8. A on jest totalnie śliczny
*Ten rozdział jest długi, bo uznałam, że połączę dwa ze sobą, dlatego zróbcie sobie herbatkę i miłego czytania*
Nie spodziewałem się, że Clifford rzeczywiście zechce wyjść ze mną z sali, choć z drugiej strony, widząc jak bardzo jest wystraszony, chyba skorzystałby wtedy z każdej deski ratunku. Postanowiłem nią dla niego po prostu być i prawdopodobnie zdecydowałbym się na takie działanie, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Byłem uczulony na to, gdy ktoś cierpiał. Tak po prostu i to nie tak, że jednocześnie podejmowałem tylko dobre, nieszkodliwe dla wszystkich decyzje, nad niektórymi zwyczajnie nie myślałem, albo pojawiał się we mnie mały egoista, z którym czasem musiałem przeprowadzać ogromne walki, bo nie chciałem być takim człowiekiem. Moi bracia nabijali się z tej cechy od zawsze, uważali, że świat pożre mnie żywcem i nawet jeżeli mieli trochę racji, zamiast udawać, że wcale nie jest mi przykro, jak widzę bezdomnego, uznałem, że mogę być jednocześnie empatyczny oraz mieć dostateczną siłę przebicia, by czerpać z tej cechy korzyści dla wszystkich. Jako dziecko wysyłałem dziewczynom Jacka laurki, żeby nie było im smutno, gdy nie dzwonił. Dostałem za to opieprz, bo nie wpadłem na to, że jakikolwiek kontakt ich z naszą rodziną może być bolesny. Dorastając wziąłem Petunię ze schroniska, bo chciałem pieska, a wchodząc tam – zostałem na dłużej, oferując się w wyprowadzaniu reszty zwierzaków i sprzątaniu ich przestrzeni, bo każdy z psiaków chciał mojej atencji. Okej, nie każdy, a to jest dobra metafora, bo nawet gdy któryś mnie ugryzł, nie poddawałem się w próbie zbudowania z nim relacji. Z Michaelem było trochę jak z tym psem, potrafił na mnie syknąć, czy powiedzieć coś, co w założeniu miało mnie zranić, ale byłem pewny, że robi to dlatego, bo sam jest zraniony. I nie, nie usprawiedliwiam tutaj tych zachowań, ale to zachowania są złe, nie ludzie, przynajmniej w to wierzyłem. Jednocześnie starałem się być współczujący oraz asertywny, co szło mi... Różnie. Tak samo jak różnie szło mi ze szczerością i z całą serią innych, dobrych rzeczy. Ale się starałem, bardzo się starałem, natomiast gdy przyszedł moment, kiedy Mike skorzystał z tej „deski ratunku", którą dla niego byłem, uznałem, że to było warte zachodu.
Nie chciałem go płoszyć, ani drażnić. Nie planowałem śmiać się z niego, bo byliśmy już właściwie sami, dlatego to nic osobistego i mogę nabijać się z jego strachów. Dopiero na zewnątrz, Clifford puścił moją dłoń, a zrobił to tak gwałtownie, że aż musiałem władować ją do kieszeni. Przestałem chyba liczyć na jakiekolwiek „dzięki" z jego strony.
- Pójdę zapalić, a ty się odlej – powiedział w końcu, bo przystał na udawaniu, że wcale film na niego nie działał. – Potem wrócimy do środka, tylko szybko, bo chcę zobaczyć, jak Calum płacze ze strachu.
Westchnąłem, próbując nie strzelić największego biczfejsa w historii biczejsów, wymusiłem uśmiech i pokiwałem głową w stronę Mike'a, obracając się na pięcie. On zrobił krok do wyjścia, ja zrobiłem krok do ubikacji.
Dlaczego tak bardzo próbował udowodnić przede wszystkim sobie, że czuje się świetnie podczas oglądania horroru? Dlaczego... Michael był taki trudny?!
Pieprzyć to.
Zwróciłem się w jego stronę i założyłem ręce na piersiach.
- Mike! – zawołałem, żeby na mnie spojrzał. Przy okazji zwróciłem uwagę parę osób czekających na swoje seanse. Był późny wieczór, więc spotykaliśmy albo młodzież mniej więcej w naszym wieku, albo zakochane parki młodych dorosłych, które przyszły obejrzeć jakieś romansidło.
Chłopak nie chcąc zwracać na siebie uwagi, podszedł do mnie i uniósł jedną brew.
- Mam iść z tobą i potrzymać cię za siurka?
- Chciałbyś – palnąłem, a on zamiast się zirytować, tylko spojrzał nas sufit. Może go zażenowałem? Nie wiem, rozmawialiśmy o sikaniu, sikanie ma związek z penisem, Mike lubi penisy i raz nazwał mnie uroczym kotkiem, zakończmy to w tym miejscu. – Wcale nie chcę iść do ubikacji – wyjaśniłem bardzo powoli. – I wcale nie bałem się tego gównianego filmu, ale wiem, że ty się bałeś...
- Jasne. – Przewrócił oczami. – Zwal na mnie.
- Na co liczysz? – Wciąż zaciskałem ręce na piersiach. Nowa taktyka w rozmowie z nim brzmiała: zejdź do jego poziomu wulgarności, gdy cię wnerwia. – Że powiem „zwalę tobie"?
- Luke, do cholery, co ci jest?! – Zamiast się speszyć tym razem, parsknął śmiechem. – Nie bałem się, ty to dokładnie wyartykułowałeś, więc chwyciłem cię za rękę i wyszedłem z tobą do ubikacji, a teraz mówisz mi, że wcale nie chcesz do niej iść?
- Tak? – Uniosłem jedną brew. – To nie idź na fajkę i wróćmy na salę, najpewniej ten opuszczony dzieciak zaraz wyskoczy zza kadru, w najmniej oczekiwanym momencie...
- Przestań. – Zacisnął powieki, a mój kącik ust drgnął. – I przestań się ze mnie śmiać, nie muszę mieć otwartych oczu, żeby widzieć, że się śmiejesz!
Jakaś para zaczęła jeść swój popcorn wpatrując się w nas, jakbyśmy byli ciekawsi, niż ten romans, na który mieli zaraz wejść.
- Bo bawi mnie to, jak bardzo się wzbraniasz. – Szturchnąłem go lekko. – Michael. To, że nie lubisz jumpscarów jest okej, dziwaczne jest oglądanie ciebie, kiedy się miotasz i robisz z tego wielkie halo. Gdybyś od początku powiedział, że cię to przeraża, to Cal z Sandy poszliby sami, a ja powiedziałbym „o, chodźmy na..." – Spojrzałem na plakat. – „After 2", okej, nie, powiedziałbym „chodź, pójdziemy na kebab", albo sprawdzimy co grają w innych kinach.
Michael milczał przez dłuższą chwilę, po prostu wpatrując się we mnie, jakbym był postacią z tego żenującego horroru, a ta cisza sprawiła, że aż przewróciłem oczami. Mógłbym mu to napisać, wtedy dostałbym jakąś sensowną odpowiedź i być może całą historię w związku z tym, czemu chłopak boi się jumpscarów oraz czy jest to uwarunkowane czymś więcej, niż progiem stresu. Ale nie chciałem tego wykorzystywać, bo w naszych interakcjach twarzą w twarz, uświadamiałem sobie, jakie świństwo tak właściwie mu robię. Gdyby chciał, powiedziałby mi o tym tu i teraz, prawda? A może mój wzrok go przerażał? Dlatego zerknąłem znów na ten plakat z Afterem, pozwalając Cliffordowi procesować.
- Ty, ja się śmieję, ale w tym gra Dylan Sprouse – użyłem niższego głosu, bo mówiłem o jednym z powodów swojego zamiłowania do mężczyzn. – Chcę zobaczyć Dylana Sprouse'a na dużym ekranie – uściśliłem.
Michael dalej nie drgnął, po prostu na mnie patrzył, a gdy osoby będące na korytarzu zaczęły wchodzić do sali, bo najpewniej wyszły na reklamach, zupełnie niespodziewanie, chłopak chwycił mój nadgarstek i zaczął ciągnąć mnie w stronę sali kinowej. I tak byliśmy poza strefą sprawdzania biletów, więc czy to miało jakiekolwiek znaczenie, który film zdecydujemy się zobaczyć?
Przeszedł mnie zimny dreszcz na gest ze strony Mike'a. Jego dłoń była chłodna, chociaż miał rozgrzane policzki i diabła w oczach. Chciałem widzieć go takiego częściej,bo było w tym coś atrakcyjnego.
- To będzie prawdziwy horror – mruknął, zajmując jedno z wolnych miejsc, bo pomieszczenie i tak nie pękało w szwach od ludzi.
- Cokolwiek pozwoli ci spać, Puszek – odparłem, zadowolony z siebie prostując się na fotelu, gdy film się zaczął.
*
Nie spodziewałem się takiego obrotu zdarzeń. Właściwie nie miałem oczekiwań co do tego wieczoru, bo raczej byłem więcej, niż pewny, że Michael po prostu spróbuje mnie ignorować. Przecież to wszystko samo w sobie przypominało kadry z romansidła, zwłaszcza gdy pracownik kina wchodził do środka, a my wkręciliśmy sobie, że na pewno wszyscy wiedzą, iż nie mamy biletu na ten seans, więc trzeba się ukrywać. Bardziej prawdopodobna była myśl o tym, że zwyczajnie ludzie uznali nas za nietrzeźwych, bo nasz podobny gust co do kultury zobowiązywał i większość dramatu, dla nas wydawała się totalną komedią, a patrzenie sobie w oczy na tych durnych scenach, sprawiało, że musieliśmy szczypać się w nadgarstki, by nie zostać przez głupawkę wyproszonymi z sali, tak jak ostatnio stało się to na angielskim. Naprawdę dobrze się bawiłem... Jakby nie było między nami żadnej granicy, ani muru, który Michael próbował usilnie wyznaczać. On też się dobrze bawił. Wiedziałem o tym, bo reagował tak, jak wyobrażałem sobie, że reaguje na wszystkie interakcje Damona i Eleny, podczas smsowego oglądania Pamiętników Wampirów, albo jak powstrzymuje śmiech na gagach w Modern Family, by nie brzmieć idiotycznie, wpadając w śmiechową histerię.
Pomyślałem, że gdyby tylko Mike dał mi szansę, moglibyśmy wychodzić tak do kina częściej, albo mógłbym podciągnąć go pod moją, Cala, Sandy i Ashtona subkrybcje Netflixa, czy podzielić się z nim HBO Go, żebyśmy bez problemu spotykali się wieczorami i oglądali filmy wspólnie. Sam na sam. Na przykład w moim pokoju. Ale nie musieliśmy robić tylko tego! Może nasz durny projekt by ruszył. Albo mógłbym nauczyć go matematyki! Albo moglibyśmy czasem pójść razem pobiegać, upiec ciastka, pograć w Cyberpunka, zrobić maraton filmów Marvela i ponabijać się z DC!
Musiałem pokręcić głową, by pozbyć się tych wizji, bo zacząłem się zachowywać, jakbym naprawdę miał na Michaelu ogromnego, niezbywalnego crusha. Może... Może miałem. I co z tego, tak czy tak byłem walnięty na jego punkcie.
- Napisałem Calumowi, że jednak nie dałem rady tego dalej oglądać i odwieziesz mnie do domu metrem – powiedziałem, kiedy wyszliśmy już przed budynek, okrywając się szczelnie kurtkami, bo zmiana temperatur na nas zadziałała. – Nie powiem mu jak było naprawdę, jeśli nie chcesz.
- Spoko, dzięki. – Pokiwał głową, odpalając papierosa. Wystawił do mnie paczkę, więc spojrzałem na niego z politowaniem. – Do której będą tam siedzieć?
- Uwaga, do siedem po trzeciej, żeby zachować koncept horroru, to maraton, także biedna Sandy będzie znowu sprawdzać, co ma pod łóżkiem, tak jak po „To".
- Cal ją ocali. – Mike poruszył brwiami zaciągając się dymem, więc się zaśmiałem.
Oboje byliśmy kumplami Caluma i doskonale wiedzieliśmy, że jego kompleks na punkcie Sandy potrafi być kolosalny, ale hej, pasowali do siebie, to mogłoby działać. Jednak nie chciałem wchodzić w relacje swoich przyjaciół, bo ich etap: „Co?! My?! Razem?! Znamy się od zawsze, to głupie!", trwał nieprzerwanie.
- Och, więc znasz jego bolesną historię z friendzone. – Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Michael zamiast iść w stronę podziemnej stacji, ruszył na deptak, ale nic nie mówiąc, po prostu pokierowałem się za nim.
- Taa, ale będą razem. – Clifford wzruszył ramionami. – Bo inaczej się sfrustrują. Chociaż nie mam pewności.
- Może. – Westchnąłem. – Albo żadne z nich nie będzie miało tyle jaj, by się przyznać, oboje ułożą sobie życia i nie będą mieli pojęcia, że razem byliby bardzo szczęśliwi – zasugerowałem.
- Albo unikną zawodu, bo relacje międzyludzkie to syf i czasem lepiej ich zwyczajnie unikać? Nie zawsze miłość z przyjaźni działa, może boją się zniszczyć swoją przyjaźń. – Mijając niezwracających na nas uwagi ludzi, dostrzegłem, że my naprawdę idziemy na kebab, więc momentalnie uśmiechnąłem się szeroko. – Co? – Chłopak pociągnął mnie za ramię, bym nie wpadł na jakąś pijaną kobietę, tym samym niemal nie staranowałem jego, ale chwytając mnie za barki, sprawił, że oboje zostaliśmy w pionie.
- Przepraszam – podrapałem się niezręcznie po karku. – Po prostu czuję kebsa. – Oblizałem usta, widząc jak Mike przygryza swoje w uśmiechu. To musiało być dla niego dziwne, ale dla mnie... Też trochę było, chociaż wcześniej o tym rozmyślałem, o nas... Razem, gdzieś, gdziekolwiek. – I wiesz, czytałem ostatnio, że pewien Rosjanin wziął ślub z pizzą, bo związki z ludźmi były dla niego zbyt skomplikowane.
- Brzmi jak doskonały plan, Pimpek. Ja wezmę ślub z McRoyalem.
- O fuj. – Aż się wzdrygnąłem. – Nie odrzuca cię ta ilość cebuli?
- Cebula w tej kanapce potrafi mnie zranić, ale to mój kink. – Puścił mi oczko, czego kompletnie nie zrozumiałem. Aż zmarszczyłem czoło.
- To było takie żenujące, Michael.
Dalej szliśmy ramię w ramię, mijając wypluwanych wręcz przez bary ludzi, korzystających z faktu piątkowej nocy.
- Coś ty, wszedłem na te klimaty Aftera – powiedział teatralnym głosem. – Umówmy się, nie widziałem pierwszej części, ale jak tylko ten żul pojawił się na początku filmu, miałem pewność, że on wróci jeszcze później.
- Czytałem fanfika, dlatego czułem to inaczej, ale nie dziwię się, że Harry Styles chce się odciąć od tego wizerunku. – Wzruszyłem ramionami, władowując ręce do kieszeni, gdy stanęliśmy w kolejce po swój fastfood. – Gdy miałem dwanaście lat, to był najwyższy kunszt sztuki literackiej, teraz mam prawie osiemnaście i jestem zdegustowany.
- O, więc to cię zniszczyło? – Skinąłem, by kontynuował, bo nie miałem pewności o co mu chodzi, zwłaszcza gdy oczy Clifforda zabłyszczały. – Szukasz toksycznych relacji, bo naczytałeś się ich jako dzieciak i chcesz być Mary Sue, która ocali wszystkich, zwłaszcza swojego love interesta?
- Nie. – Zmarszczyłem czoło, ale przypominałem trochę Rossa, który reagował, mówiąc sto razy „I'm fine", na wieść o romansie Joeya i Rachel. – Może po prostu lubię wyzwania? – Uśmiechnąłem się. – I to nie tak, że próbuję kogokolwiek zbawić, po prostu chce mi się rzygać, jak widzę bezsensowne konflikty, które mogłyby zakończyć się poprzez jedną rozmowę.
Michael wyglądał jakby chciał mi coś na to odpowiedzieć, jednak zamiast kontynuować tę wymianę zdań, po prostu uśmiechnął się do kobiety za ladą, u której zamówił kebab dla siebie.
- A ty co chcesz? – zapytał mnie, więc machnąłem ręką, że sam sobie wybiorę, a już na pewno zapłacę, bo czułbym się głupio, gdyby Clifford za mnie płacił, chociaż wyciągnął kartę.
- No dalej, ja stawiam.
- Nie trzeba, serio. – Pokręciłem głową.
- Jak pojedziemy do Maca pracować nad projektem, to ty będziesz stawiał, okej?
- Więc jednak będziemy pracować nad projektem? – zaczepiłem.
- Zamawiają panowie, bo blokują kolejkę – rzuciła twardo ekspedientka.
- Okej, niech będzie z ostrym i bez surówki.
- Liczę na to, że cię wysypie, pryszczu. – Pokazałem mu język na ten komentarz odnośnie mojego ostrego sosu.
Michael naprawdę był skomplikowany...
*
Rozmawiając o filmie, który widzieliśmy oraz o tym, jakie cała seria After ma problemy, choć wciąż całkiem miło się ją czyta, dotarliśmy na plac zabaw niedaleko stacji metra, bo musieliśmy przecież wrócić do domu. Zapomniałem o tym. Normalnie może byłbym już śpiący, ale zimno oraz towarzystwo Mike'a mnie rozbudzało. Cokolwiek się w nim zmieniło, że spędzał ze mną ten czas rozmawiając, dało mi naprawdę mnóstwo takiej nadziei, sam do końca nie miałem pewności na co.
Wspięliśmy się na drabinki, rozsiadając się na górze, już po jedzeniu i po przystanku na sikanie w publicznej ubikacji, z odkażonymi rękoma, bo Clifford miał okazję odkryć kolejne moje dziwactwo, to znaczy manię czystych rąk. Nasze nogi zwisały ku dołowi, światła okolicznego osiedla rzucały na nas delikatną poświatę, a puchowe kurtki chroniły nas przed mrozem. Zwróciłem uwagę na to, że oboje mamy stosunkowo długie nogi i właściwie cieszył mnie ten fakt, iż nasza różnica wzrostu nie jest taka rażąca. Czasem ciężko było nie być wyższym od wszystkich, bo jednocześnie miałem poczucie, że wypadałoby być też najsilniejszym ze wszystkich. W towarzystwie Mike'a tego nie miałem, choć zdawałem sobie sprawę z oczywistości, iż są dziedziny, w których to on jest bardziej stabilny i odwrotnie.
- Okej, więc spotkamy się na gruncie niczyim. – Temat zszedł na projekt, ale tym razem to mnie nie chciało się za bardzo myśleć o szkole, bo byłem oczarowany naszą scenerią. – Do którego Maca masz najbliżej? – Wzruszyłem ramionami. – Czy ty mnie słuchasz? – Szturchnął mnie ramieniem, więc zerknąłem na niego pytająco. – Mac, projekt.
- A. – Pokiwałem głową. – Okej, niech będzie Mac, może ten właśnie tu w centrum? Mam bezpośrednie połączenie od siebie, a ty?
- Jakieś na pewno mam, wisi mi to, jeśli mam być szczery, ale nie chcę na ciebie czekać i widywać się o jakiś chorych godzinach.
- Jest po jedenastej w nocy, twoja narracja umarła, Puszek. – Spojrzałem na niego z politowaniem.
- Okej, a jesteś teraz w stanie myśleć o projekcie?
- Jasne! – Nie byłem. – Musimy wybrać książkę, którą opracujemy, propozycje?
- Wow, my naprawdę będziemy teraz o tym rozmawiać. – Uśmiechnąłem się trochę złośliwie, majtając nogami w powietrzu.
To naprawdę była noc jak z jakiegoś pięknego snu. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie marzyłem o przeniesieniu naszych smsowych rozmów na grunt fizyczny.
- Romeo i Julia – wypaliłem. – Najkrótsza, najprostsza książka, poza tym znajdziemy całą masę kontekstów literackich, bo gdzie nie ma romansu?
Mike mruknął coś pod nosem, przekręcając się na drabince tak, że zawisł do góry nogami. Zmarszczyłem brwi, ale nie powieliłem jego pozycji, bo przypomniałem sobie szkolny płot oraz to, że przed chwilą zjadłem ostrego kebaba, więc zwyczajnie na niego patrzyłem. Jego fioletowe włosy pięknie kontrastowały z jasnym, oświetlonym piaskiem na placu zabaw.
- Nie wolisz robić czegoś z jakimś morderstwem w tle? – zapytał.
- Michael, nie wiem czy ty to czytałeś, ale oni... - Walić to, też przekręciłem się i zawisłem tak samo jak on, do góry nogami. – Na końcu umierają.
- Serio?!
- Nie czytałeś tego?! – Zacisnąłem zęby, nie chcąc spaść, co Clifford zauważył. Podniósł się i znów usiadł, po czym wyciągnął do mnie rękę, żeby mi pomóc. Rzeczywiście wróciłem do poprzedniego położenia z jego wsparciem, a potem znów puściliśmy swoje dłonie, choć spodobało mi się trzymanie go za rękę. – Dostałeś maks punktów z wypracowania, pamiętam to, bo ja dostałem tylko osiemdziesiąt procent.
- Ale w temacie nie było nic o tym, jak zakończyła się książka! Streszczenia, kujonie, szukanie schematu, zgadywanie, trochę lania wody. – Zrobił minę jakby to było oczywiste. – Przeczytałeś każdą lekturę od podstawówki?
- Omijałem opisy pól i lasów – wyjaśniłem. – Trzeba być zbokiem, żeby przez trzydzieści stron charakteryzować krzak i się nad nim spuszczać. – Aż przewróciłem oczami. – Więc akurat, Romeo i Julia jest krótkie, Szekspir pisze w porządku, możemy obejrzeć jakieś nagranie z teatru, albo sprawdzić, czy jakiś teatr to wystawia, jak chcesz i się przejść.
- Luke, nie będę spędzał z tobą dwustu lat na rozmawianiu o najbardziej znanym romansie na świecie.
- Och, daj spokój, poszedłeś ze mną na After! – Uderzyłem butem o jego but. – I to ty mnie tam zaciągnąłeś!
- Bo nie chciałem wracać na wyskakujące mordy!
- Ta, dlatego bardziej kupiła cię wizja pieprzenia się na ekranie co bezsensowny blok scen, które można wyciąć, poprzestawiać, a sens pozostałby taki sam! – Zawyżyłem trochę głos. – Michael, błagam cię, jak mi teraz wyskoczysz z jakimś Dostojewskim, którego będę musiał naprawdę uważnie przeczytać i analizować, to osobiście dokonam zbrodni.
- Myślałem raczej o Makbecie, żeby zostać w granicach Szekspira? Może Orwell?
- Orwell jest dobry – zgodziłem się z nim. – Tak samo jak Wilde, ale nie wiem czy zniesiemy siebie nawzajem wchodząc na ten poziom interpretacji i rozumienia świata. Romeo i Julia. – Naprawdę nie miałem żadnych, ani najmniejszych, ukrytych zamiarów ostając przy tym dramacie. Chciałem coś zrozumiałego, z banalną interpretacją, by móc zrobić ten projekt dobrze, ale jednocześnie nie poświęcić mu stu procent swojego zaangażowania.
- Zagadajmy do Jamesa. – Tak miał na imię pan Corden. – Czy nie możemy wziąć czegoś co nie jest lekturą.
- Możemy w kontekstach i już pytałem, główną linią musi pozostać coś z kanonu, także nie mamy zbyt dużej swobody, ale czego nie podciągniesz pod Romeo i Julię?
- Czy ty się uwziąłeś? – Teraz to Mike uderzył w mój but.
- Może.
Przewracając oczami zeskoczył z drabinek i ku mojej dezorientacji, po prostu wszedł do drewnianego pałacyku, żeby zjechać po ślizgawce.
- Jeżeli twoje dupsko tam nie utknie, będę pod wrażeniem! – krzyknąłem, by mnie usłyszał.
- Mam mniejsze dupsko, niż ty!
- Uznam to za komplement! – Pokazałem mu środkowy palec, a on się po prostu roześmiał.
Naprawdę nie potrafiłem oderwać od niego wzroku.
Po chwili sam zeskoczyłem z drabinek i usiadłem na huśtawce, natomiast Mike zajął tę tuż obok. Zamiast jednak się dobrze rozbujać, po prostu kręciliśmy się na metalowych linkach, co jakiś czas, uderzając o siebie nawzajem.
- Okej, jakie konteksty masz do tego Romea i Julii?
- Właściwie moją ulubioną książkę. – Poruszyłem brwiami.
- Chyba się boję. – Clifford rzeczywiście zrobił przerażoną minę. – Czy to kolejny romans?
- Tak. – Pokiwałem powoli głową.
- Czy ty masz deficyty?
- Tak – odpowiedziałem ze śmiertelną powagą, a on otworzył oczy szerzej i parsknął szczerym śmiechem, co powieliłem. – Czytałeś kiedyś Red White Royal Blue?
- Brzmi jak naprawdę kiepskie porno.
- Ale jest naprawdę dobrą książką!
Michael pokręcił głową i ponownie wstał, a potem wyszedł z placu zabaw. Nie obracał się za siebie, zapalił papierosa. Nawet nie czekał, aż pójdę za nim, bo... Wiedział, że to zrobię. Byliśmy w centrum miasta, w środku nocy, moja mama położyła się już spać. Jasne, iż nie chciałem zostać sam, dlatego szybko do niego dołączyłem, robiąc dosłownie to, czego oczekiwał.
- Chodzi o to, że prezydentką USA została kobieta, nie Hilary, tylko naprawdę super babka, zamiast pomarańczowego człowieka złego. – Michael zmarszczył czoło, bo widocznie mu się nie spodobało i to nie przez zamiłowanie do Cheetosa, bo wielokrotnie na lekcjach komentował go niewybrednie. – No i ona ma syna, który jest naprawdę super...
- Więc pewnie zakochał się w zwyczajnej dziewczynie i mamy typowego gniota – ukrócił, a ja zakasłałem czując dym papierosowy. Dmuchnął w drugą stronę.
- A jeśli ci powiem, że ten romans odbywa się między nim, a księciem Anglii? – Zrobiłem znaczącą minę.
- Wciąż mamy typowy romans, coś jeszcze? – Wzruszył ramionami.
- No właśnie nietypowy, bo halo! Anglia, rodzina królewska, a książę jest totalnie gejem! – wyjaśniłem, jakby to było oczywiste.
- W czym się różni romans facetów od romansu laski i faceta? – Mike wyrzucił niedopałek do kosza, zatrzymując się przede mną, jakby liczył, że mu to wyłożę. – Jakie są inne twoje ulubione książki? Tamte dni i tamte noce? Zabij swoich kochanków?
Nie wiedziałem na jakim osiedlu jesteśmy i nie miałem też pewności, którędy do stacji metra, albo na nocny autobus, jednak nie czułem potrzeby, by wiedzieć wówczas cokolwiek.
- To ostatnie jest zajebiście dobre, a film mnie wykończył. – Musiałem mu to oddać. – Ale... - Spoważniałem. – No nie wiem, hetero romanse są przewidywalne.
- Gejowskie też, jedyne co jest w tym innego, to po prostu dwóch migdalących się facetów. To głupie nazywać coś jakimś lepszym, czy unikalnym, bo jakiś bohater ma jakąś orientację, nie uważasz? Jakby... Nie jest to trochę urągające, że ludzie traktują coś, co jest proste i oczywiste, jako egzotyczne? Jakby ktoś niebędący hetero, był jakąś atrakcją...
- Mówisz o sobie, czy o mnie? – Uniosłem jedną brew.
Michael poczuł się zbity z tropu. Może trochę zagrożony, bo jego mimika się zmieniła.
- Pieprz się, Luke. – Obrócił się na pięcie.
- Nie! Poczekaj, kurwa mać, poczekaj! – Podbiegłem do niego, bo zaczął iść szybciej. – Powiem ci, co jest w tym super, przepraszam, że cię obraziłem, nie chciałem... – Nie zatrzymywał się i nie chciał mnie słuchać, dlatego pozostał mi słowotok. – Fajnie jest mieć swoją reprezentację w kulturze, fajnie jest czytać takie historie, albo oglądać je na ekranie, bo ma się świadomość, że hej, to jesteś ty, przynajmniej jakoś przenośnie i skoro temu bohaterowi się udało znaleźć miłość swojego życia, może ja też nie jestem spisany na straty, hm? – Wtedy się zatrzymał i znów na mnie spojrzał, jakby nie wierzył w to co usłyszał.
- Serio? Naprawdę, Luke? Wszyscy cię, kurwa, lubią, każdy się za tobą ogląda, a ty wątpisz w to, że kiedykolwiek znajdziesz miłość swojego życia? Pomijając fakt, że naprawdę chciałbym mieć takie problemy życiowe...
- Och, teraz to ty spierdalaj, Clifford. – Wyrzuciłem ręce w górę. – Przestań mnie oceniać, ja cię nie oceniam, bo gdybym to robił, to zacząłbym się śmiać na głos na tym horrorze, co miałem ochotę zrobić przez plot tego filmu. – Zacisnął szczękę, a gdy trochę się uspokoiłem, uznałem, że wrócę do tego, o czym mówiliśmy, bo jasne, że nie mogłem spodziewać się od niego teraz odpowiedzi. Mike po prostu wybierał sobie moment, w którym ze mną rozmawia. – Ludzie lubią romanse, bo lubią fantazjować, że ich życie może tak wyglądać, albo odciąć się na chwilę do innego świata, zobaczyć coś, czego nie mają i nie będą mieć, ale chcieliby chociaż na chwilę? – Złagodniałem. – Wiem, co o mnie myślisz. Że nie mam prawa do zmartwień i że moje troski są głupie, ale wiesz jak głupio się czuję, z myślą, że przecież każdy mnie lubi, więc dlaczego nikt się nie chce ze mną całować? Nie umiem chodzić na randki, nie łapię kiedy ktoś do mnie zarywa, nie umiem zarywać, jestem totalnym gównem jeśli o to chodzi, a chciałbym... No nie wiem, przeżyć taki magiczny, pierwszy pocałunek...
Błądziłem wzrokiem wszędzie po okolicy, a gdy mój obraz zasłoniła postać Michaela, poczułem jak się czerwienię. Nie wiedziałem co robił, o co mu chodziło, jakie ma zamiary... Zrozumiałem dopiero w chwili, gdy przyłożył swoje usta do moich i...
On mnie pocałował! Byłem w takim szoku, że nawet nie zamknąłem oczu, ale zrobiłem dzióbek, poruszając lekko ustami, czując że prąd przechodzi przeze mnie, a to uczucie czyichś miękkich, trochę popękanych warg na moich, jest wręcz uzależniające.
Moje kolana zrobiły się jak z waty, więc odruchowo złapałem się jego ramienia. Czułem jak nasze nosy przeszkadzają w dostaniu się do ust, więc obróciłem głowę w lewo, on obrócił w prawo i ponownie – leciutko, jakbyśmy spijali te pocałunki z siebie nawzajem. To nie było ani ciągłe, ani takie jak na filmach, jednak było strasznie przyjemne, dlatego jeszcze bardziej się zarumieniłem.
Odsunęliśmy się od siebie po chwili. Mike przetarł buzię, a ja rozchylałem usta, chcąc jak najbardziej ścisnąć nogi, bo nie byłem pewny, czy w mroku i czarnych jeansach widać, że się podnieciłem. Cholera. Zrobił mi z mózgu jeszcze większą papkę.
- Czy ty... Czy my...
- Wyluzuj, Pimpek. – Wzruszył ramionami odchrząknąwszy. – Zrobiłem ci przysługę, już nie będziesz musiał się martwić o swój pierwszy pocałunek, czy będzie doskonały i romantyczny, bo zwyczajnie masz punkt odniesienia.
- Ehe. – Byłem świadom każdego, swojego mrugnięcia.
Michael tylko pokręcił głową rozbawiony.
- Jeżeli dalej przerażają cię randki, to wyglądają tak jak to dzisiaj z reguły.
- Yyyyy... - Przestałem mrugać, odniosłem wrażenie, że zemdleję.
- Nie byliśmy na randce, dla jasności. – Uniósł obie ręce na wysokość klatki piersiowej. – Po prostu potraktuj to jako tutorial. Rozwiązałem jeden twój problem.
O nie. Zrobiłeś mi większy, stary... Ale nie mogłem powiedzieć tego na głos.
- Dzięki chyba – wypaliłem. – W sensie... Nie spodziewałem się, ale nie jestem zły, ani nic. Wow, więc to tak wygląda całowanie, ale fajnie...
- Niekoniecznie zawsze wygląda tak, ale masz już na czym pracować. Muszę spadać, dotrzesz jakoś do domu?
- Nie idź! – Nie panowałem nad swoim językiem. – To znaczy... Tak, mam jak wrócić do domu, wezmę taksówkę. – Oblizałem wciąż pulsującą, dolną wargę.
- Okej. – Michael zmarszczył brwi. – To na razie, Pimpek.
- Pa. – Skarciłem się w myślach, bo brzmiałem za wysoko, a gdy trochę rozbawiony Mike zniknął z mojego pola widzenia, uświadomiłem sobie, że muszę użyć map Google, by wyjść z labiryntu bloków mieszkalnych.
*
M: śpisz?
Ja: nie, co tam, jak było w kinie?
M: dziwnie... wiesz... chyba chcę ci coś powiedzieć
Ja: tak?
M: po raz pierwszy całowałem dziś chłopaka
M: i totalnie jestem niehetero, a on totalnie jest śliczny
Zablokowałem telefon czując, że serce zaraz wypadnie mi z piersi. Od powrotu do domu miałem zawroty głowy i prawie zabiłem się o Petunię ucieszoną na mój widok, więc musiałem tłumaczyć się mamie, że wcale nie jestem pijany. Na szczęście odpuściła drążenie i wróciła do spania, a ja... Ja nie mogłem zasnąć. Nie po tym co się stało. Tak. Michael Clifford był moim crushem na bank, tyle że... Chyba by nie chciał, żebym wiedział, co o mnie naprawdę sądzi. Kurde.
Ja: ojej, ale super
M: nie brzmisz entuzjastycznie, wiesz, wybacz jeśli myślałeś, że my coś ten ten, nie chciałem, żebyś tak pomyślał, ogólnie lubię tak żartować sobie z moimi znajomymi i... Ja cię naprawdę lubię i uważam, że jesteś spoko, ale nie chciałbym pozbawiać nas tej tajemnicy, czy czegoś takiego, a wiem, że i tak kręcenie z kimkolwiek nie wychodzi mi w rzeczywistości, więc tym bardziej kręcenie przez telefon
Co ja miałem mu odpisać?!
Ja: spoko, luz, serio! nie czuję, żebym dostawał kosza i rozumiem, więc...
Luke, ty idioto, będziesz tego żałował.
Ja: Z tamtym kolesiem to coś poważnego?
M: nie
M: proszę cię, nic z tego nie będzie, ja w relacjach romantycznych to totalnie inna historia, po prostu to było... bardzo miłe i takie... Urocze?
Chciałem mu odpisać „ty jesteś uroczy!", ale przed chwilą tamtej części mnie dał kosza, chyba trochę na rzecz innej części mnie? Albo na rzecz niebycia w relacji? Michael, czemu musisz być taki trudny?!
Ja: chętnie bym poczytał o tobie w romansach, ale serio muszę iść spać
Uznałem, że to będzie sensowne.
M: naprawdę nie jesteś zły, ani zazdrosny?
Ja: coś ty, geez, też mam swoich przyjaciół i się z nimi widuję, tak samo jak mam chłopaków od całowania, my po prostu... piszemy czy coś
M: dzięki
M: fajnie jest mieć kogoś takiego
Odłożyłem telefon i przytuliłem się do psiaka, który domagał się pieszczot po tym, jak wyszedłem z domu na tak długi czas. Nie umiałem skupić się na żadnej, pojedynczej myśli, wciąż wspominałem tylko ten cudowny pocałunek, który technicznie mógłby być sto razy lepszy! Gdybym wiedział, że to zrobi, zastosowałbym wszystkie moje umiejętności nabyte z książek i fanfików! Ale Mike mnie zaskoczył, przez co całowaliśmy się jak dwójka dwunastolatków... Ale się całowaliśmy. I byłem według niego śliczny!
Gryzłem usta do tego stopnia, że zaczęły mnie piec, a że moja szminka ochronna się skończyła, podreptałem do łazienki i ukradłem mamie błyszczyk. Do rana musiało wystarczyć.
Ciekawe czy Mike chciałby mnie pocałować wiedząc, że zostawię brokat na jego ustach... Pewnie uznałby, że jestem dziwny... Albo tym bardziej śliczny.
Kładąc się do łóżka, zorientowałem się, że jest prawie druga, a ja wciąż nie mogę zasnąć, bo moje serce nie chce się uspokoić. On też nie spał, widziałem zieloną kropkę przy jego ikonce na Messengerze.
Cal i Sandy nieprzerwanie byli w kinie...
Biorąc głęboki oddech kliknąłem w rozmowę swoją i Mike'a, tę na Messengerze właśnie, gdzie oboje doskonale wiedzieliśmy, kogo mamy po drugiej stronie.
Pimpek: login: l_h94 hasło: kochampieski111
Pimpek: 94 bo kocham też Harrego Stylesa
Pimpek: to są passy do apki Legimi, pobierz sobie, masz tam dostęp do mnóstwa fajnych książek, w bibliotece znajdziesz tę, o której mówiłem, ma różową okładkę
Pimpek: pomyślałem, że może zechcesz ją przeczytać
Pimpek: dostałem ją też w formie papierowej od brata, jak wolisz tak, to ci po prostu przyniosę do szkoły
Pimpek: Albo nie
Pimpek: nie wiem, jak wolisz, odezwij się, bo mi głupio
Puszek: *zdjęcie*
Uśmiechnąłem się, bo przesłał mi screena, że pobiera aplikację.
___________________________
Postanowiłam połączyć dwa rozdziały w jedno, bo nie mogłam się powstrzymać, dlatego jest taki długi. Koniecznie napiszcie co myślicie, bo jestem ciekawa. Może też macie jakieś fajne doświadczenia z pierwszymi pocałunkami? Mój tak prawdziwy pierwszy był u mojego chłopaka w domu, oglądaliśmy Pulp Fiction, ale nie mogliśmy się skupić na filmie, więc włączyliśmy muzykę. Wygłupiałam się leżąc na łóżku, słuchaliśmy Sweet Child O'mine od Gunsów, a wtedy on był jak "fuck it" i po prostu mnie tak ślicznie pocałował, a potem kontynuowaliśmy to, czekając aż moja mama po mnie przyjedzie, specjalnie wychodząc na deszcz, żeby być romantycznymi pipami. Lubię to wspomnienie strasznie, bo miałam właśnie siedemnaście lat i to wszystko było takie nowe i fascynujące... Możecie mi opowiedzieć o swoich, chętnie poczytam.
A co do chłopaków, no ojej, co ten Mike ma w głowie tak serio serio hm?
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top