Jeden głupi błąd.
Poniedziałek, 5 sierpnia 2013.
Eve parkuje samochód na terenie ładnego osiedla i wysiada z samochodu, ruszając w stronę jednego z większych domów. Po weekendzie pełnym deszczu dziś pogoda wróciła już do normy i znów atakowała miasto kolejną falą upałów. Tylko teraz, Wozniak jest już na nie kompletnie niewzruszona, temperatura powietrza spadła bardzo nisko na liście jej priorytetów, gdy w końcu udało im się znaleźć jakikolwiek przełom w śledztwie. Co prawda porucznik obawia się, że kolejny atak paniki złapie ją w najmniej odpowiednim momencie, szczególnie że wisi nad nimi świadomość ścigania się z czasem o życie jej przyjaciółki.
Dlatego Eve bez cienia skrępowania wchodzi na teren posiadłości i od razu kieruje się na jej tyły, skąd dobiegają ich dźwięki głośnej muzyki.
– Rodzice Gaysona wyjechali z miasta na najbliższy tydzień, więc jeśli mamy gdzieś znaleźć wszystkich naszych milusińskich to tutaj – mówi szatynka, gdy Jayden zrównuje z nią krok. Wchodzą na eleganckie podwórze, gdzie wokół basenu bawi się kilkanaście osób. W pierwszej chwili nikt nie zwraca na nich najmniejszej uwagi, dopóki Eve nie wyłączy muzyki płynącej z głośników.
– Znowu wy? – krzyczy Grayson, wychodząc z domu. W dłoni chłopaka ubranego w same kąpielówki znajduje się puszka imbirowego piwa, a jego pogardliwy uśmiech nie robi absolutnie żadnego wrażenia na Wozniak. – Czy muszę zadzwonić do ojca? Bo to teren prywatny i...
– Och zamknij się – wzdycha Eve i rozgląda się po zebranych. – Każdy, któremu mówi coś imię i nazwisko Lara Lynch ma zostać. Reszta ma zniknąć. Koniec imprezy.
Jayden widzi, jak na imię i nazwisko dziewczyny, gospodarz imprezy lekko kuli się w sobie, tracąc całą swoją pewność. Trwa to jedynie ułamek sekundy, ale nie umywa uwadze Normana. Tak samo, jak to, że zaraz obok niego pojawia się jedna ze znajomych mu dziewczyn, z którymi rozmawiali w porcie.
– Miło cię widzieć, Emily, czyżbyś miała nam coś do powiedzenia? – pyta Wozniak, uśmiechając się ciepło i czekając, aż większość dzieciaków zniknie z podwórka. Gdy zostają we czwórkę, Andrew zaczyna krążyć nerwowo, zaciskając dłonie w pięści. – Więc. Lara Lynch. Słucham.
– Ona też została zamordowana przez tego pojeba? – pyta Grayson, spoglądając na policjantkę. – Przecież mówili wszędzie, że to był nieszczęśliwy wypadek.
– Właśnie tego chcemy się dowiedzieć. Szczególnie naszą ciekawość podbiło to zdjęcie – mówi Jayden, wręczając chłopakowi fotografię, którą od razu wyrywa mu jego koleżanka.
– Przecież ci mówiłam, że to w końcu wyjdzie, kretynie! Trzeba było im powiedzieć prawdę, gdy zginęła Maeve! Może wtedy Samara by...
– Samarze akurat się należało – rzuca cierpko chłopak i zatrzymuje się w pół kroku, jakby orientując się, że powiedział o słowo za dużo. Jego koleżanka zaciska palce na brzegu wydrukowanego zdjęcia i zaczyna się trząść, co zwiastuje, że zaraz pęknie i się rozpłaczę. Eve i Norman wymieniają porozumiewawcze spojrzenie, zanim znów wrócą wzrokiem do pary nastolatków przed nimi.
– To wszystko twoja wina – mówi cicho Emily, po czym obraca się i rzuca się na chłopaka z pięściami. Jayden od razu łapie ją w pasie i odciąga na bezpieczną odległość, nie puszczając jej, dopóki ta się nie uspokoi. – Jakbyś nie zdradzał Maeve, to nic by się nie stało.
– Powoli i od początku prosimy! – woła Eve, błyskawicznie stając przed Andrew, który po słowach Emily ruszył w jej stronę. – Dość pieprzenia. Mówcie w końcu, o co chodzi.
– Ja nikogo nie zabiłem – mruczy tylko gniewnie Grayson i znów obraca się do nich plecami.
– To akurat dobrze wiemy – odpowiada Jayden, puszczając w końcu Emily, która przestała się rzucać i która staje grzecznie obok nich. Po twarzy nastolatki płyną grube łzy, a Eve niechętnie podaje jej chusteczkę. – Chcemy dowiedzieć się w końcu tego, co ewidentnie ukrywacie.
– On z nią sypiał! Robił to za plecami Maeve, ale Maeve nie była głupia i się o tym dowiedziała i tak zaczęła się nakręcać cała ta drama – mówi Emily, nic sobie nie robiąc z gniewnych spojrzeń, które posyła jej kolega. – Okazało się, że on się tylko nią zabawiał, a ta biedna kretynka się w nim zakochała i nie chciała odpuścić.
– Nie mów tak o niej – mruczy znów gniewnym głosem Andrew i obraca się do porucznik. – Zależało mi na niej, ale Lara nie pasowała do tego wszystkiego – mówi, machając niedbale dłonią na pozostałości imprezy, którą przerwało pojawienie się funkcjonariuszy. – Więc wolałem z nią zerwać i z nią zerwałem. Z Maeve też wtedy zerwałem i ona sobie wkręciła, że to wszystko przez Larę.
– A to nie było wszystko przez tamtą idiotkę? – pyta zapłakana Emily. – Złamałeś Maeve serce!
– A ona nie musiała się mścić!
– Powoli i ze szczegółami, prosimy – wtrąca Eve, obserwując dalej z boku słowną przepychankę między nastolatkami.
– Ja nic nie wiem, żadnych szczegółów, bo jak sami doskonale wiecie: NIE BYŁO MNIE WTEDY W KRAJU! – krzyczy Andrew i znów obraca się do nich plecami, ale unosi ręce do twarzy, sprawiając wrażenie szczerze zrozpaczonego. – Maeve zachowywała się jak obłąkana, pisała do mnie, dzwoniła, a to wszystko potęgowało to, że zaczynają się wakacje i Samara w kółko wyciągała ją na imprezy. Nie wiem, co się stało, bo o śmierci Lary dowiedziałem się dopiero, gdy wróciłem do kraju. To też uderzyło w Maeve, ona miała wyrzuty sumienia, że rozmawiając ze mną, życzyła jej jak najgorzej, a później Larę ktoś zabił.
– To cała historia? – pyta Jayden, spoglądając na Emily, która kręci głową. Jej kolega momentalnie mierzy ją zimnym spojrzeniem i też ewidentnie czeka, aż dziewczyna zacznie mówić.
– Maeve była bardzo wkurzona, jak się dowiedziała o tamtej dziewczynie. Często mówiła, że ją rozerwie na strzępy, czy złamie jej śliczny nosek, ale to było tylko gadanie, bo Maeve nie była taka. Co innego Samara... Sam zaczęła po pijaku regularnie nakręcać Maeve na to, by dać tej dziewczynie nauczkę. – Emily opowiada wszystko trzęsącym się głosem, co chwilę robiąc przerwy, bo krztusi się własnymi łzami. – Samara odezwała się do jakichś panienek ze szkoły tamtej, a może z jej osiedla? Nie wiem, nie znam aż takich szczegółów. Ostatecznie namówiła je, by przyprowadziły Larę na imprezę i ona przyszła. To było kurewsko dziwne. Ona nie wiedziała, że Maeve to dziewczyna Andy'ego i tak dalej, więc wszyscy pili z nią i zgrywali jej nowych najlepszych przyjaciół. Niedobrze mi na samą myśl o tym.
– Czy na tej imprezie zginęła Lara?
– Nie. Na tej imprezie, na której ja byłam, nic jej się nie stało. Wypiła trochę, ktoś odstawił ja do domu, wszyscy ją wyśmiali później. Wiecie, za tanią kieckę, za medalik, za bycie biedną idiotką.
– Więc jak zginęła Lara Lynch? – pyta Eve, robiąc kilka kroków, by na wszelki wypadek stanąć między Emily, a coraz wyraźniej zdenerwowanym chłopakiem.
– Nie wiem. Nie było mnie tam, miałam szlaban. Moja siostra może to potwierdzić, bo w ramach kary pomagałam jej remontować mieszkanie na uniwersytecie.
– Ale wiesz, co jej zrobiły, prawda? Wiesz o tym, bo Maeve i Samara mówiły ci, kurwa, o wszystkim! One ją zabiły!
– Nie zabiły jej! Upiły ją i chciały dać jej nauczkę, ale Lara się potknęła, uderzyła głową o nadbrzeże i wpadła do wody. To był wypadek!
– I żadna jej nie pomogła?
– Och, one też były pijane! I nie były tam same! Z tego co wiem, były też tam inne dziewczyny.
– Czy znasz ich nazwiska? – pyta Eve, ale Norman kręci głową.
– Wszyscy znają ich nazwiska, bo wszystkie nie żyją – mówi Jayden, a Wozniak przytakuje mu lekko.
To jest ten moment, w którym oboje wiedzą, że znaleźli w końcu brakujące elementy układanki i teraz będą mogli zrobić krok dalej. Eve bierze głęboki wdech i spogląda na nastolatków stojących przed nią. Przez chwilę ma ochotę ich oboje uderzyć, szczególnie dziewczynę, która w jakimś swoim nastoletnim zacietrzewieniu uznała, że dużo bardziej istotna jest jakaś dziwna lojalność koleżankom niż powiedzenie prawdy policji. Oczywiście mogliby ją teraz zabrać na posterunek, mogliby ją pociągnąć do odpowiedzialności za utrudnianie śledztwa, za fałszywe zeznania, ale Wozniak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że najpewniej przepłaceni prawnicy jej rodziców, wyciągną Emily ze wszystkiego. A nawet jeśli nie, to będzie się to za nią ciągnąć i rzutować na resztę jej życia.
Patrzy na zapłakaną dziewczynę, która zaczyna rozumieć, że gdyby nie kłamała, gdyby powiedzieli policji prawdę już rok temu, to może uratowałaby życie chociaż jednej swojej koleżanki. Co pewnie będzie teraz kosztować ją mnóstwo czasu i pieniędzy na drogą terapię, po której i tak zostaną jej niewidoczne blizny. Dlatego Wozniak postanawia w tej chwili jej odpuścić.
– Przygotujcie się oboje na wizytę na komisariacie. Do tego czasu nie róbcie nic głupiego – mówi porucznik, patrząc na oboje. – Emily, jeszcze jedno pytanie i przemyśl bardzo poważnie odpowiedź. Czy wiesz, o jakiejkolwiek innej dziewczynie, która jeszcze była tamtego wieczora na pomoście, gdy zginęła Lara?
– Cheryl Tores, ale ona przeprowadziła się jeszcze w poprzednie wakacje do innego stanu. I...
– Pierdolona Zoe tam była – wtrąca nagle Andrew, patrząc groźnie spod swoich gęstych brwi.
– Zoe Williams? – upewnia się Wozniak, przypominając sobie jedną z koleżanek Emily.
– Tak, o nich dwóch wiem. Nie mam pewności ile osób tam jeszcze było – odpowiada zdenerwowana nastolatka. Porucznik sięga po radio i od razu każe wysłać radiowóz do domu panny Williams i jeden tu, by odesłać roztrzęsioną Emily do domu.
Gdy tylko zjawia się samochód, ona i Jayden opuszczają teren posiadłości i wracają na komisariat, gdzie czeka już na nich Zoe. Nastolatka i jej bojowo nastawiona przeciwko wszystkim matka, czekają na nich w sali przesłuchań. Eve prosi Normana, by ten zdał krótki raport pani kapitan i ściągnął ją, by ta wysłuchała przesłuchania. Zgodnie z ich założeniami, dziewczyna najpierw wypiera się tego, że była tamtego feralnego wieczora w porcie, ale na samo nazwisko tragicznie zmarłej nastolatki, coś w niej pęka. I gdy Eve zaczyna jej opowiadać wersję wydarzeń przedstawioną pokrótce przez Emily, Zoe zaczyna potwierdzać jej poszczególne elementy. Jayden za to obserwuje matkę dziewczyny. Tą dobrze sytuowaną panią domu po studiach prawniczych, która nigdy, w żadnym ze swoich najczarniejszych scenariuszy nie dopuszczała do siebie myśli, że jej córeczka może dopuścić się takich rzeczy. Nawet jeśli jedyny zarzut, jaki mogliby postawić pannie Williams, to nieudzielenie pomocy, tak obraz całych wydarzeń już jest o wiele bardziej dramatyczny. Szczególnie że Zoe może być, jeśli już nie jest w tej chwili, na celowniku grasującego w mieście mordercy.
Przez głowę Normana przelatuje myśl, że kobieta przypomina mu jego matkę, gdy ta dowiedziała się o jego pogłębiającym się uzależnieniu. Jednak odsuwa od siebie to porównanie tak samo szybko, jak nagle zagościło ono w jego głowie.
Kończą przesłuchanie, zapewniając panią Williams, że mimo wszystko jej córka otrzyma ochronę, dopóki nie złapią mordercy. A gdy ten będzie siedział za kratkami, ktoś jeszcze raz przyjrzy się śmierci Lary Lynch i wtedy Zoe może spodziewać się tego, że zostaną jej postawione zarzuty. Eve pierwsza wchodzi do pomieszczenia przylegającego do sali przesłuchań, gdzie czeka już na nich Kennedy. Blondynka pierwszy raz od długich tygodni uśmiecha się do Wozniak całkiem szczerze, co od razu wywołuje w porucznik zupełnie inne uczucia niż powinno. Kobieta znów czuje, jakby przygniotła ją presja oczekiwań, jakie kapitan w niej pokłada i których to ona tak bardzo nie chce zaprzepaścić.
– Mamy motyw, gratuluję – mówi spokojnym głosem Kennedy, dalej siedząc na blacie stolika i nie przestaje się uśmiechać. – Czy za motywem idą podejrzenia, co do tożsamości mordercy?
– Nie, jeszcze nie. Zaraz usiądziemy do dokumentów związanych ze sprawą śmierci Lynch. Do tej pory nie rozpatrywaliśmy jej w całości z resztą ofiar – odpowiada Jayden. – Motywem jest zemsta, więc zabójcą jest zapewne ktoś z otoczenia dziewczyny. Może ojciec, który miał już w przeszłości zarzuty związane z przemocą w rodzinie, musimy sprawdzić, czy już wyszedł.
– Jeszcze siedzi – odpowiada kapitan i wyciąga w ich stronę teczkę, którą odbiera Eve i od razu zaczyna ją przeglądać. Starając się jednocześnie słuchać tego, co mówi do nich Kennedy. – To wszystko, co mamy na Larę Lynch, ale nie dowiecie się z tego za dużo. Może zabójcą jest jakiś jej chłopak? Skoro to wszystko zaczęło się od nastoletniej zazdrości...
– Norman, potrzebuję listę osób, które przesłuchiwaliście z Rhodes w ubiegłym tygodniu. – Eve bez chwili zastanowienia wchodzi w słowo swojej przełożonej. – Lara ma przyrodniego starszego brata.
Kennedy daje im znać, że mają iść szukać odpowiednich dokumentów, ale Jayden już jest przekonany, że Wozniak strzeliła celnie. Starszy brat idealnie pasuje do profilu mordercy, a jego nazwisko wydaje mu się niebezpiecznie znajome, co oznacza, że naprawdę mogli go przesłuchiwać w jednym z warsztatów.
Eve przerzuca kolejny raz wszystkie szczegółowe raporty napisane przez Rhodes z ich wizyt u mechaników, gdy Norman sprawdza Harry'ego Jackobi w bazie danych. Włoskie korzenie jego biologicznego ojca miały duży wpływ na urodę młodego, czarnowłosego chłopaka, który zdecydowanie pasował do profilu i tego, o czym mówiły ofiary. Zdecydowanie Jackobi nie miałby najmniejszego problemu z uwiedzeniem Samary Johnson i podejściem w ten sposób pozostałych dziewczyn. Problem leżał raczej w tym, że na pewno nie przesłuchiwali go w żadnym z warsztatów.
– Więc skąd kojarzymy jego osobę? Skoro nie ma go w żadnych dokumentach z ostatnich dni? – pyta Eve, coraz bardziej denerwując się, że tak szybko trafili do kolejnego ślepego zaułka.
– Skoro to on jest podejrzany, to z całą pewnością musiała rozmawiać z nim Lavinia. Dlatego ją porwał, bo połączyła fakty jako pierwsza – mówi Jayden i podchodzi do biurka Rhodes, jeszcze raz przeglądając dokumenty. W takich chwilach bardziej niż zwykle cierpi z powodu odrzucenia propozycji ponownego używania ARI, z którego pomocą mieliby już pewność, czy Jackobi jest tym, kogo szukają. A tak muszą poświęcić kolejne cenne minuty na przeglądanie dokumentów. Minuty, których ich koleżanka może mieć coraz mniej. – Gdzie masz zeznania tego chłopaka, który dał alibi księdzu?
– Hudsona? – upewnia się Eve i sięga do swojego biurka po odpowiednią teczkę. – Czyli to jednak ma związek z kościołem...
– Tak. Spójrz. – Norman wskazuje palcem na nazwisko widniejące w zeznaniach. – To on poznał naszego księdza ze swoim chłopakiem. Harry Jackobi dorabiał w warsztacie i dodatkowo przy drobnych naprawach na terenie kościoła.
– Rhodes była w piątek w kościele. Zawiozła kopię zeznań do podpisu dla Curry'ego i Hudsona...
– I spotkała tam Jackobiego, a że badała już sprawę Lynch, to wiedziała, że to jej brat – mówi Jayden, a Eve bez zastanowienia łapie za broń leżącą na biurku obok nich. – Tak, masz rację. Pora na kolejną wizytę w domu bożym – dodaje kpiąco, zanim wyjdą z posterunku.
I przed nami został już tylko finał.
Trzymajcie kciuki, by wszyscy wyszli z niego cało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top