Tropy, wskazówki i podejrzani.
Czwartek, 6 października 2011.
Eve naprawdę żałuje, że nie mogła sprawdzić w aktach właściciela złomowiska, na które właśnie jadą. Zawsze lubiła czuć się przygotowana do każdej akcji i mieć, chociaż cień pojęcia o tym, co może ich czekać. Teraz musiała zaufać Normanowi i jego osądowi sytuacji. A po wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu minut przychodzi jej to z trudem.
Deszcz zacina w szyby samochodu, uniemożliwiając im szybką jazdę, dlatego dotarcie na miejsce zajmuje im dużo więcej czasu, niż powinno. Wozniak przez część drogi próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o pracy Normana, czy o tym, kiedy zaczęły się jego problemy. Nie wnikając nawet w to, czy są one spowodowane narkotykami, czy okularami. Jednak agent okazał się w tych tematach niezbyt rozmowny, więc szybko wrócili do komentowania korków i objętej przez nich trasy.
Oboje czują się też dziwnie skrępowani po tym, co zaszło w hotelowym pokoju. Norman wciąż nie może pogodzić się z tym, w jakim stanie zastała go Eve i cały czas kreuje w głowie kolejne hipotetyczne plany tego, jak dalej potoczy się ich współpraca. A raczej ich znajomość. Bo ma wrażenie, że pojawiła się między nimi nić czegoś, co zdecydowanie wykracza poza służbową relację.
I gdy spogląda na Eve, jest niemal przekonany, że ona poczuła dokładnie to samo.
- Ja jebie, jakie zadupie - mruczy pod nosem szatynka, a Jayden uśmiecha się kpiąco. - No co? Nie mam racji?
- Zawsze tyle przeklinasz?
- Pracuje z Blakiem. To naprawdę cud święty, że nie piję - odpowiada Eve, gdy przejeżdżają przez bramę złomowiska.
Opuszczają samochód, a oxfordy, które ma na sobie Wozniak zapadają się w rozmokniętym podłożu. Kobieta przeklina cicho i rusza w stronę wielkiego garażu, który wydaje się pusty, ale ogłuszający dźwięk maszyn oznacza, że ktoś niezaprzeczalnie tu pracuje.
- Dlaczego oni nie mogą pić herbatki w środku, jak się pojawiamy, tylko zawsze trzeba się z nimi szarpać na deszczu - narzeka Eve, gdy ruszają w stronę buldożera.
- Jak dobrze pójdzie, to nie będziemy się z nikim szarpać, zadamy mu tylko kilka pytań i obiecamy, że go nie aresztujemy, jak będzie współpracował - odpowiada federalny, a szatynka mierzy go kpiącym spojrzeniem, gdy zauważa posturę podejrzanego, operującego głośnym sprzętem. - Możesz to zatrzymać? - krzyczy do niego Norman, a czarnoskóry mężczyzna spełnia prośbę i zeskakuje z maszyny. - Norman Jayden FBI, detektyw Eve Wozniak PPD. Możemy porozmawiać?
- Przecież właśnie rozmawiamy - odpowiada kpiąco Jackson Neville.
- A może by tak w środku? - sugeruje Eve i ruszają do garażu. Detektyw ma naprawdę złe przeczucia, jeśli chodzi o nadchodzący przebieg rozmowy i to, że Jayden nadal jest cholernie blady. Domyśla się, że odstawienie narkotyków musi mu dawać się poważnie we znaki, nawet jeśli nie daje tego po sobie poznać.
- Szukamy właściciela niebieskiego Chevroleta Malibu z osiemdziesiątego trzeciego. Nie obchodzi nas, jak tu trafił i czy został ukradziony, czy nie. Chcemy tylko wiedzieć, komu go sprzedałeś - mówi Norman stanowczym głosem.
- Nic mi się nie kojarzy - odpowiada kpiąco Jackson. - Kiepsko u mnie z pamięcią do nazwisk.
- Cóż, może pomoże ci przypomnieć sobie nazwisko fakt, że czeka cię solidna odsiadka, jeśli sprzedałeś to auto człowiekowi, którego szukamy - kontynuuje Norman.
- Chcesz mnie przestraszyć takimi tekstami? - Śmieje się Jack, zbliżając się w stonę Jaydena, który pozostaje niewzruszony, a Eve też robi krok w ich stronę. - Nie widziałem tego gruchota, więc oboje stąd spierdalajcie.
Detektyw unosi dwa środkowe palce, gdy tylko podejrzany obróci się do nich plecami i wróci do swojej pracy. Norman uśmiecha się na ten widok i kręci głową, a Eve posyła mu pytające spojrzenie.
- No to co, rozejrzymy się tu jeszcze? Może znajdę coś w biurze? - sugeruje Wozniak.
Nie czekając na odpowiedź federalnego, wchodzi do niewielkiego pomieszczenia. Zaczyna przeglądać dokumenty, w poszukiwaniu jakiejś wzmianki na temat poszukiwanego Chevroleta, nawet jeśli zdaje sobie sprawę z tego, że Jack raczej nie jest na tyle głupi, by umieszczać w papierach informacje o kradzionych autach. Przerywa jej trzaśnięcie drzwiami i od razu docierają do niej odgłosy szarpaniny, szybko rozgląda się po biurze i zauważa niewielkie okno. Przez chwilę próbuje się z nim szarpać, ale w końcu sięga po lampę i rozbija szybę. Przeskakuje przez framugę i wyciąga broń, dokładnie w momencie, w którym Norman spada z samochodu po przeciwnej stronie garażu. Eve zauważa pistolet leżący na ziemi i błyskawicznie kopie go w stronę agenta, a napastnik rzuca się na nią. Detektyw robi unik w ostatniej chwili i Jack z rozpędu wpada w beczki z benzyną, ustawione pod ścianą.
Jayden staje obok niej i celują w Jacksona.
- Naprawdę kurwa tego nie przemyślałeś, Jacky. Sądziłeś, że nie użyję jebanego okna? - odzywa się Eve kpiącym tonem. - Dość tego pierdolenia, mów, co wiesz o kolesiu, który kupił to auto!
- Chuj ci w dupę, laleczko.
- Masz ostatnią szansę! Mów, co wiesz! - mówi Norman, robiąc krok w jego stronę.
- Ostatnią szansę albo co? Skujecie mnie? Proszę bardzo. - Jackson unosi ręce do góry i uśmiecha się do nich lekceważąco.
- Jebać to - mruczy pod nosem Wozniak i strzela w beczkę tuż obok głowy podejrzanego.
- Cholera! Całkiem cię popierdoliło, suko?!
- Och, Jack! To nie ma nic do rzeczy, to przecież samoobrona - odpowiada Eve.
- Właśnie - mówi Norman, uśmiechając się krótko. - Pierwsza strona podręcznika policyjnego: „zabij, bo ciebie zabiją". Przecież oboje zeznamy, że tylko się broniliśmy.
- Dobra, dobra. Zaczynam coś sobie przypominać! Dajcie mi coś powiedzieć... Nie znam tego gościa, chciał, żebym pozbył się jednego wozu i dał mu nowy na lipnych blachach. Płacił gotówką, więc nie zadawałem pytań. Nie jestem ciekawski. - Jackson podnosi się i patrzy to na Eve, to na Normana. - Powiedział, że mam dać znać jakiemuś Paco z tego klubu Błękitna Laguna. To wszystko, co wiem...
- Cudownie. Dokończymy tę uroczą pogawędkę na posterunku - odpowiada Norman. - Jesteś aresztowany. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko... - Eve zauważa, że głos Jaydena się łamie, a jego dłonie zaczynają drżeć i przeklina cicho.
- Wygląda na to, laleczko, że twój kolega ma jakiś problem - sarka Jack i rusza na detektyw, która odsuwa się do tyłu i strzela w ziemię tuż pod stopami napastnika.
- Rusz się jeszcze krok, a następną wpakuje ci w kolano, laleczko. Obróć się! - krzyczy Eve. Jackson posłusznie spełnia jej polecenie, a ona sięga do paska po kajdanki i mu je zakłada. - Norman? - Spogląda na Jaydena, który pochyla się lekko i oddycha głęboko.
- Jest w porządku. Trzymam się - mówi agent, a ona daje mu znać, że jego nos znów krwawi, po czym sprzedaje zatrzymanemu solidnego kopniaka w łydkę.
- Rusz się, nie mamy całego dnia, laleczko.
Pakują go do samochodu, a Wozniak zabiera kluczyki Normanowi i ruszają w drogę powrotną na posterunek. Za każdym razem, gdy Jackson postanawia się odezwać, detektyw grozi mu zwiększeniem odsiadki, za stawianie oporu przy zatrzymaniu, co na szczęście na chwilę przynosi oczekiwany rezultat i w samochodzie znów zapada cisza. Kobieta cały czas obserwuje też Normana, który siedzi z lekko odchyloną do tyłu głową i zamkniętymi oczami.
Gdy zatrzymują się na posterunku, Eve kładzie mu na chwilę dłoń na kolanie, a on od razu na nią spogląda. Detektyw widzi, że te kilkadziesiąt minut w spokoju faktycznie mu pomogło, bo gdy wysiadają, to on wyciąga zatrzymanego z auta.
Wchodzą na posterunek, gdzie Wozniak szybko zdaje krótką relację z zatrzymania podejrzanego. Rozgląda się za Blakiem, ale nie jest w stanie nigdzie zauważyć jego fioletowej koszuli. A przy jednym z biurek siedzi zupełnie ktoś inny, ktoś, kogo Eve nie widziała od bardzo dawna.
- Zajmiesz się tym skurwielem? Załatwię coś i zaraz do ciebie dołączę. - pyta Eve, wskazując brodą na Jacksona. Norman przytakuje jej, a ona uśmiecha się lekko i rusza w stronę miejsca pracy oficer Rhodes. - Wprowadzisz mnie na szybko, Lavinia?
Policjantka podnosi spojrzenie na detektyw, która opiera się o jej biurko, a na twarzy mężczyzny, który składa zeznania, pojawia się lekki uśmiech. Eve również uśmiecha się do dawnego porucznika, który macha lekko ręką.
- Zwykłe nieporozumienie, Eve. Złe miejsce i zły czas.
- Dostaliśmy zgłoszenie morderstwa, a na miejscu znaleźliśmy odciski palców - zaczyna tłumaczyć Rhodes, ale detektyw kładzie jej dłoń na ramieniu.
- Przyjrzymy się temu. Myślę, że pan Shelby może już iść, przecież i tak nie ma w planach opuszczać miasta, prawda?
- Skąd pani detektyw - odpowiada bez namysłu Shelby, a Eve daje mu znać, że jest wolny i rusza z nim do wyjścia.
- Zajmę się tym, poruczniku. Rhodes to dobra policjantka, na pewno wyjaśni tę sprawę szybko.
- Dziękuję, Eve, z ciebie też dobra policjantka.
- Uczyłam się od najlepszych - odpowiada bez namysłu Wozniak. - Słyszałam, że też bada pan sprawę Zabójcy z Origami. Ma pan coś, czym może się podzielić?
- Na razie tylko domysły - odpowiada Shelby i daje znać brunetce, która na niego czeka.
- Jakby pan coś miał, to proszę dać mi znać.
- Jasne, dziękuję jeszcze raz, Eve.
Detektyw obserwuje, jak Scott Shelby wychodzi z posterunku w towarzystwie brunetki, która zdaje jej się być znajoma. Dopiero po dłuższej chwili Eve uświadamia sobie, że musiała to być Laura Winters, matka jednego z zamordowanych chłopców i zaczyna mieć podejrzenia, że Shelby wcale nie miał zamiaru podzielić się z nią swoimi tropami.
Wozniak idzie do swojego biurka, by poszukać informacji o właścicielu klubu Błękitna Laguna, o którym wspomniał zatrzymany przez nich na wysypisku Jackson.
- Gdzie byłaś? - pyta Jayden, opierając się o jej biurko. Eve spogląda na zegar w dole ekranu i przeklina cicho, przypominając sobie, że przecież miała dołączyć do przesłuchania.
- Policja zgarnęła porucznika, z którym tu pracowałam - odpowiada szatynka i opiera się wygodniej na krześle. - Jak zaczynałam w policji, to miałam udział w kilku jego śledztwach. To on podpisał moje papiery, gdy starałam się o awans, odszedł kilka ładnych lat temu. On i Blake... za sobą nie przepadają, więc chciałam to załatwić zanim Carter wróci. A później zaczęłam szukać informacji o tym gościu z Błękitnej Laguny. Ten cały Paco Mendez ma tyle na sumieniu, że czyta się to jak dobrą książkę.
- Blake nie wróci za szybko, dalej ściga Marsa. Podobno ktoś go widział w Grays Ferry.
- Zadzwoni do mnie, jak go złapie - odpowiada Eve i wzrusza ramionami. - Jak tam nasz drogi Jacky, powiedział coś nowego?
- Nie, nic nie mówi.
- Więc zostaje nam ten Paco i Błękitna Laguna. - Szatynka podnosi wzrok na Normana i uśmiecha się do niego kpiąco. - To co, Norman, dasz mi się zaprosić do klubu dziś wieczorem?
- Detektyw Wozniak, to wysoce nieprofesjonalna propozycja. - Jayden odpowiada jej takim samym uśmiechem, a Eve nachyla się w jego stronę.
- To dobrze, że nikomu nie powiemy.
- I z takim nastawieniem do nagminnego łamania regulaminu masz zamiar robić karierę w policji?
- Tak. I wiesz co? - pyta, dając mu znać, żeby się do niej nachylił, a kiedy to robi, detektyw uśmiecha się jeszcze szerzej. - Tobie to wcale nie przeszkadza.
- Absolutnie. Nawet mi się trochę podoba.
- No ja mam nadzieję, bo inaczej musiałabym cię szantażować - mówi Eve, odsuwając się odrobinę i spoglądając mu prosto w oczy. - Więc? Co sądzisz o moim niezwykle niestosownym zaproszeniu?
- Cóż... - Norman prostuje się i krzyżuje dłonie, patrząc na nią z góry. - Musimy poważnie to przemyśleć, ale w końcu de facto będziemy podążać za tropem.
- Dokładnie i to nie będzie żadne przyjemne spotkanie, bo nie znoszę takich miejsc.
- Ja też. Więc myślę, że... - Jayden nie kończy swojej wypowiedzi, bo kątem oka zauważa Blake'a wchodzącego na posterunek. Eve spogląda w tę samą stronę co agent i przeklina cicho pod nosem. - Zgarnę cię koło jedenastej.
Eve przytakuje mu lekko i wraca wzrokiem do ekranu komputera, a Carter podchodzi do niej. Detektyw nie musi nawet na niego spoglądać, by wiedzieć, że porucznik jest wkurwiony, dlatego udaje niezwykle zajętą. Licząc, że Blake jej odpuści i zajmie się swoją robotą.
- Więc daje ci wolne popołudnie, a ty pojawiasz się w połowie dnia z podejrzanym? Co do chuja, Wozniak? - pyta zdenerwowanym głosem Carter, opierając się o swoje biurko, a jego partnerka spogląda na niego krótko.
- Jayden zadzwonił do mnie z prośbą o pomoc w sprawdzeniu jednego tropu, więc to zrobiłam. A jak przyjechałam na posterunek, to spotkałam Scotta Shelby i teraz sprawdzam sprawę, którą prowadzi Rhodes w jego sprawie...
- Zamknij się i zastanów się lepiej, po czyjej stronie jesteś.
- Tu nie ma stron, Carter, wszystkim nam zależy tylko na znalezieniu Shauna Marsa żywego. Więc może to ty powinieneś przestać tracić czas na teorie spiskowe i skupić się na swojej pracy? - pyta wściekła i puszcza dokument do drukowania.
- Słodkie gadki z tym palantem to też część twojej pracy?
- Czy ty jesteś, kurwa, zazdrosny, czy coś? Lepiej uważaj, bo mam wciąż zapisany numer twojej żony - sarka Eve, posyłając mu zdegustowane spojrzenie i sięga po wydrukowany papier. - Tak samo, jak adres Madison Paige i dane kontaktowe do jej współpracowników. Kto wie, jeśli dziewczyna pomaga Ethanowi Marsowi się ukrywać, może to będzie to dobry trop. A jeśli chodzi o jej bliskich to: Sam Hugues. Jej szef i najlepszy przyjaciel, od niego bym zaczęła polowanie na pannę Paige.
- Więc w końcu chcesz złapać Marsa, czy nie?
- A ty wciąż o tym wybieraniu stron... Nie jesteśmy na wojnie Blake. Nie walcz z wiatrakami - mówi, zbierając się do wyjścia. - A tymczasem wracam do mojego popołudnia. Jestem pod telefonem.
Eve jest w szoku, że Blake nie chce kłócić się z nią dalej i opuszcza posterunek w pośpiechu, jakby obawiając się, że porucznik jeszcze zmieni zdanie. Wolała mimo wszystko uniknąć awantury, wystarczy, że na pewno część osób widziała jej rozmowę z Normanem, która z boku na pewno wyglądała na flirt. A detektyw wie, że ostatnie czego teraz potrzebują przy tej sprawie to cały posterunek plotkujący o jej ewentualnej zażyłości z agentem federalnym.
W końcu przecież nie ma o czym mówić. Nie ma na to ani czasu, ani miejsca, gdy jednocześnie toczy się śmiertelną grę z padającym deszczem i uciekającym im przez palce czasem.
Dzień dobry!
Milej niedzieli, następny rozdział będzie dłuższy 😏
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top