziewczyną. - To Kobalt, główna gwiazda dzisiejszego wieczoru. - dodał, przedstawiając konia.

- Jest piękny. - rzuciła zafascynowana, nie zdając sobie sprawy, że rumieni się znowu na pierwsze zdanie, jakie opuściło jego usta. - Pracujesz tutaj? - dodała dla podtrzymania rozmowy.

- Tak, jestem weterynarzem. - kiwnął w dodatku głową. - Zostajesz na całe wakacje? - dodał, krzyżując dłonie na piersi. Wcześniej przeczesał palcami niedbale swoje włosy i spojrzał na nią przyjacielsko.

- Tak. - uśmiechnęła się znów. Wiedział już, że to będzie dla niego za krótko. Choć rozmawiali zaledwie kilka minut polubił Red. Nie dało się jej nie lubić. Po prostu nie dało. - Jak długo tutaj pracujesz?

- Ponad pół roku. - wyjaśnił, nie spodziewając się, że takie pytanie padnie z jej ust. - Nie sądziłem, że twój ojciec przygarnie mnie do zespołu, od razu, gdy tutaj trafiłem skończyłem studia, nie miałem zbyt dużego doświadczenia. - dodał

- Skoro tata uznał, że się nadajesz, to chyba tak jest. - zaczęła bawić się swoimi palcami, przy okazji obserwując jego twarz. Uśmiechał się szczerze i szeroko bez zbędnych gramów sztuczności. - Sama chciałabym studiować weterynarię. - zdradziła

- Ambitnie. - skomentował, choć był to trudny kierunek. Jeden z najtrudniejszych. - Jeśli będziesz chciała, to możesz mi pomagać. Przy zwierzętach zawsze brakuje rąk do pracy, a wszyscy przeważnie są czymś zajęci. - dodał, przy okazji wzdychając ciężko.

- N-naprawdę mogę? - jej oczy zaświeciły, przez co uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć to chyba nie było możliwe.

- Oczywiście. - przytaknął. - Porozmawiam przy najbliższej okazji z twoim tatą, na pewno się zgodzi. - posłał w jej kierunku perskie oko, po czym zaśmiał się cicho. Wywalczył tym sobie prostą drogę do poznania drobnej brunetki, którą zafascynowało przedstawienie, jakie od samego początku grał Jacob.

- Dziękuje. - zaczęła, a gdy kolorowy chciał coś odpowiedzieć, przerwała im Bella.

- Tutaj jesteś, wiedziałam, że Clifford wykorzysta okazję, gdy mnie nie będzie. - zaczęła, zakładając dłonie na biodra. - I tak nie poruchasz. - dodała w jego kierunku z politowaniem wyczuwalnym w głosie. Red poczuła jak jej policzki czerwienieją, ale zgrabnie ukryła to pod kaskadą ciemnych włosów, które postanowiła poprawić kolejny raz.

- Nie zaczynaj znowu, Bells. - zaśmiał się, wracając do pracy. - A wracając: miło było mi cię poznać Red i mam nadzieje, że za niedługo znowu porozmawiamy. - dodał, posyłając jej ostatni uśmiech.

- Wzajemnie. - odwzajemniła gest, po czym została brutalnie pociągnięta w głąb kolorowego, jakby zupełnego innego świata poprzez brunetkę, która zaczęła robić się zazdrosna o pracującego ze zwierzętami, kolorowowłosego chłopca.

~*~

Jest drugi, jest Michael, co sądzicie? :x

Będę wdzięczna za komentarze, są dla mnie ważne, naprawdę + dają ogromnie motywującego kopniaka do dalszej pracy, lmao

all the love, Red xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top