Noc żywego awokado
Carmen
Po tym całym dniu walki, zdrady kota i dowiedzeniu się że jestem jakby spadkobierczynią Watahy musiałam odpocząć. Po prostu jest to dla mnie trudne do zrozumienia. Moja matka założyła Watahę. Ale po co? Kogo tak ścigała żeby założyć cholerną mafię. Tak jak odpowiedziałam na jedno pytanie tak teraz pojawiło się nowe i wiele więcej innych. Nie wiem co robić jako kolejne. Niby kot mnie zdradził... chociaż to za dużo powiedziane. Dał mi te informacje, programowalną materie i powiedział jak się nazywa. Gdyby chciał mnie tak konkretnie zdradzić to by mnie zostawił tam bez żadnej możliwości na ucieczkę. Choć czy aby na pewno wszystko co mówił to kłamstwo.Jego ostatnie słowa były lekko poddenerwowane... Co teraz robić nie wiem bo nie mam żadnych następnych tropów oprócz tego że ma jakieś rodzeństwo w Interpolu. Ciekawe kto to. Może by mi się udało dowiedzieć więcej o nim a nie tylko bazować na domysłach ale jedyną osobą z Interpolu, która mnie nie zamknie kiedy się spotkamy to Julia a nie sądzę żeby ona miała na ten temat jakiekolwiek pojęcie. Poza tym nie chcę jej wpakowywać w tą dziwną sytuacje.
Jednak najbardziej co mnie zastanawia to jest to Stowarzyszenie wyższych. Prawdziwi mutanci z mocami... dlatego kot kradł materie. Nie poradziłby sobie bez niej skoro nawet najsłabszy prawie mnie zabił. Jest tyle pytań a ja nie mam zielonego pojęcia co robić. Cała ta sprawa zaprowadziła mnie do ślepego zaułka. Nie mam żadnych wskazówek, podpowiedzi, tropów czy ukrytych ko... zaraz. Kod... Pierwsze słowa w tych artykułach brzmiały " W co drugim głównym słowie jest zagadka" No jasne. Dlaczego wcześniej tego nie zrozumiałam!
Wzięłam laptopa i podłączyłam. Jeszcze raz spojrzałam na artykuły ale tym razem wyróżniłam drugie zdanie z pierwszych słów coraz to nowszych artykułów. Co ciekawe. Wychodziło nawet spójne i logiczne zdanie. Udało mi się to zdeszyfrować i wyszło " Naświetlone rzeczy widzi się odwrotnie" Zaraz. Ostatnim razem światło ultrafioletowe zadziałało choć nie wydaje mi się żeby o to chodziło. Jeżeli to wydrukuje to nic raczej nie wyjdzie... a podświetlenie w komputerze? Zrobiłam to i rzeczywiście pojawiły się jakieś napisy, których nie potrafiłam odszyfrować ale na pewno zobaczyłam małego kotka, który posyłał do mnie buzi. Lekko się zarumieniłam ale szłam dalej. Muszę to wydrukować bo najwyraźniej jest to zrobione w odbiciu lustrzanym.
Kilka minut później kiedy wdrukowałam wszystko, poszłam do większego stołu w kuchni, wzięłam małe podręczne lusterko, które przykładałam do zaszyfrowanych słów i przepisywałam je już w dobrej formie. Co ciekawe kot napisał je wszystkie w różnych językach i jak się po chwili okazało jest kilka słów zapisanych językiem Moresa. On się naprawdę boi swojej matki. Naprawdę mu się nie dziwie. Ah jest!
Carmen: Wybacz że zamknąłem cię w sejfie ale nie mogłem ryzykować że ją zobaczysz i coś ci się stanie kiciu lub co gorsza przejdziesz na jej stronę.
Zaraz... chodzi o moją matkę? Tam... tam była moja matka?! Jak on mógł mnie od niej odsunąć?! Dlaczego on...? A no tak. Jest założycielką Watahy i gdyby mnie zobaczyła to by pewnie chciała wciągnąć w nią. Nie wiedziałam że w ogóle żyje. Ale jest coś jeszcze.
Carmen: Klub ze striptizem o nazwie " Ptaszki, pszczółki i czosnek" Pójdź tam a znajdziesz wskazówki do mojej następnej akcji.
Klub ze striptizem. Dlaczego akurat takie miejsca. Jak się okaże że tam pracuje to się załamie. Oczywiście taki kształtny tyłek byłby idealny na rurze... o czym ja myślę? Eh. Jutro już tam pójdę. Dzisiaj naprawdę nie mam siły.
Carmen: Przynajmniej jest jakiś trop.
Powiedziałam do siebie ziewając ale wtedy coś usłyszałam. Odwróciłam się i położyłam rzeczy na blacie. Wzięłam zmiotkę do bronienia się. Zack i Ivy nie zdołali schwytać awokado mutanta. Teraz jest tu gdzieś i poluje. No dawaj mały. Wiem że gdzieś jesteś. Aaaaaa!
Rzuciło się na mnie ale na szczęście zablokowałam paszcze kijem. Gryzie, próbuje chwycić i zachowuje się jak najbardziej agresywne stworzenie jakie widziałam. Cholera ma paszczę pełną zębów ale nie ma oczu. Na dole jest osiem ostro zakończonych szpikulcowatych nóg, które chyba zmieniają się w macki. Staram się to odepchnąć ale dalej napiera.
Carmen: Wybryk natury!
Z całej siły go odepchnęłam i uderzyłam końcówką tak że wleciał w ścianę. Syknął na mnie po czym uciekł do dziury w ścianie. Świetnie mamy w ścianach niebezpiecznego potwora, który chcę nas pożreć. Najnormalniejsza noc. Muszę to upolować nim to upoluje nas... zobaczyłam coś kątem oka. Spojrzałam się i natychmiast upadłam z przerażenia. To ten balonowy chłopiec. Znowu...
Carmen: Wiesz co - wzięłam go - Spadaj - wyrzuciłam przez okno ale nagle stał przy mnie na stole - To chyba jakieś jaja...
Zack: Carmen! Co się stało -przybiegł w piżamie zdyszany i się przeraził kiedy zobaczył ślady zębów na zmiotce - Co się stało?
Carmen: To awokado się stało. Uciekło do ścian i najwyraźniej na nas poluje. Mieliście się nim zająć.
Zack: Staraliśmy się ale nie byliśmy w stanie.
Carmen: Zack... gdzie twoja siostra?
Zack: No jak to gdzie? Za mną... Ivy?
Carmen: To coś ją porwało.
Zack: Myślisz że pożarło?
Carmen: Nie wiem. Oby nie. Pomóż mi przeszukać ściany. Może znajdziemy gniazdo tego.
Kiwnął głową i z prowizoryczną bronią zaczęliśmy stukać po ścianach w nadziei że znajdziemy wyróżniające się miejsce. Może zabrało ją do jakiegoś swojego leża by najpierw upolować nas a później się wziąć do jedzenia. Przez kilka minut nic nie znalazłam aż poszło echo w ścianie. Zawołałam Zacka i razem ją rozwaliliśmy. Poświeciłam latarką i okazało się że są jakby wydrążone tunele i jakaś... zielona pajęczyna. Zack mimo moich próśb spróbował ją.
Zack: Guacamole.
Carmen: No pewnie. Bo dziwniej być nie mogło. Wyobraź sobie co powiemy Playerowi kiedy zapyta się co robimy. Hej. Szukaliśmy zmutowane uzębione awokado, które jest krwiożercze i na nas poluje. Poza tym wytwarza guacamole pajęczyny.
Zack: Uwierzyłby.
Carmen: Najpewniej ale teraz mamy coś innego na głowie - nic - Zack? - odwróciłam się ale nikogo nie było - Zack! Cholera...
Ten potworek zakradł się i porwał Zacka. Szybko sprawił że nie mam przewagi liczebnej. Dobra. Tak chcesz się bawić? Ok. Wzięłam miotłę, rozwaliłam ją tak by była ostra końcówka, przykleiłam długi nóż. Zaczęłam chodzić po hotelu. Niestety światło nie działa bo przegryzło kable i cały budynek jest nieoświetlony i wydaje się że chodzi po całym terenie ale wyjątkowo uwziął się na mnie. Nawet słyszę ciche warczenia i stukot nóżek w ścianach.
Carmen: No dalej. Nie ukrywaj się.
Czuje jak moje zmysły się wyostrzają z powodu niebezpieczeństwa. Wiele mogłam się spodziewać po moim życiu ale żebym bawiła się w kotka i myszkę ze wściekłym, głodnym ludzkiego mięsa awokado? Nie miałam pojęcia... nie. Nie miałam nigdy takiego scenariusza w głowie. Skoro mutagen może stworzyć takie coś z owocu to co może z ludzi? Na samą myśl mam ciarki a co dopiero może kiedyś to zobaczę... coś warknęło za mną i się szybko odwróciłam ale jedyne co zobaczyłam to lekko poruszające się krzesło. Musiało o to zahaczyć.
Carmen: No gdzie jesteś? Nic ci nie zrobię... mocno.
Nagle ryknęło na mnie i skoczyło. Zdążyłam zareagować przez co nabiłam to na nóż, który przeszedł przez paszcze i na wylot. Zostałam ochlapana guacamole ale się uśmiechnęłam... jednak to nie był koniec. Potwór ożył, odgryzł końcówkę kij i plunął na mnie czymś. To to Guacamole. Nie mogę się ruszyć.
Przewróciłam się i zaczęło mnie gdzieś ciągnąć. Na początku było bardzo wilgotno w ścianach ale po jakieś chwili byłam w piwnicy z resztą ludzi w tym Zackiem i Ivy, którzy byli cali. Przykleił mnie do pajęczyny. Gdy to zrobił podszedł do jakieś kobiety, której pożarł głowę, zaczął pić krew.
Na szczęście już małym nożem rozcięłam pajęczynę z ręki, i rzuciłam nim w to coś. Niestety ominął go, plunął bardziej mnie unieruchamiając i się na mnie rzucił.
Wtedy wszystko stało się czarne. Otworzyłam oczy krzycząc i okazało się że jestem w łóżku. Rozglądnęłam się i nasłuchałam i nie było ani widu ani słychu tego awokado. O rany... Położyłam się znowu choć słyszałam jakieś skrzypienie, które szybko ustało.
Carmen: To był tylko sen.
???: Rrrr.
Zaraz co? Znowu otworzyłam oczy i nagle przed moją twarzą pojawiła się klatka, która jakby spadła z sufitu a w niej ten potwór, który zaczął na mnie ryczeć a ja krzyczeć. To nie był sen? Ale... jak...
???: Nie ma za co kiciu...
Czarny kot mnie uratował? Ja ja... nie wytrzymam. Tak szybko jak wstałam zemdlałam i ostatnie co widziałam przed zamknięciem oczu, był machający do mnie Czarny kot.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top