Sejf i nowe tajemnice
Carmen
Kot powiedział mi właśnie że jego własna matka odjęła mi rękę bo zerwał współprace z nią i jej jakimś gangiem. Cóż... mamusia godna gangstera ale żeby porywać też jej własne dziecko i trzymać jako zakładnika? Co z tą kobietą jest nie tak to nie wiem ale wiem że on przede mną coś jeszcze ukrywa ale jest tego na pewno dużo. Po co mu te pendrive'y? Co to za dużo groźniejsza organizacja? Czy Interpol wie o nich... czy V.I.L.E wie że ich agenci współpracowali z Watahą? Co to za znajoma kobieta na nagraniu? Ygh. Tak dużo pytań a tak mało odpowiedzi.
Właśnie biegnie za nim do sejfu w porcie gdzie ci gorsi przetrzymują dzieciaka. Szczerze nie mogę przestać się gapić na tyłek kota i ogólnie jego ruchy. Każdy skok robi z wielką gracją. Gdy się tylko wybije robi obroty, salta, przewroty czy nawet seksowne pozy. Zaraz. O czym ja myślę? Nie. Nie mogę się w nim tak łatwo zakochać. Nie jest złoczyńcą ale jest... złodziejem. Oszuka mnie przy pierwszym możliwym momencie... Chociaż gdyby tak było to by mi nie dał w "prezencie" tej kryjówki. Poza tym było by to naprawdę głupie podążanie za nim choć trasa naprawdę zmierza do portu... Może w tym czasie uda mi się coś z niego jeszcze wyciągnąć.
Carmen: To skoro i tak już tak biegniemy to mogę się jeszcze pytać?
Czarny kot: Dawaj kiciu.
Carmen: Kim są ci groźniejsi?
Czarny kot: Zobaczysz na miejscu. Pewnie tam będzie.
Carmen: Jak to będzie?!
Czarny kot: Jakoś go pokonany skarbie. Powiem ci później wszystko ok?
Carmen: A Wataha tam będzie?
Czarny kot: Mają kruchy sojusz więc raczej tak.
Go? Mam nadzieje że będzie tylko jeden. Z ludźmi Watahy jestem w stanie sobie poradzić ale ten groźniejszy to może być ktoś jak tamten facet w pizzerii. Może mieć jakieś moce ale w takim razie dlaczego kot go nie porwał i zabił? Może ci są mocniejsi i pewnie się boi swojej matki więc się w sumie nie dziwie... o jesteśmy w końcu w porcie.. o rany... jest tu ich masa.
Czarny kot: Sejf jest w tamtym budynku. Jeżeli chcemy uwolnić mi brata musimy wyeliminować każdego po cichu...
Carmen: Poradzę sobie z tym. Zajmij się tymi z drugiej strony tych kontenerów a ja od ulicy.
Czarny kot: Mrrrau. Uwielbiam silne i stanowcze kobiety.
Carmen: Ty mnie podrywasz?
Czarny kot: Zwykły komplement jak każdy inny. Lubie kiedy Kocurki i kocice wysuwają pazurki.
Skoczył tam na jeden z dźwigów, który stał na środku a ja za nim i wtedy zrozumiałam co powiedział. Kocury i kocice? On jest bi? Myślałam że jest gejem sądząc po jego zachowaniu. Cóż. Też pasuje. Zaczęłam się dalej przyglądać gościom i próbuję zrozumieć ich położenie ale wtedy przyjechał jakiś samochód z którego wyszła jakaś osoba w ciemnym płaszczu o dosyć potężnej posturze. Najbardziej charakterystyczne było to że nie widać twarzy. Ma maskę na twarzy, która jest przełamana na oku. Ogólnie jest praktycznie cała w ognisty wzór i rogi na jednej połówce.
Carmen: Kto to?
Czarny kot: Jeden ze Stowarzyszenia wyższych. Tego to nie próbuj eliminować. Nie dasz rady.
Carmen: Nigdy o nich nie słyszałam.
Czarny kot: Bo się ukrywają. Są mutantami.
Carmen: Jak ten gość z Pizzerii?
Czarny kot: Nie. Ten się urodził z mutacją.
Carmen: J jak?
Czarny kot: Mutagen który wam dałem jest odpowiedzią. Moja matka go stworzyła. Jednak nim działał tak jak teraz było wiele nieudanych prób. Na początku był gazem, który jak na początku sadzono nie działał. Okazało się że u testowanych osób zaszły mutacje i kobiety urodziły zmutowane dzieci. Nie wiem dlaczego stali się źli.
Ja... nie wiem co powiedzieć. Mutanci jak ci z Marvela tyle że w prawdziwym życiu. Szczerze nie wiem co o tym myśleć. Jestem zszokowana szczególnie tym że jego matka stworzyła mutagen. Ale w dalszym ciągu po co?
Carmen: Twoja matka stworzyła mutagen... dobra. To jakimś cudem skleca się w całość i to logiczną ale po co? Po co stworzyła mutagen?
Czarny kot: Tego możemy się tylko domyślać. Może dla władzy, może chciała mieć jakąś armie albo stworzyć sobie nieśmiertelność bo się bała śmierci... Nie wiem. Wiem tyle że jeżeli czegoś nie zrobimy mój brat zginie.
Kiwnęłam głową i skoczyłam tam gdzie miałam eliminować ludzi. Teraz jednak mam bardziej utrudnione zadanie bo ten gość nie wiedzieć czemu krąży wokół całego portu. Zobaczyłam jak Kot po cichu dorywa pierwszego gościa i go zabija. Ygh. Nie mam zamiaru ich zabijać. Dobra. Widzę pierwszego. Skoczyłam na dół i walnęłam gościa w głowę. Padł nieprzytomny i schowałam go do kontenera. Wciągnęłam się na górę i kilka kolejnych ludzi poszło mi bez problemu. Ba. Snajperzy byli bez żadnej ochrony przez co wyeliminowywanie ich było dziecinnie łatwe.
Było jeszcze lepiej gdy jedna snajperka miała przy sobie strzałki usypiające i tłumik. Dzięki temu wystrzeliłam większość z nich aż zawahałam się przez tym z Stowarzyszenia. Jest mutantem i nie jestem pewna czy aby na pewno uśpi go aż tak mała dawka. Miałam już się zbierać ale usłyszałam kroki za mną. Szybko się odwróciłam strzelając na oślep. Okazało się że to był kot i strzeliłam mu w rękę. Spojrzał się na strzałkę, później na mnie i na broń.
Czarny kot: Dzieciom nie wolno się bawić bronią...
Carmen: Jak to na ciebie nie działa?
Czarny kot: Trafiłaś w protezę mózgu.
Carmen: Dobra. To teraz do sejfu?
Czarny kot: Chciałbym ale nasz znajomek najwyraźniej zauważył że jest sam. Musimy do niego podbić nim wezwie posiłki.
Carmen: Jest jakaś technika na walkę z nim?
Czarny kot: Tak taka - podał mi jakiś dziwny dysk - Programowalna materia. Załóż to na siebie gdziekolwiek, połączy się z twoimi nerwami i będziesz mogła z niej korzystać jak chcesz.
Carmen: To dlatego ją kradniesz? Do walki z nimi?
Czarny kot: Tak. To główny powód. Zalecam raczej atak z ukrycia. Ty odwróć jego uwagę a ja zabije.
Nałożyłam na siebie to i poczułam śmieszne uczucie wszędzie, które nagle zniknęło. Nie zauważyłam większej zmiany oprócz tego że moje rękawiczki pokryły się jakby fioletowymi żyłami. Nie wiem szczerze jak to używać ale to nie ważne. Tak jak powiedział powoli się do niego zaczęliśmy podkradać gdy ten się rozglądał i chyba zrozumiał że jest sam. Gdy wyciągnął komórkę skoczyłam na niego kopiąc prosto w twarz i łapiąc telefon. Rozwaliłam go a on gdy odzyskał równowagę spojrzał się na mnie wściekły.
Zapalił swoje pięści i cisnął we mnie strumieniem ognia. Ledwo udało mi się tego uniknąć. W kompletnym szoku zrozumiałam że ten może strzelać ogniem. Chciałam jakoś się do niego zakraść od tyłu przez kontenery ale jakby buchem ognia odsunął je wszystkie. Byłam zdolna zobaczyć jego jedno oko, w którym dosłownie był ognień. Nie wiem jak walczyć z mutantem. Nigdy nie walczyłam. Aaaah!
Uniknęłam kolejnego strzału przez który się przewróciłam, i później kolejnego przez który już musiałam się czołgać do tyłu przerażona. Gdzie jest kot kiedy go najbardziej potrzebuje? Wystawił mnie? Jak mogłam mu zaufać. Wiedziałam że to zły pomysł. Cholera! Uniknęłam kolejnego i teraz niestety byłam przyparta do ściany. Po jednej stronie jest kontener a gdy próbowałam uciec w drugą gość zablokował mi drogę strumieniem ognia. Spojrzałam w górę i nie zobaczyłam nic o co mogłabym się zaczepić a nie wiem jak używać tej materii. Nie wiem co robić szczególnie że ładuje swoją pięść.
Czyli to jest koniec Carmen Sandiego tak? Ok. Mogłam się w sumie tego spodziewać. Nie mam zamiaru zamknąć oczu. Będę się patrzeć na mojego zabójcę, który już wystrzelił we mnie płomienie. Instynktownie chciałam się zasłonić przed ciepłem ale do mnie nie dotarło. Stworzyła się jakoś fioletowa tarcza z mojej rękawiczki, która mnie uchroniła i odbiła ogień prosto w niego. Wleciał w słup z którego skoczył kot, by jednym płynnym ruchem wbić łom w jego ciało a konkretnie w klatkę piersiową tak że zablokował się w betonie. Ten się miotał i chciał strzelić płomieniami ale już nie dał rady. Łom najwyraźniej przebił jego serce. Jakimś cudem utrzymałam się na nogach mimo że mam je jak z waty. Tarcza zniknęła.
Carmen: Prawie mnie zabił.
Czarny kot: Mieliśmy taktykę co nie?
Carmen: Tak ale nie wiedziałam że to tak ma wyglądać. Ta tarcza aktywowała się w ostatnim momencie.
Czarny kot: Ale aktywowała. Później cię najwyżej pouczę.
Carmen: Oj pouczysz... przynajmniej jeden z głowy.
Czarny kot: No najsłabszy ale tak. Pokonaliśmy go.
Carmen: Najsłabszy że co przepraszam bardzo?
Uśmiechnął się tylko do mnie. Podszedł do naszego pokonanego wroga, który już ledwo dyszał. Zabrał mu maskę i ją zniszczył. To ukazało młodego faceta. Na oko ma pewnie jakieś trzydzieści lat, długie, rudę włosy i czerwone oczy. Z jego rany ciągle sączy się krew i czuje że chyba lepiej go zabić niż żeby się męczył ale kot chcę go przesłuchać.
Czarny kot: Więc teraz... dawaj. Mów wszystko.
Gość: Dlaczego mam mówić? I tak mnie zabijesz.
Czarny kot: Tak... to prawda. Ale to od ciebie zależy czy twoja śmierć będzie szybka czy potrwa znacznie dłużej a chcę wiedzieć tylko jedną rzecz. Jedną.
Mimo faktu że ma przebite serce i ledwo oddycha to się jeszcze jakoś trzyma.
Gość: Dobra. Co chcesz wiedzieć?
Czarny kot: Gdzie jest moja matka?
Gość: Nie. Wszystko tylko nie to. Nie powiem. Mam rodzinę. Zabije ją!
Czarny kot: Dołączą do ciebie gdziekolwiek nie pójdziesz. Chyba że chcesz bym dał cynk Matce chrzestnej Watahy że ich zdradzili?
Gość: Nie nie. Już mówię. Nie wiem gdzie jest twoja matka ale wiem kto może wiedzieć.
Czarny kot: No?
Gość: Ta Tygress. Pracuje z nimi od jakiegoś czasu. Ona wie wszystko.
Czarny kot: Dziękuje. Było aż tak trudno?
Odszedł od niego i pobiegł w kierunku sejfu. Ten zaczął go błagać by go zabić wręcz agonalnie a ja już nie mogłam tego słuchać.
Carmen: Ej! Zabij go! Powiedział co chciałeś wiedzieć!
Czarny kot: Zrób to sama. Skoro chcesz dalej ze mną pracować to musisz umieć zabić. Po portu rozwal mu łeb!
Z ciarkami na plecach spojrzałam się na pokonanego wroga. Ten się na mnie patrzył błagalnym wzrokiem. Podniosłam jeden pistolet z ziemi, który został po eliminacjach. Odbezpieczyłam go i przyłożyłam do głowy. Zamknął oczy przygotowany na swój los a ja poczułam jakby mi się chciało wymiotować. Chciałam to po prostu rzucić ale nie mogłam. Facet jest pokonany, jest w agonalnym stanie i pewnie będzie umierał bardzo długo. Cóż. Nie mam wyboru.
Carmen: Robię to z litości.
Sasha: Dziękuje... jestem Sasha.
Strzeliłam i w końcu przestał oddychać. Prawie zwymiotowałam ale udało mi się to powstrzymać. Ygh. Muszę iść do kota. Skoczyłam do tego budynku. Rzeczywiście był tam sejf d którego weszłam. Wygląda jak kolejny normalny pokój. Jedyne co tu jest takiego dziwniejszego to miejsce na pen..drive...
Nagle usłyszałam jak drzwi się zamykają i pobiegłam co sił w nogach by z niego wyjść ale się nie udało i został zamknięty.
Czarny kot: Ale jesteś łatwowierna.
Carmen: Wrobiłeś mnie?!
Czarny kot: Czy wrobiłem... nie za bardzo. Po prostu potrzebny mi był pendrive a sam bym nie poradził sobie z tym gościem.
Carmen: To dlaczego kłamałeś?!
Czarny kot: Szczerze to chciałem zobaczyć jak bardzo jesteś łatwowierna.
Carmen: Czyli twój brat, wszystko co mi powiedziałeś i temu gościowi to kłamstwa?!
Czarny kot: W większości tak. To były kłamstwa ale spokojnie kocico programowalna materia jest tylko twoja. I mam rodzeństwo. Jedno jest w Interpolu a drugie postanowiło że zostanie z matką. O mam coś jeszcze dla ciebie.
Uchylił lekko drzwi żeby wrzucić następny pendrive.
Czarny kot: I zasłużyłaś też na to by poznać moje imię. Mów mi Vincent. Narazki myszko i zaraz ktoś cię uwolni. Spokojnie. Materia może zrobić ci kamuflaż... Bayo...
Szczerze nie wiem co powiedzieć. Widziałam że cholera mnie oszuka ale żeby aż tak? Zrobił to bo chciał zobaczyć jak jestem łatwowierna? To już cios poniżej pasa ale no niech będzie. Przynajmniej mam programowalną materię, wiem że ma na imię... Vincent i ten pendrive. Muszę wiedzieć o co tu chodzi... o ktoś idzie?
Po prostu pomyślałam o kamuflażu w ostatniej chwili gdy chyba mafiozy weszły do skarbca. Nie zobaczyli mnie dzięki czemu mogłam swobodnie bez bójek iść do domu. Nie zobaczyłam już nigdzie kota ale następnym razem mu przywalę. Na szczęście nie zdradził mnie tak jak myślałam że zdradzi i skończyło się tylko na tym.
Po chwili dotarłam do domu gdzie rodzeństwo z garnkami na głowię i uzbrojeni z mopa i miotłę dalej szukali potwora. Kazałam iść im za mną żeby dowiedzieć się co jest na tym pendrivie. Player przeskanował czy nie ma żadnych wirusów i wtedy pokazała się zawartość. Nie ma tu żadnego filmu czy nagrania głosowego a masa akt, które sprawiły że nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Jedno z nich to to że Nuform jest wysoce szkodliwy dla zdrowia przez co pracownicy Janet Hrez nie raz chorowali. Poza tym mutagen jest na podstawie właśnie nuformu a Hrez ma być powiązana z Watahą i Większymi... Nie. Nie chcę w to wierzyć. To nie możliwe...
Chociaż jedna informacja była najgorsza ze wszystkim. Jest tu napisane o początkach Watahy i ich założycielach. Cała ta mafia zaczynała od gangsterki bo uganiali się nad jakimiś ludźmi. Później to urosło do takich rozmiarów że stworzyli mafie. I już drugi raz wśród założycieli gangu jak i Watahy pojawia się ta jedna osoba. Moja matka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top