Kiepska kawa i kiepskie wymówki.

Wtorek 4 października 2011. 

Norman siedzi na krześle pod gabinetem kapitana Perry'ego, nie mając najmniejszego pojęcia, ile będzie musiał jeszcze na niego czekać. Jego sekretarka niezależnie od tego ile wymuszonych uśmiechów, by mu nie posłała, nie sprawiała najmniejszego wrażenie kompetentnej. Dlatego, osiągając kolejne poziomy w zniecierpliwieniu, Jayden za nic nie może znaleźć czegoś, co zajęłoby jego uwagę na dłużej niż kilka minut. Zwłaszcza, gdy dodać do tego fakt, że biurko detektyw Wozniak znajduje się w zasięgu jego wzroku.

Czekając na kapitana, mógł dłuższą chwilę przyjrzeć się dynamice panującej między Eve a Carterem, który siedzi naprzeciwko kobiety. Ze swojego miejsca Norman nie słyszał dokładnie ich rozmów, ale jasno dało się wywnioskować, że są one dość nerwowe, nawet jeśli policjanci spoglądali na siebie z pewną dozą sympatii.

Eve zaskoczyła go i teraz łapie się na tym, że myśli o niej, częściej niż powinien. Detektyw przede wszystkim sprawia wrażenie kompetentnej i zdeterminowanej, a te dwie cechy zdecydowanie mogą pozytywnie zaważyć na ich wspólnym dochodzeniu.

Gdy po południu pojawił się na posterunku, w pierwszej chwili jej nie poznał, gdy minęli się między biurkami. Detektyw miała na sobie czarną koszulę z kołnierzykiem i szarą marynarkę, a jej brązowe włosy nie były już związane w niedbały kok, a opadały na jej ramiona idealnie prostą falą. Norman ma wrażenie, że gdyby nie spotkali się wcześniej na miejscu zbrodni, wcale nie spodziewałaby się kogoś, kto tak dobrze radzi sobie w terenie.

Wozniak spogląda na niego, uśmiecha się krótko i wraca do ekranu swojego komputera, uderzając w klawisze w zatrważającym tempie. Norman odrywa od niej wzrok i sięga do kieszeni po okulary ARI, mając zamiar zabić trochę czasu w ten sposób.

– Co on odpierdala? – pyta Carter, odrywając swoją partnerkę od przeszukiwania bazy danych. Eve spogląda kolejny już raz na Normana i parska cichym śmiechem, na widok tego, że agent znów ma na sobie okulary.

– Prawdopodobnie jakiś szajs w swojej wirtualnej rzeczywistości – odpowiada spokojnie, wracając wzrokiem do komputera.

– Ty wiesz więcej, no nie? O co chodzi z tymi okularkami i jego chodzeniem w kółko po moim miejscu zbrodni?

– Niewiele więcej, nie jest zbyt wylewny. A jeśli chodzi o NASZE miejsce zbrodni, to znalazł nam ślady butów, które mogą należeć do mordercy. – Carter prycha krótko na jej słowa, wiec kobieta posyła mu chłodne spojrzenie. – Nie musisz od razu traktować go jako zło wcielone. Może się na coś przyda.

– Jesteś naiwna, Wozniak. Lepiej pilnuj, żeby cholerne FBI nie zajebało nam sprawy.

– Przecież miałam być dla niego miła, tak? – mruczy pod nosem Eve. – Więc się odpierdol i daj mi robić swoje.

– O nic więcej nie proszę.

– Jasne, przecież ty nigdy o nic nie prosisz – sarka jeszcze detektyw i ma zamiar wrócić do pracy, ale zamiast tego słyszy, że drzwi gabinetu kapitana się otwierają. Dłuższą chwilę podąża wzrokiem na Perrym i Jeydenem, którzy przechodzą przez posterunek, tocząc uprzejmą dyskusję. Eve doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Blake się jej przygląda, więc wraca do pracy, jak gdyby nigdy nic. Woli nie dać po sobie poznać, że cieszy się z pojawienia się w końcu federalnego przy ich sprawie, bo mogłoby to zbyt szybko zdradzić, że po złapaniu zabójcy, chce ona jak najszybciej wystąpić o przeniesienie do innego miasta.

– Jestem gotowy, może zaczniemy od rozmowy o śledztwie? – pyta Norman, a Eve spogląda na niego zaskoczona, bo nie zauważyła, nawet kiedy, ten pojawił się koło Blake'a.

– Jestem trochę zajęty, możemy później? – odpowiada porucznik, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Dobra, nie ma sprawy. Proszę dać znać kiedy – mówi Jayden, odchodząc w stronę sekretarki kapitana.

Eve spogląda na porucznika, który przewraca oczami, a detektyw postanawia nie komentować jego czarującego usposobienia. Wraca do pracy, którą przerywa tylko na krótką chwilę, by nalać sobie wody i gdy się obraca, widzi przy swoim biurku jedną z młodszych oficer.

– Masz coś dla nas, Rhodes? – pyta Eve, uśmiechając się do dziewczyny.

– Tak, właśnie pojawił się mężczyzna, który chce zgłosić zaginięcie syna. Wiek dziecka i obszar zniknięcia pokrywa się z waszą sprawą, więc może to być coś dla was – odpowiada oficer, a Eve wymienia porozumiewawcze spojrzenie z Carterem i przytakuje lekko.

– Dobrze, zbierz podstawowe dane i przyprowadź go do nas.

– Idź po naszego drogiego Normana, może będzie chciał przy tym być – zwraca się do niej Carter, gdy tylko Rhodes oddali się od ich biurek. Wozniak przewraca oczami, ale obraca się na pięcie i rusza w stronę obskurnego pokoju, który ma robić za biuro dla agenta.

Puka krótko i wchodzi do środka, nie czekając na zaproszenie. Od razu widzi, że z Jaydenem coś jest nie tak, jest blady jak ściana, a jego dłonie drżą, nawet jeśli próbuje to przed nią ukryć. Zanim Eve zdąży zapytać go, co się dzieje, ten próbuje ruszyć w jej stronę i zatacza się lekko, a ona bez namysłu podchodzi do niego. Odstawia kubek na biurko i pomaga mu usiąść na krześle.

– Weź głęboki oddech – mówi spokojnie i siada na blacie przed nim. – Najpierw jeden, później kolejny. Jeśli trzeba, policz do dziesięciu...

– Nic mi nie jest, muszę tylko iść do łazienki. – Eve kręci głową i wpycha mu w drżące dłonie swój kubek.

– Jak chcesz, mogę ci chlusnąć tą wodą w twarz, ale to nie przyniesie żadnego efektu, poza zniszczeniem ci kolejnego ładnego garnituru – odpowiada i kładzie mu dłoń na ramieniu. – Skup się na mnie i oddychaj.

Szatyn przytakuje jej lekko, dalej próbując ukryć przed nią drżenie dłoni, ale ona tylko kręci głową, jakby chcąc mu tym dać znać, że to nie ma żadnego znaczenia. Norman oddycha coraz spokojniej, a ona cofa rękę z jego ramienia i sięga po jedną z jego dłoni, które wciąż delikatnie drżą. Jayden próbuje uniknąć kolejnego dotyku, ale ona tylko uśmiecha się do niego lekko.

– Nie wiem, czy to atak paniki, czy reakcja na naprawdę długi i paskudny dzień, ale to nie koniec świata – mówi Eve, kładąc drugą dłoń na jego ręce. Sama stara się zachować pełnię spokoju, nawet jeśli to, co dzieje się teraz z Normanem przywołuje jej najgorsze wspomnienia. – Nie musisz się przejmować, nie powiem nikomu.

– To tylko zmęczenie i za dużo kawy – kłamie Jayden, a ona przytakuje mu i wskazuje brodą na kubek w jego drugiej ręce.

– Napij się, weź jeszcze jeden wdech i jak będziesz w stanie się ruszyć, to przyjdź do mojego biurka. Wygląda na to, że mamy nowego zaginionego – mówi detektyw, podnosząc się i rusza do wyjścia, zostawiając za sobą otwarte drzwi.

Eve wraca do swojego miejsca pracy, gdzie Blake już zaczął przepytywać ojca, zgłaszającego zaginięcie syna. Detektyw zajmuje swoje miejsce i szybko zaczyna zapisywać wszystkie istotne informacje, z każdą chwilą będąc coraz bardziej pewną tego, że Shaun Mars idealnie wpasowuje się w profil ofiar poszukiwanego przez nich zabójcy. Z ulgą spogląda na Normana, który dołącza do nich kilka chwil później i obraca się w stronę Ethana Marsa.

– Dlaczego zgłosił pan zaginięcie dopiero po ósmej, skoro syn zniknął krótko po szkole? Czemu pan zwlekał? – pyta Wozniak, spoglądając na roztrzęsionego mężczyznę.

– Szukałem go, nie sądziłem, że mógł się gdzieś oddalić – odpowiada ojciec chłopca, zwracając się bezpośrednio do Eve.

– Panie Mars, czy Shaun mógł mieć jakieś problemy, kłopoty? Jakikolwiek powód, przez który mógłby uciec? – pyta za jej plecami Norman, a Eve opiera się wygodniej na krześle, obserwując mężczyznę.

– Shaun to wrażliwy chłopiec, ostatnio mieliśmy problem, żeby się porozumieć. Ja i żona jesteśmy od pół roku w separacji...

Eve musi przyznać, że kimkolwiek by nie był Ethan Mars, zachowuje się bardzo dziwnie, nawet jak na osobę bojącą się o życie dziecka. Kobieta ma wrażenie, że nie siedzi przed nią prawdziwa osoba, a jakiś kłębek nerwicy i nieprzepracowanej traumy. Każde pytanie, które zadaje mu Norman, powoduje u niego jeszcze więcej zagubienia i nerwów, co od razu zapala lampkę w jej głowie.

– Dobrze, na razie nie mam więcej pytań – ucina rozmowę Blake, podnosząc się ze swojego biurka i zaczyna odchodzić. – W nocy będziemy szukać pana syna. W razie wątpliwości będziemy w kontakcie.

– Czy myśli pan, że to Zabójca z Origami? – pyta Mars, a Eve podnosi na nich wzrok. Bardzo chciałaby, żeby Blake zachował się jak profesjonalista i nie wyśmiał Ethana. Na szczęście tym razem, ku jej zaskoczeniu porucznik postanawia zachować się jak człowiek, tłumacząc Marsowi, że jego syn najpewniej uciekł. A jeśli nie, to będziemy się starać, by go odnaleźć. Wozniak odprowadza Ethana wzrokiem w stronę wyjścia, po czym zaczyna wpisywać dyspozycję rozpoczęcia poszukiwań przez funkcjonariuszy i szukać informacji o samym chłopcu.

– Co o tym myślisz? – zadaje pytanie Norman, opierając się dłońmi o blat jej biurka.

– Shaun Mars pasuje do profilu zabójcy. Zazwyczaj nie polował on z taką częstotliwością, ale... apetyt rośnie. Więc kto wie? Najlepiej byłoby założyć, że mały po prostu nie radzi sobie z rozwodem rodziców.

– Wierzysz w to?

– Wiara w to pozwoli mi zasnąć dziś w nocy – odpowiada Eve, wracając wzrokiem do bazy danych. Carter dołącza do nich po dłuższej chwili i spogląda to na Normana, który dalej stoi przy ich biurku, to na swoją partnerkę.

– Dopilnujesz, by kolejna zmiana wiedziała kogo szukać i gdzie szukać? – pyta porucznik, spoglądając na Eve.

– Tak, właśnie kończę wypełniać formularze i zaraz napiszę raport. Możesz jechać do domu – odpowiada Wozniak, a Blake puszcza do niej oko i zbiera marynarkę z oparcia swojego krzesła.

– Do zobaczenia jutro na zebraniu, Norman – zwraca się jeszcze do federalnego i odchodzi. Eve wzdycha krótko i wskazuje Jaydenowi krzesło, które przed chwilą opuścił Blake.

– Właściwie, to co ty tu jeszcze robisz? – pyta detektyw, po chwili, podnosząc wzrok na Normana. – Wiem, że twój gabinet nie należy do najbardziej przytulnych...

– Sądziłem, że pojedziemy zobaczyć miejsce zaginięcie Marsa – odpowiada Jayden, a szatynka spogląda na niego zaskoczona, przez co Norman zaczyna kwestionować to, czy nie ocenił jej zbyt pochopnie jako osoby profesjonalnej.

– Jeśli chcesz, to oczywiście możesz pojechać tam z funkcjonariuszami, może coś znajdziesz. Ja raczej wrócę do domu, prześpię się kilka godzin i jutro bladym świtem zacznę przeglądać monitoring miejski, w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Moim zdaniem włóczenie się po ciemku, po tamtej okolicy bez mundurów, to nie najlepszy pomysł – mówi Eve, a on przytakuje jej lekko. – Wybacz, ale znam to miasto trochę lepiej niż ty. Przez cały czas nieprzerwanie lało, ślady, które mogę znaleźć gołym okiem, raczej się rozmyły, ale jeśli uważasz, że znajdziesz coś wartościowego za pomocą twoich okularów, to...

– Nie, masz rację. Nie będę zabierał ci więcej czasu – odpowiada Norman, a ona kręci głową.

– Jak chcesz, to możesz poczekać i podrzucić mnie do domu. Mój samochód znów nie chciał zapalić i musiałam oddać go bratu do naprawy. Przyjechałam na posterunek z Rhodes, która teraz jest zajęta.

– Jasne, to żaden problem. – Kobieta uśmiecha się do niego z wdzięcznością i wraca do ekspresowego uderzania w klawisze, a on podnosi się z krzesła. – Pójdę po kawę, czy...

– Nie! – odpowiada ostro Eve i parska śmiechem. – Nigdy nie pij tu kawy, jeśli nie chcesz sobie obrzydzić jej do końca życia. – Norman uśmiecha się krótko i przytakuje jej lekko.

Eve stara się napisać najszybszy raport w swoim życiu, nie przejmując się nawet za bardzo interpunkcją. Po prawie dwóch latach pracy z Carterem wie, że ten najpewniej w ogóle go nie przeczyta, a już na pewno nie będzie miał pojęcia, że detektyw gdzieś popełniła błąd. W końcu to ona najczęściej poprawia wszystkie literówki w papierach wypełnianych przez niego.

Kobieta zwyczajnie nie chce nadwyrężać uprzejmości agenta i zmuszać go do siedzenia na posterunku dłużej niż to konieczne. Zwłaszcza że jutro rano czekała ich prowadzona przez niego krótka odprawa. Na którą to Blake narzekał ostatnie ładnych kilka godzin. W końcu szatynka sięga po skórzaną kurtkę i daje znać Jaydenowi, że mogą się zbierać.

Nie rozmawiają prawie o niczym w drodze do jego samochodu i dopiero gdy w nim usiądą, Eve uśmiecha się delikatnie.

– Więc, jak się zaaklimatyzowałeś w nowym gabinecie? – pyta kpiącym głosem Wozniak, a on spogląda na nią chłodno, po czym śmieje się krótko.

– Nie można odmówić mu tego, że jest przytulny – sarka Norman, włączając silnik.

– W świecie, w którym jednocześnie istnieją twoje futurystyczne okulary i nasza praca robi się coraz łatwiejsza, jest też ten posterunek. Wyglądający jak relikt z jakiegoś serialu noir z lat osiemdziesiątych – mówi Eve, patrząc na drogę. – Na pewno fryzura sekretarki Perry'ego pamięta te czasy. – Norman parska krótkim śmiechem, który dla niej jest pierwszym naprawdę ludzkim odruchem, na jaki się zdobył. Oczywiście nie wliczając w to stanu, w jakim znalazła go godzinę temu w jego biurze.

– Większość posterunków, na których byłem, wcale nie jest lepsza.

– Nie nastrajasz mnie pozytywnie.

– I tak zdajesz się mieć dobry humor, jak na okoliczności – mówi Norman, a ona otwiera szerzej oczy i dłuższą chwilę milczy.

– Owszem, staram się tylko nie zwariować. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że moim zawodzie szanse na popadnięcie w alkoholizm są strasznie wysokie, a ja naprawdę chciałabym tego uniknąć. Dlatego staram się, choć na chwilę rozładować tę grobową atmosferę i zapomnieć o twarzach dzieci utopionych w deszczówce – mówi ostro Wozniak. – Jednocześnie nie mogę sobie pozwolić na bycie cały czas tak bezczelną jak Blake, bo jestem kobietą. A nas nadal nikt nie traktuje poważnie w tym zawodzie.

– Przepraszam – odpowiada bez namysłu Norman, a ona sprawia wrażenie szczerze zaskoczonej, tym co powiedział. Nawet jeśli było to jedno słowo.

– To nic, to nie koniec świata. – Eve uśmiecha się do niego ciepło i kolejny raz daje mu dłonią znak, gdzie powinien skręcić. – Powiesz mi, co o tym wszystkim myślisz? Czy mam poczekać do jutrzejszego zebrania?

– Gdybym zaczął teraz opowiadać ci, co udało mi się wydedukować, to najpewniej zajęłoby nam to sporo czasu. A jak sama wspomniałaś, rano czeka nas zebranie na ten sam temat – mówi Norman, spokojnym głosem. – Musisz mi wybaczyć, naprawdę nie jestem przyzwyczajony do tego, że prowadzący śledztwo chce ze mną współpracować.

– Prowadzący śledztwo nie chce z tobą współpracować, Norman – sarka pod nosem detektyw, a on uśmiecha się lekko.

– Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli natrafię na jakiś trop, to podzielę się nim z tobą jako pierwszą, Eve. Na razie jednak to sucha analiza posiadanych informacji, mam jednak nadzieję, że w trakcie śledztwa uda nam się znaleźć więcej śladów.

– Inaczej nie złapiemy tego skurwiela – odpowiada kobieta, wzdychając cicho. – To tamta kamienica po prawej stronie. Tam, gdzie na dole jest restauracja, w której byliśmy rano.

– To tłumaczy, czemu wyszłaś bez płacenia.

– Kurwa mać – przeklina pod nosem Eve i chowa na chwilę twarz w dłoniach. Pierwszy raz od dawna czuje się, jak skończona idiotka, a Norman niestety ma rację. Faktycznie rano wybiegła, gdy tylko zobaczyła, że Carter zaczyna się do niej dobijać. – Powiedz ile mam ci oddać.

– Daj spokój, nie powiedziałem tego z wyrzutem. – Norman uśmiecha się do niej kolejny raz, a ona kręci głową i dalej szuka portfela w niewielkim plecaku. – Naprawdę, umówmy się, że wyrównaliśmy rachunki, gdy przyszłaś do mnie z wodą.

– Czy powinnam spytać w tej chwili, co dokładnie się wtedy wydarzyło, Norman? – pyta spokojnie Eve, widząc, jak mężczyzna obok niej od razu blednie. – Teraz to ja przepraszam, rozpędziłam się. Nie ma to znaczenia, jeśli nie dotyczy śledztwa. Widzimy się jutro na posterunku.

– Jeśli twój samochód ma problemy, mogę po ciebie przyjechać. To po drodze z mojego hotelu – mówi Jayden, a ona kręci głową.

– Nie, nie trzeba. I tak będę tam o wiele wcześniej, niż odprawa. Do zobaczenia.

Eve wysiada z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Norman odprowadza ją wzrokiem do metalowych drzwi, prowadzących do wnętrza budynku i dopiero gdy detektyw za nimi znika, włącza ponownie silnik. Jadąc do hotelu, przeklina sam siebie, że przez własną głupotę doprowadził do tego, że Wozniak była świadkiem jego stanu. Gdyby nie próbował ze sobą wtedy walczyć i wziął te cholerne narkotyki od razu, Eve nawet by nic nie zauważyła, a tak do końca śledztwa kobieta będzie przyglądać mu się trochę uważniej.

Co absolutnie nie jest mu na rękę w tych okolicznościach.

Nawet jeśli jej zachowanie odrobinę daje mu do myślenia. W końcu z jakiegoś powodu Eve zachowała się zupełnie tak, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego, czym jest spowodowany jego stan. A jednocześnie bardzo chciała kupić jego historyjkę o nadmiarze kofeiny.

Dzień dobry!
Pozdrawiam z kolejnego rozdziału.
Bardzo chciałam nie przepisywać dialogów  z gry, ale miejscami będzie to konieczne. Za to mam nadzieję, że wynagrodzę to dużym skupieniem się na relacjach.

Dzięki, że ktoś to czyta! Nie sądziłam, że gra sprzed 10 lat jeszcze kogoś jara, jak mnie.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top