Zbiegowie i partnerzy.
Czwartek, 6 października 2011.
Budzik Eve dzwoni o piątej nad ranem. Wcale nie dlatego, że potrzebuje ona tyle czasu, by się wyszykować do pracy, ale zwyczajnie zdaje sobie sprawę z tego, że co najmniej trzydzieści minut będzie toczyć nierówną walkę o wstanie z łóżka.
– To tylko jesień – szepcze sama do siebie, a jej głos odbija się cichym echem w pustym mieszkaniu.
Obraca się do okna, dłuższą chwilę patrzy na krople deszczu uderzające o szyby i zaczyna fantazjować o mieszkaniu w jakimś zupełnie innym miejscu. Ciepłym, słonecznym... spokojnym. Gdzie nie będzie musiała sobie i wszystkim wokół udowadniać, że jest dobrym gliną i praca znów będzie sprawiać jej przyjemność.
Przed szóstą udaje jej się w końcu podnieść i z niechęcią człapie pod ciepły prysznic. Od wczoraj nie do końca może pozbyć się tego dziwnego uczucia zdenerwowania, które, jak ma wrażenie, czai się gdzie w jej kręgosłupie. Jest zła na siebie, że z taką łatwością polubiła Normana, mimo tego, że znają się zaledwie kilka dni. W końcu od ostatniego związku nie dopuszczała do siebie nikogo.
Eve po prostu wie, że kluczem do wszelkich sukcesów jest znajomość własnych słabości.
A ona wie, że największą z nich jest dla niej otworzenie się przed kimś.
Wpuszczenie kogoś do swojego łóżka zazwyczaj jest proste i przyjemne.
Wpuszczenie kogoś dalej, do swojego życia w jej wypadku wiąże się tylko z wizją niekończących się kłopotów.
Gdy kończy suszyć swoje proste włosy, słyszy dzwonek telefonu i odbiera niemal błyskawicznie.
– No proszę, proszę. Kto by się spodziewał, że już jesteś na nogach, Wozniak? – kpi z niej Blake, a ta kieruje środkowy palec w stronę telefonu i włącza go na głośnik. – Jedziemy właśnie po ciebie, więc się zbieraj.
– Znaleźli Marsa?
– Tak, nasi go pilnują. Chuj wie, co kombinuje, ale lepiej go mieć na oku.
– Dobrze, pogadamy za chwilę w samochodzie – odpowiada Eve i się rozłącza. Dla pewności spogląda jeszcze raz w lustro i wyciera ślad tuszu do rzęs, który już zdążył się rozmazać.
Ostatecznie uznaje, że lepiej już nie będzie. Wkłada na siebie kurtkę, sprawdza, czy aby na pewno ma wszystkie niezbędne rzeczy w plecaku i dopiero po tym opuszcza mieszkanie. Spogląda na zegarek, po czym wchodzi do restauracji po trzy kubki kawy na wynos i gdy tylko je odbierze, widzi już samochód Blake'a po przeciwnej stronie ulicy.
Eve pakuje się na tylne siedzenie Forda i podaje kubki mężczyznom przed sobą, jeszcze zanim w ogóle zdąży się z nimi przywitać.
– Kto by pomyślał, że ty miewasz ludzkie odruchy, Wozniak– mruczy pod nosem Blake, odstawiając kubek do uchwytu.
– Prawidłową reakcją powinno być: dziękuję ci, Wozniak, nie wiem, jak bym bez ciebie przeżył – odpowiada od razu szatynka i zapina pas. – Nawet pamiętałam o tym, by wsypać ci do niej wiaderko cukru.
– Dlatego właśnie z tobą pracuję.
Detektyw przewraca tylko oczami, nie dając się wciągnąć w przepychankę słowną. Jej zdaniem jest na nią po prostu o wiele za wcześnie. Dlatego, woli zamiast tego w spokoju nacieszyć się kawą, zanim dojadą w okolicę Marble Street. Gdy zatrzymują się niedaleko samochodu Ethana Marsa, Blake każe pozostałym funkcjonariuszom czekać na jego polecenia.
– Po co w ogóle Mars miałby ryzykować i się tu pojawiać? – odzywa się Norman, spoglądając na odrapaną kamienicę przed nimi.
– A ja wiem... Ty jesteś profilującym, nie powinieneś czytać w myślach mordercy? – sarka Blake, nic sobie nie robiąc z westchnienia swojej partnerki.
– No właśnie. Zachowanie Ethana Marsa nie pasuje do profilu psychologicznego zabójcy...
– A ja wiem, że sąd wybierze twarde dowody, a nie twoje teorie.
– Na razie to nie mamy żadnych "twardych" dowodów, Blake. Wokół jednej figurki origami nie zbudujesz sprawy... – wtrąca się Eve i przerywa w pół zdania, gdy zauważa znajomy motocykl. – Co ona do kurwy nędzy tu robi?
– Kto? – pyta Jayden, przyglądając się kobiecej postaci, która zagląda przez szyby do samochodu Marsa.
– Madison Paige. Dziennikarka śledcza i mistrzyni wpierdalania mi się z butami w toczące się dochodzenia – odpowiada Eve, przygryzając usta ze złości. – Dwa lata temu śledziłam nielegalny handel bronią, dwa razy prawie spaliła mi śledztwo. Jednak zabójstwa to nie jej filiżanka herbaty...
– Więc co może ją tu sprowadzać? – Blake spogląda w lusterku na Wozniak, która wzrusza ramionami w odpowiedzi.
– Złe miejsce i zły czas? To taka okolica, że może znów bawić się w śledzenie jakiegoś dilera. Nie wydaje mi się, by miała powiązanie z naszą sprawą – odpowiada Eve, nie do końca wierząc we własne słowa. Za dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że wszechświat jest zbyt leniwy na zbiegi okoliczności. Jak ten, że dziennikarka wchodzi do budynku, w którym ukrywa się Ethan.
– Lepiej, że zniknęła z ulicy. Może się zrobić nieprzyjemnie, gdy Mars wyjdzie – mówi Blake i opiera się o kierownicę, wzdychając ciężko. – Co on tam, kurwa, kombinuje?
– Może się ukrywa...
– Dobra, nie ma co czekać. – Carter wydaje polecenie przez radio do pozostałych funkcjonariuszy. – Wozniak idziesz ze mną, Jayden zostań w samochodzie.
– Mowy nie ma, idę z wami – odpowiada Norman, a Blake nie ma chyba najmniejszego zamiaru się z nim kłócić, bo wysiada z samochodu.
Eve rozpina kurtkę, by mieć pewność, że w każdej chwili będzie w stanie bez problemu sięgnąć po broń i rusza za Blakiem w stronę budynku. Dalej nie jest w najmniejszym stopniu przekonana o zasadności ścigania Marsa, ale ma nadzieje, że w najgorszym wypadku wyjaśnią wszystko na posterunku. Wpadają do pustego, obskurnego korytarza, w którym nie ma nawet śladu podejrzanego. Carter komentuje to soczystym przeklnięciem, zanim nie usłyszą, zgłoszenia, że Mars z kobietą uciekają boczną uliczką.
– W co ty się znów wjebałaś, Paige – szepcze do siebie Eve, gdy wybiegają na deszcz. Detektyw widzi oddalające się postaci za bramą i daje znać reszcie, by się rozdzielili.
Norman biegnie za Eve, która chyba rozumie doskonale, tak, jak on, że najlepszym rozwiązaniem będzie to, w którym to oni złapią Marsa, a nie Blake. Porucznik jest zdeterminowany do tego stopnia, że pewnie będzie gotowy otworzyć ogień, nie patrząc na okoliczności. Wozniak na szczęście biega cholernie szybko i gdy wypadają na równoległą ulicę, to ona pierwsza rusza w stronę metra, gdzie dogania ich Blake.
– Za dużo ludzi! – krzyczy Wozniak, patrząc na tłum na stacji. – Zgubimy ich, jeśli będziemy tak stać.
– Tam są. – Carter wskazuje na bramki i jego partnerka znów rzuca się biegiem w ich stronę.
W tej chwili nie ma już dla niej najmniejszego znaczenia, czy Mars jest winny, czy nie. Taka ucieczka pozostawia daje do myślenia i powoduje nawarstwianie się kolejnych podejrzeń. A już na pewno nie pomoże w tym, by Blake zakwestionował choć raz to, czy Mars jest mordercą.
Nie ma więc czasu do stracenia. Nie mogą pozwolić Marsowi uciec.
Na peronie Eve zauważa, jak Maddison i Ethan przebiegają przez tory i jest gotowa skoczyć za nimi, ale Norman łapie ją za rękę.
– Pociąg! – krzyczy i wtedy dopiero Wozniak zauważą metro odgradzające ich od zbiegów. – Za nic byś nie zdążyła na drugą stronę.
– Kurwa mać! – przeklina i odkłada broń do kabury pod kurtką. – Mało brakowało.
– Spoko, wiemy, kto mu pomaga i jak go znaleźć – mówi Blake, gdy w końcu ich dogania. – Następnym razem dostaniesz swój złoty medal za bieg przez płotki, Wozniak – dodaje i klepie ją po ramieniu. Eve uśmiecha się do niego lekko i rusza w stronę wyjścia ze stacji.
Wracają do samochodu w milczeniu. Każde z nich jest wściekłe z zupełnie innego powodu i nie ma ochoty o tym mówić. Blake szuka kluczyków do auta w kieszeni, gdy zauważa, jak Wozniak kopie w oponę z całej siły.
– Kurwa mać – mruczy pod nosem Carter i obraca się w stronę federalnego. – Jayden, daj nam chwilę. – Norman przytakuje i odsuwa się kilka kroków, gdy Blake zbliża się od Eve. – Weź, nie odpierdalaj cyrków, jakby to było twoje pierwsze rodeo.
– Nic nie odpierdalam, po prostu sądziłam, że Mars nam coś powie. A tak, przez ten jebany deszcz, czas ucieka nam jeszcze szybciej.
– Weź sobie na wstrzymanie. Jedź do domu, ogarnij się – mówi Blake, a ona spogląda na niego pytająco. – Na razie i tak nie wiemy, gdzie wcięło Marsa, jak się pojawi na radarze, to cię zgarnę.
– Dobra. Tak... Masz rację – odpowiada detektyw i spogląda na swojego partnera, przytakując mu lekko. – Kto by pomyślał, że jak ci kupię rano kawę, to masz ludzkie odruchy.
– Nie przeciągaj struny, Wozniak.
W pierwszej kolejności podrzucają Normana do jego hotelu, a później Blake odwozi Eve do domu. Wozniak żegna się ze swoim partnerem, obiecując mu, że będzie pod telefonem i wysiada pod restauracją, gdzie od razu dostrzega swój samochód. Detektyw z wdzięcznością przyjmuje to, że jej brat potraktował auto priorytetowo i tak szybko je naprawił. Przed wejściem do mieszkania, wyjmuje jeszcze tylko kluczyki ze skrzynki na listy.
Chwilę rozgląda się po zabałaganionym wnętrzu i ostatecznie po długim westchnieniu zabiera się za porządki. Nie trwają one jednak zbyt długo, gdyż dostrzega krawat, który Norman musiał zostawić u niej poprzedniego wieczora.
Eve poważnie rozważa słowa Blake'a i tego, czy nie wykorzystać chociaż tej jednej chwili spokoju. Jednak za długo już pracuje nad tą sprawą i wie, że nawet jeśli spróbuje się przespać, skończy się to tylko tym, że nieustannie będzie o niej myśleć. Owija nerwowo krawat Normana wokół dłoni, zanim podejemie decyzję, by wyjść z mieszkania i porozmawiać z jedyną osobą, która może mieć takie samo spojrzenie, jak ona, na to wszystko, co się dzieje wokół.
Wsiada w samochód, uśmiechając się lekko, bo w ciągu ostatnich kilku dni naprawdę zdążyła stęsknić się za swoim starym, kłopotliwym Mustangiem. Jedzie do centrum i zatrzymuje się pod budynkiem hotelu Westfield Resort. W recepcji bez problemu podają jej numer pokoju, gdy tylko pokazuje odznakę i wsiada do windy. Przygląda się swojemu odbiciu w lustrze i przeklinając samą siebie, zaczyna poprawiać włosy, mając wrażenie, że zachowuje się jak idiotka.
Puka do pokoju Normana, opierając się o framugę, ale odpowiada jej cisza. Przez chwilę Eve analizuje, czy mogli się minąć, ale recepcjonista wspomniał, że Jayden jest u siebie. Więc detektyw puka kolejny raz, a tym razem za środka odpowiada jej jakiś głuchy dźwięk. Pociąga za klamkę, licząc na to, że agent nie zamknąć drzwi i przyjmuje z ulgą, gdy się otwierają.
– Norman? Jesteś tu? – pyta, wkładając dłoń pod kurtkę i na wszelki wypadek wyjmuje broń. Wchodzi do środka wąskim korytarzem i wtedy zauważa Jaydena. Jest blady jak ściana. Dokładnie tak samo, jak wtedy gdy znalazła go w jego gabinecie na posterunku, a z jego nosa cieknie strużka krwi. Eve odkłada broń na szafkę i podchodzi do niego zdecydowanym krokiem, ale ma wrażenie, że ten w ogóle nie zdaje sobie sprawy z jej obecności. – Co się dzieje, do cholery?
– Eve, co ty tu robisz? Ja... muszę – odpycha ją lekko w stronę łóżka i chwiejnym krokiem zatacza się w stronę szafki nocnej. Detektyw zauważa na niej fiolkę z niebieskim płynem i rzuca się w jej stronę, przeskakując z gracją przez łóżko.
– Co to, to, kurwa, nie – mówi zdecydowanie, chowając narkotyk w dłoni i znów przetaczając się przez materac w stronę biurka. Wyrzuca fiolkę przez uchylone okno i obraca się w stronę Normana. Widzi jego drżące dłonie, jego problemy, by ustać i chwilowe utraty kontaktu z rzeczywistością. Podchodzi do niego i bierze go pod ramię, po czym prowadzi do łazienki i wpycha pod prysznic. – Wybacz, ale to jedyna opcja, mój drogi.
Włącza zimną wodę i opiera się o umywalkę, patrząc, jak Norman powoli zsuwa się po ścianie i siada na podłodze. Jest jej go niemal żal, gdy obejmuje ramionami kolana i opiera na nich czoło, nie robiąc sobie nic z zimnej wody, którą nasiąka jego garnitur. Eve niestety aż za dobrze zna ten stan, do którego doprowadził się Jayden, ze swoich najgorszych wspomnień i ma teraz ochotę uderzyć go w twarz z całej siły, mając wielką nadzieję, że to go skutecznie otrzeźwi. Jest wściekła, jest smutna i przede wszystkim jest cholernie, ale to cholernie rozczarowana.
Norman wsuwa dłonie w swoje mokre włosy, czując, jak drżenie rąk powoli ustępuje. Nadal jednak za nic nie chce otworzyć oczu, bojąc się, że znów zobaczy wirtualny las, zamiast hotelowej łazienki i Eve.
W końcu ona nie mogła być tylko przywidzeniem, ktoś pomógł mu wylądować pod tym prysznicem i to musiała być ona.
I dopiero teraz Norman czuje się naprawdę paskudnie, uświadamiając sobie, że detektyw Wozniak właśnie w tej chwili najpewniej straciła do niego całą posiadaną wcześniej sympatię. Nie dość, że nie mogą poradzić sobie z tym śledztwem, to jeszcze jedyna osoba, która jest gotowa mu w nim szczerze pomóc, właśnie zobaczyła go z jego najgorszej strony.
Teraz nie był już błyskotliwym agentem FBI, teraz był tylko żałosnym ćpunem, który nie jest w stanie się kontrolować.
Słyszy odgłos kroków opuszczających łazienkę i ma pewność, że detektyw po prostu wyszła.
I został sam.
Jak za każdym poprzednim razem.
Woda nagle przestaje płynąć, a gdy podnosi głowę i otwiera oczy, zauważa, że Eve klęczy naprzeciwko niego. Szatynka ma chłodne spojrzenie i widać po niej, że próbuje ze wszystkich sił trzymać nerwy na wodzy. Kobieta bierze jego brodę w dwa palce i odchyla mu głowę do tyłu, po czym zaczyna ścierać krew z jego twarzy.
– Więc to ćpanie, czy to przez te okulary? – pyta zimnym głosem Eve. Norman jej nie odpowiada, więc kobieta bierze głęboki oddech i wyrzuca zakrwawioną chusteczkę do toalety. – Krwawienie ustało – dodaje i spogląda na niego, ale mężczyzna dalej unika jej wzroku. – Powiedz cokolwiek, żebym wiedziała, że tu jesteś.
– Ty tu wciąż jesteś – mówi Jayden i zbiera się na odwagę, by spojrzeć na detektyw, która kiwa lekko głową.
– Dopiero przyszłam. I całe szczęście, że przyszłam... – Sięga do jego krawata i zaczyna go rozwiązywać, choć mokry materiał wcale jej w tym nie pomaga. Po krawacie pomaga zdjąć mu marynarkę i sięga do mankietów przy jego koszuli, ale Norman zauważa, że teraz to jej drżą dłonie. – Cholera jasna! Podejrzewałam to, odkąd znalazłam cię w gabinecie, ale chyba nie chciałam w to wierzyć. Widzisz, mam całkiem spore doświadczenie z ćpunami Jayden i nie sądziłam, że trafi mi się kolejny.
– To... – zaczyna mówić, ale ona przygryza usta ze zdenerwowania.
– To, co? Pomaga ci szybciej analizować? Czy może wręcz przeciwnie, pomaga ci nie myśleć o sprawie i zasnąć w nocy? A może coś innego? Może wcale nie jesteś uzależniony i masz wszystko pod kontrolą? – Jej głos robi się coraz bardziej gniewny, a to, że nie może poradzić sobie z drobnymi guzikami w jego koszuli, tylko coraz bardziej ją frustruje. Dlatego odpycha jego rękę i odsuwa się zdecydowanie, po czym siada naprzeciwko niego na podłodze, opierając się o ścianę. – Uwierz mi, słyszałam już każde kłamstwo, Norman.
– Nie wiem, Eve – odpowiada jej po dłuższej chwili, a ona posyła mu chłodne spojrzenie. – Nie wiem, już w tej chwili co było pierwsze. ARI, czy Tripto.
– To niczego nie tłumaczy – mówi Wozniak i wstaje, po czym podchodzi do niego. – Dasz radę wstać?
– Tak, to zazwyczaj mija tak szybko, jak się pojawia. – Kobieta przytakuje mu lekko i podaje mu rękę, by mu pomóc, a on dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego, że Eve ma na sobie jedynie bieliznę i duży podkoszulek. – To mój t-shirt?
– Tak. Nie chciałam zamoczyć i zakrwawić swoich ubrań – odpowiada szatynka, uśmiechając się nerwowo. – Musiałam działać szybko, a to było pierwsze, co znalazłam w szafie. Nie wiedziałam, ile to potrwa, oraz czy krwawienie ustąpi tak łatwo. Widziałam wiele nieprzyjemnych objawów, jakie ma osoba na detoksie...
– Gdzie?
– To nie jest historia na tę chwilę, Norman – mówi chłodno i obraca się w stronę szafy, gdy Norman siada na brzegu łóżka. Szuka dla niego suchej koszuli, z wdzięcznością przyjmując, że federalny ułożył ubrania na wieszakach z należytą starannością. – Przyjechałam, bo zostawiłeś u mnie krawat, ale też myślałam, że powinniśmy jeszcze raz sprawdzić monitoring z tego dnia, jak zaginął Shaun Mars. Może znajdziemy samochód pasujący do śladów opon, które były przy autostradzie i...
– Już to zrobiłem – odpowiada Norman, ciskając mokrą koszulę na podłogę w łazience. Eve rzuca mu suche ubrania na łóżko i podchodzi do fotela przy oknie, na którym leżą jej jeansy i koszula. – Auto było kradzione, ale mam trop. Mówi ci coś nazwisko Jackson Neville?
– Nie, nie znam wszystkich paserów kradzionych aut w tym mieście – odpowiada szatynka trochę głośniej, bo Norman zamyka się w łazience i też się ubiera. – Mogę zadzwonić na posterunek i go sprawdzić...
– Mówiłem, że mam trop. Złomowisko pod miastem, powinniśmy go tam znaleźć...
– My? – pyta Eve, krzyżując dłonie na piersiach, gdy Norman staje w drzwiach i na nią spogląda. – Miałeś zamiar mi powiedzieć o tym tropie, czy zachować to dla siebie, tak samo, jak inne rzeczy? – Kobieta sięga po okulary ARI leżące na biurku i zaczyna obracać je w dłoniach.
– Zostaw je, Eve. – Detektyw przechyla głowę na bok, posyłając mu prowokacyjne spojrzenie, ale ostatecznie rzuca okulary na łóżko między nimi. – Dziękuję. Nie powiedziałem ci o tym, bo nie uważałem, że będzie to miało wpływ na nasze dochodzenie i współpracę. Przykro mi, że byłaś świadkiem tego...
– Już pierwszego dnia trząsłeś się w swoim gabinecie i myślałeś, że to się nie powtórzy? – pyta, patrząc na niego nieprzerwanie. Jednak w jej oczach Norman wcale nie widzi złości, czy rozczarowania, a współczucie. – Masz poważny problem. I powinieneś mi o tym wspomnieć już tego pierwszego dnia, żebym mogła w razie czego ratować ci tyłek. I na przykład nie puścić cię samego na złomowisko do jakiegoś podejrzanego typa po odsiadce.
– Może właśnie dlatego ci o tym nie powiedziałem, bo nie chciałem, żebyś się nade mną użalała. Nadal jestem od ciebie wyższy stopniem – odpowiada gniewnie agent i sięga po krawat, który Eve zostawiła na stoliku. – Nie potrzebuje niani, Wozniak.
– Nie. Potrzebujesz partnera, Jayden – mówi Eve, a on spogląda na nią zaskoczony. Kobieta podnosi się z krzesła i rusza w jego stronę. – Zbieramy się? Shaun Mars i jego ojciec nie mają całego czasu na świecie.
Jayden przytakuje jej, a detektyw podchodzi bliżej niego i poprawia wiązanie jego krawata. Przez chwilę stoją naprawdę blisko siebie, a Eve nie opuszcza dłoni, tylko opiera mu ją na piersi i podnosi spojrzenie. Norman za nic nie potrafi nic wyczytać z jej oczu; jedyne, na czym może się skupić to wszystkie odcienie zieleni jej tęczówek.
– Jeśli mamy rozwiązać tę sprawę, to zrobimy to razem – mówi szatynka, a on przytakuje jej lekko.
– Oczywiście – odpowiada i niepewnie kładzie dłoń na jej biodrze. – Dziękuję.
– Nie ma sprawy, to już kolejna rzecz, za którą będziesz musiał mi się odwdzięczyć. – Eve odsuwa się od niego i wkłada kurtkę.
– Czy dziś rano nie powstrzymałem cię przed wskoczeniem pod pociąg? – pyta Norman, zamykając za sobą pokój, a ona parska śmiechem.
– Szczegóły – stwierdza kpiąco detektyw i uśmiecha się lekko, gdy stają obok siebie w windzie.
Późno, ale jest!
W ogóle uwielbiam, że Ethan i Madison mają konkretne, quanticowe shower scene. Norman też ma. W garniaku.
Właściwie od tego rozdziału w hotelu zaczęła się w mojej głowie kształtować bohaterka i historia. A później rosnąć i rosnąć... ;)
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top