Stary magazyn.

Piątek, 7 października 2011

W strugach deszczu spadających na przednią szybę jej auta nie widać za wiele, dlatego Eve czuje wściekłość, że musi jechać o wiele wolniej, niż by sobie tego życzyła. Krąży między portowymi magazynami, nie do końca pamiętając, który dokładnie posiada Shelby. A przecież mignęła jej gdzieś w policyjnych dokumentach ta informacja. W końcu zauważa samochód Ethana Marsa i od razu wysiada z auta.

Z bronią w dłoni wchodzi do pustego magazynu, wbrew temu, co ustaliła w rozmowie z Normanem. Miała na niego zaczekać, ale teraz wie, że nie ma to sensu. Nie może pozwolić na to, by zostawić Marsa samego z mordercą. Krople deszczu odbijają się echem o blaszany dach budynku, co zagłusza absolutnie wszystko, a przede wszystkim rozmowę, którą toczy Ethan z porywaczem swojego syna. Wozniak unosi broń wyżej i przyspiesza kroku.

Mars klęka na ziemi, przy zamkniętej kracie w podłodze a Shelby unosi pistolet i celuje w mężczyznę przed sobą.

– Poruczniku! – woła Eve, a Scott obraca się w jej stronę i parska śmiechem. – Proszę opuścić broń. To koniec.

– Nie mogłaś sobie odpuścić, co Wozniak? – pyta zrezygnowanym głosem Shelby. – Wiedziałem, że jesteś dobrym gliną, ale sądziłem, że opieszałość Blake'a wystarczy, byście definitywnie spierdolili to śledztwo.

– Jak widać, tym razem ci się nie udało. Opuść powoli broń i podnieś ręce do góry – mówi stanowczo, zbliżając się do niego systematycznymi krokami. – I tak wiemy, że nie strzelisz do mnie. Jakbyś miał mnie zabić, zrobiłbyś to wczoraj w nocy.

Eve zauważa Normana, który wchodzi bocznym wejściem do magazynu. A ten jeden drobny ruch, kompletnie ją zdradza. Jayden rzuca się na zabójcę, ale temu udaje się pociągnąć za spust. Wozniak czuje przeszywający ból tuż pod żebrami i upada na kolana.

Łapie płytkie oddechy, zanim podniesie głowę i zauważy, jak Shelby zaczyna uciekać. Norman rusza w jej stronę, ale ona tylko kręci głową.

– Goń go! On nie może uciec, ja dam sobie radę – mówi Eve, wstając z trudem i dociskając dłoń do rany. Jayden jeszcze ułamek sekundy zwleka, zanim ruszy za mordercą. Wozniak podchodzi do Ethana, walczącego z kratą studzienki, w której znajduje się jego syn. – Odsuń się.

Kieruje lufę pistoletu w kłódkę i udaje jej się przestrzelić ją za pierwszym razem. Ethan w końcu może odrzucić ciężką kratę, która opada z hukiem na podłogę i wyciąga swojego nieprzytomnego syna z wody.

Eve klęka obok nich i na chwilę odsuwa dłoń od boku. Materiał jej bluzy i kurtki zdążył już przesiąknąć krwią, którą widzi też na swojej dłoni. Wie, że adrenalina nie pozwala jej krzyczeć z bólu i zaczyna się modlić do Boga, by dzieciak był wciąż żywy i  by to wszystko miało jakiś sens.

To, że najpewniej wykrwawi się w tym starym magazynie, ale jeśli Shaun Mars przeżyje i uda im się złapać mordercę, to nie będzie takie złe zakończenie.

I gdy chłopiec łapie pierwszy płytki oddech, detektyw czuje nieopisaną wręcz ulgę. W milczeniu obserwując, jak Ethan żegna się z synem i za nic nie rozumie, co się dzieje.

– Kazał mi wypić truciznę – tłumaczy mężczyzna, spoglądając na policjantkę. – Miała mnie zabić w dokładnie godzinę.

– Nie wydaje mi się, by trucizny były tak dokładnie, panie Mars – odpowiada Eve, siląc się na sarkazm. Obraca się w stronę wejścia, gdy słyszy odgłos kroków i rozpoznaje dziennikarkę biegnącą w ich stronę. Ethan podnosi się i rusza w jej stronę.

– Madison, co się dzieje?

– Policja otoczyła cały budynek, to kolejna obława – wyjaśnia Page, a Eve przeklina pod nosem.

– To Blake, jeśli teraz wyjdziesz panie Mars, to porucznik wyda rozkaz, by zabić cię na miejscu – mówi detektyw i podnosi wzrok na Madison. – Eve Wozniak, próbowałam się z panią skontaktować od rana.

– Jesteś gliną, wyjdź i powiedz im... – zaczyna mówić dziennikarka, ale Wozniak unosi dłoń, by jej przerwać.

– Jak zobaczą ranną policjantkę, to otworzą ogień. Jedyna opcja, by tego uniknąć to, jak wyjdziecie we trójkę z uniesionymi rękami. Nie zaryzykują zranienia dziecka...

– A ty? – pyta Madison, a Eve kręci głową.

– Będę zaraz za wami – odpowiada pewnie i odprowadza ich wzrokiem.

Z każdą chwilą ma coraz więcej pewności, że nie uda jej się wstać i siada na mokrym betonie. Odsuwa znów dłoń od boku i spogląda na nią, jakby żywiąc się nadzieją, że nagle przestała krwawić. Wpatruje się przez chwilę w plamy własnej krwi na dłoniach, zanim uzna, że powinna się położyć. Opada na ziemię i zamyka oczy.

Krople deszczu spadają na jej twarz, a przez głowę Eve przebiega myśl, że kiedyś naprawdę lubiła deszcz. Dlatego jeszcze te kilka lat temu nie myślała o zostawieniu Filadelfii.

W pierwszej chwili, w której Jayden zauważa ciało Eve, leżące na podłodze magazynu, jest przekonany, że przybiegł za późno. Dopiero gdy zbliża się do niej w pośpiechu, widzi, że kobieta wciąż oddycha. Choć kałuża krwi wymieszanej z deszczem, która się obok niej tworzy, nie jest zwiastunem niczego dobrego.

– Eve! – mówi, klękając obok niej. – Eve! Nawet nie myśl, żeby mi to zrobić! – Detektyw uśmiecha się lekko, a on wsuwa rękę pod jej kolana i pochyla się nad nią. – Obejmij mnie – mówi, zarzucając sobie jej dłoń na ramię, a ona krzywi się lekko, obejmując go za szyję.

– Złapałeś go? – pyta cicho, gdy niesie ją w stronę wyjścia. Jayden przytakuje jej, zanim zda sobie sprawę z tego, że Eve cały czas ma zamknięte oczy.

– Nie żyje. Spadł z...

– To dobrze – przerywa mu, opierając głowę o jego tors. – Shaun żyje. To wszystko, co się liczy.

– Tak. Niezły z nas zespół – mówi Norman, ale Wozniak mu nie odpowiada. – Eve? Eve!

Przyspiesza kroku, idąc w stronę wyjścia z magazynu i przyciskając ją mocniej do siebie. Drugi raz w życiu podjął dokładnie taką samą decyzję, drugi raz postanowił złapać mordercę, nie myśląc nawet o konsekwencjach. I tym razem Jayden jest przekonany, że jeśli przez jego decyzję ktoś jeszcze straci życie, to nigdy sobie z tym nie poradzi.

Norman ma wrażenie, że wszystko wokół niego się rozmywa, jakby znów do głosu doszła jego potrzeba sięgnięcia po Tripokainę. Co przecież jest niemożliwe, bo dawka, którą przyjął przed przyjazdem tu, wciąż powinna mieć na niego wpływ. I dopiero po chwili dociera do niego, że to strach. Jayden po prostu czuje się przerażony tym, że Wozniak może zginąć

Patrzy na odjeżdżającą karetkę, stojąc w strugach deszczu i czując, że też powinien pojechać do szpitala. Powinien siedzieć pod salą operacyjną, żywiąc się nadzieją, że detektyw nie straci przez niego życia. Skoro już straciła karierę.

– Agencie Jayden. – Norman obraca się, słysząc swoje nazwisko. Za sobą zauważa szczupłą blondynkę po czterdziestce, ubraną w czarny płaszcz, z dużym parasolem w dłoni, która idzie w pewnie w jego stronę. – Kapitan Leigh Kennedy – przedstawia się, wyciągając dłoń w jego stronę. – Starszy Inspektor Rizzo mnie przysłał. Proszę mnie wprowadzić w dzisiejsze wydarzenia. Kwatera główna jest niezwykle zaniepokojona tym, że oskarżyliśmy publicznie o bycie zabójcą ojca dziecka, które zostało porwane. Zwłaszcza jeśli nie było żadnych twardych dowodów.

– Istotnie, Ethan Mars nie jest i nigdy nie był Zabójcą z Origami. Nic jednoznacznie na niego nie wskazywało...

– Dlatego ktoś na posterunku postanowił powiadomić Inspektora. I dlatego kapitan Perry został w trybie natychmiastowym odsunięty od sprawy – odpowiada blondynka, ruszając w stronę magazynu. – Wiem, że prowadząca z panem śledztwo detektyw Wozniak została ranna, ale proszę się skupić panie Jayden. Nie mam całego dnia. – Kobieta mierzy go wzrokiem swoich chłodnych oczu i rusza dalej.

Norman czuje się przy niej jak wyciągnięty do odpowiedzi uczeń. Próbuje ze wszystkich sił, opowiedzieć jak najlepiej potrafi przebieg śledztwa i dzisiejszych wydarzeń od chwili, gdy przyjechał do magazynu i zobaczył zaparkowany samochód Wozniak. Na koniec sugeruje też kapitan, by ta jak najszybciej przesłuchała Madison Page, która poza nim i Eve może mieć, jak najwięcej informacji o osobie mordercy.

– Tak, wysłałam też funkcjonariuszy do szpitala, by porozmawiali z Ethanem Marsem, jak tylko będziemy mieć pewność, że jego synowi nic nie grozi – mówi Kennedy i przytakuje lekko, gdy znów wychodzą na zewnątrz. Kapitan rozgląda się po zgromadzonych na miejscu zbrodni policjantach i gdy zauważa Blake'a rusza w jego stronę. A Norman nie może sobie odmówić tego, by usłyszeć, co kobieta ma mu do powiedzenia. – Poruczniku, czy przypadkiem się nie zrozumieliśmy? Wydaje mi się, że właśnie zostałeś zawieszony i powinieneś udać się na posterunek zdeponować broń.

– Spędziłem ostatnie trzy lata, próbując złapać tego mordercę, nie dam się odsunąć od tej sprawy.

– Tylko, że mnie to absolutnie nie obchodzi, Blake. Jako twoja bezpośrednia przełożona wydałam ci rozkaz i nie chcę cię więcej widzieć, dopóki nie wezwę cię na przesłuchanie służbowe – mówi kapitan i nawet pomimo tego, że jest od porucznika o głowę niższa i co najmniej połowę szczuplejsza nie ma ani cienia wątpliwości, kto z tej dwójki ma większą siłę przebicia. – Nie kłopocz się też telefonami do kapitana Perry'ego. On też opuścił tymczasowo swoje stanowisko.

Blake przeklina pod nosem i wsiada do swojego samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym hukiem, by choć w ten sposób okazać swoją wściekłość. Kennedy obraca się, nie komentując zachowania porucznika nawet najmniejszym poruszeniem brwiami i spogląda na Normana.

– Rozumiem, że Scott Shelby zginął, próbując zabić ciebie, prawda, Jayden? – upewnia się blondynka. Agent przytakuje jej w odpowiedzi, gdy kierują się w stronę policyjnych taśm odgradzających ogromną zgniatarkę, do której spadł zabójca. – Cóż za nieszczęśliwy wypadek. Szkoda tylko, że tak to utrudni pracę techników. – Norman uśmiecha się minimalnie, a Kennedy rozgląda się po twarzach policjantów. – Kojarzysz tą młodą... Rhodes? Widziałam ją kilka godzin temu przez pięć minut i nie wiem, czy ją poznam w tych płaszczach.

– Tam stoi – odpowiada Jayden, wskazując na młodą oficer. – To ona powiadomiła inspektora?

– Tak. Dziewczyna ma łeb na karku. – Kapitan obraca się do niego i delikatnie kiwa głową. – W tej chwili to wszystko, co potrzebuję wiedzieć, Jayden. Zakładam, że chce pan pojechać do szpitala, więc tam będziemy cię szukać.

Zanim agent zdąży odezwać się choćby słowem, kapitan już odchodzi w swoją stronę, a on wraca do samochodu. Dopiero teraz powoli zaczyna do niego docierać, jak bardzo jest przemoczony i... jak blisko był dziś do tego, by to on, a nie morderca stracił życie. Unosi dłonie do kierownicy, zauważając ich drżenie i od razu w jego głowie kiełkuje myśl, by najpierw pojechać do hotelu, gdzie w walizce znajdzie jeszcze jakąś działkę Tripo.

Strach o Eve bierze jednak górę i Norman rusza do szpitala.

Pierwsza recepcjonistka kieruje go na chirurgię, a kolejna tylko wskazuje mu fotel i każe czekać. Norman rozgląda się po innych osobach w poczekalni, zastanawiając się, czy ktoś z nich może być bliskim Wozniak. I czy ktokolwiek powiadomił jej bliskich.

Pomimo tego, że niemal nie spuszcza wzroku z zegara, ma wrażenie, że jego wskazówki w ogóle nie poruszają się do przodu, a każda chwila ciągnie się w nieskończoność. Dopiero na widok lekarza, podrywa się z krzesła. Recepcjonistka wskazuje na niego, a chirurg idzie w jego stronę.

– Jest pan kimś bliskim? – pyta lekarz, podając rękę Normanowi.

– Pracujemy razem – odpowiada bez namysłu i dopiero na widok wzroku mężczyzny naprzeciwko siebie, domyśla się, że powinien skłamać, by udzielono mu jakichś informacji. – Tak, jestem kimś bliskim.

– Mam dobre wieści, jej stan jest stabilny. Straciła sporo krwi, ale wszystko będzie dobrze. – Norman czuje taką ulgę jak chyba jeszcze nigdy w życiu. – Mimo wszystko, najbliższą dobę będziemy obserwować jej stan na intensywnej terapii. W niedziele przeniesiemy ją na oddział i będzie można się z nią zobaczyć.

– Dziękuję – odpowiada Jayden, jeszcze raz ściskając dłoń lekarza.

Norman czuje, że musi złapać oddech. Teraz gdy powoli opuszcza go całe nagromadzone napięcie, powoli wracają dobrze mu znane demony. Wychodzi ze szpitala i opiera się o maskę samochodu, oddychając powoli i wmawiając sobie, że wszystko będzie dobrze.

Udało im się uratować Shauna Marsa i jego ojca, Zabójca z Origami jest martwy, a detektyw Wozniak wyjdzie z tego i będzie mogła podjąć swoją karierę dokładnie w tym miejscu, w którym ją porzuciła.

Jayden uśmiecha się lekko, przypominając sobie to, jak Eve opowiadała o chęci wyjazdu. O tym, jak rozwiązanie tej sprawy ma dać jej przepustkę do zmiany posterunku, czy w ogóle zmianę toru prowadzenia swojej kariery. I on ma ochotę na dokładnie to samo. Na to, by oddać ARI i spróbować żyć w realnym świecie, chociaż przez jakiś czas, zanim zrozumie, co dalej.

Z zamyślenia wyrywa go jednak dzwonek jego telefonu i tylko wzdycha cicho, zanim odbierze połączenie od swojego przełożonego.

Dzień dobry!

Zgodnie z zapowiedziami, wrzucam rozdział po krótkiej przerwie. Obecnie nie miałam weny na pisanie praktycznie niczego, więc dopiero powoli wracam do tego ficzka.
Część druga powstaje powoli, ale mam nadzieję że uda mi się was trochę utopić w jej klimacie. Choć boję się już tej plątaniny tropów.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top